Przez grubo oszklone okna wpadało blade światło księżyca. Mimo, że mój pokój był zaciemniony, bez problemu mogłam dostrzec w nim kształty kunsztownie zdobionych mebli. Stojące lustro oprawione tajemniczą, metalową ramą, skrzyło się w rzucanym na nie blasku. Przekręciłam się na bok, przeklinając kolejną noc, kiedy nie mogłam zasnąć. Otworzyłam oczy i usiadłam, rozglądając się wokół. Było duszno i cicho, a ponadto nie byłam w stanie ocenić, gdzie jestem, gdyż miałam zaspane oczy. Westchnęłam, zwieszając nogi za krawędź materaca i po omacku szukając japonek, które tam zostawiłam. Wstałam i ruszyłam wolnym krokiem do łazienki, którą - po raz pierwszy od dłuższego czasu - dysponowałam samodzielnie. W tej było już zupełnie ciemno, więc zapaliłam małą lampkę i poczłapałam do umywalki, mrużąc oczy i jednocześnie osłaniając je dłonią przed jaskrawym światłem. Obmyłam twarz zimną wodą i oparłam się obiema rękami o krawędź armatury. Czułam się, delikatnie mówiąc, fatalnie, i co gorsza – nie byłam w stanie powiedzieć, dlaczego. Uniosłam wzrok na wysokość lustra, by spotkać się ze swoim wiernym odbiciem, mierzącym mnie moimi własnymi, czerwonymi oczyma.
Sharingan.
- Aah! - zerwałam się gwałtownie, zaciskając pieści na miękkiej pościeli. Przyłożyłam chłodną dłoń do czoła, po czym westchnęłam, ciężko uspokajając swój przyspieszony oddech. Dokładnie pamiętałam swój dziwny sen, ale widok Sharingan’a w lustrze utkwił mi w głowie najbardziej. Rozejrzałam się po swojej sypialni, która dziwnym sposobem wydawała się większa niż w koszmarze. Opadłam na poduszki, wbijając wzrok w sufit. Zdjęłam zalegający mi na twarzy kosmyk włosów
Oh, Kami-sama... dziś była pełnia, czas rozmyślań. Czas, bym ułożyła plan działania.
Zamknęłam oczy. Zdarzało się, że zdenerwowana problemami, nie mogłam spać w nocy. W takich wypadkach dochodziło do wewnętrznego sporu. Mimo, że wielokrotnie powtarzałam do siebie słowo ‘Kami’ - nie byłam wierząca. Mój tok rozumowania znacznie wykraczał poza religię, o której, szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia. Moje myślowe monologi w celu uspokojenia były zarazem pokutą, jak i lekarstwem. Niemal czułam, jak dwie Niko rozrywają mnie od środka, wygłaszając na przemian swoje racje.
Po pierwsze: za bardzo się tym wszystkim przejmowałam. Co z tego, że ktoś był w czymś lepszy ode mnie?
Eh... nie wolno było mi tak myśleć! Byłam kunoichi, to moje życie, pasja, praca. Skoro się tego podjęłam - chciałam się wykazać. Nie mogłam znieść, że jestem gorsza w drużynie, ilu osobowa by ona nie była!
No tak… ale Sasuke... eh... nawet nie wiedziałam, co mam o nim myśleć. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego.
Wredny gnojek! Musiałam go pokonać! Wtedy nareszcie by zrozumiał, kto tu rządzi... durny Uchiha... niech trzyma łapy przy sobie!
Uratował mi życie. Był bardzo silny i inteligentny. Nie bez powodu chciał pomścić swój klan. Czułam się przy nim bezpieczna, a...
Kogo to obchodziło? To był facet, on mnie by nigdy nie zrozumiał! Naruszał moją przestrzeń osobistą, bałam się go!
A wcale nie. Przyjemnie się z nim spędzało czas. Nawet, jeśli się kłóciliśmy.
Eh. Nie zawahał się mnie uderzyć! Wywyższał się i dopiekał mi przy każdej okazji. Co ja sobie myślałam, że może nas łączyć przyjaźń?! A może coś więcej? Jasne. Żadne z nas nie było gotowe na bliski kontakt. Musiałam zachować się profesjonalnie. Trening czyni mistrza, więc czemu nie trenowałam? Znałam swoje umiejętności. Byłam dobra. Mogłam być jeszcze lepsza. Jeśli skupiłabym się na misji, zadaniu, na tym, co teraz. Nie mogłam pozwolić sobie na gdybanie.
Tak właśnie zakończyła się inteligentna potyczka. Właściwa ja słuchała się tylko Niko wygranej, a teraz doszło nawet do kompromisu. To znacznie ułatwiało mi sprawę.
Kłopot z Sasuke – na potem, aktualnie – misja, trening, ogólnie - ogarnianie się. Wszystko dążyło ku lepszemu. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Rankiem, po obfitym, by nie powiedzieć 'królewskim', śniadaniu, wzięliśmy się do pracy. Temari i ja ruszyłyśmy do szpitala, by wyciągnąć jeszcze kilka informacji na temat zgonów, a Shikamaru i Sasuke udali się do wskazanej nam przez Aryane komendy policji. Tak naprawdę byli oni tylko władzą wykonawczą i pilnowali porządku w Komakoro, co zawierało w sobie obowiązek dokonywania egzekucji. Tam właśnie Nara chciał poszukać wspólnika Tevy.
- Jeśli Teva miał oddanego partnera, to ten musiał go odwiedzać. - zamyśliła się Temari w drodze do szpitala. - Nawet, jeśli więź nie byłaby między nimi tak silna, strażnicy mogli pamiętać... Iie, powinni pamiętać kogoś, kto w dniach przed zatruciem Tevy odwiedzał jego celę.
- Skoro tak, to czemu nie pójdziemy tam z chłopakami, tylko marnujemy czas bawiąc się w oględziny sztywniaków? - zapytałam. Po nieprzespanej nocy miałam podły humor.
- Shikamaru twierdzi, że coś przeoczyliśmy. Z resztą – nie oglądamy ciał, a wertujemy dokumenty. Przydasz mi się przy tym.
Genialnie. Praca papierkowa.
Szpital nie wyglądał inaczej niż poprzedniego dnia. W sali było za to o połowę mniej medic-nin'ów, a nigdzie nie dopatrzyłam się Takenachi'ego. Tak naprawdę to miałam ochotę z nim rozmawiać. Po chwili czekania pielęgniarka zawołała lekarza, z którym rozmawiałam wcześniej.
- Znowu wy? - zdziwił się Sangyou. Poprawił okulary, zanim odezwał się znowu. - Mało namieszaliście?
- Gomene. – westchnęłam, nie za bardzo rozumiejąc, o jakie zamieszanie mu chodziło. - Nasza misja jest bardzo ważna. Mój kolega twierdzi, że coś mogło zostać przeoczone.
- To niech sam się tu pofatyguje. Powiedziałem wszystko, co wiem.
- Aah.. a mimo to... ma pan wolną chwilę? – zapytałam grzecznie. Chyba wszyscy mieli dziś gorszy dzień. Niko mało mówiła, a miły mężczyzna przyjął postawę obronną, jakbyśmy to jego oskarżali o cokolwiek.
- Coś się wykombinuje. – odparł cicho medic-nin. Udałyśmy się do tej samej sali, co poprzednio. Gdy Sangyou odnotował coś w notatniku i przedyskutował z pielęgniarką grafik, zjawił się w biurze ze stosem dokumentów. Niko na ten widok poszerzyły się źrenice. - Nie miałem czasu posegregować. - przyznał lekarz. - Nie sądzę, dzieci, by z waszego śledztwa coś wyszło. Shizuka szuka dziury w całym.
Szatynka wzięła do ręki pierwszy plik kartek, piorunując nieznajomego zabójczym wzrokiem.
Przejrzałam kilka stron statystyk, chorych wykresów, danych pacjentów, stopni kuracji i innych zbędnych rzeczy. Czemu lekarze zajmowali się pisaniem tych bzdetów, zamiast robić to, co naprawdę ważne?
- Nie ma jakiegoś streszczenia? – burknęłam, odgarniając włosy z twarzy. Było mi niewygodnie bez opaski.
- Ha ha ha… nie nazwałbym tego 'streszczeniem' ale mam kartę Tevy. Dostarczono nam ją po jego śmierci w więzieniu. - przyjrzałam się nowemu, bardziej czytelnemu dokumentowi.
- Nie macie karty Yutaki? – westchnęłam, choć już spodziewałam się, jaka będzie odpowiedź.
- Nie, czemu?
- Tak pytam. – mruknęłam, czytając. Imię, nazwisko, wiek, miejsce zamieszkania, rodzice, przebyte choroby, bla bla bla... grupa krwi, kawaler, bezdzietny... - O.
- Nani?
- Ma grupę krwi 0 minus. – pokazałam drugiej kunoichi. Lekarz przytaknął.
- No i co z tego? - mruknęła Temari, okładając 'swoje' papiery na bok.
- Wbrew pozorom – to ważne. Istnieje osiem podstawowych grup krwi: A, B, AB i 0, minus i plus. - wyliczyłam. - Są one decydujące przy przetaczaniu krwi. Nie każdą krew można oddać każdemu. Weźmy na przykład... najrzadziej występujące grupy krwi. Są to wszystkie grupy minus oraz AB plus. Jeśli jesteś ranna i masz grupę krwi AB plus – masz farta. Każdy krwiodawca może zaoferować ci krew. O ile nie nastąpi konflikt ciał, ale to potem. - uśmiechnęłam się. Temari słuchała z wielkim zainteresowaniem, a Sangyou z uśmiechem przytakiwał. Lubiłam książki medyczne i biologiczne. Kiedyś chciałam być medic-nin’em, ale mi przeszło. - Jednak, jeśli masz grupę 0 minus, jedną osobą, od której możesz pobrać krew, to ktoś z tą samą grupą. Jednak, ty jesteś 'wspaniałym dawcą' – twoja krew pomoże każdemu. Niefart, co?
- Z tego wynika, że...? - medic-nin uniósł brew. Spodobało mu się chyba takie medyczno-kryminalne rozumowanie.
- Że tłem dla morderstwa Tevy mogła być próba 'oszczędzenia krwi' umierającemu. To moja luźna teza. - mruknęłam, zanurzając się ponownie w treści dokumentów. Temari zrobiła to samo, jakby zrzucając z siebie nowe informacje.
- Lub organów do przeszczepu. - dodał Sangyou, ignorując mój gest zakańczający temat. Uniosłam głowę. Nie sądziłam, że mój pomysł może do czegoś prowadzić. Rzadko się zdarzało, bym to ja coś wymyśliła. - Komakoro słynie z lekarzy z tą umiejętnością. Nie chcę się chwalić… – tu dumnie wypiął pierś. – …ale jestem czołowym chirurgiem. Może ty też kiedyś nim zostaniesz, dziewczyno. Dużo wiesz na ten temat.
- Czytało się trochę. – uśmiechnęłam się.
- T-to znaczy... że Teva mógł być zamordowany ze względu na wyjątkowość jego krwi. - podsumowała dziewczyna z Suny, jakby dopiero teraz łapiąc, o co chodzi. – Nieważne, jak bardzo jest to nieprawdopodobne.
- Tyle dobrej krwi... wymieszanej z trucizną. Szkoda. - westchnął medic-nin, poprawiając okulary. Brzmiało to tak, jakby traktował pacjentów jak pojemniki z krwią o różnych smakach. Posłałam mu przerażone spojrzenie.
Koło południa nastąpiło kolejne 'tajne' spotkanie. Tym razem miało ono miejsce nie w domu Aryane, a w drobnej kafejce w centrum miasta.
Była to nieduża salka z mnóstwem czteroosobowych stolików, prowadzona przez dwie kobiety krzątające się od jednego klienta do drugiego. Trzecia, najmłodsza, siedziała na podłużnej ladzie, za którą dwie pozostałe powinny obsługiwać gości i grała na flecie poprzecznym z zamkniętymi oczyma. Wnioskować można było, że były to siostry, a wnętrze baru urządzone było na tyle przytulnie i schludnie, że nawet bez tej muzyki w tle nie dałoby się nie zauważyć niesamowitej ulgi na twarzach klientów.
- To i tak więcej, niż my wyciągnęliśmy. – mruknął Shikamaru, zakładając ręce na kark i opierając się o oparcie krzesła. - Mendokusai... strażnik w wiezieniu odmówił jakiejkolwiek współpracy.
- Według nich dane dotyczące przetrzymywanych są ściśle tajne. - dorzucił Uchiha, ostatnio mało się udzielający. - Gadanie.
- Co sądzisz o moim tropie? - zwróciłam się do głównego 'detektywa' z nadzieją w oczach. W końcu poczułam się pożyteczna.
- Eh... sam nie wiem. - westchnął Nara. - To może być fałszywy trop. Skupmy się na wspólniku. - na te słowa opadłam bezwładnie na krzesło. Sasuke posłał mi swój perfidny uśmieszek, na który nie zareagowałam. Byłam zbyt zmęczona.
- Hn. Nie znajdziemy go, jeśli nie będziemy mieli dostępu do raportów strażników. - mruknął Sasuke, popijając herbatę. Nie przepadał za tym napojem, ale jeśli już miał jakąś pić, to była słodko-kwaśna, zwykła. Jak moje życie.
Uchiha pił moje życie, genialnie.
Musiałam się położyć.
- Nie dostaniemy się tam. - pokręcił głową Shikamaru, po czym oparł łokcie o stolik. - Wejścia są strzeżone, wchodzący i wychodzący przeszukiwani, żadnych nieproszonych gości.
- Nie da się tam wejść... po naszemu? - Temari uniosła brew, robiąc przy tym dziwny gest ręką. Nie wiem, co znaczyło to w Suna, ale dla mnie wyglądało to dziwnie. Pomachała wymownie palcami tuż przed twarzą chłopaka.
- Kobieto, patrz. - Nara zaczął rysować palcem na stoliku wzór korytarzy w więzieniu. Przeklinał przy tym ochroniarzy i sposób skonstruowania budynku, a blondynka tylko go uspokajała. Jedyne, co dało się zapamiętać to to, że było – mało okien, powietrza, dużo więźniów, cel i strażników.
Gdybym nie była zirytowana i śpiąca, może zachwyciłaby mnie jego pamięć i sposób logicznego myślenia. Odrzuciłam głowę do tyłu, widząc flecistkę do góry nogami.
- Hmpf. Musimy znaleźć inny punkt zaczepienia. - Sasuke skrzyżował ręce. Westchnęłam, biorąc się za swoją herbatę. Ta przeklęta misja robiła się coraz trudniejsza.
Shikamaru całą drogę powrotną mruczał coś pod nosem. Reszta wspaniałomyślnie postanowiła mu nie przeszkadzać. W drodze, standardowo, kupiłam sobie na pocieszenie trochę słodyczy, a Temari podłapała pomysł. Wszyscy byliśmy w marnych humorach.
Miałem wrażenie, że chodzimy w kółko, wokół rozwiązania, które jest tuż przed naszym nosem. W dodatku kunoichi dziwnie się zachowywała. Robiła wszystko, by do szpitala iść z tą blondynką, nie ze mną. Może się mnie bała?
Przymknąłem oczy. Zabawna wizja.
Po co ja się zastanawiałem? Mogłem po prostu zapytać. Na osobności.
Zmierzyłem wzrokiem resztę. Temari skakała wokół zamyślonego Nary próbując wetknąć mu do ust orzech w czekoladzie. Ten mamrotał coś od rzeczy.
- Na pewno nie jesteście głodni? - martwiła się Aryane, gdy wróciliśmy do rezydencji. Teraz naprawdę brzmiała jak starsza pani, zmartwiona brakiem apetytu u swoich dzieci. Może spodobałoby mi się to parę lat temu, ale teraz byłem zirytowany. - Mitsui i Kazane przyrządziły prawdziwą ucztę. Założę się, że nie macie tego w Wiosce Liścia...
Po takiej krótkiej 'perswazji' wszyscy zgodnie zasiedliśmy do stołu. Po pół godzinie rozeszliśmy się do pokoi. Shikamaru i Temari poszli razem, omawiając dokładniej i o wiele bardziej wnikliwie szczegóły naszych rozmów.
Weszłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Oni brali to zbyt na serio. Chociaż... słodko ze sobą wyglądali. Mieli szczęście. Znaleźli kogoś, kto ich wspiera, z kim mają wspólne tematy i…
- Oh. Gomenasai. - w pokoju stanęła drobna dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Ukłoniła się baaardzo nisko, co sprawiło, że poczułam się nieswojo. - Posprzątałam pani pokój. - Dziewczyna była jak Aryane, blondynką. Mimo szczupłej sylwetki wyglądała o wiele zdrowiej i raźniej niż Mitsui. Ubrana była w różowawe kimono ozdobione szerokim, czerwonym pasem i kwiatami we włosach.
- No dobra, dare da? - skrzyżowałam ręce, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. Chciałam pobyć trochę sama, zjeść kupione łakocie i może ciut się przespać. Pokój lśnił czystością, rzeczywiście, ale tak samo wyglądał, gdy się wprowadziłam. Miałam nadzieję, że nie grzebała w moich rzeczach.
- Nazywam się Kazane, jestem tu służącą. - odpowiedziała dziewczyna, unosząc głowę. Brzmiało to tak, jakby była dumna z pełnionej roli w domu.
- Ah, tak, Mitsui wspominała... - zamyśliłam się na chwilę. - Mogę cię o coś zapytać?
To właściwy trop, Shika, musimy to sprawdzić. - napierałam pewnie. Byliśmy w pokoju bruneta, na samym końcu korytarza.
- Niby jak, może mi powiesz? - warknął chłopak. - Mamy sprawdzić, komu z grupą 0 przydałaby się krew w chwili śmierci Tevy? To bezsensu! - shinobi pokręcił głową i oparł się łokciami o swoje kolana.
- Więc co chcesz zrobić, włamać się do więzienia? Sam mówiłeś, że to graniczy z cudem. Ne, nawet jeśli, dostaniesz spis setek osób odwiedzających i pracujących przy więźniach i co? - W pomieszczeniu zapanowała cisza. Brunet spojrzał na mnie z ukosa. Znałam go aż za dobrze. Był geniuszem, ale często ograniczały go przeszkody materialne, niedobór środków. Widziałam teraz, jak bardzo się zaangażował. A to była rzadkość. Nie chciałam, by jego trud poszedł na marne. - Słuchaj... - zbliżyłam się do niego, kładąc mu rękę na ramieniu. Jego spojrzenie widocznie się uspokoiło. - Nie chcę się kłócić, ale mamy dwa tropy, których nie da się wykorzystać. Musimy szukać dalej.
- Hm. Ta cała misja jest...
- Wiem. - uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam go w policzek. Shika nie mógł powstrzymać zawadiackiego uśmieszku. Wierzyłam, że da sobie radę. - Ale to nasza specjalność, nie?
- Aah...
Uroczą chwilę przerwało głośne dudnienie zwiastujące...
- Nie uwierzycie, co mam! - krzyknęła Niko, rozsuwając bogato zdobione drzwi, które trzasnęły przeraźliwie.
- Nie wiem, ale jeszcze trochę, a Shizuka zabije cię za niszczenie jej własności. – mruknął Shikamaru, starając się ukryć rumieniec. Na szczęście szybko znalazłam się na starym miejscu.
- Będzie musiała z tym poczekać, bo mam... - kunoichi zrobiła dramatyczną pauzę. - Nazwiska dwóch z kolei największych dłużników u Yutaki.
- Nani?! - otworzyłam szeroko usta i złapałam Narę za ramię. - Jak to zrobiłaś?!
- Oh, powiedzmy, że Shizuka nie rozmawiał z rodziną o interesach, a dane znał ktoś, kto segregował jego dokumenty... Kazane mi powiedziała.
- Mendokusai... - Shikamaru wbił ręce w kieszenie spodni, odchylając się do tyłu. – Kobiety potrafią tylko plotkować.
- Ne, to kim oni są? – zapytałam, z nową nadzieją. Takie dane znacząco zmniejszały obszar poszukiwań.
- Młoda matka, Yashiro Hasegawa i Riaru Takenachi, lekarz.
- R-Riaru? - zająknęłam się. Poczułam się oszukana. - Mówił, że pożyczył trochę pieniędzy! - Niko uniosła brew, po czym przeniosła wzrok na bruneta w kucyku.
- To ten drugi lekarz. - przypomniał jej spokojnie Nara, po czym posłał mi dziwne spojrzenie. Zupełnie, jakby mówił ‘a nie mówiłem?’. Na pewno miał zamiar zacząć się mądrzyć.
Po chwili spoważniałam. Nareszcie mieliśmy odpowiednie nazwiska, by zakończyć to, co zaczęliśmy.
- Zawołaj Sasuke. – powiedziałam. - Musimy ustalić plan działania. - Niko kiwnęła głową i pobiegła do sąsiedniego pokoju. Po chwili wróciła razem z Uchihą, widocznie nieuraczonym żadnymi wyjaśnieniami.
Następną godzinę spędziliśmy siedząc na łóżku Shikamaru i analizując każdy szczegół zdobytych informacji. Shinobi wyprowadził teorię, którą następnie trzeba było potwierdzić.
- A więc tak: Yutaka Shizuka, daimyo, miał kupę kasy. Najwięcej pożyczył Tevie i Riaru. Gdy upomniał się o zwrot długu, Riaru wykaraskał się, oferując mu darmowe zabiegi, a Teva, nie mając nic – zabił jego żonę. Za to poszedł do więzienia, a Shizuka wydał rozporządzenie o stałości oddanego majątku. Chciał bronić rodzinę. Przestał ściągać długi, a Teva dzień przed egzekucją został otruty przez... Riaru Takenachi'ego. Coś mi nie pasuje. Nie możemy oskarżać dowolnego dłużnika o zabójstwo drugiego. - Shikamaru oparł twarz o dłonie. Jego pociąg rozumowania wykoleił się.
- Dla mnie to ma sens. – wtrąciła się Niko. - To znaczy... nie wszystko. Teraz nie wiadomo, czy Riaru był wspólnikiem Tevy, czy po prostu chciał się go pozbyć.
- Samo pozbycie się drugiego dłużnika nic mu nie dawało. - zauważył Nara. - Skoro, tak jak mówicie, chodziło o krew, to czy Yutaka był ranny? - Zapadła długa cisza. - Kuso! - Shikamaru uderzył się w czoło. Widać było po nim, że jest mocno zdenerwowany, jednak wszystko powoli zaczynał rozumieć. Po tak długim czasie znania go, łatwo mi było go odczytać. - Nie zapytaliśmy, jak Yutaka zginął! - zapadła dziwna cisza, z każdej strony wypełniona domysłami.
- Eto... - zaczęłam niepewnie. - Riaru... napomknął o chorobie Shizuki i o tym, że mu pomagał. Czemu niby miał zwracać na siebie naszą uwagę?
- Pewnie był pewien, że nie wpadniemy na jego trop. Baka. - uśmiechnął się, a ja mu zawtórowałam. - Poza tym chciał sprawdzić, ile wiemy. A wiemy sporo. Oprócz...
Po co zabił. - dokończyłam. Wytężyłam umysł. To było tuż tuż. Takie malutkie światełko. Przy wielu rozmowach mnie nie było, nie byłam przy żadnym czynie Riaru ani Tevy. Jednak...
- Wiem. – wszyscy shinobi na mnie spojrzeli. - Teva byłby wspaniałym dawcą krwi. Był bliski egzekucji. Nie wiem, jakie metody tu stosują, ale w mieście słynącym z chirurgów potencjalni straceni są najlepszymi dawcami, ne? Eto, jeśli Yutaka miał wątrobę 'do wymiany'...
- Riaru mówił, że to niewielka choroba. – przypomniała Temari, unosząc palec do góry.
- Ja tu próbuję udowodnić mu zabójstwo. Wierzysz mu na słowo? - uniosłam brew, piorunując drugą kunoichi niecierpliwym wzrokiem. Uchiha uśmiechnął się. - Jeśli Yutaka był gotowy do przeszczepu wątroby zabranej od Tevy, to Riaru był pierwszą osobą, która by o tym wiedziała. Mógł zabić Tevę, by nie dopuścić do ratowania życia swojego wierzyciela.
- To jest... prawdopodobne. Podejrzewaliby wtedy Shizukę, który pragnął zemsty. - pokiwał głową Shikamaru. Przymknął oczy, drapiąc się po podbródku. Wszyscy patrzyliśmy na niego wyczekująco. - Musimy to sprawdzić, a potem zrobić z nim porządek. Najważniejsze sprawy to...
- Czy miał dostęp do trucizny. - wtrąciła Temari. Świetnie się rozumieli.
- Czy mógł ominąć straż w więzieniu. - dodał Sasuke, a wszyscy byliśmy nieco wytrąceni z równowagi tym, że się odezwał. Niemal zapomniałam, że w ogóle z nami jest.
- Oraz, czy Yutaka-san miał grupę krwi 0 minus. - uwieńczyłam dzieło. Popatrzyliśmy na siebie.
To było coś. W końcu poczuliśmy się zespołem. Nasze pomysły się uzupełniały. Każdy z nas wiedział coś na jakiś temat, mieliśmy różne umiejętności. Mimo, że nie zawsze się zgadzaliśmy, czułam, że nasza misja dobiega końca, i nie jest to skutkiem wyskoku pojedynczej osoby, ale owocem długiej, wspólnej pracy. Czyż nie o to chodziło w byciu ninja?
- Temari, Niko, wy ruszycie do szpitala. Biegiem. Sprawdzimy, czy ten kłopotliwy lekarz miał dostęp do tak masywnej ilości trucizny, oraz czy Shizuka miał pecha urodzić się z tą grupą krwi. – powiedział Shikamaru. W jego głosie słychać było determinację. – Uchiha, sprawdź, czy Riaru ominąłby zabezpieczenia. Ja pogadam z Aryane, potem dołączę do ciebie, by pogawędzić ze strażnikami. - na te słowa kiwnęliśmy głowami. Ja i Temari miałyśmy daleko do szpitala, więc postanowiłyśmy tam się przenieść starym, dobrym sposobem.
- Shunshin no jutsu! - zgodnie wykonałyśmy odpowiedni gest rękami.
Temari zniknęła mi z widoku z mocnym podmuchem wiatru i mnóstwem latającego pyłu, za to Niko wyglądała, jakby się spaliła. Tak na prawdę były już obie daleko stąd, pewnie na jednym z domów Komakoro, pędząc do kliniki.
Westchnąłem. Do więzienia było bliżej. Wyskoczyłem przez okno, by dobiec po parapecie na ruchliwą ulicę wioski, po czym obrałem kierunek w dół zbocza, ku rozległej budowli, od której reszta mieszkańców trzymała się z daleka.
Gdy dotarłem na miejsce, przeklinając pod nosem stwierdziłem, że popołudniu strażników przed wejściem przybyło. Obszedłem budynek niemal dookoła, jednak okna, jeśli w ogóle były, to tak małe, że można było pomarzyć, by dostać się do środka. Nagle usłyszałem szmer i wolne, równe kroki. Ku mnie szedł porządnie zbudowany mężczyzna, na pierwszy rzut oka nieuzbrojony. Odszedłem na bok, by schować się w cieniu kilku drzew, a gdy wyczułem odpowiedni moment – wyskoczyłem z kryjówki i znokautowałem gościa, uderzając go w tył głowy. Wziąłem 'kolegę' na plecy i przeniosłem go w bezpieczne miejsce, po czym przybrałem jego formę wykonując Henge.
Kontynuowałem marsz podobnie do strażnika, a gdy doszedłem do głównego wejścia, jak gdyby nigdy nic - wszedłem do środka.
Stało tam znajome mi już biurko, za którym siedział sekretarz, z którym miałem nieprzyjemność się niedawno kłócić. Wziąłem głęboki oddech, prostując się i ruszyłem przed siebie, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Ten jednak poniósł głowę znad swojej papierkowej roboty i krzyknął.
- Ej, ty, Kaiki! Gdzie ty się wybierasz, eh?! - pluł przy tym niemiłosiernie, a jego ohydna twarz przybierała jeszcze bardziej niemiłego wyrazu. Zmierzyłem go niecierpliwym spojrzeniem.
- Wzywają mnie do cel, nie wiem, o co chodzi. - wytłumaczyłem szybko.
- E? - facet lekko się nachmurzył. - Jak coś chcą, to niech to zanoszą do mnie, kuso! Wracaj na wartę!
Rozejrzałem się, czy tego krzykacza nie dałoby się uciszyć i przewertować kilka z tak ważnych dla niego dokumentów, jednak obok stało jeszcze kilku podobnych mu gości i uzbrojona straż. Przekląłem w duchu, wychodząc na zewnątrz.
- Kono yaro... – westchnąłem, ruszając na przechadzkę. Kilku mężczyzn w mundurach popatrzyło na mnie groźnie.
Był to trudny przypadek. Mógłbym zamienić się w jakieś zwierzę, a wtedy małe okna nie byłyby dla mnie przeszkodą. Gorzej jednak byłoby z otwieraniem szuflad. Musiałbym się zmienić z powrotem, a to robi trochę hałasu i, no cóż, nie każdy byłby zachwycony spotykając w najbardziej strzeżonym miejscu w mieście obcego nastolatka.
Pomijając sławną historię, gdy ANBU zamienił się w węża, by przedostać się do bazy wroga i został zdeptany.
Przystanąłem przy murze, rozglądając się bacznie. Włączyłem Sharingan’a, wracając do swej postaci.
Jedynym sposobem było dowiedzenie się od Nary, jak wyglądał ten ich Riaru.