To był kolejny nudny dzień w Ukrytej Wiosce Liścia. Nic się
nie działo. Moja drużyna – a właściwie drużyna Kakashi’ego – jak zwykle czekała
na niego w komplecie na moście niedaleko centrum Konohy. Ja stałem w ciszy,
oparty o barierkę. Sakura przy przeciwnej poręczy patrzyła na nurt spokojnej
rzeki, co jakiś czas wrzucając do niej małe listki. Naruto zaś siedział mocno
podburzony, wiercąc się w miejscu i nerwowo poprawiając opaskę na czole. Żadne
z nas nie lubiło tracić cennego czasu. I niestety, podczas czekania na naszego
tak zwanego „nauczyciela”, zdarzało nam się to często. Naprawdę często.
Drzewa
szeleściły na wietrze tłumionym przez wysokie budynki i drzewa. Dookoła
rozlegał się szum wody. Aleja prowadząca do mostu nie tętniła o tej porze
życiem. Mieszkańcy byli w pracy, dzieci siedziały w szkole, każdy był na swoim
miejscu. A przynajmniej powinien był być. Był to punkt spotkań naszej drużyny,
więc mało kto spodziewał się zobaczyć tu kogoś innego niż nas. Nie pamiętam
już, czemu akurat tutaj zaczęliśmy się zbierać, ale w tym momencie nie
stanowiło to dla mnie większej różnicy.
– Już jestem!
– zaanonsował Kakashi, wyłaniając się z obłoku dymu. Pojawił się nie wiadomo
skąd, stając przed nami z rękami w kieszeniach. Starałem się nie okazywać
oburzenia, jakie u mnie wywoływał. Normalny człowiek dawno dostosowałby się już
do swoich podopiecznych i co jakiś czas pojawił na spotkaniu punktualnie. Ale
nie on.
– Eh,
Kakashi-sensei, znowu się spóźniłeś... – westchnęła Sakura, wrzucając kolejny
listek do wody. Zawsze wiedziałem, że jest bystra. Mówiła na głos rzeczy, które
były oczywiste.
– Właśnie,
właśnie! – jęknął blond-idiota, zrywając się na równe nogi. – Czekamy tu dobre
kilkanaście minut! Daj nam szybko jakąś misję! Nie, lepiej! Chodźmy potrenować!
Muszę być silniejszy, aby w końcu zostać…
– …Hokage.
Wiemy, Naruto – przerwał mu jounin. Prychnąłem pod nosem, odwracając się w
stronę rzeki. W oddali widać było, jak drzewa przy polu treningowym kołyszą się
na wietrze. Nie było za gorąco, idealny dzień na walkę. – Dzisiaj nie będzie
treningu. Ani misji – stwierdził szarowłosy stanowczo, zwracając tym samym
naszą uwagę.
– Coś się
stało? – zapytała różowowłosa. Nie wyglądała na specjalnie zdruzgotaną tą
informacją.
– Nie będę
dużo opowiadać. – Kakashi machnął ręką. Jego jedyne widoczne oko zdradzało
uśmieszek. – Przyszedłem tu, aby zabrać was na specjalne zebranie. Zdaje się,
że Hokage-sama chce coś ogłosić. – Mówiąc to, wskazał kciukiem na dom Piątego
Hokage. Sekundę później zniknął – jak to było w jego stylu. Nad naszymi głowami
po lewej stronie usłyszałem szelest jounina przemykającego szybko po drzewach.
Naruto przechylił głowę na bok i podążył zaraz za nim. Sakura spojrzała w ich
stronę i obróciła się w moim kierunku, jakby czekała na moją zgodę.
– Sasuke-kun…
Irytujące.
– Hn.
Ruszyliśmy.
Nie minęło pięć minut, a wszyscy znajdowaliśmy się w okrągłym biurze Hokage,
podobnie jak reszta geninów, chuuninów i jouninów. Ci ostatni stali spokojnie
za biurkiem blondynki w równym rzędzie – co znaczyło, że wiedzą, o co to całe
zamieszanie i kilkoro z nich będzie zabierało głos. Reszta shinobi rozmawiała
głośno, rozrzucona po pomieszczeniu w totalnym nieładzie, co strasznie
rozwścieczyło Piątą.
– Cisza! –
Szmery w biurze przerwał jej donośny, kobiecy głos, a wszystkie głowy zwróciły
się w jego stronę. Stanąłem z tyłu, opierając się wygodnie o ścianę. – Chcę wam
tylko przypomnieć, że nie często się tu zbieramy, a jeśli już to robimy, to są
to ważne sprawy. A przy omawianiu takowych potrzebna jest… CISZA! – fuknęła
znowu, uciszając rozmawiających shinobi. Zmierzyła ich morderczym spojrzeniem,
odchrząkując po chwili. – Mam do ogłoszenia parę rzeczy. Jak zapewne wiecie,
inne kraje rosną w siłę. W ukrytych wioskach jest coraz więcej shinobi, co ma
swoje skutki w dziedzinie zarówno militarnej, jak i gospodarczej. Razem ze
wzrostem ilości zagranicznych ninja zmniejsza się ilość zleceń dla naszej
wioski. Dlatego, jak pewnie zauważyliście... hm, lub nie... – Tu spojrzała z
ulitowaniem na zdziwionego Naruto. – ...coraz rzadziej wysyłam was na misje. Ta
sytuacja ma swoje plusy, ale i minusy. Plusem jest to, że mało ryzykujemy. Nie
martwię się co i gdzie robicie... i czy jeszcze żyjecie. Poza tym mamy w końcu
szansę na uporządkowanie spraw w naszym własnym państwie, zamiast zapuszczać
się na obce terytoria. Ma to swoje skutki finansowe, co prawda, ale nie są one
tak znaczne. W związku ze zmianą zakresu misji oraz ich ilości, razem z
jouninami postanowiliśmy sprawić, aby zarówno wasze umiejętności, jak i czas
zatrudnionych przez nas nauczycieli nie szedł na marne. Od dzisiaj będą oni wam
poświęcali znacznie więcej uwagi, treningi zostaną wzmożone, a misje ograniczą
się tylko do tych najbardziej opłacalnych za granicą oraz tych najważniejszych
w państwie. W ten sposób nie tylko podwyższymy poziom umiejętności naszych
shinobi… – Tu kobieta napiła się sake, która znikąd pojawiła się w jej dłoni. –
...ale nadrobimy zaległości w defensywie wioski. Jeśli zaprzestalibyśmy naszej
działalności na zewnątrz, wiadome będzie dla naszych potencjalnych
przeciwników, że jesteśmy osłabieni. Uff… nagadałam się. Shizune!
Kobieta
machnęła na swoją asystentkę.
– T-tak,
Tsunade-sama – odpowiedziała kunoichi, zaraz gdy Hokage usiadła na swoim
krześle, wyraźnie zmęczona przemową. Hokage rzeczywiście rzadko wygłaszała
jakiekolwiek przemówienia. Przeważnie, gdy ją widziałem, brodziła w papierach
lub piła. – Hokage-sama oraz jounini wpadli na pomysł, by aby zwiększyć
intensywność waszych treningów, podzielić was na mniejsze grupy. – Po Sali
przeszły zdziwione i zaniepokojone szmery. Cóż za dramatyzm. – Po ukończeniu
Akademii byliście dobrani w trójki na podstawie wzajemnego „uzupełniania się”.
Teraz nie będzie inaczej, ale… cóż, wszyscy się rozwijacie. Wasze zdolności
rosną, a upodobania zmieniają, tak jak drużyny. Będzie to swoisty eksperyment,
dzięki któremu łatwiej będzie was trenować, a jednocześnie zostanie
wykorzystanych więcej nauczycieli. Na zespoły zostaniecie podzieleni według
swoich umiejętności.
Asystentka
urwała, szukając jakichś kartek w szufladzie biurka. Podała dokumenty Hokage,
która to zaraz wstała, odstawiając butelkę z hukiem. Jej nawyki zdawały się
nikogo już nie dziwić. Czasami zastanawiałem się, jakim cudem była w stanie
zarządzać wioską na wiecznym kacu.
– W naszej
wiosce jest wielu młodych, utalentowanych ninja – przemówiła blondynka. –
Akademię ukończyło w tym roku dziewięciu geninów, z czego kilku jest już
chuuninami. Podjęliśmy więc decyzję o wymieszaniu was z trzema najlepszymi
ninja z poprzedniego roku oraz dodatkowym wsparciem z zewnątrz. – Twarz Hokage
rozpromienił podejrzany uśmiech, gdy dwaj jounini otworzyli drzwi, wpuszczając
do środka zapowiedzianych gości.
Na naszych
oczach przed jej biurko wcisnęła się wysoka blondynka w dziwnych kucykach, rudy
o beznamiętnym wzroku oraz jego brat z idiotycznie wymalowaną twarzą.
Prychnąłem
pod nosem. To było do przewidzenia. Gaara miał szczęście, że stałem pod ścianą
z tyłu – inaczej musiałby znieść moje pogardliwe spojrzenie. Zastanawiałem się,
co Hokage miała w głowie sprowadzając do wioski kretyna, który kilkakrotnie
chciał mnie zabić. I nie tylko mnie. Jego durny kraj przyczynił się do zniszczenia
części Konohy.
Najbardziej
irytowało mnie to, że był wtedy przekonany, że wygra. A przynajmniej było tak
do momentu, gdy jego kochane rodzeństwo nie przybyło mu z odsieczą. Bo wtedy
był już zbyt zajęty utrzymywaniem się przy życiu, by dalej mnie obrażać.
– Cholera… – jęknął pod nosem Shikamaru, a stojący obok Akimichiposłał mu uśmiech
zrozumienia. Stałem dość blisko, by to zobaczyć. Nie miałem pojęcia, o co im
chodziło.
– Gaara –
wycedził Naruto, orientując się w sytuacji jak na niego dosyć szybko. Już miał
wstać, gdy zatrzymał go Kiba.
– Spokojnie,
chłopie! – wyszeptał. – Daj posłuchać dalej…
– …Trójka
shinobi z Ukrytej Wioski Piasku w ramach rekompensaty za... drobne
nieporozumienie podczas egzaminu na chuunina... – Hn. „Drobne”. Rozwalili pół
Konohy i przyczynili się do zabójstwa naszego przywódcy. Oj tam, drobnostka. –
...zgodziła się pomóc nam w naszym małym „projekcie”. Będą oni przydzieleni do
waszych par. Mam nadzieję, że przywitacie ich ciepło i nie będzie z tym żadnych
problemów. – Blondynka zmierzyła tłum z iskrą w oku. Kilku shinobi zrobiło
niepewny krok w tył. Tchórze. – Shizune, czytaj. – Podała wspomnianej brunetce
kartkę, nie odrywając wzroku od ludzi, którzy mogliby mieć jakieś problemy w
związku z jej pomysłami. Łatwo było jej rządzić dzieciakami. Szkoda, że nie
miała podobnego zapału do rzucania nałogów.
– Oczywiście
– odezwała się szybko sekretarka Hokage. – Zostanie stworzonych osiem nowych
par, a nad każdą będzie sprawował pieczę jeden jounin. Pieczę nad całym
projektem będą sprawowali Ibiki-dono oraz Anko-san. – Tu większość ninja
zauważyła ich obecność na sali. Morino stał prosto, z rękoma za plecami,
uważnie czekając na polecenia. Nie bez powodów kojarzył się wszystkim z
wojskiem. Był specjalistą w wymuszaniu tajnych informacji siłą. Lubiłem go
przez to ciut bardziej niż resztę zupełnie obojętnych mi shinobi. Mitarashi
posłała uczniom szeroki uśmiech. Przeuroczo. Oboje byli wysocy, dobrze ich
widziałem mimo gęstego tłumu. Z resztą po egzaminach ciężko było nie pamiętać,
kto był kim w tej całej szopce. Kobiety nigdy nie lubiłem. Była głośna,
irytująca i agresywna. – W razie problemów lub z jakimikolwiek pytaniami,
kierujcie się do nich.
– Oh tak, na
pewno... – Przez tłum przeszedł zdesperowany szept.
– Do rzeczy,
Shizune… – westchnęła Tsunade, odchylając się w krześle i kładąc nogi na
biurku. Wiedziała, jak zachować się w towarzystwie, nie powiem. – Chcę zobaczyć
ich miny – dodała z zarozumiałym uśmieszkiem.
– T-tak,
Tsunade-sama… – Shizune podrapała się po głowie i w końcu zaczęła czytać. –
Pierwszą parą zaopiekuje się Kotestu-san. – Na środek wyszedł wysoki jounin z
dziwną przepaską na nosie i rozczochranymi, czarnymi włosami. Uśmiechnął się
ciepło, bo wiedział, że niewiele shinobi go zna. Ja na przykład nie miałem do
tej pory pojęcia, jak się nazywa. Widziałem go jedynie pilnującego kwatery
Hokage wraz ze swoim dziwnym kumplem lub leniwe przesiadującego w budce
strażniczej przy Wschodniej Bramie. – W tej parze znajdą się… Inuzuka Kiba wraz
z Akimichi Chouji’m. – Wspomniani spojrzeli na siebie, po czym niechętnie
podeszli do nieznajomego sensei’a, który po otrzymaniu kartki z informacjami
wyszedł z biura wraz ze swoimi podopiecznymi.
– Drugą parę stworzy nasz gość, Kankuro...
– Ninja wyszedł na środek rozglądając się po sali. Mało się w nim zmieniło. –
...oraz Aburame Shino. – Oczy siedzących shinobi otworzyły się szeroko, gdy
dziwak w płaszczu jak gdyby nigdy nic wystąpił na środek i stanął niedaleko
pierwszego dziwaka. Kankuro zmierzył Aburame niepewnym wzrokiem. Nie dziwiłem
mu się. – Zajmował się nimi będzie Izumo-san. – Kobieta pomachała na mężczyznę
ręką, a z rzędu wystąpił partner tego poprzedniego nieroba – wysoki, o ciemnych
włosach przysłaniających mu pół twarzy. Uśmiechnął się lekko, wziął podobną
kartkę i zaraz wyszedł, niemal zapominając o nowych uczniach.
– Następnie…
oh. Uzumaki Naruto.
– Hura!
nareszcie ja! – Blondyn wybiegł na środek, przestępując z nogi na nogę.
Standard. Jego idiotyczny, bezpodstawny entuzjazm cholernie działał mi na
nerwy. – Z kim będę? Z kim będę!
Kretyn.
– Spokojnie,
Naruto… – Shizune poklepała go po głowie jak małego, nadpobudliwego szczeniaka.
– Od dziś twoim partnerem będzie… – Naruto wstrzymał oddech. – Hyuuga Neji.
Uzumaki omal
się nie przewrócił. Hn, widziałem jego oburzoną minę. Bezcenna. Na środek sali
spokojnym krokiem wyszedł Neji Hyuuga. Kolejny amator. Stanął koło shinobi w
pomarańczowym dresie i wyniośle złożył ręce na piersiach. Krew w blondynie
zawrzała i łatwo było to stwierdzić.
–
Czemu-to-ja-zawsze-mam-takiego-niefarta… – wycedził pod nosem, choć dość
słyszalnie, podczas gdy Shizune szukała na liście opiekuna dla tak tragicznej
dwójki.
– Iruka-san,
zaopiekujesz się nimi, prawda?
– Ha, ha... z
przyjemnością. – Na środek biura wystąpił nasz stary nauczyciel z Akademii. Na
okrągło martwił się o Naruto i nadal za nim łaził. Zawsze trochę go
faworyzował, co niestety nie odbiło się na ocenach czy rozwoju intelektualnym
blond-głupka.
–
I-Iruka-sensei? – Zamrugał Uzumaki. – Ty będziesz nas uczył? – spytał, mimo że
sekretarka dokładnie to powiedziała. Dureń. Przymknąłem oczy i wypuściłem
powietrze nosem. Przez ten przeklęty tłum robiło się tu trochę duszno.
– Ha, ha... a
czemu nie? Coś ci nie odpowiada, Naruto? – Uśmiechnął się Umino, pochylając się
nad młodym ninja.
– Nie... nic…
tylko czego ty nas jeszcze zdołasz nauczyć…? – Naruto przymknął oczy i założył
ręce za głowę. Nauczyciel powstrzymał się od kąśliwej uwagi na temat
umiejętności idioty i – podobnie jak jego poprzednicy – wziął kartkę i wyszedł,
razem ze swoją nową drużyną.
Z tego, co
widziałem, to jedynymi w miarę przyzwoitymi partnerami dla mnie pozostali Gaara
i Shikamaru. Tego drugiego walk nie widziałem, ale w końcu jako pierwszy został
chuuninem. Nie mógł być aż tak beznadziejny, jak z początku sądziłem. Głównie
zależało mi na tym, by nie wylądować w grupie z Rockiem Lee lub jakąś piskliwą,
irytującą dziewczyną.
Na samą myśl
o tym, co by było, gdyby przydzielili mi Gaarę, uśmiechnąłem się delikatnie.
Byłoby to na pewno intrygujące przeżycie. Wcisnąłem ręce w kieszenie moich
spodni, czekając na swoją kolej.
– Temari… – zaczęła Shizune, a wysoka
blondynka dumnie wyszła na środek. Jak zwykle na jej plecach połyskiwał ogromny
wachlarz. Miałem okazję z nią walczyć, więc wiedziałem doskonale, po co go
nosiła. Ciekawa broń, choć w walce ze mną bezużyteczna. Mimo to zapamiętałem ją
dobrze. Rzadko widziałem Fuuton na polu walki. – Twoim partnerem będzie… Nara
Shikamaru.
Shinobi
zacisnął pięści i wyszedł na środek. Nieumiejętnie udając obojętność przystanął
koło Shizune, pochylając się lekko i znajdując wzrokiem dziewczynę z Suny.
Wymienili kilka spokojnych słów, a przynajmniej dziewczyna coś mówiła. Nie
słyszałem co takiego, bo zaraz zabrała głos brunetka.
– Asuma-san,
ty się nimi zajmiesz… – ogłosiła. Sarutobi odebrał kartkę z informacjami i
poleceniami, po czym położył chłopakowi rękę na ramieniu. W drodze do drzwi
wymienili się spojrzeniami.
Z tego, co
się orientowałem, ci dwaj byli całkiem blisko. Nara powinien był się cieszyć,
że się nie rozstają. Chyba, że chodziło o tę blondynę. Nie powiem, by mnie
specjalnie interesowała, ale widać było między nią a Narą jakieś napięcie.
Dziwne. Ale to nie moja sprawa.
Sekretarka
mówiła wcześniej, że dopasowali nas według umiejętności. Co oznaczało tylko
tyle, że nie powinienem mieć zbyt dużego obciążenia czy zawalidrogi w drużynie.
Został Gaara, co oznaczało, że będzie ciekawie.
Kątem oka
zauważyłem, że Sakura rozgląda się, szukając mnie w tłumie, który wyraźnie się
przerzedził. Oczywiście na moją niekorzyść, bo kunoichi natychmiast posłała mi
irytująco podekscytowane spojrzenie.
– Następną
parę będzie tworzyć Rock Lee... – Lee wyskoczył wesoło na środek i posłał
reszcie czekających oślepiający uśmiech. Wszyscy spojrzeli ze znudzeniem na
jego uniesiony w górę kciuk. – Oraz nasz trzeci gość, Gaara. – Chłopak wyszedł
na środek nie unosząc wzroku. Podobnie jak jego siostra – nie rozstawał się ze
swoją dziwaczną bronią, czyli ogromnym glinianym słojem na plecach. Wyglądało
na to, że ktokolwiek układał pary, zapomniał o naturalnych instynktach byłych
przeciwników. Shinobi w tej grupie walczyli ze sobą na egzaminie, czego też –
oczywiście – nie widziałem przez głupiego Kakashi’ego. Wiedziałem tylko, że
Krzaczasty odniósł tak poważne obrażenia, że przez kilka miesięcy chodził o
kulach. Gdyby nie Tsunade, nigdy nie powróciłby do normalnego życia shinobi.
Zielony
Dzikus Konohy uśmiechał się tak szeroko, jakby nie chował do rudzielca żadnej
urazy. Na Gaarze nie robiło to absolutnie żadnego wrażenia. Hn, zostały same
dziewczyny. Coś było nie tak.
Zaraz. Liczba
shinobi zrobiła się nieparzysta.
– Opiekunem
tej pary będzie Gai-san. – Maito żwawo wyskoczył na środek, również prezentując
swoje okrutnie białe zęby. Taki wybór nie zdziwił nikogo, no, może poza...
– Gai-sensei! – Lee płakał z radości.
Przewróciłem oczami.
– Oh, Lee…
tak się cieszę!
– Gai-sensei…
– Po policzkach chłopaka spływały już krokodyle łzy. Cudem powstrzymałem
wymioty. – ...N-nie rozstaniemy się, n-nawet teraz, co za…
– Ugh. –
Gaara wyrwał kartkę z rąk Shizune i ruszył do drzwi, lekko podłamany swoją
sytuacją. Rozumiałem go. Wspominałem coś o nauczycielskim faworyzowaniu? To był
ekstremalny przypadek. Miałem cichą nadzieję, że Rudy skopie tym dwóm tyłki,
gdy tylko wyjdą na zewnątrz.
– Teraz czas
na damską drużynę... – zamyśliła się Shizune. Powoli oddaliłem się od skupionej
Sakury. Co jakiś czas zerkała w moją stronę. Czy bycie w drużynie z jedną z
moich przeklętych fanek było jakąś klątwą? Musiała zajść jakaś pomyłka. Ona na
pewno nie była na moim poziomie, w żadnej kategorii.
– O kurczę –
pisnęła Sakura – Sasuke-kun, znowu będziemy razem!
Prychnąłem.
Zaczynałem się trochę irytować.
– W twoich
marzeniach, dziewczynko z dużym czołem! – prychnęła Ino. – Sasuke będzie ze
mną, bo jestem od ciebie lepsza, zrozumiano? Twój fart nie mógł trwać długo,
różowa.
– Ah taaak?
Zobaczymy. Założę się, że zaraz cię wybiorą.
Mdliło mnie,
serio. Starałem się wyciszyć w głowie ich idiotyczny dialog, co przy ich
wysokich, donośnych głosach było bardzo trudne.
– Następną
drużynę tworzyć będą… Tenten oraz Hyuuga Hinata. – Wymienione dziewczyny wyszły
powoli na środek, uśmiechając się do siebie nieśmiało. Jeszcze nigdy nie uczestniczyły
razem w misji, ale wyglądały na zadowolone. W przeciwieństwie do mnie, rzecz
jasna.
– Zaopiekuje
się nimi Kurenai-san… – Podobnie jak w przypadku poprzednich pięciu par,
nauczycielka wzięła kartkę i wyprowadziła dwie kunoichi z biura. Zdawało się,
że czekała na taką kombinację. Na polu walki zostały zdeterminowane Ino i
Sakura oraz... no cóż, ja.
Skrzyżowałem
ręce na piersi. To było absolutnie niemożliwe, by chodziło im o mnie. Mowa była
o podobnym poziomie, a między nami nic nie było podobnego – od umiejętności,
przez wygląd, aż po IQ. Jeszcze mógłbym zrozumieć przypisanie mi
spadkobierczyni klanu Hyuuga, musiała mieć w sobie jakiś – głęboko ukryty –
potencjał. Ale te dwie? Niedorzeczne.
– Ostatnią
parą tu obecną będzie Haruno Sakura oraz Yamanaka Ino.
Odetchnąłem z
ulgą tak niezauważalnie, jak to było tylko możliwe. Jednak ktoś nade mną
czuwał.
– Co
takiego?! – Obie krzyknęły jednocześnie. Po pomieszczeniu rozległo się
porażające echo. Czemu one tak wrzeszczały?
– Ja miałam
być z Sasuke! – krzyknęła Yamanaka z pretensją w głosie.
– Ty?! –
odkrzyknęła różowowłosa, uderzając butem o drewnianą podłogę. – Chyba śnisz,
Ino-świnio!
– Jak żeś ty
mnie nazwała?! – Zaczęły się kłócić i popychać, aż nie rozdzieliła ich sama
Shizune.
– Dosyć tego
– powiedziała stanowczym – jak na nią – głosem. Mimo wszystko był on potrzebny
przy rozdzielaniu takich dzieci. – Od dzisiaj wy dwie tworzycie drużynę.
Musicie nie tylko współpracować, ale także się szanować i wspierać. Zrozumiano?
– Obie kunoichi pokiwały głowami, choć widać było gołym okiem, że tylko udają.
Prawdopodobnie nawet nie słuchały, co się do nich mówi. Shizune puściła ich
ręce i otrzepała dłonie z zadowoleniem. – O to chodziło. Reszty osobiście
dopilnuję.
– Że co? –
Obie otworzyły szeroko usta ze zdziwienia. Doszedłem do wniosku, że otaczały
mnie specjalne przypadki jednokomórkowców.
– Tak jest. –
Shizune uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Będę waszą nauczycielką. A teraz,
iku ruszamy! – Kunoichi chwyciła jedną z dwóch pozostałych kartek i wyszła z
gabinetu, popychając przed sobą dwie zniechęcone dziewczyny. Sakura posłała mi
ostatnie tęskne spojrzenie.
Shizune była
do tej pory specjalnym jouninem, nie miała więc uprawnień do prowadzenia
drużyny. Na pewno miała nadzieję po raz pierwszy uwolnić się od większości
papierkowych prac w biurze Hokage. Zrozumiałe.
Tsunade
siedziała nieruchomo, jakby zaskoczona nagłym napływem entuzjazmu pracownicy. W
końcu otrząsnęła się i przeniosła wzrok na mnie. Starałem się nie dać po sobie
znać, ale byłem ciut zbity z tropu.
– Podejdź no
tu – przywołała mnie palcem. W gabinecie pozostałem ja, Tsunade, Kakashi, Anko,
Morino oraz dwaj nieznani mi ochroniarze Hokage, którzy nie wykazywali
zainteresowania naszą rozmową. I dobrze.
– Nie będę
miał pary? – zapytałem beznamiętnie.
– Oh, nie
żartuj! – zaśmiała się Tsunade, popijając sake. – Kakashi, wyjaśnij mu…
Wcale nie
żartowałem. Wyrażałem po prostu swoje nadzieje. Tak by było najlepiej.
– Eh, Sasuke,
ja będę nadal cię uczył, tylko…
– Nie macie
dla mnie pary? – przerwałem mu. To tylko tylko jedno pytanie, mogliby na nie
odpowiedzieć. Spokojnie mogłem trenować i wykonywać misje sam, nie obraziłbym
się.
– Twoją parą…
– kontynuowała Hokage, zapominając widocznie o wcześniejszej komendzie. –
...będzie shinobi z innego roku Akademii. Niedawno przeszedł pomyślnie selekcję
na chuunina i uważam, że będzie wspaniałym kandydatem na partnera dla ciebie.
– Razem z
innymi jouninami chcieliśmy jakoś wyróżnić twoje imponujące postępy.
Korzystając z tego, że ilość ninja do projektu nie była parzysta,
wprowadziliśmy nowego chuunina do twojej drużyny.
– Nie ma
problemu – westchnąłem, trochę zniechęcony. Jednak kogoś mi przydzielili.
Trudno. Inny rok? Pewnie był w wieku Neji’ego. Starszy, bardziej doświadczony.
Może nawet zaszaleli i był to ktoś w miarę normalny. Musiał być to „on”,
oczywiście. – Mam tylko nadzieję, że jest dobry. Nie lubię przeszkód na swojej
drodze – mruknąłem. Starałem się brzmieć poważnie. Nastąpiła krótka cisza, a
Kakashi i Sanninka posłali sobie mało dyskretne porozumiewawcze spojrzenie.
Zmarszczyłem
brwi.
– Znam tego
shinobi osobiście. – Hatake uśmiechnął się niepewnie, wciąż w lekkim szoku. W
końcu się zgodziłem i to w miarę szybko. To rzeczywiście mogło budzić
podejrzenia. – I zapewniam, że nie będziesz zawiedziony. Jesteście na podobnym
poziomie, wasze techniki się uzupełniają, a sam w sobie jest świetnie
wyszkolonym i zdyscyplinowanym…
– Dobra,
dobra. Może być. Niech tylko nie wchodzi mi w paradę – odparłem, obracając się
na pięcie i ruszając do drzwi.
– …shinobi.
– Zaczekaj, Uchiha – rozkazała Hokage, a ja
przystanąłem. Obróciłem jedynie twarz w jej stronę czekając, co ważnego ma mi
jeszcze do przekazania. Zmarnowałem tam i tak wystarczająco dużo czasu.
– Twój
partner jest tu, w Konoha. Zapoznamy cię z nim w miarę możliwości jak
najszybciej. – Nawet nie chciało mi się kiwnąć głową. Obróciłem się w
poprzednim kierunku i unosząc na pożegnanie jedną rękę, powoli wymaszerowałem z
biura, a potem z budynku. Prawdopodobnie się przesłyszałem, ale gdy byłem już w
połowie drogi do klatki schodowej, dobiegł mnie stłumiony śmiech.