Czemu byłam dla
niego taka miła? Cały czas się nad tym zastanawiałam. Przy nim coraz częściej
gryzłam się w język, starałam się zachowywać poważniej i go nie urazić. Dlaczego?
Może dlatego, że dotąd byłam samotna. Nie byłam do końca pewna, co powinnam robić
i jak się zachowywać w stosunku do rówieśników, więc wszystko robiłam
instynktownie. Mimo że moja intuicja kazała mi umocować się w pewnej hierarchii
shinobi w wiosce, radziła mi też zachować czujność co do obcych. Uchiha, jakby
nie patrzeć, był właśnie obcym.
Z natury byłam nieufna. Byłam jak dziki kot.
Podchodziłam ofiarę, zachowywałam się naturalnie, aby wiedzieć, z kim mam do
czynienia. Potem oceniałam poziom wyzwania sobie stawianego oraz stosunek, jaki
obiorę do danego człowieka. Z Sasuke nie było inaczej. Zrobiłam pierwszy ruch i
przy naszym pierwszym spotkaniu zachowałam się zuchwale, aby przetestować go,
zobaczyć, na jak wiele mogę sobie pozwolić. Ale coś mi przeszkodziło w
wystawieniu „diagnozy”. Jego oczy. Jego czerwone oczy patrzące na mnie z
wysoka, niczym bestia przyczajona w krzakach i gotowa do ataku. Obrałam pozycję
obronną i postanowiłam go obserwować, co jakiś czas stwarzając okazję do
konfrontacji.
Pierwszą była kartka i śniadanie. Nie
oczekiwałam, że mi podziękuje. Ale on o tym nawet nie wspomniał. Potem ramen.
Zero komentarzy. Przyznał, że mnie zna, ale do dalszych wniosków Sakura i
Naruto dochodzili sami. Z różnymi efektami. Teraz była trzecia okazja, być może
ostatnia, aby zweryfikować, jakie nastawienie będę miała do niego i jakie będą
nasze kontakty. By nie były niewygodne, nie paraliżowały mnie. To dobre słowo.
Nie chciałam się przyznać, że się bałam,
bo strach był oznaką słabości. Nie byłam słaba i dobrze o tym wiedziałam, jednak
każdą przeszkodę i mały „lęk” na swojej drodze usiłowałam zwalczyć, póki nie
stał się czymś gorszym. Fobią.
Musiałam postąpić szybko, ale ostrożnie. To
miał być ostatni krok. Szansa na postanowienia o naszych relacjach, zdobycie
wiadomości o nim i jego zaufania.
Nie chciałam spędzać więcej czasu w samotności
zastanawiając się, na czym stoję, czy moje otoczenie jest bezpieczne. Czy warto
się ustatkować tu i teraz, czy lepiej poczekać z decyzją i potem nie żałować.
Uśmiechnęłam się lekko, gdy prosty i skuteczny pomysł wpadł mi do głowy.
– Na co masz ochotę? – zapytałam wesoło chłopaka
idącego za mną do kuchni.
– Hn… wszystko jedno. Co potrafisz
przyrządzić? – zapytał, rozsiadając się na kanapie.
– Wszystko – zaśmiałam się. – No to zrobię to,
co ja lubię.
– Hn…
– Dobra. – Zakasałam rękawy i zaczęłam
wyjmować z lodówki potrzebne rzeczy. Sasuke wstał jednak, gdy na ladzie
wylądowała świeża pierś z kurczaka. Wyczułam po jego chakrze, że nadchodzi, beznamiętnie
patrząc na składniki. – Jeśli chcesz, możesz pomóc.
– Nie umiem gotować – odwarknął. Chyba trudno
było mu przyznać, że czegoś nie potrafi. I bardzo dobrze, był to spory wstyd.
To jak on do tej pory funkcjonował?
– Ja umiem. Podwiń rękawy, nie chcemy
przecież zniszczyć twojej wspaniałej koszuli. – Sasuke tak zrobił. – Robimy kurczaka
z warzywami? – upewnił się. Uśmiechnęłam się pod nosem, przeszukując szafki. Nie
wiedziałam, gdzie co było, bo nie było to moje mieszkanie, jednak w każdej
kuchni mogłam wywnioskować, gdzie co się znajduje. Tu wszystko było praktycznie
ułożone i pod ręką, w idealnym porządku. Normalnie pomyślałabym, że Sasuke jest
pedantem, którego warto trzymać u boku do sprzątania po moich kuchennych ekscesach.
Niestety wychodziło na to, że porządek spowodowany był jego sporadycznym
używaniem kuchni. Mięso ułożyłam na desce, którą postawiłam przed brunetem,
podając mu nóż. Jego sprawa, czy był ostry. – Pokrój kurczaka w paski –
rzuciłam i zajęłam się obieraniem pieczarek. Uchiha robił, co mu kazałam i
kątem oka obserwował, jak posługuję się nożami. Nie było to moje hobby, jak
Tenten, ale miałam z nimi wiele do czynienia. Na przykład na polu walki.
Sprawiało mi to niemałą przyjemność. Kiedy
próbowałam gotować z Anko, zadawała mi mnóstwo pytań i wpychała nos do garnka.
Sasuke na pewno nie czuł się dobrze w roli podwładnego, ale nic nie mogłam na
to poradzić.
– Dobrze – pochwaliłam go. – Umyj i pokrój
kalafior. – Rzuciłam mu główkę warzywa. On ją na szczęście złapał, ale przed
wypełnieniem rozkazu uniósł brew patrząc się na mnie przez chwilę, oczywiście
na końcu przemyśleń dodając „hn”.
Gdy on zajmował się kalafiorem, ja wstawiłam
na gaz duży garnek osolonej wody, kolejno podsuwając pod nos Uchihy kolejne
warzywa do pokrojenia, które następnie lądowały w garnku. Sama zajęłam się najtrudniejszym,
czyli obieraniem krewetek. Po parunastu minutach wszystko było gotowe, a
dookoła nas unosił się już znajomy zapach smakowitego wywaru.
– Nieźle – przyznałam, a Sasuke tylko kiwnął
głową. – Przygotuj cztery miseczki średniej wielkości, jedną dużą miskę i dwa
talerze.
– Hn… – mruknął Uchiha. Gdy wywar się
zagotował, zmniejszyłam gaz i wrzucałam do niego na jakiś czas kolejno:
krewetki, różyczki kalafiora, pieczarki i mięso. Sasuke w tym czasie pilnował
gotującego się ryżu. Wyjmowałam składniki, Uchiha podawał mi miseczkę, a
napełnioną kładł na zastawionym stole.
Po całym zamieszaniu z dumą popatrzyliśmy na
klasycznie nakryty stół z dużą miską parującego ryż, czterema miskami
dodatków oraz sosjerki z wykorzystanym bulionem. Wszystko razem tak
cudownie pachniało, że nawet Sasuke nie mógł się powstrzymać, tylko wciągnął
powietrze nosem. Zanim się obejrzałam, już siedzieliśmy przy stole.
– No to smacznego! – westchnęłam wesoło,
składając ręce z pałeczkami. Zaczęliśmy jeść. Jedzenie było pyszne, musiałam
przyznać bez przesadnej skromności. – Najlepiej smakuje, gdy się samemu przyrządza,
nie? – zapytałam, popijając kurczaka zimną wodą. Musiałam sobie zapisać, by
przy następnych zakupach kupić herbatę.
Zastanawiałam się, czy w innych domach też to
tak wyglądało. Odkąd się tu wprowadziłam, to ja zajmowałam się gotowaniem i
zakupami, ale pewnie w większości rodzin robiła to pani domu. Mogłam się za
taką uważać? Spojrzałam na Sasuke. Zastanawiało mnie, gdzie jest jego rodzina. Byli
na jakiejś ultra-długiej misji? Do mojej przeprowadzki na pewno radził sobie
gorzej, co wnioskowałam z nikłej zawartości lodówki, którą zastałam w
apartamencie. Cóż, przynajmniej w przeciwieństwie do Anko sam prał sobie
ubrania i sprzątał.
– Nie samemu. – Uchiha podniósł wzrok z
nad talerza. Nasze spojrzenia się spotkały. Znowu. Patrzyliśmy tak na siebie, każde z nas
zatopione w swoich własnych myślach, aż nagle oboje, mimowolnie, razem westchnęliśmy,
zrezygnowani.
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. I znowu
nastała cisza. Odwróciłam wzrok, wyglądając za okno. Nadal nie nadchodziła noc,
a deszcz nie ustępował. Póki nie była to burza, całkiem lubiłam deszcz, choć zawsze
w taką pogodę chciało mi się spać. Jednak nie dzisiaj. Uchiha poszedł za moim
wzrokiem i westchnął. Głośno odłożył pałeczki na talerz, co nas oboje
sprowadziło na ziemię.
– Mam pomysł – powiedziałam głośno, wstając od
stołu i chwytając swój talerz.
– Hm?
– Opowiem ci przy zmywaniu.
Pomysł był prosty, ale praktyczny. Pogoda była
nieciekawa, oboje nie mieliśmy co robić, a na dodatek – robiło się zimno.
Według kalendarza nadchodziło lato, ale wiosenna pogoda
zaskakiwała. Przy zmywaniu i parzeniu herbaty – niezbyt dobrej – wytłumaczyłam
Sasuke, w co bawiłam się ze swoją stara grupą, co... nie do końca było prawdą,
bo tylko z jedną osobą. Zasady wyglądały prosto. Ustalało się liczbę pytań, np.
pięć. Pierwsza osoba zadawała dowolne pytanie dowolnej osobie. Jeśli grały
tylko dwie osoby – wiadomo, której. Na pytanie musiała być udzielona konkretna
i szczera odpowiedź, która zawierała się w jednym zdaniu, ale nie jednym
słowie. Ostatnia reguła, jak sądzę, została wymyślona, aby uniknąć zdawkowych
odpowiedzi lub długich opowiadań.
Zgoda? – zapytała mnie w końcu, łapiąc gorący
kubek i biorąc małego łyka. Namyślałem się przez chwilę, ale… szczerze mówiąc
nie miałem przed swoją nową partnerką żadnych tajemnic do ukrycia. Hn, to
znaczy ciekawych spraw. Nie byliśmy tak blisko, by wiedziała o mnie wszystko.
– Jasne, może być. Czego się nie robi, aby zabić
czas… – mruknąłem pod nosem, na co Niko zareagowała tak jak zwykle. Swoją
drogą, był to świetny pretekst, by się czegoś o niej dowiedzieć. I to ona sama zaproponowała taką zabawę,
co wszystko uproszczało.
– Panie mają pierwszeństwo, więc zacznę – powiedziała
kunoichi, usadawiając się na jednym końcu kanapy z kubkiem w ręku i z nogami
podkulonymi pod siebie. Usiadłem jak najdalej się dało, a kubek postawiłem na
ziemi, by się poparzyć. Kunoichi gorąco zdawało się nie przeszkadzać. – Zero
komentarzy na temat pytań, wyjść z gry, przekleństw i śmiechów, choć o
to ostatnie cię nie podejrzewam. – Zmierzyła mnie rozbawionym wzrokiem. Ja
odpowiedziałem uśmieszkiem, rozsiadając się wygodniej.
– Zaczynaj, kobieto – ponagliłem ją. – Na ile
pytań „gramy”?
– A ile potrzebujesz?
– Trzy wystarczą – odpowiedziałem szybko.
– Ooo… widzę, że nie masz nic do ukrycia –
mruknęła pod nosem. – Zaczynam.
Wzięła głęboki wdech, ja sięgnąłem po herbatę
i spokojnie czekałem na pytanie. O co mogła spytać? To nie było ważne. Raczej
nie miała szans zwalić mnie z nóg swoją wścibskością. W końcu byłem do tej pory
w grupie z dwoma najbardziej gadatliwymi shinobi w wiosce.
– Czemu czasami masz takie dziwne, czerwone
oczy? – zapytała prosto z mostu.
Omal się nie roześmiałem, serio. To ją tak
bardzo interesowało? Mogła wymyślić coś ciekawszego. Nie sądziłem, że zaczyna
grę bez powodu, bez przygotowanych zagadnień, o które chce się spytać. Cóż,
chyba ją przeceniłem. Pomijając fakt, że mogła sprawdzić informacje o moim
Kekkei Genkai w każdej bibliotece.
– Jest to Sharingan, czyli Kekkei Genkai klanu
Uchiha, dzięki któremu podczas walki o wiele lepiej widzę i wyłapuję ruchy
przeciwnika. – Na twarzy Niko przez chwilę malowało się zaskoczenie, a
jednocześnie ulga. Dziwna dziewczyna.
– O. Rozumiem… Trochę długa ta odpowiedź, ale
póki jest jedno-zdaniowa, to się nie czepiam. Twoja kolej.
– Dlaczego Kakashi pokazuje ci Katony? –
zapytałem, odwracając głowę w stronę ściany i starając się, by wymawiane przeze
mnie pytanie zdawało się wcale mnie nie obchodzić. Niko uniosła brew i odpowiedziała
szybko.
– Katon to moje ulubione ninjutsu,
znam około kilkunastu technik – uśmiechnęła się z wyższością. Zanotowałem
w głowie uzyskaną informację i wykonałem nieokreślony ruch głową w górę,
nakazujący jej kontynuować.
– Mhm… – westchnęła, rozumiejąc gest. – Skoro
mieszkasz sam, to gdzie jest twoja rodzina, twój „wspaniały” klan?
W pokoju zapanowała cisza, która niemal kłuła
w uszy. Zmarszczyłem brwi, zaciskając rękę na ciepłym kubku. Moim pierwszym
odruchem była wściekłość na ton, w jakim powiedziała słowo „wspaniały”. Czy ona
się ze mnie śmiała? Czy nie wiedziała, co się stało z moją rodziną?
To było nie do pomyślenia. Żyłem pod jednym
dachem z kimś, kto nie wiedział o tragedii mojego klanu. Mało tego – nawet nie
wysilił się, by zapytać dowolnej osoby, bo i tak wszyscy wiedzą, co stało się prawie
dziewięć lat temu.
Szatynka zmrużyła oczy i wzięła łyk herbaty,
nie spuszczając ze mnie wzroku. Już chciała mnie w swoim energicznym stylu
popędzić, gdy ja sam się odezwałem.
– Nie mogłaś zapytać kogoś innego, tylko
czekać taki czas i pytać mnie samego? – zapytałem cicho, nie spuszczając oczu
ze ściany. Tak na prawdę obserwowałem ją kątem oka. Shinobi już tak mieli.
– Chciałam dowiedzieć się u źródła zamiast cię
szpiegować lub obgadywać. Nie sądzisz, że to miłe pytać się głównego
zainteresowanego? – zapytała ironicznie, przechylając głowę w bok, ale ja nadal
na nią nie spojrzałem. Zachmurzyła się. – Poza tym nie usłyszałam odpowiedzi, a
zasady przedstawiłam ci chyba jasno.
– Gdy miałem osiem lat, cały klan Uchiha za
wyjątkiem mnie samego został brutalnie wymordowany przez mojego starszego brata
– wyrecytowałem beznamiętnie, w końcu przenosząc wzrok na kunoichi, która
otworzyła szeroko oczy. Zgasiłem ją ni to smutnym, ni to wściekłym wzrokiem.
Teraz to ona ścisnęła filiżankę, aż sama popatrzyła na swoje ręce, analizując
to, co usłyszała. – Zadowolona? – uniosłem brew z przekąsem i wziąłem kolejny
łyk herbaty. Dawno o tym nie mówiłem. Rozmawianie o tym nie miało sensu. Wolałem
działać.
– To jest twoje drugie pytanie? – Niko znowu
podniosła twarz, która magicznie doszła do siebie po szoku. Jej głos był gładki
i wyważony. Potrząsnąłem głową. – Więc nie odpowiem – uśmiechnęła się, choć ja
doskonale wiedziałem, że trochę się zdenerwowała. Wzięła kolejny łyk napoju.
– Kto do tej pory uczył cię w Konoha? –
wypowiedziałem „prawdziwe” drugie pytanie.
– Mehojo Satoshi, Mitarashi Anko, Shizune,
Tsunade, Hatake Kakashi. – Wypowiadając ostatnie nazwisko lekko uśmiechnęła
się, nie wiedziałem, czemu. Pierwszego jounina nie znałem i jakoś nie paliłem
się, by sprawdzać, kim on był. Brzmiał normalnie. Nie znałem tego klanu.
– Mhm… – mruknąłem. – Teraz ty – powiedziałem
szorstko, a potem uniosłem brwi, gdy zobaczyłem, że kunoichi pochyla się i
odstawia kubek herbaty na ziemi.
Niko nie unosząc głowy sparaliżowała mnie
wzrokiem, który widziałem u niej przy naszym pierwszym spotkaniu. Z pozycji
klęczącej przeniosła się na podpartą na rękach, a jej twarz znajdowała się
niebezpiecznie blisko mnie, rozpartego na kanapie. Jej zielone oczy wgapiały
się na mnie, jej brwi były zmarszczone, a niesforne kosmyki wymykały się z
kucyka, przysłaniając część jej twarzy. Przełknąłem ślinę i otworzyłem lekko
usta, gdy usłyszałem wyszeptane trzecie pytanie kunoichi:
– Czego do jasnej cholery szukałeś w
moim pokoju...?