Cała kwatera się zatrzęsła, gdy do pokoju wypełnionego obcymi mi ludźmi weszła rozwścieczona Hokage. Nie rzuciła nawet okiem na biedną Shizune, przepychając się między jeszcze przed chwilą dyskutującymi jounin’ami. Przez ten jeden moment zrobiło mi się ich żal, mimo, że ich nie znałam. Wiedziałam, o co to całe zamieszanie, i na pewno nie miało być miło. Blondynka oparła się o biurko, pochylając głowę nad papierami i wzdychając ciężko, prawdopodobnie dla uspokojenia.
Widziałam dogasającą walkę przy bramie i przerażonych ludzi ewakuowanych do centrum. To wszystko stało się tak szybko…
- Tsunade-sama… - zająknęła się Shizune, choć po chwili po prostu zamknęła oczy i postanowiła nie zbliżać się do starszej kunoichi.
- Ktoś mi to raczy wytłumaczyć? – warknęła nisko Hokage, rzucając okiem na grupę mężczyzn pośrodku. Na pierwszy rzut oka wydawali się strażnikami z wieży. To by doskonale tłumaczyło ich zmieszanie.
- Przysięgam, Hokage-sama… j-ja… to z-znaczy m-my… nie mieliśmy b-bladego pojęcia… - wydukał jeden ze stojących na przedzie.
- Cisza! – krzyknęła sannin’ka, uderzając ręką w biurko z taką siłą, że od huku przymknęłam oczy i przysunęłam się bliżej do ściany. – Nie obchodzi mnie, co sobie myśleliście! To niedopuszczalne, by pod naszymi nosami czaiły się oddziały wroga, a meldowała o tym jedna wieża, w dodatku tak niedokładnie!
- D-demo…
- Zamknąć się, do cholery! – warknęła jeszcze raz, wskazując na grupę jounin’ów, wbijających teraz wzrok w czubki swoich butów, zupełnie jak karceni przez nauczyciela uczniowie Akademii. – Posłałam na zwiady dwójkę chuunin’ów, sądząc, że to nic poważnego. Dwójkę! Chuunin’ów! – powtórzyła, akcentując każde słowo pięścią na stole. Poczułam się strasznie niedoceniona i lekceważona. Co z tego, że byliśmy chuunin’ami? Nic nam się nie stało, znacznie opóźniliśmy inwazję tych ninja, po drodze wykluczając z walki znaczny ich procent. Tsunade-shishou wskazała na nas ręką, rycząc na swoich podwładnych. – Jak byście się czuli, gdyby im się coś stało?! Co byście powiedzieli mi?! Albo ich dowódcy, Hatake?! ‘Wybacz, Kakashi-san, twoi uczniowie nie żyją, zniszczyło ich siedemdziesięciu shinobi, których nie zauważyliśmy’?!
- Sześćdziesięciu. – poprawił ją Sasuke, stojący z założonymi rękami tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się lekko. On nic sobie z tego wszystkiego nie robił!
- Nie wtrącaj się, gnojku! – warknęła kunoichi, wracając na chwilę wzrokiem do kilku męczenników. – Macie szczęście, że zatrzymaliśmy ich przed całkowitym wtargnięciem do wioski! Na waszym sumieniu byłaby rzeź cywili! Rzeź, rozumiecie mnie?! Wracać na stanowiska, i niech mi się to nie powtórzy! – wskazała na drzwi, przez które za chwilę wybiegli przerażeni ninja. Blondynka zwiesiła głowę, sięgając do szuflady po sake i podwijając rękawy.
- Tsunade-sama… Homura-sama pragnie się z panią widzieć… - zakomunikowała brunetka, ciągle niepewna, czy jakiekolwiek zdanie z jej ust nie wyprowadzi jej szefowej z równowagi.
- Czego ten staruch jeszcze chce… jakbym nie miała wystarczająco dużo na głowie… - westchnęła Hokage, przewracając oczami i wracając do żłopania alkoholu. – Wpuść go. Zaraz skończę z tymi tutaj… - podniosła wzrok na nas, więc podeszliśmy do jej biurka. Blondynka przez chwilę piła, zamyślona. W końcu odstawiła do połowy opróżnioną buteleczkę i popatrzyła na nas, już nie z taką wściekłością, ale jednak zawodem. – W takich sytuacjach informuje się wioskę, Uchiha. – mruknęła.
- Wiem. – popatrzył na nią ciemnym wzrokiem. Rozmawialiśmy wcześniej o tym, co się stało i byłam z nim zupełnie zgodna. – Jednak gdy na plecach ma się ranną partnerkę, a za plecami garnizon wrogich, wyszkolonych shinobi, wysyłanie w powietrze flar, tuż po starciu, z którego ledwo uszło się z życiem, jest…
- …trochę bez sensu… - dokończyłam za niego, bo wiedziałam, że trudno będzie mu się obyć bez niestosownych słów. – Znaleźliby nas i wykończyli. Wiemy, że przedkładanie własnego życia nad mieszkańców wioski nie jest dobre, ale byliśmy pewni, że shinobi Konohy się wszystkim zajmą. – uspokoiłam ją.
Uchiha był tym wszystkim naprawdę rozdrażniony. Wezwano nas do kwatery jak winnych jakiejś zbrodni, mimo, że to nie my popełniliśmy błąd. Poza tym, nie wiem, czemu, ale był dość niecierpliwy w związku z moją przeprowadzką.
- Macie rację. Co nie zmienia faktu, że wioska poniosła straty. A to, dla mnie jako Hokage, jest najważniejsze. Nie mogliście ich jakoś powstrzymać? – uniosła brew, jakby niedowierzając. Cieszyło mnie, że wierzyła w nasze umiejętności, przed chwilą podkreślając naszą stosunkowo niską rangę.
- Nie, Hokage-sama. – westchnęłam. – Pojawili się znikąd, od razu w poważnych ilościach, a nas, użytkowników Katona, znacznie ograniczał las…
- Aah. Tego nie wzięłam pod uwagę. – zamyśliła się piwnooka, popijając ponownie alkohol. Jego ostry zapach już się unosił dookoła. – Nie ukarzę was, ale wiedzcie, że w najbliższym czasie czeka was dużo zajęć. – popatrzyła na mnie, a ja przełknęłam ślinę. Mówiła o nas, jako o drużynie Kakashi’ego, czy o mojej działalności w ANBU? Chyba wiedziała, że Uchiha nic o tym nie wie?
- C-czemu? – zapytałam, widząc, jak Uchiha odchodzi od biurka, by popatrzeć przez okno.
- Wiozą rannych ze starcia. – burknął, a ja podbiegłam do niego, wyglądając na zewnątrz. Rzeczywiście, niesiono na noszach i wieziono na specjalnych stołach rannych z pojedynku pod wschodnią bramą. Szpital był usytuowany tuż za zakrętem. Zmrużyłam oczy, widząc znajome sylwetki. – Czy to… Kiba, Akamaru i… Chouji?
Nie mogłam w to uwierzyć. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zdarzyła mi się misja, która miała realny wpływ na losy wioski… i ją zawaliłam. Przeze mnie mogli zginąć ludzie, i to ważni nie tylko dla mnie, ale moich znajomych. Przyjaciół. Mieszkańcy wioski byli jedną wielką rodziną, przynajmniej tak mówił mój były sensei.
- Aah. Wiele drużyn zostało wysłanych, by wspomóc ANBU i wartowników. Pokonaliśmy najeźdźców, większość wtrącając do więzienia i oddając na przesłuchanie. Jak widzicie… nie obyło się jednak bez szkód. – Hokage wstała z miejsca, podchodząc do okna.
Dlatego mieliśmy mieć więcej misji. Im więcej ludzi leżało w szpitalu, tym mniej rąk do pracy miała Tsunade.
Nim zdążyłam otworzyć usta, do biura bez pukania wparował stary członek Rady. Spojrzał przelotnie na mnie i na Sasuke, zdając się nas zupełnie nie znać, po czym zwrócił się do blondynki.
- Morino wydobył z jednego z napastników zleceniodawcę. Zostali wysłani z Kaze no Kuni.
- Kraj Wiatru? Co na to Kazekage?! – oburzyła się Hokage, zaciskając rękę na pękającej powoli butelce.
- Spokojnie, Tsunade-hime. Jesteśmy niemal pewni, że to nie atak ze strony Suna-gakure. Na wszelki wypadek trójka ambasadorów, a przy okazji dzieci panującego Kazekage, wraca na jakiś czas do swojej rodzinnej wioski.
- Świetnie. Jeszcze mniej dostępnych shinobi. – jęknęła kobieta, opadając ze zmęczeniem na fotel. – Coś jeszcze? – spojrzała na starca, pełniącego w tym momencie rolę posłańca.
- Nie.
- Tak, Hokage-sama. – w oknie, przy którym stałam wraz z Sasuke, znikąd pojawił się członek ANBU w biało-pomarańczowej masce tygrysa. Kapitan Sutoraiki.
Przez chwilę wahałam się – ukłonić się, czy nie, przywitać, czy nie? Byłoby to uznane za nietakt? Z drugiej strony jedno słowo, a Sasuke wiedziałby, ze jestem w ANBU. Kapitan na szczęście przez dłuższą chwilę zatrzymał wzrok na twarzy bruneta, jakby analizując jego rysy, aż w końcu, rozumiejąc, kim jest, zwracając się tylko do swojej przełożonej.
- Ibiki-san w trakcie siódmego przesłuchania otrzymał wiadomość, że zbliża się odsiecz. – zakomunikował prosto z mostu i bez emocji w głosie.
- Sonna! – Homura złapał się za pierś, a blondynka ponownie poderwała się z krzesła.
- Kiedy? – zapytała, chwytając za papiery i zaczynając coś bazgrać.
- W ciągu najbliższej doby. – odpowiedział spokojnie Sutoraiki. Niemal czułam na sobie jego wzrok zza kociej maski. Kiwnęłam lekko w jego stronę, na co on podobnie odpowiedział. Uchiha na szczęście patrzył w inną stronę. – Nie wiemy jeszcze, co było ich celem, ale sygnałem dla kolejnej grupy ma być po prostu to, że ci nie wrócili.
- Muszą więc mieć bazę gdzieś niedaleko. – wtrącił się Sasuke, do tej pory jakby nieobecny przy dyskusji.
Nastała cisza. Wszyscy analizowali to, co powiedział, a ja tylko się uśmiechnęłam.
- Chłopak ma rację. – odezwał się Kapitan, wchodząc z powrotem na parapet. – Będę panią informował na bieżąco. – dodał, po czym zniknął.
- Shizune! – krzyknęła blondynka, ignorując ninja za oknem. Sekretarka wpadła do pomieszczenia tak szybko, jakby stała cały czas za drzwiami.
- Hai, Tsunade-sama? – kobieta odstawiła świnkę na ziemię, otrzymując w zamian od piwnookiej przed chwilą zabazgraną kartkę.
- Sprowadź mi tu zaraz Uzumaki’ego, Narę, Aburame i Lee i Hyuugę Neji’ego, razem z ich przywódcami. Szykujemy odwet. Nie pozwolę, by ci łajdacy ponownie wkroczyli na teren mojej wioski!
Brunetka rzuciła okiem na listę, po chwili podnosząc znad niej już spokojniejszy wzrok.
- Izumo-san i Iruka-san są w szpitalu. Odpoczywają po ostatnim ataku…
- Więc sprowadź całą resztę! – krzyknęła Tsunade, wskazując na drzwi. Shizune wybiegła, zatrzaskując za sobą drzwi. Homura również pożegnał się i ulotnił. Zostaliśmy tylko ja, Sasuke i Tsunade, patrząca z tęsknotą na pustą już butelkę po sake. W dodatku lekko popękaną.
- Zostaje jeszcze mniej ninja do pracy. – spojrzała na nas. – Wielu przygotowuje się do egzaminu na chuunin’a. – dodała, opierając łokieć na biurku. – Możecie już sobie iść, ale bądźcie gotowi na szybkie wezwanie.
Książki, ubrania, buty, dywan, dokumenty, kosmetyki, broń, przyprawy, ozdoby, zdjęcia, rzeczy Saturn, zwoje, pamiątki i zasłony. Wszystko to pakowałem w duże, tekturowe pudła, które następnie Niko pieczętowała w długich zwojach.
Dokładnie przyglądałem się temu, co robiła. Nigdy wcześniej nie widziałem, by ktoś z taką wprawą umieszczał przedmioty w rolce papieru. Kilka razy miałem styczność z rozpieczętowywaniem, na przykład oglądając walki tej szatynki w koczkach. Do tej pory jednak nie interesowało mnie to, wolałem mieć wszystko przy sobie, pod ręką. Z drugiej strony… mogło się to kiedyś okazać użyteczne.
Niko klęczała przed rozwiniętym zwojem z rolką do zwijania po lewej stronie. Otrzymując do rąk pudełko zaglądała do środka, sprawdzając, co w nim jest, zamykała je, po czym chwytała pędzel, maczała go w czarnej farbie i pisała na zwoju nazwę przedmiotu. Po wykonaniu symbolu dotykała go własną krwią z palca, kładła na nim pudło i wysyłała je w niebyt kilkoma pieczęciami. Wokół zapisanego wcześniej słowa pojawiały się dekoracyjne znaki podobne do wieńca wokół pieczęci na moim karku. Następnie Niko przesuwała rolkę, robiąc miejsce dla kolejnej kategorii pudełka.
- Co się tak patrzysz? Chcesz się zamienić? – zorientowałem się, że patrzy na mnie para zielonych oczu.
- Nie. – odparłem, ruszając do jej pokoju pakować kolejne rzeczy. Większość była drobna, jednak oparty o szafę zwój, prawdopodobnie z mapą, był raczej pokaźny. Zaniosłem go razem z pudełkiem do salonu i podałem je Niko. – Nigdy tego nie robiłem. Co to za mapa? – chwyciłem za sznurek otaczający papier, gdy Niko poderwała się z ziemi i wyrwała mi rulon z rąk. Popatrzyła na mnie podejrzliwie, kucając i bazgrając na zwoju słowo „mapa”, a zaraz potem pieczętując w nim znalezisko.
- Nie ważne. To staroć z byłej misji.
Wzruszyłem ramionami, idąc po kolejne pudło. Nie było tego na szczęście wiele. Bez pomysłu Niko przenoszenie tego zajęłoby nam jednak sporo czasu.
Nie mogliśmy przenieść w ten sposób pumy i jedzenia. Przedmioty transportowane w zwojach trafiały do innego wymiaru. Nie mogły być to rzeczy żywe lub ulegające czasowi. Niko wiedziała to podobno z własnego doświadczenia, pieczętując z kolegą z drużyny jabłko, a po kilku godzinach wydobywając z rulonu zgniłą, śmierdzącą papkę.
Mało opowiadała mi o swojej byłej grupie. Zastanawiałem się, gdzie oni teraz są. Nie spotykała się z nimi, nie próbowała nas ze sobą poznać, nie mówiła o nich ani Hokage, ani Kakashi.
Popatrzyłem, jak Niko zagląda do kartonu, który jej podałem. Były w nim rzeczy z szuflad przy łóżku oraz parapetu. Dziewczyna uśmiechnęła się, zanurzając rękę w masie nikomu niepotrzebnych przedmiotów i wyciągnęła z nich białe pióro.
- Pamiętasz? Dałeś mi je niedługo po naszym spotkaniu. – powiedziała, wrzucając drobiazg do pudła i pieczętując je. Następnie podniosła się z ziemi, rozglądając dookoła. – Wydaje się, jakby to było dawno temu… - jej oczy utkwiły w ścianie tuż za moimi plecami. Wydawała się zmęczona i rozkojarzona. Być może ta przeprowadzka nie była jej na rękę?
Pf, czemu ja się tak przejmowałem? Niedawno i tak zmieniała miejsce zamieszkania, ja zajmowałem ten apartament o wiele dłużej niż ona. Poza tym byłem pewien, że mój dom jej się spodoba. Był dość przestrzenny, trochę nowych gratów mogło mu dobrze zrobić.
A przy okazji, mogłem się nauczyć, jak transportować własne szpargały.
- Naucz mnie. – mruknąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jakby obudzona z krótkiego snu. – Pieczętować rzeczy. To może się przydać na misje. – wytłumaczyłem.
- Kakashi cię tego nie nauczył? – zapytała Niko, usadawiając się z powrotem na ziemi, a ja tuż naprzeciwko niej.
- Nie, czemu? Niewiele ludzi tego chyba używa.
- Żartujesz? Mój sensei pokazał mi tę sztuczkę zaraz po skończeniu Akademii. Jest bezpieczna i wygodna. Naprawdę nigdy nie próbowałeś? – pokręciłem głową. Kunoichi uśmiechnęła się. – No dobra, co byś chciał zapieczętować?
- Spróbujmy z moją bluzką. – podałem jej T-shirt leżący na kanapie. Nie oddała mi go jeszcze po powrocie do domu z lasu. Szatynka spojrzała niepewnie na obiekt i westchnęła.
- Wiesz, jak to się robi. – podała mi pędzel, a ja namalowałem symbol oznaczający bluzkę. Niko nic nie mówiła, więc uniosłem brew. – Masz dziwny charakter pisma. – wyznała. – Taki… neutralny. Książkowy. Wręcz bezpłciowy. – wyjaśniła.
- Będziesz mnie obrażać, czy mogę kontynuować? – warknąłem, rozgryzając sobie kciuk.
- Gomen, to była tylko luźna uwaga. – popatrzyła na moją dłoń. – Pobrudź lekko znak krwią, połóż bluzkę na wierzchu, najlepiej złożoną, i wykonaj pieczęć węża, małpy, konia i świni.
Wykonałem jej polecenia, koncentrując się na obiekcie, który zniknął, jakby wessany w kłębie dymu do zwoju. Dookoła kanji pojawiły się czarne symbole.
- Brawo. – uśmiechnęła się neutralnie Niko, wstając z miejsca i zwijając zwój. Wydawała się być w złym humorze. Zanim zdążyłem zapytać jej, co się stało, sama to z siebie wydusiła. – Ty naprawdę jesteś geniuszem, co?
- Na to wygląda. – odparłem, uśmiechając się lekko.
Przeszliśmy wioskę bez przeszkód. Niko niosła zwoje ze swoimi rzeczami oraz duży koc, w który zawinęła Saturn, ja zarzuciłem na siebie plecak gromadzący w sobie zawartość lodówki i spiżarni. Weszliśmy na szóste piętro już niemal całkowicie wyremontowanego budynku. Niko rozglądała się czujnie dookoła, jak zwierzę w nowym środowisku.
- Masz mało sąsiadów. – zauważyła. I miała rację. Na korytarzach na poprzednich piętrach były trzy pary drzwi więcej. – Na szczycie jest mniej mieszkań?
- Też. Dużo miejsca zajmują tarasy. – przyznałem, wyjmując z kieszeni klucze i otwierając drzwi. – Ale to głównie dlatego… że mój apartament składa się z dwóch, połączonych.
Otworzyłem drzwi, pozwalając Niko wejść pierwszej. Kucnęła, rozkładając na ziemi koc, z którego wybiegł kot. Uśmiechając się do siebie, zdjęła buty, położyła je na genkanie zaraz obok zwojów, które niosła, i dopiero potem przeniosła wzrok na wnętrze mieszkania, rozglądając się na początku po przedsionku.
Oprowadziłem ją po wszystkim, przy okazji kładąc jedzenie w kuchni, której, mówiąc szczerze, do tej pory używałem bardzo rzadko. Wskazałem jej pokój, czyli jedną z dwóch zagospodarowanych sypialni usytuowaną głębiej w domu. Swoją zająłem wcześniej ze względu na funkcjonalność i dostęp do szerszej części tarasu, Niko mogła się jednak spodobać spora łazienka zaraz przy jej pokoju.
To miejsce było… niesamowite. Racja, było tu strasznie dużo miejsca, widać Uchiha nie zdążył kupić jeszcze wszystkich mebli, ale mimo to mieszkanie robiło niesamowite wrażenie. Było urządzone i rozplanowane naprawdę sprawnie. Łączyło ze sobą modną nowoczesność, którą podkreślały ogromne okna, oraz tradycyjny styl, odzwierciedlający się wiszącą na okutych boazerią ścianach bronią.
Podeszłam niepewnie do dwóch skrzyżowanych katan wiszących w, zdawało się, bibliotece. Jedna z nich okryta była czerwonym pokrowcem z motywem smoka, druga w zielony futerał z wizerunkiem ptaków. Wszystkie rzeczy w domu, lampy, obrazy, meble, były starannie wyczyszczone i niemal błyszczące nowością, a pamiątki starannie zakonserwowane.
- Skąd wytrzasnąłeś te miecze? – zapytałam, nie mogąc ukryć ciekawości. Biblioteka sąsiadowała z holem, a ściana, która je łączyła, będąc głównym dziwactwem architektury, zasłonięta była w całości regałem z księgami. Czemu dziwactwem? Otóż była naprzeciwko wejścia, i żeby wejść do jednej z części domu, dziennej lub nocnej, trzeba było iść odpowiednio w prawo lub lewo.
- Z kwatery klanu Uchiha. Większość pamiątek, ksiąg i zwojów jest stamtąd. – usłyszałam za sobą monotonny głos. Obróciłam się, krzyżując ręce, i oglądając pokaźny zbiór biblioteczki.
- I tak po prostu zabrałeś ze sobą to wszystko? Nie myślałeś o tym, by to sprzedać… czy coś…
- Wziąłem ze sobą tylko to, co uznałem za przydatne. Większość rzeczy nadal jest w dzielnicy, pozamykana. Wiesz, trudno byłoby mi przeczytać wszystkie książki należące do mojej rodziny. To chyba ze sto osób.
Popatrzyłam na bruneta. Siedział w fotelu z jedną nogą zarzuconą na drugą i patrzył za okno, przykrywając usta ręką opierającą się o podłokietnik. Nie wyglądał na złego, że pytam o takie rzeczy czy smutnego. Mimo to zrobiło mi się go żal.
- To jak, jeszcze nie pokazałeś mi, gdzie będę spać. – zaśmiałam się, próbując zmienić temat. Sasuke wyprowadził mnie z biblioteki, wpuszczając mnie do… - Ej, to twój pokój!
- Nie zapytałaś, gdzie jest twój, tylko gdzie będziesz spać. – uśmiechnął się tajemniczo shinobi.
- Bardzo śmieszne. – ruszyłam zaraz do najbliższych drzwi w tej chwili przez niego nie osłanianych. Znalazłam się z powrotem przy genkanie.
- Na prawo jest toaleta, twój pokój na wprost. – usłyszałam głos chłopaka dobiegający z jego pokoju. Grzebał w swoich rzeczach. – Nie jest jeszcze do końca umeblowany, ale to chyba ty będziesz się musiała tym zająć.
Przesunęłam drzwi, kolejny kulturowy wkład Uchihy w ten apartament, i aż zaniemówiłam. Moja sypialnia była… ogromna! Tak samo jak ta Sasuke, przestrzenna, z całą ścianą zajmowaną przez okna, co dawało jeszcze większe uczucie przestrzeni. Stało w niej piękne, królewskie łóżko z tradycyjnym, drewnianym baldachimem i ogromna szafa z suwanymi drzwiami, wbudowana już w konstrukcję domu.
- Mówiłem, nie ma tu za wiele… myślałem, czy by nie kupić stolika z krzesłami, czy nawet może kanapy… - mruknął brunet, wchodząc do pokoju i opierając się o ścianę z kwaśną, krytyczną miną. – Przydałaby się klozetka i kilka półek na twoje szpargały… może nawet regał. Oczywiście jeśli nie będziesz chciała trzymać tego w bibliotece. Jest też tam miejsce na broń. Wszystko przez to, że nie wiedziałem, czy spodoba ci się klon. Jest najdroższy i najtrwalszy, wiec pomyślałem…
- Żartujesz?! Jest ślicznie! – zaśmiałam się, a widząc jego ulgę i lekki uśmiech nie mogłam się powstrzymać, jak tylko go przytulić. Nie wiem, jak to się stało, staliśmy dość blisko siebie, ja oplotłam go rękoma w pasie i uścisnęłam go, nie wiedzieć czemu niesamowicie szczęśliwa. Dopiero, gdy jego ramiona otoczyły mnie w odpowiedzi, a ja poczułam, że shinobi położył swój podbródek na mojej głowie zorientowałam się, że coś jest nie tak. To był już… chyba trzeci raz, nie licząc niesienia mnie, gdy się… dotykaliśmy… przez dłuższy czas.
- Lubię, jak się cieszysz. – wymamrotał cicho, po chwili ściskając mnie mocniej. Uwolniłam się z uścisku, zanim zdążyły mnie dopaść dreszcze. Wiedziałam, że w jego wypowiedzi było trochę dwuznaczności, ale postanowiłam to zignorować.
- Całe mieszkanie jest piękne. Duże. – przyznałam, podchodząc do łóżka i siadając na nim, próbując ukryć rumieniec. – Ale widać, że nie kupiłeś jeszcze wszystkiego.
- Czekałem na opinię specjalistki. – zakpił brunet, wskazując na mnie. Chwyciłam poduszkę na znak, by ze mną nie zaczynał. Do pokoju weszła Saturn, przemykając się pod ścianami z nadzieją, że jej nie zauważymy. Chłopak natomiast podszedł do łóżka i oparł się o jego kolumnę, patrząc na mnie uważnie.
- Nie mogłeś już wtedy wiedzieć, że się tu wprowadzę. – zmarszczyłam brwi.
- Ale wiedziałem. – odparł szybko, podchodząc do mnie i podając mi rękę. Chwyciłam ją, nie wiedząc zupełnie, co zamierza. W jakiś dziwaczny sposób mu ufałam.
Nie mogłam się sobie dziwić. Powinnam się dziwić jemu. Zdawał się osobą trudnodostępną, odosobnioną i egoistyczną, a tak naprawdę wystarczyły cztery misje, wspólne mieszkanie i trenowanie razem przez kilka miesięcy, by nie tylko wzbudzić jego zaufanie, ale też zaprzyjaźnić się z nim. Zburzyć jego lodową zasłonę. Poznać go.
Może chodziło o czas? Może o to, że do tej pory żadne z nas nie miało kogoś bliskiego, z kim mogłoby porównywać to uczucie? Nie walczyłam o niego z jego znajomymi, nie musiał sobie niczego odmawiać budując więź ze mną. To się po prostu stało, nie wiadomo kiedy i gdzie.
A czemu ja go lubiłam? Miałam nadzieję, że nie działał na mnie jego wygląd, który, coraz częściej się łapałam na tym, że podziwiałam, ani jego popularność. Nie chodziło też o charakter. Był okropnie trudnym do zniesienia człowiekiem i doskonale o tym wiedział. Nie przeszkadzało mu to jednak, wręcz przeciwnie, pielęgnował w sobie tę cechę, doprowadzając mnie tym samym do szału.
Choć nie zawsze. Był dla mnie miły przez większość czasu, zwłaszcza ostatnio. Możliwe, że te drobne, czułe gesty w moim kierunku, łącznie z moją wdzięcznością za wielokrotnie przezywane przygody i ratowanie mojej skóry, przeważyły szalę w kierunku nie tyle przyzwyczajenia i akceptacji, co prawdziwej przyjaźni i poczucia bezpieczeństwa. Szczęścia.
- Nie widziałaś ostatniego pomieszczenia. – oświadczył brunet swoim normalnym głosem, jednak mogłam wyczuć, że to coś ważnego i miłego. Nie okazywał ekscytacji na twarzy, nie, on po prostu… był szczęśliwy. Nie wiem, skąd to wiedziałam. – Zapraszam. – mruknął elokwentnie, otwierając klamką drzwi w ścianie sąsiadującej z oknem.
Weszłam do środka, po drodze karcąc wzrokiem bruneta za wygłupy i niemal rzuciłam się na niego jeszcze raz.
Tylko dla mnie, tuż przede mną, była ogromna łazienka, a raczej łaźnia, bo w podłodze umieszczona została wielka wanna z jakimiś elektrycznymi ustrojstwami, odgrodzonym prysznicem i toaletą, a także półkami na kosmetyki, ręczniki…
- To jest… jak to zrobiłeś? – wskazałam na dziurę w ziemi, nigdy wcześniej nie widząc czegoś takiego.
- Ale co? – zapytał niewinnie Uchiha, chodząc dumnie po łazience-raju.
- Wiesz ‘co’, to jest niżej niż podłoga. – mruknęłam, bawiąc się licznymi guzikami i pokrętłami, aż wanna zaczęła buczeć, a z kranu wyleciała woda.
- Mam ci tu wyłożyć cały proces montowania armatury łazienkowej? – mój partner uniósł brew.
- Nie, co z sąsiadami na dole? Mają niższy sufit?! – pomachałam sobie ręką nad głową, próbując to sobie jakoś wyobrazić.
- Iie. Wykupiłem jedno pomieszczenie w domu poniżej. Wykorzystali je potem z resztą za moją zgodą na piec centralny i zbiorniki z zapasową wodą.
Spojrzałam na niego jeszcze raz, nieufnie. To wszystko było zbyt piękne, by dzielił się tym ze mną nie oczekując nic w zamian. Zakręciłam korek w wannie, pozwalając, by powoli wypełniała się wodą.
- Nie chcę się wtrącać, ale już mam sporo pomysłów dotyczących tego mieszkania. – przyznałam. Z pieniędzmi z ostatniej misji, jak i poprzednich, a w dodatku uwolniona od skandalicznego czynszu, mogłam trochę zainwestować w aktualne miejsce swojego zamieszkania, czyż nie?
Ufając oczywiście, że Uchiha nie miał mnie zamiaru stąd w najbliższym czasie wyrzucić. Nawet jeśli z mieszkaniem coś by nie wyszło… był honorowym, bogatym shinobi, nie spodziewałam się po nim przywłaszczania sobie czegokolwiek.
- To znaczy?
- Przydałby się zasłony. Takie ruchome. Te okna rano muszą zabijać. – westchnęłam, pokazując ręką jak suwane miały być zasłony. – Poza tym kwiaty. Dużo kwiatów, bo kąty świecą pustkami. –zamyśliłam się. - I rośliny na taras. Ładnie by zwisały na dół, spokojnie będę się nimi zajmować. A do środka… więcej półek. By przyprawy były na wierzchu. I lustra. Tu w ogóle nie ma luster. I…
Przerwałam, widząc wzrok Sasuke.
- No co? – zamrugałam oczami, wstając z podłogi przy wannie. – Zagalopowałam się? Gome. Ale po prostu tu jest tak…
Nim się obejrzałam, chłopak położył mi palec na ustach, wskazując na wannę. Dopiero teraz spostrzegłam, że napełniła się gorącą wodą.
- Widzę, że masz ochotę na kąpiel. Nie ma sprawy. Pójdę tylko po nasze ręczniki i możemy… - jego czarne oczy skrzyły się wesoło.
Odepchnęłam go od siebie ze śmiechem.
- Jeden mi wystarczy, dziękuję. – rzuciłam, wystawiając język. – I tak, chętnie się wykąpię. Sama.
Sto osiemdziesiąt siedem, sto osiemdziesiąt osiem… sto osiemdziesiąt dziewięć…
Oparłem się o podłogę jedną ręką, by otrzeć pot z czoła. Moje ręce mówiły mi, że już dość, ale musiałem pobić swój własny rekord. Dobiłem do dwustu, niemal przewracając się na plecy. Same pompki były trudne. Pompki na jednej nodze były trudniejsze. Gdy do tego dodałem oparcie nie na pełnych dłoniach, a na zaciśniętych pięściach… zaczynało się robić ciekawie.
Oddychałem ciężko, jednak musiałem zachować klasę. Wstałem więc, nie pomagając sobie zdrętwiałymi rękoma, przy okazji rzucając okiem na Niko.
Spodobała jej się ta sala. Gdy mówiła mi, że ćwiczyła już na niej z bo, nie spodziewałem się, że mówiła tylko o bo. Tak naprawdę hala była wyposażona w wiele drabinek, poręczy, skoczni, worków treningowych i materacy, na których każdy ninja spokojnie mógłby trenować.
Aż dziwne, że o tej porze to miejsce było puste. Widocznie, tak jak ja do tej pory, większość shinobi żyła w niewiedzy.
Niko korzystała z tych zabawek pełną piersią, przypominając teraz dzikiego kociaka w lesie nęconego cały czas kocimiętką. Szczerze mówiąc myślałem, że gdy zacznie opanowywać genjutsu, odłoży na bok taijutsu i ninjutsu. Ona jednak nie dawała za wygraną, starając się rywalizować ze mną na wszystkich szczeblach, nie tylko tych zaawansowanych.
- Już skończyłeś? – zawołała mnie, balansując na cienkiej barierce.
- Nie, łapię oddech. I nie popisuj się, wiadomo, że używasz chakry. – odpadłem, łapiąc ręcznik i butelkę wody. Podszedłem do rozstawionego metalowo-drewnianego gaju, w którym się bawiła.
Dziewczyna skrzywiła się, i bez mrugnięcia okiem spadła z poręczy, choć nie do końca, bo przyczepiając się do niej podeszwami stóp i zawisając na niej głową do dołu.
- Teraz używam chakry. Wcześniej tylko tyle, ile nie umiałam opanować. – mruknęła, podchodząc jak gdyby nigdy nic do mnie. Zatrzymała się, ciągle wisząc, a nasze twarze były na niemal tym samym poziomie. Dopiero teraz miałem okazję z bliska się przyjrzeć jej skąpemu strojowi gimnastycznemu. Została w samych spodenkach i krótkiej bluzce, którą śmiało mogłem porównywać ze stanikiem, który miałem szczęście oglądać jeszcze niedawno. Jej długie włosy związane były w warkocz, który teraz zwisał zabawnie w dół.
Albo mnie lubiła, albo mnie prowokowała. Nie pozostawałem dłużny, zdejmując koszulkę gdy zrobiło mi się za gorąco.
- Wejdź tam jeszcze raz i udowodnij. – warknąłem jej w twarz, odstawiając wodę i ręcznik i odsuwając się kilka metrów. Aktywowałem Sharingan, skupiając się na drodze jej chakry.
Już sami dawno temu odkryliśmy, że Niko była bardzo dobra w kontrolowaniu energii poza swoim ciałem. Jej efektowne Katony i Fuutony, te sztuczki z nićmi z chakry przy naszych walkach, wyczulony zmysł i dobry wzrok – to wszystko było tego efektem. Jej wrodzona umiejętność miała także wpływ na tworzenie iluzji. Miała trudności, gdy chodziło o kumulowanie chakry w sobie, gdy nauczyła się tego, to z pozoru trudniejsza część, genjutsu na kimś innym, przyszła bardzo szybko.
Zanim to odkryła, instynktownie ćwiczyła medytację, by poskromić energię wydostającą się z niej.
Ze mną było odwrotnie. Panowałem nad energią w środku, miałem jej bardzo dużo, jednak im dalej ode mnie ona była, tym mniejszą kontrolę nad nią sprawowałem. Wielkie Katony były silne najbliżej mnie, dalej tylko kilka sekund. Użyteczną formą było Chidori, które napełniałem mocą na bieżąco. Sharingan i doujutsu… to wszystko powstawało w środku. We mnie. Problemem było zapanowanie nad tym, co już się wydostało, dlatego i Niko i Kakashi zwracali uwagę na moją chakrę, gdy byłem wściekły.
Niko podciągnęła się na jednej ręce, wyciszając zupełnie swoją energię. Widziałem to dokładnie za pomocą Sharingana. Energia wciąż płynęła, ale tylko w niej. Jednak i ona była uspokojona. Dziewczyna powstrzymywała ją przed swobodnym płynięciem, a zwłaszcza do rąk i nóg.
- Teraz patrz. – warknęła i dała susa to tyłu, zawisając na drągu jedną ręką. Bez chakry. Zakołysała się i wciągnęła na górę, przebiegając po ukośnej barierce szerokości kilku centymetrów z taką łatwością, jakby była to co najmniej metrowa półka. Odbiła się od niej na imponującą wysokość, zrobiła salto w powietrzu i wylądowała idealnie naprzeciwko, na poziomej rurze. Stanęła na niej na rękach, przechyliła się do przodu, kręcąc się wokół niej kilka razy, zatrzymując się na samej górze i znowu kręcąc.
W pewnym momencie puściła się jej. Myślałem, że spada, ona jednak obróciła się w powietrzu i wylądowała zgrabnie, z rękoma rozstawionymi na boki.
Nie mogłem w to uwierzyć. Po tylu przerwach w treningu, urazach i kłopotach, znalazła czas, by za moimi plecami wrócić do formy. Być może nigdy z niej nie wyszła. Była niesamowitą akrobatką, bez użycia chakry robiła rzeczy, o których normalni ludzie mogli tylko marzyć.
- Mówiłam. – uśmiechnęła się, lekko zdyszana, pijąc moją wodę. Otrząsnąłem się, siadając obok. – Powinien to być zakład.
- Załóżmy, że był. – odparłem, nadal pod wrażeniem. Jak to się stało, że nie miała do tej pory okazji, by użyć takich sztuczek na misjach? Ano tak. Ratowałem ją, zanim miała szansę. – Czego byś sobie życzyła?
- Czegoś miłego dla mnie, a trudnego dla ciebie. – westchnęła, patrząc w sufit. Wbite w niego były haki. Prawdopodobnie coś kiedyś na nich wisiało. – Ale nie wrednego i upokarzającego. Nie jestem tobą. – posłała mi podejrzliwy wzrok.
- Wcale nie porosiłbym cię o coś wrednego. – odparłem, udając urazę.
- Tak? A o co? – zaciekawiła się kunoichi, przybliżając swoją twarz do mojej.
Zrobiłem to samo, uśmiechając się lekko. Niko uniosła brew, zdziwiona. Biło od niej ciepło i zapach potu, a jej oddech wciąż był przyspieszony. Oddychała nosem, ale i tak dawało to ciekawy efekt.
- Wiesz o co. – mruknąłem, zanim zdążyłem się powstrzymać.
Byliśmy naprawdę blisko, nie rozumiałem, czemu wtedy tego nie zrobiłem.
Wszystko układało się świetnie – wspólne mieszkanie, brak kłótni, udany trening. Podobno on negował stres. Niko zrobiła przedtem zakupy do swojej sypialni. Wiadome było, że kupowanie poprawia dziewczynom humor. Mimo to odsunęła się ode mnie z miną zdegustowanego, oburzonego kociaka i wzięła kolejny łyk wody.
- Upieczesz mi ciasto.