Spieprzaj stąd.
Gdy
wszedłem do pokoju Niko, gotowy byłem usłyszeć z jej ust naprawdę wiele słów,
aczkolwiek te akurat mnie zaskoczyły. Rozwścieczyły, co więcej.
Zjadłem przepyszny obiad, który dla
mnie zostawiła i z grymasem poszedłem się wykąpać po treningu. Stojąc pod
prysznicem, ciągle analizowałem zaistniałą sytuację. Niko była wyraźnie
wściekła na mnie za to, że śmiałem rozmawiać z Megumi, jakby spędzanie czasu z
nową osobą w drużynie było czymś niezwykłym i zakazanym. Jednak to nie było
najdziwniejsze. W jej oczach widziałem także zaskoczenie i strach, co
absolutnie potwierdzało moją tezę na temat tego, że w istocie miała coś do ukrycia i nie chciała, bym
się o tym dowiedział. Już sam fakt, że mimo swojego gadulstwa opowiedziała mi o
sobie wszystko, poza właśnie historią rozpadu swojej drużyny, wiele mówiło.
Po dłuższym niż zwykle prysznicu
zacząłem pisać raport z misji. Nie miałem zamiaru sam konfrontować rozmowy z
Niko. Byłem pewien, że nie wytrzyma zbyt długo w swoim pokoju i w końcu
wyjdzie. Do tego czasu mogłem mieć chociaż zaczętą robotę.
Być może na jej reakcję w biurze
Hokage powinienem zareagować trochę inaczej. Coś mi w tej całej sytuacji
porządnie nie pasowało. Z innej perspektywy mogło się to wydawać dziwne -
rozmawiałem i trenowałem z osobą, której moja dziewczyna widocznie nie mogła
ścierpieć. Cóż jednak mogłem powiedzieć? Nie byłem typem faceta, który
przybywał ukochanej na pomoc na białym rumaku i biegł za nią, gdy nagle
zaczynała bez powodu uciekać. To nie ja byłem temu wszystkiemu winien, więc
postanowiłem się nie wtrącać. A że Ashikaga wydawała się sensowną dziewczyną,
zaintrygowało mnie jej pochodzenie i nie miałem z kim trenować – bo szukanie
Niko było wtedy bezcelowe – to tak wyszło.
Kunoichi długo nie wychodziła. Z jej
pokoju nie słyszałem żadnych odgłosów. Cisza i napięcie zaczynały mnie powoli
irytować, a ciągle wirujące po głowie myśli i dziwne uczucia nie pozwalały mi
skupić się na pracy. Nie czułem się winny. Nie miałem sobie nic do zarzucenia.
To Niko była z nas dwojga osobą, która była mi dłużna jakieś tłumaczenie. Jeśli
sądziła, że widowiskowy odwrót i zamknięcie się w pokoju na kilka godzin
wymuszą ze mnie przeprosiny, to grubo się myliła.
Nie byłem osobą ulegającą pozorom,
ale tym bardziej nie mogłem pozwolić, by to uczucia wzięły nade mną górę. To,
że byłem z Niko, nie znaczyło, że w sporze z innymi miała zawsze rację, a pod
oskarżeniem była niewinna. Byłem shinobi. Miałem patrzeć na wszelkie problemy
obiektywnie. Wyłączając emocje. Historia Megumi była wielce prawdopodobna, a
Niko nie kiwnęła nawet palcem, by się obronić czy przekazać mi swoją wersję
wydarzeń. Jeśli takowa w ogóle istniała.
Nie zależało mi na tym, by je
pogodzić. Nawet specjalnie nie przejąłem się dobrym imieniem Niko, przyznaję.
Interesowała mnie tylko prawda. Byłem szczerze ciekaw przeszłości mojej
partnerki, a że pierwsza okazja do jej poznania natrafiła mi się przy okazji
spotkania z obcą osobą, a nie przy rozmowie z główną zainteresowaną... cóż.
Poza tym, o co była ta cała
wściekłość? Jasne, Niko zachowywała się źle w stosunku do Megumi przez czas
Akademii i na misjach, ale nie oszukujmy się – ja też nie byłem aniołem. Jednak
to, co stało się z Kuchikiri? To był wypadek. Niko upuściła kamień, bo
zaskoczył ją wybuch. Wielka mi rzecz. Była gapą i tyle. Czemu nie mogła się do
tego po prostu przyznać i zachować odrobinę godności charakteryzującej
kunoichi? Nic dziwnego, że Trzeci, który wtedy nam przewodził, jej nie
uwierzył. Nawet ja widziałem oburzenie i strach w Niko, a w Megumi spokój i
pokorę.
- Spieprzaj stąd.
Tak proste i dobitne zarazem. Po raz
pierwszy w moim życiu usłyszałem takie słowa skierowane pod moim adresem. Na
początku nawet ich nie zrozumiałem. Ja? Spieprzać? To był mój dom, a pokój dostała ode mnie w miłym, acz chorym, romantycznym
geście. Przyszedłem tu po wielu godzinach bezcelowego szlajania się po całym
mieszkaniu, by w końcu wysłuchać, co takiego miała mi do powiedzenia. Nie
musiałem tu być. Mogłem ją olać. Pójść do baru, na imprezę lub spać. Nie
potrzebowałem jej. I nic jej nie zrobiłem. Mimo to przyszedłem tu, bo ta
sytuacja mi przeszkadzała. Zależało mi na Niko, nie mogłem wytrzymać wiedząc,
że siedzi sama w pokoju i prawdopodobnie wypłakuje sobie oczy. I przyszedłem.
Na szczęście oboje mieliśmy suwane drzwi do pokoi, nie dało się ich zamknąć na
klucz.
I co zastałem?
Po pierwsze pokój był pełen
szpargałów. Obok łóżka stały stosy starych ksiąg z Kakkahana. Poza tym walające
się na podłodze zwoje, ubrania i broń. Moje schludne, wręcz pedantyczne zapędy
aż mną trzęsły, gdy lustrowałem to pobojowisko. Wśród niego ledwo widać było
kunoichi, która w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączkach opierała się o
wezgłowie łóżka. Łoża można było
powiedzieć, bądź co bądź dbałem o jej wygodę. I co za to miałem?
Zanim jej słowa, które wypowiedziała
bez rzucenia na mnie okiem, dotarły do mojego umysłu, zarejestrowałem białą,
podłużną butelkę sake trzymaną przez nią w wolnej od księgi dłoni.
Powstrzymałem uśmieszek. Nie tylko nie była smutna. Była pijana i wściekła, i
wcale nie chciała ze mną rozmawiać. Momentalnie poczułem gromadzącą się we mnie
złość. Jeszcze bez powodu. W czystej samoobronie.
- Nie – wykrztusiłem z nutą
rozbawienia, zamykając za sobą drzwi i dając jej tym samym do zrozumienia, że
tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Byłem teraz jeszcze bardziej ciekawy jej
przeszłości. Tego, co ukrywała i za co była aż
tak wściekła. Zmrużyłem oczy, czując jak moja stała, mocna chakra doznaje
delikatnego szarpnięcia. Chwilę potem pomiędzy mną a łóżkiem zielonookiej
pojawił się wielki, czerwony smok. Instynktownie zrobiłem krok do tyłu, mimo że
doskonale wiedziałem, że to genjutsu. Bycie egocentrykiem i wsłuchiwanie się
jedynie w swoją energię miało swoje korzyści. Spodziewałem się, że Niko coś wykombinuje
i wyczułem moment, gdy rozpoczęła jutsu.
Sam smok był, przyznam, imponujący.
Miał ogromną paszczę z kłami ociekającymi śliną, a jego nozdrza ruszały się w
takt jego głośnych uderzeń serca. Łuski błyszczały efektownie w świetle
ulubionej lampy Niko. Jednak jej technika miała swe niedociągnięcia. Nie czułem
gorąca z palących się ksiąg dookoła, woni dymu, nie odczuwałem wcale prezencji
wielkiej bestii przed sobą. Nie czułem też strachu.
Skoncentrowałem się na swojej
własnej energii, ignorując aurę, którą tworzyła w pomieszczeniu Niko. Wystarczyło
się trochę skupić, by obraz w mojej głowie zadrżał.
- Kai.
Smok i dym zniknęły, a ja
dostrzegłem lekki grymas na twarzy szatynki. Nie podniosła na mnie wzroku,
nonszalancko obracając strony w książce. Gdy uspokoiłem chakrę i zrobiłem krok
w jej kierunku, zatrzymała mnie pytaniem.
- Czego chcesz? – Jej ton był
chłodny i stanowczy. Po raz kolejny powstrzymałem wyśmianie jej. Za kogo ona
się uważała? To ja powinienem był zadawać
pytania. Zaatakowała mnie zanim cokolwiek zrobiłem.
Uznałem jednak, że wyprowadzanie jej
z równowagi na nic mi się nie zda, więc odpowiedziałem, w miarę prosto i
grzecznie.
- Pogadać.
- Niezwykłe – prychnęła dziewczyna,
ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, moja kolejny raz spokojna chakra ponownie
zadrżała. Było to naprawdę irytujące. Czułem się, jakby kunoichi grzebała w
moich wnętrznościach bez pozwolenia. Zupełnie jak gdyby delikatnie pociągała za
sznurki w mym ciele, koncentrując się w okolicach brzucha i głowy. Miejsca,
gdzie funkcjonowały zmysły i głównego źródła chakry. Tym razem nie pojawił się
między nami żaden smok, a... Megumi.
Była dokładnie taka sama, jaką
widziałem ją niedawno. Uśmiechnęła się do mnie i podeszła trochę, z tym swoim
spokojnym, czujnym spojrzeniem. Przez chwilę naprawdę zastanawiałem się, czy dziewczyna
nie teleportowała się do naszego domu.
Tym razem poczułem zapach.
Delikatny, słodki, pomarańczowy. Megumi tak nie pachniała, nie miała też aż tak
obcisłej bluzki i wyraźnie zaznaczonego pod nią biustu. Tak, był większy niż
ten Niko, ale nie zwracałem na to uwagi. Za to moja dziewczyna – najwidoczniej
tak.
- Pogadać? – usłyszałem znajomy głos
tuż przy swoim uchu, nie obróciłem jednak głowy w jej kierunku. To była zwykła
iluzja, a prawdziwa osoba nadająca tempo rozmowie siedziała tam, kilka metrów
przede mną, przesuwając wzrokiem po tekście w książce, jakby z moim
przywidzeniem nie miała nic wspólnego. Byłem pod wrażeniem. Trochę. – Tak, jak
ze mną? – Fałszywa Ashikaga zaśmiała się delikatnie, chwytając mnie pod ramię.
Zmarszczyłem brwi, nie reagując. Wsłuchałem się w swoją chakrę. Tym razem
zmiany były mniejsze. – Chodź, Sasuke-kun... potrenujemy trochę... –
Przechyliłem głowę na bok, z lekkim rozbawieniem uciekając od ciepłego oddechu
dziewczyny. Niko naprawiła swoje błędy, ale chyba zapomniała, z kim miała do
czynienia. – Ale ostrzegam, Sasuke-kun... – Poczułem, jak wizja Megumi wspiera
się na moim ramieniu, by mówić wprost do mojego ucha. – Możemy wrócić...
mokrzy.
- Serio, Niko? – zapytałem kpiąco,
odpychając nieprawdziwą dziewczynę. Nie zdejmowałem wzroku z tej prawdziwej,
olewającej mnie całkowicie. Zaczynało to być naprawdę drażniące. – Jesteś
zazdrosna o taką głupotę?
Nie doczekałem się odpowiedzi w przeciągu
kilku minut, za to iluzja Megumi wróciła do mojego boku, opierając się biustem
o moją rękę. Wstyd mi było przyznać, ale zaczynałem się czuć... dziwnie. Było
mi ciepło.
Zastanawiało mnie poza tym, skąd
Niko znała uczucie ocierania się piersiami o ramię. Może tylko wysłała do
mojego umysłu ten obraz, informację, a moje ciało samo tworzyło to wrażenie?
Nie byłem pewien, ale wolałem nie sprawdzać.
- Kai. – Uniosłem dłoń w prostym symbolu, skupiając chakrę, ale wizja
nie zniknęła. Nabrałem powietrza nosem, próbując uspokoić swoją energię i
zmusić wizję do zniknięcia, ale Niko trzymała się twardo. Wciąż czułem ciężar
ciała Megumi na swoim ramieniu, jej ciepło i cytrusowy zapach. To wszystko
przez to, że moje zmysły były tak sprawnie oszukane. Nie byłem do końca pewien,
że to iluzja. Ona wydawała się prawdziwa. Mój umysł nie pracował poprawnie.
- A co, nie mam prawa? – usłyszałem
delikatny głos Niko, który w mojej aktualnej, nieco krępującej sytuacji, był
niczym zbawienie. Odtrąciłem Ashikagę ponownie, a ta w odpowiedzi posłała mi
zaskoczone, zranione spojrzenie. To zadziwiające, ile z jej ruchów i mimiki
zapamiętała Niko. Nie byłem świadkiem jej treningów, ale Niirochi wykonała
kawał dobrej roboty.
- Nie. Nic nie zrobiłem – odparłem,
broniąc się. Nie po to tu przyszedłem. Nie miałem zamiaru dopuszczać do siebie
myśli, że to moja wina. Miałem prawo trenować i rozmawiać z kim chcę. Niko może
była moją dziewczyną, ale ona też
trenowała z innymi ludźmi. Nie byłem jej własnością.
- Ona ze mną też, a jakoś byłeś tak
zazdrosny, że aż kipiało...
Podniosłem głowę, a serce
przyspieszyło mi ze wściekłości na samo brzmienie znajomego głosu. Obok łóżka
Niko stał nie kto inny, jak Yahiro. W tej swojej błękitnej, rozchylonej
yukacie, z wykwintną fryzurką i zawadiackim, kłamliwym uśmiechem. Musiałem się
powstrzymać przed uderzeniem go. Znowu. Powtarzałem sobie w myślach, że
rozmawiam z iluzją. To, co słyszałem i widziałem, to była tylko i wyłącznie
wizja Niko.
- I okazało się, że mam rację,
nienawidząc go – powiedziałem w kierunku zielonookiej, która wzięła kilka łyków
z butelki. Nie wyglądała na pijaną. Jej wzrok był bystry i skupiony. A
przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie upięła swojej grzywki.
- To był tylko dobry traf – odparł
Yahiro, śmiejąc się lekko. Durny bubek.
- Ale ja ją znam naprawdę –
powiedziała poważnie Megumi, a raczej jej wizja, wskazując na siebie samą. Serio,
miałem już tego dość. Jeszcze raz zebrałem chakrę, próbując ją oswoić i zamknąć
w sobie. Nic to nie dało. Musiałem spytać Kakashi’ego o skuteczne sposoby
wyzwalania się z genjutsu.
- Czemu miałaby kłamać? – spytałem
poważnie, próbując w końcu dowiedzieć się czegoś pożytecznego. Nie przyszedłem
tu, by być obiektem badań i treningu. Nie byłem też przyzwyczajony do bycia
ignorowanym, a ta dziewczyna wyraźnie bawiła się mną. Wściekłość rosła, mimo że
próbowałem ją ignorować.
- Ty mi powiedz, znacie się tak
dobrze... – usłyszałem z jej ust i westchnąłem ciężko, łapiąc się za podstawę
nosa. Wystawiłem rękę, by trzymać wyimaginowaną Ashikagę na dystans. Nie
potrzebowałem kolejnych problemów.
- Trzeba było mi powiedzieć cokolwiek,
a nie ukrywać prawdę. A Megumi i mnie nic nie łączy, dogadywaliśmy się dobrze
głównie przez to, że przyjaźniły się też nasze klany. – Cóż, nie była to do
końca prawda, ale wiedziałem, że póki nie uspokoję zazdrości Niko, to w
dochodzeniu do prawdy i godzeniu się z nią daleko nie zajdę.
- Oh, no tak. Klany – zaśmiała się
kunoichi, zakreślając coś w książce kolorowym długopisem. Popukała się nim w
policzek, głęboko nad czymś myśląc, po czym napiła się znowu sake. Brała duże, powolne
łyki. Gdy skończyła, otarła usta wierzchem dłoni. – Wiedziałam. Jesteście tacy
sami i trzymacie się razem. Megumi zrobiła ze mnie oszustkę i morderczynię, a
ty jej uwierzyłeś.
Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że
jej głos nie dobiega z ciała, które widziałem, a rozlega się po całym pokoju.
Możliwe było, że Niko, którą widzę, jest taką samą iluzją, co Ashikaga i
Kiyokawa. Jednak poza mówieniem do tej właśnie osoby, nie miałem wielu wyborów.
- Byłoby mi łatwiej w to nie uwierzyć, gdyby to nie była prawda –
zauważyłem ze spokojem. Niko podniosła głowę w moim kierunku, co uznałem za
mały sukces.
- Tamtych ludzi w wozie nie zabiłam, bo to Megumi kłamie, nie
ja. A Yoarashi zabiłam przez przypadek – warknęła, wracając do lektury książki.
Yahiro posłał mi dziwne spojrzenie. Megumi zniknęła w międzyczasie, nawet nie
zauważyłem, kiedy. Był to jakiś postęp. Możliwe, że przez rozmowę ze mną Niko
dekoncentrowała się. Poszedłem tym tropem.
- Taa... z pewnością rozcięłaś temu
facetowi gardło, rozchlapując jego krew po ścianie, zupełnie niechcący. –
Wiedziałem, że to ją wkurzy, ale nie miałem innego wyboru. Nie mogłem dalej dać
sobą pomiatać, a Niko w tej kłótni miała nade mną widoczną przewagę. Nawet,
jeśli miała się wściec – w swojej furii musiała zrobić krok do przodu i
powiedzieć, o co tak naprawdę jej chodzi.
- Jesteś bezczelny – stwierdził
Kiyokawa, rzucając mi potępiające spojrzenie. Odrzuciłem je w spotęgowanej
wersji, na chwilę zapominając, że to tylko osoba w mojej głowie.
- Możliwe. Ale nie o to teraz tu
chodzi – powiedziałem, mijając sterty książek i podchodząc do łóżka Niko.
Yahiro przystanął koło mnie, zupełnie jakby miał zamiar ją przede mną obronić.
Kunoichi nie podniosła na mnie wzroku. – I to nie na mnie jesteś wściekła.
- Podczas gdy ona sprzątała, robiła
zakupy, gotowała i czekała na ciebie, ty zabawiałeś się z jej największym
wrogiem – oświadczył Yahiro suchym tonem, od którego zacisnąłem zęby ze
wściekłości. Był lalusiowaty i dystyngowany. Tak idealny, że miało się ochotę
złapać go za te jego błyszczące kłaki i wbić jego śliczną twarz w najbliższą
ścianę. Niko zapamiętała go doskonale.
- Pomijając niedokładność słowa
„zabawiałeś”, to ty traktowałeś ją jak zabawkę, ozdobę oraz żywą tarczę –
syknąłem, a daimyo zmrużył oczy. Dziewczyna nie zareagowała po raz kolejny, co
zaczynało mnie poważnie wpieniać. Uchiha nie lubili być ignorowani. Zwłaszcza,
gdy mieli dobre intencje. Do niedawna. – Powiedz coś – warknąłem na nią z góry.
– Co takiego się stało, o co ci chodzi. – Rozłożyłem ręce w geście
zrezygnowania.
Kunoichi podniosła na mnie swoje
zielone oczy, jakby w zamyśleniu, wzięła kilka łyków sake, po czym wstała z
łóżka, oczywiście po drugiej jego stronie, i zaczęła szukać czegoś w stojących
obok książkach. Zacisnąłem zęby i wziąłem głęboki wdech, gdy minęła mnie bez
rzucenia na mnie okiem, wertując jakieś tomy niedaleko mnie.
- Nie radzę ci mnie ignorować.
Odpowiedz.
- To nie zadawaj głupich pytań –
odwarknęła drżącym głosem, odwracając jedynie głowę w moim kierunku. Gdy w moim
spojrzeniu nie znalazła czegoś, co by ją usatysfakcjonowało, stanęła prosto, w
bezpiecznej odległości ode mnie. – O co chodzi? Co mi się stało? – zakpiła, po
czym nabrała powietrza w płuca. - Jesteś głuchy czy głupi? – krzyknęła nagle, a
ja zmrużyłem oczy. Czy ja się przesłyszałem? - Najpierw miałam zginąć. Potem okazało się, że moi
rodzice nie żyją. – Tu jej głos lekko się złamał. Przymknęła na chwilę oczy,
ale zaraz otworzyła je, kontynuując, bardzo donośnie. - ...a mój dom jest zniszczony. Potem w swojej
głupocie zabiłam niewinnych ludzi. – Uderzyła się w pierś, robiąc krok na
przód. - Dostałam karę od Hokage, dowiedziałam się, że nie powinniśmy być razem
w grupie, a do mojego życia wróciła moja największa zmora. Do tego mój własny chłopak, zamiast mnie
poprzeć, poszedł sobie z nią poplotkować na mój temat. – Jej wzrok wwiercał mi
się w czaszkę. Był smutny, wściekły i rozgoryczony. Choć to nadal nie znaczyło,
że miała rację. Wiedziałem doskonale o wszystkich rzeczach, które teraz
wymieniała. Co to miało jednak za znaczenie? - Gdyby tego było mało, okazało
się, że ta żmija zawiązała pakt z kotami i nie mogę wezwać Saturn, bo ona
ciągle z nią przesiaduje. Yupiteru, mój własny summon, przyniósł mi za to
liścik od niej, że jutro ma ochotę mnie „zniszczyć” na polu treningowym.
- Co to ma jednak do mnie? Czemu tak
wrzeszczysz, nie mogłaś mi tego po prostu powiedzieć? – spytałem logicznie,
widząc, jak dziewczyna dyszy lekko, powstrzymując płacz i gromadzące się w niej
emocje.
- Zawiodłam się na tobie, Sasuke, po
prostu – odparła, odwracając wzrok. Gdy wróciła nim do mnie, znów był oszalały.
Pełen furii. – Jak mogłeś?! – Zrobiła kolejny mały krok w moją stronę. Była
rozchwiana i wkurzona. Miałem nieodparte wrażenie, że zaraz mnie uderzy. Nie
podobało mi się to. Wyprostowałem plecy, by zwiększyć różnicę wzrostu między
nami. - Myślałam, że ufamy sobie i mówimy prawdę, a ty pobiegłeś sobie za moim
wrogiem na randkę, bo jest ze sławnego klanu? Coś ty sobie myślał? I od kiedy jesteś
taki ciekawski i otwarty?
Krzyki, insynuacje i oskarżenia. Czy
mi się wydawało, czy ja przyszedłem do niej pogadać, wysłuchać jej, a ona
napadała na mnie, wyżywając się za wszystko, co ostatnio jej się przydarzyło?
- Nie jesteś zła na mnie, a na
siebie i Megumi. Ochłoń trochę i zastanów się nad tym, co mówisz – westchnąłem,
patrząc na nią z góry i krzyżując ręce na piersi. Niko przygryzła wargę,
zaciskając pięści. Sam jednak byłem na skraju nerwów. To była jej ostatnia
szansa, by przyjąć wyciągniętą w jej kierunku rękę.
Dawno na mnie nikt nie krzyczał, a
ja nadal nie miałem sobie nic do zarzucenia. Nie wiem, za kogo Niko się w tej
chwili miała, odstawiając takie szopki, ale naprawdę przeginała.
- Nie rozkazuj mi! – warknęła
głośno, zawijając kosmyk włosów za ucho. - Nie wiesz, jak ja się czuję. Ciebie
może wszyscy kochają i każdy by ci uwierzył, ale ta dziewczyna zrujnowała mi
opinię, na którą ja, zwykła szara kunoichi, w przeciwieństwie do ciebie, musiałam
za-pra-co-wać! Wiesz w ogóle, co znaczy to słowo? – krzyknęła, wskazując na
mnie ręką. - Zniszczyła też życie Kiro i to przez nią nie jestem z nim w
drużynie.
Coś we mnie pękło.
- Oh, i to właśnie jest takie straszne? – syknąłem, unosząc brew. – Że
zostałaś przydzielona pod moją okropną kuratelę? – Niko zamrugała, zdziwiona i
wystraszona, mimo swojej bulgoczącej złości. Bingo. Była taka łatwa do
odczytania. Pomimo swojego chwilowego triumfu byłem wściekły. Nadal myślała o
swoim byłym partnerze, i wyglądało na to, że jej na nim zależało. – Jak tak
bardzo chcesz, to odejdź z tej drużyny. Megumi ci nie odpowiada, ja też jestem
nagle „tym złym”... czy jest ktokolwiek poza
Kiro spełniający twoje wymagania, księżniczko? – spytałem ostro,
przekrzywiając głowę. Niko zmarszczyła brwi na to określenie. Yahiro zniknął. Po
prostu rozpuścił się we mgle.
On też tak ją nazwał. Teraz sobie przypomniałem.
- Nic nie wiesz, a wygłaszasz
opinie. – Pokręciła głową. – Myślisz, że jak dogadałeś się ze swoją Megumi, to
nagle postradałeś wszystkie rozumy? Opętała cię tak samo, jak całą resztę.
- Jak mam niby wierzyć w twoją
wersję, skoro jej nie znam? – krzyknąłem już sam, pukając się teatralnie w
głowę.
- Nie musisz. Po tym, jak się
zachowujesz widać już, komu uwierzysz. Wielkie klany trzymają się razem,
nieprawdaż? – prychnęła. – Jesteś głupim, nieczułym i naiwnym dupkiem, Uchiha –
syknęła, mrużąc oczy.
Nadal była wściekła. I to porządnie.
Mnie to jednak zupełnie nie ruszało. To, co powiedziała w moim kierunku, było
nie fair. Miałem gdzieś, czy było to spowodowane tą aferą, jej smutkiem po
ostatnich wydarzeniach, czy alkoholem. Dawno nie byłem tak wyprowadzony z
równowagi. Coś we mnie bulgotało.
Najgorsze w tym wszystkim było to,
że nie miałem jak dać upustu swej złości. Zwykle trenowałem lub rozwalałem coś,
a jeśli wkurzył mnie Naruto, to po prostu dawałem mu w mordę. W pokoju Niko nie
było nic sensownego do rozwalenia i nie miałem zamiaru uciekać się do aż tak brutalnych
argumentów w kłótni z własną dziewczyną. Jasne, obroniłaby się, była kunoichi,
ale to i tak wyglądałoby żałośnie.
Nie zmieniało to faktu, że złość
kumulowała się we mnie z każdym jej słowem. Czułem, że się pocę, drżą mi palce,
a serce bije szybciej. Zupełnie jak podczas prawdziwej, szaleńczej walki.
Wyostrzone zmysły, czujny wzrok, płytki oddech. Tyle że była to walka na słowa.
I emocje.
Nie lubiłem przegrywać. Żadnych
walk.
- No proszę. Wystarczy, że mam inną
opinię niż ty i już rzucasz obelgami? Jakież to dorosłe – warknąłem z przekąsem,
starając się kontrolować swoją złość resztkami silnej woli. – Mam teraz pobić „złą
Megumi” i opowiedzieć wszystkim w wiosce, jaka to jesteś nieszczęśliwa? Czego ty
do cholery ode mnie oczekujesz? – Ponownie rozłożyłem ręce, unosząc brwi.
Niko spojrzała mi głęboko w oczy.
- Byś stąd spieprzał i nie pokazywał
mi się więcej na oczy – westchnęła i minęła mnie szybkim krokiem, szturchając
mnie przy tym ramieniem. Mocno.
Zmarszczyłem brwi, podążając za nią
wzrokiem. Nie zadowalałem się remisem.
W mgnieniu oka pojawiłem się za jej
plecami, trzymając ją za nadgarstek ręki, którą miała zamiar otworzyć drzwi do
łazienki. Ucieczka się nie udała, byłem szybszy. Siła mojego pędu przygwoździła
ją do ściany, więżąc ją pomiędzy nią, a moim ciałem. Niko odchyliła głowę,
wypuszczając z płuc zatrzymane z zaskoczenia powietrze. Moja twarz znajdowała
się tuż nad jej lewym ramieniem, więc zainspirowany jej poprzednim jutsu pochyliłem
się nad jej uchem.
- Gówno prawda, nie chcesz tego –
wyszeptałem, widząc, jak ciało dziewczyny drży od kontaktu z moim własnym.
Uśmiechnąłem się do siebie, czując jak jej nadal wilgotne włosy łaskoczą moją
szyję, a owocowy zapach jej płynu do kąpieli łączy się z zapachem potu. I
strachu.
Chwyciłem jej drugą rękę, którą
usilnie próbowała odepchnąć się od ściany, i wykręciłem ją, umieszczając za jej
plecami. Trochę wyżej i mocniej, niż było potrzeba, przez co Niko syknęła z
bólu i wygięła się w łuk, uginając kolana. Musiałem przyznać, że podobała mi
się ta sytuacja. Po raz kolejny miałem na sobie jej pełną uwagę, musiała mnie wysłuchać. Niemałą
satysfakcję sprawiał mi też fakt, że byłem szybszy i silniejszy. Bądź co bądź
Niko była zdolną kunoichi.
- Zostaw mnie – warknęła cicho, choć
groźnie. Nie wydawała się jednak zdecydowana. Zaśmiałem się w duchu, widząc jak
w miejscu na jej skórze, gdzie pada mój oddech, powstaje gęsia skórka. Niko
drżała coraz delikatniej, ale sam fakt sprawiał, że wyglądała dodatkowo
bezbronnie i uroczo.
- Nie, póki nie ustalimy kilku
faktów – mruknąłem niskim głosem, na co dziewczyna odpowiedziała próbą wyrwania
się. Chwyciłem ją mocniej, opierając głowę na jej ramieniu. W powietrzu czuć
było nutkę alkoholu. – Już? Mogę kontynuować? – Niko westchnęła i poddała się,
za co nagrodziłem ją trochę lżejszym uściskiem. – Po pierwsze, to moje
mieszkanie i nie będziesz mi mówiła, że mam „spieprzać”. Nigdy. Nie zasłużyłem
sobie na to – dodałem, czując jej bicie serca w miejscu, gdzie jej plecy
spotykały się z moją klatką piersiową. Zaczęła się uspokajać. To dobrze. – Po
drugie, to ty wygłaszasz opinie, nic
nie wiedząc – zacząłem, przylegając do niej bliżej. Gdy mówiłem, moje wargi
ocierały się o jej ucho. Widziałem, że przymknęła oczy. – Wysłuchałem Megumi,
bo w przeciwieństwie do ciebie była chętna mówić. Przyszedłem tu sprawdzić, co
ty masz do powiedzenia, więc mnie nie atakuj za dobre chęci. – Uśmiechnąłem
się, widząc jak dziewczyna wzdycha, opierając się głową o ścianę. Jej oczy były
skupione na jakimś nieokreślonym punkcie, nieobecne. Zupełnie jakby
koncentrowała się na tym, co mówię, a co ona czuje. – Klany, sława i pieniądze
nie mają dla mnie znaczenia i powinnaś o tym wiedzieć z misji w Yutatoshi. Właśnie
dlatego na swoje dobre imię ciężko pracowałem i nie odmówisz mi tego. Klan to
jedno... – Uniosłem jej rękę, by znowu syknęła z bólu. Budziły się chyba we
mnie zapędy sadystyczne. - ...a siła
to drugie. – Nie mogąc się dłużej
powstrzymać, złożyłem delikatny pocałunek na jej gorącej skórze, tuż pod uchem.
Z następnym zszedłem odrobinę niżej. Niko wzięła łamany wdech i zatrzęsła się
znowu. – Teraz... – zacząłem, ale widząc rumieniec zalewający jej twarz i to,
jak przygryza wargę, pocałowałem ją tam jeszcze raz. Zacisnęła oczy. Ktoś tu znalazł
słaby punkt. - ...cię puszczę. Przestaniemy się kłócić i oskarżać, a ty
opowiesz mi, co tak naprawdę się
stało. – Niko pokiwała entuzjastycznie głową, a ja uśmiechnąłem się, zadowolony
z mojego doboru słów. Wiedziałem, że udaje. Bała się przyznać, ale podobała jej
się ta sytuacja. Jej ciało wyraźnie reagowało, i gdyby chciała, to mimo
alkoholu we krwi spokojnie mogłaby podjąć walkę. Miała przecież wolne nogi.
Chakrę do dyspozycji. Ale nie. Niko wolała być sprowadzana na ziemię siłą. Przepraszana. Zapewniana, że mi
zależy. Pocałowałem miejsce, gdzie jej ramię spotykało się z szyją, powoli,
otwierając przy tym usta. Puściłem obie jej szczupłe ręce, które bezgłośnie opadły
w dół. Niko stała jak zahipnotyzowana, z ciałem wtopionym w moje własne.
Wypuściła trzymany oddech, po czym odchyliła głowę na bok, dając mi lepszy
dostęp i nieme zaproszenie. Swoje wolne dłonie ułożyłem na jej biodrach. – Co,
mam kontynuować? – spytałem kpiąco, unosząc brew na widok jej błogiej miny.
Nie odpowiedziała, a zamruczała
cicho, unosząc rękę i chwytając mnie delikatnie za kark. Zamiast przyciągnąć
mnie do siebie swoją chłodną dłonią, stanęła na palcach, opierając się o mnie
wygodniej i ponownie eksponując swoją gładką, kuszącą szyję.
Zostałem pozbawiony jakiegokolwiek
wyboru.
Chodziłam we wszystkie strony po
pokoju, odkładając swoje rzeczy na miejsce. Uchiha siedział na moim łóżku,
opierając się o jego wezgłowie z dłońmi splecionymi za szyją.
- Naprawdę nie wiem, jak mogłeś
uwierzyć w to, że upuściłam niebezpieczny, cenny kamień, bo się wystraszyłam – syknęłam, akcentując
ostatnie słowo. Znalazłam na ziemi piłkę Saturn. Skąd ona się tu wzięła? Sasuke
wzruszył ramionami, gapiąc się w sufit.
- Jej wersja i tak brzmiała bardziej
prawdopodobnie. – Posłałam mu mój najgroźniejszy wzrok. Znowu zaczynał. – Po co
Megumi miałaby specjalnie rzucać
kamieniem w powóz? To bez sensu.
- Nie wiem, wyobraź sobie, że mi
tego nie wytłumaczyła – odparłam kąśliwie, wciąż trochę wściekła. Nie mogłam
pozwolić, by Sasuke myślał, że swoimi buziakami wszystko załatwi. Ja tu miałam
prawdziwy problem. – Usłyszałyśmy wybuch, a ona podbiegła do mnie, chwyciła
Kuchikiri i cisnęła nim w koła powozu, od razu odskakując na bok. Wariatka –
zmarszczyłam brwi, szybko chowając bieliznę, którą odkopałam spod zwojów i
plecaka. Cały dzień zajmowałam się domem, a gdy przyszła kolej na mój pokój,
ciekawość wzięła nade mną górę i zaczytałam się w zabranych ze świątyni
księgach. – Naprawdę, niektóre kobiety są dziwne.
- Mi to mówisz...
- Słucham? - Obróciłam się w jego
kierunku, w ostatnim momencie, by zobaczyć lekki uśmieszek znikający z jego
twarzy.
- Skłamała też na temat swojej
wielkiej przyjaźni z Kiro? – Chłopak uniósł brew, upewniając się. Nie pytał dla
zabawy, naprawdę myślał i analizował moją historię. Chciałam go uprzedzić, że
ja ślęczałam nad nią dwa lata i nic z tego nie wyszło, ale postanowiłam mu nie
przeszkadzać. Może jego oszałamiający geniusz mógł tu coś wskórać. Byłoby
zabawnie.
- Tak. Kiro był moim przyjacielem, jeszcze w Akademii. Z Megumi rozmawiał tyle, ile
było to konieczne. Był stanowczo za cichy i spokojny, by z nią wytrzymać.
- Czyli w waszym konflikcie był po
twojej stronie?
- Nie – pokręciłam głową. – Kiro
zawsze był bezkonfliktowy. Tak naprawdę to chciał nas pogodzić. Często
uspokajał moje nerwy, gdy Megumi znowu przesadziła. Ale nawet, gdy podjęłam z
nią walkę i sama stałam się nieznośna... – Uśmiechnęłam się do moich wspomnień.
Niektóre numery wycięte Księżniczce Snobów były znane na całą wioskę. -
...zawsze mnie wspierał. Nie oceniał – dodałam, patrząc wymownie w stronę
mojego obecnego partnera. Ten przewrócił oczami z lekkim uśmieszkiem.
- Megumi była strasznie miła i...
jeśli kłamała... – Sasuke uniósł palec, dając mi znać, że nie jest jeszcze
całkowicie po mojej stronie. - ...to robiła to bardzo dobrze.
- Klan Ashikaga to dyplomaci i
politycy. Kłamstwa mają we krwi – mruknęłam, przesuwając ostrożnie stosy
książek, by zrobić trochę miejsca. Uchiha nie zareagował, tylko obserwował mnie
uważnie tym swoim czujnym, drapieżnym wzrokiem. Zarumieniłam się, przypominając
sobie niezwykle przyjemne, łaskoczące uczucie, gdy dotykał mojej szyi.
- Co jednak próbuje osiągnąć przez
te kłamstwa? Bo wyraźnie chciała mnie do ciebie zniechęcić... – Chłopak
przymknął oczy, a ja usiadłam po drugiej stronie łóżka. – Nie myślisz chyba, że
od razu się domyśliła, że jesteśmy... – Tu się zawiesił. Widocznie słowa
oznaczające zaangażowanie nie przechodziły mu przez usta.
- ...razem? – dokończyłam z
uśmiechem i pokręciłam zaraz głową. – Nie sądzę. Nie jest aż tak bystra. Ale na pewno chce mi uprzykrzyć życie. Ma Radę i
Hokage po swojej stronie, bo ci wierzą w to, co napisane jest w aktach i
raportach. Do Anko nie ma dostępu... zostajesz więc ty. Kolejny partner w
drużynie, którego lubię, więc trzeba nas rozłączyć – podsumowałam, zadowolona
ze swojego wywodu. I sprzątania. – Ewentualnie Kakashi. Ale nie sądzę, by on
czy Akane dali się nabrać. Jak niektórzy. – Przechyliłam głowę na bok, po raz
kolejny posyłając brunetowi jednoznaczne spojrzenie. Chłopak machnął na mnie
ręką, zirytowany. A ja dopiero zaczynałam swoją zabawę.
Wstałam, przeciągając się. Włosy mi
już wyschły, było trochę przed północą. Pora było iść spać, jeśli miałam mieć
jutro wystarczająco dużo siły, by zgnieść Megumi na miazgę. Spojrzałam z góry
na zrelaksowanego Sasuke. Leżał sobie wygodnie, rozrzucony na mojej jasnej
pościeli kontrastującej z jego ciemnymi jeansami i szarym, sportowym
podkoszulkiem. Czy zdawał sobie sprawę z tego, jak dobrze wyglądał? Jak miałam
go stąd wyrzucić?
- Chyba że... – Rzeczony shinobi
uniósł palec, budząc mnie z transu. - ...nie chodzi jej o ciebie, a o mnie -
uśmiechnął się chytrze. Arogancko wręcz. – Powiedziała mi, że to ojciec kazał
jej odejść z waszej drużyny, bo uznał cię za „niebezpieczną”. Może teraz
wróciła, by... – Zaciął się kolejny raz. Aż tak trudno było mu mówić o
romansach? Zabawne, doprawdy.
- By połączyć klany? – Spojrzałam na
niego pobłażliwie. – Bzdura. Ja wiem, Sasuke, że w twoim mniemaniu cały świat
kręci się wokół ciebie, ale to niestety nieprawda... – Podeszłam do jego boku,
głaszcząc go po głowie i mówiąc przesadnie współczującym głosem. Brunet odtrącił
moją rękę, mrużąc oczy, a ja zaczęłam się śmiać.
- To nie jest śmieszne.
Uspokoiłam się po chwili. W sumie
mógł mieć rację. Był jedyną pozostałością po sławnym klanie. Był przystojny,
silny, miał masę kasy i Kekkei Genkai do przekazania. Nie byłoby dziwne, gdyby
osoba pokroju Megumi miała plany matrymonialne co do niego bez uprzedniego
zamienienia z nim słowa, o jego zgodzie nie wspominając.
Ale moim zdaniem to nie było to.
- Serio myślisz, że dwa lata temu
Megumi rozbiła naszą drużynę, wysłała Kiro rannego do szpitala, zabiła dwóch
ludzi i straciła miliony jenów, by mieć szansę być z tobą dziś w drużynie? –
spytałam, a Uchiha skrzyżował ręce, mrucząc coś pod nosem. – Nie chcę cię
rozczarować, ale... nie sądzę. Megumi ma ze mną na pieńku z jakiegoś dziwnego
powodu i widać było to jeszcze przed tamtą misją.
W pokoju zapadła cisza. Uchiha
podniósł się ociężale, opierając się łokciem o kolano. Przez chwilę patrzyłam
na jego ramię, a on w jakiś punkt przed sobą. Gdy uniósł swoje czarne jak smoła
oczy w moim kierunku, wiedziałam, że żarty się skończyły.
- Załóżmy, że ci wierzę – powiedział
poważnie, nie zdejmując ze mnie czujnego wzroku. Uśmiechnęłam się lekko. – Co z
nią teraz zrobimy?
- Musimy zachowywać się naturalnie i
nie dawać jej pretekstów do ataku – odparłam po zastanowieniu. Shinobi wstał z
łóżka i skierował swoje kroki do drzwi. – Jeśli będziesz dla niej odpowiednio
miły, może dowiesz się czegoś więcej. – Chłopak odwrócił się lekko, czekając na
ostatnie instrukcje przed wyjściem. – Ogólnie... nie rób nic głupiego.
Niko-chan chce zabić Megumi-san! – Ktoś
krzyknął, a ja zdołałem tylko odwrócić się w odpowiednim kierunku, by zobaczyć,
jak Lee macha do nas z podekscytowaniem. Spojrzałem na trenującego ze mną
Naruto, który podniósł się z ziemi, jakby nic mu nagle nie było i podbiegł do Zielonego
Świra, wyciągnąć z niego więcej szczegółów. Nawet śpiący nieopodal Shikamaru
uniósł lekko głowę, otwierając jedno oko, by dowiedzieć się, co się dzieje.
Nie jestem pewien, jak to się stało,
ale wkrótce wszyscy staliśmy przy ósmym polu treningowym, patrząc na zażartą
walkę dwóch kunoichi. Krzyczały na siebie i rzucały w siebie każdą dostępną
bronią. Na ciele Niko dostrzegłem kilka poważnych otarć i strużkę krwi
spływającą po jej lewej nodze.
- Teme, ale akcja... walka dwóch
kociaków! – zachichotał Uzumaki, za co zaraz oberwał pięścią od stojącej obok
Sakury. Dziewczyna poprawiła rękawiczkę na dłoni, patrząc z chęcią mordu na
rozpłaszczonego na ziemi blondyna.
- Jestem za Megumi-chan –
oświadczyła, wracając wzrokiem do walki. Uniosłem lekko brew. To jasne, że
mogła poznać i polubić Ashikagę jako medyk, ale czy musiała okazywać swoją
wrogość do Niko w tak otwarty sposób?
Czyżby nasze osobiste relacje nie
były tak osobiste, jak mi się wydawało?
- Mendokusei... – westchnął Nara, siedząc
na drzewie za nami, na wypadek, gdyby furia Niko miała dosięgnąć i jego.
Zabawne. Bez blondynki z Suna wydawał się dziwnie ospały. – Lepiej wezwijmy
jakiegoś jounina, zanim się pozabijają. To nie wygląda mi na zwykły trening.
- Nie. Uważam to za zły pomysł –
odparł Lee, podążając wzrokiem za każdym ruchem dwóch przeciwniczek. Przez
ułamek sekundy miałem nadzieję, że usłyszę jakieś mądre wyjaśnienie jego
decyzji. Oczywiście zawiodłem się. – To zaprawdę ognisty pojedynek dwóch
dziewczęcych, pięknych i walecznych dusz. Każda ingerencja w ich sprawy będzie ujmą
dla tego podniosłego momentu, jakim jest eksplozja młodości.
Westchnąłem.
Dawno nie spędzałem tyle czasu w
towarzystwie reszty shinobi. Jak się okazało, wielu z nich wcale się nie
zmieniło. Racja, ostatni egzamin pozwolił nawet osobom pokroju Naruto zdobyć
tytuł chuunina. Przy kolejnych treningach dowiadywałem się o nowych
umiejętnościach, które posiedli, gdy ja byłem zajęty trenowaniem z Kakashi’m i
Niko. Podobno były one wzięte pod uwagę przy tworzeniu zmienionych drużyn. Poza
dziewiątką geninów, w towarzystwie której się trzymałem i grupie Zielonego
Świra zostaliśmy wymieszani z częścią grupy rok młodszej – Niko i Megumi.
Jednak by stworzyć grupy trzyosobowe, musiała dojść jeszcze jedna osoba. Po raz
kolejny – byłem ciekaw.
- Ja jestem za Niko – przyznała
dumnie Yamanaka, opierając się wyniośle o drzewo. Odwróciłem się lekko w jej
stronę, a blondynka posłała mi zawadiacki, szeroki uśmiech. Niektóre rzeczy się
nie zmieniały.
- Oi, Ino, co się stało? – zaśmiał
się Shikamaru, patrząc na nią z góry. – Gdzie się podziała misja zniszczenia
biednej dziewczyny, bo śmiała spojrzeć na Sasuke?
Prychnąłem, odwracając się przodem
do trwającej walki. Niko obrała prowadzenie. Mimo skupienia na jej ruchach i
technikach, słuchałem rozmowy za mną. Może nie słowo w słowo, ale Nara dobrze
ujął moje wątpliwości.
- Urusai, baka! – oburzyła się
dziewczyna. – Jeśli musisz wiedzieć, to wyrosłam z takich zagrań. Teraz
rywalizacja z Sakurą wróciła na pierwszy plan.
- I zamiast tego zakładasz się co do
wyniku walki? Rzeczywiście, dorosłe – westchnął chłopak, a dziewczyna prychnęła
ponownie. – Na pewno nie ma to nic wspólnego z tym nowym z mojej drużyny?
- N-nani? – blondynka odeszła od
drzewa i wcisnęła się pomiędzy mnie a Sakurę, szczerząc do mnie zęby. – Nic z
tych rzeczy.
A jednak. Niektóre rzeczy się
zmieniały. Nawet, jeśli towarzystwo Ino miało być nadal tak samo irytujące, to
świadomość, że nie chce mnie zaciągnąć w ciemny zaułek przy pierwszej lepszej
okazji, była pokrzepiająca.
Ciekawe, kim był mój wybawca. I czy
mógłby wyświadczyć mi taką samą przysługę z problemem różowowłosej, która w tej
chwili odciągała Yamanakę od mojego boku. Za włosy.
- Oi, teme, mógłbyś jej pomóc –
jęknął Naruto, ignorując walczące dziewczyny po mojej drugiej stronie. Spojrzałem
w kierunku, który wskazywał. Niko dyszała ze zmęczenia, wyjmując sobie senbony
z nogi. Ashikaga nie była w o wiele lepszym stanie.
- Jak jesteś taki mądry, to sam
spróbuj im przerwać, dobe – odwarknąłem, wiedząc doskonale, że Niko nie wybaczy
mi kolejnego wtrącania się w jej sprawy. Nawet, gdybym stanął po właściwej
stronie.
- Suiton: Mizurappa! – usłyszałem zmęczony krzyk, a z ust Megumi
wystrzeliła woda pod ciśnieniem, skierowana idealnie w Niko. Gdy kunoichi
zaczęła uciekać, Ashikaga skręciła głowę, by strumień jej dosięgnął. Niko
została odrzucona na bok, ale szybko wstała, umorusana błotem. Megumi
skorzystała z okazji, że jej przeciwniczka leżała na ziemi i podbiegła kawałek
w jej stronę, formując kolejne pieczęcie. – Suiton:
Mizu Kamikiri! – Uderzyła stopą o grunt, a od jej nogi w kierunku Niko
wystrzeliły z ziemi coraz wyższe fontanny wody odrzucającej na bok błoto i
kamienie. Druga dziewczyna wyskoczyła wysoko w górę, by uniknąć techniki, ale
Megumi podniosła tylko strumień goniącej jej wody. Gdy ta dosięgła
zielonookiej, przecięła powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą było
jej ciało. Albo cienisty klon, jak kto woli. Z pomocą Sharingana jako pierwszy
spostrzegłem Niko zeskakującą z drzewa z kunai’em w ręku. Megumi wyczuła jej rozszalałą
chakrę i ponowiła atak, próbując trzymać ją na dystans. – Mizu Kamikiri!
- Fuuton: Kami Oroshi! – Niko
błyskawicznie wykonała znaki, w ostatnim momencie wybijając się z lewej nogi i
unikając wody pod jej stopami. Gdy ta urosła, dziewczyna wystawiła przed siebie
ręce, zamrażając ją i unosząc się trochę wyżej. Dzięki zyskanej wysokości
wylądowała zgrabnie na zjeżdżalni z lodu i przebiegła po niej, podczas skoku
zamachując się na Megumi.
Ashikaga odsunęła się z toru lotu
Niko, ale gdy tylko ta druga wylądowała, zaczęła przecinać kunai’em powietrze
między nimi, próbując jej dosięgnąć. Megumi nie miała czasu złożyć pieczęci do
choćby marnego bunshina, była też zbyt mało wytrenowana w taijutsu, by pozwolić
sobie na szybkie wyciągnięcie broni zapiętej przy udzie. Wycofywała się z
każdym natarciem Niko, która zadowolona ze swojej przewagi w mgnieniu oka
sięgnęła lewą ręką do kabury i mimo atakowania nożem w prawej ręce, rzuciła
drugiego kunai’a lewą.
Nie była oburęczna. Nie była też
specjalnie dokładna. Megumi była jednak tak blisko, że nie miało to żadnego
znaczenia. Kunai trafił ją tuż pod żebrami, a obie dziewczyny przestały się
poruszać, gdy wyższa z nich krzyknęła i spojrzała z przerażeniem na ranę i
cieknącą już z niej krew. Myślałem, że to koniec, ale pomyliłem się. Niko w
ułamku sekundy pokonała odległość między nimi i opierając ręce na ramionach
drugiej kunoichi, wbiła kunai głębiej, własnym kolanem.
Gdy Ashikaga wrzasnęła, upadając
przed nią na kolana, Niko bezceremonialnie wyjęła swój nóż z jej ciała i
pochyliła się, szepcząc jej coś do ucha. Schowała broń i ruszyła w naszym
kierunku z lekkim uśmiechem na twarzy, ignorując zupełnie wszelkie rany na
swoim ciele.
- Megumi-chan! – krzyknęła Sakura,
gdy tylko obudziła się z transu. Zanim dobiegła do poszkodowanej, ta już
zaczęła się leczyć, siedząc na ziemi tyłem do nas.
- Łał, Niko-chan... to było... łał!
– zaśmiała się nerwowo Ino, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość.
Zielonooka spojrzała na nią spokojnie, ale z odrobinką niezrozumienia.
Rzeczywiście, walka była imponująca,
ale jej wynik był z góry przesądzony. Musiałem poza tym przyznać, że
świadomość, że jeszcze niedawno trzymałem w ramionach dziewczynę tak brutalnie
traktującą swoją koleżankę, była... dziwna. No ale znowu – moje ręce też nie
były najczystsze.
- Gratuluję zwycięstwa w sporze
młodych duchów, Niko-san – orzekł dumnie Lee, kłaniając się lekko. Naruto nie
pisnął słowa, patrząc na nią jak na przerażającego ducha. Było to nawet
zabawne.
- Ah, zapomniałabym. – Ino uderzyła
się w czoło, przystawiając zaraz tę samą rękę do swoich umalowanych ust. –
Wygrałam, landryno! – krzyknęła w kierunku Haruno, która odkrzyknęła jej
niecenzuralną i nieprzystojącą jej płci rzecz. Blondynka zaśmiała się, rzucając
mi ukradkowe, zalotne spojrzenie, a potem wracając wzrokiem do oglądającej
swoje rany Niko. Nie mieliśmy daleko do domu, nie powinno być z nimi problemu.
– Co robisz w piątek, Niko? – spytała energicznie, nagle ignorując sufiksy
wskazujące na jakikolwiek dystans między nimi.
- Trenuję... naze? – Kunoichi
podniosła na nią zaciekawiony wzrok, nagle wyglądając naprawdę bezbronnie.
Czułem, że szykuje się coś niedobrego.
- Jesteś nowa, więc masz prawo nie
wiedzieć, że dwa tygodnie temu miałam urodziny – zaśmiała się Ino, kucając nagle
przy dziewczynie i przykładając swoją świecącą się bladą zielenią rękę do jej
skaleczonej nogi. Niko wzdrygnęła się na początku, ale potem pozwoliła sobie
pomóc, dziękując cicho. – Robię huczną imprezę i zamierzam zaprosić was
wszystkich. Nie znamy się za dobrze, ale mam nadzieję, że przyjdziesz.
- Czemu nie zrobiłaś jej dwa
tygodnie temu? – spytał Naruto, drapiąc się po głowie. Ino posłała mu
pobłażliwe spojrzenie, wskazując na mnie palcem.
- Nie wszyscy byli w wiosce, a
niektórzy goście są dla mnie bardzo ważni.
- A dokładniej jeden – wtrącił się
Shikamaru.
- W takim razie... trudno odmówić –
uśmiechnęła się Niko, gdy Ino, walcząc z Narą na spojrzenia, leczyła ranę na
jej ramieniu. – Ne, Sasuke?
- Hn.
Wiedziałem, że nie szykuje się nic
dobrego.
Po dniu wypełnionym karkołomnymi
treningami, wróciliśmy do domu. Po drodze wstąpiliśmy do najbliższej knajpy na
późny obiad, więc do zwykłego zmęczenia dochodziło objedzenie. Nie mogłam
jednak narzekać. Dałam popalić Megumi, dokładnie tak, jak chciałam. Oczywiście
– byłam świadoma, że Ashikaga w przeciwieństwie do mnie nie trenowała
intensywnie dwa lata, a gdy wróciła do służby, zajmowała się nauką medycyny.
Nie sądziłam jednak, że różnica w umiejętnościach będzie tak duża.
Co ona robiła w naszej drużynie?
Swoją drogą, powrót do normalnego
życia przebiegł dość zabawnie. Ino robiła imprezę i nagle byłam na niej mile
widziana. Pozmieniały się drużyny, a wszyscy byli chuuninami. Ostatnie
wydarzenia, które mnie i Sasuke ominęły, z pewnością miały być głównym tematem
rozmów na zabawie urodzinowej Yamanaki. Według mnie był to dostateczny powód,
aby iść. Uchiha miał inne zdanie na ten temat, ale byłam pewna, że pod lekkim
naciskiem z mojej strony zmieni zdanie.
Byłam strasznie ciekawa chłopaka w
drużynie Neji’ego i Shikamaru. Z tego, co usłyszałam przy rozmowie Sakury i
Naruto, był rażąco podobny do Sasuke, ale jeszcze bardziej gburowaty i
nietaktowny. Narobił sporo zamieszania w szeregach przyjaciół, sądząc po
czerwonej twarzy Naruto i jego machaniu rękami na samo wspomnienie o chłopaku.
Nadal nie dosłyszałam jego imienia.
Trening z Lee pochłonął mnie całkowicie i nie miałam czasu na podsłuchiwanie
plotek. Do piątku trzeba było kupić Ino prezent.
Westchnęłam, przymykając oczy. Moje
myśli wędrowały po wszystkich tematach poza tym najważniejszym. Miałam
nadzieję, że Megumi, choćby ze strachu, spełni moje żądanie. Jednak czekałam
już dość długo, a nic nadal nie wskazywało, by się posłuchała.
Serce mi zamarło, gdy drzwi do
mojego pokoju rozsunęły się. Na szczęście był to tylko Uchiha. Przyniósł mi
herbatę. Jak słodko.
- Mówiłeś, że nie masz sobie nic do
zarzucenia, a to, jak na mój gust, są wyraźne przeprosiny – zaśmiałam się,
przyjmując od niego ciepły kubek i ignorując fakt, że herbata to po prostu
naiwny pretekst, by przyjść do mojego pokoju i mnie trochę pomęczyć.
- Hn – odparł brunet, patrząc na
mnie zza swojej starannej fasady.
- Słowa, Sasuke. Komunikujesz się z ludźmi, a my używamy słów – westchnęłam z uśmiechem, pijąc
powoli. Sasuke odstawił swój Mroczny Kubek na mojej szafce nocnej i
bezceremonialnie wtranżolił mi się na łóżko, przyjmując taką samą pozę, jak
wcześniej, ale ze skrzyżowanymi nogami. – Jest coś pomiędzy moim łóżkiem a
tobą, o czym nie wiem? – zapytałam, unosząc brew. Nie odpowiedział, więc
spojrzałam z powrotem na napój w naczyniu w moich rękach, wodząc opuszkami
palców bo namalowanych na nim kotkach.
- Czemu Hokage ci nie uwierzył? –
spytał cicho brunet po kilku minutach, wyraźnie nawiązując do naszej
wczorajszej rozmowy. Napiłam się trochę,
starając uspokoić zszargane nerwy. Nawet nie wiedziałam, czy mam na co czekać.
- Pomijając fakt, że Megumi była ze
znanego, nobilitowanego klanu i Hokage uznał, że gdyby była winna, to
zachowałaby się honorowo i przyznała? – Uchiha kiwnął lekko głową. – Cóż, można
powiedzieć, że nie byłam tak odpowiedzialna i rozsądna jak teraz. Moje potyczki
z Megumi były znane wszystkim, i z nas dwóch to ona miała lepszą reputację.
- Co na to twój sensei? Musiał znać
was na tyle, by wiedzieć, kto mówi prawdę i że śmierć dwóch ludzi to dla ciebie
nie przelewki – odparł poważnie Uchiha, patrząc na mnie spod czarnych kosmyków.
Westchnęłam. Otworzyłam usta, by odpowiedzieć, ale przerwał mi głęboki,
melodyjny głos.
- Stanął po stronie Megumi. –
Natychmiast obróciłam się w stronę okna, skąd mówił intruz. Otworzyło się na
oścież pod naciskiem sporej, puszystej łapy i w mgnieniu oka na posadzce mojego
pokoju wylądował spory kot o płowej sierści i czujnym spojrzeniu.
Był niewiele mniejszy niż Yochi,
smukły i widocznie silny. W jego lekko zaokrąglone, sterczące uszy powbijane
były złote kolczyki. Zamrugałam na widok znajomej, okrągłej kropki na łopatce,
która urosła i została otoczona czymś w rodzaju tatuażu na krótkiej sierści
kota. Okrągła, ciemna plama była objęta
niepełnym okręgiem, co razem tworzyło wizerunek planety rozwiewającej
wszelkie moje wątpliwości.
-S-Saturn? – wydusiłam z siebie,
odkładając kubek na ziemię i podchodząc do kota z zamiarem uściskania go.
Nareszcie nie musiałam się obawiać, że zrobię mu krzywdę. Wyglądała świetnie!
- Odejdź, idiotko, jeszcze nie
skończyłam – mruknęła puma, odsuwając się o krok. Jej pazury stuknęły o
drewnianą podłogę. Patrzyła na mnie z wrogością i dystansem. Zmarszczyłam brwi.
– Kontynuując – odezwała się po chwili, zarzucając głową i patrząc w stronę
Sasuke. – Mehojo słusznie uznał, że to nie Megumi, a Niko jest winna. To ona
była odpowiedzialna za tę misję, ona dowodziła i to ona ostatnia trzymała w
ręce kamień, gdy on oddalał się na swoją wartę.
- To jeszcze o niczym nie świadczy –
prychnął Sasuke, w znacznie lepszej pozycji do kłócenia się z moim ukochanym
kociakiem, niż ja. Mi chyba pękło serce. Przymknęłam oczy. Megumi wykonała
kawał dobrej roboty.
- Nie? A to, że podczas kłótni przy
wozie Niko groziła Megumi, że, cytuję „jeśli się nie zamknie, to rąbnie ją tym
przeklętym kamieniem i pośle na tamten świat”? – Kot uniósł brew, uśmiechając
się z wyższością. Uchiha posłał mi karcące spojrzenie. No co? Właśnie miałam
zamiar mu o tym wspomnieć.
- Saturn... – zaczęłam, nie do końca
wiedząc, co powiedzieć. Już z Sasuke było trudno. Wiedziałam, że praca nad
kotem tez trochę potrwa. Ale nie miałam zamiaru się poddać. – Nie wiem, co
Ashikaga ci naopowiadała, ale to wszystko nieprawda. Tak, to ja trzymałam
kamień, ale...
- Myślisz, że mnie to obchodzi? –
prychnęła kotka, odwracając swoje wściekłe, kocie spojrzenie w moją stronę.
Miała silną chakrę, nawet jak na summona. Automatycznie zamknęłam usta,
spinając mięśnie. – Jestem summonem Megumi, przyszłam, bo kazała mi rozwiać
twoje wątpliwości.
- Wątpliwości? – powtórzyłam, nie do
końca rozumiejąc.
- Aah. To, co pomiędzy tobą i
Megumi, to wasza sprawa. To jednak, co zrobiłaś mi, tylko łączy mnie i ją w przeświadczeniu, jaką osobą jesteś
naprawdę.
Zamrugałam oczami. Jaką osobą jestem
naprawdę? Ja nic nie zrobiłam! O co chodziło? Czy ktoś mi mógł to wytłumaczyć?
Poczułam, jak grunt osuwa mi się
spod nóg. Zrobiło mi się słabo, serce biło stanowczo za szybko. Realny strach,
jaki czułam patrząc na nienawistne spojrzenie pumy w moim pokoju, w dodatku na
usługach mojego wroga, wcale nie pomagało zebrać się do kupy.
- C-co takiego ci zrobiłam, Saturn? –
zapytałam, automatycznie kładąc sobie rękę na piersi, jakby to miało w
jakikolwiek sposób uciszyć moje walące jak młot serce.
- Poza zabraniem mnie z naturalnego
środowiska i przetrzymywaniem w domu jak jakiegoś taniego pluszaka, a potem
doprowadzeniem mnie do skraju śmierci i zmuszeniem do zostania sługusem na
posyłki, to nic – warknęła kotka, podchodząc do framugi okna. – Na szczęście
jestem przywołana przez Megumi i nie muszę się ciebie słuchać – dodała,
wyskakując na parapet i znikając w ciemnych zaułkach Konohy.