30 września 2012

Rozdział LXXXVIII - "Noc shinobi"


Wysiadł prąd? – zgadłem, wchodząc boso do salonu. Niko stała tyłem do mnie, krojąc coś przy ladzie kuchennej. Świeczki rozstawione na stole, ławie i półkach przykuły moją uwagę zaraz gdy postawiłem stopę w mieszkaniu.
            - Nie… - odpowiedziała łagodnie kunoichi, przeciągając ostatnią literę. Nie odwróciła się nawet w moją stronę. – Zrobiłam dobry obiad i chciałam, by choć raz nasz wieczór był… - przerwała, zbierając coś z drewnianej deski i wrzucając to do płytkiego, czarnego garnka. Dookoła unosił się aromatyczny zapach. - …romantyczny.
            Uśmiechnąłem się lekko, rzucając torbę obok kanapy i wydobywając z niej niedopitą wodę.
            Oczywiście. Nie lubiłem niczego bardziej niż jedzenie przy… topiącym się wosku. W dodatku ryzykując podpalenie całego domu, co przy niezdarności i nieodpowiedzialności Niko było więcej niż prawdopodobne. Ja i romantyzm. Pf.
- W moim słowniku nie ma tego słowa. – Podszedłem do niej, otwierając korek zębami. Byłem spocony i zmęczony, a to jeszcze nie był koniec na dzisiaj. Po obiedzie byłem umówiony na sparring z Naruto. Miałem wielką ochotę sprać kogoś na kwaśne jabłko, a Niko się do tego… nie nadawała.
- To kup lepszy słownik – odrzuciła dziewczyna, krojąc szybko warzywa. Robiła przy tym sporo hałasu.
- Co na obiad? – mruknąłem, opierając się o półściankę i dopijając resztkę wody.
- „Hej kotku, jak ci minął dzień? Może ci pomóc?” – zaproponowała z sarkazmem Niko, odkładając nóż i odsuwając niesforne włosy z twarzy.  Pokręciłem z rozbawieniem głową, stając kilka centymetrów za nią i opierając ręce na krawędzi lady po obu dwóch stronach jej bioder. Kunoichi widocznie wyprostowała się, czując moją obecność, ale nic nie powiedziała.
            - Hej kotku, jak ci minął dzień? – powtórzyłem niskim głosem wprost do jej ucha, specjalnie omijając drugą część przytyku. Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem, podniosła nóż i wróciła do krojenia mięsa, ignorując mnie. Oparłem brodę na jej ramieniu, rozglądając się po ladzie. Miski, sos sojowy, cukier i mirin. Robiła sukiyaki.
            Nie odpowiedziała niczym poza lekkim fuknięciem, więc odsunąłem się, wyrzucając pustą butelkę do kosza. W ostatnim momencie przed zatrzaśnięciem się drzwiczek zauważyłem w pojemniku resztki bento. Przeniosłem wzrok na oszkloną szafkę nad zlewem, gdzie stały filiżanki. Nadal brakowało dwóch.
            - Znów nie zjadłaś bento – zauważyłem, unosząc brew. Dziewczyna odwróciła się z lekko zdziwionym wyrazem twarzy. Jej wzrok przeskoczył na szafkę z koszem, przy której stałem, a ułamek sekundy później wprost na mnie. Wydawała się zirytowana.
            - Ta, od tygodnia zanoszę lunch dla Anko do kwatery, ale ta... głupia… - Uderzyła nożem w niewinnego grzyba, sycząc przez zęby. - …uparta… - Pokroiła go kilkoma ruchami na spore plasterki, po czym rozcięła kawałek tofu z morderczą miną. - …niewdzięczna wydra ani go tknie.
            Skrzyżowałem ręce na piersi, obserwując ją z rozbawieniem. Obrady tego zespołu musiały być naprawdę stresujące i czasochłonne, skoro Mitarashi – zwykle pierwsza do leniuchowania i obżerania się – powiedziała „nie” kuchni Niko.
            A kunoichi gotowała świetnie. Wiedziałem, co mówię.
            Zamiast marnować czas na pomaganie innym w ich pracy, powinna była się skupić na własnych obowiązkach i treningach. Jak… ja. Hn, przy okazji:
            - Nie zostanę na wieczór – oświadczyłem, a Niko, pogrążona w mordowaniu kolejnych składników, podniosła na mnie zaskoczony i lekko zawiedziony wzrok. Przez moment przeszło mi przez myśl, żeby odwołać dla niej spotkanie, ale szybko odrzuciłem ten pomysł. Zielonooka zmarszczyła brwi. Spojrzała ostatni, tęskny raz na rozstawione po domu świece, po czym odwróciła się z powrotem do deski do krojenia.
            - Bo?
            - Mam trening z największym kretynem w Wiosce.
            - O! – Plecy kunoichi wyprostowały się ponownie, tym razem z zaskoczenia. Wsypała coś do garnka. - Kakashi nauczył cię w końcu Kage Bunshina?
            Prychnąłem pod nosem, rozplatając ręce z torsu i podchodząc do niej dwoma sprawnymi krokami. Tym razem nie zachowałem dystansu między nami, przyszpilając ją do lady i pochylając się nad jej ramieniem.
            - Wygadani jesteśmy dziś, co? – mruknąłem, z zadowoleniem widząc, jak dziewczyna odkłada nóż drżącą ręką. Przełknęła ślinę, zbierając dłońmi wszystko z drewnianej deski i pochyliła się lekko, wrzucając składniki do miniaturowego kotła. Oparłem się całkowicie o jej plecy, wdychając jej słodki zapach. – Nowe perfumy? – spytałem, unosząc brew i składając na jej szyi pierwszy, delikatny pocałunek. Od razu pojawiła się gęsia skórka.
            - Aah. – Dziewczyna nadal próbowała mnie ignorować, krojąc powoli mięso i kapustę. Jej głowa odchyliła się jednak lekko na bok, zapewniając mi lepszy dostęp. Wypuściłem powietrze nosem, a dziewczyna zadrżała. Czułem to doskonale.
            Nie wiedziałem, na które pytanie to była odpowiedź. Sądziłem, że na oba.
            Zdjąłem ręce z blatu i ułożyłem je na jej biodrach, trzymając ją w miejscu nawet, jeśli nie próbowała się jeszcze wyrwać. Zacząłem całować powoli jej ucho – na co westchnęła dość słyszalne, a jej szczęka zacisnęła się natychmiast – schodząc powoli niżej, po jej szyi, zahaczając o kark – gdzie kaskadą spadały jej brązowe włosy upięte w kucyk na szczycie jej głowy – i idąc w kierunku mojego ulubionego miejsca, gdzie jej szyja spotykała się z ramieniem. Zahaczyłem o ten zgrabny łuk zębami, a ona zesztywniała, próbując usilnie skupić się na gotowaniu.
            I na nie dawaniu mi satysfakcji.
            - Uchiha, ja tu coś robię – warknęła, choć jej głos nie był wcale przekonywujący. Objąłem ją w pasie, drugą ręką sięgając do spięcia jej włosów i przesuwając ręką po gładkiej tafli jej kucyka. Owinąłem go sobie dla próby wokół pięści.
            - No to jest nas dwoje – odparłem nonszalancko, zauważając, że jej śniada skóra na policzkach przybrała różowawy odcień. Wiedziałem, że zachowuję się zbyt prostolinijnie i otwarcie, ale nie mogłem sobie odmówić tego widoku.
            Nie chodziło tylko o to, że lubiłem ją denerwować. Tak, była to niezła frajda, ale nie tylko ona sprawiała, że gdy tylko byliśmy sami, ton naszych rozmów się zmieniał, a odległość między naszymi ciałami malała. Prawda była taka, że o ile moja współlokatorka niewiele się zmieniła w kwestii swoich reakcji na mój dotyk – i bardzo dobrze, bo całowanie kłody byłoby nudne – to z dnia na dzień jej granice się przesuwały.
            Niko była dumną, silną kunoichi, która nie przepadała za dotykaniem. Nie, może inaczej – wstydziła się tego, jak jej ciało na dotyk reaguje, więc do niedawna go unikała. Nigdy więc nie miała problemu z powiedzeniem „stop” ani z zapanowaniem nad sytuacją, co starałem się uszanować, nie przeginając w swojej bezpośredniości i dając jej przestrzeń, której widocznie potrzebowała.
            Kiedy byłem w stanie, oczywiście.
            Nigdy nie spodziewałbym się jednak, że na misji w Yutatoshi dziewczyna obieca mi, że prędzej czy później – prawdopodobnie później w jej wypadku – będzie moja. Po prostu rzuciła mi to na odchodnym a ja – jak to facet – przez dłuższy czas nie mogłem się pozbyć tego z głowy.
            I pozbierać z szoku.
            Raz grała obojętną i niedostępną, i mogłoby się wydawać obrażoną, a innym razem na kilka zaczepek reagowała otwartym przywarciem do mnie i oddawaniem czułości. Te kilka sytuacji utwierdziło mnie w przekonaniu, że owszem – moje „podchody”, jak to czasami nazywałem, są mile widziane, ale nie zawsze będą nagradzane. Sądziłem, że miało to coś wspólnego z tą dziwną dumą i ostrożnością, którą próbowała sobie wmówić kunoichi. Może sądziła, że jej „nie wypadało” lub nie chciała, by wyglądało to, jakby to ona zabiegała o mnie?
            Mi to nie przeszkadzało, naprawdę. Nie byłem jednym z tych niecierpliwych gamoni, który naciskał, groził czy błagał. Polowanie było domeną silnych mężczyzn. Jako shinobi musiałem być cierpliwy i trzymać się zasad. Jasne, czasami trudno było się opanować, bo jakkolwiek skomplikowane nasze relacje i moje uczucia by nie były, moje ciało nadal było ciałem mężczyzny, które zupełnie przypadkowo znalazło sobie w niej idealny… cel.
            - Serio, Uchiha, jestem zajęta – mruknęła cicho, a ja uśmiechnąłem się na ciągłe zwracanie się do mnie po nazwisku. Kolejna próba obrony przed oczywistym.
             Ukarałem ją za to ugryzieniem w ramię, na co kunoichi zareagowała gwałtownym wygięciem pleców w łuk, a tym samym dociśnięciem swoich pośladków do moich bioder. Na chwilę wstrzymałem oddech, po kilku sekundach wracając do łatwego zadania wyprowadzania jej z równowagi.
            - Wiem, zadbałem o to.
            Aż czułem jej przewrócenie oczami, tak byliśmy blisko. Zapach jej perfum był naprawdę ciekawy. Idealnie komponował się z naturalną wonią jej skóry, przez co – nawet w oparach gotowania – nie chciałem się od niej odrywać.
            Nie oszukujmy się – kobiety nie chciały ładnie pachnieć same dla siebie. Poza tym tak się składało, że w najbliższym towarzystwie Niko był tylko jeden mężczyzna, który miał okazję docenić jej gust w kwestii zapachu.
            Przynajmniej miałem taką nadzieję. Na samą myśl o kimś innym stojącej tak blisko mojej kunoichi zacisnąłem mocniej szczękę.
            - Myślałam ostatnio… - Szatynka wyrwała mnie z zamyślenia, pochylając się ponownie, by włączyć gaz pod bulionem.
            - Niemożliwe – uśmiechnąłem się, zaraz bez problemu łapiąc łokieć kierowany w mój brzuch. Niko spróbowała odwrócić się do mnie przodem, ale nie pozwoliłem jej na to, trzymając ją teraz w talii i za ramię.
            - Ha. Ha. – Przechyliła głowę z irytacją, próbując uciec przed moimi pocałunkami. – Serio. Wpadłam na pomysł…
            - Niech bogowie mają nas w opiece – mruknąłem grobowym, niskim tonem, wzmacniając uścisk na jej talii i drugą ręką odsuwając ramiączko jej bluzki z ramienia, którym właśnie się zajmowałem.
            Nie mogłem się napatrzeć na sposób, w jaki jej oddech się załamywał i przyspieszał z każdą nieprzewidzianą przez nią sytuacją. Jej usta drżały lekko, a z każdym pocałunkiem, przejechaniem języka po jej gładkiej skórze, całym jej ciałem wstrząsał delikatny dreszcz. Prąd, który wydobywał się z moich ust i dłoni sprawiał, że Niko na zmianę wciskała biodra w krawędź blatu i opierała się o mnie.
            Po samej temperaturze i zachowaniu jej ciała – niekontrolowanym, gwałtownym – mogłem stwierdzić, że zaraz zabawa dobiegnie końca. Niko nie lubiła tracić nad sobą kontroli. Kobieca duma.
            - P-przestań – poprosiła, nie rozkazała, chwytając mnie za rękę i tył głowy. Uniosłem leniwie wzrok, by spojrzeć jej w oczy. Jej źrenice były rozszerzone, a mina niespokojna. Westchnąłem ociężale, puszczając ją wolno. Natychmiast obróciła się przodem do mnie, poprawiając bluzkę i trzymając się w miejscu, gdzie ją ugryzłem. Lekko. Nie było możliwości, by miała ślad.
            Całą jej twarz pokrywał rumieniec. Zabawne, ale nie czerwieniła się przy nikim poza mną.
            - Skoro wychodzisz dzisiaj, to ja posprzątam w domu. W piątek nie będę miała czasu – oświadczyła po chwili, panując już nad swoim oddechem.
            - Hn? Gdzie idziesz? – spytałem odruchowo, nie patrząc jej w oczy, a na lekko rozchylone usta. Zastanawiałem się nad podejściem numer dwa.
            - Sakura, Naruto i Hinata zaprosili mnie do pubu. Nic ciekawego, ale im obiecałam, więc… - Wzruszyła ramionami.
            - Dobrze, możesz iść – odparłem bez zastanowienia. Brwi Niko natychmiast spotkały się na środku jej czoła. Tak łatwo było ją wyprowadzić z równowagi. Była jak dziecko w Akademii. Jedno odpowiednie słowo i miało się wybraną reakcję.
            - Nie prosiłam cię o zgodę, baranie! – warknęła, kładąc ręce na biodrach i pochylając się do przodu. Może myślała, że  w ten sposób jest bardziej przytłaczająca?
            - Widzisz? A i tak ją dostałaś – uśmiechnąłem się wrednie, na co ona tylko zmrużyła oczy. Druga próba odwołana. – Nie dziękuj – dodałem, obracając się na pięcie i kierując swoje kroki do pokoju. Po drodze chwyciłem leżący na ziemi plecak.
            - Nie miałam zamiaru, dupku! – krzyknęła za mną, nie ruszając się jednak z miejsca. I na pewno nie mając tego na myśli. Bądź co bądź w jej głosie wyraźnie słychać było rozbawienie.
            Miesiące, które spędziliśmy w swoim towarzystwie wydawały się być latami. Momentami czułem, jakbym znał ją całe życie. Koncepcja niewidzenia jej codziennie była dla mnie dziwna i zaskakująco niepokojąca. Niko - zupełnie nie wiem, jak – nie miała problemu z zakradnięciem się do mojego serca i myśli, wypełniając w nich luki, których wcześniej nie zauważałem.
            Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że bezpieczniej by było, gdybyśmy przystopowali. Rozdzielili się. W ten sposób nie byłbym narażony na zawód i wściekłość z nieuniknionego rozstania. Znałem realia świata i znałem samego siebie. Teraz odpowiadało mi jej towarzystwo, ale co potem? Miałem wrażenie, że z każdym dniem spędzonym z nią kładę kolejną cegłę do muru tuż przed moim nosem. Muru, który blokuje mi dalszą ścieżkę, wybory i wolność.
            Od kiedy zacząłem bardziej przejmować się przyjemnością niż rozsądkiem? Niko nie była dla mnie aż tak ważna. Niezbędna. Spokojnie mógłbym żyć bez niej, gdybym chciał. Prawda?
            Nagły ból, który ścisnął moim żołądkiem był sam w sobie odpowiedzią. Co się, do cholery, stało? Wyobraziłem sobie to mieszkanie bez niej w środku, treningi bez jej przytyków i misje bez jej uśmiechów i nagle poczułem się beznadziejnie. Straciłem oddech.
            Oparłem się o framugę łazienki, ściskając w ręce świeże ubrania. Co to było? Czy tak właśnie wyglądało… to uczucie? Kurwa, bolało.
            Warknąłem, zatrzaskując drzwi do łazienki i przeczesałem włosy palcami, przeklinając w myślach swoją głupotę. Czułem się wstrętnie. 
            Traciłem kontrolę nad sytuacją. Żałosne.
            Ukarałem się chłodnym prysznicem, pod którym wyszorowałem swoje ciało do czerwoności. Zupełnie jakbym robiąc to mógł pozbyć się Niko. Cóż, przynajmniej nie było szans, bym teraz pachniał jak ona.
            Gdy wyszedłem z pokoju, obiad był już gotowy, a kunoichi siedziała przy stole, jedząc w najlepsze.
            - Mogłaś mnie zawołać – mruknąłem, przysiadając się i chwytając pałeczki.
            - Nie chciałam przeszkadzać – westchnęła, nie podnosząc wzroku znad miski. – Słyszałam, jak trzasnąłeś drzwiami, więc uznałam, że przeżywasz swoją codzienną Mroczną Chandrę.
            - Moje… co? – Uniosłem brew.
            - No, wiesz. Gdy coś nie idzie po twojej myśli lub jesteś przygnębiony… - Wskazała pałeczkami na moją twarz, przeżuwając. – Masz wtedy taką… oburzoną, spiętą minę. I robisz takie rzeczy.
            - Jakie rzeczy – mruknąłem, nie wierząc własnym uszom.
            - Tłuczesz przedmioty, uderzasz w coś pięścią, krzyczysz na mnie… - Przechyliła głowę, a mówiąc zaciągała się melodyjnie, jakby wcale nie była o wymieniane rzeczy zła. Jakby to było normalne. – Takie tam. – Wzruszyła ramionami.
            Prychnąłem. Przesadzała. Nie okazywałem emocji w ten sposób, przynajmniej nie na tyle często, by aż nazywać moją „chandrę” codzienną.
            Skupiłem zirytowany wzrok na jedzącej spokojnie Niko. Myśl, że byłem dla niej tak łatwy do rozszyfrowania, tak oczywisty, była niepokojąca. Naprawdę zapominałem się przy niej, pozwalałem sobie na zbyt wiele.
            Zacząłem jeść, nie skupiając się jednak niemal wcale na smaku potraw, które dziewczyna przyrządziła, niby to na romantyczną kolację. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie. Trening. Niko w tym czasie miała podobno sprzątać, i bardzo dobrze. Może ta banalna, kobieca czynność mogła jej przypomnieć o jej pozycji w naszym dwuosobowym układzie.
            - Jesteś wierzący?
            - …słucham? – Uniosłem głowę z zaskoczeniem. Niko zachowywała się dziś dziwnie. Nawet jak na nią.
            - Przedtem, będąc chamem, mruknąłeś coś o bogach. Wierzysz w bogów? – spytała poważnie, odsuwając puste naczynia na bok i opierając podbródek na splecionych palcach. Niepokoiły mnie jej oczy. Były spokojne i ciekawskie. Zapowiadała się dłuższa pogawędka. Lub kłopoty.
            - A co to ma do rzeczy? – Odchrząknąłem, wracając do jedzenia. Tematy, nad którymi nigdy się nie zastanawiałem, były dość niebezpieczne.
            - Czytam teraz książki z Kakkahana mówiące o religii – oświadczyła kunoichi z tą lekką nutką melancholii w głosie, która zawsze pojawiała się, gdy wspominała o czymkolwiek związanym z Akazuno. – Wiesz, niektórzy wierzą, że bóg jest jeden.
            - I? – Uniosłem brew, dopijając podany mi do obiadu sok. Musiałem powoli wychodzić. Choć, z drugiej strony, nic by się nie stało, gdyby ten debil choć raz na mnie poczekał.
            Byłem pod wrażeniem własnej konsekwentności. Nawet ktoś tak leniwy i nieodpowiedzialny jak Kakashi, spóźniający się co najmniej dwa razy w tygodniu i każący mi wiecznie czekać, nie oduczył mnie pojawiania się wszędzie na czas.
             - Nic. Nie wiem, co o tym sądzić – westchnęła zielonooka, wstając ociężale z krzesła i zbierając naczynia na stosy. – Nie trafia to do mnie. Dlatego pytam, jakie ty masz zdanie na ten temat, przecież jesteś taaaki mądry i oczytany. – Powiodłem za nią wzrokiem do zlewu, nie reagując na jej marne próby w dorównaniu mi w sarkazmie. Pewne było jednak, że coś dziś do mnie ma. – Więc? – Odwróciła się raptownie, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. – Jest jeden bóg, czy wielu? - Wstałem z krzesła, zbierając z półek kilka rzeczy potrzebnych mi na trening. Zarzuciłem na siebie bluzę i zacząłem sznurować buty. Niko stanęła tuż nad moją głową, szturchając mnie w bok bosą stopą. – Oi, Uchiha.
            Warknąłem nisko. Gdybym miał więcej czasu, chwyciłbym tę jej nogę i powalił na ziemię. A potem… ngh. Nieważne.
            - Jest wielu, jasne? Muszę już iść.
            - Wielu? – zdziwiła się. – Doushite?
            - Jakby był tylko jeden, na świecie nie byłoby takiego burdelu – odparłem szybko, wstając na równe nogi. Niko zmrużyła oczy, wyraźnie się nad tym zastanawiając. Naprawdę nie miała smykałki do religii i filozofii, skoro wzięła moje słowa na poważnie.
            Pocałowałem ją mimo to, nie uzyskując jednak odpowiedzi.
- Będę późno. - Ruszyłem pospiesznie do wyjścia, nie przejmując się tym wszystkim. Porządny, wyciskający ze mnie wszystkie siły trening. Tego było mi trzeba.
- Zająć się też twoim pokojem? – Obróciłem się w ostatnim momencie, stając w progu i mocując mocniej kaburę na udzie. Dziewczyna opierała się o ścianę ze znużoną miną.
- Hn. Jasne, jeśli chcesz.
Moja odpowiedź wyraźne ją zdziwiła, bo jej twarz ożywiła się nagle. Zamrugała, lekko rozchylając usta. Co w tym było dziwnego? Nie miałem nic do ukrycia, a wszystkie moje rzeczy widziała przy przeprowadzce. Nie byłem tym typem człowieka, który widząc swoją własność przesuniętą o centymetr wywracał w furii dom do góry nogami.
Skakanie Ino po moim łóżku było jednak inną sprawą. I ją trzeba było wyjaśnić. Sprzątanie za mnie? Nie było problemu.
Wyszedłem, uśmiechając się delikatnie do siebie.
            Całą środę lało, więc spędziłem dzień na sali gimnastycznej oraz jednym z wielkich dębów. Kakashi przesiadywał tam z Niirochi podczas ulew. Wielkie liście nie pozwalały większości kropel się przedrzeć, dzięki czemu pień i grube gałęzie drzewa były suche. Dookoła było mniej budynków niż lasu, przez co zapach deszczu i cichy szelest spadającej wody były jeszcze bardziej wyraźne.
            Hatake nadal eksperymentował z moim doujutsu, podczas gdy Niko czytała te swoje książki i rozmawiała z Akane. Gdy na moment deszcz ustał, blondynka zaproponowała trening na mokrej polanie. Z pewnością miała zamiar wykorzystać przewagę pogody przy swoich Suitonach, dlatego się nie zgodziłem.
            Niko podniosła nagle głowę, zamykając starą, oliwkową księgę z trzaskiem.
            - Możemy zrobić trening doujutsu przeciwko genjutsu – zaproponowała przejętym głosem, patrząc uważnie na Akane. Kobieta uniosła lekko brew, przenosząc powoli wzrok na nas. Kakashi uśmiechnął się lekko.
            - Wiesz, Niko, to byłby dobry pomysł, ale…
            - Ale to nie Sasuke na niego wpadł? – zgadła kunoichi, zadzierając lekko głowę do góry, by wymowniej spojrzeć na swojego nauczyciela. Zmarszczyłem brwi. Była ostatnio dziwnie nerwowa. Wszystkiego się czepiała, nawet jeśli w stosunku do mnie starała się być w miarę normalna.
            Mimo to częstotliwość wyzwisk i przytyków w moim kierunku wróciła do poziomu z naszych pierwszych dni razem. Coś zrobiłem i bała się mi powiedzieć, czy może denerwowały ją obowiązki ANBU? Nie miałem pojęcia. Równie prawdopodobne było, że miała zły nastrój bez konkretnego powodu.
            Hn. Kobiety.
            - Chodzi mu chyba o to, że to nie ma sensu – pomogła Niirochi, gdy Hatake był najwyraźniej zajęty tym samym, co ja – zachodzeniem w głowę, co dziewczynę ugryzło. Przecież jasne było, że ani jej iluzje, ani sztuczki Akane nie dadzą sobie rady z wytrenowanym doujutsu Kakashi’ego. Nie był to czas na takie dyskusje. Niko powinna była o tym wiedzieć od dawna. – Jakby dało się te dwie rzeczy oddzielić… - mruknęła cicho blondynka, wykonując jakiś nieokreślony gest palcami. Młodsza kunoichi nie wydawała się rozumieć jej odpowiedzi wiele bardziej, niż ja.
            - Co oddzielić?
            - Sharingana – wtrącił Kakashi, nie podnosząc wzroku znad swojej zboczonej książeczki, na której skupił się, gdy tylko Niko na niego fuknęła. – Używając doujutsu mamy aktywowanego Sharingana. Ja – w sumie – mam go ciągle.
            - Fascynujące – mruknęła Niko, uparcie stawiając na bycie irytującą, podczas gdy ja już powoli zaczynałem rozumieć, o co chodzi. Że też nie zdałem sobie sprawy… - Co to ma do rzeczy?
            - To, że genjutsu nie działa na Sharingana – mruknął Kakashi, przerzucając stronę. Poczułem lekki wstrząs, gdy Niko zerwała się na równe nogi.
            - CO?! – wydarła się. Zmrużyłem oczy, mając nadzieję, że żaden przechodzień jej nie słyszał.
            - Sharingan to absolutna czystość wizji. Sasuke, i ja zresztą też, opanowaliśmy go do tego stopnia, że bez problemu odróżniamy jawę od snu. Nawet, jeśli spotkamy się z naprawdę dobrą techniką, na przykład tą Akane… - Blondynka ukłoniła się z delikatnym uśmiechem. - …możemy się nawzajem z niego wydostać, wchodząc w swoje umysły.
            - Co – powtórzyła Niko, znacznie ciszej. Wydawała się być załamana.
            - Trening jest dobrym pomysłem – zaoferowała Akane, uśmiechając się szerzej, tym razem w moim kierunku. Chciała załagodzić sytuację, to pewne. – Sasuke mógłby potrenować odporność na iluzje, a przy okazji skopiować parę technik.
            - Zgoda – odparłem, prostując plecy i czując, jak kości strzykają mi w kręgosłupie. Drzewa nie były najwygodniejszymi siedziskami.
            - Na cholerę uczyliście mnie genjutsu, skoro nawet nie mogę zahipnotyzować głupiego Uchihy! – krzyknęła Niko, łapiąc się pod boki. Nie była zła na serio, raczej zrezygnowana. Wiedziałem, że włożyła w naukę sporo pracy i nie do końca te techniki jej się podobały. Teraz okazywało się w dodatku, że i w tej dziedzinie miałem szybko stać się od niej lepszy
            Jakoś nie mogłem się zmusić do czucia się źle z tego powodu.
            Akane zaśmiała się.
            - Wiem, co czujesz. Wierz mi jednak, gdy mówię, że to się przydaje. Trening to jedno, misja to drugie. Możecie sobie nawzajem pomagać.
            Dziewczyna posłała mi z góry rozeźlone spojrzenie, ale szybko odwróciła wzrok, gdy uśmiechnąłem się do niej zadziornie.
            - To zadziwiające, że jej największym problemem jest niemożność zrobienia ci krzywdy, Sasuke-kun – westchnął Hatake, nadal czytając te swoje sprośne opowiastki. Zacisnąłem zęby, mając nadzieję, że mój skupiony wzrok wypali mu dziurę w czaszce. Niby nie powiedział nic złego, ale sam jego ton czasami wyprowadzał mnie z równowagi. – Czyżbyś był niegrzeczny?
            - Bardzo – odwarknąłem sucho, zeskakując z gałęzi. Akane pojawiła się na polanie zaraz po mnie, zadzierając głowę do góry.
            - Niko, idziesz?
            - Nie, potrenuję z Kakashi’m coś przydatnego – odparła dziewczyna, nagle zła również na Niirochi. Przycisnąłem dłoń do podstawy nosa. Jej dziecinne zachowanie przyprawiało mnie o ból głowy. Dlaczego się nią w ogóle przejmowałem? Nie byłem za nią odpowiedzialny.
            Poza tym powinienem się cieszyć, że nie musiałem znosić jej chandr w pojedynkę.
            Znad ramienia zobaczyłem, jak Hatake macha w jej stronę pomarańczową książeczką.
            - Znając Sasuke, to najbardziej przydatna będzie dla ciebie znajomość tej lektury. – Chwilę potem w miejscu, gdzie siedział, w korę wbił się shuriken.
            Akane była… dobrą nauczycielką. Tylko tyle byłem w stanie stwierdzić. Była silna jak na kunoichi i bardzo spokojna. Czasami jej małomówność i oszczędność w emocjach poważnie utrudniały mi rozpoznawanie jej zamiarów. Kobieta w przeciwieństwie do moich dotychczasowych przeciwników zachowywała niemal kompletną ciszę, a gdy wydawała polecenia, brzmiały one jak sugestie, pomysły, a nie rozkazy.
            Trening z nią był bardzo efektywny. Blondynka emanowała i zarażała ciszą i skupieniem. Wydawało się, że nawet poza walką stara się nie zwracać na siebie uwagi, kontemplować i analizować wszystko, co widzi i zachowywać rozważnie. Zupełnie, jak na polu bitwy.
            Często mi się wydawało, że jestem do niej podobny. Dopiero przy spędzaniu z nią dłuższego czasu zauważałem, jak bardzo się mylę. Nigdy bym nie przyznał tego na głos, ale kobieta zachowywała się tak, jak ja powinienem. Tak właśnie wyobrażałem sobie dobrego wojownika.
            Czasami jednak jej spojrzenie niepokoiło mnie. Patrzyła uważnie na moją twarz, jakby próbowała się w niej czegoś doszukać. Innym razem odpływała wzrokiem gdzieś w dal, myśląc głęboko. Jej brwi drżały, a szczęka zaciskała się okazyjnie. Nie miałem pojęcia, co chodzi jej po głowie.
            Zupełnie jak Niko – nic o niej nie wiedziałem. I w przeciwieństwie do zielonookiej -nie miałem zamiaru pytać. A to sprawiało, że niektóre pytania nurtowały mnie jeszcze bardziej.
            Byłem już porządnie zmęczony, gdy młodsza kunoichi pojawiła się z powrotem nieopodal dębu, na którym wcześniej siedzieliśmy. Przyglądała się naszemu treningowi, nie komentując go jednak. Po strużce potu na jej twarzy wnioskowałem, że była po wyczerpującym taijutsu. Kakashi ochrzanił ją porządnie za niedawne opuszczenie się w treningach i za karę naciskał na nią jeszcze bardziej, niż kiedyś.
            Niko ani razu nie protestowała. Nikt z resztą nie przypuszczał, że choć raz poprosi o fory lub przerwę. Była na to zbyt dumna.
            Co ciekawe, duma ta wyłączała się wieczorami, gdy dziewczyna opatrywała rany i wchodziła w fazę narzekania na każdego siniaka i zadrapanie z osobna. Narzekania prosto do mojego ucha, rzecz jasna.
            - Co tak szybko? – Mój głos brzmiał bardziej ponuro, niż zamierzałem. Akane wyciszyła chakrę. – Kakashi się znudził?
            - Nie, po prostu się stęskniłam – odparła dziewczyna z pobłażliwym uśmieszkiem, opierając się o drzewo. Przewróciłem oczami, krzyżując ręce na piersi.
            - Nie było cię zaledwie godzinę.
            - Nie doceniasz mojej sympatii do twoich zgryźliwości – odparła. Przez chwilę mierzyliśmy się skupionymi spojrzeniami – ona stojąca przy dębie, ja na środku polany. Wyłączyłem Sharingana, by nie marnować chakry. Niko przechyliła głowę z uśmiechem. Już miałem do niej podejść, gdy jej wzrok przeskoczył za moje ramię.
            Odwróciłem się. Akane zniknęła. Miała takie samo wyczucie sytuacji, co Hatake.
            Gdy wróciłem spojrzeniem na Niko, nie mogłem powstrzymać uśmieszku. Jej pewność siebie zniknęła, zupełnie jak u małego zwierzątka, które zorientowało się, że w pobliżu nie ma już silnej samicy, która mogłaby je obronić. Przełknęła nerwowo ślinę, nie spuszczając mnie z oczu. Jej wzrok był niespokojny i zaskoczony.
            Zanim zrobiłem choć jeden krok.
            - Jak idzie trening? – spytała lekko zachrypniętym głosem, chyba tylko po to, by powstrzymać mnie przed zrobieniem czegoś… co pasowało do sytuacji.
            - Dobrze. – Uniosłem brew. Niko utkwiła spojrzenie w ziemi pod moimi stopami.
            - To… prawda? Że genjutsu na ciebie nie działa? – spytała po chwili, widocznie zirytowana taką możliwością.
            - Jeszcze trochę działa. Po to te treningi – odparłem zgodnie z prawdą. Nie wspomniałem o tym, że ta godzina ćwiczeń wystarczyła, bym rozbił kilka iluzji kogoś tak wyszkolonego, jak Niirochi. – Chcesz spróbować swoich sił? – Przechyliłem głowę na bok, obserwując ją uważnie. Kącik jej ust uniósł się do góry. Wiedziałem, że jeśli pojawi się choć promyk nadziei, że może mi dokopać, złapie przynętę. Zgodnie z moimi słowami – mogła to być jej ostatnia szansa na zastosowanie na mnie iluzji.
            - Chętnie – odparła, prostując plecy i wchodząc pewnym krokiem na polanę. Ominęła mnie szerokim łukiem, stając kilka metrów przede mną. – Zasady?
            - Ty tworzysz, ja się uwalniam – zdecydowałem, zaciskając pięści i skupiając powoli swoją chakrę. Gdzieś w głowie pojawił mi się obraz smoka, Megumi i Yahiro, których Niko przywołała do swojego pokoju za pomocą genjutsu. Była zdolna, to prawda, jednak jej talent na pewno nie dorównywał pomysłowym i abstrakcyjnym wizjom Akane. Naprawdę, czasami zastanawiałem się, czy tworząc takie rzeczy, jakie dziś widziałem, blondynka jest trzeźwa.
            Niko zrelaksowała się znacznie słysząc te słowa, najwyraźniej zadowolona z faktu, że nie będzie musiała się bronić. Szczerze mówiąc nie ufałem swoim umiejętnościom iluzji na tyle, by nimi atakować. Jeśli ktoś miał utknąć ze mną w czasie z bolącą głową i kompletnym zdezorientowaniem po doujutsu, to wolałem, by padło na Kakashi’ego. Zasłużył sobie na to.
            Poczułem szarpnięcie chakry. Gdy Niko przymknęła oczy i uniosła jedną rękę w dziwnym symbolu, wyraźnie wychwyciłem jej energię. Nie była spora. Hatake twierdził, że dzięki wieloletniemu szlifowaniu swojego panowania nad Sharinganem potrafi rozpoznawać zamiary wroga tylko na podstawie chakry. Że widzi jej kolory, ruchy, tej delikatniejszej czuje sam zapach. Nie miałem pojęcia, jak można czuć chakrę w ten sposób, ale zdecydowanie nie miałem nic przeciwko, by się przekonać.
            Gdy przestrzeń wokół mnie zaczęła się zmieniać, włączyłem Sharingana. Nawet ta zwykła i częsta dla mnie czynność wydawała się dziwna z kimś szperającym w mojej energii. Jeśli Niko w ten sposób miała zaskakiwać wroga, to kiepsko jej szło. Czułem całym sobą, że to, co widzę, nie jest prawdziwe.
            A może była to kwestia postępu po treningu z Akane?
            Skupiłem się, starając się przy tym, by siła uchodząca ze mnie i wykorzystywana na działanie Sharingana nie przysłaniała mi energii Niko. To była pierwsza lekcja Niirochi – dzięki Sharinganowi lepiej postrzegałem chakrę, więc nawet, jeśli moje zmysły były oszukiwane przez przeciwnika, mogłem go namierzyć i zaatakować skupiając się na jego energii.
            Blondynka nie przewidziała chyba, że pojawię się w ciemnym, gęstym lesie z nikim innym jak samym sobą stojącym tuż przede mną. Obraz był przekonujący, to prawda, ale kunoichi niepotrzebnie marnowała energię na wyraźne szczegóły.
            - To wszystko? – zakpiłem, robiąc krok do przodu. Mój sobowtór, z lekkim uśmiechem, idealnie w tym samym czasie zrobił ten sam krok. Odległość między nami nie zmalała. Zachwianie przestrzeni. Mój krok w lewo sprawił, że poruszył się w swoje prawo, jak w lustrze. – Akane wywracała świat do góry nogami, a ty tworzysz pierwsze, co ci przyjdzie do głowy… - Uśmiechnąłem się, sięgając po samego siebie ręką. Jego dłoń zacisnęła się na moim ramieniu w identycznym uścisku. - …mnie.
            Siłowaliśmy się przez chwilę. Las wokół szumiał na lodowatym wietrze. Co jakiś czas pohukiwała sowa, poza tym nie było słychać absolutnie niczego. Mój bliźniak nie wydawał z siebie żadnych dźwięków i nic nie mówił. Zaczynało to być irytujące.
            Puściłem go, próbując się odsunąć, lecz wróg zrobił kilka groźnych kroków w moim kierunku. To było jak taniec z samym sobą. Jakie to było głupie.
            Moja złość chyba musiała mieć odbicie na mojej twarzy, bo w końcu klon zaśmiał się perfidnie, wyginając usta w szaleńczym grymasie. Dziwaczny dźwięk. Zwykle po takim śmiechu w filmie ktoś był brutalnie mordowany.
            Naprawdę Niko tak mnie widziała? Jak stąpającego wolno, głodnego wilka z podłym uśmiechem i zamglonymi oczami?
            W sumie… to dobrze. To była pokrzepiająco zabawna i przydatna  informacja.
Nie zwracałem uwagi na otoczenie, bo nie miało ono znaczenia. Jednak świadomość, że jestem w świecie, nad którym całkowitą kontrolę sprawuje moja dziewczyna, była dziwnie… ekscytująca.
            Skupiłem chakrę, ignorując dziwaczny obraz. Czułem energię falującą w swoim ciele, ale nic poza tym. Mogłem przysiąc, że gdy ponury krajobraz Konohy zmieniał się w ciemny las, czułem chakrę Niko. Była znacznie niższa, niż się spodziewałem, więc Kakashi najpewniej trenował z nią ninjutsu, nie taijutsu. Mogłem złamać jej technikę, na pewno. Wytężyłem zmysły, odcinając się od wszystkiego poza samym sobą. Nic, żadnej chakry, poza…
            Otworzyłem oczy, nie wierząc w jej głupotę.
            - Nie ukryłaś się, tylko zmieniłaś postać? – spytałem, a klon przechylił głowę. – Zaraz tego pożałujesz.
            W mojej dłoni zaświszczało Chidori, a sobowtór w tym samym czasie przywołał własne. Zderzyły się idealnie w połowie odległości między nami. Miały chyba nawet taką samą moc, bo odrzuciły nas w tył na równą odległość. Niko wspaniałomyślnie usunęła drzewa z mojej drogi, by mój imponujący lot był jak najdłuższy.
            Ta walka nie miała sensu. Mój bliźniak pojawił się tuż przede mną, gdy tylko wstałem na równe nogi. Nie mogłem otrząsnąć się z tej iluzji. Jeśli tak jak Akane, Niko stworzyłaby obcą postać od zera, kierując nią z innego miejsca, jej uwaga byłaby rozproszona, a chakra łatwo wykrywalna. Gdy jednak Niko była wizją, którą kontrolowała w tym świecie, nie mogłem jej dosięgnąć. Na pewno nie fizycznie.
            Miała jednak mało chakry. Tyle zdążyłem zauważyć. Więc może trzeba było zastosować w praktyce powiedzenie „atak najlepszą obroną”.
            Skupiłem się jeszcze raz, tym razem wysyłając chakrę do Sharingana. Spojrzałem sobowtórowi prosto w oczy, wzywając doujutsu. Zanim cokolwiek zdążyło się zmienić, zacząłem spadać w dół.
            Świat dosłownie wywrócił się do góry nogami, a ja rąbnąłem barkiem o twardą kostkę brukową. Warcząc głośno spojrzałem w górę. Zamiast nieba sklepienie pokrywał gęsty las, z którego spadłem.
            Mój wróg się rozpłynął. To nie była jednak moja iluzja.
            Czułem chakrę Niko. Była znacznie niższa niż na początku, więc przeskok z jednego absurdalnego świata do drugiego kosztował ją spory wysiłek. Problem polegał na tym, ze nie wiedziałem, skąd ją czuję. Zdawała się być wszędzie, zupełnie jakby akcja rozgrywała się w jej głowie, nie mojej.
            To nie było możliwe. Przy Akane tak się nie czułem. Z nią wyraźnie mogłem stwierdzić, że wszystko dookoła jest puste, nieprawdziwe. Teraz? To było zupełnie co innego. Jakby Niirochi nie dawała z siebie wszystkiego, a prowadziła mnie jak dziecko, za rączkę, po podstawach łamania iluzji.
            Niko rzuciła mnie na głęboką wodę. Zwykłe „Kai” nie działało.
            Przygryzłem z irytacją wargę, dochodząc do oczywistych wniosków.
            - Kontrolujesz nie tylko moje zmysły, ale to, jak czuję chakrę – warknąłem. Odpowiedziało mi szczekanie psa. Byłem w zimnym zaułku w jakimś mieście, na pewno nie w Konoha. Czuć było stęchliznę i smród z koszy na śmieci. – Jak to możliwe? – spytałem nie tyle Niko, co samego siebie.
            Kakashi. Musiał jej wytłumaczyć, jak działa Sharingan. Na czym polega wychodzenie spod wpływu genjutsu. Całe te brednie o kolorach i zapachach. Ba, Niko sama uczyła mnie medytacji i kontroli nad własną energią. Wiedziała dokładnie, jak daleko zaszedłem w wyczuwaniu chakr i jak postrzegam jej własną. Umiała ją doskonale udać.
            Nie mogłem dać za wygraną.   
            Zamknąłem oczy, nabierając powietrza w płuca. Zebrałem całą chakrę do oczu, a potem jeszcze trochę. Wyłączyłem się całkowicie. Zapachy, odgłosy, chłód na odsłoniętej szyi. Potem myśli. Z nimi było najciężej, bo czułem się jak mysz laboratoryjna zamknięta w klatce i czekająca na brutalny eksperyment. W zupełnym potrzasku, bez wyjścia.
            Zapomniałem o złej sytuacji, o irytacji z bezsilności, o myślach związanych z Niko, Niirochi i Kakashi’m. Powtarzałem sobie tylko w myślach: szukaj, dalej, więcej, szukaj, zniszcz, wyłącz, skończ. Skupiłem się całkowicie, szukając tego jednego sygnału, jednego zachwiania w przestrzeni, którą Niko wielokrotnie nazywała intuicją.
            Wielokrotnie twierdziła, że nie widziała i nie czuła chakr, a mimo to wiedziała, gdzie są. Po prostu miała takie przeczucie i wielokrotnie upominała mnie, że ja nie mam ani intuicji, ani przeczuć, ani nawet krzty zdrowego wyczucia.
            Postanowiłem przetestować tę teorię.
            Nie wiem, jak długo tam stałem. Nie wiem nawet, czy stałem, czy leżałem. Po prostu szukałem całym sobą, całą energią, odrobiny Niko.
            I znalazłem. Wcale jej nie było, a potem się pojawiła. Całkowicie. Prosta i oczywista, jakby była w tym samym miejscu i czekała na odkrycie, a ja, ślepy, miał ją pod samym nosem przez cały ten czas.
            Otworzyłem oczy, wypuszczając powietrze z ust.
            Udało się. Byłem z powrotem na polanie. Zaczął kapać deszcz, a obok usłyszałem kroki. Kakashi szedł żwawym tempem w kierunku Niko, która…
            …klęczała na polanie, dysząc.
            Standard. Nigdy nie wiedziała, kiedy dać za wygraną. Rzeczywiście dołożenie mi było dla niej najważniejsze. Kiedy w końcu miała zamiar przyznać, że jestem silniejszy?
            Podszedłem do niej, zapominając o tym wszystkim na tę chwilę. Ukucnąłem na trawie tuż przed nią, nie bardzo wiedząc, co robić. Wyłączyłem Sharingana. Jej chakra była słaba, prawie żadna. Aż tyle kosztowała ją walka z moim kek kei genkai?
            Dziewczyna miała zamglone, nieobecne oczy. Uniosła głowę, widząc mnie, i złapała się mocno za moją kurtkę, próbując złapać powietrze. Odgarnąłem włosy z jej twarzy, patrząc na Kakashi’ego.
            Wtedy coś objęło mnie od tyłu, a na szyi poczułem chłód metalu. Zamrugałem.
            Kunoichi dysząca na ziemi zniknęła, podobnie jak Hatake. Poczułem silne szarpnięcie za swoją chakrę. Koniec genjutsu. Dopiero teraz. Nóż odsunął się od mojego gardła, a ja obróciłem się raptownie. Serce biło mi jak szalone.
            Oszukała mnie. Udała, że jest ranna i słaba, a ja się zdekoncentrowałem, ruszając jej na pomoc i przestając się bronić. Wszystko wydawało się realne. Ulga ze złamania iluzji tak bardzo kontrastowała z nagłą paniką na widok sapiącej dziewczyny, że nie pomyślałem, zanim zareagowałem.
            Zero instynktu i przeczucia. Dokładnie tak, jak mówiła.
            Zielonooka z uśmiechem rozkręciła broń na palcu.
            - Musisz jeszcze sporo potrenować, Uchiha – powiedziała zaskakująco poważnym tonem.
            - Zgadzam się. – Obróciłem się w stronę dębu, z którego zeskoczył Kakashi. Wstałem, patrząc na nich bez słowa. Nadal nie mogłem uwierzyć, że tak łatwo dałem się nabrać. Co się, do cholery, ze mną działo? – Dobra robota, Niko – pochwalił ją, a gdy dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, poklepał ją po głowie. Kunoichi była zbyt dumna z siebie, by się wściec.
            - Można wiedzieć, co się stało? – warknąłem, a gdy Niko otwierała już usta, by odpowiedzieć, wskazałem na nią palcem. – Miałaś mnie nauczyć łamania genjutsu, nie atakować.
            - Nie zgodziłam się na żadną naukę – odmruknęła Niko, robiąc delikatny krok w stronę białowłosego. Zupełnie, jakby szukała u niego wsparcia. – Miałeś spróbować się wydostać i ci się nie udało. Koniec. – Wzruszyła ramionami.
            - Jeszcze nie skończyłem-…
            - Oj, skończyłeś – westchnął Kakashi. Czy to był… zawód w jego głosie? – To na końcu… zupełnie straciłeś panowanie nad sytuacją.
            - Ona mnie oszukała – warknąłem, zaciskając i rozluźniając pięści na przemian.
            - A czymże innym jak oszustwem jest genjutsu? – spytała Niko melodyjnie, jakby pouczała jakiegoś dzieciucha z Akademii. Myślałem, że smutna i zrezygnowana Niko jest irytująca. Chyba zapomniałem, jak bardzo wkurzała mnie zadowolona z siebie Niko. – Shinobi musi czytać między wierszami, zapomniałeś? - Uniosła brwi wysoko.
            Resztkami sił powstrzymałem się przed urwaniem jej głowy.
            Jounin chyba zauważył mój wściekły wzrok, bo odsunął delikatnie dziewczynę na bok. Deszcz przybierał na sile, więc weszliśmy z powrotem na dąb. Niko, uśmiechnięta od ucha do ucha, wyciągnęła swoją przeklętą książkę, podczas gdy Kakashi zaczął mi tłumaczyć po kolei moje błędy.
            - Nie powinieneś używać doujutsu – zaczął, ale szybko przerwała mu Niko, pozornie zagłębiona w lekturze.
            - Właśnie.
            - Nie użyłem doujutsu – odwarknąłem, a ona wystawiła w moim kierunku język. Kakashi westchnął ciężko, wyraźnie zrezygnowany i zmęczony.
            - Niestety tak. Byłeś jednak zbyt rozemocjonowany, by to zauważyć.
            Zamrugałem. Czy to było możliwe?
            - Jak to – syknąłem, nie wierząc własnym uszom. Jakim kretynem trzeba było być, by nie spostrzec, że własna technika doszła do skutku?
            - Niko wykorzystała fakt, że bardzo dobrze cię zna. Wspierając się na informacjach o tobie zbudowała iluzję, w którą łatwo byłeś w stanie uwierzyć – powiedział Kakashi swoim klasycznym, pouczającym tonem. Prychnąłem.
            - Co, iluzję ciemnego lasu?
            - Nie – warknął Hatake. Na tyle ostro, że zrozumiałem, że nie ma ochoty na docinki, a ten trening był dla niego zaskakująco ważny. – Wykorzystała twoją dumę, Sasuke. Najłatwiej na świecie uwierzyć jest ci w to, że ktoś jest od ciebie słabszy. Niko stworzyła iluzję, że ma mało chakry i nie do końca panuje nad własnym genjutsu. Zakodowałeś sobie to w głowie bez problemu, bo wygodnie było ci w to uwierzyć. Gdy ta informacja, przekonanie, że walka z tobą wyciska z niej wszystkie siły, utrwaliła się w twoim umyśle, pokazała ci wizję czegoś, co byłeś przekonany, że może się stać – jej upadku.
            - Właśnie – powtórzyła Niko, pewnym siebie tonem. Posłałem jej z dołu zirytowane spojrzenie. Zapewne nawet nie słuchała jego wywodu, a wykorzystała pauzę w jego wypowiedzi, dorzucając swoje trzy grosze.
            - Wiele razy powtarzałem ci, że gdy zaczyna się iluzja, musisz mieć otwarty umysł i odciąć się od wszystkiego, co wiesz o danej sytuacji – mruknął Kakashi już spokojniejszym głosem. – Zamiast przemyśleć sytuację, tok rozumowania Niko, atakowałeś ją jak byk czerwoną płachtę, skazując się na porażkę.
            Na chwilę wyłączyłem w myślach jego głos, skupiając się na reszcie świata. Kunoichi oddychała nieco za szybko, ale jej chakra była spora. Znacznie większa niż ta, którą udała, że ma na początku. Więc jednak trenowali taijutsu. Może nawet w ogóle nie trenowali, a obmyślali strategię potyczki na iluzje. Lekcji, którą zapewne wymyślił Hatake, nie ona. Cham skorzystał z faktu, że porażka z ręki Niko będzie bardziej bolesna i trudniejsza do zapomnienia.
            Niko specjalnie przyszła i przerwała mój trening z Akane. Tylko udawała zaniepokojenie z jej zniknięcia. Miała walkę w planach od samego początku. Jak ja mogłem być tak ślepy?
            - Dlaczego doujutsu mnie nie uwolniło? – spytałem, wracając wzrokiem na zamaskowanego mężczyznę.
            - Sobowtór, z którym walczyłeś, nie był Niko, a tobą. – Uniosłem brew. – Widziałeś samego siebie. On nie naśladował twoich ruchów, bo to byłeś ty. Dlatego rzucając doujutsu w swoim kierunku trafiłeś w pustkę.
            - To znaczy?
            - Uruchomiłeś doujutsu, nad którym nie panowałeś, bo nie wiedziałeś, że masz panować – wytłumaczył Kakashi. – Złapałeś w nie też Niko, która wykazała się szybkim myśleniem i zmusiła Cię do kolejnego skorzystania z Sharingana nastawionego tym razem na łamanie technik.
            - Stąd czucie jej chakry dookoła – mruknąłem, powoli rozumiejąc. Kakashi kiwnął głową. – To było jej genjutsu zakrywające fakt, że jestem w jej głowie, w doujutsu.
            - Właśnie.
            - Zamknij się – odwarknąłem jej, nie podnosząc nawet wzroku.
- Nie – odburknęła donośnie. Kakashi uśmiechnął się z politowaniem.
            - Doujutsu i genjutsu są najtrudniejszymi technikami do opanowania przez shinobi – oświadczył, wyjmując ślamazarnie małą książeczkę. Wykład powoli dobiegał końca. Czułem się dziwnie zmęczony. – Jednak nie doświadczenie i zasoby chakry decydują o zwycięzcy, a pomysłowość. A w tym, na twoje nieszczęście, Sasuke, Niko nadal jest lepsza. Nawet, jeśli przegoniłeś ją we wszystkim innym.
            - Właś-… eej!
            Uśmiechnąłem się lekko. Gałąź, na której siedziałem, zatrzęsła się. Niko rzuciła w białowłosego shurikenem, ale on już dawno stał pod dębem, opierając się nonszalancko o jego pień i czytając zboczoną powieść. Kunoichi fuknęła pod nosem, wracając do własnej lektury.
            Rozpadało się na dobre.
            Resztę środy trenowałem Raitony w deszczu. Cały czwartek spędziłem na uwalnianiu się z genjutsu Akane oraz szlifowaniu doujutsu. Powoli zaczynałem rozumieć wszystkie te bzdury z widzeniem chakr.
            Niirochi twierdziła, że moją naukę nadal utrudnia to, co Niko zauważyła już dawno – nadmiar mojej energii. Będąc skupiony na walce, z włączonym Sharinganem, wypuszczałem z siebie część chakry, która przysłaniała mi chakrę wroga. Kobieta pomagała mi to zmienić.
            Nie miałem pojęcia, czemu mnie uczy. Nie dość, że nigdy nie widziałem, by Hokage ją o to prosiła, to jeszcze byłem pewien, że miała zajmować się wyłącznie genjutsu Niko. Tymczasem non-stop kręciła się wokół Kakashi’ego i coraz częściej skupiała swoją uwagę na mnie.
            Zastanawiałem się, czy miała w tym jakiś cel.
            W piątek wróciłem z treningu w zaskakująco dobrym humorze. Byłem pewien, że gdybym miał się ponownie zmierzyć z Niko, wynik byłby inny. Kakashi pokazał mi kilka sztuczek pozwalając mi obserwować jego walkę a Akane.
            Zdjąłem kurtkę, czując obecność kunoichi w jej pokoju. Obiad był zimny i gotowy do odgrzania, więc widocznie jadła wcześniej. Dziwne. Skierowałem swoje kroki do jej pokoju, by spędzić z nią trochę czasu. Ostatnio ciągle się mijaliśmy. Treningi pochłaniały mnie całkowicie, a ona albo siedziała w tej swojej nudnej bazie z Anko, albo udawała, że trenuje, a tak naprawdę zaczytywała się w bzdurnych księgach.
            Rozsunąłem drzwi do jej pokoju. Przywitał mnie widok przypominający krajobraz po huraganie. Ciuchy walały się po wszystkich zakątkach pomieszczenia, a ich właścicielka stała przed wysokim lustrem zawieszonym na ścianie, patrząc krytycznie w swoje odbicie i przykładając do siebie na zmianę dwie bluzki.
            - Ktoś ci wrzucił tu granat? – mruknąłem, powstrzymując się przed podejściem do niej poprzez pokazowe brodzenie w ubraniach. Miała szczęście, że resztę domu utrzymywała w względnym porządku, bo wyrzucałbym jej graty przez okno.
            - O, dobrze, że jesteś – westchnęła, obracając się w moim kierunku. Uniosłem brew na jej pełen ulgi i pobudzenia ton. Brew poszybowała jeszcze wyżej, gdy zorientowałem się, że kunoichi stoi krok ode mnie w samym staniku. Białym, z delikatną koronką. – Zielona czy czarna? – Zmarszczyła brwi w skupieniu, przykładając do siebie najpierw jedną bluzkę, potem drugą. Musiałem się mocno przyjrzeć, by znaleźć pomiędzy nimi inne różnice poza kolorem. Dziewczyna, pozornie by ułatwić mi decyzję, co jakiś czas zamieniała bluzki miejscami, nagradzając mnie ułamkiem sekundy niezachwianego widoku jej bielizny pomiędzy nimi. Miałem zamiar zapytać, gdzie się wybiera i czemu pyta akurat mnie, ale przy którymś z kolei wyłonieniu się jej stanika zza materiału bluzki słowa jakoś… utknęły mi w gardle. Wolałem nie przerywać tego przedstawienia. – No? – ponagliła mnie, drepcząc w miejscu. Odchrząknąłem.
            - Pomiędzy.
            Dziewczyna wygięła usta, wyciągając obie bluzki przed siebie i porównując je krytycznym wzrokiem.
            - Czyli zielona z golfem czy czarna z odkrytymi ramionami? – spytała, zupełnie nieświadoma, że już się uśmiecham, a w każdej chwili mogę się na nią rzucić.
Widziałem ją już w bieliźnie. Pierwszy raz przez przypadek, gdy jeszcze mieliśmy wspólną łazienkę. Drugi raz w Yuki no Kuni. Leżała, grzejąc się w śpiworze po ratowaniu wodza Himanako z rzeki skutej lodem. Ponadto wiele razy chodziła w obcisłych topach przy treningu taijutsu, gdy lato dawało się we znaki i oboje wracaliśmy do domu spaleni w słońcu i spoceni. Nigdy jednak Niko nie pokazała mi się w takim stroju z własnej woli. Nigdy też nie wydawała się czuć w takim stanie komfortowo.
            Może po prostu nie miała pojęcia, jak wygląda. Nie, musiała wiedzieć, przecież stała przy lustrze.
            Pokręciłem głową, chwytając obie jej dłonie i rozkładając je na boki, by jej biust był idealnie między nimi i bluzkami. Wskazałem na jej dekolt i powtórzyłem:
            - Pomiędzy.
            Niko nie zareagowała tak, jak sadziłem. Powinna byłą mnie kopnąć i spłonąć rumieńcem. Zamiast tego jej usta wygięły się w rozbawionym grymasie.
            - Doskonale – westchnęła, podpierając się pod boki. Starałem się patrzeć jej w oczy, choć było mi trochę nieswojo. I ciepło. – Pokażę się chłopakom w Kareki w takim stroju. Gdy zapytają, czemu tak się „ubrałam”, przekażę im twoje pozdrowienia – zaśmiała się, obracając na pięcie i podchodząc do łóżka, na które rzuciła obie bluzki. Przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, łapiąc się w skupieniu za podbródek. Stała tak przez chwilę w ciszy, a ja pozwoliłem sobie na dokładne obejrzenie jej nagich pleców. Miała ciemną, ciepłą i gładką skórę. Ręce aż świerzbiły mnie, by jej dotknąć. – Nie gap się tak na mnie. Nie ma tu nic, czego wcześniej nie widziałeś.
            - No to pokaż mi coś, czego nie widziałem – odparłem, a ona prychnęła z oburzeniem.
            Dopiero po chwili zarejestrowałem, co powiedziała. Dziś był piątek. Szła do tego przeklętego pubu z resztą shinobi. Nawet dobe mi o tym niedawno wspominał, ale nie słuchałem go dokładnie.
            Czemu mnie to w ogóle obchodziło?
            - Biel podkreśla kolor twojej skóry – burknąłem, wchodząc całkowicie do pokoju. Musiałem uważać, by nic nie rozdeptać. Jak można było go doprowadzić do takiego stanu? – Jeśli już chcesz koniecznie zrobić wrażenie – dodałem ponuro, opierając się o framugę okna.
            Dziewczyna przechyliła głowę, przez chwilę myśląc, czy aby na pewno mówię poważnie. Po chwili sięgnęła po jedną z białych bluzek i podeszła z nią do lustra.
To było niesamowite. Dla mnie nie miało znaczenia, co nosi. Ją chyba też to nie obchodziło, bo nigdy się dla mnie nie stroiła. Jednak w tych wyjściach z jej tak zwanymi „kolegami” widocznie coś było, skoro odstawiała dla nich taki rytuał.
Automatycznie zacząłem analizować wszystkich naszych znajomych. Kto mógł być na tyle dla niej ważny, że nagle zaczęła przejmować się swoim wyglądem? Sai, Naruto, Kiba, Neji? Bez sensu.
Przeniosłem wzrok na szafkę obok jej łóżka. Zmarszczyłem brwi, widząc dziwny, metalowy przedmiot. Podniosłem go, czując się nagle trochę dziwnie.
- Ah, znalazłam go niedawno w bibliotece. Musiał się zawieruszyć przy przeprowadzce. – Niko stanęła tuż obok mnie, mając w końcu coś na sobie. Przyglądała się uważnie staremu sztyletowi, gdy ja obracałem go ostrożnie w rękach. Florystyczne żłobienia wydawały się bardzo, bardzo znajome. Poczułem nagłą falę nieprzyjemnego, chłodnego uczucia, gdy niewielka część mojej chakry zareagowała na nóż. Doskonale wiedziałem, co to jest. – Twój, jak rozumiem?
Przytaknąłem powoli, odkładając kunai na jej szafkę. Podniosłem na nią wzrok, starając się brzmieć naturalnie i spokojnie.
- Schowaj go gdzieś, wolę go nie widzieć.
Kunoichi przełknęła widocznie ślinę i kiwnęła głową, rzucając ostatnie pospieszne spojrzenie starej broni. Po chwili niezręcznej ciszy przejechała dłońmi po białej bluzce, którą na siebie wcisnęła.
- I jak? Może być? – spytała poważnie, nie zdejmując wzroku z mojej twarzy. Jej spojrzenie było nad wyraz zaniepokojone i czujne. Chciała jak najwięcej odczytać na temat sztyletu. To nie była jednak jej sprawa. Fakt, że zirytowało mnie jej grzebanie w głębokich zakamarkach biblioteki sprawnie ukryłem.
- Mhm.
Nie było sensu w pytaniu, dlaczego nawet nie zaproponowała, bym poszedł z nią. Widocznie finał imprezy u Ino bardzo zapadł jej w pamięć. Nie byłem nawet w stanie stwierdzić, czy bym przyjął zaproszenie, dlatego zostawiłem ją jej głupim przygotowaniom i poszedłem zająć się obiadem.
Tak samo, jak ja mogłem robić co chcę i widywać się z kim chcę, tak samo ona mogła decydować o sposobach na marnowanie swojego czasu. Dziwiłem się jednak, że nigdy nie chciała przychodzić na moje spotkania z Naruto i Sakurą, upierając się, że jej nie lubią, a następnie przyjmowała ich zaproszenie na imprezę. W barze w dodatku.
Bała się pokazywać u mojego boku, czy do wyjścia przekonywał ją jedynie alkohol? Hn. Kto zrozumie kobiety?
            W oczekiwaniu, aż potrawa w woku się nagrzeje, wyjąłem niedokończony wczoraj zwój od Akane traktujący o połączeniach Suitonów z Raitonami oraz Kekkei Genkai łączących żywioły. Nie odrywając wzroku od nieco wyblakłego pisma, wyjąłem pałeczki i nałożyłem jedzenie na talerz.
            Jeśli dzisiaj miałem siedzieć do późna sam, równie dobrze mogłem coś przeczytać. Lub pójść pobiegać. Niko ostatnio ciężko było na to namówić. Nie dość, że nienawidziła wstawać rano, podczas gdy to była najlepsza pora na bieganie – na ulicach było mało ludzi, to jeszcze wstydziła się, że nie nadąża.
            - Ne, to ja będę lecieć.
            Podniosłem wzrok.
            Mógłbym stwierdzić, że wyglądała szałowo, że w tym momencie zaparło mi dech w piersi i natychmiast zacząłem żałować, że tego wieczoru nie dotrzymam jej towarzystwa. Mógłbym opowiadać, jak bardzo mnie ściskało w środku na myśl, że inny facet będzie oglądał ją w takim stroju i że boję się, że Niko bez mojej ochrony zrobi coś głupiego.
            Ale skłamałbym. Niko wyglądała dobrze, jasne, ale nie było to dla mnie niespodzianką. Założyła jednak tą białą bluzkę, nie odkrywającą niczego szczególnego. Szła jesień. Nie miała na sobie żadnej krzykliwej spódnicy, a powycierane jeansy z licznymi spruciami i dziurami na całej długości. Te same z których często kpiłem, że wyglądały jak po furii Saturn.
Wyglądała jak zwykle. Poza faktem, że była lekko zarumieniona i patrzyła na mnie wyczekująco, jakby spodziewając się silnej reakcji. Obojętne, czy negatywnej – „nigdzie nie idziesz, nie pozwalam”, czy pozytywnej „bardzo ładnie wyglądasz”.
To nie było jedno z jej durnych romansideł, w których bohaterowie kłócili się o byle co, a potem padali sobie w ramiona. Ja nie byłem szalonym romantykiem ani agresywnym wariatem. Byłem normalny, więc powiedziałem to, co powiedzieć trzeba było, wzruszając lekko ramieniem.
- Jasne. Baw się dobrze.
            Położyłem talerz na stole, zwijając zwój, by nie ubrudził się przy jedzeniu. Niko podeszła do mnie, a jej buty na lekkim obcasie zastukały rytmicznie o podłogę. Gdy obróciłem się w jej stronę,  wzdychając ze zrezygnowaniem, chwyciła mnie za przód bluzki i delikatnie musnęła moje wargi. Zamrugałem, gdy jej dłonie przejechały po moim torsie i barkach, by zatrzymać się na mojej szyi.
            Pocałunek był ledwo wyczuwalny, szybki, czuły. Mimo to było w nim coś dziwnego i nowego. Coś, co sprawiło, że był jednocześnie bardzo gorący i przez chwilę myślałem, że stanę w płomieniach.
            Ze zdziwienia? Irytacji? Rozbawienia? Pragnienia? Nie miałem pojęcia.
            Natychmiast przyciągnąłem ją bliżej siebie. Dobrze było znów mieć ją tak blisko. Dawno nie pozwalała mi dotykać się w ten sposób. Czasami czułem się oszukany, że zdarzało się to tak rzadko. Według niej bycie w związku oznaczało chyba ciągłe przekomarzanie się i szturchanie w odpowiedzi na sprośne uwagi, a nie fizyczne okazywanie czułości.
            Trzeba było skorzystać z okazji, że przechodzi chwilę słabości.
            Nasz pocałunek pogłębił się, gdy chwyciłem ją za podbródek i schyliłem się trochę. Nie panowałem nad tym. To nie tak, że chciałem nadrobić jakością za ilość. Te wszystkie uczucia, kuriozalne, niejednoznaczne, buzowały gdzieś we mnie, każąc mi robić… coś. Cokolwiek. Trzymać, dotykać, brać coraz więcej.
            Uderzył we mnie jej zapach. Kojarzył mi się z wieczorem. Niko, w przeciwieństwie do mnie, kąpała się przed snem, nie rano. Gdy wokół mnie unosiła się woń jej mydła i szamponu, wiedziałem, że idzie spać. Teraz do tej znajomej mieszanki doszedł wyraźny, rześki zapach perfum. Niko nie szła spać, a wypachniła się dla innych shinobi.
            Nieświadomie zacząłem bardziej na nią napierać, rozchyliłem jej usta własnymi chcąc nadal więcej. Moje ręce zjechały niżej niż zwykle. Chciałem jej udowodnić, że jest moja, sprawić, że będzie pamiętać, nie tylko przez ten wieczór, ale też przez następne dni.
            To był powolny, wyważony pocałunek. Gdy się ruszałem, ona odpowiadała. Wycofywała się, gdy chciałem. Tempo i gorąco rosły i opadały, jak fale na morzu. Pojedyncze ugryzienie. Odetchnąłem z zaskoczeniem, a ona zaraz ukradła mi powietrze. Miałem wrażenie, że świat dookoła nie istnieje. Gdy próbowałem się na nim skupić – wirował. W pewnym momencie jedyne, czego byłem świadom, to obezwładniające, oślepiające uczucie wydostające się z mojego brzucha i rozchodzące się po mnie falami. Jedno jej otarcie się o mnie, przyciśnięcie piersi do mojego torsu i to dziwne wrażenie było tak silne, że aż zadrżałem.
             - Sasuke… - Moje imię chyba nigdy nie brzmiało lepiej. Tak, to było dla niego miejsce – wyszeptane na jej lekko rozwartych, wilgotnych, sapiących ustach, regularnie spotykających moje własne. - …matte.
            Mój mózg zarejestrował jej słowa, ale reszta ciała miała je gdzieś. Jedyne, czego byłem świadom to jej dotyk i smak. Jej usta były słodkie, do cholery. A ja nienawidziłem słodyczy. Mimo to nie miałem w tym momencie ochoty na nic innego, jak posadzenie jej na blacie w kuchni i całowanie jej, aż ten nieznośny smak kompletnie zniknie.
            Ale kunoichi była uparta, i jeśli było coś, co lubiła robić bardziej od spania, to z pewnością było to robienie mi na złość.
            - Jestem spóźniona.
            - Nonsens – westchnąłem, a przy tym krótkim słowie moje wargi otarły się o jej własne. Przez moment patrzyliśmy na siebie, stykając się nosami. Przeczesałem jej włosy palcami, chwytając ją mocno za kark i gdzieś pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim orientując się, że obróciłem nas tak, że przyciskałem ją do stołu. Krew we mnie wrzała.
            - Sasuke. – Znowu powiedziała moje imię. W jej głosie słychać było ostrzeżenie, a mimo to przejechała końcówką języka po moich ustach w niemym zaproszeniu.
            Zupełna sprzeczność. Kobiety, słowo daję.
            Nie miałem czasu narzekać. Ten jeden gest zapieczętował jej los. Nic mnie nie obchodziło. Nic nie było ważne. Tylko ona, jej ciało, jej głos, jej zapach…
            - Sas-ah. – Najpierw zarejestrowałem to, że urwała. Dopiero potem zacząłem szukać przyczyny tego sukcesu. Gdy zorientowałem się, że moja dłoń trzyma ją za pośladek, było za późno. Niko pocałowała mnie ponownie, z dziwną desperacją, gorliwością, a ja przymknąłem z warknięciem oczy.
            Już zaczynałem wertować mój umysł w poszukiwaniu najbliższego mebla sprawdzającego się lepiej, niż stół, ale Niko odepchnęła mnie nagle, dysząc lekko.
            - No. Uff. – Poprawiła włosy, a ja zamrugałem, starając się utrzymać prosto na nogach. Ona chyba też miała z tym problem, bo przez chwilę stała jak wryta, nie ruszając się z miejsca. Była cała czerwona. Przyłożyła rękę do unoszącej się szybko klatki piersiowej i wzięła głęboki, łamany oddech.
            Zrobiłem odruchowy krok w jej stronę, mając nadzieję wykorzystać jej roztargnienie, ale wystawiła przed siebie dłoń.
            - Muszę iść, serio. Obiecałam Tenten – mruknęła przepraszająco, po czym minęła mnie szybkim, acz trochę chwiejnym krokiem, nie oglądając się za siebie.
Drzwi na korytarz zamknęły się z hukiem. Dowlokłem się do kanapy, po czym upadłem na nią na plecy.
            Cholera. Byłem cały roztrzęsiony. I zły. Nie chodziło o to, że byłem pewnie równie rozgrzany i czerwony, co ona. Już zapomniałem o tym, że traciłem jasność umysłu i kontrolę nad swoim ciałem. Byłem wściekły, bo chciałem więcej.
            Warknąłem, zasłaniając oczy ręką. Co się ze mną działo?
            To było idiotyczne. Wbrew sobie, zupełnie znikąd, potrzebowałem jej uwagi i towarzystwa. Wyszła kilkanaście sekund temu, a jakaś część mnie - mała, ale zawsze – już rwała się, by biec za nią. Bez niej w pobliżu odczuwałem beznadziejny brak czegoś, kogoś, dziwny niepokój, niecierpliwość. Te uczucia były nie na miejscu. Byłem shinobi. Co było moim priorytetem, nauka i trening, czy latanie za dziewczynami?
            Jeszcze gdybym był normalny i interesował się dziewczynami. Nie. To nie było normalne, że nigdy nie obchodziły mnie zupełnie żadne moje znajome i „fanki”, a nagle przy tej jednej, przeklętej… ugh, dziewczynie, wszystko wywróciło się do góry nogami. Naprawdę byłem takim żałosnym głupkiem, niczym nie różniącym się od moich rówieśników w szczycie okresu dojrzewania, czy tylko ona miała to nieszczęście i trafiła w mój czuły punkt?
            Kuso. Nawet nie wiedziałem, która opcja jest gorsza.
            Znowu to uczucie w żołądku.
            Wstałem ociężale i usiadłem do stołu. Zacząłem jeść nie zwracając uwagi na to, że jedzenie już zdążyło trochę ostygnąć. Nie mogłem przestać myśleć o Niko, choć nie było to nic nowego, naprawdę. Były dni, gdy była pierwszą rzeczą, która przychodziła mi do głowy rano, po obudzeniu, i ostatnią rzeczą, o której myślałem przed snem.
            I to był problem. Tyle wiedziałem. Nie wiedziałem jednak, jak sobie z nim poradzić. Denerwowało mnie to. Każdy dobry problem mogłem rozwiązać nożem lub pięścią, a od innych odchodziłem bez słowa. Teraz nie mogłem. Byłem bezsilny, zupełnie jak przy walce z Przeklętą Pieczęcią. Czułem, że to coś zżera mnie od środka i nie miałem innego wyboru, jak dać się temu porwać.
            I jeszcze te sny. Byłem pewien, że Niko pozbawi mnie części nienawiści, że będzie przystanią, realnym punktem odniesienia, do którego będę mógł wracać po wyczerpującym dniu wypełnionym treningiem. Że przy niej raz na jakiś czas pozwolę sobie na zapomnienie o Itachi’m. Raz na jakiś czas, nie całkowicie, do cholery.  Okazało się, że Niko stała się kolejnym utrapieniem, rzeczą, której chciałem bronić, którą się przejmowałem, i jeśli coś my się jej stało…
            Uderzyłem pięścią w stół, opierając czoło na zaciśniętej ręce. Straciłem apetyt.
            Kretyn. Miałem wiele okazji, by się z tego szamba wyplątać, a mimo to sam się prosiłem o więcej, delektowałem się „zdobywaniem” i trudnościami. Czasem z nią.
            I gdzie mnie to zaprowadziło? Kuso. Siedziałem jak ten dureń, a ona bawiła się w najlepsze. Naprawdę nie miała zielonego pojęcia, co się ze mną dzieje.
            Też była głupia. Nie wiedziała, w co się pakuje. Ale ja byłem głupszy. Byłem pieprzonym masochistą, od co.
            W sumie każdy shinobi miał w sobie krztę masochizmu. Cała ta zabawa z nożami i krwią. Kto wybierał taką profesję, jak nie totalni psychole?
            Odsunąłem od siebie talerz, przez kilka minut patrząc tempo w pozostawione na nim resztki. Otoczyła mnie cisza przerywana jedynie tykaniem zegara w przedpokoju i sporadycznym odgłosem zza okna. Straciłem ochotę na jedzenie, ale w sumie… to bym się czegoś napił.
            Wstałem z krzesła, bo decyzja podjęła się sama.
            Pierwszy raz w życiu byłem wdzięczny za niewyparzoną gębę Naruto. Bo gdy chciałem znaleźć się przy Niko i alkoholu, wiedziałem doskonale, gdzie skierować swoje kroki.
            Wieczór był chłodny. Gdy wszedłem w pierwszą szerszą uliczkę wiał taki wiatr, że musiałem zapiąć kurtkę. Mimowolnie zachowałem dolną część twarzy w wysokim kołnierzu, by od zimna nie odpadł mi nos. Z domów przy ulicy dochodziły do mnie różne nieskładne hałasy. Chodnik był mokry od deszczu i gęsto pokryty kałużami, które odbijały świecące złotym światłem lampiony na gankach.
            Drogę przebiegł mi bury kot. Głupie, ale zacząłem na nie wszystkie zwracać większą uwagę.
            Nie przypominałem sobie, bym był kiedykolwiek na tej ulicy. Mimo to gdy tylko zobaczyłem tawernę, w której rzekomo siedziała teraz Niko, nie miałem wątpliwości, że trafiłem w dobre miejsce.
            Ciemnobrązowy, nierówno nałożony tynk, lekko przekrzywiony szyld, przytłumione światło wydobywające się na ulicę przez niewielkie szpary, które pewnie służyły za okna. W dodatku przy wejściu wisiała tablica o zakazie wnoszenia broni. Czyli shinobi byli stałymi bywalcami.
            Nie miałem z tym problemów. Nie potrzebowałem broni. Sam byłem bronią. Poza tym nie wydawało mi się, by ktokolwiek miał ochotę mnie przeszukiwać.
            Zawsze mi się wydawało, że shinobi stronią od alkoholu i papierosów. Nie tylko pogarszały formę, ale i były bardzo niebezpieczne, gdy trzeba było zachować czujność. Cóż, widocznie moda się zmieniła.
            Przeszedłem przez słabo oświetlony, mały hol i skręciłem w lewo, wchodząc na dużą salę. Po prawej był kolejny korytarz, który prowadził pewnie do toalet i na zaplecze. Na sali, pod ścianami, stały liczne, czasami losowo ustawione stoliki i narożne kanapy, które w znacznej części były zajęte. Nie było dużo ludzi. Kilkoro siedziało przy barze w kształcie podkowy, na wysokich krzesłach. Inni kręcili się między stolikami lub tańczyli na parkiecie, który był niczym innym jak sporą wolną przestrzenią za barem, na końcu sali.
            Przynajmniej tak mi się wydawało, że taniec był ich celem. Ja tańcem bym tego nie nazwał.
            Niko dostrzegłem zaraz po rekonesansie otoczenia. Była jedną z osób siedzących na stołkach przy długiej ladzie. Śmiała się, rozmawiając z Naruto i co jakiś czas zerkając na barmana szykującego coś poza zasięgiem mojego wzroku. Szybkie spojrzenie na koniec sali potwierdziło, że jedną z grup okupujących kanapy ze stolikami i przystawionymi do nich krzesłami byli inni znajomi shinobi.
            Podszedłem do rozmawiającej dwójki. Niko gestykulowała żywo, ale przez irytującą muzykę i hałas rozmów dookoła nie byłem w stanie stwierdzić, o czym mówi. W dodatku siedziała częściowo tyłem do mnie, więc Sharingan nie wyczytał nic z ruchu ust. Uzumaki za to wyprostował się nagle, a gdy skupił na mnie swój podekscytowany wzrok, na jego twarz wpłynął tak szeroki uśmiech, że mógł z nim jeść szparagi w poprzek.
            - Teme! Nie wierzę! – krzyknął, zrywając się z krzesła i podbiegając do mnie. Zbędne przedstawienie. Dzieliły nas góra trzy kroki.
            Plecy Niko również się wyprostowały. Okręciła się na krześle z zaskoczoną, ale radosną miną.
            - Ja też – przyznała głośno, opierając się łokciem o blat i przyglądając mi się tak uważnie, jakby nie wierzyła, że to naprawdę ja. – Co ty tu robisz?
            - To już nie mogę przyjść do baru się napić? – spytałem, unosząc brew. Jej uśmieszek się poszerzył. Myślałem, że popsuję jej zabawę, zirytuję ją. A ona była… zadowolona. – Zabieraj łapy, dobe – warknąłem, zrzucając rękę blondyna z mojego ramienia. Skakał  w miejscu, machając do pozostałych ludzi w pubie i wskazując na mnie palcem.
            - Mógłbyś, gdybyś nie nienawidził wszystkich. – Dziewczyna mruknęła z ironią, unosząc wysoko podbródek i tak jak ja, ignorując Naruto, który chyba coś do nas mówił. Barman podszedł do lady, stawiając długą tacę z drinkami tuż obok jej ramienia.
            - Zaraz doniosę resztę – oświadczył, znikając za drzwiami wahadłowymi.
            Blondyn spojrzał raz na mnie, raz na uśmiechniętą kunoichi i zagwizdał z udawanym zrozumieniem.
            - He he… to ja… zaniosę napoje… ee… tam ‘ttebayo. – Okrążył mnie i Niko, przysuwając tacę do krawędzi lady i uniósł ją ostrożnie, ruszając do zgrai śmiejących się i rozmawiających shinobi. Mimo że w duchu uważałem, że zaraz się przewróci, on zdołał obrócić się z ciężką podstawką w rękach i wysłać mi znad ramienia Niko szeroki uśmiech połączony z energicznym unoszeniem i opadaniem brwi. Zignorowałem go, podchodząc bliżej do kunoichi i opierając się o bar.
            - Ciebie nie nienawidzę – oświadczyłem, zbliżając swoją twarz do jej własnej i z zadowoleniem stwierdzając, że nawet przy otaczających nas oparach alkoholu, potu, i papierosów, jej zapach nie zniknął.
            Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie i położyła mi rękę na ramieniu, przechylając głowę.
            - Ooo… to słodkie. Ja też cię „nie nienawidzę”, Uchiha.
            - Awamori i mirin dla pani. Coś dla ciebie? – Barman zwrócił się w moją stronę. Zmarszczyłem brwi. On też miał zmarszczone brwi. I pochylał się bliżej Niko niż mnie, mimo że mówił w moim kierunku. Poza tym szatynka była dla niego „panią” a do mnie mówił per „ty”. Od razu zrozumiałem, co jest grane.
            - Umeshu – odparłem przez zęby. Barman, dość młody, wysoki facet, zerknął ostatni raz na Niko, po czym poszedł szukać alkoholu.
            Kunoichi zeskoczyła z krzesła, przesuwając tacę z napojami w swoim kierunku. Chwyciłem ją za łokieć, przysuwając się bliżej.
            - Pozwól – mruknąłem.
            - Od kiedy jesteś taki pomocny? – zaśmiała się, patrząc na mnie z dołu. Jej oczy iskrzyły się w świetle nielicznych lamp. Jej źrenice rozszerzyły się, gdy nie tylko nie złapałem za tacę, ale i nie puściłem jej ramienia.
            - Musimy pogadać. Na osobności – stwierdziłem poważnie. Nie wiedziałem, co robię. Mówiłem to, co mi przyszło do głowy.
            - O czym?
            - O tym, o czym rozmawialiśmy przed twoim wyjściem. – Przechyliłem głowę na bok, nie zdejmując z niej skupionego spojrzenia. Nie wyrywała się. Zarumieniła się lekko, oblizując suche usta. Przymknąłem na chwilę oczy, starając się uspokoić.
            - Ne, po prostu chcesz mnie mieć na osobności – stwierdziła z rozbawieniem, nie podnosząc na mnie wzroku.
            - Sama na to wpadłaś? – spytałem sucho, pociągając ją lekko w swoim kierunku. Tym razem się oparła. Chwyciła się baru, zaciskając zęby.
            - Widzisz te dziewczyny dwa stoliki od Naruto? – spytała, patrząc na mnie z pilnością i rozżaleniem. Niechętnie oderwałem od niej wzrok. Rzeczywiście, siedziały tam jakieś dziewczyny. I rozmawiały, patrząc na nas. Uniosłem brew. – Obserwują nas odkąd przyszedłeś. Podobasz im się. I jeśli teraz znikniemy w ciemnym korytarzu, nie tylko je zranisz. Wyjdziesz na rządzącego mną dupka, a ja będę miała u nich przesrane. Pomijając fakt, że zmienią nam drużynę.
            Westchnąłem ciężko, puszczając jej łokieć. Niko skinęła z wdzięcznością, zawijając kosmyk włosów za ucho i robiąc mały krok do tyłu. Kiedyś byłem przekonany, że nigdy nie będę okazywał uczuć publicznie. Jak się teraz okazało - nie tylko miałem to gdzieś, ale i odmawiano mi tego z drugiej zainteresowanej strony.
            Po prostu cudownie.
            - Umeshu – zakomunikował barman, stawiając obok nas moje zamówienie. Niko przestawiła je na wolne miejsce na tacy i uśmiechnęła się do niego. Zdawkowo. Nie zalotnie.
            - Tak naprawdę nie boisz się ich, a mnie. Przyznaj – warknąłem, chwytając pewnie tacę. Niko odsunęła się, śmiejąc się teraz otwarcie. Nie wiedziałem czy dlatego, że przyłapałem ją na manipulacji, czy dlatego, że zanosiłem za nią napoje, a to oznaczało, że zostaję.
            - Przeceniasz się, Uchiha. Poważnie się przeceniasz. – Pokręciła głową, wyprzedzając mnie i podchodząc do stolika. Siedzieli przy nim Naruto, Kiba, Tenten i Neji. Niko zaczęła przekładać szklanki z tacy na stół. Jak kelnerka.
            Przewróciłem oczami.
            - Oi, Sasuke, nie spodziewałem się tu ciebie – zawołał Inuzuka, przesuwając się na sofie, by zrobić więcej miejsca. Tenten i Hyuuga zsunęli ze sobą, po czym wymienili ze sobą dyskretne spojrzenie. Warknąłem ze zrezygnowaniem, kładąc nie do końca pustą tacę na stole i ­­­­­­­siadając obok Neji'ego. Chwyciłem swoją szklankę z zainteresowaniem patrząc, jak Niko odnosi tacę do baru.
            Barman widocznie ożywił się na jej widok, opierając się na łokciach o blat i pochylając się w jej kierunku. Nie pozwolił jej położyć podstawki na barze, a wziął ją prosto do ręki, mówiąc coś.
            Kunoichi zatrzymała się w połowie ruchu, zastygając w miejscu. Stała tyłem do mnie, ale wiedziałem, że coś powiedziała, bo przechyliła delikatnie głowę na bok. Odczekała sekundę, podczas której na twarz chłopaka wpłynęło zdziwienie i potem oburzenie, po czym obróciła się na pięcie, podchodząc do naszego stolika skocznym krokiem.
            Uśmiechnąłem się, gdy zamiast znacznie większej przestrzeni obok Uzumaki’ego postanowiła wepchnąć się na miejsce obok mnie. Naruto też się uśmiechnął, po czym szturchnął Kibę. Kopnąłem go pod stołem.
            Siedzieliśmy tak kilka godzin. Z całego towarzystwa, które mogłem tu spotkać, wcale nie trafiło mi się najgorzej. Podobno godzinę przed moim przybyciem Lee - solenizant, bądź co bądź - spróbował alkoholu i od razu zaczęło mu odbijać. Naruto aż wstał, by pokazać jego nieskoordynowane ruchy, a Kiba próbował naśladować jego upity głos, choć nie wychodziło mu to za dobrze, gdy co kilka sekund zanosił się śmiechem.
            Sakura podobno również poczuła się źle i zabrała Lee z baru, by go trochę uspokoić i sama poszła do domu. Hinata nie mogła przyjść, bo „jako przyszłej głowie klanu nie wypadało jej przesiadywać z niedołęgami w zatęchłej norze”. Naruto skrzywił się widocznie mówiąc to, a Neji westchnął ciężko.
            Grupa C miała misję, więc mieliśmy też zapewniony wieczór z dala od Ino, Chouji’ego i Shino. Nie to, że sprawiało mi to jakąkolwiek różnicę.
            Nieobecność Sai’a, natomiast, robiła. Pozytywną w dodatku.
            Poczułem na sobie spojrzenie Niko. Odwróciłem się lekko w jej stronę. Siedziała wyraźnie zrelaksowana, z głową wspartą na łokciu i nie odwróciła spojrzenia nawet, gdy ją przyłapałem. Jej wzrok na chwilę przeskoczył na moje usta, po czym wrócił na twarz Naruto. Blondyn opowiadał o głupocie shinobi z Kusa, z którymi ostatnio walczył. Na jej twarzy, której karmelowy odcień podkreślało przydymione, ciepłe światło pojedynczej lampy w rogu sali, pojawił się tajemniczy uśmiech.
            Zacisnąłem rękę na niemal pustej szklance.
            - A słyszeliście ten? – zaśmiał się Kiba, uderzając w stół. – Co zrobić, gdy ninja z Kusa rzuci w ciebie granatem? – Przy stoliku zapadła cisza, a Niko uśmiechnęła się szerzej, jeszcze zanim usłyszała drugą część dowcipu. – Wyjąć zawleczkę i go odrzucić!
            Naruto ryknął śmiechem, śmiały się też dziewczyny, za to ja i Neji tylko prychnęliśmy z niedowierzaniem, zwieszając głowy. Brunet, widząc moje bliźniacze zażenowanie, uniósł w moim kierunku swoją szklankę z awamori i kostkami lodu. Stuknąłem się z nim naczyniami, kończąc swojego drinka. By śmiać się z takich tekstów potrzebowałem w sobie więcej alkoholu. Znacznie więcej.
            - Ha, to mi się przypomniał jeden od Ero-sennina – zaczął Uzumaki, rozkładając się na skórzanej sofie.
            - Tylko go nie schrzań, jak ostatnio – parsknął Kiba, unosząc porozumiewawczo brew do Tenten, która zachichotała, przytakując mu. Była różowa na twarzy od alkoholu. I albo mi się zdawało, albo trzymała Hyuugę za rękę.
            - Urusse! – warknął blondyn, mrużąc oczy. Po chwili rozpogodził się, zwracając z powrotem w naszą stronę. – Inicjacja – zaczął, unosząc jeden palec. – Koleś z Kumo startuje w zawodach ninja, w którym nagrodą jest dziewica.
            - Naruto… - jęknęła Tenten, ale blondyn uciszył ją ręką.
            - Ćśś. Jest dobry, naprawdę – zapewnił. – Shinobi mają wspiąć się na najwyższą w Kaminari górę, przepłynąć najszersze morze, a na koniec są dwa domy…
            - Stary, to były namioty – przerwał mu Kiba, odklejając się od swojej szklanki. Na stole zaczynało być gęsto od pustych naczyń, które barman osobiście zbierał, mimo że to nie była jego praca. Posłałem mu czujne, wrogie spojrzenie, a on odesłał własne, oddalając się z pełną tacą.
            - Znasz go? – zdziwił się Uzumaki, po czym zaśmiał się donośnie. – Domy, namioty, wszystko jedno. Etto… nieważne. W jednym namiocie siedzi lew, któremu trzeba wyrwać ruszający się ząb. Kto to zrobi i przeżyje, idzie do drugiego namiotu, a tam jest ta dziewica, ‘ttebayo. – Posłał nam porozumiewawcze, podekscytowane spojrzenie, jakby wątpił, czy bez niego domyślimy się, co zwycięzca zrobi z dziewicą lub jaka jest natura żartu, skoro pochodzi on od Jirayi. – Większość zawodników odpadła przy górze lub morzu, a na mecie pojawia się jeden kark z Kumo. Wiecie - opalony, wielki, napakowany,  głupi jak but – wymienił, unosząc wysoko ramiona, by zaprezentować mięśnie podobne do ostatniego posłańca z Kraju Burzy, którego mijałem z nim na korytarzu w Kwaterze Hokage. – No i ten dureń wchodzi do namiotu, z którego zaraz słychać jego jęki i ryk lwa. I szamotaninę. Wszyscy się boją o tego ninja jak cholera, a nagle lew milknie. Z namiotu wychodzi ten kark z Kumo, cały i zdrowy – mówił Naruto, ledwo już powstrzymując śmiech. – I się ich pyta, ha ha ha, gdzie-… gdzie jest ta dziewica z ruszającym się zębem!
            Zasłoniłem oczy ręką. Niko, siedząca obok mnie, zaśmiała się głośno, razem z Tenten i Kibą, który podobno już słyszał ten doskonały żart. Naruto też się nie mógł powstrzymać, śmiał się tak, że omal nie spadł z kanapy.
            Niko wstała, odkasłując po śmiechu i zebrała od nas zamówienia. Wszyscy sięgali po coraz więcej mocnego alkoholu, jednak zachowywali się w miarę przytomnie.
            - Która to kolejka? – spytałem jej, pomagając jej zebrać puste szklanki na tacę.
            - Trzecia – odparła z uśmiechem, choć Inuzuka zamachał mi z kąta stołu pięcioma palcami mówiąc bezgłośnie „piąta”. Westchnąłem, patrząc, jak dziewczyna oddala się do baru, by poprosić o kolejne napoje i przekąski.
            Jej biodra zawsze bujały się tak na boki, czy robiła to specjalnie? Brązowe włosy rozlewały się na tle białej bluzki, gdy mówiła do barmana, pokazując ilości poszczególnych drinków palcami. Miałem wrażenie, że cały czas się uśmiecha, a jej radosny śmiech brzmiał mi w uszach mimo muzyki w tle.
            Warknąłem, gdy oberwałem w łydkę pod stołem.
            - Teme, takie gapienie się na Niko-chan jest zbyt oczywiste, nawet jak na ciebie – stwierdził Uzumaki, pochylając się lekko nad stołem ze zmrużonymi powiekami. Zacisnąłem zęby.
            -   Nie gapiłem się.
            - Stary, gdyby ona poczuła ciężar twojego spojrzenia, to byś złamał jej kręgosłup – zaśmiała się Tenten, a kąciki ust siedzącego między nami Hyuugi poszybowały do góry.
            Stary? Serio? Pijana Tenten powiedziała do mnie „stary”. Uniosłem brew.
- Od kiedy to jesteś taka wyszczekana? – spytałem, sprytnie zmieniając temat.
- Od kiedy zadaje się z klanem Inuzuka! – krzyknął Kiba, unosząc ręce do góry, a Tenten ryknęła pijackim śmiechem, wstając z kanapy, by przybić mu piątkę za kolejny wyśmienity żart.
            Wyszczekana. Bo psy. Klan Inuzuka.
            Powstrzymałem chęć, by uderzyć głową o stół.
            - Mamy alkohoool – zaśpiewała Niko, podchodząc z tacą. Wszyscy rzucili się na nowe drinki, a Tenten odeszła od stołu, by pójść do łazienki. Wokół zabrzmiały rozmowy. Z lekką irytacją stwierdziłem, że zgłośniły się dlatego, że pogłośniono też muzykę. Na parkiecie, na który od wejścia nie zwracałem najmniejszej uwagi, było coraz więcej ludzi. W ogóle jakoś ich przybyło w ostatnim czasie.
            Niko usiadła na powrót obok mnie, z zamyśloną miną kręcąc słomką w swoim drinku z plastrem cytryny w środku. Tym razem to ona wyczuła, że się na nią patrzę. Uniosła brew, wzięła łyk napoju, i już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale przerwano jej.
            Obok naszego stolika pojawiły się trzy dziewczyny. Dwie stały speszone za środkową, która oparła się zawadiacko o blat stołu i wyrzuciła biodro w bok, patrząc wprost na mnie. Z odwagą i wyższością.
            - Zatańczymy? – spytała dźwięcznym głosem. Niko zmrużyła oczy, ale nie drgnęła. Dwie dziewczyny z tyłu zabrały się za Naruto i Kibę, którzy bez długich próśb zostali wyciągnięci na parkiet. Dziewczyna stojąca przede mną czekała na taką samą odpowiedź.
            - Przykro mi – skłamałem, opierając się wygodniej na sofie z drinkiem w ręku. Kunoichi obok mnie podążyła wzrokiem za oddalającą się sylwetką nieznajomej i uśmiechnęła się do mnie z satysfakcją. Chyba złapała spojrzenie Hyuugi, bo wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się też do niego.
            Tenten wróciła i usiadła obok Neji’ego, wciskając się przez miejsca, które Naruto i Kiba zostawili wolne. Pogrążyli się w cichej rozmowie. Przez muzykę Neji musiał pochylać się bardzo blisko szatynki w kokach, ale chyba żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
            Westchnąłem, czując już wyraźnie, jak alkohol otępia mi zmysły. Pomieszczenie lekko się kołysało, choć to pewnie byłoby bardziej zauważalne, gdybym wstał. Było mi mimo wszystko dziwnie… dobrze. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zrelaksowałem się.
            Powoli zaczynałem rozumieć, czemu Niko niemal codziennie pochłaniała lampkę wina.
            Nawet nie myśląc o tym, co robię, a myśląc o niej, uniosłem wolną rękę i przejechałem nią po pomarszczonym materiale na jej plecach. Dziewczyna natychmiast odwróciła głowę w moją stronę, próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy mimo mojej grzywki. Jej plecy wygięły się pod moimi palcami.
            - Omal nie rozszarpałaś tamtej dziewczyny – zauważyłem z rozbawieniem, kątem oka obserwując, jak Naruto i Kiba doprowadzają dwie nieszczęśniczki do szału swoimi wygłupami na parkiecie. Z pewnością dziewczyny miały nadzieję na niezwykły łup – shinobich, silnych, męskich i bóg wie co jeszcze. Kiepsko trafiły.
            - Tak jak mówiłam, Uchiha, przeceniasz się. Poważnie się przeceniasz – westchnęła Niko. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszała moje myśli. Na szczęście mówiła o swojej słabo ukrywanej zazdrości.
            - Nastroszyłaś futro i prychałaś – mruknąłem, zaprzestając błądzenia ręką po jej plecach, na co jej ciało zareagowało widocznym opadnięciem. Jakby ktoś spuścił z niej powietrze. – Jakbym się zgodził, to pewnie byś ją zagryzła.
            - Za dużo wypiłeś, Uchiha. Albo jesteś pijany, albo szalony – odparła Niko, nie odwracając głowy, tylko uporczywie bawiąc się słomką i szklanką.
            - Czemu ciągle mówisz do mnie po nazwisku? – spytałem, zanim zdążyłem to przemyśleć. Mój głos brzmiał dziwnie.
            W sumie nie mówiła do mnie ciągle po nazwisku. Gdy całowaliśmy się przed wyjściem, ani razu nie powiedziała do mnie „Uchiha”. Zawsze, gdy sprawa była pilna, wyjątkowa… lub inaczej – gdy Niko traciła koncentrację, byłem „Sasuke”. W sprawach przyziemnych i codziennych mówiła „Uchiha”. Zupełnie, jakby od tego pierwszego rodzaju sytuacji chciała się oderwać.
            Czemu?
            - Nie wiem. Mógłbyś się odwdzięczyć tym samym, ale za bardzo nie masz jak.
            Przytaknąłem. W sumie prawda.
            Siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy. Ja piłem swojego drinka, a Niko swojego, patrząc gdzieś w dal. Gdy muzyka na parkiecie zmieniła się w powolną, nastrojową melodię, jej ramiona drgnęły.
            Obróciła się powoli w moją stronę, z nową determinacją w spojrzeniu.
            - Czy masz zamiar zapytać mnie o to, o co myślę, że chcesz mnie zapytać? – mruknąłem, marszcząc brwi. Niko uśmiechnęła się nieśmiało. – Nie.
            - To tylko taniec – zapewniła, wskazując na parkiet, który z kolorowego chaosu zamienił się w zgraję przyciśniętych do siebie par bujających się w rytm muzyki.
            - Ja nie tańczę – oświadczyłem, kończąc drinka i odstawiając pustą szklankę z hukiem na stół.
            - To niemalże nie-taniec – poprawiła się, krzyżując ręce na piersi. - Stoisz i kołyszesz się do melodii…
            - Nie – przerwałem jej. Wygięła usta w czymś, co pewnie uważała za uroczą minę. Nie działało to na mnie. Nic a nic.
            - Ładnie proszę.
            - Nie wystarczająco ładnie – westchnąłem. Niko się skrzywiła. – Kołyszesz i co? Wyglądasz jak kretyn.
            - I rozmawiasz – poprawiła mnie, pochylając się lekko. Znowu ten zapach. – Pamiętasz, jak to się robi, czy twoje usta mają nagle tylko jedną funkcję?
            Przez chwilę zamurowało mnie w odpowiedzi na jej ton. Naprawdę była zirytowana, bo chciała ze mną tańczyć. Do beznadziejnej muzyki w podrzędnym pubie. Nagle zupełnie zapominając o towarzystwie osób, które nie tylko na mnie polują, ale też bardzo chętnie poskarżą Radzie, że łamiemy jej regulamin.
            Widać nie tylko na mnie wpływał już alkohol.
            - Mają wiele ciekawych funkcji. Możesz się o tym przekonać, jeśli chcesz – uśmiechnąłem się wrednie. Niko zamrugała, po czym prychnęła, odsuwając się ode mnie, jakbym ją ugryzł. Na jej twarzy widać było jednak rozbawienie.
            - Jesteś szalony.
            - Jeszcze nie, ale prawie – poprawiłem ją, chwytając ją za ramię, by dalej nie uciekała. Dziewczyna przygryzła wargę, rzucając pospieszne spojrzenie drugiej parze rozmawiającej przy dużym stole. Nie zwracali na nas uwagi. – I to przez ciebie – mruknąłem nisko, a kunoichi otworzyła lekko usta. Przez moment patrzyliśmy się na siebie. Cały bar nagle ucichł w mojej głowie. Skupiłem się tylko na jej oczach i gładkiej skórze pod moimi palcami. Pochyliłem się lekko, a Niko uśmiechnęła się delikatnie, mrużąc oczy.
            - Oi, mam pomysł!
            Oderwaliśmy się od siebie jak wystrzeleni z procy. Co się ze mną działo? Omal jej nie pocałowałem, na środku sali, w biały dzień.
            No dobra, nie był biały. Nie był to też dzień. I to nie był środek, a kąt. Cholera, byłem pijany.
            Uniosłem zirytowany wzrok na blondyna stojącego przy naszym stoliku z zadowoloną miną.
            - Gramy w pokera. Załatwię karty.
            - Ja idę po sake – krzyknął Inuzuka, mijając Naruto. Był cały spocony po tańcu, ale wyraźnie zadowolony. Niko poderwała się z miejsca, by mu pomóc, ale shinobi zatrzymał ją niechlujnym gestem dłoni. – Ty siedź, Niko, ślicznie się tam rumienisz.
            Dziewczyna oklapła na swoje miejsce z wargami wygiętymi w grymasie. Tenten posłała jej z drugiego końca stolika pocieszający uśmiech. Gdy Naruto wrócił z kartami, a barman pomógł Kibie uprzątnąć stolik z papierów po przekąskach, rurek, serwetek i pustych szklanek, zaczęliśmy grać.
            Była to dobra alternatywa dla tańca, zwłaszcza, gdy ogrywało się Naruto. Zupełnie oprzytomniałem z mojej alkoholowej niedyspozycji, skupiając się na grze.
            Po kilku rundach zaczęliśmy grać na pieniądze, więc zupełnie zniknęły śmiechy i zrelaksowane rozmowy, a pojawiły się ponure spojrzenia znad kart i nerwowe popijanie alkoholu między turami.
            Nigdy nie narzekałem na to, że łatwo po mnie rozpoznać emocje. Na nadmiar emocji również. Podczas gdy po Naruto czy nawet Kibie doskonale było widać, czy mają dobrą rękę, mnie nie tak łatwo było rozszyfrować. W dodatku dobrze się składało i miałem niezłe karty z rozdania, więc wygrałem kilka partii.
            Małym problemem był Neji, po którym nie widać było absolutnie nic. Jednak brunet od początku nie miał ochoty na grę i szybko pasował, gdy nie widział sensu w licytowaniu słabych kart. Tenten odpadała równie szybko, narzekając na brak pieniędzy do marnowania i porządne upicie.
            Prawdziwym problemem była Niko. Siedziała blisko, rozpraszając mnie, i zdawała się nie odrywać swojego wzroku od mojej twarzy. Zwykle nie miałbym nic przeciwko takiemu zainteresowaniu z jej strony, ale teraz miałem wrażenie, że czyta mnie jak otwartą księgę. Niejednokrotnie wyczuwała, kiedy idę na żywioł i ryzykuję ze średnimi kartami i wygrywała, doprowadzając mnie do końca rozdania z tą swoją przeklętą intuicją.
            Noc była już raczej późna i większość osób wychodziła z baru, a my graliśmy dalej. Muzyka ucichła i tak samo rozmowy dookoła. Siedzieliśmy w szóstkę przy słabo oświetlonym stoliku, pijąc i grając w karty. Osoby, które odchodziły od gry wcześniej, rozmawiały ze sobą lub opowiadały nam zabawne historyjki. Gdy pasowała Tenten, prowadziła narrację sportową partii, komentując z przejęciem każde drgnięcie mojej brwi czy ruch palca Hyuugi.
            Po uwadze Kiby, że z pewnością była specjalistką od ruchów jego palców, przymknęła się na dwie kolejki.
            - Pięćset jenów – mruknąłem, otwierając portfel i rzucając monety na stół. Jedna potoczyła się ku krawędzi, ale sprawnie złapał ją Naruto. Jako pierwszy odpadł z partii, by pójść do łazienki.
            - Łał, hojność – westchnęła Niko, sięgając po kilka własnych monet. Nie musiała szperać w portmonetce, bo rundę temu wygrała kasę od Hyuugi i Kiby. – Chcesz mnie spłoszyć wysokimi stawkami? Aż takie kiepskie masz karty, że nie chcesz ryzykować, Uchiha? – uśmiechnęła się zawadiacko, stukając kartami o blat. Tenten zaczęła ustawiać pieniądze leżące na środku stołu w schludne stosiki.
            - Nie. Chcę dużo od ciebie wygrać – odparłem z ukrywaną irytacją. Nie mogłem pozwolić, by wygrała trzecią partię pod rząd. Karty miałem takie sobie, ale czułem, że jej szczęście też już się skończyło.
            - Pass. – Karty Kiby uderzyły o stół.
            - Ostatnia karta – zapowiedział Naruto, odkrywając asa pik. Spojrzał na nas wyczekująco.
            - Tysiąc jenów. – Dorzuciłem dwie monety, z zadowoleniem patrząc na Niko, która zmrużyła oczy. Nawet nie musiałem udawać, że mam dobre karty. Miałem kolor.
            Przez chwilę mierzyliśmy się skupionymi spojrzeniami. Po raz pierwszy od dawna nie było w nich zainteresowania i czułości, a czysta analiza zamiarów wroga. Szczęka Niko zacisnęła się kilka razy. Kunoichi postukała paznokciami w blat, uparcie patrząc w karty rozłożone na stole. Naruto z tego napięcia zaczął tasować talię, która nie była nam już potrzebna.
            - Tysiąc ode mnie. Nie wierzę gnojowi – warknęła, odliczając monety i rzucając je z brzękiem na stół. Tenten i Kiba wymieli spojrzenia.
            Odkryłem swoje karty, przykładając je tak, by widać było piątkę Pików. Niko uśmiechnęła się zwycięsko, odsuwając je niedbale i ułożyła zamiast nich swoje własne. Czwórka Asów.
            Zacisnąłem powieki, na ślepo sięgając po własną szklankę z sake i lodem, podczas gdy zielonooka bez słowa przygarnęła stos monet do siebie i zaczęła ustawiać go w równe piramidy.
            - Chyba jej się tak nie dasz, Sasuke – mruknął z nadzieją Neji, bezceremonialnie trzymając swoje ramię na oparciu sofy za głową Tenten. Dziewczyna w koczkach przetasowała karty, mimo alkoholu we krwi robiąc z nimi w międzyczasie sztuczki.
            - Oczywiście, że nie – prychnąłem, patrząc z lekkim rozbawieniem, jak Niko odlicza na palcach, ile kasy wygrała. Ustawiła stosiki w równe rzędy i odsunęła się, by podziwiać swoje dzieło z daleka. Pochyliłem się lekko w jej kierunku, pstrykając stos setek palcami.
            - Eeej!
            - Prosiłaś się o to – odparłem, obserwując, jak druga kunoichi z wprawą rozdaje karty dla całej szóstki. Spojrzałem na to, co dostałem do ręki i powstrzymałem grymas. Drugi wywalczył sobie jednak miejsce na mojej twarzy, gdy brązowooka pokazała pierwsze karty na stole. Spasowałem, decydując się poświęcić tę kolejkę na obserwowanie Niko. Może w ten sposób mogłem się czegoś dowiedzieć.
            - Co, nauczyć cię, jak grają mistrzowie? – spytała, z dumą wypinając pierś. Uśmiechnąłem się, zarzucając ramię na oparcie za jej plecami. Niko drgnęła, ale gdy szybko rozejrzała się po sali, która okazała się niemal pusta, uśmiechnęła się do mnie ciepło, ledwo zauważalnie przysuwając się bliżej. Dziewczyna pokazała mi ukradkowo swoje karty, a ja kiwnąłem głową, opierając się wygodnie i bez słowa oglądając grę.
            Niko nie miała zbyt dobrej ręki, ale szczerze mówiąc nic nie było tego po niej widać. Uśmiechała się, rzucała pieniądze z pewnością siebie, żartowała z siebie i innych, a co jakiś czas tylko udawała, że się zastanawia, by zbić innych z tropu.
            Przypomniało mi się to, jak sprawnie mnie wrobiła ostatnio na treningu, udając kontuzję i zacząłem się zastanawiać, jak dobra była w kłamaniu. Nie to, że miała cokolwiek do ukrycia przede mną, rzecz jasna, ale podobne odkrycia po takim szmacie czasu spędzonym razem były niezmiernie interesujące.
            Zachowanie kamiennej twarzy w sytuacji stresowej było dobrą cechą shinobi. Opanowanie i pewność siebie były pożądane przy wybieraniu jouninów, jeśli dobrze rozumiałem Kakashi’ego. Niko można było wiele zarzucić, ale w tym momencie byłem pod sporym wrażeniem.
            Tak dużym, że moja lewa ręka znalazła pod stołem jej kolano.
            Dziewczyna drgnęła wyczuwalnie, ale nic nie powiedziała. Naprawdę przejmowała się tym, co ludzie zobaczą, pomyślą i powiedzą. Nie wstydziła się mnie, raczej siebie. Nigdy nie spędzała czasu z taką ilością ludzi i pewnie zupełnie nie miała pojęcia, jak się zachować.
            Lub nie była pewna, czemu to robię.
            Gdy w grze została ona, Kiba i Neji, sprawa była jasna. Moje palce przesuwały się delikatnie po jej udzie, zataczając małe kręgi i czasami zapuszczając się na jedną lub drugą stronę. Niko widocznie ucichła, jej wzrok był wbity w stół zamiast w twarze przeciwników. Przy każdym odważniejszym ruchu mojej ręki, nabierała powietrza przez nos.
            - Niko. Niko?
            - Hm? Tak? – Kunoichi podniosła głowę, a ja ledwo powstrzymałem uśmiech triumfu. Nagle zrobiła się beznadziejna.
            - Osiemset jenów. Wchodzisz? – spytała Tenten, podobnie jak reszta, zupełnie nie mająca pojęcia, co jest grane.
            - Ee… tak. Tak, oczywiście. He He.
            Miałem ochotę uderzyć się dłonią w twarz, taka była żałosna. To by jednak oznaczało zabranie ręki z jej nogi, a na to zdecydowanie za dobrze się bawiłem. Niko wyłączyła się zupełnie, skupiając się na moim dotyku. Jej wzrok był nieobecny, a gdy otwierała usta, by coś powiedzieć, szybko je zamykała.
            Naruto kopnął mnie pod stołem, posyłając mi porozumiewawczy uśmiech i machając na mnie palcem jak na niegrzeczne dziecko. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, unosząc brew i niemo pytając, czy w czymś mu moja zabawa przeszkadza. Blondyn pokręcił z rozbawieniem głową i pochylił się nad Kibą, szepcząc mu coś na ucho, po czym usadowił się wygodnie na sofie, wbijając wzrok w twarz Niko, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi.
            - Pass. – Neji rzucił karty na stół, co wywołało u Tenten pomruk niezadowolenia. – Nie będę udawał, mam dziś zły dzień. – Przeciągnął się, rzucając okiem na zegar na końcu sali. – Będę powoli się zbierał.
            - Nie Neji, no weź. Jeszcze kilka kolejek – poprosiła go brązowooka dziewczyna, przytulając się do jego ramienia z błagalnym wzrokiem. Brunet westchnął, przystając na ten pomysł.
            - Tysiąc dwieście. – Kiba musiał pożyczyć trochę pieniędzy od Naruto, ale mimo to rzucił pewnie monety na stół, posyłając zdenerwowanej dziewczynie szeroki, nieco zwierzęcy uśmiech. – Co ty na to, kocie?
            Był pijany. Na pewno. Ale nawet w takim stanie miał przewagę.
            Zwłaszcza, gdy moje palce znalazły rozprucie w jeansach Niko i zaczęły gładzić jej nagą skórę nad kolanem samymi opuszkami palców i paznokciami.
            Niko zwilżyła usta, patrząc uporczywie w karty. Przygryzła nerwowo palec, a jej udo zaczęło delikatnie drżeć. Po chwili wzięła głęboki oddech i chwyciła swoją szklankę, wypijając jej zawartość w kilku większych łykach.
            Odstawiła naczynie z lekkim stuknięciem i spojrzała na mnie z irytacją. Po raz pierwszy odkąd moja ręka zawędrowała pod stół.
            - Pass.
            Kiba ryknął śmiechem, pokazując swoje karty. Nie miał nic. Absolutnie. Jego najwyższą kartą była dziewiątka, co przy dwóch Parach Niko na niewiele by się zdało. Jednak kunoichi nie była w stanie ryzykować takich pieniędzy, gdy nie potrafiła sklecić po ludzku jednego zdania.
            Uśmiechnąłem się, zdejmując rękę z jej uda i chwytając szklankę, która nagle wydawała mi się bardzo interesująca. Niko aż wrzała, co zaznaczyła uderzeniem ręką o stół.
            Wstała bez słowa, kierując swoje kroki do łazienki. Kiba zgarnął pieniądze ze stołu i wzniósł toast za zwinne palce shinobi, które pozwoliły mu wygrać z zarozumiałymi kociarami. Podniosłem własną szklankę, przyjmując podziękowania za zapewnienie wszystkim przy stole wspaniałej rozrywki.
            - Uśmiechasz się, Uchiha – zauważył Neji, zachowując kamienną twarz mimo dziewczyny wiszącej mu na ramieniu z zaspanym spojrzeniem.
            - Zdarza się. W czymś problem?          
- Martwimy się, że pęknie ci twarz od takich nienaturalnych min – westchnął Uzumaki.
            Gdy Niko wróciła, usiadła naprzeciwko mnie, czyli obok niego. Blondyn uśmiechnął się szeroko na tę zmianę i chciał spapugować moją poprzednią pozę – z ramieniem zawieszonym nad Niko – ale mój wzrok spod zaciśniętych brwi pomógł mu przemyśleć ten pomysł.
            Z zadowoleniem stwierdziłem, że mam genialne karty. Bezceremonialnie podbijałem stawkę w każdej kolejce, by na koniec wieczoru wyjść z baru z twarzą. Reszta shinobi, już mocno wstawiona, grała dla samej gry, posłusznie dorzucając pieniądze i zapewne sądząc, że moja pewność siebie i dobry humor spowodowane są naburmuszeniem Niko.
            W tej partii zostałem ja, Naruto i Tenten. Niko odkryła ostatnią kartę, która mój pewny Kolor zamieniła w Strita. Podbiłem stawkę o dwa tysiące jenów, opierając się nonszalancko w sofie. Tenten przeklęła, rzucając karty na stół i przytuliła się do Neji’ego, mamrocząc coś o okrutnych Uchihach.
            Uzumaki parzył na mnie przez minutę w dużym – jak na niego – skupieniu, udając, że myśli. Zerknął na stos monet przed swoim nosem, przeliczył je, zapewne tłumacząc je na ilość Ramenu, jaką może za nie kupić i przerzucając kilka z nich w ręce. Zacisnął wargi i zmrużył oczy.
            Decyzja podjęta.
            - Dwa tysiące, teme. Zobaczmy, co tam masz – mruknął poważnym głosem, rzucając swoje karty, odkryte, na stół. Full. Nieźle. Ale ja miałem lepsze karty, i o ile nie pomyliłem się w obliczeniach, to była to najwyższa stawka do tej pory do wygrania.
            Rzuciłem mojego Waleta i Damę na stół, uśmiechając się z satysfakcją. Już wyciągałem rękę po swoje pieniądze, gdy Naruto ryknął.
            - Yatta! Osz w mordę, ale super. Haha, ale z ciebie cienias!
            Zmarszczyłem brwi, patrząc na stół. Zamrugałam. Zamiast mojego Waleta i Damy była Szóstka i Dwójka. Przez chwilę nie rozumiałem, co się stało.
            Do momentu, gdy Niko zachichotała, nie zdążając zasłonić ust ręką.
            Genjutsu.
            Rzuciła na mnie iluzję, gdy odeszła od stołu. Byłem zbyt wstawiony, by zauważyć lekkie zachwianie w swojej chakrze, poza tym by zmienić wygląd tylko dwóch małych przedmiotów nie potrzebowała zbyt wiele energii.
            Zebrałem karty i zacząłem je tasować, patrząc na nią ponuro. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, włączyłem Sharingana, by wiedziała, że żarty się skończyły. Mogła próbować tej samej sztuczki drugi i trzeci raz. Teraz już się ich spodziewałem, więc nie był to dobry pomysł.
            Dziewczyna odchrząknęła, prostując plecy i odbiegając wzrokiem od mojej twarzy. Udawanie niewinnej kiepsko jej szło.
            Rozdałem karty, całkowicie skupiając się na grze.
            Kącik ust Tenten drgnął. Zawsze tak robiła, gdy podczas treningów nie trafiła w cel. Oznaczało to skuchę. Miała złe karty.
            Źrenice Inuzuki poszerzyły się, jak zawsze, gdy był podekscytowany. Naruto rzucił pierwsze pieniądze na stół stanowczo za szybko jak na złą rękę, nie miał zbyt wielkich sum do dyspozycji. Niko dołączyła, i ja też.
            Kątem oka widziałem, jak jej spojrzenie przeskakuje po przeciwnikach. Dla Hyuugi było to średnie rozdanie. Jego spojrzenie ruszyło pewnie od kart leżących na stole do Tych w jego ręce, jakby zastanawiał się nad prawdopodobnymi wynikami rozgrywki.
            Gdy wszyscy rzucili na środek pieniądze, odsłoniłem trzecią kartę, szybko patrząc na twarze przeciwników.
            Poczułem, jak Sharingan pochłania odrobinę więcej energii. Palec Naruto drgnął w odruchu, chciał coś zrobić – znowu podnieść stawkę? – ale się zawahał. Gdy skupiłem się dostatecznie mocno, mogłem zobaczyć małą kroplę potu na jego czole, a w jego oczach odbijającą się…
            …parę Siódemek.
            Uśmiechnąłem się do siebie w duchu, przeskakując spojrzeniem po reszcie siedzących przy stole. Niko miała Ósemkę i Waleta, Tenten Asa i Króla, Kiba Waleta i Trójkę. Hyuuga siedział w najgorzej oświetlonym punkcie stołu i w dodatku dość blisko mnie, więc pod żadnym kątem nie mogłem spojrzeć mu w oczy.
            Nie przeszkodziło mi to wygrać trzech partii pod rząd.
            Widziałem irytację w oczach Niko. Zastukała palcami w stół, dopijając drinka i mrużąc oczy. Była zafascynowana moim nagłym szczęściem i zainteresowana. Nie miałem zamiaru zdradzać swojego sekretu. Nie póki reszta shinobi miała przy sobie choć garść miedziaków.
            - Ostatnie rozdanie – zapowiedział Neji, tasując karty ze znacznie mniejszą wprawą, niż jego dziewczyna. Pomysł, że hazard i rozrywka były mu równie obce, jak mi, wcale nie był taki dziwny. – I koniec z piciem, nie będę was roznosił do waszych domów jak dzieci.
            - To był tylko raz – jęknął Naruto, a jego ramiona widocznie opadły. Z grymasem na twarzy zaczął przesuwać po stole resztki monet, których jeszcze od niego nie wygrałem.
            Jeszcze jedna wygrana i mogłem iść do domu.
            Nie miałem najszczęśliwszych kart i pech chciał, że Hyuuga siedzący obok mnie nie odchodził z gry, a z portfela wydostał zapasowe pieniądze. Mimo że zacząłem rzucać na stół coraz większe sumy, on, Kiba i Niko nie odchodzili z gry. Nie wiedziałem, czy bardziej zależy im na wygranej, czy poznaniu mojego sekretu. W sumie to była ostatnia kolejka, więc nie przejmowali się zostawieniem dużych sum na kolejne, a na dobrej zabawie.
 Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, a ja szybko zerkałem w oczy każdego z nich. Sharingan pozostał niemal niewidoczny przy braku światła i czarnych włosach opadających mi na oczy. Niko jako jedyna wiedziała, co potrafią, a i tak sądziła, że wykorzystuję swoje kekkei genkai jedynie do powstrzymania jej genjutsu.
- Tysiąc – podbiła stawkę, uśmiechając się do mnie tajemniczo. Uniosłem brew, dorzucając coś od siebie. Kiba i Neji poszli moim śladem. Odkryłem kolejną kartę.
Znałem rękę wszystkich poza Hyuugą. Jeśli tylko udałoby mi się wyeliminować Inuzukę z gry, wygraną miałem w kieszeni. Niko, póki co, miała gorsze karty.
            - Trzy – podbiłem stawkę. Inuzuka rzucił kartami, wciskając ręce w swoje przekrwione oczy.
            - Kurrr…
            Hyuuga oparł się wygodniej w kanapie, rozważając taką propozycję. Przewrócił monetę w ręce, ale jego karty leżały na stole, zakryte.
            Mimo to odruchowo spojrzałem w jego kierunku. Białe oczy spotkały Sharingan, a brunet zmarszczył brwi, prostując się.
            - Wchodzę. – Oświadczył suchym, pewnym siebie tonem. Nagle dookoła czuć było napięcie. Niko przygryzła wargę, patrząc na nas. Tenten ziewnęła, kładąc brodę na stole. Zabrała ze sobą trochę pieniędzy i to jej chyba wystarczyło.
            Niko rzuciła swoje pieniądze, klnąc pod nosem.
            Miałem ich już w garści.
            Odkryłem ostatnią kartę.
            - Czekam – stwierdziłem, rozglądając się po moich przeciwnikach.
            - Pięć tysięcy – mruknął od niechcenia Neji, dokładając znikąd dwa banknoty. Niko zamrugała i od razu, jak oparzona, odłożyła swoje karty na stół. Po chwili jednak na jej twarzy pojawił się uśmieszek. Spojrzała na mnie.
            - Pomścisz mnie, prawda? – Przechyliła głowę w bok. Jej powieki widocznie jej ciążyły, a jej usta nadal błyszczały od ostatniego łyka alkoholu. To spojrzenie spowodowało u mnie delikatny dreszcz, który bez zapowiedzi przebiegł mi po kręgosłupie.
            Karta nie bardzo mi pasowała. Ale to nie miało znaczenia. Miałem Strita i jakie było prawdopodobieństwo, że Neji ma nagle coś lepszego?
            Rzuciłem swoje pieniądze na stół.
            - Jesteś tego pewien? – spytałem, unosząc brew. Brunet, zupełnie spokojny, przytaknął. Podniósł swoje karty ze stołu, ukazując nam Fulla. Warknąłem, przymykając oczy. Doszedł mnie tylko dźwięk śmiechu Naruto i pieniędzy przesuwających się mozolnie po stole. Bez słowa zebrałem wszystkie karty z blatu, wkładając je do zniszczonego częstym użytkowaniem pudełka.
            - Nawet oszukując wiele nie wskórałeś, Uchiha – westchnęła Niko dramatycznie, przeliczając monety, które jej zostały. Wstała z krzesła, a reszta shinobi przeciągając się i ziewając ruszyła się ze swoich miejsc, odkładając pieniądze, które musieli zostawić barmanowi.
            - Hipokrytka – westchnąłem, wstając i robiąc miejsce wychodzącemu Neji’iemu. Tenten uśmiechnęła się do nas sennie.
            - O mało byś nas nie ograł, na szczęście w porę cię wykryłem – zauważył cicho Hyuuga, kierując się z nami do baru, gdzie zostawiliśmy zapłatę za masę drinków. Uniosłem brew, nie do końca rozumiejąc. Jak mnie wykrył? I kiedy? Chyba niedawno, skoro nie wygrałem tylko ostatniej partii. Fakt, że Niko uśmiechała się do niego, zakładając kurkę, nie pomagał. – Chociaż trzeba było grać z tą Dziewiątką i Królem, ciekawe, co by z tego wyszło…
            Para shinobi minęła nas w drodze do wyjścia. Za naszymi plecami Naruto licytował się głośno z Kibą, kto niby więcej wypił.
            Zmarszczyłem brwi. Gdy Neji rzucił swoje karty na stół, wiadomo już było, że przegrałem. Nikomu nie pokazałem, co miałem w ręce i zebrałem karty do pudełka.
            Skąd wiedział, czym grałem?
            Odwróciłem się raptownie w jego kierunku, idealnie w momencie, gdy brunet w kucyku otwierał idącej z nim kunoichi ciężkie drzwi. Uśmiechnął się do mnie zaczepnie, a jego perłowo białe oczy na ułamek sekundy otoczone zostały odbijającymi się na jego bladej skórze żyłami. Westchnął ciężko, przepuszczając szatynkę w drzwiach i znikając w ciemności uliczki bez słowa.
            Pieprzony Byakugan.
            - Właśnie, do zobaczenia! – krzyknęła kunoichi do nadal dyskutujących żywo chłopaków. Przystanęła koło mnie, patrząc cierpliwie, jak zarzucam kurtkę na ramiona i zasuwam suwak. Gdy byłem gotowy, wzięła mnie pod rękę i pozwoliła wyprowadzić się z dusznej sali.
            

Obserwatorzy