Opadłem na matę,
lekko wzdychając. Kunoichi poszła moim śladem, usadawiając się obok mnie i uśmiechając się uroczo. Jej włosy
rozlały się dookoła jej głowy, lśniąc w świetle wiszącej u sufitu namiotu
lampy. Hn, ależ stałem się romantyczny.
-
Omae... ha ha... ty naprawdę lubisz się całować – zaśmiała się, patrząc w moją
stronę z błyskiem w oku. Po chwili obróciła się na bok, zbliżając swoją twarz
do mojego ramienia i przymykając oczy. Wyglądała na zadowoloną.
Jej
słowa jednak przywołały mi na myśl nie tylko te ostatnie pocałunki, których
doświadczyłem, ale także... inne, mniej przyjemne i godne zapamiętania. Na
przykład takie nieplanowane, w Akademii.
-
Z tobą... owszem – odparłem, unosząc
rękę, by przeczesać jej włosy. W ciągu kilku minut spędzonych razem w namiocie
bez zakazu dotykania nauczyłem się, że Niko kochała głaskanie i drapanie za
uchem. Przystąpiłem do wywołującego mruczenie dzieła, gdy dziewczyna posłała mi
zdziwiony, niepewny wzrok. – Nanda?
-
Nic takiego... – westchnęła, zamyślając się i nie reagując na moje pieszczoty
tak intensywnie, jak dotychczas. Zmarszczyłem brwi, czując nagle dziwny
niepokój. – Po prostu aż trudno mi uwierzyć... no wiesz, my... no... – Zarumieniła
się. – Długo o tym nie myślałam i sądziłam, że tego nie potrzebuję... aż tu
nagle mam za sobą pierwszy pocałunek
z Sasuke Uchihą.
-
Hn? – Uniosłem brew. – Raz pocałowałem cię w dłoń. Po misji.
-
To się nie liczy. Mówię o całowaniu w usta.
Czyli
wątpliwe całowanie w postaci wysysania jadu z jej kostki też się nie liczyło. Więc
w takim razie….
-
Ty mnie pierwsza pocałowałaś – zauważyłem.
-
Hę? – Kunoichi otworzyła oczy i podniosła się na przedramionach. – Niby kiedy?!
-
W Yutatoshi.
Oczy
dziewczyny zrobiły się ogromne.
-
Pod wodą.
Dziewczyna
wydała z siebie westchnienie ulgi i jednocześnie klepnęła się w czoło.
-
To też się nie liczy! Ratowałam ci wtedy życie – warknęła.
-
No ale w ten a nie inny sposób – droczyłem się dalej. Jej brwi spotkały się na
środku czoła w konsternacji i niedowierzaniu. – I nie wydawało się, jakby
sprawiało ci to jakiś wielki problem czy cię odrzucało. – Uśmiechnąłem się na
samo wspomnienie.
-
Eeeh?! Ja tylko wydychałam powietrze być miał czym oddychać, to ty mnie
złapałeś i przyciągnąłeś do siebie, jakbyś mnie całował! – Zamachała rękami.
-
Tak?
-
T-Tak!
-
O tak? – zapytałem, obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie, przez co
wylądowała na wpół leżąc na mnie. Niewiele myśląc dziewczyna usadowiła się
wygodniej i z uśmiechem zbliżyła swoje usta do moich, lekko drżąc. Przymknąłem
oczy, gdy nagle usłyszałem rozpinanie rzepów u wejścia do namiotu.
Niko
podskoczyła jak wystrzelona ze sprężyny i wylądowała na drugim końcu
rozwalonego śpiwora, próbując udawać grzeczną. Ja zostałem w swojej pozycji,
wspierając się tylko na przedramieniu i przeczesując rozwichrzone włosy
palcami. Przysiągłem sobie, że jeśli powód tej wizyty uznam za niedostatecznie
ważny, by nam przerywać, to na miejscu zabiję intruza.
-
Przyniosłem herbatę. – W szałasie pojawił się nikt inny jak Keina, rzeczywiście
trzymając w rękach dwa spore naczynia z uchwytami podobnymi do tych przy
filiżankach.
Chłopak
spojrzał na nas, na szczęście wydając się zupełnie nieświadom tego, co
przerwał. Niko była w pełni ubrana, a głęboką purpurę na jej twarzy łatwo było
wytłumaczyć chorobą. Postanowiłem go nie zabijać. Po pierwsze dlatego, że moja
dziewczyna nienawidziła, gdy marnowano herbatę. Po drugie, być może wódz
zmądrzał i był tu, by ją przeprosić. Po trzecie – nie chciało mi się.
Moja
dziewczyna. Jak to zabawnie brzmiało.
-
Arigato – mruknęła, podnosząc się lekko i przyjmując filiżankę. Podążyłem jej
śladem, kątem oka obserwując, jak wdycha zapach świeżo zaparzonej herbaty i
specjalnie trzyma czarkę tak, by ta ogrzewała jej drobne dłonie. – Kami-sama...
tego mi było trzeba – westchnęła, biorąc pierwszego łyka.
Keina
również obserwował tę scenę, w dodatku bez jakiejkolwiek emocji na twarzy. Odstawił
drewnianą tacę, na której przyniósł napoje, na bok. Gdy szatynka uniosła wzrok,
zastanawiając się pewnie, co wódz tu nadal robi, chłopak upadł na kolana,
przyciskając dłonie i czoło do rozłożonego koca i kłaniając się jej.
-
Wybacz mi proszę moje wcześniejsze zachowanie, Niko-sama – powiedział głośno i
wyraźnie, bez jakiegokolwiek zawahania w głosie. Zielonooka spojrzała na niego
jak na najdziwniejsze zjawisko na ziemi, po czym przeniosła swój
zdezorientowany wzrok na mnie. Prawdopodobnie liczyła na jakieś wsparcie. Wzruszyłem
tylko ramionami, zabierając się za własną porcję herbaty. – Rada Plemienia oraz
twój towarzysz uświadomili mi mój błąd. Twój niezwykły dar oraz odwaga godna
największych wojowników zasługują na uznanie i podziw. Dlatego też dziękuję ci
za uratowanie mojego życia i proszę cię, Niko-sama, o zajęcie honorowego
miejsca w Radzie Plemienia.
Niko
parsknęła, omal nie dławiąc się herbatą. Zastanawiałem się, ile litrów musiała
jej wypić w ciągu swojego życia, skoro teraz była niemal w pełni przystosowana
do picia wrzątku.
-
J-ja? Demo... – Zamilkła, zupełnie zagubiona. Była doprawdy urocza.
Postanowiłem się nie wtrącać w tę całą sprawę i dać jej odrobinę swobody. W
końcu i tak wyszło na moje i Keina ją przeprosił. Naprawdę nie musiała mi
dziękować.
-
Nie śmiemy wymagać od ciebie żadnych poświęceń ani obowiązków. Zapraszamy cię
do legendarnej i rzadkiej ceremonii
pasowania na członkinię plemienia Himanako, podczas której przedstawimy cię
naszym bogom, Niko-sama – wyrecytował Keina, nadal nie podnosząc głowy znad
ziemi.
Dziewczyna
westchnęła, najwyraźniej niepocieszona takim rozwojem wypadków. Wciąż w dodatku
nie mogła się nadziwić pozycji Keiny przy rozmowie. Bądź co bądź był wodzem, a
ona tylko shinobi, gościem. Ludzie tak nie zachowywali się nawet w stosunku do tego
dupka, Yahiro.
Mi
etykieta oraz tradycje wyższych klanów nie były obce. Pamiętałem ze swojego
dzieciństwa wiele takich scen. Nie znaczyło to jednak, że nadal się tym
zajmowałem. Polityka była żałosnym zajęciem.
Himanako
nagle urosło w moich oczach do bardzo honorowego i całkiem rozsądnego
plemienia.
-
Wstań, onegai – jęknęła szatynka, odstawiając pusty kubek zaraz obok koca.
Keina podniósł głowę, a jego srebrne, spokojne oczy zalśniły w przytłumionym
świetle lampy. – I rozmawiaj ze mną normalnie.
Twoje zachowanie mnie krępuje. – Wódz wstał
do klęku, prostując plecy i czekając jak posłuszny pies na jej kolejne
słowa. – Kiedy macie zamiar przeprowadzić tę... eee... ceremonię? – zapytała z
lekką chrypką.
-
Jutro z samego rana – odparł Keina, zachowując się, jakby chciał już odejść.
-
Dobrze, przyjdziemy. Możesz już iść. – Wskazała wejście do namiotu. Wódz wstał
i rzeczywiście bez żadnych dyskusji opuścił nasz szałas.
Po
chwili niestosownej ciszy Niko westchnęła i zaczęła przeczesywać swoje długie,
brązowe włosy palcami. Były jednak tak poplątane, że palce utknęły jej przed samymi
końcówkami.
-
Powinnam je ściąć – mruknęła, na siłę je rozczesując. Nie wiedziałem, czy mówiła
do mnie, czy do siebie. – Są zniszczone i tylko mi przeszkadzają.
-
Możesz je upiąć, ale nie ścinaj – wtrąciłem się, dopijając własną herbatę. Niko
podniosła na mnie zaciekawiony wzrok.
-
Naze? Lubisz długie włosy? –
Uśmiechnęła się, jakby było to coś nienormalnego. Po chwilowym zastanowieniu
kiwnąłem głową. – Słyszałam, jak Ino i Sakura o tym rozmawiały, ale nie
sądziłam, że to prawda – przyznała, zarzucając sobie je wszystkie na jedno
ramię i dalej je rozczesując. Patrzyłem na jej pracujące palce jak
zahipnotyzowany. Po chwili ocknąłem się i usiadłem ze skrzyżowanymi nogami. –
To dziwne, że masz takie upodobania. To takie... zwykłe. Rozumiem, że włosy są
ozdobą kobiety i tak dalej, ale myślałam, że...
-
Moja matka miała długie i ciemne włosy – powiedziałem szybko.
Dziewczyna
spojrzała na mnie dziwnie. W jej zielonych oczach przemknęło współczucie, a
zaraz potem radość. Podeszła do mnie na czworakach i położyła mi głowę na
udzie, po chwili obracając się na plecy, by móc na mnie patrzeć.
Przewróciłem
oczami. Wygłupiała się, udając kota. I ciągle się uśmiechała.
-
Nanda? – Zmarszczyłem brwi.
-
Nic. Po prostu przestałeś być w końcu taki sztywny. I, co gorsza, zacząłeś być
nawet... miły. – Uderzyła mnie w brodę ręką zwiniętą jak kocia łapa. - I
szczery – dodała.
-
I... co w związku z tym?
Jej
oczy przybrały poważnego wyrazu. Nie wyglądało to obiecująco.
-
Zagrajmy w pytania – poprosiła.
-
Teraz? Doshite? – Zdziwiłem się. Sądziłem, że skoro jesteśmy parą, to możemy
rozmawiać ze sobą o wszystkim bez
takich zabaw. Widać dla kunoichi było to zbyt trudne. – Nie powinnaś iść spać?
-
Spałam cały dzień. I długo to nie potrwa – obiecała, nie zmieniając swojej
pozycji, która swoją drogą była całkiem urocza. Mój wzrok powędrował na jej lewe
ramię, gdzie jeszcze dzień temu wgapiałem się na wyraźny, czarny tatuaż. Może
ten pomysł wcale nie był taki zły.
-
Nie możesz po prostu zapytać, o co ci chodzi? – zapytałem mimo to, kładąc rękę
na jej włosach. Od kilku minut coś z nią było nie tak, nie wiedziałem jednak,
co takiego.
-
Mogę. Nie chcę cię jednak bombardować pytaniami znikąd i bez sensu, gdy...
no... dopiero od godziny mam pewność, że odpowiesz i mnie nie zabijesz. –
Uśmiechnęła się ponownie, tym razem bardziej zadziornie. – Ty nie masz spraw, o
które chciałbyś mnie zapytać? Teraz, gdy jesteśmy... no, w naszej sytuacji,
niektóre rzeczy warto o sobie wiedzieć.
-
Brzmisz jak specjalistka. – Posłałem jej swój drobny uśmiech, bawiąc się jej
brązowymi kosmykami. Dziewczyna uniosła brwi i odwróciła trochę wzrok,
rumieniąc się.
-
Czytałam wiele książek o r-r-romansach... i d-doszłam do wniosku, że przyczyną
większości kłótni tych ludzi, również shinobi, jest brak szczerości i swobody w
komunikacji. Chciałabym tego uniknąć w naszym przypadku, za wiele przeżyłam
próbując się do ciebie zbliżyć, bym teraz miała się z tobą pokłócić o jakieś
głupstwo – oświadczyła stanowczo, uważnie wpatrując się w jakiś nieokreślony
punkt na ścianie szałasu.
-
Ty zbliżyć do mnie? – prychnąłem. – Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy byłaś
oschła i wredna. Wszystko, co mówiłem, robiłaś na opak, a przy każdej okazji
próbowałaś mnie zabić. Zupełnie nie wiadomo było, o co ci chodzi!
-
A jak miałam się zachowywać? – Kunoichi zmarszczyła brwi. – Wrzucono mnie na
niepewny grunt, od razu podkreślając, że będę w drużynie z kimś, komu nie
dorastam do pięt. Miałeś tyle tajemnic i dziwnych zasad, że trudno było się do
ciebie choćby odezwać. W dodatku posiadałeś i nadal posiadasz dar sprowadzania
na mnie nieszczęść. Nigdy nie szło mi na misjach tak źle, jak z tobą. –
Naburmuszyła się.
-
Co najmniej dwa razy uratowałaś mi życie, a teraz jesteś bohaterką całego
plemienia – zauważyłem, schylając głowę ku niej. – Może i byłem dupkiem, ale
chyba nie oczekujesz ode mnie wyjaśnień z powodu ratowania cię, gdy miałaś
kłopoty. – Zbliżyłem się najbardziej, jak mogłem, i nie musiałem długo czekać,
zanim Niko podniosła lekko głowę, by mnie delikatnie pocałować.
-
No w sumie. Na ile pytań gramy? – zmieniła temat. - I pamiętaj o zasadach.
Odpowiedź w jednym zdaniu. – Podniosła palec.
Policzyłem
w myślach wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy.
-
Trzy.
-
Zaczynałam ostatnim razem. Więc najpierw ty. – Kunoichi przeciągnęła się jak
kot, ani myśląc o zmianie pozycji. Wziąłem głęboki wdech.
-
Jak długo jesteś w ANBU?
Oczy
dziewczyny rozszerzyły się. Momentalnie spojrzała na swoje, zakryte tym razem,
ramię. Mimo to w jej wzroku widać było, jak kalkuluje, kiedy mogłem go
zobaczyć. To było chyba oczywiste, że go zauważyłem, leżąc z nią w samej
bieliźnie. Widocznie zupełnie o nim wtedy zapomniała. W jej spojrzeniu
dostrzegłem teraz zagubienie, zdziwienie i dezorientację. Wyglądała jak
zdemaskowana, obnażona, mała dziewczynka.
-
Od kilku tygodni – przeszło jej w końcu przez gardło.
-
Czemu mi nie powiedziałaś? – Mimo, że próbowałem ukryć w swoim głosie troskę,
nie udało się. Niko i bez tajnych misji miała sporo na głowie, a te w ANBU nie
dość, że były niebezpieczne, to jeszcze przeprowadzane w tajemnicy przede mną.
Jak miała być w pełni sił na treningach i zadaniach od Hokage, skoro wymykała
mi się spod nosa, a ja w tym czasie nie mogłem jej chronić?
-
To już drugie pytanie – westchnęła dziewczyna, wstając ze mnie i siadając obok.
Zagarnęła włosy za ucho i spojrzała na mnie smutno. – Poza tym to chyba
oczywiste.
Tajemnica
przynależności. Zasada miała niby bronić członków i ich rodziny, ale przecież
Niko jej nie miała. Co jej groziło?
Przygryzłem
wargę. Miałem dość czasu, by oswoić się z myślą, że Niko jest w ANBU, a mimo to
do ostatniej chwili łudziłem się, że to nieprawda. Nie było w tym nic złego,
wręcz powinienem być z niej dumny, czyż nie? Mimo wszystko nienawidziłem, gdy
coś ważnego działo się za moimi plecami. Znowu byłem niedoinformowany. Znów
ktoś bliski miał przede mną tajemnice. Tak jak Itachi.
-
Z kim... się wcześniej całowałeś?
Zamrugałem,
nie dowierzając własnym uszom. O to chciała zapytać? To było tak dla niej
ważne? Moje zdziwienie i rozbawienie zniknęło, gdy zobaczyłem jej minę. Niko była
smutna, wściekła i zawiedziona. Wyglądała, jakby dostała pięścią w brzuch, mimo
że jeszcze nic nie odpowiedziałem.
-
To... nie tak, jak myślisz – zapewniłem, wyciągając po nią rękę. Kunoichi
odsunęła się, mierząc mnie wrogim wzrokiem.
-
Zasady to zasady. Odpowiedz – mruknęła, unosząc wyzywająco brew.
-
To nieważne. Nie ma sensu, bym...
-
Od-powiedz.
Jej
mina robiła się coraz bardziej skupiona. Ją naprawdę to bolało? A czy ja
interesowałem się, z kim ona się całowała?
No
w sumie tak, na przykład w Yutatoshi... ale to była zupełnie inna sytuacja!
Ten
przeklęty Naruto...
-
Uspokój się. To głupi przypadek, dawno temu...
Otoczenie
wypełniło się ciepłą chakrą. W moich oczach instynktownie rozbłysnął Sharingan.
Niko na szczęście nic mi nie zrobiła, ale wyglądała na naprawdę zirytowaną.
-
To tak to ma wyglądać? – prychnęła, machając ręką. - Wkradasz się do mojego
pokoju, śledzisz mnie i wtrącasz się we wszystko co robię, obłapujesz mnie przy
każdej okazji, bijesz zainteresowanego mną pracodawcę, potem całujesz mnie bez
pozwolenia, a gdy już jesteśmy razem... okazuje się, że te wszystkie podchody
już na kogoś podziałały…?
Była
naprawdę rozwścieczona. Nie płakała, ale chyba była blisko. W sumie mogłem to
zrozumieć, przed chwilą obiecaliśmy sobie pełną szczerość i oddanie, wydawała
się całkiem szczęśliwa, aż nie wypaliłem tego jednego głupstwa. Ale ta
emanująca zazdrość była zupełnie nie w jej stylu!
Zaraz,
zaraz „podziałały na kogoś”?
Serio
myślała, że zanim ją poznałem, to latałem za spódniczkami i rzucałem się na
jakieś dziewczyny z Akademii? Co ona miała w głowie?
-
Odpowiedz!
Przysunąłem
się do niej trochę i spojrzałem jej głęboko w oczy, by wiedziała, że cokolwiek
powiem – nie skłamię. Niko zagryzła dolną wargę i odwróciła wzrok, przez co
musiałem złapać ją za podbródek i odwrócić w moją stronę, by się na mnie
skupiła. Kunoichi zaczęła się wiercić, choć widocznie nie chciała zrobić mi
krzywdy. Nie było sensu robić z tego problemu. Jej zazdrość była urocza, to
jasne, ale wolałem, by nie miała na mnie żadnego haka. Czas było przełknąć
swoją dumę i powiedzieć jej tę idiotyczną prawdę.
-
Uspokój się – nakazałem jej wprost do ucha, po czym oparłem brodę na jej
trzęsącym się ramieniu i westchnąłem. – Pod koniec Akademii jakiś imbecyl
popchnął na mnie Naruto. Zetknęliśmy się ustami, na moment. Wywołaliśmy niezłą
sensację – dodałem z przekąsem, widząc, jak dziewczyna przestaje się trząść. Przytuliłem
ją lekko, a potem odsunąłem się, by ocenić jej reakcję. Dziewczyna odwróciła
się w moją stronę z widocznym wyrazem ulgi.
-
Honto? – Pochyliła się lekko, patrząc na mnie spod grzywki.
-
Aah.
Pociągnęła nosem i korzystając z mojego
zdezorientowania uciekła z moich objęć. Ukryła twarz, by wytrzeć dokładnie oczy
i po chwili spojrzała na mnie w znacznie lepszym humorze.
-
Złamałeś zasady. Miało być jedno zdanie – mruknęła, wystawiając język. Zmarszczyłem
brwi i skrzyżowałem ręce na piersi. Już teraz mogłem przewidzieć, jaki będzie
temat jej najbliższych żartów na mój temat. – Teraz ty.
Ze
zirytowaniem zauważyłem, że znów miałem ochotę się do niej zbliżyć. Była dla
mnie jak magnes. Powstrzymałem się jednak, musząc w końcu kiedyś dać jej
pooddychać. W sumie nie musiałem się martwić. Mieliśmy wspólny namiot i dobre
stosunki, czekało nas jeszcze więcej czasu spędzonego na... dogadywaniu się.
-
Ta świątynia o której mówiłaś. Czemu ci się śniła? – zapytałem. Niko popatrzyła
na mnie bez entuzjazmu i zaczęła bawić się palcami.
-
To miejsce przypomniało mi się po amnezji, razem z falą wspomnień, mimo że...
nigdy tam nie byłam – westchnęła cicho, jakby to, co powiedziała, mogło zburzyć
coś bardzo dla niej ważnego.
-
Myślisz, że tam mieszkałaś – stwierdziłem, czując, jak coś mnie rwie w środku.
Ta dziewczyna była tak zagubiona, gdy pytało się ją o takie rzeczy. To aż
zadziwiające, jak silna była na co dzień, nie mając żadnych wspomnień i
informacji o sobie. Była jak roślina bez korzeni. Byle wicher mógł ją porwać.
Jak
daleko musieliśmy od siebie być, by tak ważną sprawę w jej życiu – odnalezienie
swojego domu – trzymała przede mną w tajemnicy? Za jakiego gbura mnie miała,
nie mówiąc mi nic – przecież byłem jedyną osobą, z którą mogła o tym
porozmawiać. Jej brak zaufania był frustrujący.
-
Uhm... – Kiwnęła głową, otulając się ramionami. Wyglądała niesamowicie samotnie,
a mimo to moje ciało nie drgnęło w jej kierunku. – Lub chociaż tam być... przez
jakiś czas – przyznała, choć jej miękki głos stał się na końcu zdania tak
cichy, że nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem. – A o co chodziło... z tym
krukiem? – zapytała po chwili ciszy.
Teraz
to mi coś utknęło w gardle. Nie sądziłem, że szczere rozmowy potrafią być takie
trudne!
Musiałem
się skupić, by nie pozwolić moim myślom popędzić za daleko. Wspomnienie
nękających mnie koszmarów było wciąż świeże i nadal nie znalazłem rozwiązania
moich problemów. Mimo to nie mogłem pozwolić
na kolejny wybuch złości w kierunku Niko. I tak ledwo co wybaczyła mi
ten ostatni.
Zastanawiałem
się, czy przez naukę życia obok niej zmieni się też moje podejście do innych
ludzi w Konoha.
-
Widuję go w koszmarach o śmierci moich rodziców. Wydaje mi się... to znaczy...
kojarzy mi się z moim bratem.
Niko
zamyśliła się, wodząc ręką po ramieniu, dokładnie tam, gdzie znajdował się jej
tatuaż.
-
Znów nie trzymałeś się zasad – oznajmiła z pocieszającym uśmiechem.
-
Wiesz, w tym momencie to jeden z najmniejszych naszych problemów – odparłem
unosząc brew. Niko kiwnęła głową.
-
W sumie racja. Wiesz... to ciekawe, że oboje śnimy o ptakach. Wiesz, że dla
Himanako ptaki to święte stworzenia?
Pokręciłem
głową i przetarłem oczy. Podniosłem wzrok na kunoichi, która klęczała, znów
bawiąc się palcami. Kuso. Zbliżała się kolejna bomba. Wolałem mieć to za sobą.
-
Pytaj jeszcze raz – warknąłem. – Ja potem.
-
Tylko się nie denerwuj – jęknęła od razu zielonooka. Przewróciłem oczami,
opierając głowę na ręce wspartej na łokciu. - Co... co cię łączy z Haruno?
Myślałem,
że oczy wylecą mi z orbit. Musiałem wyglądać idiotycznie, ale byłem pewien, że
moje usta same się otworzyły. Czy my nie skończyliśmy już aby z tymi bezpodstawnymi
podejrzeniami? Czy ona miała mnie za kompletnego idiotę?
-
Byliśmy kiedyś razem w zespole... – oświadczyłem, starając zaintonować głosem,
że to chyba oczywiste. Unikanie odpowiedzi, jak już wiedziałem z doświadczenia
– nie działało, a tylko wywoływało chęć mordu u mojej rozmówczyni.
-
No dobrze, ale... tak sobie myślałam... – Tym razem nie była na mnie zła, a
tylko ciekawa. Wyobraziłem sobie mnie mającego cokolwiek do czynienia z Sakurą.
Spojrzałem na Niko, mrużąc oczy. Sakura,
naprawdę? Ze wszystkich dziewczyn w wiosce? Sakura? – Była u nas ostatnio robić
z tobą ciasto, często patrzy na to, jak trenujesz... łazi za tobą z innymi
dziewczynami... i chyba byliście dość blisko...
-
I? – skrzyżowałem ręce na piersi. To już nie wolno mi było mieć dziewczyny w
byłym zespole? O ile wiedziałem, to ona też miała chłopaka w drużynie i wcale
nie rwała się, by mi o nim opowiadać.
A
przydałoby się, jak teraz o tympomyślałem. Tak samo, jak uchylić rąbka
tajemnicy co do tego, co takiego do cholery widziała w tym tchórzliwym daimyo.
-
Nie jestem zazdrosna. – Kunoichi uniosła ręce w geście kapitulacji. – To
znaczy... może i tak... ale chodzi raczej o to... że... cóż. Jest nawet całkiem
sympatyczna, a jeśli tak naprawdę nie mam powodów, by jej szczerze nie lubić,
bo ona też nie wykazuje żadnej wrogości do mnie... może poza krzykami, bym
umarła jak najszybciej, ale to jest kierowane do mnie ogólnie, jako dziewczyny z twojej grupy, a nie jako mnie-Niko,
to... czuję się podle zabierając jej ciebie...
-
Ale ja nie jestem... jej... – Zdziwiłem się, zupełnie nie rozumiejąc toku jej
myślenia. Zaprzeczała sama sobie! Kobiety.
Dziewczyna
westchnęła i opadła na śpiwór ze zrezygnowaniem, wyciągając ręce nad głowę i
ziewając.
-
Wiem. Ale to trudno wytłumaczyć. To taka... kobieca solidarność.
-
Nie przejmuj się tym zbytnio – poradziłem, czując, jak mnie też łapie senność.
To był dziwny dzień. – Idziemy spać? – zapytałem, kryjąc ziewnięcie.
-
Hai, ale zostało ci jedno pytanie... – mruknęła Niko. Po sekundzie podniosła
się i poczłapała do swojej torby. Wykorzystałem okazję na poprawienie koca i
maty pod posłaniem i rozłożenie grubego śpiwora. Niko wyglądała, jakby nie
zdawała sobie sprawy, że czeka nas kolejna noc razem. Albo nie dawała po sobie
tego poznać.
-
Czego szukasz? – spytałem, widząc, jak w końcu dobywa jakiejś saszetki.
-
Kupiłam w Konoha tabletki na takie okazje – oświadczyła, wyjmując istotnie
jakieś opakowanie i wyciągając z niego zielonkawe kapsułki. Przełknąłem ślinę.
Tabletki? Okazje?
-
Nie możesz spać? – Zdziwiłem się. Niko była ostatnią osobą, po której bym się
tego spodziewał. Dziewczyna pokręciła głową, zaraz potem połykając kilka
tabletek.
-
Mają witaminy, magnez... zwiększają wydolność serca i płuc i chronią przed
chorobami – wyliczyła, wyciągając opakowanie w moją stronę. Wziąłem jedną, dla
pewności. - Zwykle nie biorę ich ze sobą. Ale po przepowiedni Yochi chwytałam
się wszelkich możliwych zabezpieczeń.
Sam
stosowałem środki przyspieszające gojenie się ciała. Nienawidziłem, gdy przy
cięższych treningach otwierały mi się stare rany. Obecność Piątego Hokage w
wiosce znacznie przyspieszyła rozwój wszelakich maści i leków... o zaawansowaniu
operacji nie wspominając.
-
Rozumiem. – Odsunąłem się, gdy Niko minęła mnie i wsunęła się pod śpiwór.
Uśmiechnąłem się lekko. Chyba nie miała już nic przeciwko mojej obecności. To w
sumie wiązało się z moim ostatnim pytaniem.
-
Co powoduje twoje dreszcze?
Dziewczyna
spojrzała na mnie szybko i przekręciła się na bok, przymykając oczy.
-
Jakbym wiedziała, to bym im zapobiegła.
-
Nie byłaś z tym u lekarza? – zapytałem, zdejmując bluzę i buty i kładąc się niedaleko
niej.
-
Przez wiele miesięcy byłam obserwowana przez Tsunade-shishou, ale nic nie znalazła.
Stwierdziłyśmy, że mają podłoże psychiczne.
-
To znaczy? – męczyło mnie to ciągłe pytanie i wiedziałem, że ją też może
irytować, ale chciałem wiedzieć. W końcu była to teraz po części moja sprawa. Z
drugiej strony po takiej dawce szczerości czułem się trochę... nagi. Musiałem
wiedzieć coś w zamian.
-
To znaczy że sporej części swojego życia nie pamiętam, a przez kolejną nie
doświadczyłam zbyt wiele miłości i czułego dotyku. Moje ciało reaguje tak bez
mojego udziału.
Zmarszczyłem
brwi. Brzmiało to okropnie. Zbliżyłem się nieznacznie, widząc tylko jej głowę i
plecy. Mimo dzielącej nas odległości poczułem, że serce zaczyna mi szybciej
bić. Dziwne, ale nie denerwowałem się tak bardzo, gdy inicjowałem bezpośredni,
jednoznaczny kontakt z Niko. Dopiero gdy w grę wchodziły delikatniejsze uczucia
i łatwo było o pomyłkę, na przykład gdy Niko była w właśnie takim –
melancholijnym – nastroju, coś dziwnego działo się ze mną i moim ciśnieniem.
Cieszyłem
się, że jej dreszcze zaczęły przy mnie znikać. Byłem tylko ciekaw, czy była to
moja zasługa i przyzwyczajenie Niko do mnie, czy ogólny zanik jej traumy. By to
potwierdzić musiałby dotknąć jej ktoś inny, więc w sumie nie chciałem tego
sprawdzać.
Moje
myśli przerwało jej drgnięcie, a potem obrócenie się w moją stronę. Spojrzałem
na nią z góry, leżąc z głową opartą na zgiętej ręce. Jej intensywnie zielone
oczy wyglądały dziko i tajemniczo w tym przytłumionym świetle.
Niko
przysunęła się bliżej, starając się wsunąć mi głowę pod brodę, niczym kot szukający
dla siebie miejsca. Swoim wierceniem zepchnęła moją głowę na bok. Potargałem
jej włosy z uśmiechem i objąłem ją w talii, przyciskając do siebie jej drobną
sylwetkę i zanurzając nos w jej włosach. Nie pachniały jak zwykle szamponem i
perfumami, ale wodą i lasem. Mógłbym przyzwyczaić się do spania z nią. Warto by
zaproponować jej to w wiosce.
-
Myślisz, że przeżyłam już przepowiednię Yochi? – zapytała mnie, choć jej głos
był przytłumiony. Nic dziwnego. Wdrapywała się na mnie trzymając mnie za
koszulkę i wepchnęła głowę tuż przy mojej szyi, jakby było jej zimno w twarz.
-
Nie wiem, nie mam pojęcia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą i zaraz wznowiłem
głaskanie jej. Niko przycisnęła się do mnie mocniej, jakby szukając źródła
ciepła. Zacząłem krążyć palcami po jej karku. Gdy zjechałem na dół, a potem
powróciłem z masażem na górę, podwinąłem jej koszulkę, teraz przejeżdżając
opuszkami palców po jej nagiej skórze. Dziewczyna wypuściła powietrze nosem, co
załaskotało mnie w szyję i wygięła grzbiet w łuk, wystawiając się na dalsze
pieszczoty.
Aż
trudno było uwierzyć, ze była tu teraz, ze mną... w moich ramionach. Moja.
Nareszcie czułem się do kogoś przywiązany, całkowicie rozumiany i akceptowany.
Brzmiało to idiotycznie, wiem, ale w naszych realiach posiadanie pewnego
oparcia w drugiej osobie dawało niesamowity komfort.
-
Ano... to bardzo przyjemne – wymruczała sennie, przejeżdżając nosem po mojej
szyi. Po chwili puściła moją bluzkę, omijając ją dłonią i naśladując moje ruchy
na moich plecach. Jej masaż był z pewnością bardziej efektowny przez jej
paznokcie, ale to nie to wywołało u mnie dreszcz i chwilowe otępienie. – Doshita
no?
Dziwne
uczucie. Tak jakbym nagle przypomniał sobie coś bardzo ważnego, a zaraz potem
stracił wątek. Trochę jakby ulga, może... zaskoczenie? Odchrząknąłem, by to, co
zaraz miałem powiedzieć, nie zabrzmiało jak sentymentalne rozpamiętywania
jakiegoś durnego małolata.
-
Wydaje mi się... że moja matka robiła to, gdy nie mogłem spać.
Niko
odchyliła się trochę do tyłu, by móc na mnie spojrzeć. Przyciskając mnie do
siebie pocałowała mnie lekko i uśmiechnęła się, wznawiając masaż.
Obudziłem
się przez krzyk jakiegoś ptaszyska na dworze. Lampa u sufitu nadal się paliła.
Oczywiście mimo zaleceń zapomniałem jej zgasić. Pod płachtą u wejścia
prześlizgiwało się chłodne światło, ale plemienia nie było jeszcze słychać. To
oznaczało, że był ranek. W szałasie było duszno i lekko pachniało... kadzidłem?
Przetarłem
oko wolną ręką i uśmiechnąłem się, odkładając ją na miejsce. Niko leżała do
mnie tyłem, całkowicie do mnie przysunięta. Wygodnicko ułożyła sobie głowę na
moim zgiętym ramieniu, gdy włożyłem sobie marznącą dłoń pod szyję. Długo nie
mogliśmy się ułożyć przez brak poduszek, toteż teraz spaliśmy z głowami na
zwiniętych w niechlujne rulony kocach i kurtkach.
Kunoichi
oczywiście spała zwinięta w niemalże kłębek, z nogami zgiętymi i podwiniętymi
do góry i rękoma przy klatce piersiowej. Oddychała głośniej niż zwykle,
prawdopodobnie od tego zimna dostała kataru. Nie przeszkadzało mi to jednak
zupełnie w kontynuowaniu drzemki i przytuleniu się do jej ciepłych pleców.
Dopiero
po chwili przypomniałem sobie. Ranek. Ceremonia.
Zmarszczyłem
brwi, przejeżdżając ręką bo brzuchu szatynki. Spała już niemal całą drugą dobę,
z drobnymi przerwami. Rozumiałem, że w ten sposób odpoczywała i zdrowiała, a na
zewnątrz nie było po co wychodzić, ale to było już lekko dziwne.
-
Niko... budź się powoli – mruknąłem do jej włosów.
-
Mn – odpowiedziała mi, przyciskając się do mnie jeszcze bardziej i podciągając
kolana do klatki piersiowej. Nie miałem nic przeciwko wylegiwaniu się w ten
sposób, ale raczej byłem punktualnym człowiekiem. A już na pewno nie lubiącym
być nakrywanym w łóżku z dziewczyną przez jakiegoś zirytowanego wodza.
Wyjąłem
ostrożnie zdrętwiałą rękę spod jej głowy i wstałem, przeciągając się. Coś
strzyknęło mi w plecach. Cienka mata i koce to jednak nie było to samo, co
kosztujące majątek materace w naszym mieszkaniu. Spojrzałem na śpiącą, drobną
istotkę obok, zupełnie ignorującą moje polecenie. Postanowiłem skorzystać z jej
uśpienia i się trochę zabawić.
Pochyliłem
się nad nią i przejechałem językiem po jej uchu.
Niko
otworzyła oczy i poderwała się jak oparzona, trzymając się za serce. Gdy
zorientowała się, co się stało, wytarła ucho i posłała mi zirytowane
spojrzenie, nie mogąc jednak powstrzymać uśmiechu.
-
Ecchi... – mruknęła pod nosem kręcąc głową, a potem zrobiła palcem kółko w
powietrzu. – Obróć się, muszę się przebrać.
Gdy
wyszliśmy z namiotu ubrani po samą szyję w kilka warstw ubrań, zastaliśmy
zgaszone ognisko i wyludniony obóz. Niko zdecydowanie nie spodobał się ten
widok, i wcale się jej nie dziwiłem, biorąc pod uwagę jej ostatnie sny.
Nie
wiedzieliśmy za bardzo, gdzie mamy iść, ale było jasne, że Himanako
przygotowują się gdzieś do ceremonii. Obeszliśmy obozowisko, nie za bardzo
wiedząc, co mamy robić. W dodatku powoli robiłem się głodny.
-
Uchi-... ekhem, Sasuke, patrz. – Niko złapała mnie za rękaw kurtki, wskazując
na drzewo stojące niedaleko. Na nim, a jak się potem okazało, też na kilku
kolejnych, wisiały długie, karminowe wstążki kontrastujące z ciemnymi pniami i
śniegiem. – To chyba znak, że mamy tam iść, ne?
Ruszyliśmy
tropem wstążek, które skierowały nas na wąską leśną ścieżkę. Słońce zaczęło
przebijać się wyżej ponad horyzont i powoli widzieliśmy wszystko coraz lepiej.
Nie minęło wiele czasu, gdy dotarliśmy na miejsce – małą polanę, gdzie zebrało
się całe plemię.
Siedzieli
jak gdyby nigdy nic na matach ułożonych prosto na śniegu, a wokół paliło się
kilkanaście ognisk. Ludzie byli ubrani lżej niż zwykle, prawdopodobnie dzięki
emanującemu z nich ciepłu. Dzięki otaczającym polanę drzewom i pobliskiej
ścianie lodu nie było wiatru, a dym ze stosów unosił się prosto do góry.
Na
przeciwko nas było drobne, chyba naturalne wzniesienie, na którym wyraźnie
czekał na nas, a może tylko na Niko, Keina ubrany w wilczą skórę. Gdy ludzie
spostrzegli nas wychodzących spomiędzy drzew, wstali, a wszystkie rozmowy
ucichły.
-
Doskonale, możemy zaczynać – zawołał któryś z myśliwych, i wtem uderzyła w
nasze uszy dziwna, dzika muzyka. Dopiero teraz dostrzegłem kryjące się za
ogniskami wielkie bębny ze skór oraz egzotyczne, drewniane trąby, które teraz
wydawały z siebie dźwięki podobne do słonia. Niko uśmiechnęła się łagodnie i
ruszyła do przodu szybszym krokiem, zostawiając mnie z tyłu. Postanowiłem nie
mieszać się w nieswoje sprawy i przysiadłem na wolnym pniu przy jednym z
płonących stosów, obserwując to osobliwe zjawisko.
Keina
rozmawiał z Niko przez chwilę, a potem uniósł ręce na znak, by muzyka ucichła.
Kunoichi uśmiechnęła się nieśmiało z podestu, machając lekko ręką.
–
Ta oto dziewczyna... – zagrzmiał Keina tak głośno, że aż odskoczyła z
zaskoczenia. - ...jak zapewne wiecie, uratowała mi życie. Więcej! Mimo mojego
kretyńskiego zachowania ryzykowała własne
zarówno dla mnie, jak i waszych mężów, braci i przyjaciół. – Tu wskazał na
jakiś nieznanych mi ludzi którzy stali prosto i patrzyli z podziwem na moją
partnerkę. – Dlatego jesteśmy tu, by podziękować jej za to, włączając ją do
naszej wspólnoty.
Całe
plemię krzyknęło niezrozumiałe dla mnie słowo, wiwatując i klaszcząc głośno.
Jakiś kretyn nie wytrzymał i dmuchnął w kuriozalną trąbę.
-
Mamo.
Na
podest weszła stara Haina. Przytuliła zupełnie zagubioną Niko i złapała ją
delikatnie za kark, by ta się pochyliła. Nagle podbiegły do niej też młode
dziewczyny. Automatycznie wstałem, na wypadek, gdyby miały zamiar jej coś zrobić.
Te jednak zaczęły... bawić się jej włosami?
-
Niko-sama otrzyma biżuterię ręcznie robioną przez jej siostry oraz skórę wilka,
jaka przysługuje najodważniejszym i najbardziej zasłużonym wojownikom Himanako.
– Tu znowu rozbrzmiały okrzyki, a gdy Niko wstała z włosami rzeczywiście
obwieszonymi kolorowymi paciorkami, zostało na nią narzucone spore, jasnoszare
futro. Dziewczyna lekko skrzywiła się, pewnie nieprzyzwyczajona do jego
zapachu. – Teraz, skoro wszyscy już tu jesteśmy, bawmy się!
Ludzie
ruszyli ze swoich miejsc i zaczęli dziwacznie tańczyć wokół ognisk, śpiewając
do akompaniamentu irytujących instrumentów. Znikąd pojawiły się beczki z
alkoholem, do których dobrali się w pierwszej kolejności najwięksi myśliwi.
Uśmiechnąłem się lekko. Hulanka po świcie. To tyle jeśli chodziło o mój
szacunek do ich rozsądku. To plemię naprawdę miało nierówno pod sufitem.
-
Oi, Uchiha, napij się. – Obróciłem się, tylko po to, by zobaczyć obok siebie
Keinę i Niko. Dziewczyna pospiesznie ściągnęła z siebie skórę wilka, tłumacząc
to gorącem i położyła ją na wolnym kocu. Przejąłem podawany mi przez wodza
drewniany kufel, ale nie zbliżyłem do niego ust. Chłopak wydawał się mimo to zadowolony.
-
Koniec ceremonii? Widać nie przepadacie za patetycznymi i nudnymi obrządkami –
zauważyłem z satysfakcją.
-
Nie. Himanako to raczej ludzie bezpośredni i prości – odparł, patrząc z góry na
Niko. – Do twarzy ci w koralikach.
-
A…? Arigato. – Dziewczyna uśmiechnęła się słodko, przez co zacisnąłem mocniej
ręce na kuflu.
-
Nie ciesz się tak, formalnie jesteś jedną z nas, ale dla tych tam... – Wódz
wskazał na tarmoszących się już osiłków. – Najważniejsze są otrzęsiny.
-
O-otrzęsiny?
-
Aah. Będziesz musiała wypić gorący tłuszcz z jelenia, wdrapać się na jedno z
tych drzew, by ściągnąć z niego czerwoną wstęgę zawieszoną tam rano przez
mojego przyjaciela, Chiso, potem wziąć udział w przeciąganiu liny, a w
praktyce... być wytarzaną całkowicie w śniegu... i pod koniec uroczystości,
jeśli spełnisz te warunki, zaprezentować nam, co potrafisz. W sensie czysto
militarnym – dodał Keina, wydając się całkiem zadowolonym z siebie.
-
Shimatta... – wyszeptała kunoichi, robiąc się blada. Jak to było? „Nie śmiemy
wymagać od ciebie żadnych poświęceń”? Upiłem z uśmiechem trochę dziwacznego
napoju. Okazał być się bliżej nieokreślonym trunkiem o miodowym smaku i nawet
przypadł mi do gustu.
Dzień
nie okazał być tak irytujący, na jak się zapowiadał. Niko popytała kilkoro
członków jej nowego plemienia, czy aby wszystkie wymienione przez wodza warunki
są potrzebne, by została przyjęta, i na jej nieszczęście okazało się, że są to
pradawne i święte tradycje, a nie durne wymysły Keiny. Podczas gdy ja
zachodziłem w głowę, po co ona w ogóle to robi i co z tego będzie miała,
kunoichi zdjęła swoją kurtkę i pozwoliła kilku dziewczynkom zapleść sobie
kilkanaście warkoczyków. Dzieci pytały ją o to, jak uratowała ich „brata”, jak
to jest być „czarownicą” i oczywiście, czy jest moją dziewczyną. To jednak nie
poprawiało humoru szatynce, która czekała, aż starsza część plemienia się
wyszaleje i będzie mogła obserwować jej robienie z siebie idiotki.
Nie
zawiodła ich. Zaczęło się od wspinaczki na drzewo, i z tym dzięki jej
precyzyjnej kontroli chakry nie było problemu. Odetchnąłem z ulgą, do ostatniej
chwili obawiając się, czy aby nie wpadnie na durny pomysł robienia tego po
staremu i wiszenia na wysokiej sośnie kilku godzin. Po tej odrobinie sportu
dopadł ją Rikuto z dzbanem roztopionego tłuszczu z jelenia. Dziewczyna
wytargowała wypicie tylko szklanki, i szczerze mówiąc nie wyglądała w trakcie
konsumpcji na szczególnie zadowoloną. Mimo to całe plemię, a zwłaszcza
roześmiane dzieci, kibicowały jej do ostatniej kropelki.
Przeciąganie
liny zostawiono naturalnie na koniec, by nikt, a zwłaszcza Wielka, Wspaniała i Honorowa
Członkini Plemienia, nie stał długo na zimnie w mokrym ubraniu. Na moje
nieszczęście ja również zostałem zaciągnięty do tej zabawy, i razem z grupą
ośmiu mięśniaków oraz Niko miałem wygrać pojedynek przeciwko reszcie plemienia.
Nie mieliśmy szans, co było dla mnie wiadome, dlatego odskoczyłem w krytycznym
momencie na bok.
Niko
miała mniej szczęścia, niczym prawdziwa wojowniczka próbując walczyć do końca i
w efekcie będąc przewróconą twarzą w śnieg, a potem przyciśniętą do niego przez
ośmioro wojowników, którzy przy samym upadaniu na nią i siebie nawzajem,
oczywiście po kilku głębszych kuflach, mieli sporo zabawy.
Po
kilku godzinach nadeszła pora wielkiego finału. Wszyscy usiedli z powrotem na
miejscach, kuląc się przy dogasających ogniskach. Kilkoro z „najlepiej”
bawiących się wróciło chwiejnym krokiem do głównego obozu. Niko stała
wyczerpana i stanowczo nie najlepiej czująca się na środku podestu. Mimo
przemoczonych ubrań nie założyła nic na siebie, za co już miałem wstać i ją
skarcić, gdy nagle zaczęła pokaz.
Do
ostatniego momentu byłem pewien, że weźmie ze sobą bo i pokaże tym półgłówkom,
jak walczą shinobi Konoha. Ona jednak postawiła na popis w czystej postaci.
Wykonała pieczęci, a potem Gokakyuu.
Dzieci piszczały i chowały się za rodzicami, widząc pojawiającą się znikąd w
powietrzu kulę ognia. Ludzie patrzyli na jej poczynania z otwartymi ustami.
Wykonywała wszystko, co jej przyszło do głowy, ale w sposób, który nie
zagrażałby publiczności. Gdy użyła Karyuu
Endan, wystrzeliła ogień do góry, tworząc podłużną, płonącą smugę podobną
do smoka. W tym momencie zamiast krzyków przerażenia słychać było już pierwsze nieśmiałe
odgłosy entuzjazmu.
Niko
była zdecydowanie świetna w kontrolowaniu chakry poza swoim ciałem. Po kilku
wystrzelonych płomieniach potrafiła utrzymać wiszący w powietrzu kształt,
formując go, ku uciesze dzieci, w różne formy, a potem poruszając nim ostrożnie
nad głowami widzów.
W
pewnym momencie dziewczyna zeskoczyła z podestu i rozpędziła się, przebiegając
środkiem polany i zostawiając za sobą kolejne kulki ognia. Gdy zatrzymała się
na jej końcu, wszyscy patrzyli jak zahipnotyzowani na unoszące się płomyki,
przypominające lewitujące świece lub malutkie gwiazdy. Odbiła się od ziemi i
wróciła pomiędzy obserwatorów popisując się kolejnymi saltami i skokami, i
wnioskując po zachwycie siedzących obok mnie wojowników, tylko dla mnie
oczywiste było, że używa do tego chakry. Dopiero teraz spostrzegłem, że
wykonuje pieczęci tak szybko i mówi nazwy technik tak cicho, że dla normalnego
widza wglądało to, jakby w pełni kontrolowała ogień. Kulki ognia stworzyła jednak
za pomocą zwykłego Houka no Mari, a
teraz udawała, że powstałe kule bierze w ręce, a tak naprawdę uruchomiła Inferuno Genkotsu. Zebrała w ten sposób
wszystkie, po chwili okręcając się wokół własnej osi i wyrzucając na boki
wstęgi ognia. Tylko dzięki Sharinganowi zauważyłem pieczęci zapowiadające Houka no Mai, taniec ognia.
Dzieci
z Himanako wróciły obserwować jej taniec już z bliska, bijąc brawo przy każdym
jej zwinnym skoku. Musiałem przyznać, że robiła całkiem niezły show. I dla
dzieci, i przeklinających do tej pory „magię” rodziców.
W
pewnym momencie dziewczyna zaczęła wirować stojąc na jednej nodze, skupiając
wzrok na mnie i owijając swoją sylwetkę wstęgami płomieni. Serce zaczęło mi
szybciej bić. Dzięki Sharinganowi widziałem ją dokładnie. Jej błyszczące w blasku
płomieni oczy, pewny siebie uśmiech, zgrabną sylwetkę i dodające wszystkiemu
egzotyzmu paciorki i warkoczyki w jej włosach. Z tej perspektywy jej popis
wydawał się nie tylko dojrzały, ale i... erotyczny.
Zacząłem
szybciej pić gorący miód.
Niko
wskoczyła z powrotem na podest, a ja w ostatniej chwili podniosłem oczy znad
kufla, by zobaczyć symbole, które formowała.
-
Co do-...
Dziewczyna
przystawiła dwa palce do ust i wydmuchnęła przed siebie kilka... nie, dziesięć strużek ognia, które
przerodziły się w lecące dalej pociski, po czym skupiła chakrę i sięgnęła po
nie wyciągniętymi rękoma, łapiąc znajdujące się w nich wirujące shurikeny nićmi
z chakry i zamachując się, by płomienie nagle skręciły i zatoczyły nad jej
głową okrąg. Dziewczyna zaczęła powtórnie się kręcić, ciągnąc za sobą latające
kule, które wyglądały jak komety robiące to, co im każe.
Ludzie
krzyczeli z zachwytu, obserwując migoczące świetliki, które po chwili traciły
wysokość. Niko zgasiła ognie, przyciągnęła shurikeny do siebie i schowała je do
kabur, po czym wykonała ostatnie symbole przygotowując jutsu na zakończenie. Hakka Houran, którym kiedyś pokonała
władającą Fuutonem kobietę w lesie prowadzącym do Ame, teraz stworzyła pięć
strumieni ognia, które zatoczyły łuk i złączyły się nad jej głową, a potem z
powrotem rozdzieliły się, opadając w jej stronę. Wyglądało to jak rozkwitający
pączek kwiatu. Ale to nie było teraz najważniejsze.
Dopiłem
miód, gdy ludzie zaczęli klaskać i wiwatować, a spocona Niko zeskoczyła ze
swojej sceny i szybko rzuciła się po swoje nowe futro.
Ta
dziewczyna nauczyła się techniki klanu Uchiha, Housenka. Nie, mało tego. Udoskonaliła ją. Kierowała swobodnie
rozkręconymi shurikenami za pomocą zwykłych nici chakry, podczas gdy ja
potrzebowałem naprawdę mocnych żyłek. Ponadto zwiększyła liczbę pocisków. I
kontrolowała je przez długi czas.
Kiedy
się tego nauczyła? Czemu nie widziałem jej treningów? Jak wiele sztuczek
opanowała korzystając z moich zwojów, które udostępniłem jej nie sądząc, że
kiedykolwiek z nich skorzysta?
W
moim dotychczas spokojnym umyśle zaczęło się dziać coś niepokojącego. Akurat
gdy zakopaliśmy topór wojenny i staliśmy się parą, ja zacząłem zauważać
zagrożenie. Konkurencję. Swoją zazdrość.
Przez
ten cały czas byłem zbyt zajęty byciem dobrym przyjacielem, jej obrońcą, by
zauważyć, że ona już wcale mnie nie potrzebuje. Podczas gdy ja się bawiłem w
romans i balansowanie grupy, ona stawała się silna.
-
Myślę, że nasi bogowie cię usłyszeli – powiedział zadowolony z widowiska Keina,
przez co zorientowałem się, że Niko też stoi już przy mnie, uśmiechając się z
zadowoleniem. Oczekiwała pochwały. Jak mały piesek.
-
Aah, brawo. – Poklepałem ją po ramieniu, za co otrzymałem zdziwione spojrzenie
zielonych oczu. Kuso, zawsze tak łatwo mnie odczytywała.
-
Myślę, że już dosyć atrakcji na dziś, zbieramy to wszystko – zarządził wódz,
odchodząc od nas na kilka kroków. Byłem zbyt skupiony na uspokajaniu siebie i
mojej chakry, by ruszyć się i pomóc.
-
Niko-sama, to było... sugoi! – Usłyszałem z dołu i ze zniechęceniem opuściłem
głowę. Do kunoichi przytulał się mały chłopczyk. – Te smoki i ten kwiatek...
śliczne!
-
Niko-sama, nauczysz mnie czarować?
Prychnąłem,
odchodząc od tworzącego się wokół Niko zbiorowiska. Musiałem odetchnąć, pobyć
trochę sam i-...
-
Niko-sama, co to takiego?
Obróciłem
się, słysząc zaintrygowany i trochę zaniepokojony jęk jakiegoś dzieciaka i
mimowolnie spojrzałem w kierunku, który wskazywał.
Zrobiłem
krok do tyłu, uaktywniając z powrotem Sharingan.
Ku
nam, tuż nad lasem, nadciągała dziwna, nieregularna masa. Wyglądało to jak
czarna chmara rozwścieczonych robali tego świra, Shino. A tak naprawdę...
-
To ptaki – stwierdziłem spokojnie, widząc je lepiej niż większość plemienia.
Wszyscy ucichli i zaczęli klękać lub schylać głowy w kierunku, z którego
nadciągał niepokojący rój. No tak. Święte stworzenia.
Ptactwo
nadleciało prędzej, niż się spodziewałem i co dziwne, osiadło na otaczających
polanę drzewach. Widać nie bało się ludzi. Gałęzie sosen uginały się od ciężaru
tych przerośniętych ptaszysk, a reszta ludzi, poza mną i Niko, nawet nie
drgnęła. Spojrzałem na moją dziewczynę, która tylko wzruszyła ramionami.
Nagle
jeden z większych ptaków poderwał się z gałęzi zrzucając z niej śnieg i zaczął
pikować w moim kierunku. Wyciągnąłem szybko nóż, na wypadek, gdyby ptaszysko
nie wyhamowało i postanowiło rozszarpać mi szponami twarz. To jednak
przeleciało tuż koło mojej głowy i wylądowało mi na ramieniu, zaraz potem
obracając się i przechylając głupkowato głowę na bok. Spojrzałem na irytujące
stworzenie, które również zmierzyło mnie wzrokiem swoich małych, piwnych oczu i
skierowało ostry, haczykowaty dziób w moją stronę.
Gdy
ten dziób otworzył się, a z niego wydobyły się słowa, omal nie wbiło mnie w ziemię.
-
To on, panowie. – Zamrugałem kilkakrotnie, pierwszy raz widząc gadającego
ptaka. Zwykle ptaki służyły do korespondencji, może po szkoleniu do zwiadu, ale
do gadania? Ludzie z Himanako podnieśli się, patrząc na nas w osłupieniu.
Reszta ptaków zaskrzeczała, a kilka z nich zeskoczyło nawet z gałęzi i
zgromadziło się wokół mnie. Czułem się co najmniej niezręcznie. – Uchiha
Sasuke. Nasz nowy wyznawca.