11 lutego 2008

Rozdział XXXVIII - "Potencjał"

Nic tak nie orzeźwiało jak gorąca kąpiel w domowym zaciszu. Z dużej wanny wydobywały się kłęby pary, a lustra w łazience już nie odbijały niczego czysto, bo w pomieszczeniu panował ogromny zaduch. Nie przejmowałam się tym. Leżałam wygodnie w wodzie, delektując się gęsta pianą, słodkim zapachem olejków do kąpieli oraz pyszną herbatą przywiezioną od Aryane. W moim przypadku wiadome było, że skąpe zapasy nie wystarczą na zbyt długo. Poprawiłam puszystą opaskę wokół głowy, chroniącą moje włosy przed zamoknięciem i wzięłam łyk gorącego napoju. Moje oczy wędrowały po gładkich kafelkach na ścianie, szukając punktu godnego uwagi. Moje myśli były jednak daleko poza rzeczywistością.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy moje życie diametralnie się zmieniło. Do tej pory przyjmowałam to z pozornym spokojem, jednak poważna rozmowa z Yochi w drodze do Konohy pozwoliła mi spojrzeć na swoją aktualną sytuację bardziej trzeźwo. Kotka mówiła wiele ważnych, bardziej lub mniej miłych rzeczy, na które według niej powinnam była zwrócić uwagę w swoim postępowaniu. Głównie chodziło jej o stosunki z czarnowłosym shinobi, którego summon widocznie nie polubił. Zapewnienia, że nic nas nie łączyło nic nie dały, bo kot jak zwykle wiedział lepiej…

Zmieniłaś się przez ostatnie dni, kochanie. – mruczała Yochi, biegnąc przez podmokłą ściółkę dobrze znanego jej lasu. Nie odpowiedziałam, więc summon uznał, że rozwinie myśl. – Może nie zauważyłaś, ale spadła ci forma. Rozpieszczasz nie tylko siebie, ale i tego chłopca. Ile razy uratował ci skórę? Trzy czy więcej? – ciągle nie odpowiadałam, udając, że nie słyszę wysyłanych do mnie wiadomości. Kotka westchnęła, oglądając się nieznacznie w bok, gdzie znajdowała się reszta mojej aktualnej drużyny. - Czy to nie za dużo? Kiedyś nie pozwalałaś sobie na chwile słabości. Zawiązując pakt myślałam, że jesteś idealnym materiałem na bezwzględną, silną kunoichi. Czyżbym się myliła?”

Oczywiście, że nie. – zapewniłam bez chwili wahania. Czułam się nieswojo rozmawiając z kimś w myślach. Trzeba było odpowiednio dobierać słowa, nie było miejsca na pomyłki. Starałam się więc robić to jak najrzadziej. – Jednak wciąż nie rozumiem, co jest nie tak.”

Ten, kto nie idzie naprzód – cofa się, dziecko. Wkładasz za mało wysiłku w samokształcenie. Wiesz, o co mi chodzi. – kiwnęłam głową, choć to w tej konwersacji było to absolutnie zbędne. – Wiele już widziałam. Znam przeszłość i przyszłość, zarówno twoją, jak i jego. Nie spodobałaby ci się. Masz szansę ją zmienić.”

Mam to gdzieś. – oburzyłam się, zaciskając pięści na sierści kotki. – Nie będę słuchać twoich głupich rad, skoro mi nie ufasz.”

O czym ty mówisz, kochanie?”

Moja przeszłość. Znasz ją i mówiłaś mi o tym wiele razy. Znasz dzieje całej wioski, ale egoistycznie zatrzymujesz je dla siebie. Doushite?”

Bo tak jest lepiej. – wymruczał summon, przeskakując znaczny głaz. Odgłosy łamanych gałęzi pod jej łapami zmieniły się w puste dudnienie, gdy kot przebiegał przez drewniany most nad znaną mi rzeką. – Sama sobie przypomnisz.”

Kiedy?”

W swoim czasie, złotko. W swoim czasie.”

Przeklęty sierściuch.

Odłożyłam filiżankę na bok i zanurzyłam się w gorącej wodzie tak, że jej tafla sięgała mi do nosa. Naburmuszyłam się. Przez te całe moralne gadanie czułam się, jakbym nie była sobą, a dobrze pamiętałam czas, gdy ja i Yochi byłyśmy bezkonfliktowe. Całe zajście jednak nie zaliczało się do grupy kłótni, tylko nieporozumienia. Jak na razie. Wypuściłam powietrze ustami, tworząc bąbelki. Nie ważne, jak bardzo tego nie chciałam – słowa przyjaciółki mocno wbiły mi się w pamięć. Wynurzyłam się z wody.

Wiedziałam, że sobie poradzę. Sama. Bez Yochi, bez Uchihy i Hatake. Bez Tsunade-shishou i Shizune-san. Sama.

Uśmiechnęłam się, owijając swoje mokre ciało puszystym ręcznikiem. Oczy mówiły mi, że byłam w świetnej formie, ale serce podpowiadało, że to nie im powinnam ufać. Moje umiejętności musiał ocenić ktoś bezstronny, ale dobrze mnie znający. Chciałam się dalej kształcić, ale nie miałam wybranej drogi i punktu zaczepienia.

Wałęsałem się, oburzony, wokół budynku, który właśnie z głośnym hukiem opuściłem. Moje dawne mieszkanie znajdowało się w centralnej części wioski. Swego czasu wynająłem dwa i połączyłem je w jedno, ogromne, bo tak było wygodniej. Od lat, a raczej – odkąd pamiętałem – tam mieszkałem i nie miałem zamiaru tego zmieniać.

Więc czemu, do cholery, oni mi to utrudniali?!

Wbiłem ręce w kieszenie swoich luźnych spodni, po czym ruszyłem w dowolnym kierunku. Byłem wściekły na taki obrót wydarzeń. Od ataku Orochimaru minęło sporo czasu. Miałem pewność, że mój dom zostanie odremontowany po pierwszej misji, ale zawiodłem się na tempie pracy. Teraz – wróciłem z Komakoro i zastałem robotę posuniętą o niewiele naprzód, z powodu – jak to mówili wynajęci fachowcy – ‘problemu z układem rurociągowym’.

Nieudacznicy. Wybić ich do nogi to mało.

Syknąłem pod nosem, siadając na ławce przy jednej z mniej zaludnionych ścieżek. Kątem oka zauważyłem idącą parę nastolatków. W pierwszym momencie pomyślałem, że to jacyś shinobi, ale po kilku chwilach okazało się, że pierwszy raz widzę ich na oczy. Ale to był plan.

Musiałem znaleźć kogoś, z kim mógłbym potrenować. Nie chciałem marnować całego dnia, jak niektórzy. Niko długo rozprawiała o swojej wymarzonej kąpieli. Ja opuściłem mieszkanie bez słowa.

Najpierw trzeba było jednak zająć się formalnościami.

Wstałem z ławki i ruszyłem powolnym krokiem do biblioteki. Nie było to dla mnie żadne specjalne miejsce, ale na tyle spokojne, że dało się tam pracować. Nie narażałem się nikomu, a i dostęp do informacji był łatwy.

Biblioteka świeciła pustkami, zapewne z powodu ładnej pogody na zewnątrz. Wziąłem z odpowiedniej szafki kilka kartek i usadowiłem się przy stoliku obok okna, z którego widziałem sporą część wioski. Oparłem się o blat łokciem i przez dłuższy czas przywoływałem wspomnienia z ostatniej misji. Trzeba to było jakoś chronologicznie ustawić. Szybko, by nie marnować czasu, rzeczowo, bo niby jak inaczej, i subiektywnie – bo nie mogłem zrobić z siebie pajaca.

Nie zauważyłem nawet, gdy od mojego wejścia do biblioteki minęła godzina, a ja byłem dopiero w jednej trzeciej pracy. Obok mojego stolika przeszło kilka osób, na które nie zwróciłem najmniejszej uwagi. Po prostu - wyłączyłem się.

Po kolejnej godzinie byłem już nieco zirytowany tym, jak długi wyszedł mój raport. Dużo zajęło przedstawienie historii zbrodni i zagadki, którą rozwiązaliśmy. Z drugiej strony – czułem satysfakcję, że ten beznadziejny niuans mam już za sobą. Odłożyłem pióro i oparłem się z przymrużonymi oczami o stolik, czytając ponownie ostatni akapit, który napisałem. Westchnąłem, wyglądając przez okno, za którym przeleciał klucz ptaków.

Magle usłyszałem głośne klapnięcie, znajomy jęk zdenerwowania oraz stuknięcie drewna. Spokojnie podniosłem głowę znad ręcznie pisanego dokumentu. Nic, pusto. Obróciłem głowę o kilkanaście stopni i uniosłem brew z zażenowaniem. Otóż, przy jednym z regałów zawalonym książkami dotyczącymi geografii, wspinała się na palce młoda kunoichi, w której w lot rozpoznałem Niko. Widać było, że dawno wyszła z kąpieli, miała bowiem już na sobie swoje codzienne ubranie i opaskę Konohy. Moich uszu dobiegło ciche przekleństwo, gdy wspięła się jeszcze raz na palce, usiłując nie robić żadnego hałasu w bibliotece. Widać książka była bardzo ważna, bo zielonooka nie poddawała się.

Westchnąłem i bezszelestnie odsunąłem swoje krzesło od stolika. Standardowo wbiłem ręce w kieszenie, nawet po to, by przejść te kilka metrów dzielące nas. Oparłem się ze skrzyżowanymi rękoma o drewniany regał. Szatynka nie przerwała swoich prób, więc wywnioskowałem, że zdaje sobie sprawę z mojej obecności. Nie myliłem się.

Myślałam, że poszedłeś na trening. – mruknęłam, opierając się wolną ręką o niższą półkę, sięgając coraz wyżej. – Taka ładna pogoda. – dodałam z cynizmem.

- Co to za książka? – Uchiha zignorował moją wypowiedź. Jak zwykle żądał suchych informacji. Zdziwiło mnie tylko, że cokolwiek go obchodzę. I co on robił w bibliotece? Na chwilę zaprzestałam ‘rozciągania’ i odgarnęłam brązowy kosmyk z twarzy.

- Geografia południa. Szukam czegoś o tym czerwonym skubańcu.

- Hn. Trzeba było poprosić, powiedziałbym ci wszystko, co chcesz wiedzieć. – rzucił chłopak z wrednym uśmieszkiem. Oj tak. Wszechwiedzący Uchiha wracał na miejsce.

Czemu ja się oszukiwałam? Gdyby nie on, miałabym jedną nogę mniej.

Przewróciłam oczami, które po chwili zatrzymały się na nim wyzywająco, po czym wspięłam się na palce i sięgnęłam po kłopotliwy tom. Musnęłam jego okładkę opuszkami palców, lecz o jego zsunięciu nie było mowy. Kuso, dla kogo oni zrobili takie regały? Ludzka głupota mnie przerastała.

Stanęłam znów prosto, patrząc w górę. Zaczynała boleć mnie od tego szyja. W momencie, gdy miałam zamiar ponowić próbę, zorientowałam się, że po mojej prawej nie ma już Sasuke. W tej chwili poczułam na swoich biodrach silny uścisk, lecz zanim miałam szansę zareagować, shinobi bez najmniejszego wysiłku uniósł mnie do góry. Odruchowo złapałam się poziomych desek, a moje oczy znalazły się nieco ponad pożądaną książką. Zignorowałam znajome dreszcze przeszywające moje ciało i sięgnęłam po nią, a zaraz potem zostałam opuszczona w dół. Przycisnęłam zdobycz do piersi i odwróciłam się na pięcie spotykając zimne, niemal czarne oczy. Nie ruszyło mnie to, za to odpowiedziałam spontanicznym uśmieszkiem.

Nie chciałam dać Yochi satysfakcji. To nie mogła być prawda.

- Biorę się do pracy. – z tym odeszłam do swojego stolika. Brunet wzruszył ramionami i również wrócił na swoje miejsce, kończyć jakąś tajemniczą i mroczną pracę. W ciągu następnej pół godziny momentami czułam na sobie zaczepne spojrzenie jego oczu z drugiego końca sali, ale nie odwracałam się w jego stronę.

Po tym czasie usłyszałem jej równe kroki. Uniosłem głowę, gdy poczułem, że kunoichi stoi tuż nade mną, pochylając się nad moją głową.

- Nie czytaj. – warknąłem, zerkając na ostatnio sprawdzane zdanie. Szatynka uśmiechnęła się.

- Ne, ja już skończyłam. – pokazała mi notatki z książek. Uniosłem brew z politowaniem. – Dokończę w domu. – wytłumaczyła szybko. – Szkoda marnować taką pogodę. Kiedy skończysz? – zapytała, pochylając się nade mną i lustrując moje pismo. Jej włosy przytrzymywane tylko opaską zsunęły się z jej ramion i musnęły moją szyję. Zacisnąłem zęby. Ze zirytowaniem zastukałem palcem w blat, ale kunoichi zignorowała mnie, pochylając się w lewo, by przeczytać dalszą cześć tekstu*. Jej włosy ponownie otarły się o mój kark, czego ona sama nie zauważyła, a ja – wręcz przeciwnie. Instynktownie wstałem z krzesła, odpychając ją do tyłu i zebrałem wszystkie kartki w jeden plik. Spiąłem je szybko, po czym niedbale wsunąłem krzesło nogą.

- Wieczorem. – burknąłem. Tak naprawdę zostało mi tylko przepisanie wszystkiego na czysto, ewentualnie rozwiniecie czy skrócenie niektórych partii tekstu. Kątem oka zauważyłem bibliotekarkę, karcącą mnie zza okularów za hałas spowodowany szuraniem krzesła.

- No to poszukajmy Kakashi’ego. – uśmiechnęła się zielonooka, ruszając żwawym krokiem do wyjścia, przy którym ukłoniła się siedzącej za biurkiem kobiecie.

Wyszliśmy na zewnątrz, po czym skierowaliśmy się do biura Hokage. Od razu odrzuciliśmy pomysł szukania swojego sensei’a po całej wiosce. Zamiast tego wybraliśmy sannin'kę, będącą w stanie przywołać go w każdym momencie. Mimo, że nikt nie wiedział, jak.

- Niestety, Tsunade-sama jest trochę zajęta. – westchnęła sekretarka, którą spotkaliśmy w korytarzu. Świnia, którą trzymała, chrumknęła dwa razy. – W dodatku nie jest w zbyt dobrym humo-…

- Wynocha! Wynocha! WYNOCHA! – usłyszałem z biura, a przez drzwi dosłownie przeleciał mężczyzna w okularach. Odbił się od ściany naprzeciwko i padł na ziemię. Z przerażeniem spojrzał na blondynkę, która szła w jego stronę, podwijając rękawy. Na jej twarzy malowała się czysta furia, a dookoła nich latało pełno kartek. Z drewnianych drzwi zostały niemal same drzazgi. Facet złapał kilka dokumentów w locie i przyciskając pomarańczową teczkę do piersi, zwiał po schodach na dół. Hokage zatrzymała się na korytarzu, ciężko dysząc. Ja i reszta zachowaliśmy ciszę. Niko nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Akwizytorzy. – prychnęła blondynka, uspokajając się trochę. Westchnęła ciężko, spoglądając na nas z góry, marszcząc brwi. – Czego chcecie?

- Kakashi’ego. – rzuciła kunoichi wesoło, jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie.

- Za mną. – rozkazała Hokage, po czym skierowała się z powrotem do biura. Przeszła przez dziurę w drzwiach kompletnie ją ignorując i zasiadła za biurkiem, opierając się o nie leniwie. – Shizune, załatw nowe drzwi. Trudno, dzieciaki, ale nie mam dla was misji. Jakoś się spokojniej zrobiło, z resztą niedawno wróciliście. W Konoha nie ma już prawie ninja, wszyscy są na wyjeździe.

- Nie chodzi o misję. – mruknęła zielonooka, zakładając kosmyk włosów za ucho. Ostatnio często to robiła. – Zauważyliśmy, że nie ma nikogo i nie mamy z kim trenować.

- Ale Kakashi jest w wiosce. – skrzywiła się blondynka, po czym podniosła się zza biurka. Odwróciła się w stronę okna wychodzącego na centrum i otworzyła je, niemal nie wyrywając z framugi. Wychyliła głowę, opierając ręce o parapet. Letni wiatr rozczochrał jej złote włosy. – Oi, Kakashi, pozwól tu na moment! – wrzasnęła gdzieś w przestrzeń, po czym szybko usunęła się z drogi. Jounin podszedł po dachówkach do okna i kucnął na jego krawędzi, zaczytany w swoją zboczoną książeczkę. Od razu zrzedła mi mina.

Uchiratonkachi.

Kolejny tydzień minął nam na ciężkim treningu. Spotykaliśmy się parami lub całą trójką i ćwiczyliśmy do upadłego. Podzieliliśmy dzień na trzy części z przerwami na posiłki, podczas których trenowaliśmy taijutsu, ninjutsu i panowanie nad chakrą. Każdego dnia wracałam do apartamentu cała mokra i tak zmęczona, że nie miałam nawet siły się kłócić.

O reszcie ninja na misjach słuch zaginął, wioska wydawała się nieco bardziej pusta, ale nie mieliśmy czasu, by tego zauważyć. Oddaliśmy swoje raporty i zapomnieliśmy o misji, całkowicie oddając się ćwiczeniom. Kakashi poświęcał nam każdą wolną chwilę, prawdopodobnie zwolniony już z obowiązków, w które w ramach zemsty go wkręciłam.

Wiosenne deszcze ustały, a temperatura rosła, co całej wiosce obwieściło nadejście pełnego, gorącego lata. Dni były coraz dłuższe. Niektórym w Konoha to odpowiadało - innym – wręcz przeciwnie...

- Umieram… - jęknęłam, przewieszona przez krzesło w kuchni jak używany ręcznik. – Więcej nie wyrobię.

- Hmpf. – Uchiha stał najspokojniej w świecie, odkładając miski po ryżu. Byliśmy właśnie po treningu taijutsu i obiedzie, co oznaczało, że czekał nas mocny wycisk z użyciem chakry.

- Kakashi nas zamęcza… - mruknęłam, człapiąc do swojego pokoju. Podeszłam do lustra. Spojrzałam na nie z wyrzutem, po czym odwróciłam się. Od potu całe moje plecy i nogi były mokre. Uchiha wyglądał podobnie, choć po jego twarzy, jak zwykle, nic nie było widać. – Idź beze mnie. – warknęłam czując, że mój partner stoi w drzwiach do pokoju. Ruszyłam szybkim krokiem do łazienki. – Ja wezmę prysznic i was znajdę.

- Hn.

Po chwili chłopaka już nie było, co dało mi trochę swobody. Doprowadziłam się do porządku, przebrałam i związałam włosy w koński ogon, by ograniczyć pocenie się choćby odrobinę.

W mgnieniu oka znalazłem się na umówionej polanie. Kakashi standardowo siedział na drzewie w cieniu liści, gdyż poza nimi było gorąco jak w piekle. Nic dziwnego, gdyż był już koniec czerwca. Bez słowa podszedłem do drzewa i usiadłem pod nim, czekając spokojnie, aż jounin zauważy moją obecność. Nie trwało to tak długo, jak myślałem.

- Gdzie Niko? – usłyszałem nad sobą. Wzruszyłem ramionami, wdychając zapach trawy.

- Powiedziała, że się umyje i do nas dołączy. – rzuciłem beznamiętnie.

- O. No dobra, więc co dzisiaj mieliśmy zamiar poćwiczyć? – szarowłosy zeskoczył na ziemię, chowając pomarańczową książeczkę do kieszeni. Nie wyglądał na zniecierpliwionego.

- Hmpf. Jutsu.

- Ah, owszem. Ale ja mam nieco inne plany. Gdy Niko przyjdzie, pójdziecie ze mną. – przewróciłem tylko oczami, odchylając głowę. Tak naprawdę byłem trochę ciekawy, czemu Hatake odkładał codzienny wycisk. Musiał znaleźć nowy sposób uprzykrzania nam życia, to było pewne.

- Uf, jestem. – westchnęła zielonooka, pojawiając się niewiadomo skąd. – Gotowa do ćwiczeń, jak trudne… – poprawiła włosy. – …ciężkie… – spojrzała w moją stronę. – …czy bezsensowne by one nie były. – zdanie skończyła, patrząc wyzywająco na Kakashi’ego. On odpowiedział jej lekkim uśmieszkiem. Prawdopodobnie.

- Nie dziś. – odparł. – Mam zamiar coś sprawdzić w ramach waszego szkolenia oraz projektu stworzonego przez Hokage-sama.

- Nie mogę się doczekać. – burknąłem, krzyżując ręce. Projekty. Szkolenia. Nudy.

Dwójka rzuciła na mnie przelotne, zirytowane spojrzenia. Po paru chwilach Niko odezwała się, nie kryjąc zaciekawienia.

- O co chodzi?

- Nie jestem dobry w tłumaczeniu zbędnych szczegółów, tym zajmą się eksperci. – westchnął białowłosy, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. Wstałem i otrzepałem spodnie. – Oczekuję tylko zgody.

Popatrzyliśmy na siebie z dziewczyną. Jej kocie spojrzenie spotkało się z moimi ciemnymi tęczówkami. Wyzywający, pewny siebie wzrok ze znudzonym i wszechwiedzącym. Kąciki ust Niko uniosły się z pogardą do góry.

- Ja wchodzę. – mruknęła swobodnie. Sensei uniósł jedną brew, zerkając na mnie. Milcząco kiwnąłem głową. Kunoichi uśmiechnęła się szerzej. – Prowadź.

Głównym celem naszego… eee.. projektu Tsunade-sama jest zebranie najważniejszych informacji o jednostkach znajdujących się w obrębie terenu wioski oraz optymalne wykorzystanie ich właściwości. – mówiła z przejęciem Shizune, prowadząc nas przez znienawidzone przeze mnie białe korytarze szpitala. Znajdowaliśmy się aktualnie w skrzydle klinicznym, z daleka od sal dla pacjentów z większymi urazami. To mnie trochę uspokoiło. – Kolejnym pomysłem jest uzupełnienie ich słabych punktów, samodzielnie lub w parach, by uzyskać zestaw wyszkolonych shinobi w wielu specyficznych kierunkach.

- Na nasze? – mruknął Sasuke, przewracając oczami. Shizune obróciła się, jednocześnie zastawiając nam drogę.

- Wszystkiego dowiecie się tu. – sekretarka wskazała nam otwarte drzwi do biura. Bez wahania weszliśmy do pomieszczenia, a kunoichi zamknęła za nami drzwi i oddaliła się. Wnętrze pokoju było jak każde inne w klinice. Na końcu, pod oknem, stało biurko z posegregowanymi dokumentami. Znacznie różniło się od miejsca pracy Tsunade. Wszystko wyglądało... schludniej. Za stołem siedziała brunetka w okularach i białym fartuchu z czerwonym emblematem medic-nin’ów, mniej więcej w wieku Shizune.

- Konichiwa. – ukłoniłam się lekko, podchodząc bliżej dwóch skórzanych foteli naprzeciwko biurka. Uchiha stał prosto, nie dając po sobie oznak życia. Kobieta kiwnęła lekko głową i wskazała nam miejsca.

- Usiądźcie. – szepnęła. Wykonaliśmy polecenie. Medic-nin spojrzała na nas przelotnie, po czym odchyliła się na swoim krześle, dotykając szczupłymi palcami podbródka. – Rozumiem, że przysłała was Hokage-sama… - kiwnęłam lekko głową, stukając z nudów palcami o kolano. Miałam już dość przesłuchań i szpitali po ostatniej misji. Kobieta zamrugała kilka razy, po czym pochyliła się nad biurkiem, opierając się o nie łokciami. – Przejdźmy do rzeczy. Nazywam się Rie Shikaido i przewodniczę temu projektowi. Nie wiem, ile wiecie, więc zaczniemy od pytań.

- Czemu my? – zapytałam, nie mogąc ukryć nutki znudzenia w głosie.

- Zgłosił was Kakashi-san. Swój wybór poparł… jak on to określił…? – Rie uniosła oczy do góry. – Silną chęcią samokształcenia oraz wytrwałością. Patrzę na was i mam nadzieję, że się nie pomylił. – uśmiechnęła się lekko. Posłałam jej jedno z moich zabójczych spojrzeń, co dodatkowo ją rozbawiło. – Rozumiem, że jesteście zainteresowani. – kiwnęliśmy jednocześnie głowami. – Hm… zainteresowani, ale... mało rozmowni. – wstała od biurka i podeszła do ściany, na której wisiał wysoko przypięty, podłużny zwój. Kobieta stanęła na palcach i odpięła go, a w dół spadł materiał sięgający aż do podłogi. Przypatrzyłam się mu uważnie.

Zwój przedstawiał sylwetkę człowieka, na nim naniesione były przewody chakry, tenketsu oraz bramy, czyli wszystko wykorzystywane do kontroli energii. Poniżej widniał kolisty wykres zależności jutsu ze względu na ich pochodzenie**. Na prawo od sylwetki shinobi widniały dziwne wykresy, widocznie wskazujące umiejętności witalne ciała, jak siła, szybkość i wytrzymałość. Dalej – rodzaje jutsu.

- Jak widzicie, nasz program obejmuje dosłownie wszystko. – uśmiechnęła się Rie, dając mi chwilę na przyswojenie informacji. Zastukała w obrazek przedstawiający układ chakry. – Na tym nie skupiajcie się za bardzo. Nam chodzi o to. – wskazała rodzaje jutsu. – Jutro z rana stawcie się u mnie w gabinecie, a ja przeprowadzę szczegółowe… badania. Przedstawię wam ich wyniki, po czym wspólnie z Hatake-san ustalimy dalszą drogę waszego kształcenia. Jakieś pytania?

- Co nam to da? – burknął Sasuke. Miałam zamiar zapytać o to samo. Po co badania? Nie byliśmy chorzy, a jutsu nie dało się ninja wstrzyknąć jak lekarstwa. – Nie lepiej ćwiczyć to, co umiemy najlepiej?

- Nie, mój drogi. – westchnęła Shikaido z nutką zirytowania w głosie i usiadła na swoim biurku. – Znasz takie słowo jak ‘wszechstronność’? O to nam właśnie chodzi. Każdy shinobi ma inne możliwości ze względu na płeć, wiek oraz inteligencję. Nasz projekt pozwoli wyrównać poziom w grupach dwu i więcej osobowych, dzięki czemu misje będą szły sprawniej i lepiej.

- Więc chodzi o zachciankę Tsunade-shishou by nas jeszcze trochę pomęczyć. – mruknęłam, rozpierając się w fotelu. To nie miało sensu. To nie był konkurs, kto więcej potrafi. Liczyła się praktyka.

- Wy nadal nie rozumiecie? – pokręciła głową Rie. – Tu chodzi o waszą przyszłość. Jesteście shinobi, to wasze życie. – naciskała, widząc moją zmianę postawy. – Musimy… musicie zainwestować w siebie tyle czasu, by osiągnąć zamierzone cele. Dla jednych życiem jest siedzenie za biurkiem, dla innych ratowanie życia. Wy od początku byliście skazani na żywot pełen podróży, walki, przygód. Naprawdę nie chcecie się przekonać, jak to jest być jedynym w swoim rodzaju wojownikiem?

Spojrzeliśmy na siebie. Na ostatnie słowa Sasuke nieznacząco się rozchmurzył, a we mnie rosła ciekawość. Wzruszyłam ramionami, wracając do poprzedniej pozycji i lekko kiwnęłam głową, odpowiadając za nas oboje.

- Chcemy.

- Doskonale. Widzimy się jutro. Wtedy też… określimy wasz potencjał.

* - nie zapominajcie, oni piszą od prawej do lewej.

** - typu woda gasi ogień, ogień spala powietrze itd…