23 lipca 2007

Rozdział III - "Znajomi"


        Następnego ranka obudził mnie świergot ptaków. Zegar wskazywał godzinę dziewiątą, więc pośpiesznie wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Gdy zobaczyłem, że sąsiednie drzwi są zamknięte, od razu przypomniało mi się, co stało się poprzedniego wieczora. Po cichu wróciłem do swojej sypialni. Musiałem się zabezpieczyć przed spotkaniem swojej nowej współlokatorki. Szczerze nie podobał mi się pomysł paradowania przed nią w samych bokserkach.
        Ubrałem się, pościeliłem łóżko i odsłoniłem okna, aby światło wypełniło najdalsze zakamarki mojego pokoju. Zawsze panował w nim niemal idealny porządek – mimo paru cennych ozdób i zwojów wszystko było na swoim miejscu.
        Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do kuchni, aby – jak zawsze – pośpiesznie zjeść śniadanie i wyjść na poranny trening. Gdy wyjąłem dla siebie talerz, coś przykuło moją uwagę. Na drzwiach lodówki wisiała mała kartka. Oderwałem ją i pospiesznie przeczytałem, doskonale wiedząc, do kogo należy nieznajome pismo.
        „Hej Sasuke
        Przepraszam za wczoraj. Mam nadzieję, że pierwsze wrażenie nie jest tak ważne, jak ludzie mówią. O dziesiątej masz trening z Kakashi’m. Przekaż mu, że dołączę do Was koło pierwszej. Nie chciałam cię budzić, więc nie wiem, czy zdążysz na czas, ale w zamian przygotowałam ci śniadanie, by ułatwić ci życie.
        Niko”
        Prychnąłem i zgniotłem liścik, po czym wrzuciłem go do kosza. Dziewczyna albo chciała mi się podlizać, albo po prostu trochę się porządzić. Powinna była wiedzieć, że nawet jeśli kiedykolwiek miała szansę mi się przypodobać, to było już na to sporo za późno. Po występie, jaki wczoraj odstawiła, trudno mi było nie wyrobić sobie o niej konkretnej i – nie oszukujmy się – dość negatywnej opinii.
         A ja rzadko się myliłem.
        W końcu zrobiłem to, po co przyszedłem. Zajrzałem do lodówki. Wbrew moim oczekiwaniom, po raz pierwszy od dawna była pełna. Obok obcych produktów takich jak warzywa i ryby – których z pewnością nie kupowałem – zauważyłem też duży talerz z przygotowanym królewskim śniadaniem. Wyjąłem go ostrożnie i położyłem na stole, by jedzenie się ociepliło. Nie wiedząc zupełnie, co myśleć o tej całej sytuacji, bez zastanowienia pochłonąłem wszystko, co zostało dla mnie przygotowane, a następnie uzbroiłem się na trening.
        W trakcie wiązania paska podtrzymującego zapas shurikenów przyszło mi coś do głowy. Czemu ja w ogóle szedłem na ten trening? Od kiedy to ona umawiała się za mnie na spotkania, a ja posłusznie szedłem, gdzie mi napisała na kartce? Była tu dopiero pierwszy dzień!
        Przekląłem pod nosem, lekko zdenerwowany i wyszedłem z mieszkania.
        Przez chwilę wahałem się, czy zamknąć drzwi na klucz. Być może dziewczyna nie dorobiła sobie jeszcze własnego. Warknąłem jednak, czując ukłucie dumy i silnym ruchem zatrzasnąłem je i zamknąłem na wszystkie spusty. Niech się kretynka martwi.
        Ruszyłem do okna na korytarzu, aby po parapecie wspiąć się na budynek i skacząc po kolejnych dachach, dostać się na stałe pole treningowe swojej byłej drużyny. Irytującej kunoichi oczywiście nie było, Naruto i Sakury na szczęście też, a na Kakashi’ego czekałem ponad dwadzieścia minut.
         
        Szłam pospiesznie przez korytarz Kwatery Hokage. Nie byłam tu od dłuższego czasu, ale nie zauważyłam gołym okiem żadnych zmian, co mnie ucieszyło. Gdy dotarłam do właściwych drzwi, poprawiłam włosy i weszłam bez pukania. Po gabinecie – jak zwykle – krzątała się Shizune. Tsunade-shishou siedziała za biurkiem i rozmawiała z inną kunoichi, której nie znałam. Tak przynajmniej przypuszczałam, jako że blondynka była odwrócona tyłem, a ja znałam stosunkowo mało shinobi z Konohy.
        – Dzień dobry! – Shizune uśmiechnęła się w moją stronę, upuszczając kilka książek z wielkiej kolumny, którą niosła. Instynktownie złapałam je, zanim dotknęły podłogi i podałam miłej asystentce.
        – Hej, Shizune-san – odpowiedziałam szybko, odwracając się w stronę Hokage. Tsunade nadal nie zwracała na mnie uwagi, bo rozmawiała z tą drugą, co jakiś czas kiwając głową. Po dłuższej chwili zauważyłam, że ręka Tsunade leżąca na biurku „woła” mnie palcem, abym podeszła. Pewnym krokiem zbliżyłam się do blondynek i wsłuchałam się w ich rozmowę.
        – …poza tym nie znam Konohy z tej strony. Wiem, jak się po niej poruszać, ale siedzenie w jednym miejscu i czekanie, aż Gaara lub Kankuro znajdą jakąś rozrywkę jest absolutnie bezcelowe. – Kunoichi uśmiechnęła się, podpierając się pod boki. Była sporo wyższa ode mnie. Szczupła i ładnie ubrana. Miała jednak coś metalowego na plecach. Zmrużyłam oczy. Chyba miałam porządne braki w panującej modzie. – Tak samo jak oczekiwanie, aby Shikamaru oprowadził mnie po wiosce…
        – No tak... – westchnęła Tsunade-shishou. Złożyła ręce, przypatrując się uważnie odpadającemu z jej paznokci czerwonemu lakierowi. – Temari, mam drugą osobę w podobnej sytuacji. – Tu wskazała na mnie, a po minie blondynki wywnioskowałam, że dopiero mnie zauważyła. Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze było wiedzieć, że nadal potrafię się skradać.
        – Cześć. – Podała mi rękę. Odwzajemniłam uścisk, ale czekałam, aż Hokage sama mnie przedstawi, skoro dziewczyna sama nie podała mi swojego imienia i klanu. Dziwnie się czułam, spotykając tak wielu ludzi na raz. Nie była to moja mocna strona, przyznaję.
        – Niko jest w wiosce długo, jednak każdą wolną chwilę spędzała do tej pory na treningu i studiach, nie na zawieraniu znajomości. – Przewróciłam oczami. Ładnie, dyplomatycznie powiedziane. – Ma wolną rękę dopiero od czasu, gdy została chuuninem. Proponuję, aby zawołać tu tego lenia i rozkazać, aby pokazał wam Konohę. – Tsunade uśmiechnęła się, lecz zaraz spoważniała. – Shizune!
        – T-tak, Tsunade-sama? – Kobieta pojawiła się obok nas w ułamku sekundy. Dziwiłam się, że jeszcze nie była zmęczona takim traktowaniem.
        – Sprowadź tu Shikamaru Narę, w trybie natychmiastowym.
        – Oczywiście! – odkrzyknęła sekretarka i wybiegła z biura, zostawiając dokumenty samym sobie. Niejaka Temari powiodła za nią wzrokiem ze współczuciem. Rozumiałam, co miała na myśli. Czy ona nie miała do prowadzenia własnej drużyny?
        – Jakiego lenia? – Uniosłam brew, wracając do naszej konwersacji.
        – Temari ci wszystko opowie… – oznajmiła Hokage. – ...idę coś załatwić, poczekajcie tu.
        Tsunade wyszła, a my zaczęłyśmy rozmawiać. Jeśli miałyśmy spędzić ze sobą większą część dnia, musiałyśmy się trochę poznać. Stanowczo wolałam to od przesiadywania w domu samej lub przekomarzania się z moim nowym felernym partnerem.
        – A więc… kim jest Shikamaru? – zapytałam na początek.
        – To miejscowy shinobi. – Blondynka wzruszyła ramionami ze zrezygnowaniem. Rozejrzała się dookoła i po namyśle usiadła na biurku Hokage. Jak na gościa z innej wioski była dość spontaniczna. Spodobało mi się to. – Walczyłam z nim w egzaminie na chuunina, ale nie powiedziałabym, że znamy się zbyt dobrze. Jakimś cudem wylądowałam z nim w parze. – Tu uśmiechnęła się chytrze. – Z kim ty jesteś?
        – Też chłopak... – westchnęłam. Czy nie było dziwne, że sparowali mnie z Uchihą, skoro mogłam być z tak miłą osobą, jak Temari? Naprawdę chcieli mi dopiec, prawda? – Na imię ma… Sasuke, czy jakoś tak… – Udałam zakłopotanie. Tak na prawdę pamiętałam jego imię bardzo dobrze. Intuicja jednak mówiła mi, by nie oceniać mojej sytuacji zbyt powierzchownie. Na razie warto było zachować do wszystkiego dystans.
        – Sasuke? Ten Sasuke? – Gdy wzruszyłam ramionami na znak, że nie kojarzę, dziewczyna prychnęła z niecierpliwością. – Sasuke Uchiha? Ten ponury przystojniak? –Skrzywiłam się. Chyba mnie źle zrozumiała. – No wiesz, ten cichy zdolniacha, który był w grupie Kakashi’ego? Chętny do mordowania? Za silny jak na chuunina?
        – Mhm… – mruknęłam bez przekonania, przysiadając koło niej na biurku i ignorując dokumenty na nim leżące. Widać nawet dziewczyna spoza wioski znała Pana Gburowatego. Zdziwiło mnie to. Nie wydawał się być duszą towarzystwa.
        – Ej, rozchmurz się. – Uśmiechnęła się blondynka, trącając mnie lekko łokciem. Optymistka, genialnie. – Ciesz się, że jesteś po jego stronie. Wiem, co mówię, doświadczyłam jego umiejętności na własnej skórze. – Dodała, lekko się krzywiąc, prawdopodobnie na wspomnienie bólu. Starałam się pojąć, o czym mówi. Zwykle to ja nawijałam jak najęta, ale jej potok słów mnie powstrzymywał. Może to i lepiej. – Z tego, co słyszałam, jest bardzo popularny w Konoha…
        – Nie dla mnie. – Nie wystarczająco, aby przepić się przez panującą wokół mnie zmowę milczenia i wyimaginowaną zmazę. Teraz w dodatku podsyconą tym irytującym, egocentrycznym pajac. Nic nowego, tym bardziej ciekawego. – Kto zdał tamten egzamin na chuunina? – zmieniłam temat.
        – Tylko Shikamaru. Z tego, co słyszałam.
        – Ty nie?
      – Oh, ja też, ale później. Widzisz – egzamin, w którym Shika i Uchiha brali udział, nieco się rozpadł…
        Temari opowiedziała mi o tragedii z podmianą Kazekage, atakiem na Konohę – którego oczywiście byłam bardziej niż świadoma – i anulowaniu egzaminu. Zaraz potem o tym, jak w Suna-gakure otrzymała stopień chuunina. Okazało się, że w Konoha był następny egzamin, jednak każda wioska organizowała go osobno, gdyż obawiano się kolejnych dezerterów na usługach Orochimaru. Temari jednak nie wiedziała, kto z Konohy przeszedł drugą selekcję. W zamian opowiedziałam jej trochę o swoim, całkiem niedawnym, teście.
        Po kilku minutach do biura wszedł ciemnowłosy shinobi w kamizelce chuunina. Łatwo było wywnioskować, że był to ten chłopak, Shikamaru.
        Irytująca kobieto... Czego ty znowu ode mnie chcesz? – wypalił, patrząc wprost na Temari, która spontanicznie uśmiechnęła się na jego widok. Mnie chyba zignorował. Ani z jego postawy, ani wyglądu nie potrafiłam wywnioskować nic na jego temat. To mnie trochę zaciekawiło.
        – Hokage prosi, abyś pokazał mi... i Niko... – Tu kunoichi wskazała na mnie. – ...całą Konohę.
        Brunet zmierzył nas czujnym i lekko zmęczonym wzrokiem.
        – Wiecie, jakie to kłopotliwe? – burknął.
        – Wiemy – zaśmiała się Temari i wypchnęła go z gabinetu, abyśmy we trójkę zeszli po schodach.
        – Kobiety... – westchnął Nara, co wywołało uśmiech u nas obu. Zapowiadało się ciekawie.
        Około trzech godzin zajęło nam obejście najważniejszych miejsc w Konoha – Akademii, którą mimo wszystko dobrze znałam, pól treningowych, wyjść z wioski, budynków administracyjnych, restauracji i większych sklepów. Rozmawialiśmy w tym czasie o różnorodności shinobi w wiosce, egzaminach na chuunina, miejscowych sensei’ach i innych ninja-rzeczach. Miałam okazję poznać Shikamaru. Był poważny i inteligentny jak na swój wiek, w dodatku z chęcią przyznał, że ja nie byłam tak „kłopotliwa” jak reszta dziewczyn. Shinobi obiecał – po krótkich torturach – że przedstawi mnie jak największej liczbie shinobi. To znacznie ułatwiało moją sytuację.
        Nie chciałam na stałe utknąć w towarzystwie Sasuke. Kakashi i Anko byli wiecznie zajęci i nie kwapili się, by dotrzymywać mi towarzystwa. O reszcie moich znajomych... lepiej było nie mówić.
        Nasza wycieczka skończyła się tam, gdzie się zaczęła, a mianowicie pod Kwaterą Hokage. Tsunade-shishou była już na miejscu i ze zmęczoną miną podbijała kilogramy dokumentów podawanych jej przez Shizune.
        – Jak było? – zapytała, gdy nas zobaczyła. Prawdopodobnie jej to nie obchodziło. Miała ważniejsze sprawy na głowie, ale każda rozmowa, nawet z nami, dawała jej możliwość wytchnienia.
        – Nie było tak źle… – stęknął pozornie zmęczony Shika. Momentami był dziwnie nieobecny, jakby potrafił całkowicie wyłączyć swój umysł. – Mogę już iść? Mamy trening z Asumą...
        – Oczywiście – stwierdziła Hokage, wracając do swoich papierów. Temari i Shikamaru wyszli, a ja zostałam. – Możesz za nimi iść, mają treningi na tym samym polu, co Kakashi – dodała, nie unosząc wzroku znad kilkustronicowego dokumentu, który z obrzydzeniem studiowała.
        – A właśnie! – krzyknęłam, klepiąc się w głowę. W biurze rozległ się głośny plask. Nie wiedziałam, jakie to pomieszczenie jest akustyczne. – Jestem spóźniona! – Ruszyłam w tył, aby dogonić Shikamaru i Temari. Nie byłam do końca pewna, gdzie Kakashi zwykł się spotykać ze swoimi uczniami, a raczej ciężko było mi uwierzyć, że to on będzie mnie szukał. Godzinę spotkania ustaliłam z nim rano, w drodze do sklepu.
        – Czekaj! – wrzasnęła Tsunade, a ja wróciłam się z korytarza tyłem i z zaciekawieniem wychyliłam się przez framugę, patrząc w głąb pomieszczenia.
        – Powiedz młodemu Uchiha, aby zaraz się tu zjawił.
        – „Młody” to Sasuke? – upewniłam się.
        – Eee... tak? – odparła powoli Hokage, krzywiąc się w zdziwieniu. Pomachałam i pobiegłam za dwójką shinobi. Miałam nadzieję, że nie chodzili tak szybko, jak ja. 
        Więc Uchihów było więcej, tak? A Sasuke był najmłodszy. Aż trudno było w to uwierzyć, sądząc po tym, jak był rozpieszczony.
        Dobiegłam za Temari i Shikamaru do miejsca, gdzie ćwiczyli. Szybko poznałam, że koło nich stał Asuma i Kurenai, która nadzorowała treningi dwóch innych kunoichi. Jedna, niziutka, ćwiczyła walkę wręcz z zamkniętymi oczami, druga z całą artylerią trenowała celność na lotkach w kształcie ludzi. Musiały być uczennicami Yuuhi.
        Znałam z opowiadań część starszego pokolenia shinobi, ale o swych rówieśnikach nie miałam bladego pojęcia. Brzmiało to trochę żałośnie, ale taka była prawda. Moje dziwaczne towarzystwo robiło swoje.
        Oderwałam wzrok od kunoichi, gdy zobaczyłam Sasuke leżącego w cieniu dużego drzewa. Podeszłam do niego cicho jak kot i kucnęłam zaraz przy nim, nie dotykając go. Z początku myślałam, że coś mu się stało, ale im bliżej niego się znajdowałam, tym bardziej nad „zmartwieniem” przeważała ciekawość. Uchiha półleżał oparty o wysokie drzewo, z rękoma na karku.
        Był zrelaksowany. Jego oddech był umiarkowanie głęboki, ale i przyspieszony. Przechyliłam głowę, aby obejrzeć jego szyję. Miał wysokie tętno. Na pewno trenował.
        Moją uwagę przykuła dziwna plama na jego szyi. Przypominała trzy czarne łzy otoczone wiankiem. Pochyliłam się nad nim, aby przyjrzeć się znakowi. Widziałam go wiele razy, ale nie spodziewałam się go znaleźć u nowego rywala.
        Czemu nikt mi nie powiedział?
        Nagle sparaliżowało mnie uczucie, że jestem obserwowana. Przełknęłam ślinę. Z dołu wgapiała się we mnie para czarnych, wrogich oczu. Wstałam i wyciągnęłam dłoń ku brunetowi. Ten jednak odwrócił wzrok i wstał po swojemu.
        – Czego chcesz? – zapytał zirytowanym głosem, otrzepując białe spodnie. Znowu był bardzo uprzejmy i uroczy. Zabawne, że wyczuł mnie dopiero teraz.
         
        Dyskretnie zmierzyłem ją wzrokiem. Ostatni raz, gdy ją widziałem, była w samym szlafroku i nie wyglądała na kunoichi. Teraz wydawała się zupełnie inną osobą.
        Jej grzywka częściowo zasłaniała opaskę z wizerunkiem liścia na jej czole. Jej strój treningowy nie odbiegał znacznie od typowego ekwipunku shinobi, może poza widocznym umiłowaniem do wysokich, ciężkich czarnych butów i dodatkowych ochraniaczy.
        Kompletny ekwipunek, choć aż do przesady. Nie wyglądała jednak na kogoś, kto bawił się w przebieranki za shinobi dla zabawy. Miała w sobie to coś, co sprawiało, że wiedziało się, że jest kunoichi. Może postawę, może spojrzenie. Nieważne.
        – Hokage chce cię widzieć – wspomniała, składając ręce na piersiach, jakby w defensywie. Nie byłem w stanie stwierdzić, czy w obronie przed moim taksującym spojrzeniem, czy faktem, że została przyłapana na przyglądaniu mi się, gdy śpię.
        Z drzewa, pod którym staliśmy, zeskoczył Kakashi. Skończyliśmy trening kilkanaście minut temu.
        – Siema, Niko! – Nieco prześmiewczo pomachał do niej niej palcami, przeciągając ostatnią samogłoskę jej imienia tak, że brzmiało to jakby byli starymi dobrymi przyjaciółmi.
        Spojrzałem na Hatake mordującym wzrokiem, przypominając sobie jego przemowę w biurze Hokage o moim wspaniałym, przyszłym partnerze. Jego jedyne widoczne oko widocznie się uśmiechało. Znikąd położył rękę na głowie zaskoczonej dziewczyny.
        – Czyżby ten wzrok miał oznaczać, że nie pasuje ci twoja towarzyszka? – Ostatnie słowo nauczyciel bezczelnie zaakcentował, a zielonooka tylko prychnęła, mierząc rękę dotykającą jej włosów obrzydzonym spojrzeniem. Z rozbawieniem przyznałem, że przypominała zirytowaną, dziką kotkę, którą szarowłosy próbował oswoić jednym gestem. Oczywiście bezskutecznie. Prychnęła, podrzucając oddechem grzywkę do góry, a następnie wymknęła się spod jego dotyku.
        Zignorowałem jego pytanie, oczywiście świadom, że moja szczera odpowiedź nie tylko nic nie zdziała w tej sprawie i tylko sprawi mu przyjemność, a ją dodatkowo zirytuje. Wbiłem ręce w kieszenie i popatrzyłem na nauczyciela dobitnie i wymownie.
        – Hn… Piąta mnie wzywa, a umówiłem się na ramen z Naruto i Sakurą. Przekaż im, aby zaczekali – mruknąłem z zamiarem ruszenia w odpowiednim kierunku.
        – Wybacz, Niko, ale mam coś ważnego do zrobienia – odparł na to Kakashi, wyciągając z kieszeni pomarańczową książkę i znikając w kłębie dymu. Tak, jasne. Ciekawe co.
        – Czy mam z tego rozumieć, że nie będzie dziś treningu? – zapytała z wyrzutem kunoichi, jakby samą siebie.
        – Nie dziwię się. – Spojrzałem na nią z wyższością. Pewnie zrozumiał, że żaden trening z nią nie ma sensu. – W takim razie ja...
        – Cóż, najwyżej się spóźnisz na spotkanie – odezwała się szatynka, wyciągając shurikeny na znak, że potrenuje sama. Westchnąłem. Nigdy dotąd się nie spóźniłem. Po prostu – nie robiłem tego. To była domena Kakashi’ego. Z drugiej strony ciężko było zignorować nagłe wezwanie Hokage.
        Jeśli jednak nie poszedłbym na ramen z tą dwójką kretynów, zostałbym głodny i musiałbym jeść sam albo coś sobie samemu ugotować. Trudno mi było przypuszczać, że dziewczyna raczy zrobić dla mnie obiad. Na pewno nie po tym, co jej właśnie powiedziałem.
        A jednak w mojej głowie pojawił się genialny pomysł.
        Ty do nich pójdziesz – oświadczyłem.
        – Słucham? – zielonooka wydawała się oburzona. Podrzuciła jeden shuriken.
        – Nie chcę ich zgubić albo by zjedli beze mnie. Ale do Hokage muszę iść, więc…
        – Nie, nie. To rozumiem. – Potrząsnęła głową. Jej włosy zawirowały. – Nie rozumiem tylko, czemu mówisz mi, co mam zrobić, zamiast normalnie poprosić. – Zmierzyła mnie czujnym wzrokiem, chowając shurikeny. Wypięła pierś, krzyżując pod nią ręce. Wyzwanie.
        – Hn. Nie wygłupiaj się. Ja…
        Przez chwilę po prostu patrzyliśmy na siebie w ciszy. Nie był to jakiś specjalny ewenement, bardziej przypominało to siłowanie się na spojrzenia. Każde z nas czekało, aż to drugie się podda. Lecz, jak to się mówi, „trafiła kosa na kamień” – i to w obu przypadkach, bo żadne z nas nie wykazywało w tej chwili jakichkolwiek emocji. Dla mnie było to normalne, dla niej raczej nie. Dlatego to ona pierwsza się odezwała.
        – Dobra, pójdę – stęknęła ze zrezygnowaniem. – Iść do nich i powiedzieć, aby zaczekali, ne? – przytaknąłem. – Nie mam pojęcia, jak ci twoi znajomi wyglądają – zauważyła, unosząc w górę palec. Uniosła też zaraz drugi, oczywiście znajdując kolejny problem. – Ani gdzie konkretnie mam iść.
        Też prawda.
        – Musisz znaleźć debilnie wyglądającego blondyna noszącego pomarańczowy dres oraz różowowłosą dziewczynę z dużym czołem ubraną na czerwono – wycedziłem monotonnym głosem zastanawiając się, jak ją naprowadzić na miejsce, gdzie stoi budka z ramenem Ichiraku.
        – Fajnych masz przyjaciół. – Uśmiechnęła się ironicznie szatynka. Zignorowałem jej uwagę. Nie byli moimi przyjaciółmi. – Jak tam dotrę?
        – Za mną. – Wskoczyłem na sam czubek drzewa, pod którym staliśmy. Po chwili dziewczyna pojawiła się tuż obok mnie. Zupełnie bezszelestnie. Zmrużyła oczy i teatralnie przystawiła otwartą dłoń do czoła. Potrząsnąłem lekko głową, aby ocknąć się ze zdziwienia. Była całkiem zwinna. Wskazałem palcem dokładny kierunek, pomagając sobie Sharinganem.
        – Tam jest restauracja, gdzie serwują ramen. Naruto go uwielbia – zapomknąłem. – Nazywa się „Ichiraku”. – Mówiąc to zauważyłem, że dziewczyna dyskretnie spogląda na moje oczy. W jej własnych malowało się zaciekawienie, choć mogło się wydawać, że i nuta przerażenia. Teraz to ona potrząsnęła głową i popatrzyła we wskazanym kierunku, wysilając zmrużone oczy. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Dziewczyna była zaskoczona moim Kekkei Genkai, to pewne. Nie znała więc też innych moich technik.
        – Może już tam są... – Zeskoczyła z drzewa na polanę, a następnie na najbliższy dach, jak ja sam miałem w zwyczaju. Nie zwracając na nią uwagi patrzyłem dalej na budkę.
        Może na pewno. Mogłem dostrzec siedzących tam blondyna i różowowłosą. Westchnąłem i wyłączyłem Sharingana. Korzystając z dogodnego położenia rozejrzałem się za najlepszą drogą do siedziby Tsunade, choć to nie mogło być trudne. Jej Kwatera była największym budynkiem w Konoha.