3 sierpnia 2007

Rozdział IX - "Ty stawiasz"


Leżałem na swoim miękkim łóżku i wsłuchiwałem się w szum wody w łazience. Zamknąłem oczy, które od pewnego czasu dziwnie mnie szczypały. Pewnie od używania Sharingana. Westchnąłem, przecierając je ręką. Przypomniałem sobie wczorajszy irytujący wieczór.
        – Czego do jasnej cholery szukałeś w moim pokoju? – zapytała Niko, marszcząc brwi. Wyglądała jak rozjuszona kotka, która przyłapała inne zwierzę na droczeniu się z jej młodymi. Trochę mnie to zdenerwowało, jednak nie dałem tego po sobie poznać. Odpowiedziałem wolno, spokojnie, jednym, szczerym zdaniem. Jak było w zasadach „gry”.
        – Informacji o tobie, jednak niewiele tam znalazłem. – Końcówkę dodałem z lekkim grymasem, a dziewczyna wróciła na swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic. Złapała kubek herbaty i siorbała cicho z przymkniętymi oczami – totalnie zrelaksowana, mogłoby się wydawać.
        Kobieta zmienną jest, jak mówią. Nigdy nie sądziłem, że aż tak trafili z tym powiedzeniem w sedno.
        – Twoja kolej... – mruknęła pod nosem.
        – Nie interesuje mnie twoja przeszłość – zapewniłem kunoichi, patrząc na jej ręce zaciśnięte na porcelanowym kubku w pastelowe wzory. – ...a moje pytanie brzmi: „Czemu w twoich aktach jest tak wiele luk?”.
        Niko odstawiła na podłogę puste naczynie i nabrała powietrza. Powoli je wypuściła. Nie patrząc na mnie, założyła nogę na nogę i odpowiedziała, oglądając swoje paznokcie, zupełnie jak jakaś wyrafinowana dama. Szkoda tylko, że nią nie była.
        – Nie ma tam tego, czego ludzie nie wiedzą, proste. – Dziewczyna wstała z kanapy, zabierając swój kubek, odłożyła go do zlewu, po czym odeszła, zamykając się w swoim pokoju.
        Nie ma tam tego, czego ludzie nie wiedzą. Doskonale. Odpowiedzi w grze miały być szczere, zapomniałem jednak upomnieć się o ich czytelność i jasność. Co mi po takich informacjach? Kto nie znał tych informacji? Wioska, Hokage, ludzie wypisujący jej papiery, czy ona sama?
        Mój tok myśli przerwał odgłos przekręcanego klucza w drzwiach. Podniosłem się szybko i przetarłem oczy, patrząc w stronę łazienki. Czułem się trochę zmęczony, czego raczej nie chciałem, by dziewczyna była świadkiem. Stała teraz ze spuszczoną głową z jedną ręka na klamce. Na szyi miała przewieszony ręcznik.
        – Chcę pogadać – zakomunikowała cicho. Nie prosiła mnie o rozmowę, nie. Mówiła, czego chce. Wreszcie trochę czytelności.
        Kiwnąłem spokojnie głową. Kunoichi, mimo mokrych włosów lepiących się jej do twarzy i spuszczonej głowy, zauważyła to i podeszła kawałek do mojego łóżka. Przesunąłem się, robiąc jej trochę miejsca. Nie miałem pojęcia, czemu moja pościel była nagle najlepszym miejscem na kojące rozmowy, ale to nie ja wybierałem.
        – O czym? – zapytałem, gdy zauważyłem, że stanęła w połowie drogi.
        – O wszystkim – odparła i usiadła na łóżku, podkulając pod siebie nogi. Ja ponownie położyłem się na plecach. Jakoś łatwiej mi się rozmawiało, gdy na nią nie patrzyłem. Nie to, że była brzydka. Wręcz przeciwnie.
        Cholera.
        – No, to zaczynaj – powiedziałem monotonnym głosem, zakładając ręce za głowę i patrząc na biały sufit. Niko siedziała niedaleko mnie, po prawej stronie. Gdy lekko odwróciłem głowę, już widziałem ją całą. W tej chwili suszyła sobie włosy przyniesionym ze sobą ręcznikiem.
        Drugi raz widziałem ją w mokrych włosach i tyle samo razy w szlafroku. Miałem nadzieję, że nie był to ostatni pokaz. Uśmiechnąłem się lekko.
        – Więc… – zaczęła i zdjęła ręcznik z głowy. – … po pierwsze to… eh… jak mi dziś poszło z Kakashi’m? – Wyczułem coś w tonie jej głosu... jakby w ostatniej chwili zdecydowała się, o co zapyta. Albo zmieniła zdanie.
        – Całkiem nie najgorzej… – powiedziałem zgodnie z prawdą.
        Nastała cisza. Na moją odpowiedź na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek. Nie wiem, czemu.
        – Aaa-ha. – Otworzyła szeroko usta. Uniosłem brew. – Okej, no to… ten. Druga sprawa. Co do tej gry. – Kiwnąłem na znak, że słucham – Przepraszam za mało wyczerpującą ostatnią odpowiedź, ale byłam strasznie zmęczona – skłamała płynnie, a ja nawet nie drgnąłem. To było pewne, że kręci – była pełna werwy przy obiedzie i pierwszych pytaniach. Nie wiem, do czego prowadziła ta rozmowa, ale nie miałem też powodu, by jej przerywać. – Chodzi o to, że… eh… jeśli będziesz chciał cokolwiek wiedzieć, to pytaj. Ja… – Teraz skupiła na sobie całą moją niepodzielną i cenną uwagę. Czekałem na coś interesującego. – Nie czuję większej potrzeby się z tobą kłócić. Spędzimy ze sobą nieco więcej czasu, czy tego chcemy, czy nie. Dlatego porozmawiajmy od czasu do czasu jak normalni ludzie – uśmiechnęła się. – Możemy czasem nawet razem potrenować. Co ty na to?
        – Hn… Wszystko mi jedno – skłamałem obojętnym tonem. Niko zmarszczyła brwi. – Nie mam nic przeciwko – poprawiłem się z uśmieszkiem na ustach. Ona zareagowała podobnie.
        Więc chodziło o swoiste przeprosiny i próbę kompromisu. Na serio nie miałem nic przeciwko, a może nawet tak mogło być wygodniej. Po obejrzeniu jej treningu byłem ciekaw, jak sobie poradzi ze mną, czego raczej nie mógłbym sprawdzić, będąc z nią w kłótni. Logiczne.
         
        Zeskoczyłam z jego łóżka i ruszyłam zadowolona do łazienki, aby zabrać swoje rzeczy i zwolnić ją dla współlokatora. W pomieszczeniu było duszno i ciepło, a duże lustro na ścianie przeciwległej do drzwi zaparowało kompletnie. Kochałam kąpać się w gorącej wodzie.
        – Łazienka wolna! – krzyknęłam ze swojego pokoju. Sasuke stanął w drzwiach łączących mój pokój z łazienką. Oczywiście z rękoma w kieszeniach.
        – Co dziś gotujesz? – zapytał z nutą wyższości. Było to na swój sposób zabawne, bo właśnie się z nim pogodziłam. Nie brzmiało już to więc dla mnie jak dogryzanie czy próba wszczęcia bitwy o obowiązki domowe, a zwykłe, rutynowe pytanie. Organizacyjne, można by powiedzieć.
        – Nic – odparłam radośnie, wracając do energicznego suszenia włosów. Gdy przestałam, zauważyłam zdziwienie na twarzy shinobi. – Gotowałam dla ciebie już cztery razy. Teraz twoja kolej, nie? – Zacisnęłam pasek od szlafroka i podeszłam do klozetki, zostawiając na niej mokry ręcznik.
        – Nie umiem gotować, mówiłem ci – warknął.
        – Kto mówi o gotowaniu? – zachichotałam. – Ogarnij się… – Machnęłam ręką, pokazując ogół jego sylwetki. – ...a potem chodźmy zjeść coś na mieście.
        To było chyba jasne, że mogłam życzyć sobie chwili wolnego. Jak bardzo gotowanie dla kogoś, kto autentycznie zna się na jedzeniu nie sprawiałoby mi przyjemności lub jak bardzo produkty spożywcze w Konoha nie były tanie – czasami mógł się zrewanżować. I nie chodziło mi wcale o pieniądze, których miałam chwilowo pod dostatkiem.
        – Hn… – Uchiha odwrócił się na pięcie i wszedł do łazienki. Uznałam to za brak sprzeciwu, a więc i zgodę.
        – Ty stawiasz, oczywiście – mruknęłam pod nosem, jednak on to usłyszał. Wiedziałam, bo przystanął na chwilę. Mimo to wyszedł.
        Odetchnęłam, gdy drzwi do łazienki zostały zamknięte na klucz. Chwila spokoju. Podwinęłam sobie bluzkę i obejrzałam w lustrze swój brzuch. Albo Hatake zmiękł, albo miałam fuksa. Po uderzeniu nie było śladu.
        Podeszłam do szafki, którą przy przeprowadzce przestawiłam od łóżka do biurka. Tak wydawało się przestrzenniej. Wyjęłam mały słoiczek, który dostałam od Tsunade-shishou. Nie miałam oczywiście pojęcia, jakimi paskudztwami naładowana była zielonkawa maść w kubeczku, ale byłam pewna, że działa.
        Obejrzałam z kwaśną miną swoje poobijane ręce. Tak się kończył trening taijutsu. Miałam delikatną skórę, w dodatku nie chciało mi się biegać z byle nacięciem do szpitala, dlatego zostawały mi blizny. Pokryłam gorsze obtarcia i siniaki kremem. Zapach leku nie był zbyt zachęcający. Była to pewnie jedna z tych mazi ze ślimaków, o których tyle słyszałam.
        Zamknęłam słoiczek, odstawiłam go na miejsce, a potem sięgnęłam po drugi. Umoczyłam w jego zawartości gazę, po czym podeszłam bliżej lustra. Stanęłam do niego tyłem i powoli podciągnęłam bluzkę do góry. Spojrzałam w lustro. Całe plecy miałam obtarte od jednego z upadków. Przyłożyłam gazik do szerokiej, czerwonej rany. Syknęłam głośno gdy rana mnie zapiekła, ale nie oderwałam materiału. Przesunęłam rękę wyżej, aby lek podziałał na całą ranę. Opuściłam bluzkę i wrzuciłam brudną gazę do kosza. Powinnam była nauczyć się kilku podstawowych jutsu leczenia.
        Poprawiłam włosy, zmieniłam buty i przeszłam korytarzem do pokoju Sasuke. Z łazienki nie słyszałam już szumu wody, więc pewnie się ubierał. Albo golił, kto wie.
        Zaśmiałam się pod nosem i rzuciłam się na posłane łóżko. Bez wątpienia – było królewsko wygodne. Nie pytajcie, czym różniło się od mojego. Zapewne niczym. Ale nie było moje, w tym rzecz. Przeturlałam się na jeden koniec materaca, podparłam głowę na łokciu i sięgnęłam do oglądanej wcześniej szafki. Były tam najróżniejsze rzeczy. Od lekarstw, bandaży i kartek, po przerwany pasek od kabury, guzik, ołówek, a nawet chusteczki. Jednak tym, co przykuło moją uwagę, było pióro. Nie pióro do pisania, ale najzwyklejsze pióro ptaka. Bardzo... dużego ptaka.
        Chwyciłam je i wstałam z łóżka. Podeszłam do parapetu i podstawiłam znalezisko pod słońce, mrużąc oczy. Pióro było białe, na końcu lekko szarawe, ale nie byłam w stanie ocenić, czy takie było umaszczenie ptaka, czy był to brud. Jednak, co było najciekawsze, pióro mieniło się. Pod różnymi kątami padania światła, nieskazitelna biel przybierała niebieski, zielony, a nawet pomarańczowy odcień, który dodatkowo połyskiwał brokatem. Niesamowite. 
        – Znalazłem to na jednej z misji w Kraju Burzy. – Obróciłam szybko głowę, a w drzwiach do łazienki stał mój uroczy współlokator – Niezłe, prawda? – Wskazał na pióro.
        Miałam ochotę się roześmiać. Z dwóch powodów. Pierwszy – na coś ślicznego, delikatnego i rzadkiego, Sasuke mówi "niezłe". Drugi – kurczę, on jednak zwracał uwagę na ładne rzeczy! Nie rozdeptał go z nienawiścią, tylko zabrał do domu?
        – Mało powiedziane. Jest… śliczne. – Ostatnie słowo powiedziałam z wielką czułością. Hej – byłam kobietą. Lubiłam błyskotki, zwłaszcza... nietypowe. Uchiha zmarszczył brwi. Podałam mu pióro, on jednak go nie zabrał.
        – Weź je sobie – rzucił od niechcenia, jakby prezent był czymś wartym nie więcej niż pół grosza. Wcisnął ręce w kieszenie, przymykając oczy. Po chwili ciszy dodał coś z uśmiechem. – Jest ładne. Pasujecie do siebie.
        Zatkało mnie, serio. Serce zabiło mi szybciej. Poczułam, jak moje policzki robią się ciepłe. Sasuke rzeczywiście potrafił być miły. I to dla mnie!
        – Przeciwieństwa się przyciągają.
        Nabrałam powietrza i uśmiechnęłam się kwaśno, starając się nie chwycić tego głupka oburącz za szyję. Brunet patrzył na mnie z satysfakcją, mimo iż przed chwilą zawiązaliśmy pakt. Widać przyjaźń z kimś takim wymagała więcej czasu.
        Ah tak, zapomniałam – chciałam się z nim zaprzyjaźnić. Taki był plan.
        Tak czy inaczej – wyszłam z pokoju, mamrocząc pod nosem formalne „dziękuję”, na które zwyczajnie w świecie nie miałam ochoty. Położyłam pióro u siebie na łóżku i wróciłam po mojego nieszczęsnego partnera.
        – Idziemy? – zapytałam, wychylając głowę zza framugi.
        – Hn... – To była jedyna odpowiedź, a jednak niecałe pięć minut później już maszerowaliśmy ramię w ramię głośnymi ulicami Konohy. Był to czas obiadowy, więc było dość tłoczno. Wszyscy albo pędzili do domu, albo do pracy, sprzedawcy jakby na złość zmówili się na nawoływanie nowych klientów, a do tego była to godzina, gdy uczniowie Akademii kończyli zajęcia.
        Lubiłam ten cały zgiełk, ruch pełen barw, rodzajów i kolorów. To było jak festyn, a to kojarzyło mi się z dobrą zabawą.
        – To chyba nie był dobry pomysł – warknął do mnie Sasuke, potrącając kolejnego przechodnia na drodze.
        – Wyluzuj się. – Machnęłam na niego ręką, rozglądając się uważnie. – Rzadko jadam poza domem i jestem tu nowa. Ty prowadź. Pełń obowiązki.
         
        Rozejrzałem się i stanąłem na palcach. Dojrzałem spokojne miejsce w jednej z moich ulubionych knajp. Czysty przypadek.
        – Tam jest dobrze. – Pokazałem palcem kierunek i razem doszliśmy w wybrane miejsce.
        Lokal był elegancko urządzony, było w nim dość mało ludzi. Więcej mi nie było trzeba. Usiedliśmy pod ścianą, więc nie dochodził do nas zgiełk uliczny. Chwilę potem podszedł niewiele od nas starszy kelner, prosząc o zamówienia. Widziałem go już kilka razy, on chyba mnie też. Nie otwierając nawet karty mruknąłem, że to, co zwykle, a Niko zaczęła przebierać w ofertach.
        Było tam wiele najrozmaitszych potraw z ryb, warzyw i mięs – o wyborze alkoholi nie wspomnę – ale kunoichi zdecydowała się dość szybko. Na szczęście.
        – Resztę potrafię sobie sama przygotować. Jednak to jest do tego zbyt drogie… – wyszeptała do mnie. – …i pyszne – dokończyła na głos, zwracając się do obsługującego nas kelnera. – Poproszę Sukiyaki Tempuro* i oczywiście onigiri**. – Kelner popatrzył na nią przez chwilę, potem zerknął na mnie. Gdy nie zareagowałem, szeroko się uśmiechnął i zapytał o napoje.
        – Hmm... Raczej nic z alkoholi... – zaśmiała się Niko dość głośno. Rozejrzałem się uważnie, czy może nie zwraca czyjejś uwagi. Chyba wspólne wyjścia były kiepskim pomysłem. Dziewczyna zdawała się na siłę udawać wielce uprzejmą, przez co wydawała się sztuczna.
        W końcu zamówiliśmy zwykły sok. Gdy czekaliśmy na zamówienia, podszedł do nas znajomy shinobi w kucyku i zielonej kamizelce.
        – Shika! – przywitała go Niko, a chłopak usiadł przy stoliku obok, obracając w naszym kierunku wolne krzesło. Wyglądał na strasznie zmęczonego i przygnębionego. To znaczy... bardziej niż zwykle.
        – Co jest? – zagadałem, kiwając w podziękowaniu za zamówione napoje.
        – Umieram – westchnął chuunin, ale zaraz wytłumaczył, mówiąc w moją stronę. – Kobiety. Kobiety, stary. One są tak bardzo... eh... kłopotliwe... Temari jest najgorsza. Czego ona nie wymyśli! – Złapał się za głowę. Miałem nieodparte wrażenie, że trochę przesadza. – Dzisiaj prawie mnie nie zabiła! – Załamał się teatralnie, przewieszając się przez oparcie krzesła.
        – Hn… – Oparłem głowę na łokciu, nie udając wcale litości. Czego on ode mnie oczekiwał? – Irytująca, niebezpieczna kobieta mówisz…? – Spojrzałem na Niko. – Skąd ja to znam? – Dziewczyna z uśmieszkiem kopnęła mnie pod stołem. Rozmasowałem swoją łydkę i kontynuowałem. Irytująca była na pewno, ale raczej nieszkodliwa. – Nie znam tej... Temari, ale z pewnością – mogło być gorzej. Sam byłem w drużynie z Naruto i Sakurą. Udręka.
        Od ostatniego egzaminu wydawało mi się, że lepiej poznałem resztę shinobi. Shikamaru okazał się z nich najmniej... cóż, denerwujący. Nie byłem już uwiązany na smyczy z piszczącą Haruno i ujadającym Uzumaki’m, a coraz częściej byłem wyciągany na spotkania z Kibą czy Shikamaru. Zdarzały mi się treningi z Neji’m. Oczywiście nie pokazywałem się z Krzaczastobrewym. To byłby za duży kontrast i szok.
        – No tak… a jak wam się wiedzie? – zapytał, gdy zaskakująco szybko przebolał swoje nieszczęście. Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwionymi minami, bo nie mieliśmy wspólnej wersji. Jak mogło nam się wieść?
        – Bez rewelacji – westchnęła Niko.
        – Zwłaszcza dla mnie – odchrząknąłem, posyłając Narze chytry uśmieszek. Chyba zrozumiał aluzję. Widać znał już Niko. Ta przytupnęła.
        – Że co proszę?
        – Mam kłamać? – westchnąłem świadomy, że Shikamaru przysłuchiwał się naszej „kłótni”. Z każdym wymienionym zdaniem mój uśmieszek rósł. Nie specjalnie, rzecz jasna. – Nie dogadujemy się za dobrze. Pomijając fakt, że ledwo się znamy, a ja już wiem, jaka jesteś irytująca, ciekawska i nadpobudliwa. – Spojrzałem na nią z wyższoscią. Szatynka już tylko trzymała się stołu ze wrzącą krwią, a jej brew skakała wściekle.
        – …jaka jestem? – warknęła niebezpiecznie. Daleko mi było do strachu.
        – Nadpobudliwa. – Shikamaru pokiwał wesoło głową, jakby potwierdzał najnowsze odkrycie naukowe i jednocześnie omal nie parsknął śmiechem. Kunoichi tylko zmierzyła nas wzrokiem. Była cała czerwona, co znaczyło, że osiągnąłem swój cel.
         
        Nie sądziłam, że Uchiha może być duszą towarzystwa i robić kabaret z moich, – oczywiście wyimaginowanych – wad, śmiejąc się z – jak sądziłam – moim kumplem. Interesująca zmiana postawy.
        Zakasałam rękawy i pstryknęłam kostkami u palców obu rąk, unosząc brew. Obaj się uciszyli, jednak na twarzy Sasuke – w przeciwieństwie do struchlałego Nary – malowała się satysfakcja. Za chwilę posłał mi spojrzenie, mówiące tyle samo co: "To miało mnie przestraszyć?”.
        – Jesteś nawet uroczo zabawna, gdy się złościsz – powiedział półszeptem. Miało to pewnie brzmieć oschle i z wyższością, ale mimo jego starań wyszło flirciarsko. Drań.
        Nic nie mogło mnie już zaskoczyć. Myślałam, że to nie ten typ, co musi popisywać się przed kolegami, by podnieść sobie samoocenę. Cóż, jak widać się myliłam.
        To nie znaczyło, że nie byłam wściekła. Mimo wszystko wytłumaczyłam sobie w myślach, że nie powinno mnie obchodzić, co ci dwaj o mnie myślą i uspokoiłam się trochę. Przestałam szykować się do masakry w knajpie, a za to wstałam i pochyliłam się nad stołem.
        – …jak jestem? – powtórzyłam pytanie mniej groźnie, jednak nadal ze wściekłą twarzą.
        – Irytująca. – Pokiwał głową Sasuke, poprawiając swoją ostatnią wypowiedź, a ja ze zrezygnowaniem opadłam na krzesło. Nara już się śmiał z całej akcji, a Uchiha mierzył mnie fałszywie zmęczonym wzrokiem.
        – Aha, zapomniałbym – powiedział Shikamaru, gdy już doszedł do siebie po wyszydzaniu mnie. Postanowiłam zlać go później. – Temari kazała przekazać, że impreza jest w środę.
        – Impreza? – Irytująca brew Sasuke tym razem drgnęła z obawą.
        – Mhm… mówiłam ci, nie? – Wskazałam na niego palcem. Gdybym mogła, pstryknęłabym go w nos. – Balanga dla wszystkich shinobi Konohy i nie tylko.
        – Taaa… – westchnął Nara. – Szkoda tylko, że obecność jest obowiązkowa.
        – Że jak?! – warknął Uchiha.
        – No… mi też jest to nie w smak, serio. Strasznie kłopotliwa ta sprawa. A najgorsze jest to, że to właśnie dziewczyny ją załatwiły.
        Sasuke już tylko rozparł się na krześle i obmyślał, jakby tu się z tego zerwać. Na jego nieszczęście nie było to możliwe. Tsunade-shishou lubiła zabawę tak samo, jak ja i reszta kunoichi.
        Niedługo potem kelner przyniósł dania. Dla nas obojga to samo.
        – Zamówiłeś to, co ja? – mruknęłam z niechęcią. Spojrzałam podejrzliwie na potrawy. Wyglądały smakowicie, jasne...
        – Nie moja wina, ja zawsze to zamawiam. Ty zamawiałaś druga.
        – Oczywiście – westchnęłam, nie biorąc do rąk pałeczek. – Pewnie robisz tak na każdym spotkaniu, aby udowodnić dziewczynie, że macie podobne gusta. Po prostu zmówiłeś się z kelnerem, że poda ci to, co mi. Sprytne. Nie dziw, że jesteś bożyszczem kunoichi.
        – Podejrzewasz mnie o coś takiego?! Ty…
        Shikamaru, widząc na horyzoncie kolejną kłótnię, po cichutku wstał i wyszedł, pozostawiając nas, „kłopotliwych” ludzi, za sobą.
         
        *Tempuro – są to kawałki różnych warzyw, jarzyn, krabów i krewetek. Wymieszane, a następnie ułożone na placku podobnym do naleśnikowego.
       *Sukiyaki – smażone na soi lub sake mięso wołowe. Zdarza się, iż po skończeniu smażenia zanurza się je w surowym jajku zaraz przed spożyciem.
      **Onigiri – ‘kanapka ryżowa’, popularna przekąska w Japonii. Przygotowany ryż jest formowany w kulki lub trójkąty i przewijane paskami nori – specjalnych wodorostów. Potrawa często występuje w anime, np. Sasuke je onigiri w odcinku 3. Naruto