Leżałem na
swoim miękkim łóżku i wsłuchiwałem się w szum wody w łazience. Zamknąłem oczy,
które od pewnego czasu dziwnie mnie szczypały. Pewnie od używania Sharingana. Westchnąłem,
przecierając je ręką. Przypomniałem sobie wczorajszy irytujący wieczór.
– Czego do jasnej cholery szukałeś w
moim pokoju? – zapytała Niko, marszcząc brwi. Wyglądała jak rozjuszona kotka,
która przyłapała inne zwierzę na droczeniu się z jej młodymi. Trochę mnie to
zdenerwowało, jednak nie dałem tego po sobie poznać. Odpowiedziałem wolno,
spokojnie, jednym, szczerym zdaniem. Jak było w zasadach „gry”.
– Informacji o tobie, jednak
niewiele tam znalazłem. – Końcówkę dodałem z lekkim grymasem, a dziewczyna
wróciła na swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic. Złapała kubek herbaty i siorbała
cicho z przymkniętymi oczami – totalnie zrelaksowana, mogłoby się wydawać.
Kobieta zmienną jest, jak mówią.
Nigdy nie sądziłem, że aż tak trafili z tym powiedzeniem w sedno.
– Twoja kolej... – mruknęła pod
nosem.
– Nie interesuje mnie twoja przeszłość
– zapewniłem kunoichi, patrząc na jej ręce zaciśnięte na porcelanowym kubku w
pastelowe wzory. – ...a moje pytanie brzmi: „Czemu w twoich aktach jest tak
wiele luk?”.
Niko odstawiła na podłogę puste
naczynie i nabrała powietrza. Powoli je wypuściła. Nie patrząc na mnie,
założyła nogę na nogę i odpowiedziała, oglądając swoje paznokcie, zupełnie jak jakaś
wyrafinowana dama. Szkoda tylko, że nią nie była.
– Nie ma tam tego, czego ludzie nie
wiedzą, proste. – Dziewczyna wstała z kanapy, zabierając swój kubek, odłożyła
go do zlewu, po czym odeszła, zamykając się w swoim pokoju.
Nie ma tam tego, czego ludzie nie
wiedzą. Doskonale. Odpowiedzi w grze miały być szczere, zapomniałem jednak
upomnieć się o ich czytelność i jasność. Co mi po takich informacjach? Kto nie
znał tych informacji? Wioska, Hokage, ludzie wypisujący jej papiery, czy ona
sama?
Mój tok myśli przerwał odgłos
przekręcanego klucza w drzwiach. Podniosłem się szybko i przetarłem oczy,
patrząc w stronę łazienki. Czułem się trochę zmęczony, czego raczej nie
chciałem, by dziewczyna była świadkiem. Stała teraz ze spuszczoną głową z jedną
ręka na klamce. Na szyi miała przewieszony ręcznik.
– Chcę pogadać – zakomunikowała cicho.
Nie prosiła mnie o rozmowę, nie. Mówiła, czego chce. Wreszcie trochę
czytelności.
Kiwnąłem spokojnie głową. Kunoichi,
mimo mokrych włosów lepiących się jej do twarzy i spuszczonej głowy, zauważyła
to i podeszła kawałek do mojego łóżka. Przesunąłem się, robiąc jej trochę
miejsca. Nie miałem pojęcia, czemu moja pościel była nagle najlepszym miejscem
na kojące rozmowy, ale to nie ja wybierałem.
– O czym? – zapytałem, gdy zauważyłem,
że stanęła w połowie drogi.
– O wszystkim – odparła i usiadła na
łóżku, podkulając pod siebie nogi. Ja ponownie położyłem się na plecach. Jakoś
łatwiej mi się rozmawiało, gdy na nią nie patrzyłem. Nie to, że była brzydka.
Wręcz przeciwnie.
Cholera.
– No, to zaczynaj – powiedziałem
monotonnym głosem, zakładając ręce za głowę i patrząc na biały sufit. Niko
siedziała niedaleko mnie, po prawej stronie. Gdy lekko odwróciłem głowę, już
widziałem ją całą. W tej chwili suszyła sobie włosy przyniesionym ze sobą
ręcznikiem.
Drugi raz widziałem ją w mokrych
włosach i tyle samo razy w szlafroku. Miałem nadzieję, że nie był to ostatni
pokaz. Uśmiechnąłem się lekko.
– Więc… – zaczęła i zdjęła ręcznik z
głowy. – … po pierwsze to… eh… jak mi dziś poszło z Kakashi’m? – Wyczułem coś w
tonie jej głosu... jakby w ostatniej chwili zdecydowała się, o co zapyta. Albo
zmieniła zdanie.
– Całkiem nie najgorzej… – powiedziałem
zgodnie z prawdą.
Nastała cisza. Na moją odpowiedź na jej
ustach pojawił się lekki uśmieszek. Nie wiem, czemu.
– Aaa-ha. – Otworzyła szeroko usta. Uniosłem
brew. – Okej, no to… ten. Druga sprawa. Co do tej gry. – Kiwnąłem na znak, że
słucham – Przepraszam za mało wyczerpującą ostatnią odpowiedź, ale byłam strasznie
zmęczona – skłamała płynnie, a ja nawet nie drgnąłem. To było pewne, że kręci –
była pełna werwy przy obiedzie i pierwszych pytaniach. Nie wiem, do czego
prowadziła ta rozmowa, ale nie miałem też powodu, by jej przerywać. – Chodzi o
to, że… eh… jeśli będziesz chciał cokolwiek wiedzieć, to pytaj. Ja… – Teraz
skupiła na sobie całą moją niepodzielną i cenną uwagę. Czekałem na coś
interesującego. – Nie czuję większej potrzeby się z tobą kłócić. Spędzimy ze
sobą nieco więcej czasu, czy tego chcemy, czy nie. Dlatego porozmawiajmy od
czasu do czasu jak normalni ludzie – uśmiechnęła się. – Możemy czasem nawet
razem potrenować. Co ty na to?
– Hn… Wszystko mi jedno – skłamałem
obojętnym tonem. Niko zmarszczyła brwi. – Nie mam nic przeciwko – poprawiłem
się z uśmieszkiem na ustach. Ona zareagowała podobnie.
Więc chodziło o swoiste przeprosiny i
próbę kompromisu. Na serio nie miałem nic przeciwko, a może nawet tak mogło być
wygodniej. Po obejrzeniu jej treningu byłem ciekaw, jak sobie poradzi ze mną,
czego raczej nie mógłbym sprawdzić, będąc z nią w kłótni. Logiczne.
Zeskoczyłam z jego łóżka i ruszyłam
zadowolona do łazienki, aby zabrać swoje rzeczy i zwolnić ją dla współlokatora.
W pomieszczeniu było duszno i ciepło, a duże lustro na ścianie przeciwległej do
drzwi zaparowało kompletnie. Kochałam kąpać się w gorącej wodzie.
– Łazienka wolna! – krzyknęłam ze
swojego pokoju. Sasuke stanął w drzwiach łączących mój pokój z łazienką.
Oczywiście z rękoma w kieszeniach.
– Co dziś gotujesz? – zapytał z nutą
wyższości. Było to na swój sposób zabawne, bo właśnie się z nim pogodziłam. Nie
brzmiało już to więc dla mnie jak dogryzanie czy próba wszczęcia bitwy o
obowiązki domowe, a zwykłe, rutynowe pytanie. Organizacyjne, można by
powiedzieć.
– Nic – odparłam radośnie, wracając do energicznego
suszenia włosów. Gdy przestałam, zauważyłam zdziwienie na twarzy
shinobi. – Gotowałam dla ciebie już cztery razy. Teraz twoja kolej, nie?
– Zacisnęłam pasek od szlafroka i podeszłam do klozetki, zostawiając na niej
mokry ręcznik.
– Nie umiem gotować, mówiłem ci –
warknął.
– Kto mówi o gotowaniu? – zachichotałam.
– Ogarnij się… – Machnęłam ręką, pokazując ogół jego sylwetki. – ...a potem chodźmy
zjeść coś na mieście.
To było chyba jasne, że mogłam życzyć
sobie chwili wolnego. Jak bardzo gotowanie dla kogoś, kto autentycznie zna się
na jedzeniu nie sprawiałoby mi przyjemności lub jak bardzo produkty spożywcze w
Konoha nie były tanie – czasami mógł się zrewanżować. I nie chodziło mi wcale o
pieniądze, których miałam chwilowo pod dostatkiem.
– Hn… – Uchiha odwrócił się na pięcie i
wszedł do łazienki. Uznałam to za brak sprzeciwu, a więc i zgodę.
– Ty stawiasz, oczywiście – mruknęłam
pod nosem, jednak on to usłyszał. Wiedziałam, bo przystanął na chwilę. Mimo to
wyszedł.
Odetchnęłam, gdy drzwi do łazienki zostały
zamknięte na klucz. Chwila spokoju. Podwinęłam sobie bluzkę i obejrzałam w
lustrze swój brzuch. Albo Hatake zmiękł, albo miałam fuksa. Po uderzeniu nie
było śladu.
Podeszłam do szafki, którą przy
przeprowadzce przestawiłam od łóżka do biurka. Tak wydawało się przestrzenniej.
Wyjęłam mały słoiczek, który dostałam od Tsunade-shishou. Nie miałam oczywiście
pojęcia, jakimi paskudztwami naładowana była zielonkawa maść w kubeczku, ale
byłam pewna, że działa.
Obejrzałam z kwaśną miną swoje
poobijane ręce. Tak się kończył trening taijutsu. Miałam delikatną skórę, w
dodatku nie chciało mi się biegać z byle nacięciem do szpitala, dlatego zostawały
mi blizny. Pokryłam gorsze obtarcia i siniaki kremem. Zapach leku nie był zbyt
zachęcający. Była to pewnie jedna z tych mazi ze ślimaków, o których tyle
słyszałam.
Zamknęłam słoiczek, odstawiłam go na
miejsce, a potem sięgnęłam po drugi. Umoczyłam w jego zawartości gazę, po czym
podeszłam bliżej lustra. Stanęłam do niego tyłem i powoli podciągnęłam bluzkę
do góry. Spojrzałam w lustro. Całe plecy miałam obtarte od jednego z upadków. Przyłożyłam
gazik do szerokiej, czerwonej rany. Syknęłam głośno gdy rana mnie zapiekła, ale
nie oderwałam materiału. Przesunęłam rękę wyżej, aby lek podziałał na całą
ranę. Opuściłam bluzkę i wrzuciłam brudną gazę do kosza. Powinnam była nauczyć
się kilku podstawowych jutsu leczenia.
Poprawiłam włosy, zmieniłam buty i
przeszłam korytarzem do pokoju Sasuke. Z łazienki nie słyszałam już szumu wody,
więc pewnie się ubierał. Albo golił, kto wie.
Zaśmiałam
się pod nosem i rzuciłam się na posłane łóżko. Bez wątpienia – było królewsko
wygodne. Nie pytajcie, czym różniło się od mojego. Zapewne niczym. Ale nie było
moje, w tym rzecz. Przeturlałam się na jeden koniec materaca, podparłam głowę
na łokciu i sięgnęłam do oglądanej wcześniej szafki. Były tam najróżniejsze
rzeczy. Od lekarstw, bandaży i kartek, po przerwany pasek od kabury, guzik,
ołówek, a nawet chusteczki. Jednak tym, co przykuło moją uwagę, było pióro. Nie
pióro do pisania, ale najzwyklejsze pióro ptaka. Bardzo... dużego ptaka.
Chwyciłam je i wstałam z łóżka.
Podeszłam do parapetu i podstawiłam znalezisko pod słońce, mrużąc oczy. Pióro
było białe, na końcu lekko szarawe, ale nie byłam w stanie ocenić, czy takie
było umaszczenie ptaka, czy był to brud. Jednak, co było najciekawsze, pióro
mieniło się. Pod różnymi kątami padania światła, nieskazitelna biel przybierała
niebieski, zielony, a nawet pomarańczowy odcień, który dodatkowo połyskiwał
brokatem. Niesamowite.
– Znalazłem to na jednej z misji w
Kraju Burzy. – Obróciłam szybko głowę, a w drzwiach do łazienki stał mój uroczy
współlokator – Niezłe, prawda? – Wskazał na pióro.
Miałam ochotę się roześmiać. Z dwóch
powodów. Pierwszy – na coś ślicznego, delikatnego i rzadkiego, Sasuke mówi
"niezłe". Drugi – kurczę, on jednak zwracał uwagę na ładne rzeczy!
Nie rozdeptał go z nienawiścią, tylko zabrał do domu?
– Mało powiedziane. Jest… śliczne. – Ostatnie
słowo powiedziałam z wielką czułością. Hej – byłam kobietą. Lubiłam błyskotki,
zwłaszcza... nietypowe. Uchiha zmarszczył brwi. Podałam mu pióro, on jednak go
nie zabrał.
– Weź je sobie – rzucił od niechcenia,
jakby prezent był czymś wartym nie więcej niż pół grosza. Wcisnął ręce w
kieszenie, przymykając oczy. Po chwili ciszy dodał coś z uśmiechem. – Jest
ładne. Pasujecie do siebie.
Zatkało mnie, serio. Serce zabiło mi
szybciej. Poczułam, jak moje policzki robią się ciepłe. Sasuke rzeczywiście
potrafił być miły. I to dla mnie!
– Przeciwieństwa się przyciągają.
Nabrałam powietrza i uśmiechnęłam się
kwaśno, starając się nie chwycić tego głupka oburącz za szyję. Brunet patrzył
na mnie z satysfakcją, mimo iż przed chwilą zawiązaliśmy pakt. Widać przyjaźń z
kimś takim wymagała więcej czasu.
Ah tak, zapomniałam – chciałam się z
nim zaprzyjaźnić. Taki był plan.
Tak czy inaczej – wyszłam z pokoju,
mamrocząc pod nosem formalne „dziękuję”, na które zwyczajnie w świecie nie
miałam ochoty. Położyłam pióro u siebie na łóżku i wróciłam po mojego
nieszczęsnego partnera.
– Idziemy? – zapytałam, wychylając
głowę zza framugi.
– Hn... – To była jedyna odpowiedź, a
jednak niecałe pięć minut później już maszerowaliśmy ramię w ramię głośnymi
ulicami Konohy. Był to czas obiadowy, więc było dość tłoczno. Wszyscy albo
pędzili do domu, albo do pracy, sprzedawcy jakby na złość zmówili się na
nawoływanie nowych klientów, a do tego była to godzina, gdy uczniowie Akademii
kończyli zajęcia.
Lubiłam ten cały zgiełk, ruch pełen
barw, rodzajów i kolorów. To było jak festyn, a to kojarzyło mi się z dobrą
zabawą.
– To chyba nie był dobry pomysł –
warknął do mnie Sasuke, potrącając kolejnego przechodnia na drodze.
– Wyluzuj się. – Machnęłam na niego
ręką, rozglądając się uważnie. – Rzadko jadam poza domem i jestem tu nowa. Ty
prowadź. Pełń obowiązki.
Rozejrzałem się i stanąłem na palcach.
Dojrzałem spokojne miejsce w jednej z moich ulubionych knajp. Czysty przypadek.
– Tam jest dobrze. – Pokazałem palcem
kierunek i razem doszliśmy w wybrane miejsce.
Lokal był elegancko urządzony, było w
nim dość mało ludzi. Więcej mi nie było trzeba. Usiedliśmy pod ścianą, więc nie
dochodził do nas zgiełk uliczny. Chwilę potem podszedł niewiele od nas starszy
kelner, prosząc o zamówienia. Widziałem go już kilka razy, on chyba mnie też.
Nie otwierając nawet karty mruknąłem, że to, co zwykle, a Niko zaczęła
przebierać w ofertach.
Było tam wiele najrozmaitszych potraw z
ryb, warzyw i mięs – o wyborze alkoholi nie wspomnę – ale kunoichi zdecydowała
się dość szybko. Na szczęście.
– Resztę potrafię sobie sama przygotować.
Jednak to jest do tego zbyt drogie… – wyszeptała do mnie. – …i pyszne –
dokończyła na głos, zwracając się do obsługującego nas kelnera. – Poproszę
Sukiyaki Tempuro* i oczywiście onigiri**. – Kelner popatrzył na nią przez
chwilę, potem zerknął na mnie. Gdy nie zareagowałem, szeroko się uśmiechnął i
zapytał o napoje.
– Hmm... Raczej nic z alkoholi... –
zaśmiała się Niko dość głośno. Rozejrzałem się uważnie, czy może nie zwraca czyjejś
uwagi. Chyba wspólne wyjścia były kiepskim pomysłem. Dziewczyna zdawała się na siłę udawać wielce
uprzejmą, przez co wydawała się sztuczna.
W końcu zamówiliśmy zwykły sok. Gdy
czekaliśmy na zamówienia, podszedł do nas znajomy shinobi w kucyku i zielonej
kamizelce.
– Shika! – przywitała go Niko, a
chłopak usiadł przy stoliku obok, obracając w naszym kierunku wolne krzesło.
Wyglądał na strasznie zmęczonego i przygnębionego. To znaczy... bardziej niż
zwykle.
– Co jest? – zagadałem, kiwając w podziękowaniu
za zamówione napoje.
– Umieram – westchnął chuunin, ale
zaraz wytłumaczył, mówiąc w moją stronę. – Kobiety. Kobiety, stary. One są tak
bardzo... eh... kłopotliwe... Temari jest najgorsza. Czego ona
nie wymyśli! – Złapał się za głowę. Miałem nieodparte wrażenie, że trochę
przesadza. – Dzisiaj prawie mnie nie zabiła! – Załamał się teatralnie,
przewieszając się przez oparcie krzesła.
– Hn… – Oparłem głowę na łokciu, nie
udając wcale litości. Czego on ode mnie oczekiwał? – Irytująca, niebezpieczna
kobieta mówisz…? – Spojrzałem na Niko. – Skąd ja to znam? – Dziewczyna z
uśmieszkiem kopnęła mnie pod stołem. Rozmasowałem swoją łydkę i kontynuowałem.
Irytująca była na pewno, ale raczej nieszkodliwa. – Nie znam tej... Temari,
ale z pewnością – mogło być gorzej. Sam byłem w drużynie z Naruto i Sakurą. Udręka.
Od ostatniego egzaminu wydawało mi się,
że lepiej poznałem resztę shinobi. Shikamaru okazał się z nich najmniej... cóż,
denerwujący. Nie byłem już uwiązany na smyczy z piszczącą Haruno i ujadającym Uzumaki’m,
a coraz częściej byłem wyciągany na spotkania z Kibą czy Shikamaru. Zdarzały mi
się treningi z Neji’m. Oczywiście nie pokazywałem się z Krzaczastobrewym. To
byłby za duży kontrast i szok.
– No tak… a jak wam się wiedzie?
– zapytał, gdy zaskakująco szybko przebolał swoje nieszczęście. Spojrzeliśmy na
siebie ze zdziwionymi minami, bo nie mieliśmy wspólnej wersji. Jak mogło nam
się wieść?
– Bez rewelacji – westchnęła Niko.
– Zwłaszcza dla mnie – odchrząknąłem,
posyłając Narze chytry uśmieszek. Chyba zrozumiał aluzję. Widać znał już Niko.
Ta przytupnęła.
– Że co proszę?
– Mam kłamać? – westchnąłem świadomy,
że Shikamaru przysłuchiwał się naszej „kłótni”. Z każdym wymienionym zdaniem
mój uśmieszek rósł. Nie specjalnie, rzecz jasna. – Nie dogadujemy się za
dobrze. Pomijając fakt, że ledwo się znamy, a ja już wiem, jaka jesteś
irytująca, ciekawska i nadpobudliwa. – Spojrzałem na nią z wyższoscią. Szatynka
już tylko trzymała się stołu ze wrzącą krwią, a jej brew skakała wściekle.
– …jaka
jestem? – warknęła niebezpiecznie. Daleko mi było do strachu.
– Nadpobudliwa. – Shikamaru pokiwał
wesoło głową, jakby potwierdzał najnowsze odkrycie naukowe i jednocześnie
omal nie parsknął śmiechem. Kunoichi tylko zmierzyła nas wzrokiem. Była cała
czerwona, co znaczyło, że osiągnąłem swój cel.
Nie sądziłam, że Uchiha może być duszą
towarzystwa i robić kabaret z moich, – oczywiście wyimaginowanych – wad,
śmiejąc się z – jak sądziłam – moim kumplem. Interesująca zmiana
postawy.
Zakasałam rękawy i pstryknęłam kostkami
u palców obu rąk, unosząc brew. Obaj się uciszyli, jednak na twarzy Sasuke – w
przeciwieństwie do struchlałego Nary – malowała się satysfakcja. Za chwilę
posłał mi spojrzenie, mówiące tyle samo co: "To
miało mnie przestraszyć?”.
– Jesteś nawet uroczo zabawna, gdy się
złościsz – powiedział półszeptem. Miało to pewnie brzmieć oschle i z
wyższością, ale mimo jego starań wyszło flirciarsko. Drań.
Nic nie mogło mnie już zaskoczyć.
Myślałam, że to nie ten typ, co musi popisywać się przed kolegami, by podnieść
sobie samoocenę. Cóż, jak widać się myliłam.
To nie znaczyło, że nie byłam wściekła.
Mimo wszystko wytłumaczyłam sobie w myślach, że nie powinno mnie obchodzić, co
ci dwaj o mnie myślą i uspokoiłam się trochę. Przestałam szykować się do
masakry w knajpie, a za to wstałam i pochyliłam się nad stołem.
– …jak jestem? – powtórzyłam
pytanie mniej groźnie, jednak nadal ze wściekłą twarzą.
– Irytująca. – Pokiwał głową Sasuke,
poprawiając swoją ostatnią wypowiedź, a ja ze zrezygnowaniem opadłam na
krzesło. Nara już się śmiał z całej akcji, a Uchiha mierzył mnie fałszywie zmęczonym
wzrokiem.
– Aha, zapomniałbym – powiedział
Shikamaru, gdy już doszedł do siebie po wyszydzaniu mnie. Postanowiłam zlać go
później. – Temari kazała przekazać, że impreza jest w środę.
– Impreza? – Irytująca brew Sasuke tym
razem drgnęła z obawą.
– Mhm… mówiłam ci, nie? – Wskazałam na
niego palcem. Gdybym mogła, pstryknęłabym go w nos. – Balanga dla wszystkich
shinobi Konohy i nie tylko.
– Taaa… – westchnął Nara. – Szkoda
tylko, że obecność jest obowiązkowa.
– Że jak?! – warknął Uchiha.
– No… mi też jest to nie w smak, serio.
Strasznie kłopotliwa ta sprawa. A najgorsze jest to, że to właśnie dziewczyny ją
załatwiły.
Sasuke już tylko rozparł się na krześle
i obmyślał, jakby tu się z tego zerwać. Na jego nieszczęście nie było to
możliwe. Tsunade-shishou lubiła zabawę tak samo, jak ja i reszta kunoichi.
Niedługo potem kelner przyniósł dania.
Dla nas obojga to samo.
– Zamówiłeś to, co ja? – mruknęłam z
niechęcią. Spojrzałam podejrzliwie na potrawy. Wyglądały smakowicie, jasne...
– Nie moja wina, ja zawsze to
zamawiam. Ty zamawiałaś druga.
– Oczywiście – westchnęłam, nie biorąc
do rąk pałeczek. – Pewnie robisz tak na każdym spotkaniu, aby udowodnić
dziewczynie, że macie podobne gusta. Po prostu zmówiłeś się z kelnerem, że poda
ci to, co mi. Sprytne. Nie dziw, że jesteś bożyszczem kunoichi.
– Podejrzewasz mnie o coś takiego?! Ty…
Shikamaru, widząc na horyzoncie kolejną
kłótnię, po cichutku wstał i wyszedł, pozostawiając nas, „kłopotliwych” ludzi,
za sobą.
*Tempuro
– są to kawałki różnych warzyw, jarzyn, krabów i krewetek. Wymieszane, a
następnie ułożone na placku podobnym do naleśnikowego.
*Sukiyaki – smażone na soi lub sake
mięso wołowe. Zdarza się, iż po skończeniu smażenia zanurza się je w surowym
jajku zaraz przed spożyciem.
**Onigiri
– ‘kanapka ryżowa’, popularna przekąska w Japonii. Przygotowany ryż jest
formowany w kulki lub trójkąty i przewijane paskami nori – specjalnych
wodorostów. Potrawa często występuje w anime, np. Sasuke je onigiri w odcinku
3. Naruto