19 sierpnia 2007

Rozdział XIV - "Być może, być może..."


 Siedzieliśmy w bezruchu, śledząc wzrokiem pojedyncze osoby na sali. Shikamaru zaproponował, abyśmy się z nim przeszli do reszty na drugim końcu. Odmówiłem, twierdząc, że tu, w ciemności, jesteśmy wystarczająco bezpieczni i nikt nam się nie naprzykrza. Niko przytaknęła.
        – Wiecie, że jak tak razem siedzicie to wyglądacie, jakbyście byli parą…? – zapytał z uśmiechem Nara, wstając z fotela i kierując się leniwym krokiem w stronę swoich przyjaciół. Spojrzeliśmy na siebie z Niko z jeszcze bardziej skwaszonymi minami, wstaliśmy i ruszyliśmy szybkim krokiem za chłopakiem. Przecisnęliśmy się z trudem przez grupę nieznanych mi, dziko pląsających osób i przystanęliśmy przy wspomnianej reszcie, która – podobnie jak ja sam – nie była raczej zachwycona imprezą.
        – Cześć wszystkim! – Kunoichi u mojego boku pomachała ręką, budząc Neji’ego z letargu. Ten grzecznie kiwnął głową, jakby akceptując jej przybycie, a jego poważny wzrok z jej uśmiechniętej twarzy szybko powędrował na moją własną. Stałem tuż obok niej. Uniosłem brew w odpowiedzi, ale Hyuuga odwrócił wzrok.
        – Ty jesteś...? – mruknął Shino zza swoich ciemnych okularów, choć dziś wyjątkowo nie miał na sobie swojego płaszcza. I tak wyglądał dziwnie.
        – Niko. Poznaliśmy się, pamiętasz? Hinata-chan nas sobie przedstawiła. – Niko wygięła dolną wargę. Zawsze tak robiła, gdy coś nie szło po jej myśli.
        – Aah… – westchnął Aburame. – Teraz pamiętam. Witaj. – Niko uśmiechnęła się bez przekonania. Nie była dobrą aktorką.
        – Więc, Niko-san… – zaczął Hyuuga, przykuwając z powrotem naszą uwagę. – Jesteś z Sasuke?
        Oczy dziewczyny wyszły na wierzch. Momentalnie zrobiła się czerwona i zaczęła krzyczeć, machać rękami i protestować. Przewróciłem oczami i przekląłem pod nosem. Niko robiła straszny hałas, nieświadoma pewnie, że Neji’emu chodziło raczej o to, czy przyszliśmy razem na spotkanie. Nie podejrzewałem go raczej o zapędy plotkarskie. Nara uderzył mnie w ramię.
        – Mówiłem – mruknął z satysfakcją.
        Naprawdę tak to wyglądało? Eh. Po prostu chcieli nas wkurzyć.
        Gdy Niko się trochę uspokoiła, zdołała wytłumaczyć, że nieważne, jak to wygląda i dlaczego – nigdy, przenigdy nie będzie ze mną chodzić. Nie powiem, bym puścił to mimo uszu, jednak jej argumentacja... nie przekonała ani mnie, ani reszty. Przyjęliśmy jednak jej wyrzuty w ciszy. Niech myśli, że miała ostatnie słowo.
        Nie miałem czasu wtrącić własnego zdania, bo rozjuszona kunoichi odeszła do reszty dziewczyn.
        Wraz z Shikamaru stanąłem przy ścianie zaraz przy Neji’m, czekając, aż ta fatalna „impreza” dobiegnie końca. Kątem oka obserwowałem swoją współlokatorkę, która całą swoją postawą starała się udawać, że wcale od nas nie uciekła i naprawdę ma ochotę rozmawiać z irytującymi dziewuchami. Zaraz spotkałem zdenerwowane spojrzenie Sakury i zdziwione spojrzenie Ino, a jednocześnie serdeczne uśmiechy Tenten i innych. Po chwili Niko grzecznie podała rękę Yamanace, która zapewne nie wiedziała, że brata się ze swoim prawdopodobnym przyszłym śmiertelnym wrogiem. Zielonooka postała tam chwilę, pogadała. Miałem chwilę na rozmowę z innymi.
        – Jak przedstawia się sytuacja? – zapytałem Hyuugę, patrzącego w tym samym kierunku.
        – Dziewczyny stoją i rozmawiają. Imię jednego z nas pada średnio osiem razy na minutę – powiedział Neji monotonnym głosem, popisując się zdolnościami Byakugana.
        – Jest ich sześć, nas ośmiu, plus chłopak z Suna, Kankuro. Czyli dziewięciu – wyliczył Shikamaru.
        – Mimo że impreza się nie rozkręciła, Hokage i siwy Sannin uśmiechają się szeroko z drugiego końca sali – zauważyłem, zwracając uwagę reszty na blondynkę i Jiraiyę, którzy widocznie zgodzili się pilnować zabawy. Na naszych oczach mężczyzna przeszedł pod podest i usiadł za barem, jednocześnie naciskając przycisk oświetlający go. Głowy dziewczyn zwróciły się w stronę lady, jednak wszystkie zaraz wróciły do rozmowy.
        – Dziewięć razy na minutę – westchnął Hyuuga, poprawiając swoją statystykę. Ledwo było go słychać przy szybszej muzyce.
        – Tylko trzech nie ma pary do tańca – mruknął Shikamaru. Nie za bardzo wiedziałem, o co ten cały krzyk z tańcami, ale skoro tylko trzech z nas mogło nie brać w tym udziału, to chętnie bym się w tej grupie znalazł.
        – Jedzenie jest pyszne! – zakomunikował się Chouji, podchodząc do nas z szerokim uśmiechem i rękoma pełnymi smakołyków. – Spróbujcie tego! – Wszyscy trzej spojrzeliśmy na niego z zawiedzeniem. Przy jego boku stał Kiba z Akamaru na głowie. Tylko popatrzył się na nas, po czym zdjął z siebie psa i zaczął go głaskać.
        Niko oddaliła się od grupki dziewczyn i podeszła do baru, gdzie już czekał na nią Jiraiya. Przywitała się z sanninem. Nie byłem w stanie stwierdzić, czy znali się wcześniej. Chwilę potem zbliżyła się do nich Tsunade. Nie słyszałem, o czym mówili, ale widziałem, że szatynka grzecznie ukłoniła się Sanninowi i kontynuowała rozmowę. W pewnym momencie Hokage położyła jej rękę na ramieniu i odwróciła wzrok w moją stronę. Zmarszczyłem brwi, a Jiraya podążył za wzrokiem blondynki i uśmiechnął się lekko, kiwając głową. Wkrótce potem Hokage obeszła bar i usiadła na wyższym stołku po stronie barmana. Obsługujący ich mężczyzna nalał coś do małych filiżanek, które podał wszystkim rozmawiającym shinobi. Niko spróbowała napoju – podejrzewam, że alkoholu – i kiwając z zadowoleniem głową, odeszła ku nam.
        – Co to? – spytałem, gdy była dostatecznie blisko mnie. Trudno było rozmawiać przy muzyce, a ja nie chciałem krzyczeć.
        Nie umknęło mojej uwadze, że to do mnie Niko podeszła z napojem, nie z powrotem do dziewczyn.
        – Chcesz spróbować? – Podała mi szklankę. Obejrzałem się z zaciekawieniem na resztę. Neji uniósł brwi z zarozumiałą miną, więc zacisnąłem pięści, wyrwałem jej naczynie z dłoni i zrobiłem dużego łyka. To był błąd. Zaczęło mnie piec gardło, a na twarzy zrobiło się gorąco. Nic jednak nie powiedziałem.
        – Co to? – powtórzył pytanie Shikamaru, robiąc krok do przodu, ciekawy bądź zaniepokojony, nie wiem. Niko uśmiechnęła się szeroko i zrobiła równie sporego łyka, klepiąc mnie przyjacielsko po plecach.
        Kolejna dziwna rzecz. Kontakt fizyczny. Zupełnie niepotrzebny.
        – Amakuchi* – powiedziała po chwili takim tonem, jakby było to oczywiste. Odchrząknąłem i wróciłem już do siebie, ale z pewnością nie dzięki jej przyjacielskim poklepywaniom.
        – Nie takie złe – powiedziałem ochrypłym tonem, siadając na byłym miejscu Shikamaru i oddychając głęboko. Kunoichi przewróciła oczami. Już miała podać swój nielegalny trunek dalej, ale kątem oka zobaczyła nadchodzący huragan. Huragan w postaci różowowłosej dziewczyny w obcisłej różowej mini, torującej sobie drogę w naszą stronę. Niko nie przejęła się nią, podobnie jak ja, i usiadła na stoliku obok mnie, ponownie machając nogami w rytm muzyki. Przez chwilę nie byłem w stanie skoncentrować się na niczym innym.
        Sakura podeszła do nas, zmierzyła pijącą dziewczynę morderczym wzrokiem, po czym zaraz przeniosła uwagę na mnie.
        – S-Sasuke-kun… chcesz… eee… – Podrapała się w głowę, widząc zniecierpliwienie na mojej twarzy. – Chciałbyś… może… zatańczyć… eee... ze mną? – wydusiła z siebie pełna nadziei.
        Zmierzyłem ją spokojnym wzrokiem. Ubrała się zupełnie inaczej niż Niko. Była... wyzywająca, kolorowa i zdecydowanie mniej atrakcyjna.
        Cholera, skąd u mnie takie przymiotniki? Od kiedy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie miałem zamiaru tańczyć z nikim, nie tylko tutaj, nie tylko dzisiaj. Nieważne, jak prosząca osoba wyglądała i kim była.
        Odwróciłem wzrok, tylko po to, by spotkać zaciekawioną twarz Niko.
        – Nie – powiedziałem prosto.
        – A-Ale… Sasuke-kun… – wymamrotała Haruno ze splecionymi palcami u rąk. Zbliżyła się o krok, pochylając nade mną, rozpartym w fotelu.
        – Nie.
        – Ale...
        – Słuchaj... – warknęła Niko, zeskakując ze stolika. – Ten dupek się nie zgodził! Bywa! Do przewidzenia – mruknęła, wymachując jej drinkiem przed nosem, po czym objęła różową ramieniem, wskazując szklanką na mnie, mocno podenerwowanego całą sytuacją. Użyła słowa „dupek”, nieprawdaż? – Poza tym... zobacz! On nie wygląda za dobrze, pewnie się źle czuje… Może innym razem, co? – zapytała wyższą kunoichi już uprzejmiej, puszczając ją.
        – T-Tak… masz rację… – burknęła Sakura, odczłapując z powrotem do grupy dziewczyn. Niko odprowadziła ja wzrokiem, kończąc amakuchi. Odwróciła się i wróciła na miejsce, nie patrząc wcale na mnie.
        – Nie jesteś moim adwokatem – warknąłem groźnie, jednak trochę zadowolony z usunięcia problemu. – Kto jak kto, ale ja poradzę sobie z natrętnymi fankami.
        – Być może… – westchnęła szatynka, bawiąc się pustą czarką i nadal nie spotykając mojego wzroku. Znów machała nogami, a jej twarz była lekko czerwona. Zmierzyłem ją już spokojniejszym wzrokiem i skojarzyłem fakty.
        – Ty… – Przełknąłem ślinę. – Jesteś… pijana?
        – Być może… – powtórzyła, pokazując palcem w bok, a ja popatrzyłem we wskazanym kierunku. Nadchodziła kolejna kandydatka do tańca, a za nią dwie inne. No tak. Przed chwilą szybsze kawałki zostały zastąpione bardziej „nastrojowymi”.
        – Sasuke-kuuun… – Zatrzepotała rzęsami Ino, podchodząc do mnie bliżej. – Że z Sakurą nie – to rozumiem, ale ze mna chyba zatańczysz, co nie? – Blondynka napotkała mój wściekły wzrok, ale nie odpuszczała. – Proooszę?
        – Nie.
        Czemu?! – jęknęła, podchodząc jeszcze bliżej i mrugając jak zbity pies. Jedno szczęście, że Niko się tak nie zachowywała.
        Czy te dziewczyny nie znały zwyczaju, że to chłopak prosi dziewczynę do tańca?
        – Nie i już – burknąłem, odwracając wzrok od irytującej blondynki i patrząc na dwie kolejne dziewczyny, bowiem za Yamanaką szła Tenten, która – musiałem przyznać – wyglądała całkiem normalnie, oraz Temari, która znalazła idealną okazję, aby pokazać wszystkim, że dorwała Shikamaru w swoje sidła.
        Nie minęło kilka chwil, a szatynka w koczkach porwała bezbronnego Hyuugę na parkiet, a Shikamaru został wyciągnięty przez blondynkę z Suna-gakure. Podreptali trochę i po jakimś czasie nie było już po nich widać, aby mieli coś przeciwko temu.
        Zostałem sam na polu bitwy.
        – O moja kwitnąca wisienko! – Usłyszałem w oddali dziwny głos. Po sekundzie zorientowałem się, że to Krzaczastobrewy. Trudno było zgadnąć, bo nie miał wyjątkowo na sobie tego zielonego... czegoś. – Sakura-san… uraczysz moja skromną i niegodną twego uroku osobę pięknym gestem miłości, jakim jest wspólny taniec?
        Ten to miał gadane...
        Wbrew początkowej niechęci, różowowłosa została również wciągnięta w tańce, a ponieważ Lee nie był tancerzem pierwszej klasy, robiło się całkiem wesoło. Uśmiechnąłem się lekko, widząc zbliżającego się do mnie Naruto. Patrzył przez chwilę zirytowany na Sakurę, przestępując z nogi na nogę. W końcu postanowił się odezwać.
        – Siemasz, teme.
        Tylko kiwnąłem głową. Nie zdążyliśmy pogadać, bo coś uderzyło blondyna w plecy. Uniosłem brew. Za „przyszłym Hokage” stała zarumieniona Hinata, a zaraz za nią Ino z wyciągniętą ręką.
        – Dalej, Hina-chan, poproś go! – kibicowała koleżance Yamanaka. Westchnąłem, przeczesując włosy palcami. Zaczynałem się nudzić.
        – Huh? – Naruto zamrugał, co sprawiło, że róż na twarzy Hyuugi zmienił się w czerwień, a jej nogi widocznie zmiękły. – O co chodzi?
        Pewnie to bardzo ciężko być tak głupim...
        – N-Naruto-kun… – zaczęła Hyuuga, bardziej skoncentrowana na swoich stykających się palcach wskazujących, niż na sobie. – C-Chciałb-byś… z-ze mną… t-to zn-naczy… – jąkała się niemiłosiernie.
        Uzumaki uniósł brew.
        – Chodzi o to, czy z nią zatańczysz – westchnęła Ino, popychając przyjaciółkę jeszcze raz do przodu.
        Blondyn uśmiechnął się szeroko i z wesołym „jasne, Hinata!” złapał ją za rękę i poprowadził na środek sali, gdzie oboje spiekli raka. Od „uroczego” obrazka odciągnęło mnie moje imię, mówione przesłodzonym głosem:
        – Sasuke-kuuun….
        – Ostatni raz mówię... – warknąłem, starając się zachowywać racjonalnie. Oparłem głowę na łokciu, przymykając oczy. Tego było po prostu za wiele.
        – Czemu nie?! – Yamanaka ryknęła jak małe dziecko.
        – Bo nie. Zatańcz z kimś innym.
        Dziewczyna odeszła, mrucząc coś pod nosem. Pewnie zrozumiała, że siłą do niczego mnie nie zmusi. Miałem nadzieję, że skorzysta z mojej rady i da mi spokój.
        Do wyboru miała Kibę, Chouji’ego, Shino i Kankuro. Najpierw podeszła do grubaska, ale ten ją zbył. Następnie szukała szczęścia u Shino, który nie wiadomo czemu zgodził się pobujać z nią trochę po sali.
        Wolny od tej męki zostałem tylko ja, ciągle jedzący Chouji i chłopak z Suna-gakure. Kiba zniknął mi z oczu, wcześniej mówiąc, że idzie wyprowadzić Akamaru. Wszystkie znajome dziewczyny nie odrywały się od swoich „łupów”, a Niko siedziała przy barze na jednym z wysokich krzeseł. Nawet nie zauważyłem, gdy się tam przeniosła.
        Wyjątkowo mało dzisiaj mówiła.
        Westchnąłem i podniosłem się z fotela, po czym przemaszerowałem salę z rękoma w kieszeniach. Nadal na parkiecie przeważały wolno drepczące pary, więc nie oberwałem ręką od żadnego szaleńca. Gdy znalazłem się tuż obok niej, ona nawet nie drgnęła.
        Siedziała pochylona tak, że grzywka zasłaniała jej oczy, w jednej ręce trzymała szklankę, a drugą opierała się o blat barku.
        – Który to już? – zapytałem , ale odpowiedział mi Jiraiya.
        – Czwarty.
        Wskoczyłem na wysokie siedzenie tuż obok niej i oparłem się łokciami o blat. Rzuciłem okiem na zaplecze baru. Duży wybór.
        Ciekawe, czy Niko wiedziała, że alkoholi się nie miesza.
        – Na pewno nie jesteś pijana? – Dziewczyna potrząsnęła głową i odstawiła pustą szklankę na blacie, ciągle nie pokazując mi swoich oczu. Nie wiem, czemu mi to przeszkadzało, ale czułem się, jakbym mówił do ściany. – Macie tu coś mniej wstrząsającego? – zapytałem Sannin’a.
        – A wolno ci pić alkohol, chłopcze? – uśmiechnął się zgryźliwie siwy mężczyzna, opierając się wygodnie o gładki blat baru.
        – A jej wolno?! – warknąłem, wskazując z oburzeniem na Niko.
        – Nie sądzę – przyznał, mimowolnie przygotowując kolejnego drinka. – Ale jej i tak się nikt nie przyczepi. – podał mi zimny napój. – No bo nie ma kto. Wiesz, co mam na myśli?
        – Wiem. – Wziąłem łyka. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, aby lekko gorzkawy smak rozprzestrzenił się w moim gardle. Nie było takie złe. – Ja też nie, i co z tego? – dodałem po chwili, przed kolejnym, „upewniającym” łykiem. Nie wiedziałem, że sieroty mają jakieś specjalne uprawnienia. – Co to?
        – Karakuchi**. Niedobre? – Sannin wydawał się zdziwiony. Wydawać by się mogło, że on pił absolutnie wszystko. Tak słyszałem. Zamachnąłem się i wlałem sobie resztę napoju do gardła, odstawiając czarkę i wycierając usta wierzchem dłoni. Chciałem mieć to z głowy.
        – Niezłe. Ale wolę wino – przyznałem, choć nie byłem zagorzałym fanem jakiegokolwiek alkoholu.
        – Ho ho ho… – zaśmiał się białowłosy, podając mi następny kieliszek, tym razem z winem. – Specjalista się znalazł.
        – Być może… – westchnąłem, po czym zorientowałem się, że zacytowałem Niko. Znowu skoncentrowałem swoją uwagę na niej. Chwyciłem ją za ramię i potrząsnąłem nią lekko. Nie reagowała. Odstawiłem swoją porcję i schyliłem się trochę, zaglądając pod jej burzę włosów, w końcu widząc jej twarz.
        Siwowłosy tylko oparł łokcie o blat, obserwując nas i uśmiechając się podejrzanie.
        – Co z tobą? – warknąłem. Trudno było powiedzieć, czemu mnie to interesowało. Po prostu... dziwiło mnie jej dzisiejsze zachowanie. W dodatku chyba się upiła, a to nie był dobry znak.
        – Tak się nie rozmawia z damą! – krzyknął Sannin, uderzając pięścią w drewniany blat. Nasze szklanki zatrzęsły się niespokojnie, kilkoro ludzi na sali obejrzało się w naszą stronę.
        – Hn? – Spojrzałem z irytacją w jego stronę. Jiraya odkaszlnął.
        – Chciałeś chyba powiedzieć: „Czy coś się stało, moja droga?” – poprawił mnie, unosząc palec w górę. Moja brew zaczęła niebezpiecznie skakać na myśl, że ktoś takiego pokroju jak ten stary zboczeniec poucza mnie, jak rozmawiać z moją współlokatorką. Mimo to posłuchałem rady.
        – Czy coś się stało? – W odpowiedzi otrzymałem ciszę, więc zrezygnowany sięgnąłem po swój zamówiony napój. – Do dupy takie rady.
        – Nic się nie stało… – mruknęła dziewczyna, nie podnosząc głowy i przykuwając tym samym moją uwagę. Sannin westchnął lekko, dolewając nam odpowiednich napojów.
        – To ja… was zostawię samych. – Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo, odchodząc na palcach do „składziku” baru, zatrzymując się i podglądając nas przez niedomknięte drzwi. Doskonale go widziałem. On serio był shinobi?
        – Ja… – zacząłem, ale nie dokończyłem, bo ktoś z białym psem na głowie wcisnął się między nas z uśmiechem na twarzy.
        – Co tu podają? – Kiba zapytał jak gdyby nigdy nic, nie czekając na odpowiedź i podnosząc do nosa mój kieliszek. Poruszał kilka razy nosem i powąchał naczynie. – Fe! Mirin*** – skomentował, kładąc psa na blacie. Biały kundel zaszczekał radośnie.
        Zmarszczyłem brwi. To ignorowało wszelkie zasady higieny.
        – Cześć, Akamaru… – Usłyszałem głos Niko spod jej grzywki.
        – Co z nią? – zapytał niedyskretnie Kiba, kiwając głową w jej stronę.
        – Właśnie próbowałem się dowiedzieć, kiedy ty
        Znów przerwałem w pół słowa, bo Akamaru zaczął przeraźliwie szczekać. Na nią. Inuzuka uniósł brwi i zdjął szczeniaka ze stołu.
        – Co jest, piesku? – zapytał zdziwiony, przystawiając go sobie do twarzy tak, że aż stuknęli się nosami. Po chwili słuchania już spokojniejszego szczekania, shinobi znowu przemówił. – Czujesz kota? – zmierzył dziewczynę zdziwionym spojrzeniem, a zarazem ulgą. – Nieważne. Chodź coś zjeść. – Odwrócił się do nas tyłem i odszedł w swoją stronę.
        Westchnąłem, rzucając okiem na Niko. Przydałoby się, by coś powiedziała, ja raczej nie byłem dobrym inicjatorem rozmów, a siedzieć tak bez sensu też nie było po co.
        – Cześć, Kiba… – mruknęła, zsuwając się ze stołka. – Sasuke…
        – Idziesz już? – zapytałem lekko zdziwiony. W sumie było już późno, nie było sensu tego przedłużać. – Może…
        – Nie. Poradzę sobie.
        Czemu dzisiaj wszyscy przerywali mi w pół zdania? 
        Nagle Niko zachwiała się i szybko podparła ręką o blat. Zeskoczyłem z krzesła i stanąłem koło niej.
        – Co jest?
        – Nic, ja… eh… cholera… – zaśmiała się, unosząc głowę wysoko. – Mocne to sake…
        – Może…
        – Nie… ha ha ha… Uff… – Zrobiła kilka chwiejnych kroków. – Kami, to takie głupie – śmiała się dalej ze swojej bezradności.
        Zupełnie się zmieniła. Nigdy nie widziałem pijanej dziewczyny, ale... czułem się nieswojo. Pomijając fakt, że kilka osób już się na nas patrzyło.
        – Wiesz… to takie… fajne uczucie… – zaśmiała się znowu, podpierając się ściany. Podszedłem bliżej, zupełnie nie wiedząc, co robić.
        Nie to, że byłem za nią odpowiedzialny, ale w gruncie rzeczy mieszkaliśmy razem, cała reszta była zajęta sobą. Kto miał się nią zaopiekować?
        To było... żałosne. 
        – Idziesz do domu? – zapytałem w końcu, zadowolony, że nikt mi nie przerwał.
        – Mhm… ha… a przynajmniej próbuję.
        – Nie zaszłaś specjalnie daleko – mruknąłem, krzyżując ręce i pokazując jej te parę metrów, które dzieliły nas od krzeseł. Ona skwitowała to śmiechem, ruszając dalej.
        Nie miała zamiaru poprosić mnie o pomoc. No jasne.
        – Liczą się chęci – westchnęła, koncentrując się na swoich stopach. Patrzyła w dół z grymasem na twarzy. Na szczęście w miarę nad sobą panowała. Słyszałem o gorszych przypadkach.
        – Pomogę ci – mruknąłem, łapiąc ją za rękę i przewieszając ją przez swoją szyję tak, jak pomaga się iść rannemu. Zanim zdążyłem złapać ją wolną ręką w pasie, dziewczyna wykonała ruch, jakby chciała mnie odepchnąć. Byłem jednak silniejszy i trudny do ruszenia, więc dziewczyna sama odskoczyła w tył, uderzając plecami o ścianę. Zmiękły jej kolana. Zaczęła powoli osuwać się na ziemię.
        – N-nie… j-ja sama… – wyjąkała półprzytomnie. Trwało to chwilę, zanim westchnęła i wyprostowała się z widocznym trudem.
        Przewróciłem oczami. Sytuacja była zabawna, owszem, ale nie mogłem pozwolić, aby szła w takim stanie do domu.
        Postanowiłem przedyskutować ze sobą kwestie moralne później. Odepchnąłem swoją dumę na bok, zacisnąłem zęby i zdecydowanym krokiem wyprzedziłem ją. Niko, zdezorientowana oparła się rękami o moje ramiona. Pochyliłem się i szybko złapałem ją pod kolanami. Wyprostowałem się, zarzucając ją sobie na plecy.
        Zrobione. Bez słowa ruszyłem w kierunku drzwi.
        – P-Puszczaj... – Niko próbowała się wiercić, ale na szczęście miała za mało siły. Wiedziała z resztą, że jeśli będzie się za mocno wyrywać, to poleci do tyłu i rąbnie głową o ziemię.
        Z kopa otworzyłem drzwi i wyszedłem na ciemną uliczkę przed knajpą. W ciągu godzin spędzonych na Sali, nad Konohą zebrało się sporo deszczowych chmur. Dziwne, bo nie miało dzisiaj padać.
        Próbowałem nie myśleć o tym, co teraz robię ani dlaczego. Lekko podrzuciłem dziewczynę, gdy poczułem, że zsuwa mi się z pleców.
        – Złap się mojej szyi, bo cię upuszczę – warknąłem. Dziewczyna z cichym mruknięciem posłuchała się polecenia, owijając swoje ramiona wokół mojej szyi. Znacznie lepiej. Spojrzałem w dół, na jej drobne ręce. Wydawała się lekka i krucha. Nieświadomie zacząłem iść ostrożniej.
        Starałem się wyrzucić z myśli fakt, że moje dłonie spoczywały na jej udach. Coraz częściej miałem takie problemy...
        – To takie… upokarzające… – burknęła Niko, mówiąc do moich pleców. Pozostawało mi się tylko uśmiechnąć na tę uwagę. Przez czarną koszulę czułem na karku jej oddech i ocieranie jej nosa.
        Owszem, było, ale nie dla mnie.
        Dobrze, że chociaż jej zapach był odrzucający. Alkoholowy.
        Przyspieszyłem kroku, aby zdążyć przed deszczem. Do apartamentu mieliśmy jeszcze kawałek drogi, a błoga cisza i zapach zbliżającego się deszczu widocznie uspokoiły dziewczynę. Zmęczona oparła czoło na moim ramieniu, wyraźnie odpływając. Zostawiła mnie samego z moimi myślami.
       
        * Amakuchi – słodkie sake
        ** Karakuchi – wytrawne, bezbarwne sake
        *** Mirin – wino uzyskiwane w wyniku fermentacji ryżu