Popatrzyłem na moją starą znajomą z uśmiechem. Nic się nie zmieniła, przez całe pięć lat. Jej widok wywołał u mnie lawinę wspomnień, zwykle raczej niepożądanych. W tej chwili jednak nie spowodowały one u mnie niczego poza uczuciem ciepła. Widzieliśmy się co prawda kilka dni temu, nie była wtedy jednak ubrana w pełny strój shinobi. Było to zrozumiałe, każdy jounin potrzebował odpoczynku od służby od czasu do czasu. Jej obecny wygląd tylko upewnił mnie w przekonaniu, że to ta sama Akane, którą znałem.
Blondynka podeszła do naszej trójki z lekkim uśmieszkiem i zaciekawieniem.
- Przepraszam, że musiałam w czwartek zbierać się tak szybko. Nie zdążyliśmy wszystkiego omówić… - westchnęła, po czym rzuciła okiem na chuunin’ów. Przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, unosząc brew. – Kim są te dzieciaki?
Ah, no tak. Zupełnie zapomniałem. Pięć lat w Kirigakure. Akane była nieco do tyłu z aktualnym stanem wioski i… moim własnym.
- Aah… moi pierwsi. Tak się… złożyło. – odparłem pospiesznie. Nie było raczej czasu na długie opowieści o egzaminie, pozostałej dwójce genin’ów i transferze Niko pod moją opiekę. Niirochi przez chwilę milczała, analizując uzyskane informacje, ale po chwili odezwała się znowu.
- No, Hatake, byłam zdziwiona, gdy zaoferowałeś mi odprowadzenie do wioski… gdybyś mi powiedział, że nie podróżujesz sam, chyba bym doznała szoku. – uśmiechnęła się chytrze. Przewróciłem oczami. Jeszcze tego brakowało. Aluzje co do mojego byłego stylu pracy. Może byłem nieco uparty i aż nad wyraz samodzielny, ale wiele się zmieniło. Wiedziałem już jednak, że czeka mnie dłuższy czas odciągania mojej starej przyjaciółki od zbyt osobistych tematów. To było oczywiste, że chciała pogadać, lecz czasami zapominała, że nie jesteśmy sami. – Jak sobie radzi Tsunade-san jako Piąty? – kobieta wyrwała mnie z rozmyślań.
- O, więc wiesz. Całkiem nieźle. Już dawno podpisaliśmy pokój z Suna. Ruszyły kolejne egzaminy… Akademia się rozwija. Podobnie jak Szpital. Hokage wprowadziła też zmiany w grupach.
- Oh? – kunoichi zamrugała oczami, jeszcze raz, jakby dla pewności, spoglądając na moich towarzyszy. Ci nawet nie próbowali się włączyć w rozmowę, co trochę utrudniało mi zapoznanie ich z blondynką. – No właśnie. Zdziwiłam się trochę, że nie masz trzeciego ucznia… - Akane podrapała się w kark ukryty pod długimi, lśniącymi włosami. Zawsze była ładna.
- Teraz grupy mają trzech członków. Trwają narady nad dołączeniem medic-nin’a do każdego składu. Ich ilość i kwalifikacje znacznie wzrosły. – dopowiedziałem od siebie.
Jounin’ka pokiwała głową, nie zadając kolejnych pytań. Uśmiechnęła się w stronę lekko zniecierpliwionych ninja, gdy nagle coś przykuło jej uwagę.
- Ty. – wskazała na Sasuke, a ten uniósł brew. – Czy to… - wskazała na emblemat na jego rękawie.
- Aah. Symbol mojego klanu. A co? – warknął czarnowłosy, krzyżując ręce. Uroczy jak zwykle.
- Łał. – blondynka wygięła zabawnie wargi. – Nic dziwnego, że znaleźli się genin’i, którzy przeszli ten twój okrutny test. Uchiha… ka? Hatake, stary draniu, jesteś strasznie sentymentalny! – szturchnęła mnie łokciem, uzyskując w zamian zirytowane spojrzenie.
Shinobi spojrzeli na mnie, potem na kunoichi. Na szczęście nic nie zrozumieli.
- Taa, chłopak ma talent i zadatki. – na moje słowa Niko przewróciła oczami, mrucząc coś pod nosem o dobrej opinii. – Ale nie zapominaj o jego koleżance. – wskazałem na szatynkę z lekkim uśmieszkiem. W końcu w obecnym towarzystwie to na niej trzeba było się skupić.
- Aah. Znamy się? – zapytała Akane nieco przepraszającym tonem. Tak jak kiedyś, doskonale czytała ludzi.
- Nie sądzę. Nazywam się Niko. – dziewczyna podała rękę blondynce, z widocznie lepszym nastrojem.
- Niko…? – powtórzyła Niirochi, podając rękę drugiej kunoichi, ale widocznie czekając na jej nazwisko. Po kilku latach z dala od wioski tylko nazwa klanu mogła jej coś przypomnieć. Z wiadomych przyczyn nie doczekała się go, czego, mimo że raczej nie zrozumiała, to postanowiła nie roztrząsać.
- Jest wychowanką Mitarashi i Mehojo. Myślę, że to ci cos mówi… - dopowiedziałem od siebie, unikając niezręcznej ciszy.
- Oh, Anko? Nie gadaj! – uśmiechnęła się kunoichi, podpierając pod boki. – Ty dostajesz drużynę, Tsunade-sama obejmuje fotel, Anko kogoś wychowuje, Jiraya-san wraca do Konohy… ludzie, co tu się nie dzieje… - zaśmiała się. Po chwili spoważniała, jakby coś sobie przypominając. – Hatake, mówiłeś coś o propozycji dla mnie. Ma to coś wspólnego z jedną z tych rzeczy? – jej głos przybrał oficjalny, poważny ton.
- Mniej więcej. – uniosłem ręce w geście uspokojenia. – To nic pilnego czy niebezpiecznego… widzisz… chciałbym, abyś pomogła Niko przy nauce genjutsu.
- Co? – zapytały dziewczyny jednocześnie, mocno zdezorientowane. Sasuke tylko się uśmiechnął. Lekko i wrednie.
- Widzisz, Kliniczny Test Sprawności jasno wykazał, że nie tylko dziewczyna ma talent, ale będzie to potrzebne do zbalansowania naszej grupy. Ty się do tej roboty idealnie nadajesz. Ja już podjąłem decyzję o nauce Sasuke doujutsu. – wytłumaczyłem skrótowo, starając się nie ponaglać jej decyzji ani też nie wydawać się zbyt obojętny na sytuację mojej uczennicy.
Niirochi myślała nad tym przez chwilę, patrząc na jakiś nieokreślony punkt na mojej kamizelce. Nie spodziewałem się dłuższych negocjacji. Blondynka polegała na instynkcie i raczej gotowa była pomóc mi w potrzebie. Zwłaszcza, że ładnie prosiłem.
Ja i ten mój urok.
- Zdajesz sobie sprawę, co robisz? – zapytała spokojnie. Wiedziałem, że nie mówi o zaciąganiu jej do pracy, a nauce doujutsu i szkoleniu jednego z Uchihów.
- Oczywiście.
- No dobrze, a co będę miała w zamian? – Akane wróciła do swojego luzackiego tonu i poprawiła bagaż na plecach. – Nie było mnie w domu 5 lat z hakiem, miałam nadzieję wypocząć i rozejrzeć się trochę, a ty już zakładasz mi smycz. – wskazała na mnie palcem. - Moje umiejętności nie są do wynajęcia. W przeciwieństwie do ciebie nie zrobiłam testu jounina, aby bawić się z dzieciakami.
Na jej słowa Sasuke prychnął, ale nie powiedział słowa.
Zmrużyłem oczy. Przez te pięć lat tęskniłem za wieloma cechami i zachowaniami Akane, jednak jej wyzywający acz urokliwy ton głosu, gdy czegoś chciała… cóż, delikatnie mówiąc do nich nie należał.
Musiałem jednak coś wymyślić.
- Pomogę ci z formalnościami i zapewnię mieszkanie. Twoje oddano. Co do reszty się dogadamy.
- Uderzyłeś się w głowę, gdy mnie nie było? Zrobiłeś się całkiem hojny! – uśmiechnęła się blondynka, widocznie zadowolona z wyniku negocjacji.
- Zdarza się najlepszym. – odrzuciłem, porządnie znużony staniem na drodze w Yutatoshi. – Poza tym nasza ostatnia misja… - tu machnąłem ręką na ogromny pałac. – Była całkiem dochodowa.
- Opowiesz mi potem wszystko. – powiedziała kobieta z entuzjazmem, ruszając powoli w stronę granicy miasta. Czytała mnie idealnie. – Zgadzam się na te warunki. – przyznała, odwracając się w moją stronę, nadal jednak idąc z gracją. – Ale od razu ostrzegam, że nigdy nie byłam nauczycielką i to może trochę potrwać.
- Nam raczej zależy na efektach.
- Dlatego wybrałeś mnie, nie? – fioletowooka puściła mi oczko, zaraz potem uśmiechając się do idącej obok i słuchającej nas Niko.
- I ją. Jest jedną z najbystrzejszych osób, jakie znam. Powinnyście się dogadać. – westchnąłem, mijając kolejny udekorowany budynek bogatego miasta. – Ale bez przesady. – zagroziłem dziewczynom palcem. – Nie chcę 'mini-Akane'. Trening i tyle. Moja druga uczennica jest na naukach u Hokage. Martwię się o swoje życie.
Obie kunoichi posłały mi zirytowane spojrzenia.
- Zgoda, staruszku. Ale za takie teksty sama przyznaję sobie trzy dni na relaks.
Mruknęłam z zadowoleniem. Było mi tak miękko i ciepło… wszystkie moje problemy odleciały hen daleko. Nie byłam zmęczona ani smutna. Po prostu emanowałam szczęściem.
Przekręciłam się na plecy, przecierając oczy, ale jeszcze ich nie otwierając. Nie warto było psuć tej magicznej chwili. To był moment tylko dla mnie, mogłam robić co chcę i myśleć o czym chcę, nikt niczego ode mnie nie wymagał, nikt na mnie nie patrzył.
Przeciągnęłam się z uśmiechem, który po chwili zniknął.
Otworzyłam oczy. Trzeba było się wziąć w garść. Spojrzałam na okno. Słońce było już niemal w zenicie. Zbliżało się południe. Byłam tak szczęśliwa z powrotu do domu, że zasnęłam zaraz po rozpakowaniu swoich rzeczy. Wnioskując po porze dnia drzemałam dobre kilkanaście godzin. No ale cóż. Tego już nie mogłam zmienić.
Wstałam chwiejnie, ziewając szeroko. Zerknęłam na lekko zakurzoną półkę przy łóżku, na której leżała zmięta karteczka. Trzymałam ją w kieszeni, neiprzeczytaną, przez całą drogę do wioski. Wzięłam ją w rękę, ściskając bardziej i rzuciłam nią do kosza. Nie musiałam zerkać na nią jeszcze raz, by pamiętać, co było na niej napisane.
„Mówiłem.
Yahiro.”
Już raczej nie było szansy, by dowiedzieć się, o co mu chodziło. Może przewidywał, że koronacja się nie odbędzie, a mi coś umknęło? Może chodziło o nasze relacje daimyo-shinobi?
Prychnęłam z niesmakiem, mijając lustro, a w nim odbicie moich rozczochranych włosów. Kogo ja oszukiwałam? Z pewnością chodziło mu o Sasuke oraz jego ‘uczucie’ do mnie, co zapewne miała potwierdzić jego reakcja na słowa Yahiro. Wiem, co powinnam sobie wtedy pomyśleć: ‘Hola, jak na faceta, który mnie nawet nie lubi, to całkiem porządnie przejmuje się tym, jak inni mnie traktują!’
Ale czemu się tu było dziwić? Sama miałam ochotę dąć szatynowi w twarz, nie tylko za to, co powiedział, ale za moje kłujące rany na plecach i zawód, jaki mi sprawił.
Czułam się z tym fatalnie. To nie powinna być karteczka od Kiyokawy, a mojego rywala. Dziwne, że nie wypowiedział tych słów zaraz po tej strasznej sytuacji. Doskonale wiedziałam, że nie lubi daimyo, a ignorowałam to kompletnie, nie przewidując, że to ja mogę być tą ‘ślepą’. Teraz to wydawało się głupie, ale kilka dni temu naprawdę lubiłam Yahiro. I on wydawał się lubić mnie.
Może zrobił to specjalnie? Zmiana w jego zachowaniu była tak drastyczna. Może chciał udowodnić swoją rację, że Uchiha naprawdę mnie lubi.
Nie. To głupie. Wszczynałby bójkę z wynajętym shinobi i obrażałby dziewczynę, którą kilka dni wcześniej pocałował tylko dlatego, by przekonać mnie, że się nie mylił? I to po takim szoku, jakim jest napad na jego życie? Bzdura.
Nie mogłam jednak odrzucić dziwnego uczucia, że nie otrzymałam tego liściku bez powodu.
Miałam niesamowitą ochotę się komuś wygadać. Przedyskutować to, co się stało i poprosić o radę. Ale do kogo niby miałam iść? Anko miała własne problemy i nigdy nie była dobra w słuchaniu. Kakashi, jeśli bym tylko potrafiła go w tej chwili znaleźć, wyśmiałby mnie i zaraz powtórzył wszystko Sasuke. Byli stanowczo za blisko. Żadnej z dziewczyn w Konoha nie znałam na tyle, by jej się zwierzać, zwłaszcza, że za każdym rogiem czaiła się krwiożercza fanka bruneta gotowa zasztyletować mnie za samo przypuszczenie, że Uchiha coś do mnie czuje.
Była to głupia myśl, bo Sasuke nie czuł nic, ale co ja mogłam poradzić? To był mój problem: za dużo myślałam.
Wciągnęłam bluzkę przez głowę. Nie było sensu ubierać się na trening. Z temperatury w moim pokoju wnioskowałam, że na dworze było parno. Świeżo po misji, z ranami na plecach i nogach, nawet nie brałam treningu pod uwagę.
Mogłam też poważnie porozmawiać z Sasuke.
Baka. Całą drogę i krótki okres mojej przytomności w domu przemilczał. Ani słowa o misji, Yahiro, ratowaniu, ani mnie przed strzałą, ani jego przed utopieniem, a tym bardziej o karteczce. Zupełne zero.
Może nie odkryłam tą myślą nic nowego, ale mój partner naprawdę nie był typem bardzo rozmownym.
Moje niepożądane myśli przerwał głuchy huk dochodzący z korytarza. Przez cały czas, jaki byłam na nogach, w domu panowała cisza, toteż myślałam, że Sasuke Ranny Ptaszek wyszedł. Może już wrócił, zobaczywszy, że na dachówkach domów, po których zwykle biega, można zrobić jajecznicę?
Uchyliłam lekko drzwi, szukając wzrokiem mojego współlokatora i źródła tajemniczego dźwięku. Wyszłam po cichu, kierując się do salonu.
Stanęłam w pół kroku. W przedsionku przy drzwiach stały dwie ciężkie torby, a przy nich stos książek. Uniosłam brew, podchodząc bliżej. Nie pamiętam, by Uchiha miał na misji tak spory bagaż…
- Hej.
Obróciłam się, słysząc z tyłu niski głos sprawiający wrażenie zardzewiałego od długiego nieużywania. Shinobi właśnie wyszedł ze swojego pokoju, bez bluzki i z kolejnymi, mniejszymi pakunkami w rękach. Chyba się zorientował, że jest gorąco. Jednak coś tam czuł.
Mimowolnie spojrzałam na bandaż owinięty wokół jego prawego ramienia i klatki piersiowej. Mam nadzieję, że nie bolało.
- Gdzie ci tak spieszno? – zapytałam z uśmiechem, próbując zignorować moje piekące policzki. Od tego upału. Serio.
Czarnowłosy minął mnie, podchodząc do toreb i kładąc koło nich kolejne pakunki. Spojrzał na mnie spode łba, z lekką kpiną w oczach.
- Wyprowadzam się…?
Zaschło mi w gardle. Zupełnie zapomniałam. To znaczy… wiedziałam, że to nastąpi, ba, jeszcze miesiąc temu czekałam na tę chwilę z utęsknieniem, ale to się stało tak szybko…
Bez słowa patrzyłam, jak Uchiha podchodzi do krzesła w kuchni i opiera na nim nogę, wiążąc but i rozglądając się po ladach w pomieszczeniu. Chyba chciał zabrać swoje rzeczy. Na moje szczęście większość narzędzi i przypraw była moja.
Hej. O co było tyle krzyku? Jego odejście miało swoje plusy.
Od tamtej chwili to był ostateczny koniec zakrwawionych, spoconych i brudnych ubrań w łazience i plam krwi na podłodze. Definitywny koniec przekręcania kurka pod prysznicem na lodowato zimną wodę, której dotyku nigdy nie zapomnę. Pewnego razu weszłam do kabiny, bardzo zaspana, i wydarłam się tak, że zbiegli się wszyscy sąsiedzi. Odejście Sasuke oznaczało koniec hałasów nad ranem, gdy przypomniało mu się o ostrzeniu narzędzi przed treningiem czy pukania o sufit, w który miał zwyczaj rzucać shuriken’ami, gdy mu się nudziło lub nie mógł zasnąć. Mimowolnie dzieliłam wtedy z nim tę mękę. Rozstanie z Uchihą wiązało się też z ostateczną samodzielnością, niezależnością, lepszą organizacją czasu i kontrolą wydatków, między innymi na zakupach, o których chłopak zawsze zapominał.
Nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, że to mogło zmienić też wiele rzeczy na gorsze. Nie spodziewałam się, że to kiedyś powiem, biorąc pod uwagę to, że zamieszkaliśmy wspólnie przez zupełny przypadek i z początku nie było wcale tak różowo, ale czułam się, jakby miał się właśnie zakończyć bardzo przyjemny okres w moim życiu.
Bez Sasuke, jeśli nie życzyłabym sobie innego współlokatora, musiałam płacić sama cały czynsz. Racja, miałam dostać pieniądze za misję w Yutatoshi, ale ile można było przepłacać? Z Uchihą miałam dla kogo gotować; wiele razy mi w tym pomagał, a w zamian za moją pracę zabierał mnie na obiad innego dnia. Gotowanie dla jednej osoby było trudne, robiłam tak, gdy mieszkałam u Anko, a ona była na misji. Czekały mnie więc kolejne dni spędzone na odgrzewaniu starego jedzenia. Zdarzało się, że brunet pomagał mi w nauce. Nie rzucał słów na wiatr, obiecując mi pożyczenie zwojów, do których miał dostęp poprzez swoje elitarne pochodzenie. Dzieliliśmy się książkami pożyczonymi z biblioteki, a jego fotograficzna pamięć i inteligencja przydawały się, gdy brakowało mi jakiegoś pojęcia, nazwiska lub tytułu. Ponadto Sasuke stanowił ciekawe towarzystwo. Może i był małomówny, arogancki i egoistyczny, ale nie można było powiedzieć, że miał same wady. Byliśmy drużyną, mieszkanie razem zapewniało lepsze poznanie się, komunikację i organizację, nie tylko treningów, ale i misji.
To wszystko miało się skończyć. Już teraz.
- Nie sądziłam, że to tak szybko… - usłyszałam własne słowa. Daleko mi było od płaczu, ale szczęśliwa też nie byłam. Jak to teraz miało wyglądać? Mieliśmy się stać niemal obcymi dla siebie ludźmi, widywać tylko na misjach? Od teraz nawet nauczycieli mieliśmy różnych.
- I tak długo to zajęło. Wynająłem totalnych ignorantów do odnowienia mieszkania. – mruknął czarnooki, niezauważając mojego pochmurnego nastroju. Ruszył do swojego pokoju, wynosząc z niego tym razem spory plecak. Nie miał dużo rzeczy. Rozejrzał się po mieszkaniu, nie tyle z sentymentem w oczach, co koncentracją, czy aby niczego nie zapomniał. Jego oczy zatrzymały się na mnie. Zmarszczył brwi. – Co się stało? – podszedł do mnie, zdziwiony.
- Będziesz mieszkał… tam, gdzie byłeś… wtedy? – nie odpowiedziałam, zadając kolejne pytanie. Mimo jego niejasności shinobi załapał, że chodziło mi o miejsce, do którego go śledziłam pewnego nudnego dnia. Był to spory apartamentowiec niedaleko centrum, lecz po drugiej stronie wioski. Nadal nie wiedziałam jednak, które mieszkanie należy do niego. A co, jeśli bym potrzebowała się z nim skontaktować?
- Aah. – odparł chłopak z przedpokoju. Nawet nie zauważyłam, gdy ode mnie odszedł. Zmrużyłam oczy, widząc na jego plecach coś na kształt… pochwy na miecz. Wyprostował się, z plecakiem na plecach i największą torbą w ręku. Jeszcze raz spojrzał na mnie. – Dziwnie wyglądasz. – przyznał z krzywym uśmieszkiem.
- Dziękuję. – odparłam ironicznie, przeczesując włosy palami. Zapomniałam się uczesać. Oczywiście on był idealny!
- Nie chodzi o fryzurę. – westchnął shinobi, odstawiając torbę z powrotem na ziemię i podchodząc do mnie, stojącej na boso. Już miał na sobie bluzkę. Niestety.
To znaczy… na szczęście. Oh, było mi wszystko jedno!
- A o co? – warknęłam, krzyżując ręce i patrząc na niego z dołu. Nie wiem czemu, ale fakt, że byłam blisko ściany, przypomniał mi o jego poświęceniu na misji. Jak rzucił się pędem, osłaniając mnie przed strzałą najemnika. Myślałam wtedy, że to koniec, ale on pojawił się z nikąd. Jak bohater, wiem, ironiczne, ale tak właśnie było. Powinnam być za to zła, tak jak zwykle, gdy się popisywał, a ja wychodziłam na fajtłapę, ale… nie mogłam.
Fakt, że się wtedy poryczałam i dotknęłam jego twarzy wcale mi wtedy nie pomógł… i nie pomagał mi teraz.
- Wyglądasz jakbyś… - Sasuke urwał, uśmiechając się lekko, aż w końcu zrobił minę, jakby coś zrozumiał, odkrył niesamowity sekret. – Nie mów mi tylko, że będziesz tęsknić. – gdybym go nie znała, pomyślałabym, że powstrzymuje śmiech.
- Nie mówię. – burknęłam spokojnie, odsuwając się kawałek. Niestety chłopak zauważył ten ruch, co przypieczętował swoim markowym uśmieszkiem. Rozpoczęła się kolejna, może już ostatnia gra między nami. Wyprostowałam plecy, by być choć trochę wyższa, przenosząc ręce za plecy.
- Czyli nie będziesz. – stwierdził brunet, upewniając się. Jego ciemna brew powędrowała w międzyczasie do góry. Pf, po cholerę zauważałam takie detale?
- Oczywiście. – kiwnęłam głową, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Nie byliśmy tak blisko jak podczas salwy łucznika, ale wystarczająco, bym widziała własne odbicie w atramentowych oczach mojego rywala.
- Oczywiście tak czy oczywiście nie? – mruknął znowu. Jakby go to obchodziło!
- Nie! – warknęłam mu w twarz, przekonując chyba raczej samą siebie, bo na niego to nie zadziałało. Jego uśmieszek ani na chwilę nie zszedł z jego przystojnej twarzy. Mój były współlokator odwrócił się i ruszył ku drzwiom, zabierając jedną z toreb.
- Szkoda. – udał westchnienie, nie odwracając się w moją stronę. Zacisnęłam zęby z wściekłości. – Wrócę po resztę za parę godzin. – oznajmił wychodząc z domu i zatrzaskując za sobą drzwi.
Na ten dźwięk moje kolana się ugięły. Upadłam pupą na kafelki przedpokoju, odchylając głowę do tyłu i przysuwając się bliżej do chłodnej ściany. Przymknęłam oczy, wdychając. To był już koniec. Prawdziwy, ostateczny, wspaniały…
Drzwi otworzyły się, a do mieszkania zajrzał Sasuke. Wstrzymałam oddech, nawet na niego nie patrząc. Co musiał sobie pomyśleć, zastając mnie po paru sekundach w tak… załamanej, nienormalnej pozycji?
- Zapomniałbym. Za pół godziny masz być na polu czwartym. Chce coś od ciebie ta cała Niirochi.
Drzwi już zaczęły się zamykać, gdy Uchiha wsadził do mieszkania nogę i zajrzał ponownie do środka, oglądając mnie od góry go dołu. W końcu uśmiechnął się triumfalnie, znikając mi z oczu.
- Niech ja go dorwę… - wycedziłam przez zęby, patrząc na moją zaciśniętą pięść.
Nabrałam powietrza w płuca. Pod tym względem wioska nie zmieniła się wcale. Podczas mojej kilkuletniej misji w Kiri niczego nie brakowało mi tak bardzo, jak lasu. Spędziłam w nim większość swojego życia, więc w tym momencie nikt nie był w stanie wyciągnąć mnie z niego przez kolejnych kilka dni.
Propozycja Kakashi’ego była dobrą wymówką przed oficjalnym spotkaniem z resztą Jounin’ów. O czym miałam z nimi rozmawiać? Moja misja była tajna, niezbyt ciekawa, długa, byłam tam sama, nic się ze mną poważnego nie działo. A tu? Życie szło dalej, nikomu mnie nie brakowało. Nie to, że byłam z tego powodu smutna czy zdziwiona. Wolałam jednak dawkować natłok zaległych informacji o moich przyjaciołach. Wspólne, masowe spotkanie po latach byłoby dla mnie obejrzeniem tysięcy odcinków opery mydlanej jednego wieczora. Wszystkie z nich przegapiłam.
Po co było się oszukiwać? Nawet będąc tu, na miejscu, mało wiedziało się o ludziach. Moje życie towarzyskie, jeszcze przed wyjazdem, nie było zbyt barwne. Shizune odeszła lata temu bez mrugnięcia okiem ze swoją mistrzynią, teraz była już podobno w domu, ale z kupą roboty. Będąc w miarę blisko z Mitarashi dopiero teraz dowiedziałam się o jej podopiecznej. Asuma, stary wyjadacz, nareszcie się ustatkował. I to z Kurenai. Dacie wiarę? Gai zyskał naśladowcę, co za ‘moich’ czasów było nie do pomyślenia.
Działo się też wiele złego. Orochimaru wykonał pierwszy ruch i zabił starego Sarutobi’ego. Mimo, że według Hatake atak Suny i Oto miał miejsce dobre lata temu, nadal widać było szczątki budynków i puste pola w zabudowie. Wioska lizała rany zaskakująco długo. Nie byłam aż tak głupia, by sądzić, że moja obecność w Konoha coś by zmieniła w tym aspekcie, ale czułam się naprawdę dziwnie. Wszyscy po prostu wycięli mnie ze swojego życiorysu, a ja nie wiedziałam nic o nich, jakbym zapadła w głęboki sen.
Ciekawe, jak wszyscy się pozmieniali. Ile osób przybyło. Ile zginęło.
Po śmierci mojej siostry i wielu moich przyjaciół nic nie było w stanie mnie jednak zmartwić. Życie toczyło się dalej. A czy ze mną czy bez, tu czy w Kiri…
- Oi, szukałaś mnie?
Uniosłam wzrok. Przede mną stała ta mała Niko. Była ubrana w codzienne ubrania, podobnie jak ja. Widać było, że wzięła do siebie uwagę o kilku dniach na relaks. I bardzo dobrze.
Musiałam sprawdzić, co potrafi.
Ale jeszcze nie teraz.
- Aah, chciałam z tobą porozmawiać. – uśmiechnęłam się lekko, wskazując ręką, by usiadła na trawie obok mnie. Dziewczyna upadła na nią ciężko i po chwili skrzyżowała nogi, sprawiając wrażenie zniecierpliwionej. Chyba miała zły humor. – Nie bój się, nie będę grała w żadne gry zapoznawcze. Chciałam dowiedzieć się, ile wiesz o tym, czego masz zamiar się uczyć oraz od czego miałabym zacząć.
- Od początku. – odparła brązowowłosa, co pewnie miało znaczyć, że wie tyle, co nic. Westchnęłam lekko. Zapowiadał się długi dzień.
- Wiesz, co to jest genjutsu? – zapytałam prosto. Dziewczyna kiwnęła głową.
- To technika iluzji.
- To wiedzą nawet dzieci w Akademi. – zaśmiałam się. - Powiedz mi, na czym ona polega.
- Miałam nadzieję, że to ty mi powiesz… - jęknęła Niko, drapiąc się po głowie. Była dość odważna, mówiąc do mnie per ‘ty’. Ale czego ja się spodziewałam, zwracała się tak samo do Hatake, wychowała ją Anko. – Hm… to zmylenie przeciwnika. Sprawienie, że widzi on i czuje to, co się chce. – powiedziała kunoichi książkowym tonem, choć widocznie niepewna. I słusznie.
- Nie do końca, dziecko. – uśmiechnęłam się, podkreślając różnicę między nami. Czas było wytłumaczyć, o co mi chodzi, bym potem nie miała problemów przy praktykach. A czułam, że do takich dojdzie.
Nie widziałam tej dziewczyny w akcji, ba, nawet nie wyglądała na silną, ale było w niej coś, co sprawiało, że trudno było ją traktować jak zwykłego chuunin’a. Nie była z tak wielkiego i sławnego klanu jak Uchiha, ale takiej ‘oczywistej’ siły nie zauważyłabym bez emblematu na ubraniach chłopaka.
Ta dziewczyna była zaskakująco dojrzała i opanowana. Jej ruchy były płynne i pewne jak u doświadczonego shinobi, a wzrok przenikał wszystko na wskroś, jakby wiedział i cieszył się z tego, co się zaraz stanie.
Powinnam była dowiedzieć się o niej czegoś więcej. W końcu miała być moją uczennicą. Prawdopodobnie.
- Genjutsu to wizualizacja. To narzucanie swojej wizji innym ludziom. To jak przekonywanie. – powiedziałam, a kunoichi słuchała dalej. Wstałam ociężale z ziemi, patrząc na zielonooką z góry. Tak było mi lepiej. – Aby twój przeciwnik lub partner zobaczył i poczuł to, co ty, ty też musisz to widzieć. – wyciągnęłam rękę przed siebie, po czym spojrzałam na Niko. – Nie wytłumaczysz komuś, jak wygląda drzewo, póki raz czy dwa go nie zobaczysz. – dziewczyna kiwnęła głową. – Teraz trudniejsza część. Genjutsu jest trudne do wykonywania i rzadko spotykane, zwłaszcza wśród dzieci. Zajmują się nim doświadczeni shinobi, którzy wiele widzieli, a co za tym idzie – wiele mogą pokazać. Nie uczy się go w Akademii nie dlatego, że siedmiolatki są mało rozumne czy wolą biegać w kółko z nożem w ręku. – uniosłam palec. – Nie. Tu chodzi o psychikę. Genjutsu nie jest wcale trudne, jest bezpieczne dla użytkownika i z pewnością odpowiednie dla dzieci, ale co z tego, skoro nauczone iluzji dziecko pokazałoby swojemu wrogowi stado błękitnych króliczków?
Na ustach dziewczyny pojawił się ironiczny uśmieszek. Na razie rozumiała.
- Ładna metafora. Ale słodkie króliczki powinny być różowe.
- Nieważne. – machnęłam ręką, kontynuując. – Jeśli chcesz nauczyć się narzucać innym swoją wizję świata, musisz w nią wierzyć. Być bystra, czuła na piękno i pamiętać jak najwięcej z tego, co cię otacza. – spojrzałam na kunoichi kątem oka. – Jaką bluzkę miałam na sobie wczoraj?
Brązowowłosa zamrugała oczami, poprawiając swoje ułożenie na trawie.
- A co to ma za znaczenie?
- Nie gadaj, tylko odpowiedz. – warknęłam.
- Czy ja wiem… czerwoną? – uniosła brew.
- Doskonale. – przyznałam. – Ciemna czerwień. Mój kolor. Wiesz, dlaczego zapytałam?
- Nie.
- Gdybyś miała mnie teraz komuś przedstawić, a nie widziałybyśmy się dzisiaj, ubrałabyś mnie w inny kolor. A ten... jest mój ulubiony. – zauważyłam kolejny uśmieszek na twarzy brązowowłosej. – To nie jest śmieszne. Pokazałbyś mój obraz w zielonej bluzce… bo ja wiem… Kakashi’emu, a on od razu zorientowałby się, że to nie ja. Nie musisz wiedzieć, jak bardzo twoi przeciwnicy się znają. Nie masz pojęcia, czy Kakashi wie, jak się ubieram. Pewnie nie. Ale musisz dmuchać na zimne. Jedna pomyłka i twoje jutsu, choćby i najsilniejsze, pójdą na marne, rozumiesz?
- Hai. – dziewczyna przewróciła oczami, co, miała szczęście, zignorowałam.
- Dobrze. Dlatego musisz pamiętać najdrobniejszy detal, nie tylko kolory, kształty, ale też ruch, zapach, dźwięk… to wszystko tworzysz… i musi być reali-…
- Wiem przecież! – warknęła Niko, krzyżując ręce. – Muszę zapamiętywać jak najwięcej się da. Wiem. Robię Henge no jutsu. Od zawsze. Mam wpojone przyglądanie się kopiowanym strojom, sposobie poruszania i głosowi. To pestka. – westchnęła kunoichi.
- A zmieniłaś się kiedyś w las? – uniosłam brew. Mała była bystra i pewna siebie, ale ciągle zapominała, kto tu rządzi.
- C-co proszę?
- Las. Duża grupa drzew. Takich sporych roślin, no wiesz… - machnęłam ręką, po chwili kontynuując. Dziewczyna skoncentrowała się ponownie na słuchaniu, a nie dyskutowaniu. – Genjutsu jest potężniejsze i bardziej skomplikowane niż głupie Henge. Możesz tworzyć wszystko, nie tylko istoty żywe. Wszystko jest pod twoją kontrolą, nie tylko twoje ciało. Henge nie może zmienić cię we wszystko, nie może też zmienić cię w nic. To by oznaczało zniknięcie. Genjutsu to potrafi. Henge - nie. Edytowanie rzeczywistości według własnego uznania, i to na oczach przeciwnika. To prawdziwa siła. Przydatna i wszechstronna, jeśli mogę dodać coś od siebie.
- Łał. – uśmiechnęła się dziewczyna, patrząc gdzieś w dal.
- Jest jedno ‘ale’. – jej zielony wzrok ponownie skoncentrował się na mnie. – Genjutsu wymaga kontroli wizji, czegoś, czego zwykły shinobi nie opanował. To jak tworzenie otoczenia od zera, z obrazu, ruchu, zapachu i dźwięku. – wyliczyłam. Jak mogłam pomóc jej to zrozumieć? Chciałam jak najszybciej przejść do zabawnej części nauki, widzieć efekty, a przy okazji pomóc tej małej istotce.
Nie byłam głupia. Ona szukała siły. Nie wiedziałam jeszcze po co, ale była gotowa poświęcić życie na wykonywanie swojej pracy. Czemu nie miałam przekazać jej wszystkiego co umiem? W Konoha było tak mało użytkowników genjustsu… aż żal było patrzeć. Nie miałam z kim dyskutować o walce, z kim dzielić doświadczeń. Nikt mnie nie prosił o radę w sprawach technik, nie uznawał mnie za lepszą od siebie. Aż do teraz.
- Jak mam to zrobić? – usłyszałam miękki, przyjemny głos.
- Hm?
- Przygotować się do tworzenia genjutsu. – odparła Niko, nie ruszając się ze swojego miejsca. – Będziesz mnie codziennie przepytywała z koloru bluzek moich znajomych?
Proszę, miała też poczucie humoru.
Z drugiej strony było to dobre pytanie. Niko miała za sobą wiele lat życia jako zwykły użytkownik ninjutsu, trudno by było teraz ją nagle namówić do patrzenia na świat pod innym kątem, na każdą rzecz jak na potencjalną broń, a tym samym potencjalną wizję rzeczywistości dla wroga.
Musiała nauczyć się odtwarzać wszystko jednocześnie, pamiętać wszystko na raz, używać tego i kontrolować to. Najpierw w swoim umyśle. Potem u innych.
- Dobre pytanie. – przyznałam, choć tak naprawdę już miałam w głowie plan. Zapewniał mi on sporo wolnego czasu i dobrze uformowany grunt, jakim była nowa uczennica. Była jak teren, który sam się przekopie, użyźni i wyrówna, a ja potem zasieję na nim nasionka mojej wiedzy. Oh, jak poetycko.
Odwiązałam cienki acz szeroki bandaż ze swojej ręki. Miałam pod nim stare oparzenie, już niemal się zagoiło. Taśmę mogłam wymienić w domu. Złożyłam materiał na pół, by był grubszy i krótszy i podeszłam do zdziwionej dziewczyny siedzącej w cieniu drzewa. Przyłożyłam jej szybko materiał do oczu, zawiązując go ciasno z tyłu jej głowy. Usłyszałam tylko ciche warknięcie zaskoczenia.
- Przez tydzień będziesz niewidoma.