16 lutego 2008

Rozdział XXXIX - "Nowa era"

Zegar równomiernie odmierzał sekundy, a na jasnym korytarzu było zupełnie pusto. Przez nieosłonięte, surowe okna wpadało światło słoneczne oraz letnie powietrze. Panowała przejmująca cisza. Otworzyłam białe, oszklone drzwi na sąsiednie skrzydło i spokojnym krokiem przeszłam przez nie. Wybrałam jedno z wielu identycznych krzeseł i usiadłam na nim, po swojemu, podrzucając pod siebie ugięte nogi. Położyłam na gładkim stoliczku stos kartek i delikatnie odsunęłam wysoki wazon ze stokrotkami, bym miała przy pisaniu swobodę ruchów. Zawinęłam kosmyk włosów za ucho i przeczytałam kawałek tekstu. W ciągu godziny ciąg pytań pochłonął mnie całkowicie.

Koło godziny dziesiątej ruch w klinice zagęścił się. Nikt nie zwracał na nic uwagi, tyko gnał do swojego celu. Uśmiechnęłam się, widząc ostatnią stronę testu, gdy poczułam, że jeden z przechodniów zatrzymał się koło mnie. Odniosłam wrażenie, że energia tej osoby jest mi dobrze znana, co nie oznaczało, że pozytywnie nastawiona.

- Co ty tu robisz? – usłyszałam suche pytanie, gdy brunet usiadł na drugim krześle, jeszcze bardziej odsuwając wazon.

- Piszę test. – odparłam, specjalnie przybierając znudzony wyraz twarzy. Wiedziałam, że tak zwięzła odpowiedź nie zadowoli mojego rozmówcy, więc po zakreśleniu odpowiedzi na ostatnie zapytanie odłożyłam pióro i skrzyżowałam z nim spojrzenia. – To pierwsza część sprawdzianu, ne? Test na inteligencję. – zebrałam arkusze w jedno i wstałam, prostując kości. Uchiha uśmiechnął się lekko na te słowa. Ruszyłam do niedawno odwiedzonego gabinetu, a mój rywal podążył za mną.

W znajomym pomieszczeniu przywitała nas Rie, która nie wyglądała inaczej niż poprzedniego dnia. Wzięła ode mnie test, po czym wytłumaczyła wszystko Sasuke.

- Nasz test ma sześć faz. Musimy sprawdzić pięć postaci zdolności shinobi – inteligencję, siłę, szybkość, wytrzymałość i poziom chakry. Nie chcemy, byście przystępowali do testów zbyt zmęczeni, więc bieg na wytrzymałość zostawmy na koniec. Zapraszam. – wskazała mu z uśmiechem sąsiednie pomieszczenie, w którym były trzy dziwne urządzenia. Ruszyłam za nimi, nie kryjąc ciekawości. – U pana zaczniemy od szybkości, u pani – od siły. – mruknęła kobieta, pokazując dwa urządzenia naprzeciwko siebie. – Test na szybkość polega na otrzymaniu wartości pańskiego najszybszego biegu, na siłę – średniej siły uderzeń oraz mocy mięśni.

- Nie sadzę, by takie zabawki w pełni oddawały to, co potrafimy. – burknął czarnooki, nie ruszając się z miejsca. Uśmiechnęłam się lekko, po czym podeszłam do ‘swojej’ maszyny. Medic-nin zmierzyła nas zirytowanym spojrzeniem, po czym jeszcze raz wskazała bieżnię. – Na wątpliwości jest już trochę za późno, Uchiha-san.

Sasuke wyjął ręce z kieszeni, po czym powoli wszedł na taśmę.

Nigdy nie ćwiczyłem z taką pomocą techniczną, ogólnie – bardziej popularne w Konoha były treningi na świeżym powietrzu, więc za bardzo nie wiedziałem, co robić. Shikaido podeszła do mnie i wskazała odpowiednie przyciski. Odetchnąłem i zgodnie z instrukcjami odblokowałem taśmę, która lekko osunęła się spod moich nóg. Teraz pozostawało biec jak najszybciej, podczas gdy wyświetlacz pokazywał mi osiągniętą prędkość.

Pierwsze podejście trochę mnie zawiodło, więc zatrzymałem się i uspokoiłem oddech. Złapałem się specjalnych uchwytów, by nie marnować energii na bezsensowne machanie rękami i ruszyłem. Cyfry na liczniku rosły, na co się uśmiechnąłem, lecz ciągle nie mogłem biec najszybciej, mimo, że nic mnie nie opóźniało. Skupiłem się na biciu kolejnych prędkości, nie zauważając tego, co działo się dookoła.

Eh… proszę uderzyć mocniej, na pewno pani umie. – uśmiechnęła się Rie, patrząc na mnie, mocno zdyszaną. Czułam, że zaraz odpadną mi ręce. Moim zadaniem było uderzyć w specjalne miejsce z odpowiednią siłą.

- Proszę mi mówić Niko. – warknęłam, przygotowując się do ostatniego ciosu. Nie mogłam używać do tego chakry, wszystko zależało od zamachu i siły mięśni. Licznik wskazał wartość, a Rie przeszła do kolejnego pomiaru. Były jeszcze dwa punkty, w jeden musiałam kopnąć, co szło mi zdecydowanie lepiej, a drugi był tuż nad moją głową. Cel unosił się w górę, gdy ja wypychałam go całym ciałem, zupełnie tak, jakbym niosła na wyprostowanych rękach kamień. Medic-nin zanotowała moje wyniki i wyzerowała urządzenie, po czym zostawiła mnie na chwilę oddechu, sprawdzając osiągnięcia Uchihy, który posłał mi zadziorny uśmieszek. Odesłałam mu ponury uśmiech i podeszłam do bieżni. Zamieniliśmy się testami, po czym ruszyliśmy do pracy.

Pozostawało mi się tylko uśmiechnąć, widząc ich zawzięcie i poświęcenie. Wydawać by się mogło, że nie walczą o wynik i nie rywalizują z innymi shinobi, ale ze sobą nawzajem.

Zamyśliłam się, stukając piórem w notes w twardej oprawie. Niko bardzo się zmieniła. Była jakby... weselsza i bardziej otwarta.

- Zrobione, szybciej nie potrafię. – wyrwała mnie z rozmyślań. Zielonooka zeszła z taśmy zmęczona i oparła się o zabieloną ścianę. Uśmiechnęłam się pobłażliwie i podeszłam do licznika. Otworzyłam oczy szerzej widząc wynik, po czym zamrugałam z lekkim strachem.

Hayai.

Dziewczyna kiwnęła głową, zachęcając mnie do spisania wyniku, a jej brązowe kosmyki wysunęły się z kucyka zawiązanego na czubku głowy.

- Co teraz?

- Odpocznij trochę, zaraz zmierzę twój bieg na długi dystans. – westchnęłam, przerywając ćwiczenia chłopakowi obok. Zanotowałam wyniki, niemniej zdziwiona.

Kogo ten Kakashi wychował?

Uniosłam oczy w zamyśleniu, po czym sięgnęłam do biurka po test, nieznacznie różniący się od tego, który pisała Niko.

Idź do biura obok i napisz go w spokoju, masz nieokreślony czas. – Shinobi kiwnął głową i wyrwał mi plik z ręki, po czym zniknął mi z oczu. – No, na taśmę. – zawołałam do kunoichi, która tylko poprawiła włosy i buty.

Test nie był ani trudny, ani łatwy. Zawierał podstawowe pytania strategiczne, nie sprawdzał wiedzy książkowej, a zdolności logicznego myślenia. Nieco nudziły mnie pytania o skojarzenia czy podchwytliwe zagadki polegające na odpowiednim ułożeniu wyrazów, które zmieniały sens wypowiedzi. Mało mówiłem, ale to nie oznaczało, że nie umiem wyrażać swoich myśli!

Bawiły mnie proste równania matematyczne i pytania o zależność, choć trzeba było przyznać, że sprawdzian nie był dla... zwykłych ludzi. Tu chodziło o zdolność radzenia sobie jako człowiek pomagający innym, nie shinobi rozwalający wszystko na swojej drodze.

Miła odmiana. Czasami miałem wrażenie, że to tego od nas oczekują.

Przy ostatnich pytaniach dotyczących poprawnego określania lokalizacji zorientowałem się, że mój test był inny od tego, który pisała Niko, choć raczej o tej samej tematyce. Hmpf. Pewnie bali się, że coś od niej ściągnę.

Odłożyłem pióro. Zegar w gabinecie wskazywał dwunastą. Trochę mi się zeszło.

Wszedłem do pomieszczenia z przyrządami, widząc biegnącą Niko i Rie patrzącą na jej nogi jak zahipnotyzowana. Podałem jej plik kartek, w odpowiedzi otrzymując ciche ‘Arigato’, po czym spojrzałem jeszcze raz na kunoichi. Podszedłem do bieżni, a zielone oczy skoncentrowały się na mojej twarzy. Dziewczyna biegła w miejscu, a jej włosy związane w koński ogon podskakiwały przy każdym jej ruchu. Uśmiechnąłem się, widząc spływający po jej czole pot i słysząc jej płytkie oddechy.

- Nie masz dość? – zapytałem drwiąco. Na pewno była zmęczona, jeśli biegła od momentu, gdy wyszedłem.

- Proszę odejść, Uchiha-san. – usłyszałem ostry głos z drugiego końca pokoju. Posłałem tam poirytowane spojrzenie.

- I-iie, niech tu stoi. – wysapała szatynka, biegnąc równym tempem. Shikaido wzruszyła ramionami i wróciła do swoich dokumentów, a ja uniosłem brew i oparłem się o ścianę obok taśmy. – M-mobilizuje mnie.

Zapadła cisza przerywana cichym brzęczeniem ruszającej się taśmy. Licznik prędkości wskazywał ciągle tą samą wartość, co pewnie oznaczało, że maszyna porusza taśmą sama, a mierzony jest tylko czas. Wytrzymałość biegacza. Kunoichi oddychała coraz szybciej, a ja nie odzywałem się.

Mobilizowałem ją? Ja?

- Proszę tutaj, Uchiha-san. – usłyszałem ponownie, gdy Rie stanęła przy dotąd nieużywanej maszynie. Nie przeszkadzał mi jej oficjalny ton w stosunku do mnie. W zasadzie... podobało mi się to. – To urządzenie mierzy wartość chakry znajdującą się w ciele. Wysysa ją przez te oto dwa bolce i zamienia na energię… ale to już inna historia. – zaśmiała się Shikaido, poprawiając okulary. Przewróciłem oczami. – Jedyne, co pan musi wiedzieć, to to, że przez cały czas musi pan trzymać dłońmi te dwa przyciski i stopniowo kierować produkowaną chakrę do dłoni. Na początku to będzie dziwne uczucie, ale potem się pan przyzwyczai. To jak... koncentracja na jutsu. – dokończyła, widząc, że już trzymam bolce. Uniosła brew widząc, jak licznik podskakuje, pokazując coraz większe wartości. – Doskonale.

Nie mogłam się poddać. Ile już tak biegłam? Godzinę?

Otarłam pot z czoła, patrząc półprzytomnie na swoje obolałe nogi. Zmrużyłam oczy, a licznik pod moimi rękami rozmazał się. Przymknęłam powieki, oddychając głęboko.

Jeszcze trochę, tak na zapas.

Spojrzałam na drugi koniec sali, gdzie oparty o dziwny wynalazek stał Uchiha. Uśmiechnęłam się lekko, po czym otarłam też usta, koncentrując się na morderczym biegu. Jeszcze raz spojrzałam na licznik mierzący mój czas. Pokazywał wszystko w sekundach.

Cztery tysiące… sześćset dziewięćdziesiąt… cztery tysiące… siedemset… ile to minut…?*

Obraz przed moimi oczami zawirował, a ja jak oparzona zeskoczyłam z bieżni, z trudem łapiąc oddech. Bałam się, że upadnę. Taśma zatrzymała się, a ja zauważyłam stojącą przy mnie medic ninja.

- Nic ci nie jest, Niko-chan? – zapytała z troską w głosie. Pokręciłam szybko głową, siadając na zimnej podłodze. Było mi niedobrze, bolało mnie gardło i nogi. – Odpocznij trochę, w pokoju obok jest woda, wstań. – posłuchałam się niechętnie. Poczułam ciepłą dłoń na spoconych plecach. – Pochyl się… oddychaj głęboko. – posłusznie zrobiłam skłon, delikatnie zerkając na skoncentrowanego chłopaka. Huczało mi w głowie, serce waliło jak młot, a nogi były jak z waty.

Dawno tak się nie czułam.

Po kilku spokojniejszych oddechach wyprostowałam się, spojrzałam z wyrzutem na bieżnię, po czym wyszłam się napić.

Spisałam z podziwem wynik i wolnym krokiem podeszłam do chłopaka, nie spuszczającego oczu z licznika.

- Pańska koleżanka już skończyła, może i na pana już czas? – mruknęłam chytrze, stukając rytmicznie palcami o maszynę. Wskaźnik chakry ciągle rósł, choć widocznie coraz wolniej. – Lepiej, by był pan przytomny podczas kolejnego testu.

- Poradzę sobie. – odwarknął brunet, marszcząc brwi. Licznik przyspieszył tempo. Przez jego dłonie przemykały się ostatnie gramy energii. – Jeszcze trochę.

Ależ oni byli uparci… zupełnie jak Kakashi. Choć nie pamiętałam, by Niko kiedykolwiek żyła pod taką presją.

Westchnęłam, poprawiając okulary. Maszyna zaczęła brzęczeć ciszej, a ja uniosłan brew widząc, że wskaźnik powoli zaczyna tracić przyspieszenie. Cyfry stanęły w miejscu. Młody Uchiha warknął z irytacją, przyciskając ręce do bolców jeszcze mocniej, ale to nic mu nie dało. Był pusty, ani grama chakry. Odepchnęłam go od urządzenia, spisując dokładnie wyjściowy wynik.

No i po sprawie, jeszcze dwa testy i koniec…

W ciągu kilku minut Niko wróciła na miejsce, nieco bardziej uspokojona i mniej czerwona, dałam im obojgu jeszcze trochę odsapnąć, po czym zamienili się testami. Shinobi miał za zadanie biec jak najdłużej z równą Niko prędkością, co kunoichi bardzo ucieszyło. Tutaj nie działał podział na płcie.

Stałam przez dłuższy czas naprzeciwko maszyny, której ni w ząb nie mogłam rozgryźć, oddając jej swoją energię. To było... dziwne uczucie. Jakby się chciało zrobić jutsu, ale nic nie wychodziło. Koło godziny drugiej było już po wszystkim.

- To było pięć faz, o których mówiłam. Szóstą i ostatnią fazą będzie obiektywna ocena shinobi dowodzącego. – powiedziała Shikaido, siedząc wygodnie za swoim biurkiem. Ja i Sasuke byliśmy na fotelach. W kłębie dymu obok pojawił się Kakashi i od razu zaczął czytać listę, którą miał w ręce.

Więc on też brał w tym udział, ne? Ciekawa byłam, co takiego nam to da. Dla mnie wyniki były pustymi cyframi. W dodatku nie miałam okazji ich porównać.

- Oceniamy trzy podstawowe typy walki: ninjutsu, genjutsu, taijutsu. Z tym pierwszym sprawa wygląda bardzo ciekawie, albowiem mimo, że żadne z was nie kontroluje chakry tak idealnie, by nie tracić choćby odrobiny przy używaniu jutsu, to i tak macie przewagę nad innymi shinobi. Sasuke potrafi jednorazowo skupić wiele energii, przez co jego jutsu są naprawdę silne, Niko – ma duże pokłady chakry, dzięki czemu może jutsu używać o wiele częściej.

- Liczy się chyba jakość, nie ilość. – mruknął pod nosem brunet, patrząc na mnie kątem oka.

- Powiedz to samo, gdy za pierwszym razem nie trafisz do celu. – mruknęłam cicho, wracając wzrokiem do Kakashi'ego.

- Z genjutsu… jest lub nie ma problemu. Zależy, jak na to patrzeć. – Hatake podrapał się w tył głowy, poprawił opaskę i mówił dalej. – Ani jedno z was nie opanowało podstawowych technik genjutsu, choć to chyba... normalne? – spojrzał pytająco na słuchającą Rie, która w odpowiedzi wzruszyła ramionami. - Z taijutsu radzicie sobie świetnie, co bardzo dobrze było widać w ostatnim tygodniu. Reszty dowiemy się z waszych dzisiejszych wyników. – jounin uśmiechnął się lekko i położył dokument na biurku. Shikaido szybko go zabrała i spięła razem z innymi.

Dajcie nam chwilę, musimy wszystko przedyskutować.

Opuściliśmy gabinet, nieco zirytowani. Usadowiliśmy się w jasnej poczekalni, przez cały czas nie odzywając się do siebie. Sasuke siedział po swojemu, ja zarzuciłam nogę na nogę i przyjrzałam się swoim paznokciom. Powinnam częściej o nie dbać.

Zegar równomiernie odmierzał mijający czas, podczas gdy za oknami kliniki zebrało się stado śpiewających ptaków. Letnie słońce wpadało przez krystalicznie czyste okna, a wiatr poruszał firankami. Było niesamowicie spokojnie.

- Gotowe. – zza uchylonych drzwi wyszedł Kakashi, zapraszając nas do środka.

- Dłużej nie można było? – burknął Uchiha, usadawiając się ponownie na swoim fotelu. Jemu zawsze coś nie pasowało, zawsze. Byłam zdziwiona, że nie rozwalił tamtych maszyn.

- Na pewno jesteście ciekawi wyników… - uśmiechnęła się Shikaido. Odpowiedziałam jej słabym uśmieszkiem. Zachowanie lekarki coś mi przypominało. Nie wiedziałam tylko, co. – Nie marnujmy czasu, przejdźmy do rzeczy. Z testu na inteligencję więcej punktów otrzymała Niko-chan...

Nie wytrzymałam.

Wybuchnęłam serdecznym śmiechem, a brunet obok zacisnął zęby. Gdy się uspokoiłam, zatrzęsłam jego fotelem.

- Żebyś teraz widział swoją minę… - wyszeptałam, nie kryjąc satysfakcji.

- Hmpf… nie starałem się zbytnio. – odburknął chłopak, odwracając wzrok ode mnie. Kiepska wymówka. Wróciłam na miejsce, ciekawa kolejnych dobrych wiadomości.

- W rekompensacie powiem, że Uchiha-san zdobył lepsze noty w testach na siłę i wytrzymałość. – zauważyła Rie, unosząc lekko palec do góry.

Wbiło mnie w fotel. Starałam się jak mogłam, a mój partner i tak mnie pokonał. Spojrzałam ukradkiem w bok, ze zdziwieniem odkrywając, że jego wyraz twarzy się nie zmienił. Medic ninja kontynuowała. – Niko-chan wygrała w sprawdzianie na szybkość, choć o bardzo niewiele. – westchnęła kobieta, z czujnością obserwując nasze reakcje.

To było coś a la czytanie ocen na koniec roku Akademii. Czysty ubaw, nie ma co.

- Niewiele, ale zawsze. – uśmiechnęłam się, przechylając głowę w bok. Nagle zechciałam wyprowadzić chłopaka z równowagi, ale w odpowiedzi otrzymałam tyko:

- Dwa do dwóch, słuchaj dalej.

- I jak wcześniej wspomniałem… - zaczął Kakashi – Niko ma więcej chakry w swoim drobnym ciele. – skrzyżował ręce, potakując lekko głową. Wyglądał, jakby spodziewał się takich wyników od dawna.

- Wygrałam… - zanuciłam pod nosem, bujając się na boki z przymkniętymi oczami. Sasuke pochyli się w moją stronę.

- Oh, to my współzawodniczyliśmy? – zapytał szeptem. Przeszły mnie lekkie ciarki i przestałam się bujać, odchylając się lekko od niego. Zwróciłam głowę w stronę nauczyciela i lekarki.

- Wyniki nie mówią nam dużo o naszym treningu, co teraz mamy robić? - zapytałam, choć nie tak zdecydowanym głosem, jak chciałam.

- Teraz to ustalimy. – szarowłosy jounin spojrzał na mnie jednym okiem. – Jako wasz instruktor przycisnę was do treningu. Niko – na siłę i wytrzymałość, Sasuke – na szybkość i poziom chakry, tak, by wasze umiejętności się wyrównały.

- Dopiero teraz widać, jak doskonale zostali dobrani przez Hokage-sama.

Shikaido uśmiechnęła się z podziwem, odchylając się na krześle. Westchnąłem, widząc lekki rumieniec na twarzy swojej partnerki. Tak naprawdę bardzo mi się to spodobało.

Mimo, że była zmęczona i spocona, ciągle na nią patrzyłem.

- Aah. – przytaknął Kakashi. – Aż sam się dziwię… wracamy do tematu. Ninjutsu. – zaczął. – Sasuke posiada chakry typu Raiton i Katon, Niko... tylko Katon.

- Eee… Iie? Nieprawda. – dziewczyna uniosła brwi, z lekką pretensją w głosie.

- Oh? – Kakashi wysunął nos znad notatnika.

- Używam Fuutona. – oświadczyła szybko, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Proszę bardzo. Fuuton. Zupełnie jak ta zielonowłosa kobieta z naszej pierwszej misji. Według wykresu, który pokazywała nam lekarka wcześniej, powietrze było idealnie pomiędzy ‘moimi’ żywiołami. Było spalane przez ogień, a odpychające elektryczność.

Kunoichi trzymała asa w rękawie aż do tej chwili. O jej umiejętności nie wiedział nawet Kakashi, który jakimś dziwnym trafem dogadywał się z nią o wiele lepiej niż z grupą siódmą na początku naszej działalności.

Szatynka nie mówiła o tym, tylko dlaczego?

- Dobrze wiedzieć, dopiszę. – mruknął Jounin z niechęcią w głosie. Medic-nin uśmiechnęła się. Niko również, opierając się wygodnie o fotel. Nie spojrzała na mnie tym razem.

- Aah, i napisałeś, że Niko zna więcej technik – przypomniała kobieta, wskazując na podane przez niego papiery.

- Hai. To też wyrównamy. Taijutsu potrenujemy wspólnie, jak mówiłem – siłę u Niko, szybkość u Sasuke. Nie mamy tylko genjutsu… - podrapał się w okrytą maską brodę.

W gabinecie na chwilę zapadła cisza.

- Tylko mi nie mówcie, że oczekujecie, by w każdej grupie była jedna osoba posługująca się iluzjami. – warknąłem. Techniki te były zwodnicze, trudne i… cóż, niefair. Znałem bardzo mało shinobi posługujących się nimi, i pewnie nie bez powodu. – Nie każdy ma do tego predyspozycje...

- Ja spróbuję. – Niko wstała ze swojego krzesła. W jej zielonych oczach widać było determinację.

Taka decyzja zdziwiła wszystkich, nawet mnie samą. Zawsze powtarzałam, że nienawidzę, gdy ktoś kryje się za ścianą sztuczek i iluzji, unikając bezpośrednich starć. Zupełnie jak lalkarze, tyle że... jeszcze gorzej.

- Jesteś pewna? Do tego trzeba odpowiednich umiejętności… - plątał się Hatake, cofając się o kilka kroków. Wskazał na dziwne arkusze, jakby miało mi to coś tłumaczyć. – Dla ciebie myśleliśmy raczej o sztuce leczenia… - pokręciłam głową, miażdżąc go wzrokiem.

Ja i medyczne jutsu. Błagam.

Genjutsu. To było to. Nie myślałam oczywiście, że porzuciłabym dla niego wszystko, czego się nauczyłam do tej pory. Bądź co bądź, była to zupełnie nowa, egzotyczna dla mnie dyscyplina. Jednak biorąc pod uwagę jej wszechstronność… mogła mi nie raz uratować tyłek.

Lepiej ona niż Uchiha.

- Daj spokój, Kakashi-san… - zamruczała Rie, opierając się o blat biurka. – Ona już zdecydowała. Poza tym… widzisz ją w roli lekarza czy wojownika?

Usiadłam z powrotem widząc, że już wygrałam. Shikaido-san była całkowicie po mojej stronie.

Nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmieszku. Oparłem się łokciem o oparcie swojego fotela. Byłem szczerze ciekawy, co też dla mnie przygotowali, bo zakres ich wymagań na pewno był wysoki. Do tej pory ich uwagi dawały nie wiele do myślenia.

Shikaido zapisała w arkuszu naukę genjutsu dla kunoichi.

- Sasuke na pewno zastanawia się, co też przygotowaliśmy dla tak zdolnego shinobi jak on. – zauważył Hatake, choć nawet głuchy wyczułby w jego głosie sarkazm. Nikt nic nie odpowiedział, wiec bez zbędnych ceregieli przeszedł do tematu. – Nie będziemy was uczyć technik tajemnych i zakazanych, bo to wbrew zasadom. Jednak ktoś tutaj obecny może opanować Doujutsu.

Uśmieszek na mojej twarzy poszerzył się na tę myśl. Nic tylko zabić kogoś wzrokiem. Dosłownie. Na myśl przychodziła mi co najmniej jedna osoba, którą prawdopodobnie czekał taki los.

- On? – spytała tępo Niko, wskazując mnie palcem. – D-demo…

- To już postanowione, Niko-chan. – uspokoiła ją Rie, choć z daleka. – Dzięki mocy Sharingan’a oraz zdolnemu nauczycielowi dojdziemy razem do niesamowitych rzeczy.

Oh, na pewno.

Dobrze, że zdecydowałam się na genjutsu… choć, kto wie, jak daleko mogły dojść techniki hipnozy u tego idioty…

Oparłam się o fotel. Delikatnie poprawiłam opadające włosy.

Co jest silniejsze, doujutsu czy genjutsu?

- To pierwsze jest rzadsze, ciężko określić. – wymamrotał Kakashi. Zobaczył zrezygnowanie na mojej twarzy, więc po chwili dodał: - Według mnie zależy to od zaawansowania jutsu i doświadczenia użytkownika.

- Aah, to prawda. – przytaknęła Rie nieobecnym głosem, gdyż zaczytała się w kolejne punkty treningu. – Jak to się mówi: ‘Czasami geniusz z kamykiem w ręku pokona nowicjusza z shuriken’em.' – podała zapisaną kartkę Kakashi’emu. – Co oczywiście nie oznacza, że nie można być geniuszem i mieć shurikena, ne?

Ten sposób bycia… iie, to niemożliwe.

- Na zakończenie pora pomyśleć o broni. – zakomunikował Kakashi. – Oczywiście dobrze dobranej do waszych nowo stworzonych profili pełnymi informacji... - skończył zdanie bardzo cicho, nadając naszej rozmowie nutkę tajemniczości.

- Co sugerujesz? – mruknął Sasuke, widocznie znudzony ciągłym gadaniem. Nie dla niego było siedzenie w miejscu, w dodatku w znienawidzonym przez niego szpitalu i w tak piękny dzień.

- Oni chcą nam dobrać wyposażenie do tego, jacy według nich jesteśmy. – mruknęłam z niechęcią. Już widziałam, jak targam na misje wielki młot, bo jestem ciut słabsza fizycznie od Pana Ciemności. – Od kiedy kunai i shuriken nie starczą?

- Od dzisiaj. – przerwał mi Kakashi. Mruknęłam pod nosem coś, czego lepiej by nie usłyszał. – Sasuke, co byś polecił 'biednej' Niko, której ciosy są szybsze, ale słabsze od twoich?

Skrzyżowałam ręce i zrobiłam obrażoną minę. Ja, słabsza? Wygrałam bójkę z samym Kakashi’m, miałam więcej chakry niż sam Mroczny Komandos i niejednokrotnie wygrywałam treningi. Czego oni ode mnie chcieli?

Zastanowiłem się chwilę, wyobrażając sobie kunoichi w walce. Nie był to obcy dla mnie widok.

- Coś lekkiego, nie przeszkadzającego jej w ruchu, ale biorąc pod uwagę… brak siły… - mocno zaakcentowałem ostatnie słowa, pogrążając jeszcze bardziej dziewczynę obok. - ...nic do rzucania, raczej… rozkręcania?

Kakashi pokiwał głową, a Rie klasnęła wesoło w ręce.

- Szósteczka, panie Uchiha. – zaśmiała się. – Od dzisiaj Niko-chan trenuje z bo.

- Nani? – zielonooka skrzywiła się lekko. – Ja… nie potrafię…

- Nauczę cię. – pocieszył ją Kakashi. – Ja lub Tenten. To albo zero genjutsu. Spodoba ci się.

Szatynka opadła na fotel, widocznie dając za wygraną. Zdmuchnęła opadające jej na czoło kosmyki.

Obiecałam sobie, że z nowym narzędziem dojdę do perfekcji. W końcu walka prostym kijem nie mogła być taka trudna. Nie dla mnie.

Zapowiadał się wypad do zbrojowni.

- Tobie, Sasuke, proponuję coś klasycznego dla shinobi. Z twoim zacięciem i siłą przyda ci się…

- …katana. – dokończył brunet ze znudzeniem. Oh, jaki on był genialny. Ble. – Jak chcecie. Wezmę jedną z-wiecie-skąd.

Ciężko przechodziło mi przez gardło cokolwiek związanego z moim byłym domem. Jak przez mgłę pamiętałem te wszystkie pięknie zdobione miecze w salonie, którymi zachwycali się wszyscy odwiedzający nas shinobi. W legendarnym klanie każda broń używana kiedyś przez przodków czy bóg-wie-kogo była przedmiotem na wagę złota. Kiedy mój ojciec wyciągał je do demonstracji, od błysku i brzęku metalu mnie, małego chłopca, przechodziły ciarki. Teraz byłem kimś innym, gotowym walczyć legendarnymi ostrzami.

Zabijać nimi. Jeśli było trzeba.

- No to tyle wywnioskowaliśmy. – zakończył Kakashi, siadając na biurku. – Zaczynamy od jutra. Niko – skombinuj potrzebne narzędzie. Tenten jest na misji, masz czas potrenować sama. Zapiszcie sobie swoje cele, a obiecuję, że się spełnią. Ja ne... – z tymi słowami zniknął mi z oczu, zapewne udając się na rozgrzany dach jakiegoś z domów w centrum, czytać swoją zboczoną, małą książeczkę i unikając nas, uczniów, jak ognia. W końcu dał nam zajęcie i nie musiał być przy jego wykonywaniu.

Byłem zadowolony, że to oni zostali wybrani do tego projektu. Mieli ogromny potencjał, a czasy pokoju bardzo sprzyjały rozwojowi talentów. Przypominali mnie i Rin.

Odgarnąłem szare włosy, czując na okrytej części twarzy miłe grzanie słońca.

Kiedyś było inaczej. Shinobi ginęli w młodym wieku, nasze pokolenie zostało zdziesiątkowane... teraz nadchodziła nowa era. Byłem za stary, by w pełni z niej korzystać. To, co ważne, miałem za sobą. To był ich czas.

- Piękny dzień, kana? - za moimi plecami pojawiła się kobieta w białym stroju i okularach. Nie odwróciłem się, bo dobrze widziałem, kto to był. Jej kobiecemu głosowi towarzyszył cichy syk węży oraz odgłos ich wicia po rozgrzanych dachówkach. - W sam raz na nowy początek.

- Aah. Najpierw moi, potem następni. To był świetny pomysł.

- Gratulacje składaj Hokage-sama. Ona jest dobra w organizowaniu... takich rzeczy. – odparła wesoło kunoichi i zrobiła parę kroków wprzód, aż jej postać zmieniła się w ciemnym kłębie dymu. Usiadła obok mnie, uśmiechając się do lekkiego wiatru, kołyszącego jej ciemnymi włosami i porywającego jej długi płaszcz.

- To niezbyt dobry moment na napady skromności, Anko. - mruknąłem spokojnie, przewracając z zainteresowaniem kolejną stronę książki. Poczułem na sobie spojrzenie piwnych oczu. - W dumę i radość pobawimy się, gdy nasze starania zaowocują...

* 4.700 sekund to ponad 78 minut, czyli około 1h 20min. Dla porównania, chińska mistrzyni świata (8.09.93 w Pekinie) w morderczym biegu na 10km uzyskała czas zbliżony do pół godziny. Niko biegnie ponad dwa razy tyle.

11 lutego 2008

Rozdział XXXVIII - "Potencjał"

Nic tak nie orzeźwiało jak gorąca kąpiel w domowym zaciszu. Z dużej wanny wydobywały się kłęby pary, a lustra w łazience już nie odbijały niczego czysto, bo w pomieszczeniu panował ogromny zaduch. Nie przejmowałam się tym. Leżałam wygodnie w wodzie, delektując się gęsta pianą, słodkim zapachem olejków do kąpieli oraz pyszną herbatą przywiezioną od Aryane. W moim przypadku wiadome było, że skąpe zapasy nie wystarczą na zbyt długo. Poprawiłam puszystą opaskę wokół głowy, chroniącą moje włosy przed zamoknięciem i wzięłam łyk gorącego napoju. Moje oczy wędrowały po gładkich kafelkach na ścianie, szukając punktu godnego uwagi. Moje myśli były jednak daleko poza rzeczywistością.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy moje życie diametralnie się zmieniło. Do tej pory przyjmowałam to z pozornym spokojem, jednak poważna rozmowa z Yochi w drodze do Konohy pozwoliła mi spojrzeć na swoją aktualną sytuację bardziej trzeźwo. Kotka mówiła wiele ważnych, bardziej lub mniej miłych rzeczy, na które według niej powinnam była zwrócić uwagę w swoim postępowaniu. Głównie chodziło jej o stosunki z czarnowłosym shinobi, którego summon widocznie nie polubił. Zapewnienia, że nic nas nie łączyło nic nie dały, bo kot jak zwykle wiedział lepiej…

Zmieniłaś się przez ostatnie dni, kochanie. – mruczała Yochi, biegnąc przez podmokłą ściółkę dobrze znanego jej lasu. Nie odpowiedziałam, więc summon uznał, że rozwinie myśl. – Może nie zauważyłaś, ale spadła ci forma. Rozpieszczasz nie tylko siebie, ale i tego chłopca. Ile razy uratował ci skórę? Trzy czy więcej? – ciągle nie odpowiadałam, udając, że nie słyszę wysyłanych do mnie wiadomości. Kotka westchnęła, oglądając się nieznacznie w bok, gdzie znajdowała się reszta mojej aktualnej drużyny. - Czy to nie za dużo? Kiedyś nie pozwalałaś sobie na chwile słabości. Zawiązując pakt myślałam, że jesteś idealnym materiałem na bezwzględną, silną kunoichi. Czyżbym się myliła?”

Oczywiście, że nie. – zapewniłam bez chwili wahania. Czułam się nieswojo rozmawiając z kimś w myślach. Trzeba było odpowiednio dobierać słowa, nie było miejsca na pomyłki. Starałam się więc robić to jak najrzadziej. – Jednak wciąż nie rozumiem, co jest nie tak.”

Ten, kto nie idzie naprzód – cofa się, dziecko. Wkładasz za mało wysiłku w samokształcenie. Wiesz, o co mi chodzi. – kiwnęłam głową, choć to w tej konwersacji było to absolutnie zbędne. – Wiele już widziałam. Znam przeszłość i przyszłość, zarówno twoją, jak i jego. Nie spodobałaby ci się. Masz szansę ją zmienić.”

Mam to gdzieś. – oburzyłam się, zaciskając pięści na sierści kotki. – Nie będę słuchać twoich głupich rad, skoro mi nie ufasz.”

O czym ty mówisz, kochanie?”

Moja przeszłość. Znasz ją i mówiłaś mi o tym wiele razy. Znasz dzieje całej wioski, ale egoistycznie zatrzymujesz je dla siebie. Doushite?”

Bo tak jest lepiej. – wymruczał summon, przeskakując znaczny głaz. Odgłosy łamanych gałęzi pod jej łapami zmieniły się w puste dudnienie, gdy kot przebiegał przez drewniany most nad znaną mi rzeką. – Sama sobie przypomnisz.”

Kiedy?”

W swoim czasie, złotko. W swoim czasie.”

Przeklęty sierściuch.

Odłożyłam filiżankę na bok i zanurzyłam się w gorącej wodzie tak, że jej tafla sięgała mi do nosa. Naburmuszyłam się. Przez te całe moralne gadanie czułam się, jakbym nie była sobą, a dobrze pamiętałam czas, gdy ja i Yochi byłyśmy bezkonfliktowe. Całe zajście jednak nie zaliczało się do grupy kłótni, tylko nieporozumienia. Jak na razie. Wypuściłam powietrze ustami, tworząc bąbelki. Nie ważne, jak bardzo tego nie chciałam – słowa przyjaciółki mocno wbiły mi się w pamięć. Wynurzyłam się z wody.

Wiedziałam, że sobie poradzę. Sama. Bez Yochi, bez Uchihy i Hatake. Bez Tsunade-shishou i Shizune-san. Sama.

Uśmiechnęłam się, owijając swoje mokre ciało puszystym ręcznikiem. Oczy mówiły mi, że byłam w świetnej formie, ale serce podpowiadało, że to nie im powinnam ufać. Moje umiejętności musiał ocenić ktoś bezstronny, ale dobrze mnie znający. Chciałam się dalej kształcić, ale nie miałam wybranej drogi i punktu zaczepienia.

Wałęsałem się, oburzony, wokół budynku, który właśnie z głośnym hukiem opuściłem. Moje dawne mieszkanie znajdowało się w centralnej części wioski. Swego czasu wynająłem dwa i połączyłem je w jedno, ogromne, bo tak było wygodniej. Od lat, a raczej – odkąd pamiętałem – tam mieszkałem i nie miałem zamiaru tego zmieniać.

Więc czemu, do cholery, oni mi to utrudniali?!

Wbiłem ręce w kieszenie swoich luźnych spodni, po czym ruszyłem w dowolnym kierunku. Byłem wściekły na taki obrót wydarzeń. Od ataku Orochimaru minęło sporo czasu. Miałem pewność, że mój dom zostanie odremontowany po pierwszej misji, ale zawiodłem się na tempie pracy. Teraz – wróciłem z Komakoro i zastałem robotę posuniętą o niewiele naprzód, z powodu – jak to mówili wynajęci fachowcy – ‘problemu z układem rurociągowym’.

Nieudacznicy. Wybić ich do nogi to mało.

Syknąłem pod nosem, siadając na ławce przy jednej z mniej zaludnionych ścieżek. Kątem oka zauważyłem idącą parę nastolatków. W pierwszym momencie pomyślałem, że to jacyś shinobi, ale po kilku chwilach okazało się, że pierwszy raz widzę ich na oczy. Ale to był plan.

Musiałem znaleźć kogoś, z kim mógłbym potrenować. Nie chciałem marnować całego dnia, jak niektórzy. Niko długo rozprawiała o swojej wymarzonej kąpieli. Ja opuściłem mieszkanie bez słowa.

Najpierw trzeba było jednak zająć się formalnościami.

Wstałem z ławki i ruszyłem powolnym krokiem do biblioteki. Nie było to dla mnie żadne specjalne miejsce, ale na tyle spokojne, że dało się tam pracować. Nie narażałem się nikomu, a i dostęp do informacji był łatwy.

Biblioteka świeciła pustkami, zapewne z powodu ładnej pogody na zewnątrz. Wziąłem z odpowiedniej szafki kilka kartek i usadowiłem się przy stoliku obok okna, z którego widziałem sporą część wioski. Oparłem się o blat łokciem i przez dłuższy czas przywoływałem wspomnienia z ostatniej misji. Trzeba to było jakoś chronologicznie ustawić. Szybko, by nie marnować czasu, rzeczowo, bo niby jak inaczej, i subiektywnie – bo nie mogłem zrobić z siebie pajaca.

Nie zauważyłem nawet, gdy od mojego wejścia do biblioteki minęła godzina, a ja byłem dopiero w jednej trzeciej pracy. Obok mojego stolika przeszło kilka osób, na które nie zwróciłem najmniejszej uwagi. Po prostu - wyłączyłem się.

Po kolejnej godzinie byłem już nieco zirytowany tym, jak długi wyszedł mój raport. Dużo zajęło przedstawienie historii zbrodni i zagadki, którą rozwiązaliśmy. Z drugiej strony – czułem satysfakcję, że ten beznadziejny niuans mam już za sobą. Odłożyłem pióro i oparłem się z przymrużonymi oczami o stolik, czytając ponownie ostatni akapit, który napisałem. Westchnąłem, wyglądając przez okno, za którym przeleciał klucz ptaków.

Magle usłyszałem głośne klapnięcie, znajomy jęk zdenerwowania oraz stuknięcie drewna. Spokojnie podniosłem głowę znad ręcznie pisanego dokumentu. Nic, pusto. Obróciłem głowę o kilkanaście stopni i uniosłem brew z zażenowaniem. Otóż, przy jednym z regałów zawalonym książkami dotyczącymi geografii, wspinała się na palce młoda kunoichi, w której w lot rozpoznałem Niko. Widać było, że dawno wyszła z kąpieli, miała bowiem już na sobie swoje codzienne ubranie i opaskę Konohy. Moich uszu dobiegło ciche przekleństwo, gdy wspięła się jeszcze raz na palce, usiłując nie robić żadnego hałasu w bibliotece. Widać książka była bardzo ważna, bo zielonooka nie poddawała się.

Westchnąłem i bezszelestnie odsunąłem swoje krzesło od stolika. Standardowo wbiłem ręce w kieszenie, nawet po to, by przejść te kilka metrów dzielące nas. Oparłem się ze skrzyżowanymi rękoma o drewniany regał. Szatynka nie przerwała swoich prób, więc wywnioskowałem, że zdaje sobie sprawę z mojej obecności. Nie myliłem się.

Myślałam, że poszedłeś na trening. – mruknęłam, opierając się wolną ręką o niższą półkę, sięgając coraz wyżej. – Taka ładna pogoda. – dodałam z cynizmem.

- Co to za książka? – Uchiha zignorował moją wypowiedź. Jak zwykle żądał suchych informacji. Zdziwiło mnie tylko, że cokolwiek go obchodzę. I co on robił w bibliotece? Na chwilę zaprzestałam ‘rozciągania’ i odgarnęłam brązowy kosmyk z twarzy.

- Geografia południa. Szukam czegoś o tym czerwonym skubańcu.

- Hn. Trzeba było poprosić, powiedziałbym ci wszystko, co chcesz wiedzieć. – rzucił chłopak z wrednym uśmieszkiem. Oj tak. Wszechwiedzący Uchiha wracał na miejsce.

Czemu ja się oszukiwałam? Gdyby nie on, miałabym jedną nogę mniej.

Przewróciłam oczami, które po chwili zatrzymały się na nim wyzywająco, po czym wspięłam się na palce i sięgnęłam po kłopotliwy tom. Musnęłam jego okładkę opuszkami palców, lecz o jego zsunięciu nie było mowy. Kuso, dla kogo oni zrobili takie regały? Ludzka głupota mnie przerastała.

Stanęłam znów prosto, patrząc w górę. Zaczynała boleć mnie od tego szyja. W momencie, gdy miałam zamiar ponowić próbę, zorientowałam się, że po mojej prawej nie ma już Sasuke. W tej chwili poczułam na swoich biodrach silny uścisk, lecz zanim miałam szansę zareagować, shinobi bez najmniejszego wysiłku uniósł mnie do góry. Odruchowo złapałam się poziomych desek, a moje oczy znalazły się nieco ponad pożądaną książką. Zignorowałam znajome dreszcze przeszywające moje ciało i sięgnęłam po nią, a zaraz potem zostałam opuszczona w dół. Przycisnęłam zdobycz do piersi i odwróciłam się na pięcie spotykając zimne, niemal czarne oczy. Nie ruszyło mnie to, za to odpowiedziałam spontanicznym uśmieszkiem.

Nie chciałam dać Yochi satysfakcji. To nie mogła być prawda.

- Biorę się do pracy. – z tym odeszłam do swojego stolika. Brunet wzruszył ramionami i również wrócił na swoje miejsce, kończyć jakąś tajemniczą i mroczną pracę. W ciągu następnej pół godziny momentami czułam na sobie zaczepne spojrzenie jego oczu z drugiego końca sali, ale nie odwracałam się w jego stronę.

Po tym czasie usłyszałem jej równe kroki. Uniosłem głowę, gdy poczułem, że kunoichi stoi tuż nade mną, pochylając się nad moją głową.

- Nie czytaj. – warknąłem, zerkając na ostatnio sprawdzane zdanie. Szatynka uśmiechnęła się.

- Ne, ja już skończyłam. – pokazała mi notatki z książek. Uniosłem brew z politowaniem. – Dokończę w domu. – wytłumaczyła szybko. – Szkoda marnować taką pogodę. Kiedy skończysz? – zapytała, pochylając się nade mną i lustrując moje pismo. Jej włosy przytrzymywane tylko opaską zsunęły się z jej ramion i musnęły moją szyję. Zacisnąłem zęby. Ze zirytowaniem zastukałem palcem w blat, ale kunoichi zignorowała mnie, pochylając się w lewo, by przeczytać dalszą cześć tekstu*. Jej włosy ponownie otarły się o mój kark, czego ona sama nie zauważyła, a ja – wręcz przeciwnie. Instynktownie wstałem z krzesła, odpychając ją do tyłu i zebrałem wszystkie kartki w jeden plik. Spiąłem je szybko, po czym niedbale wsunąłem krzesło nogą.

- Wieczorem. – burknąłem. Tak naprawdę zostało mi tylko przepisanie wszystkiego na czysto, ewentualnie rozwiniecie czy skrócenie niektórych partii tekstu. Kątem oka zauważyłem bibliotekarkę, karcącą mnie zza okularów za hałas spowodowany szuraniem krzesła.

- No to poszukajmy Kakashi’ego. – uśmiechnęła się zielonooka, ruszając żwawym krokiem do wyjścia, przy którym ukłoniła się siedzącej za biurkiem kobiecie.

Wyszliśmy na zewnątrz, po czym skierowaliśmy się do biura Hokage. Od razu odrzuciliśmy pomysł szukania swojego sensei’a po całej wiosce. Zamiast tego wybraliśmy sannin'kę, będącą w stanie przywołać go w każdym momencie. Mimo, że nikt nie wiedział, jak.

- Niestety, Tsunade-sama jest trochę zajęta. – westchnęła sekretarka, którą spotkaliśmy w korytarzu. Świnia, którą trzymała, chrumknęła dwa razy. – W dodatku nie jest w zbyt dobrym humo-…

- Wynocha! Wynocha! WYNOCHA! – usłyszałem z biura, a przez drzwi dosłownie przeleciał mężczyzna w okularach. Odbił się od ściany naprzeciwko i padł na ziemię. Z przerażeniem spojrzał na blondynkę, która szła w jego stronę, podwijając rękawy. Na jej twarzy malowała się czysta furia, a dookoła nich latało pełno kartek. Z drewnianych drzwi zostały niemal same drzazgi. Facet złapał kilka dokumentów w locie i przyciskając pomarańczową teczkę do piersi, zwiał po schodach na dół. Hokage zatrzymała się na korytarzu, ciężko dysząc. Ja i reszta zachowaliśmy ciszę. Niko nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Akwizytorzy. – prychnęła blondynka, uspokajając się trochę. Westchnęła ciężko, spoglądając na nas z góry, marszcząc brwi. – Czego chcecie?

- Kakashi’ego. – rzuciła kunoichi wesoło, jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie.

- Za mną. – rozkazała Hokage, po czym skierowała się z powrotem do biura. Przeszła przez dziurę w drzwiach kompletnie ją ignorując i zasiadła za biurkiem, opierając się o nie leniwie. – Shizune, załatw nowe drzwi. Trudno, dzieciaki, ale nie mam dla was misji. Jakoś się spokojniej zrobiło, z resztą niedawno wróciliście. W Konoha nie ma już prawie ninja, wszyscy są na wyjeździe.

- Nie chodzi o misję. – mruknęła zielonooka, zakładając kosmyk włosów za ucho. Ostatnio często to robiła. – Zauważyliśmy, że nie ma nikogo i nie mamy z kim trenować.

- Ale Kakashi jest w wiosce. – skrzywiła się blondynka, po czym podniosła się zza biurka. Odwróciła się w stronę okna wychodzącego na centrum i otworzyła je, niemal nie wyrywając z framugi. Wychyliła głowę, opierając ręce o parapet. Letni wiatr rozczochrał jej złote włosy. – Oi, Kakashi, pozwól tu na moment! – wrzasnęła gdzieś w przestrzeń, po czym szybko usunęła się z drogi. Jounin podszedł po dachówkach do okna i kucnął na jego krawędzi, zaczytany w swoją zboczoną książeczkę. Od razu zrzedła mi mina.

Uchiratonkachi.

Kolejny tydzień minął nam na ciężkim treningu. Spotykaliśmy się parami lub całą trójką i ćwiczyliśmy do upadłego. Podzieliliśmy dzień na trzy części z przerwami na posiłki, podczas których trenowaliśmy taijutsu, ninjutsu i panowanie nad chakrą. Każdego dnia wracałam do apartamentu cała mokra i tak zmęczona, że nie miałam nawet siły się kłócić.

O reszcie ninja na misjach słuch zaginął, wioska wydawała się nieco bardziej pusta, ale nie mieliśmy czasu, by tego zauważyć. Oddaliśmy swoje raporty i zapomnieliśmy o misji, całkowicie oddając się ćwiczeniom. Kakashi poświęcał nam każdą wolną chwilę, prawdopodobnie zwolniony już z obowiązków, w które w ramach zemsty go wkręciłam.

Wiosenne deszcze ustały, a temperatura rosła, co całej wiosce obwieściło nadejście pełnego, gorącego lata. Dni były coraz dłuższe. Niektórym w Konoha to odpowiadało - innym – wręcz przeciwnie...

- Umieram… - jęknęłam, przewieszona przez krzesło w kuchni jak używany ręcznik. – Więcej nie wyrobię.

- Hmpf. – Uchiha stał najspokojniej w świecie, odkładając miski po ryżu. Byliśmy właśnie po treningu taijutsu i obiedzie, co oznaczało, że czekał nas mocny wycisk z użyciem chakry.

- Kakashi nas zamęcza… - mruknęłam, człapiąc do swojego pokoju. Podeszłam do lustra. Spojrzałam na nie z wyrzutem, po czym odwróciłam się. Od potu całe moje plecy i nogi były mokre. Uchiha wyglądał podobnie, choć po jego twarzy, jak zwykle, nic nie było widać. – Idź beze mnie. – warknęłam czując, że mój partner stoi w drzwiach do pokoju. Ruszyłam szybkim krokiem do łazienki. – Ja wezmę prysznic i was znajdę.

- Hn.

Po chwili chłopaka już nie było, co dało mi trochę swobody. Doprowadziłam się do porządku, przebrałam i związałam włosy w koński ogon, by ograniczyć pocenie się choćby odrobinę.

W mgnieniu oka znalazłem się na umówionej polanie. Kakashi standardowo siedział na drzewie w cieniu liści, gdyż poza nimi było gorąco jak w piekle. Nic dziwnego, gdyż był już koniec czerwca. Bez słowa podszedłem do drzewa i usiadłem pod nim, czekając spokojnie, aż jounin zauważy moją obecność. Nie trwało to tak długo, jak myślałem.

- Gdzie Niko? – usłyszałem nad sobą. Wzruszyłem ramionami, wdychając zapach trawy.

- Powiedziała, że się umyje i do nas dołączy. – rzuciłem beznamiętnie.

- O. No dobra, więc co dzisiaj mieliśmy zamiar poćwiczyć? – szarowłosy zeskoczył na ziemię, chowając pomarańczową książeczkę do kieszeni. Nie wyglądał na zniecierpliwionego.

- Hmpf. Jutsu.

- Ah, owszem. Ale ja mam nieco inne plany. Gdy Niko przyjdzie, pójdziecie ze mną. – przewróciłem tylko oczami, odchylając głowę. Tak naprawdę byłem trochę ciekawy, czemu Hatake odkładał codzienny wycisk. Musiał znaleźć nowy sposób uprzykrzania nam życia, to było pewne.

- Uf, jestem. – westchnęła zielonooka, pojawiając się niewiadomo skąd. – Gotowa do ćwiczeń, jak trudne… – poprawiła włosy. – …ciężkie… – spojrzała w moją stronę. – …czy bezsensowne by one nie były. – zdanie skończyła, patrząc wyzywająco na Kakashi’ego. On odpowiedział jej lekkim uśmieszkiem. Prawdopodobnie.

- Nie dziś. – odparł. – Mam zamiar coś sprawdzić w ramach waszego szkolenia oraz projektu stworzonego przez Hokage-sama.

- Nie mogę się doczekać. – burknąłem, krzyżując ręce. Projekty. Szkolenia. Nudy.

Dwójka rzuciła na mnie przelotne, zirytowane spojrzenia. Po paru chwilach Niko odezwała się, nie kryjąc zaciekawienia.

- O co chodzi?

- Nie jestem dobry w tłumaczeniu zbędnych szczegółów, tym zajmą się eksperci. – westchnął białowłosy, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę. Wstałem i otrzepałem spodnie. – Oczekuję tylko zgody.

Popatrzyliśmy na siebie z dziewczyną. Jej kocie spojrzenie spotkało się z moimi ciemnymi tęczówkami. Wyzywający, pewny siebie wzrok ze znudzonym i wszechwiedzącym. Kąciki ust Niko uniosły się z pogardą do góry.

- Ja wchodzę. – mruknęła swobodnie. Sensei uniósł jedną brew, zerkając na mnie. Milcząco kiwnąłem głową. Kunoichi uśmiechnęła się szerzej. – Prowadź.

Głównym celem naszego… eee.. projektu Tsunade-sama jest zebranie najważniejszych informacji o jednostkach znajdujących się w obrębie terenu wioski oraz optymalne wykorzystanie ich właściwości. – mówiła z przejęciem Shizune, prowadząc nas przez znienawidzone przeze mnie białe korytarze szpitala. Znajdowaliśmy się aktualnie w skrzydle klinicznym, z daleka od sal dla pacjentów z większymi urazami. To mnie trochę uspokoiło. – Kolejnym pomysłem jest uzupełnienie ich słabych punktów, samodzielnie lub w parach, by uzyskać zestaw wyszkolonych shinobi w wielu specyficznych kierunkach.

- Na nasze? – mruknął Sasuke, przewracając oczami. Shizune obróciła się, jednocześnie zastawiając nam drogę.

- Wszystkiego dowiecie się tu. – sekretarka wskazała nam otwarte drzwi do biura. Bez wahania weszliśmy do pomieszczenia, a kunoichi zamknęła za nami drzwi i oddaliła się. Wnętrze pokoju było jak każde inne w klinice. Na końcu, pod oknem, stało biurko z posegregowanymi dokumentami. Znacznie różniło się od miejsca pracy Tsunade. Wszystko wyglądało... schludniej. Za stołem siedziała brunetka w okularach i białym fartuchu z czerwonym emblematem medic-nin’ów, mniej więcej w wieku Shizune.

- Konichiwa. – ukłoniłam się lekko, podchodząc bliżej dwóch skórzanych foteli naprzeciwko biurka. Uchiha stał prosto, nie dając po sobie oznak życia. Kobieta kiwnęła lekko głową i wskazała nam miejsca.

- Usiądźcie. – szepnęła. Wykonaliśmy polecenie. Medic-nin spojrzała na nas przelotnie, po czym odchyliła się na swoim krześle, dotykając szczupłymi palcami podbródka. – Rozumiem, że przysłała was Hokage-sama… - kiwnęłam lekko głową, stukając z nudów palcami o kolano. Miałam już dość przesłuchań i szpitali po ostatniej misji. Kobieta zamrugała kilka razy, po czym pochyliła się nad biurkiem, opierając się o nie łokciami. – Przejdźmy do rzeczy. Nazywam się Rie Shikaido i przewodniczę temu projektowi. Nie wiem, ile wiecie, więc zaczniemy od pytań.

- Czemu my? – zapytałam, nie mogąc ukryć nutki znudzenia w głosie.

- Zgłosił was Kakashi-san. Swój wybór poparł… jak on to określił…? – Rie uniosła oczy do góry. – Silną chęcią samokształcenia oraz wytrwałością. Patrzę na was i mam nadzieję, że się nie pomylił. – uśmiechnęła się lekko. Posłałam jej jedno z moich zabójczych spojrzeń, co dodatkowo ją rozbawiło. – Rozumiem, że jesteście zainteresowani. – kiwnęliśmy jednocześnie głowami. – Hm… zainteresowani, ale... mało rozmowni. – wstała od biurka i podeszła do ściany, na której wisiał wysoko przypięty, podłużny zwój. Kobieta stanęła na palcach i odpięła go, a w dół spadł materiał sięgający aż do podłogi. Przypatrzyłam się mu uważnie.

Zwój przedstawiał sylwetkę człowieka, na nim naniesione były przewody chakry, tenketsu oraz bramy, czyli wszystko wykorzystywane do kontroli energii. Poniżej widniał kolisty wykres zależności jutsu ze względu na ich pochodzenie**. Na prawo od sylwetki shinobi widniały dziwne wykresy, widocznie wskazujące umiejętności witalne ciała, jak siła, szybkość i wytrzymałość. Dalej – rodzaje jutsu.

- Jak widzicie, nasz program obejmuje dosłownie wszystko. – uśmiechnęła się Rie, dając mi chwilę na przyswojenie informacji. Zastukała w obrazek przedstawiający układ chakry. – Na tym nie skupiajcie się za bardzo. Nam chodzi o to. – wskazała rodzaje jutsu. – Jutro z rana stawcie się u mnie w gabinecie, a ja przeprowadzę szczegółowe… badania. Przedstawię wam ich wyniki, po czym wspólnie z Hatake-san ustalimy dalszą drogę waszego kształcenia. Jakieś pytania?

- Co nam to da? – burknął Sasuke. Miałam zamiar zapytać o to samo. Po co badania? Nie byliśmy chorzy, a jutsu nie dało się ninja wstrzyknąć jak lekarstwa. – Nie lepiej ćwiczyć to, co umiemy najlepiej?

- Nie, mój drogi. – westchnęła Shikaido z nutką zirytowania w głosie i usiadła na swoim biurku. – Znasz takie słowo jak ‘wszechstronność’? O to nam właśnie chodzi. Każdy shinobi ma inne możliwości ze względu na płeć, wiek oraz inteligencję. Nasz projekt pozwoli wyrównać poziom w grupach dwu i więcej osobowych, dzięki czemu misje będą szły sprawniej i lepiej.

- Więc chodzi o zachciankę Tsunade-shishou by nas jeszcze trochę pomęczyć. – mruknęłam, rozpierając się w fotelu. To nie miało sensu. To nie był konkurs, kto więcej potrafi. Liczyła się praktyka.

- Wy nadal nie rozumiecie? – pokręciła głową Rie. – Tu chodzi o waszą przyszłość. Jesteście shinobi, to wasze życie. – naciskała, widząc moją zmianę postawy. – Musimy… musicie zainwestować w siebie tyle czasu, by osiągnąć zamierzone cele. Dla jednych życiem jest siedzenie za biurkiem, dla innych ratowanie życia. Wy od początku byliście skazani na żywot pełen podróży, walki, przygód. Naprawdę nie chcecie się przekonać, jak to jest być jedynym w swoim rodzaju wojownikiem?

Spojrzeliśmy na siebie. Na ostatnie słowa Sasuke nieznacząco się rozchmurzył, a we mnie rosła ciekawość. Wzruszyłam ramionami, wracając do poprzedniej pozycji i lekko kiwnęłam głową, odpowiadając za nas oboje.

- Chcemy.

- Doskonale. Widzimy się jutro. Wtedy też… określimy wasz potencjał.

* - nie zapominajcie, oni piszą od prawej do lewej.

** - typu woda gasi ogień, ogień spala powietrze itd…