Niiiko. Nikooo, ooobudź się. No wstawaj kiciu, no. Nie każ mi czekać.
Brak pracy w jednostce i kontakty z ludźmi jako szpieg mocno przytępiły moje instynkty.
Otworzyłam niemrawo oczy. Nie
ruszyłam się o milimetr, ale już wiedziałam, że jakakolwiek aktywność z mojej
strony będzie dziś nadzwyczaj bolesna. Huczało mi w głowie jak po niezłej imprezie,
mięśnie krzyczały z bólu, a kark protestował po nocy na ewidentnie nie-moim
łóżku.
Obróciłam się z jękiem na plecy,
widząc Anko siedzącą na brzegu tapczanu i szczerzącą się w moim kierunku.
Zajęło mi chwilę, by odepchnąć ze
wspomnień resztki snów i przywołać w myślach wydarzenia poprzedniego dnia.
Ledwo znajomy, zaciemniony żaluzjami pokój potwierdził moje obawy.
To wszystko wydarzyło się naprawdę.
Moją pierwszą myślą był Sasuke.
Automatycznie serce zaczęło mi bić szybciej i boleśniej. Nie z miłości, a
stresu. Mój umysł instynktownie szukał go w pobliżu, znajdywał w danych
informację o tym gdzie jest i co robi. Do wczoraj każdy mój dzień był od niego
uzależniony i z nim związany.
Ja też, do wczoraj, byłam z nim
związana.
Nagle w mojej świadomości była pustka.
Niewiedza. Niepewność. Ścisnęło mnie w gardle w panice, że straciłam czujność i
nie wiem, co się z nim stało. Równie dobrze mógł stać właśnie za moimi plecami.
Już dawno mnie zabić.
Dopiero po chwili do mnie dotarło,
że zabrało go ANBU. Przez moment miałam mroczne myśli co do jego losu, czy może
nie wysłałam go z nimi na tortury i śmierć.
Nie zabili go. Czułam, że żyje.
Wiedziałam to. I uśmiech Anko to potwierdzał.
- Ugh… co ty tu robisz? –
westchnęłam, przysłaniając piekące oczy ręką. Na pewno były opuchnięte. Wolałam
nie widzieć się w lustrze.
Poczułam ruch i odgięcie materaca.
Anko wstała energicznie. Na pewno już machała rękami.
- Cześć, Anko. Jak się masz, Anko.
Dzięki za uratowanie życia, Anko – podpowiedziała. W jej głosie nie słyszałam
irytacji, tylko rozbawienie. Kami, mówiła tak
głośno… Odwróciłam się na bok, plecami do niej. Było mi niewygodnie, ale
nie potrafiłam wstać. – Ej, nie wypinaj się na mnie. Musisz wstać, no. Jest
późno.
Potok słów nieniosących ze sobą
informacji.
Ale to dobrze. Wiedziałam i
przeżywałam ostatnio zbyt dużo.
- Która godzina?
- Na twoje? Szesnasta rano.
Poczułam ostrzegające ukłucie gdzieś
w tyle świadomości. O czymś zapomniałam. Albo... nie chciałam pamiętać. Po
kilku wdechach i zaciśnięciu oczu już wiedziałam, co to takiego.
- Było zebranie? – wymamrotałam w
poduszkę. Była szorstka i pachniała obco. Ja miałam nieświeży oddech i cierpki
smak w ustach. Do mojego ciała powoli dochodził rozmaitej maści ból. I
niewygoda stroju.
- Oj, było – zaśmiała się kunoichi.
– Ale nie bój się, dostaliście ulgę. Shinzobu po was nie posłało, bo nie
wiedziało, gdzie was szukać. Tylko ja, jak widzisz, wiedziałam. Tylko ja –
powtórzyła z nieukrywaną dumą.
- Nas?
Nie musiała odpowiadać. Nas. Mnie i Itachi’ego. Nagle byliśmy
traktowani jak zespół, czy co?
- No ciebie i Pana Ponuraka. Siedzi
sobie w salonie, jeśli się stęskniłaś.
Ugh. Na samą myśl, że był w tym samym mieszkaniu,
co ja, robiło mi się niedobrze. Nic dziwnego, że nie poszliśmy na zebranie. Ja
straciłam z wycieńczenia i nerwów przytomność, a on zniknął wczoraj z pola
walki, zanim Ibiki rozkazał nam się stawić dzisiaj w bazie.
Chyba sobie kpili, jeśli myśleli, że
po tym wszystkim będę rano na nogach. Jak na razie to nie miałam zamiaru się
stąd ruszać przez co najmniej kilka godzin.
Gdziekolwiek było to tutaj.
Uchyliłam powieki. Był to chyba mniej
używany z dwóch pokoi u Akane. Trzymała w nim graty i książki. Dlaczego nie
byłam już na kanapie? Miałam nadzieję, że to ona mnie tu zaniosła. Na myśl o innej osobie dotykającej mnie przeszły
mi mrówki po plecach.
Od myślenia ból głowy się wzmagał.
Musiałam wziąć jakieś proszki.
Poczułam rękę czochrającą mi włosy. Syknęłam
z irytacją. Ała.
- Wstawaj, leniu. Musimy omówić
kilka spraw.
Wyszłam z pokoju ledwo przytomna.
Powietrze w salonie było zdecydowanie chłodniejsze i bardziej przejrzyste.
Dopiero w świetle kończącego się dnia zdałam sobie sprawę ze stanu, w jakim
było moje ciało. O zabandażowanych, rozciętych stopach przekonałam się po
pierwszym kroku. Miałam jednak również posklejane brudem i krwią włosy,
zniszczony strój i masę ran, z których poważniejsze Akane – bo kto inny –
opatrzyła bandażami wymagającymi teraz jednak rychłej wymiany.
Starałam się nie okazać
jakiegokolwiek zaskoczenia ciemną sylwetką na kanapie. Ruszyłam powoli do
kuchni, wstawiając wodę na herbatę i szukając po szufladach czegokolwiek na
migrenę. Dwie pary oczu śledziły każdy mój ruch w wymownej ciszy. Dla jednej z
nich była ona jednak zbyt długa lub zbyt wymowna.
- Kochanie, wyglądasz jak gówno.
- Dzięki – parsknęłam.
- Musisz iść się wykąpać. Dobra
Ciocia zostawiła ci apteczkę w łazience.
Uniosłam brew, nie odwracając się od
półki z herbatami i słodyczami. Na ich widok mój żołądek zaburczał żałośnie.
Dobra Ciocia?
Nie wiedziałam dlaczego, ale coś w
zachowaniu Anko było nie tak. Wyraźnie zaznaczyła, że wiedziała, że będziemy u
Akane, a teraz mówiła o niej z wyższością i niepotrzebną ironią. Stary uraz?
Zazdrość? Jeśli tak, to o mnie, czy Uchihę?
Chyba wolałam nie wiedzieć.
Zostawiłam herbatę do ostygnięcia i
popiłam tabletkę łykiem wody. Ułamałam pół tabliczki czekolady i z resztką dumy
oraz mocno zaciśniętymi z bólu zębami pokuśtykałam do pokoju gospodyni. Dwie
pary oczu były nieustępliwe.
- Cioci nie ma, kocie. Poszła po
zakupy – ostrzegła Mitarashi melodyjnym głosem. Siedziała na kanapie zajmowanej
przez Itachi’ego w ostatni sposób, na jaki sama bym wpadła. Na oparciu, a z
nogami na siedzeniu.
- Widzę. Potrzebuję tylko czegoś do
przebrania – mruknęłam, odklejając od swojego brudnego i spoconego dekoltu
ciemny golf. Anko uśmiechnęła się w sposób, który sugerował, że znała ten stan
z pierwszej ręki. - Nie obrazi się, nie?
- E-e.
W szafie Niirochi nie było wiele.
Wyglądało, jakby kunoichi miała tylko to, co kupiła od powrotu do wioski. Była
przy tym dość szczupła i wysoka, przez co wszystko było na mnie o dwa rozmiary
za duże. Nie mogłam jednak cały dzień chodzić w ręczniku i bandażach.
Przedeptałam z powrotem do
pokoju-składziku, w którym spałam przez większą część dnia i zajrzałam do
komody. Pouchylałam wieka nieoznaczonych, zakurzonych kartonów i gdy wymacałam
w jednym z nich bliżej nieokreśloną odzież, wyciągnęłam go na wierzch. Ubrania
nie były tak nowe i… gustowne co Akane, a przynajmniej nie w zakresie mody, w
którym się znałam. Były bardziej… domowe. Wygodne. I zdecydowanie bliżej mojego
rozmiaru, jeśli nie trochę przyciasne.
Nadal dominowały jednak, podobnie
jak u niej w szafie, czernie i czerwienie. Łatwo było wywnioskować, że to jej
stare ubrania, z których po prostu wyrosła.
Nie mając ani chęci, ani czasu na
długie strojenie się, wybrałam czarne spodnie i bordowy sweter i poszłam do
łazienki zeskrobać z siebie resztki przeżyć z poprzedniego dnia.
Warstwa potu, brudu i krwi na moim
ciele była zatrważająca. Bandaż na ramieniu przesiąkł i zrywanie go bardziej
przeszkodziło w gojeniu się ręki niż pomogło. Na tyle głowy miałam rozcięcie i
guza. Wszystko szczypało pod gorącym, nieubłagalnym strumieniem prysznica, ale
powitałam ból z otwartymi ramionami. Na pewno był pobudzający.
Nawet, jeśli chciałam płakać, nie
miałam siły. Nic już nie mogłam zmienić. Nic, co bym teraz wymyśliła, nie pomogłoby
w tej sytuacji. Moje łzy frustracji miały minimalny efekt, a w dodatku męczyły
fizycznie. Starałam się już nie rozgrzebywać niczego, co wprowadziłoby mnie we
wczorajszy stan.
Właśnie. Musiałam przeprosić Akane.
I odkupić jej porcelanę.
Opatrzyłam sobie wszystkie rany tym,
co dla mnie zostawiła. Wiadomo było, że jeśli będę miała w najbliższym czasie
trenować czy wykonywać misje, to ktoś będzie to musiał wyleczyć. W tym jednak
momencie nie byłam w stanie iść do szpitala. Pozostawało poczekać, aż jutro
będę w bazie.
Wzięłam długi, łamany wdech. Nie to,
że ktokolwiek na mnie w niej czekał.
Przez drzwi łazienki słyszałam głos
Anko. Zastanawiałam się, czy rozmawiała z Itachi’m, czy tylko do niego mówiła.
I czemu w ogóle tu była – by mieć oko na niego, czy na mnie.
Kolejny wdech. Nie to, że miało to
teraz jakieś znaczenie. Nic nie miało znaczenia, w sumie.
Weszłam do salonu, nawet nie
oglądając się na tę dwójkę. Posłodziłam sobie herbatę i usiadam na fotelu
niedaleko nich. Anko uśmiechnęła się do mnie, ale wyraźnie zamilkła. Itachi
opierał się łokciem o brzeg sofy i myślał nad czymś ciężko. Mogłam przysiąc, że
przez moment widziałam, jak patrząc na moją sylwetkę zaciska brwi. Jego twarz,
dziwną siłą, która widocznie walczyła od środka z mięśniami jego twarzy,
wygrała bójkę i ułożyła natychmiast jego rysy w obojętną maskę.
Nie miałam co ze sobą zrobić do
powrotu Akane.
Cisza wydłużała się i była coraz
bardziej niezręczna. Mitarashi rzucała ukradkowe, sugestywne i roześmiane
spojrzenia, raz mi, raz Itachi’emu, ale oboje ją ignorowaliśmy, siedząc w
milczeniu.
Gdy wysiorbałam całą herbatę, a oni
nie ruszyli się o centymetr, wiadome było, że muszę coś powiedzieć. Była masa
rzeczy do ustalenia. Plan działania, cokolwiek. Nie mogłam siedzieć i czekać,
aż znowu wszystko potoczy się źle bez mojego udziału.
- Widziałaś Sasuke? – spytałam Anko,
odkładając pusty kubek na stół. Kunoichi omal nie podskoczyła na dźwięk mojego
głosu. Pokręciła głową.
– Nie. Trzymają go w bazie, ale na
razie nikt nie jest do niego wpuszczany - westchnęła. Po jej twarzy
wnioskowałam, że były dla niej bardziej ekscytujące tematy. - Jeszcze nie
zdecydowano, co z nim zrobią.
- A co tu jest do decydowania? –
zdziwiłam się. Kobieta spojrzała na mnie wymownie. Jej usta ułożyły się w
sadystyczny uśmieszek, który zwykle zwiastował czyjeś kłopoty. – Chyba
żartujesz. Nie zabiją go chyba? – Mój głos lekko zadrżał. Poczułam nagły łomot
serca i szczypanie oczu. Ścisnęłam ręką oparcie fotela, automatycznie
pochylając się do przodu. Moje ciało już rwało się, by lecieć do kryjówki ANBU
i wybić im to z głowy.
- Nie, nie sądzę – uśmiechnęła się
Anko, machając ręką. Zarzuciła nogę na nogę. Jej spojrzenie spotkało się z
pogardliwym wzrokiem Itachi’ego. Zesztywniała nagle, momentalnie zwracając całą
swoją uwagę w moim kierunku. – Jak bardzo Ibiki by nie protestował – twój
chłoptaś nie zrobił w sumie nic złego. Itachi nie został oficjalnie ogłoszony
jako „ten dobry”, więc zaatakowanie go było w obowiązku Sasuke. – Mitarashi
wzruszyła nonszalancko ramieniem, oglądając paznokcie. Wydawała się całym
ciałem krzyczeć, że jest wyluzowana, przez co sprawiało to trochę odwrotny
efekt. Skoro Itachi tak bardzo ją stresował, czemu aż tak do niego lgnęła?
Jej wytłumaczenie brzmiało
logicznie. I uspokoiło mnie na trochę. Nawet, jeśli teraz Anko udawała, że jej
to nie obchodzi, to musiała nad tym myśleć wcześniej. Aż dziwne, że sama na nie
wpadła.
- Tak to przedstawił Surotaiki –
kontynuowała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. No tak. – Ja tam sądzę, że
Hokage nie pozwoli zabić ostatniego Uchihy. Musi on, prędzej czy później – a
dla twojego dobra, słońce, mam nadzieję że prędzej
– odbudować klan. Nie byłaby to tak pilna i ważna sprawa, gdyby nie Sharingan i
tak dalej. No i gdyby można było liczyć w tej kwestii na innych członków rodziny,
a – jak widzisz... – Wskazała na Itachi’ego zamaszystym ruchem ręki, na co
brunet odpowiedział jej lekkim przechyleniem głowy i ściśnięciem brwi. - …na
nich nie ma co liczyć.
Przy każdej okazji wypuszczała z
siebie niesamowicie szybki i dźwięczny potok słów. Jej oczy skrzyły się
ekscytacją i dziwną radością. Adrenalina?
Zaśmiałam się bez humoru, choć przez
moje zmęczenie bardziej przypominało to kaszel. Anko miała wyraźnie coś do
Itachi’ego. Szczerze wątpiłam, by chowała urazę z powodów służbowych. Musiały
być to sprawy osobiste. I zdawało się, że sama mi właśnie podpowiedziała, jakie
one miały podłoże.
Usłyszałam brzęk kluczy przy
drzwiach. Minęła chwila, a Akane weszła do mieszkania, wychylając się zaraz z
przedpokoju i witając nas wymuszonym uśmiechem spod burzy rozwianych blond
włosów.
- Siedzicie – zauważyła ze
zdumieniem i rozbawieniem w głosie. – Razem. Jak… ludzie. I rozmawiacie. A moje
mieszkanie stoi. Jak. To. Się. Stało? – spytała, zdejmując buty wchodząc do
kuchni z masą plastikowych toreb. Wstałam ociężale z fotela, by jej pomóc
rozpakowywać.
Musiałam się czymś zająć.
Czymkolwiek. Nie mogłam… myśleć.
- Przyszłam ich przypilnować –
zakomunikowała Anko, machając gospodyni z kanapy, na której rozsiadła się jak
królowa. Akane uśmiechnęła się płytko, ale nie odmachała jej. Spojrzała szybko
na Itachi’ego, jakby podświadomie sprawdzając, gdzie jest i co robi.
- Dzięki – odparła bez nuty
wdzięczności w głosie, odwracając się równocześnie w moją stronę. – Jak się
czujesz? – spytała ciszej, tylko mnie. Wzruszyłam ramieniem. Spodziewałam się
tego pytania.
- Jakoś. Dzięki za wszystko. I…
wiesz. Przepraszam za wczoraj.
Przepraszanie Niirochi przyszło mi
łatwiej, niż sądziłam.
Tym razem jej uśmiech był szczery.
- Nie ma sprawy. Naprawdę. Nie mówmy
o tym – poleciła, wypakowując zakupy. Kupiła masę produktów, zupełnie jakby dopiero
z powodu obecności dwójki niespodziewanych gości zaczęła przejmować się tym, czy
ma w domu coś do jedzenia. Zaczęła wkładać zakupy do małej lodówki i szafek.
Przez moment nie potrafiłam się ruszyć. – Chcesz… o tym pogadać? – spytała,
ponownie przystając obok mnie i opierając się biodrem o ladę.
- Właśnie gadaliśmy – odparłam.
Doskonale wiedziałam, że nie o tę rozmowę jej chodziło. Chwilowo jednak nie
byłam w stanie.
- Oh? I coś ustaliliście?
No właśnie. Ona rozumiała. Ustalenia
były dobre. Były potrzebne. Pomagały
uniknąć tragedii i zdjąć ze mnie odpowiedzialność. Choć raz.
- Na razie, że nie zabiją Sasuke, bo
byłby zajebistym reproduktorem. – Anko „pomogła” z salonu. Poczułam, jak wbrew
mojej woli moja twarz robi się gorąca. Zacisnęłam pięści, powoli przymykając
oczy.
- Co o tym sądzisz? – spytałam,
mając w końcu nadzieję na dyskusję z kimś normalnym. Akane uśmiechnęła się,
kiwając głową, po czym wróciła do rozpakowywania zakupów. Obserwowałam ją w
milczeniu.
- Tsunade-sama nie zabiłaby swojego
podopiecznego. Zwłaszcza tak zdolnego i efektywnego, co Sasuke – zapewniła mnie
spokojnym tonem, stając na palcach, by uzupełnić herbaty i przyprawy na jednej
z wyższych półek. Widziałam kilka białych, wysokich butelek w jednej z siatek.
– Z waszych akt wynika, że macie jedną z najwyższych skuteczności.
- Serio? – spytałam odruchowo.
Poczułam na swoich plecach ciężkie spojrzenie Itachi’ego. Może nie wiedział, że
byłam w drużynie z Sasuke. Może nie wiedział, że Akane nas szkoliła. Z każdym
wymienionym słowem między nami dowiadywał się o mnie więcej. I nie pasowało mi
to. Ale nie tylko to. – Masz dostęp do akt? – Uniosłam brew z nieukrywaną
podejrzliwością. Zaczęłam podawać Niirochi warzywa, które żwawo upychała w
lodówce.
Blondynka uśmiechnęła się tajemniczo.
- Wiesz, że byłam szpiegiem, Niko.
Mam swoje sposoby.
Zgniotłam pustą siatkę w dłoniach.
Jeśli Sasuke miał żyć, to pozostawała tylko kwestia gdzie i jak. Był
zagrożeniem dla wioski. A na pewno dla mnie i Itachi’ego.
- Wypuszczą go, czy będą go trzymać
w bazie? – spytałam przez ramię. Nie uśmiechało mi się kolejne spotkanie ze
wściekłym Uchihą. Zwłaszcza na ulicy, przy cywilach.
Anko wzruszyła błyskawicznie
ramionami, krzywiąc się.
- Nie mam pojęcia. A co, boisz się?
– spytała, machając brwiami.
Zacisnęłam zęby.
Ona nie wiedziała, jak to jest. Nie
patrzyła w głąb tego… czegoś. Jego Raiton nie celował w jej serce. Nie znała go tak, jak ja. Nie wiedziała, do czego jest
zdolny.
Już otwierałam usta, by jej to
wygarnąć, ale ktoś mi przeszkodził.
- A co, jeśli pójdzie do Orochimaru?
– spytała zza moich pleców Akane, chrupiąc marchewkę. Nakupowała masę rzeczy,
ale nie wyglądało, jakby miała zamiar zabrać się za gotowanie. Widocznie
czekała, aż się zaoferuję. Ale to dobrze. Musiałam coś robić.
Może o tym wiedziała.
W momencie, gdy zadała to pytanie,
akurat patrzyłam na siedzącą do mnie bokiem sylwetkę Itachi’ego. Gdybym
spóźniła się choćby o sekundę, umknęłoby mi jego delikatne drgnięcie i
obrócenie głowy w naszą stronę.
Oh. A to ciekawe.
Wyglądał, jakby chciał coś
powiedzieć, ale zmienił zdanie w ostatnim momencie.
Nie byłam w nastroju, w którym
mogłabym to spostrzeżenie zignorować.
- Jakaś uwaga na temat starego
kumpla? – spytałam, krzyżując ręce. Itachi zdawał się nie być zaskoczony tym,
że ktoś do niego mówi. Był zaskoczony tym, że mówię ja. Że mam czelność.
Milczał przez chwilę. Jego
spojrzenie – ciemne i monotonne – było nie do wytrzymania. Było wyzywające i
ignorujące jednocześnie. Zupełnie nie wiedziałam, jak je opisać, a co dopiero
zinterpretować.
- Orochimaru nie poddaje się łatwo –
powiedział w końcu. Jego ton był tak suchy, jakby ktoś mu wytarł gardło na
tarce. Ale zawsze był to wkład w dyskusję.
- Wiesz z własnego doświadczenia? –
zgadłam z cierpkim uśmiechem. Uchiha nie zaprzeczył, nie zdejmując ze mnie
spojrzenia. Miałam wrażenie, że nie patrzył w moje oczy, jak większość ludzi,
gdy z kimś rozmawiała, a na ogół mojej twarzy – jakby czegoś w niej szukał. Był
pierwszą znaną mi osobą, która patrzyła
w denerwujący sposób.
- Oh, na ciebie też polował? – Głos
Anko był dziwnie podekscytowany. Pozwolił mi jednak odwrócić wzrok od bruneta i
nie wyjść przy tym na tchórza. Kobieta poklepała się w kark z Przeklętą
Pieczęcią z dziwną dumą. – Ma facet gust.
Przewróciłam oczami.
- Nie pomógł mu on chyba ostatnim
razem. Niko pozbyła się dwóch jego najlepszych ludzi, o ile mi wiadomo. – Akane
uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Zmarszczyłam brwi. – Nie jestem
specjalistką od polityki z Oto, ale Orochimaru jest w dość trudnej sytuacji –
mruknęła, ignorując mnie wyraźnie. Jej wzrok przemknął na chwilę w stronę
Itachi’ego na wspomnienie o Wiosce Dźwięku. Jakaś aluzja do wspólnej misji, czy
do Orochimaru? – Wszystko zależy od stopnia jego desperacji.
I desperacji Sasuke. Mało osób
wiedziało, że jego decyzja nie była ostateczna. Wtedy, na dachach… wahał się.
Miał naprawdę zły dzień i jego myśli o zemście męczyły go wyjątkowo mocno. Sama
nie wiedziałam, czy w jego sytuacji nie wybrałabym pomocy Sannina. Zwłaszcza,
gdybym czuła się – jak on teraz – zdradzona przez wioskę. I mnie.
Musieliśmy zrobić co w naszej mocy,
aby zlikwidować taką możliwość.
Nie uważałam się za osobę łatwo
nienawidzącą czy kochającą. Nie znałam jakiejś zatrważającej masy ludzi, a jak
już się do nich zbliżałam, to nie wywoływali oni we mnie jakichś wybitnie
silnych emocji.
Było jednak kilka osób, których nie
cierpiałam. Może nienawidziłam.
Orochimaru był na szczycie tej
listy. Za to, co zrobił Anko i całej wiosce. No i Sasuke.
Itachi był kiedyś taką osobą. Za to,
co zrobił Sasuke.
Sasuke był teraz taką osobą. Za to,
co zrobił sam sobie.
- By iść do Orochimaru z własnej
woli, trzeba mieć nierówno pod sufitem – westchnęła Anko, okręcając kosmyk
włosów wokół palca. Nigdy nie bawiła się włosami. Odbijało jej przy Itachi’m,
naprawdę. Co dziwiło mnie jeszcze bardziej – on na nią patrzył. – O twoim
braciszku można powiedzieć wiele, ale nie jest naiwny.
Uchiha przymknął oczy. Nie wydawało
się, by myślał. On słuchał, zbierając informacje. Miałam ochotę wyrzucić go z
pokoju.
Postanowiłam coś odwrotnego.
- Akane, mogłybyśmy porozmawiać? Na…
osobności? – spytałam, starając się mówić na tyle cicho, by nie zwrócić
niczyjej uwagi. Przy dwóch kapitanach ANBU były to marne nadzieje.
- Oh, no i psujesz zabawę, kocie –
jęknęła Anko, zamaszystym ruchem wstając zaraz z kanapy. Przeciągnęła się,
unosząc wysoko ręce i strzykając szyją. – Będę już lecieć. Muszę jeszcze coś
załatwić. Bądźcie grzeczni. – Pomachała karcąco palcem w stronę Itachi’ego, z
uśmiechem, który mogłabym opisać jedynie jako prześmiewczy. On nawet nie
drgnął. – Na razie.
I zniknęła w kłębie dymu, zupełnie
jak to Kakashi miał w zwyczaju.
Akane zmarszczyła nos,
przywdziewając jednak spokojną, uśmiechnięta maskę gdy tylko spojrzała na mnie.
Ktoś tu obchodził się z kimś jak z
jajkiem.
- Jasne. Chodźmy na balkon.
Na zewnątrz było zdecydowanie
chłodno. Jeśli Akane miała coś przeciwko, że nosiłam jej ciuchy, to nie dała
tego po sobie poznać. Ba – gdy pierwszy raz zadrżałam od wiatru, bez
zastanowienia dała mi swój sweter.
Przez chwilę nic nie mówiłyśmy.
Kunoichi wróciła ze swoją kurtką i wyjęła z kieszeni paczkę papierosów.
Wyciągnęła ją w moim kierunku z uniesioną brwią. Pokręciłam głową i
podziękowałam cicho. Blondynka odpaliła jednego papierosa i zaciągnęła się
głęboko, wzdychając zaraz ciężko.
- Chciałam pogadać tak, by Uchiha
nas nie słyszał – mruknęłam z grymasem, patrząc wymownie na niedomknięte drzwi
balkonowe prowadzące do salonu. Shinobi nawet nie ruszył się z kanapy. Nie
byłam na tyle naiwna, by wierzyć, że jego wyostrzone zmysły nie pozwalają mu
nas słyszeć.
- Oh. – Niirochi podrapała się ręką
trzymającą papierosa w nos. Odwróciła się w stronę drzwi z lekkim uśmiechem. –
Nie słuchaj nas przez chwilę, Itachi – powiedziała stanowczo, ale uprzejmie,
widocznie starając się mówić głośno i wyraźnie. Po chwili zaciągnęła się,
odwracając w moim kierunku i opierając o barierkę. Gdy nic nie powiedziałam,
patrząc na nią z szeroko otwartymi oczyma, strzepnęła popiół z papierosa i
uniosła brew. – No co?
- I tyle? – warknęłam z
powątpiewaniem, krzyżując ręce i wtykając zmarznięte dłonie pod pachy. – To
załatwia sprawę?
- Tak. Nie będzie nas słyszał.
Itachi napatoczył się znikąd.
Zrujnował moją misję, moje relacje z Sasuke. Wszyscy zdawali się mimo to bezgranicznie
mu ufać. Anko, Akane… nawet Shinzobu. Miałam wrażenie, że ma ich wszystkich pod
jakimś genjutsu. Gdybym nie była w stanie sprawdzić dokładnie ich chakr, nadal
bym tak myślała.
- Skąd możesz być pewna? –
Zaczynałam drżeć. Wcale nie z zimna.
- Po prostu mogę. Ufam mu. – W jej
uśmiechu było coś niepokojącego. Smutnego.
- Jak możesz mu ufać? Po tym
wszystkim-… - Zachłysnęłam się powietrzem. Brakowało mi słów. – Co… co zrobił,
co się stało… on już-…
Akane opuściła wzrok, wpatrując się,
jak ogień trawi papierosa kawałek po kawałku. Zdawała się mnie zupełnie nie
słyszeć. Wyglądała na znudzoną, zupełnie jakby przeprowadzała taką rozmowę masę
razy. Jakby z góry wiedziała, co zaraz powiem. I miała przygotowaną odpowiedź.
Nie zdążyłam powiedzieć jej tylu
rzeczy – o tym, co prawdopodobnie szykuje Danzo. O tym, że Sasuke chciał mnie
zabić. O tym, że zawdzięczam Itachi’emu życie i to on wyniósł mnie z Akazuno.
Była ze mną w tej wiosce. Znała tę historię.
- Jeśli szukasz pocieszenia, to nie jestem do
tego dobrą osobą – mruknęła spokojnie, robiąc przerwę na zassanie się dymem.
Jej wzrok odwędrował nad mury wioski. Słońce powoli zachodziło. Uśmiechnęła się
delikatnie, wypuszczając dym. Jej ramiona zadrżały, jakby śmiała się z żartu,
który powiedziała sobie w myślach. – Podjęłaś trudną decyzję, poświęciłaś się
dla wioski i teraz Sasuke cię nienawidzi. Myślę, że to nie ja z nas dwojga
lepiej cię zrozumiem.
Zacisnęłam zęby. Chciałam się
kłócić, ale ona miała ewidentnie rację. Nie z tym, że powinnam iść się wyżalać
Itachi’emu, oczywiście. Na temat tego, że nasze sytuacje były podobne i nie
miałam prawa go krytykować.
Czułam się fatalnie i był to fakt.
Mój dobry znajomy stracił życie, ja zostałam ranna, moje mieszkanie było kupą
gruzów, a moje relacje z chłopakiem zostały bezpowrotnie zrujnowane. Nie miało
to wszystko jednak porównania z tym, co przeżył starszy Uchiha.
Nie potrafiłam sobie nawet
wyobrazić, co czuł.
Nie wiem, czemu wydawało mi się, że
rozmowa z Akane pomoże. Podświadomie chciałam zrzucić na nią część moich myśli.
Podzielić się, zdjąć z siebie ciężar. Czy to było egoistyczne posunięcie? Ledwo
się znałyśmy, a ja nagle robiłam z niej powiernika i obrońcę. Szukałam
przyjaciół dopiero w biedzie.
Jaka ze mnie była kunoichi, że
potrafiłam tak bardzo użalać się nad sobą? Gorzej – oczekiwać od innych
pocieszenia, podczas gdy byli starsi, doświadczeni i z pewnością widzieli i
robili więcej, niż ja?
W czym tak naprawdę był problem?
Sasuke był zdrowy i bezpieczny. Wystarczyło mu wszystko wytłumaczyć na
spokojnie i naprostować tę sytuację. Nic nie było jeszcze stracone. Jeśli
Shinozbu ufało Itachi’emu, to znaczyło, że i ja mogłam. Do tej pory nie zrobił
nic, by stracić to zaufanie. Nie zaszkodził nam w żaden sposób, mimo że
wielokrotnie mógł.
Sasuke był bystry. On też mógł to
zrozumieć. Wszystko mogło obyć się bez rozlewu krwi i kolejnych nieszczęść.
Wystarczyło tylko przestać się mazgaić
i wziąć się do roboty.
- Masz rację – przyznałam cicho,
nagle – zupełnie niespodziewanie - czując się lepiej.
- Mam nadzieję – zaśmiała się,
gasząc papierosa w popielniczce i pocierając o siebie zmarznięte ręce. – To
jak, poradzisz sobie?
Nie była to długa rozmowa. Po Akane
spodziewałam się głębokich, filozoficznych przemówień, analizowania moich
uczuć. A ona jednym, trafnym stwierdzeniem sprawiła, że nie było o czym
dyskutować.
- Tak sądzę – przytaknęłam, patrząc,
jak otwiera raźno balkon.
- To super. Bo się umówiłam i zaraz
muszę wyjść. – Zamarłam. Zamrugałam. Dogoniłam ją i wróciłam do mieszkania, nie
zamykając za sobą drzwi. – To znaczy powinnam była wyjść pół godziny temu, ale
znając to towarzystwo to i tak będę pierwsza.
Zaraz, zaraz. Umówiła się z
Kakashi’m, akurat na dzisiaj i zamierzała… co? Zostawić nas tu samych?
Zaczęłam dreptać za nią z lekko
otwartymi ustami, nie do końca pojmując, co się dzieje. Kunoichi od razu spostrzegła
moje zmartwienie, ale nie przystanęła w drodze do łazienki, gdzie zaczęła
poprawiać makijaż.
- Wiem, co teraz myślisz, Niko, ale
nie mam wyboru. Jeśli zaszyję się tu z wami na bóg wie ile i odwołam wszystkie
moje spotkania i treningi, ludzie zaczną coś podejrzewać – oświadczyła,
wprawnymi ruchami przeczesując potargane przez wiatr włosy. Dziwnie się czułam
obserwując kobietę szykująca się na randkę z moim sensei’em. A raczej… moją
sensei idącą na randkę…
Kami. Miałam to gdzieś. Po prostu
nie chciałam tu zostawać sam na sam z Chodzącym Mrokiem.
- Nie mogę iść z wami? – spytałam do
niej w lustrze, trzepocząc rzęsami. Niirochi spojrzała na mnie pobłażliwie. Po
chwili na jej usta wpłynął chytry, niemal koci uśmieszek. Chwyciła puderniczkę.
- Podwójna randka?
- Co? Nie! – Niemal odskoczyłam od
zlewu. Blondynka minęła mnie krokiem pełnym gracji, idąc do drzwi. Pospiesznie
przejrzała się w wysokim lustrze. Zupełnie jakby Hatake zwracał uwagę na takie
rzeczy jak moda. – Co mam tu niby robić? – spytałam, rozkładając ręce.
Akane pochyliła się, wkładając
bordowe buty na obcasie. Jak ona chodziła w czymś takim?
- Możesz coś ugotować – odparła
spokojnie, patrząc na mnie z dołu. Zaproponowała to w moim interesie.
Wiedziała, jak bardzo gotowanie mnie relaksuje, raczej nie chciała mnie w żaden
sposób do niczego zmuszać. Wyprostowała się nagle z poważną miną, mrugając,
jakby coś wpadło jej do głowy. – Na twoim miejscu nie wychodziłabym stąd bez
wyraźniej potrzeby.
Właśnie taki miałam zamiar.
Z tym że mój nastrój traktowałam
jako wystarczająca potrzebę.
- Czemu?
- Ludzie Danzo są nadal w wiosce.
Jeśli podłapali profil twojej chakry, gdy walczyłaś u nich w bazie, to mogą cię
namierzyć – westchnęła lekko, jakby to była naturalna rzecz. Mnie przeszły
ciarki. Dlatego właśnie nie zapraszało się obcych do wioski i prowadziło się
książeczki Bingo. By wyłapywać wrogów. Jak jednak można było się zabezpieczyć
przed wrogiem wewnętrznym, chadzającym tymi samymi ulicami i jedzącym w tych
samych knajpach? – Nie wychodź, a na pewno bez obstawy. –Doskonale wiedziałam,
o jaką obstawę jej chodziło i nie uśmiechało mi się to wcale a wcale. Nawet,
jeśli Danzo nie wiedział o naszym asie w rękawie w postaci Itachi’ego, bo nie
użył on energii w pobliżu jego ludzi, a Uchiha mógł sobie chadzać po wiosce pod
dowolnym Henge czy genjutsu, robienie tego u jego boku byłoby jak chodzenie z
tykającą bombą.
Zanim zdołałam powiedzieć cokolwiek z
tego na głos, dłoń Niirochi była już na klamce.
– Kupiłam trochę sake. Nie krępujcie
się. Będę późno. Pa!
Patrzyłam, jak drzwi zamykają się za
jej ubraną w szarości i czerwień sylwetką. Zaraz potem moich uszu dobiegł
dźwięk zamykanego z zewnątrz zamka.
Tak jakby dla podkreślenia – tak, Niko, utknęłaś i masz przesrane.
Westchnęłam ciężko, przeczesując
włosy palcami. Nie byłam zmęczona, ale na pewno głodna. Spokojnie mogłam zrobić
coś prostego i może przy posiłku nakłonić Itachi’ego do cywilizowanej wymiany
kilku słów.
Nawet nie nastawiałam się na
normalną rozmowę.
Gdy wróciłam do salonu, cisza była
wszechogarniająca. Dlatego z łatwością byłam w stanie usłyszeć głośniejszy
wdech i nagły atak kaszlu z kanapy.
Uchiha z początku trząsł się,
siedząc prosto i przysłaniając usta pięścią. Gdy przymknął oczy, wdychając
powoli powietrze przez nos, dostał kolejnego ataku i pochylił się znacznie,
zasłaniając większość twarzy otwartą dłonią.
Moją pierwszą reakcją było
podbiegnięcie do niego z chusteczką i poklepanie go po plecach. Może
zaproponowanie jakiegoś syropu. Wiedziałam jednak, że nic z tego by nie
pomogło. I nie zostało przyjęte, a co dopiero docenione.
Obserwując go kątem oka sprawdziłam,
czy sake jest już w lodówce i przejrzałam jej zawartość. Mogłam w pół godziny
zrobić kurczaka z warzywami. Akane kupiła dymkę.
- Mógłbyś się z tym zgłosić do
Hokage – powiedziałam cicho, starając się nadać mojemu głosowi jak najbardziej
rzeczowy ton. Uchihowie nie lubili, gdy się im rozkazywało lub – co gorsza –
martwiono się o nich, więc tylko zaproponowałam pewne rozwiązanie. Itachi
spojrzał na mnie cierpko, mocno zaciskając szczękę i oddychając przez nos
głośniej niż zwykle.
Dzieliła nas lada - barek
oddzielający typowo kuchenną część małego mieszkania od salonu. Miałam jednak
wrażenie, że na ten wieczór będę potrzebowała wytrzymalszej tarczy.
Shinobi nie odpowiedział mi, więc
przystąpiłam do robienia szybkiej obiado-kolacji. Starałam się nie podnosić
wzroku znad lady i nie hałasować zbytnio.
Uchiha zrelaksował się widocznie. W
pewnym momencie wstał z kanapy i zaczął chodzić po mieszkaniu, jakby czegoś
szukając. Poruszał się cicho jak kot, a jego chakra była maksymalnie wyciszona.
Mógłby zajść mnie od tyłu i póki nie powiedziałby nic, nie zauważyłabym go.
Właśnie mieszałam kurczaka z
warzywami na patelni, gdy wrócił z pokoju Akane z jakąś teczką, siadając z
powrotem na swoim miejscu. Widocznie nie mając nic przeciwko temu że widzę, jak przegląda dokumenty blondynki,
zaczął je czytać w absolutnej ciszy.
Rozłożyłam zastawę, pałeczki,
szklanki, talerze i miski na ławie, przy której siedział. W dwa nakrycia. Nawet
nie drgnął. Dopiero, gdy zasiadłam na jednym z foteli i nie zaczęłam jeść,
patrząc na niego, z pozornym spokojem zacisnął zęby, zamrugał, odłożył czytane
papiery i spojrzał mi w oczy.
Nie odzywał się, ale jego sylwetka
aż emanowała irytacją.
To zabawne, jak często gryzłam się
przy nim w język. Gdyby był kimś innym, a zachowywałby się tak absolutnie
denerwująco i nonszalancko, jak teraz, warknęłabym, by nie udawał, że nie jest
głodny i zaczął, do cholery, żreć.
Gdyby to był znajomy, jak Naruto,
mruknęłabym z uśmieszkiem, żeby przestał się gapić i uwierzył, że te wszystkie
smakołyki są – owszem – dla niego. I by się nie krępował.
Zamiast tego, przez z niewiadomego
powodu ściśnięte gardło, z umysłem kompletnie otępiałym pod jego nieugiętym
wzrokiem zdołałam tylko z siebie wyrzucić bezmyślne:
- No, wcinaj.
Zajęło chwilę, zanim spojrzał
łaskawie na stojący przed nim posiłek. Przez ten moment zastanawiałam się, czy
bije się ze swoimi myślami na temat tego, jak jego brat może – albo mógł – ze mną być, czy ze swoją ręką, by
nie uderzyła o jego czoło.
W końcu jednak, ociągając się,
odsunął papiery na bok – a ja zauważyłam, że teczka ta nie była podpisana, a on
specjalnie odłożył dokumenty pismem w stronę stolika – i chwycił za pałeczki i
rozłamał je.
Zatrzymał je jednak nad miską z
mięsem, patrząc na mnie pusto.
- Z kim wyszła Akane?
Zamrugałam. Co to było?
Zainteresowanie? Niewiedza? Czemu miałam mu odpowiadać? Zdawał się trzymać
swoją kolację jako zakładnika, jakby miał zamiar mi sprawić przyjemność i
zacząć jeść dopiero, gdy spełnię jego warunki i odpowiem mu na pytanie.
Teraz do mnie dotarło, że Akane
specjalnie uniknęła mówienia na głos, że wychodzi z Hatake. Dla mnie to było
oczywiste, ostatnio rzadko widziałam jedno z nich bez drugiego. Jednak – z
jakiegoś powodu – Itachi miał nie wiedzieć.
A jednocześnie miałam z nim rozmawiać
i mu ufać.
- Chciałbyś wiedzieć, cooo? – mruknęłam
z zadowolonym uśmiechem. Miło było – dla odmiany – być na jakiś temat lepiej
poinformowanym.
- Po to pytam, owszem – odparł stoicko
Uchiha, nie łapiąc zupełnie przynęty. Jego oczy były absolutnie czarne.
Przełknęłam, podnosząc swoje pałeczki. Nie było sensu kłamać albo unikać
tematu. I tak niedługo by się dowiedział. To był Itachi.
- Z nauczycielem. Moim i Sasuke. -
Zaczęłam jeść. Nie wiedziałam, czy Akane będzie na mnie o to zła. No cóż, można
to było uznać za mój rewanż za jej tajemnice. I mówienie o moich.
Kurczak wyszedł odrobinę za słony.
- To znaczy?
Uniosłam wzrok. W jego tonie i oczach
po raz pierwszy dostrzegłam coś podobnego do podejrzenia. I ciekawości.
Pilności.
I nagle uderzyła mnie myśl, że
rozmawiamy. I że to on zainicjował dialog. Nie mogłam zmarnować okazji,
denerwując go.
- Hatake Kakashi’m. – Nie było potrzeby
mówić niczego więcej. Nasz nauczyciel był znany na całym świecie. Nie tylko
przez wzgląd na swojego ojca, ale za własne umiejętności. I Sharingan.
Ta ostatnia kwestia mogła wytłumaczyć
małą zmarszczkę, jaka powstała na czole Uchihy. Jego wzrok na chwilę stracił skupienie,
a potem powędrował w stronę drzwi, jakby przez moment nie mógł uwierzyć, że
Akane naprawdę wyszła. Lub miał zamiar za nią pójść. I ją zabić.
Poczułam się jak małe dziecko skarżące
na kogoś nauczycielowi w Akademii. Nie znałam dokładnie ich relacji, nie miałam
prawa się też w nie mieszać. Jednak bezpośrednio zapytana o informację,
zamknięta z zainteresowaną osobą w mieszkaniu na dość długi czas… nie miałam
zbyt dużego wyboru.
Twarz Uchihy nie zmieniła się niemal
wcale. Musiał być jednak powód, dla którego pytał. I widocznie nie był z tej
informacji zadowolony.
- Rozumiem – odparł szorstko po dłuższej
chwili, zupełnie jakby dopiero sobie przypomniał o moim istnieniu i o fakcie, że
warto by było coś odpowiedzieć. Kolejną minutę zajęło, zanim przymknął na
chwilę oczy i zaczął jeść.
Tak po prostu. Przy mnie.
Wzięłam się za swoją porcję. I nie
patrzyliśmy się na siebie dobre piętnaście minut.
Gdy oboje zjedliśmy, zebrałam brudną
zastawę i zaczęłam przenosić ją do kuchni. Omal nie wyskoczyłam ze skóry, gdy
odwróciłam się w stronę salonu i zastałam Itachi’ego stojącego dwa kroki ode
mnie z resztą talerzy.
- Dzięki, um… - podrapałam się w tył
głowy, patrząc jak shinobi wkłada naczynia do zlewu. Przez chwilę martwiłam
się, że zacznie zmywać. Sasuke nienawidził zmywać. Czy Itachi kiedykolwiek
zmywał lub gotował? Chyba kiedyś robiła to ich matka, może służące – byli w
sumie zamożni. A w Akatsuki? Nie wyobrażałam sobie kryminalistów rangi S gotujących
czy robiących pranie.
Spojrzeliśmy przelotnie na siebie, gdy
brunet wycofał się z powrotem na kanapę.
Jak ktoś taki miał zamiar normalnie
funkcjonować? Czy dla niego w ogóle istniało jeszcze coś takiego jak
„normalność”?
Napuściłam wody do zlewu. Jeszcze tego
brakowało, by poza robieniem zakupów gospodyni musiała po nas zmywać. Moje
myśli od razu powędrowały w stronę alkoholu w lodówce. Zwykle piłam lżejsze
trunki, na przykład wino. Akane jednak kupiła seishu, czystą wódkę. Jakby
pomiędzy wierszami mówiła mi, że mam się upić i w końcu zrelaksować.
Zmywałam w ciszy, walcząc z
rozbieganymi myślami. Nie mogłam przestać myśleć o Sasuke.
Co teraz robił? Czy jego wspomnienia
przeglądano tak, jak Itachi’ego? Był ranny? Co o mnie myślał? Jak długa rozłąka
nas czekała? Co miałam robić?
Co nas czekało?
Prychnęłam pod nosem. Najłatwiej
byłoby zapytać jutro Shinzobu. Podświadomie wiedziałam jednak, że nie będzie to
przydatna informacja. Nie przygotuje mnie na to, co naprawdę się stanie.
Ponieważ był ktoś, kto potrafił nas
wszystkich niejednokrotnie wywieźć w pole. Ktoś, kto wiedział i o Danzo, i może
nawet o Sasuke, więcej niż my. Komu zawsze wszystko się udawało, kto zawsze był
o krok przed nami.
Ktoś, kto w tym momencie był ze mną w
pokoju. A ja miałam w lodówce schłodzone sake.
Wytarłam dłonie w ścierkę kuchenną i
wyjęłam butelkę z lodówki. Udało mi się znaleźć zwykłe, białe czarki do picia i
sok porzeczkowy.
Gdy szłam z tym wszystkim w rękach i
pod pachą do salonu, moje nogi były jak z waty. Zatrzymałam
się obok kanapy.
Stałam tak przez chwilę i jedyne, o
czym marzyłam, to możliwość rozłupania czaszki ukrytej pod tymi czarnymi
włosami i zajrzenie do środka. Lub najlepiej wejście tam i rozgrzebanie
wszystkiego… połączone z wyrzuceniem kilku rzeczy na stałe do śmietnika.
Postawiłam butelkę i sok na ławie,
następnie odłożyłam dwie czarki. Któremuś z nas upadło ziarnko ryżu, więc
zmiotłam je ze stołu. Pewnie mi.
- Napij się ze mną – poprosiłam raźno
i absolutnie nie podejrzanie.
- Nie.
Nawet nie zdążyłam dokończyć
ostatniego słowa. Itachi nie podniósł na mnie wzroku, przeglądając zapisane
maczkiem kartki. Co jakiś czas dostrzegałam wśród nich mapy.
- Musimy porozmawiać – warknęłam,
opadając na fotel, by móc lepiej na niego spojrzeć.
- Rozmawiamy.
- Ugh! – Uderzyłam pięściami w
oparcia. Miałam ochotę uderzyć jego,
ale wiedziałam, że nie skończy się to dobrze. Kami. Oni naprawdę byli braćmi.
Uchiha spojrzał na mnie przelotnie,
bez krzty zainteresowania, zupełnie jakbym była maleńką, niegroźną muchą. Zaraz
wrócił do lektury.
Irytującymi, aroganckimi,
egoistycznymi, markotnymi… pieprzonymi braćmi.
Wzięłam łamany wdech, podkreślając go
płynnym ruchem dłoni do i od mojej klatki piersiowej. Strząsnęłam
włosy z twarzy, starając się uspokoić.
Irytacja była lepsza niż strach.
- Myślę, że trafnym będzie
stwierdzenie, że w przeciwieństwie do Shinzobu mamy wspólny cel. – Zrobiłam
dramatyczną pauzę. – Dobro Sasuke. – Itachi widocznie znieruchomiał, ale nie
odezwał się. – Nie ufam ci do końca, ty mi pewnie też nie, ale jeśli nie
powiesz mi, co zamierzasz, to nie będę mogła ci pomóc.
Tym razem spojrzał na mnie. I nie było
w tym spojrzeniu wdzięczności. Co najwyżej niedowierzanie z powodu mojej
głupoty. Spodziewałam się tego.
- Wiem, co sobie myślisz. – Uniosłam
rękę. Czułam się, jakbym gadała ze ścianą, a mimo to nie potrafiłam powstrzymać
się od gestykulacji. – Jestem słaba i głupia i kto wie, co jeszcze. Ale nie
wszystko osiągniesz sam. Nie wszystko
da się załatwić siłą. Znam tych
ludzi. Znam wioskę lepiej niż ty, znam twojego brata lepiej niż ktokolwiek. –
Przełknęłam z trudem. Jego spojrzenie robiło się coraz bardziej zainteresowane
i intensywne. – Powiedz mi, co będzie dalej, bo jeśli znowu stanie się coś… takiego, to nie wiem, czy przeżyję.
Nie miałam w planach, by moje namowy
brzmiały tak żałośnie. Przypominały błaganie. Ale nie można było im odmówić
szczerości.
Brwi Itachi’ego drgnęły lekko. Shinobi
odwrócił na kilka minut wzrok, trzymając mocno wszystkie schludnie złożone
akta. Siedziałam prosto, starając się nie oddychać zbyt głośno, by nie
przeszkodzić mu w podejmowaniu decyzji.
Trudno było opisać moją ulgę, gdy
brunet odłożył dokumenty na miejsce, zamknął teczkę i odsunął ją ślamazarnie na
drugi koniec stołu, sygnalizując, że mam jego pełną uwagę. Nie zaprotestował, gdy
otworzyłam butelkę sake i nalałam nam po porcji. Westchnął za to, niemal
niesłyszalnie, przeczesując palcami kilka kosmyków opadających mu na bladą
twarz. Wydawał się zmęczony.
Aż… nie wiedziałam, co powiedzieć. Co
oznaczał ten moment? Początek współpracy? Zaufania? Kami… przyjaźni?
Uchiha pierwszy sięgnął po swoje
choko, a ja popędziłam, by go dogonić i napić się równocześnie.
Odstawiliśmy puste naczynia ze
stuknięciem. Starałam się nie krzywić od płonącego – mimo niskiej temperatury –
alkoholu w moim gardle. Brunet oparł się wygodniej na kanapie i uniósł brew.
- Nie zabijesz go, prawda? – Musiałam
się upewnić.
- Kogo? – Jego głos był gładki i
spokojny, gdy ja walczyłam z chrypą.
- Sasuke – odparłam szybko. O kogo
innego mogłam się martwić?
Minęła chwila, zanim odpowiedział. Nie
dlatego, że się zastanawiał. Jego oczy zdradzały to, co reszta twarzy – łącznie
z kącikami ust – starała się ukryć: miał mnie za idiotkę.
- Nie. Sasuke nie zginie – odparł
powoli, jakby była to oczywista rzecz, zupełnie pewna. Niczym element abecadła
czy fakt, że jutro jest środa.
Uspokoiło mnie to znacznie. Jeśli
Itachi tak mówił, to musiała być to prawda.
- Więc… - westchnęłam, lejąc więcej
sake z zimnej tokkuri. – Powiesz mu prawdę?
- Nie.
Zamrugałam. Musiałam źle zrozumieć.
- Dowie się, prędzej czy później –
zapewniłam, patrząc, jak Uchiha pije kolejną porcję sake z taką łatwością,
jakby była to woda. Jak Sasuke miał uniknąć stanięcia oko w oko z taką wiedzą?
Chodziło o historię jego klanu, o jego relacje z bratem, o wioskę i… o mnie.
Sasuke był inteligentny. Rozważny. Z
pewnością gdyby wytłumaczyć mu całą historię, od początku… gdyby moje słowa
poparła Hokage i reszta Shinzobu… gdyby pokazać mu dokumenty i raporty
Jirayia’i… uwierzyłby. Nie miałby wyjścia. A wtedy… wszystko by się ułożyło.
Byłby niesamowicie silnym sojusznikiem – z pewnością Hokage brała to pod uwagę.
- Wie tylko Shinzobu i Akane.
Tajemnica jest bezpieczna – westchnął niespodziewanie brunet. Jego ton
sugerował, że nie do końca zrozumiał moje zdziwienie. Nie chodziło mi o to, że
się bałam czy nie ufałam którejś ze stron. Chodziło mi o to, że spodziewałam
się, że niedługo będę mogła wszystko Sasuke wytłumaczyć.
Kuso. A tak właściwie to już zaczęłam.
- Ja nie jestem w Shinzobu –
zauważyłam z nerwowym uśmiechem, zaraz zakrywając go czarką. Starałam się tym
razem wlać sobie napój wprost do gardła. Dużo to nie pomogło. Chwyciłam za sok.
Chwila ciszy. Serce biło mi szybciej
niż przy normalnej rozmowie. Każdy mój oszczędny ruch był odprowadzony ciemnym,
czujnym i cierpliwym spojrzeniem.
- Nie powiesz mu. – Ponownie ten ton z
abecadła.
Ah tak. No jasne. To wszystko
załatwiało, prawda? Wcale nie. Pozostawała bowiem ważna kwestia.
- Jeśli Sasuke nie pozna prawdy… będzie
chciał cię zabić – powiedziałam powoli.
- Owszem. – Itachi przymknął powieki,
jakby ta myśl go niesamowicie relaksowała.
Moje serce zacisnęło się nagle.
Poczułam przez moment, jakby Sasuke stał obok nas, jakby nagle cała jego
nienawiść przywędrowała tu za nami, odciskając się na mojej skórze niczym
fizyczna siła.
Kiedyś taki obrót wypadków wydawał mi
się oczywisty. Teraz nie mogłam w to uwierzyć.
- I… zginiesz?
Tak po prostu? Teraz, gdy wszystko
miało pójść – dla odmiany – dobrze?
Itachi wybrał właśnie ten moment na
zupełne olanie mnie i nalanie nam następnej kolejki. Wiedziałam, że robi to
specjalnie. Nie było szans, by odpowiedział. Mi się łamał już powoli głos, a co
miał powiedzieć on? Rozmawialiśmy o jego śmierci,
do cholery.
Chciałam powiedzieć, że nie może. Że jest inne wyjście. Że ktoś…
ktokolwiek będzie za nim tęsknił. Że
nie musi tego robić, że to nie jest jego los.
Ale nie mogłam. Wiedziałam, że to
tylko dziecięce sentymenty. Jeśli Hokage, a tym bardziej on sam podjął taką decyzję, to nie mogłam się mu przeciwstawiać i
siłą odciągać go od takiego losu. Byłam za słaba.
- Jak… - Odchrząknęłam, gdy poczułam,
że moje gardło jest dziwnie ściśnięte. Emocje brały nade mną górę. Już czułam
przyspieszone tętno i lekkie kręcenie w głowie. - …jak ty to sobie wyobrażasz?
Jak Sasuke miałby po tym wszystkim funkcjonować?
W sumie tylko ja tego nie wiedziałam.
Sam chłopak był tak nastawiony na zemstę, że myślał chyba tylko o tym.
Itachi napił się po raz kolejny. Ja
chwilę potem. Nagle nie wydawało mi się, aby był to aż taki dobry pomysł.
- To nie moja sprawa. Sasuke będzie
mógł żyć normalnie – mruknął. Nie widać było, by alkohol jakkolwiek na niego
działał. Co najwyżej pozwalał mu mówić więcej słów. – Możliwe, że z tobą.
Powinnaś się cieszyć.
Parsknęłam.
- Raczej wątpię, by teraz tego chciał
– uśmiechnęłam się kwaśno. Może dlatego właśnie byłam gotowa walczyć. Nie dla
dobra wioski czy Sasuke, tylko da swojego. Byłam pewna, że jeśli plan
Itachi’ego się powiedzie, to mój związek z Sasuke będzie skończony.
Mobilizowało mnie to do przeciwstawienia się mu wszystkimi siłami.
Może byłam egoistką. Może w głębi
duszy sądziłam, że jestem Sasuke potrzebna. Może byłam romantyczką. Wszystko
jedno.
Nie podobało mi się też, że Itachi
robił z siebie cierpiętnika. Mało w życiu przeszedł? Mało dał wiosce? Naprawdę
miał wyprany mózg, jeśli był gotowy oddać życie za ideę porządku.
I za to, by jego brat miał spokojne,
dobre i milusie myśli.
- Już widział nas razem. I chciał mnie zabić.
Brutalnie, że zaznaczę. – Nie wiedzieć czemu zaśmiałam się na tę myśl. Itachi
zmarszczył lekko brwi. Nie wiedział? – Marnie widzę odbudowywanie klanu i
spacery plażą przy zachodzącym słońcu.
- Nie będzie to pierwszy raz, gdy
usunę komuś pamięć. – Itachi przyszpilił mnie wzrokiem.
Nagle widziałam go – wszystko – z
góry. Wstałam bez udziału mojego mózgu, pochylając się nienaturalnie do przodu.
Usunąć Sasuke pamięć? Majstrować… z…
Zachwiałam się, próbując machnąć na
niego gardząco ręką, powiedzieć coś.
- N-nie pozwolę na to. Nie.
Poczułam silny uścisk na ramieniu.
Itachi też wstał i kilkoma szarpnięciami wyprowadził mnie w kierunku
niedomkniętych drzwi balkonowych.
Złapałam się barierki, wdychając
głęboko rześkie powietrze. Było chłodne i rzadkie, kojąco uderzało o moją
twarz. Itachi był obok mnie, z wciąż niedokończoną butelką sake w ręce.
Kucnęłam, przymykając oczy, ale nadal
trzymając się barierki. Niczym szaleniec na krawędzi życia i śmierci. Tylko z drugiej
strony balkonu.
Nie musiałam otwierać oczu, by go
wiedzieć. Mimo wyciszonej chakry przyzwyczaiłam się do jego obecności. Była
wyraźnie wyczuwalna w przestrzeni, niczym ostry nóż rozdzierający
rzeczywistość. Od samego jego wzroku po moich plecach latały irytujące
iskierki. Czułam echo jego chakry.
Był jak nicość. Jak pustka wciągająca
światło, woń i dźwięk. Nie pachniał, nie mówił, a jego ubrania w nocy wydawały
się absolutnie czarne.
Jeśli świat... jeśli moje życie było
historią… nawet nie wykaligrafowaną, a nabazgraną na żółkniejącym i
niejednokrotnie upapranym herbatą i krwią papierze, to on - sama jego obecność
- był okrutnym, niezmywalnym, irytująco wielkim kleksem.
Westchnęłam głęboko. To był ten
moment, gdy byłam na tyle trzeźwa, by zauważyć bzdury, o jakich myślałam, ale
na tyle pijana, by mieć to gdzieś.
Minęło kilka minut. Nie widziałam
sensu we wstawaniu na równe nogi, więc opadłam na posadzkę balkonu i odsunęłam
się pod ścianę pod oknem. Kątem oka widziałam, jak Itachi bierze małe, równomierne
łyki prosto z butelki. Jego wzrok był utkwiony gdzieś na horyzoncie. Zupełnie
nieobecny.
- Nie pozwolę na to – powtórzyłam, na
wypadek, gdybym w momencie mojej słabości nie mówiła wystarczająco jasno. – Muszę mu powiedzieć. To jedyna szansa,
by wszystko było ok – oświadczyłam, przypominając sobie moje postanowienie z
tego samego miejsca.
Ile minęło od oświecającej
niemalże-rozmowy z Akane? Godzina? Wtedy nagle w moim świecie była iskierka
światła, odrobina nadziei, plan i droga, dzięki której mogłam przetrwać. Być
szczęśliwa.
A ten… Itachi… wlazł w to wszystko i
zniszczył. Od tak, po prostu.
Pieprzony kleks.
Czemu?
- Powiem mu – zagroziłam. Nie mogłam
się zamknąć. Resztkami sił powstrzymałam chęć, by pochwalić się, że poniekąd
już to zrobiłam. Sasuke nie uwierzył mi, rzecz jasna, ale była to kwestia
czasu.
W sumie zabawne było to wszystko.
Kiedyś stałam sobie na balkonie z Sasuke, w podobną noc, kłócąc się o to, jak ma dokonać zemsty. Przekonując go,
że jest silny i mogę mu pomóc. Teraz siedziałam na balkonie, w równie wielki
mróz, błagając jego brata, by nie
ginął i nie dawał Sasuke tego pozornego, fałszywego szczęścia. Bo byłam słaba.
Bogowie mieli dziwne poczucie humoru.
- W takim razie tobie też ją usunę –
westchnął Itachi jak gdyby nigdy nic.
Nawet nie odwrócił się w moją stronę,
trzymając szyjkę tokkuri między dwoma palcami i kołysząc nią w zamyśleniu.
Krew zamarzła mi w żyłach.
Że niby… znowu? Naprawdę chciał mi
odebrać wspomnienia? Taki był jego plan? Pamiętałabym Sasuke? Pamiętałabym jego? Pamiętałabym Ryoushi’ego? Prawdę?
Misję?
Kami. Nie chciałam tego. Nawet
najgorsza wiedza była lepsza od czegoś takiego. Od zapomnienia.
A więc tak to miało wyglądać. Itachi
idący jak owca na rzeź, gotowy poświęcić się, by Sasuke mógł wymierzyć parodię
sprawiedliwości. I to wszystko po trupach. Danzo, pozostający w ukryciu,
możliwe że triumfujący przy naszych przerzedzonych szeregach. Sasuke, naiwnie
tańczący jak się mu zagra, do końca żyjący w kłamstwie. Spadający w otchłań… nicość, gdy jego życie straci sens po
nic nie wartym zwycięstwie. I ja, po raz kolejny bez części siebie, pozbawiona
wyboru i zdania w ważnej sprawie. Ponownie traktowana jak wyrzutek i dziecko
bez praw.
Też mi plan.
Itachi oparł się plecami o barierkę,
obserwując mnie z góry chłodnym wzrokiem. Wiał zimny, spokojny wiatr, który
rozwiewał jego czarne włosy opadające mu przez ramię w luźnym kucyku.
Miałam nadzieję, że moje nikłe
umiejętności aktorskie w połączeniu z wyraźnym wstawieniem pozwolą zamaskować
zawzięcie, które powstało we mnie w tamtym momencie. Widok genialnego shinobi,
pijącego ze mną na balkonie, brata Sasuke… i mnie, żałosnej ale żyjącej, ocucił
mnie. Podjęłam decyzję.
Musiałam powiedzieć Sasuke.
Wykorzystać to, że jest ubezwłasnowolniony i wyłożyć mu całą sytuację na tacy.
Byłam gotowa mówić godzinami, krzyczeć i płakać, byleby mnie wysłuchał i
przejrzał na oczy.
I Itachi. Itachi musiał zmienić zdanie. Nie darzyłam go jakąś wyjątkową sympatią,
ale nawet mi los, jaki sobie zaplanował, wydawał się zbyt okrutny. Niewłaściwy.
- Sasuke jest niesamowity – zaczęłam,
zanim zdążyłam dokładnie sobie wytłumaczyć, co chcę powiedzieć. Alkohol nie
pozwalał mi skupić myśli tak mocno, jak bym chciała. Na próbę przywołania w
wyobraźni obrazu młodszego Uchihy natychmiast przed oczami stanęła mi jego
zgarbiona wycieńczeniem sylwetka i zakrwawione usta wygięte w zwycięskim,
morderczym grymasie. Potrząsnęłam głową, wyobrażając sobie – siłą – coś innego.
Sasuke na treningu. Sasuke śpiący. Sasuke marszczący lekko nos, gdy bardzo
skupił się na książce.
Uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że
ciepło, jakie poczułam, moja twarz potrafiła przekazać dalej. W stronę
rozmówcy.
- Jest najinteligentniejszą osobą jaką
znam. Jest rozsądny i ambitny. I bardzo odważny. – Natychmiast przypomniałam
sobie, ile razy uratował mi skórę i z jakim zawzięciem co rano wyciągał mnie na
trening lub bieganie. – Ma też wiele wad, oczywiście. Większość dzielicie. –
Spojrzałam w górę, prosto w czarne oczy. Byli tacy podobni! – Na przykład
okrutny humor. – Brew Itachi’ego nareszcie drgnęła. – Okłamałeś mnie mówiąc, że
nie dostawałeś zastrzyków. Myślałam, że zejdę. Ale Sasuke robił mi gorsze
rzeczy. – Zaśmiałam się nerwowo. Nie mogłam się powstrzymać. Mimo myśli
kotłujących mi się w głowie próbowałam dotrzeć do puenty. Wzięłam głęboki,
chłodny wdech. – To przykre, że nigdy go nie poznasz.
Szczęka Uchihy zacisnęła się nieco
mocniej.
- Jeśli chciałaś mnie przekonać do
zmiany zdania, to ci nie wyszło – mruknął natychmiast. Wzruszyłam nonszalancko
ramieniem, wyciągając zaraz rękę w stronę białej butelki w jego ręce. Shinobi
podał mi ją bez zastanowienia.
- Chciałam ci uświadomić, co tracisz. Ja wiem. Póki co mam te wspomnienia. I nie pozwolę ci ich zabrać. – Wzięłam łyka
sake. Potem drugiego. Piło się je coraz łatwiej. – Nawet, jeśli będę musiała
przystać na twój głupi plan – skłamałam.
Zerwał się silniejszy wiatr,
szargający pojedynczymi drzewami wzdłuż ulicy na dole. Gdzieś w oddali
zahuczała sowa. Chmury zasłaniały większość nieba, nie było gwiazd ani
księżyca. Natura nagle ożywiła się, wszystko się ruszało, ale tylko po to, by
po chwili ucichnąć, zupełnie jakby i ona czekała z zapartym tchem i chciała bez
przeszkód usłyszeć kolejne słowa.
- Nie wierzę ci.
To było zbyt piękne, by było
prawdziwe. Itachi nie urodził się dzisiaj. Wiedział, że nie byłam gotowa.
Wiedział, że przedkładam Sasuke wysoko nad wioskę. Wiedział, że go kocham i
jestem zbyt słaba, by dźwigać takie brzemię.
Ale gra trwała nadal. Ustąpienie
oznaczało porażkę.
- Mogę obiecać – żachnęłam się. – Nie
pisnę słowa, będzie jak chcesz.
Zawsze starałam się mówić prawdę i
dotrzymywać obietnic. Były jednak sytuacje, w których honor tracił znaczenie.
Sprawy życia lub śmierci.
Uchiha odwrócił ode mnie wzrok,
krzyżując ręce na piersi. Zupełnie jakby nie mógł patrzeć na proszącą go o
szansę dziewczynę.
- Nie powiesz mu – stwierdził. Mimo że
nie było to pytanie – przytaknęłam. Serce zaczęło mi bić szybciej na sam
przedsmak sukcesu. – Ale nie dlatego, że ci ufam. Dopilnuję, by Shinzobu nie
dopuściło cię do niego. Dowiedzą się, że miałaś zamiar wyjawić sekret wioski.
Potrzeba było całej mojej siły woli,
by nie przekląć siarczyście lub nie ugryźć go w łydkę. Pieprzony lojalista.
Kilka trafnych spojrzeń, obserwacji,
myśli i słów wystarczyło, by zrujnować mój plan i podstawić mnie pod murem. Nie
mogłam przyznać, że coś poszło nie po mojej myśli. Straciłabym resztki
zaufania. Odsunąłby mnie zupełnie.
- Dobrze – westchnęłam z lekkim
uśmiechem, oddając mu niemal puste już tokkuri.
Pozostawało robić dobrą minę do złej
gry i czekać na swoją szansę.
Następnego ranka obudziłam się sama z
siebie. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Jeśli było to w ogóle możliwe.
Starając się zrobić jak najmniej
hałasu wypiłam herbatę i ubrałam się. W głowie mi huczało od całego sake, które
wypiłam z Uchihą, a na samą myśl o śniadaniu było mi niedobrze. Akane spała
smacznie u siebie w pokoju. Ja poległam tam, gdzie przedtem, więc zastanawiałam
się, gdzie nocował Itachi. Czy ten psychopata w ogóle spał? Może całą noc
zwiedzał wioskę.
Musiałam przestać się nim przejmować.
On miał moje uczucia w wyraźnie głębokim poważaniu, więc nie było sensu się tym
zadręczać. Wyglądało nawet na to, że wyruszył do bazy sam, nie budząc mnie.
Nie to, że tak nie było lepiej.
Orzeźwiający, samotny spacer mógł mi bardzo pomóc.
Wejście do Kwatery Shinzobu mieściło
się w lesie niedaleko szóstego pola treningowego, w zagajniku osłoniętym
gruzami. Często wchodziłam do niego uprzednio manewrując wąskimi uliczkami
robotniczej dzielnicy Konohy. Dziewczyna chadzająca samotnie między straganami
musiała wzbudzać mniej podejrzeń, niż taka przechadzająca się środkiem polany,
by nagle zniknąć na długie godziny w lesie.
Baza wydawała się wyjątkowo ruchliwa.
Minęłam więcej ludzi niż zazwyczaj. Wszyscy rozmawiali, spieszyli się gdzieś,
nawet nie racząc na mnie spojrzeć.
Poczułam się niesamowicie samotna.
Choć pewnie nie była to kwestia zamieszania, a braku Ryoushi’ego.
Narada nie rozpoczęła się, zanim
przyszłam, mimo że było dobrze po dziesiątej. To było dziwne. Sądziłam, że
zaczną beze mnie.
Wszystko się wyjaśniło, gdy weszłam na
salę, na której brakowało Yamanaki i Anko. Wszyscy pozostali byli jednak na
swoich miejscach. Już byłam w drodze do swojego krzesła przy końcu stołu, gdy
zauważyłam, że krzesło Ryoushi’ego nie jest puste.
Siedział w nim Itachi.
A więc był teraz członkiem Shinzobu.
Zamiast Ryoushi’ego. Serce trochę zakuło mnie na tę myśl, ale nic nie mogłam
zrobić. A już na pewno zaprzeczyć, że to miało sens.
Nikt jednak nie mógł mi zabronić czuć
się z tym źle.
Uchiha oczywiście nawet na mnie nie
spojrzał, gdy usiadłam na miejscu obok. Jego oczy były ledwo otwarte. Gdyby
takie przymiotniki do niego pasowały, powiedziałabym, że wydawał się absolutnie
odprężony.
Minęło dobre piętnaście minut, zanim
ojciec Ino i Mitarashi przyszli na salę. Tsunade skarciła ich srogim,
zniecierpliwionym wzrokiem, ale zamiast rozwodzić się nad ich spóźnialstwem, od
razu przeszła do rzeczy.
Przez większość czasu, gdy omawiano
zarejestrowane poza wioską ruchy ludzi Danzo, czułam się jak w transie. Słowa
latały wokół mnie, omijając mnie zupełnie. Przez dudnienie w głowie nie mogłam
się skupić ani nawet pomyśleć na temat strategii przeciwko byłemu członkowi
Rady.
Skrawki zdań i planów, które dotarły
do mojej obolałej głowy wskazywały, że - zgodnie z poprzednimi informacjami –
Shimura za wszelką cenę chciał, aby Orochimaru wsparł go w jego kampanii na
rzecz przejęcia władzy nad Wioską. Na razie odpowiedź Sannina nie była nam znana.
Nie wykryto żadnych wałęsających się wokół Konohy zmutowanych czubków, ale póki
co nie miało to znaczenia. Priorytetem był Danzo, który nawet jeśli jeszcze nie
dopuścił się do realizacji swoich chciwych planów, to knuł je z wrogiem Wioski.
Trzeba było się go pozbyć.
I w tym za bardzo nie mogłam pomóc.
ANBU i Shinzobu mieli w szeregach dziesiątki - jeśli nie setki - silniejszych ludzi, niż ja. Czasami zastanawiałam się, czy
gdy ktoś się w końcu w tym połapie, to czy nie zostanę zaraz wyproszona z sali
i oddelegowana do domu.
- No. Skoro to wszystko mamy w końcu
ustalone, czas zająć się naszym małym rozrabiaką. – Głos Hokage obudził mnie z
zamyślenia. Natychmiast wyprostowałam się na krześle i przeniosłam na nią
wzrok. Spojrzenie bystrych, piwnych oczu było skupione gdzieś pomiędzy mną a
Itachi’m. – Jakieś sugestie?
Jednocześnie otworzyliśmy usta, po
czym widząc to zamknęliśmy je i spojrzeliśmy na siebie wymownie. Anko
zachichotała. Itachi natychmiast odwrócił się w jej stronę, uciszając ją srogim
spojrzeniem.
- Nozomi nie może kontaktować się z
Sasuke – oświadczył chłodno. Wiedziałam, że to powie, a jednak nie potrafiłam powstrzymać
cichego przekleństwa, które na pewno usłyszał. Shinobi nie zareagował nawet
drgnięciem. Przełknął i już miał powiedzieć coś jeszcze, gdy przerwała mu sama
Hokage.
- Nawet nie musisz nam mówić. –
Machnęła na niego ręką, przewracając oczami. Blondynka zaskoczyła mnie
niesamowicie, gdy wstała i oparła się o biurko, by popatrzeć na mnie z góry. Nagle
cała rada, a zwłaszcza Yamanaka, patrzyła na mnie wrogo. – Okazało się, że już
mu co nieco powiedziała. – Serce mi zamarło. Oni już wiedzieli. I oczywiście
musieli od razu powiedzieć Itachi’emu. Kątem oka zobaczyłam, jak brunet mocniej
zaciska zęby. Coś w jego aurze się zachwiało, wbijając mnie w krzesło. Tsunade
kontynuowała, widocznie nie zauważając jego irytacji. – Nie zagłębialiśmy się
za daleko, obejrzeliśmy tylko wasze spotkanie po tym, jak wyszłaś z bazy
Korzenia – zapewniła blondynka, widocznie widząc na mojej twarzy pewne obawy.
Na samą myśl o tym, że komisja składająca się z czytających w myślach i
wspomnieniach shinobi miałaby zobaczyć mnie
oczami Sasuke… w różnych sytuacjach… sprawiała, że piekły mnie policzki.
Otworzyłam usta, by się obronić, ale i mi Hokage przerwała, unosząc rękę. – Z jego
wspomnień wynika, że twoje życie było poważnie zagrożone, dlatego tym razem
puścimy to płazem. Mimo wszystko bardzo skomplikowałaś naszą i tak już cholernie
trudną sytuację, Niko.
Opuściłam wzrok. Nie było sensu nic
mówić. Po prostu przytaknęłam, mając nadzieję, że milczenie będzie
zadawalającym świadectwem skruchy.
Gdy spojrzałam w bok, dwie czerwone
tęczówki już na mnie czekały.
Odmówiłam okazania strachu.
- Co się teraz z nim stanie? –
spytałam, od razu karcąc się za słaby głos.
- Nie możemy go zabić, jest zbyt cenny
– westchnął Ibiki z widocznym żalem. Uśmiechnęłam się wrednie w odpowiedzi. Teraz
przynajmniej wiedziałam, że w Shinzobu jest Itachi, który nie pozwoli Morino
tknąć Sasuke. Mimo to przez bliskość wściekłego Uchihy drżały mi ręce, więc
musiałam schować je pod stół. – Ale jednak… poturbowałbym szczeniaka. Zabił
kilku świetnych ludzi.
Zmrużyłam oczy, starając się pokazać
łysemu mężczyźnie po drugiej stronie stołu, co myślę o tym planie. Shinobi mnie
totalnie zignorował, patrząc wyłącznie na Hokage.
- Nie jesteśmy tu by torturować i
zabijać – oznajmiła Shizune. Jej twarz wyrażała skupienie i zmartwienie. Nie
było wątpliwości, że los Sasuke nie był jej obojętny. To już druga osoba. –
Zgodzisz się, Tsunade-sama, że jedyną kwestią do rozpatrzenia jest to, czy
przetrzymywać go dalej w bazie.
Blondynka przytaknęła natychmiast.
Mimo to nie powiedziała nic, opierając brodę na splecionych dłoniach.
- Chłopak widział walkę w bazie
Korzenia i jest wyjątkowo niebezpieczny – zajął głos Akimichi. Westchnął,
drapiąc się w tył głowy. – Nie sądzę, by wypuszczenie go było dobrym pomysłem.
Zwłaszcza, jeśli mamy dalej prowadzić swobodne operacje.
- Nie uwierzył jednak w słowa Tsuyu – zauważył
Yamanaka. Zamrugałam. Więc to wszystko było na nic. Próba przemówienia mu do
rozsądku nawet do niego nie dotarła, a mi tylko przysporzyła kłopotów. Klasyka.
– Nie działa na niego Haisuchi. Nie mamy nadwyżki ludzi do pilnowania go i
utrzymywania bariery.
Akimichi przyznał rację koledze, z
zamyśleniem kiwając głową.
Wzrok Tsunade utknął gdzieś po drugiej
stronie sali. Uniosła jeden palec, wsadzając jego koniec pomiędzy umalowane wargi
i obgryzając paznokieć. Przez chwilę na sali panowała absolutna cisza. Gdzieś w
oddali, w głębi bazy pod nami, słychać było puste dudnienie.
Na samą myśl, że to Sasuke w lochach,
straciłam oddech.
Gdy skupiłam wzrok z powrotem na
Hokage, patrzyła ona wyczekująco na Uchihę po mojej prawej. Brunet nie drgnął,
a jego twarz była wyzuta z emocji.
- Mógłbyś…?
Uchiha zakasłał.
- Owszem – odpowiedział po chwili,
niskim, zachrypłym głosem. Po drgnięciu większości ludzi przy stole
wnioskowałam, że nie tylko ja nie wiem, o co chodzi.
Czy może wiedziałam? Chyba Tsunade nie
myślała serio o usunięciu Sasuke pamięci?
Wąskie brwi kobiety spotkały się na
środku jej czoła. Przez chwilę ona i Itachi mierzyli się wzrokiem, jakby
badając swoje intencje. Gdy w końcu blondynka odwróciła wzrok, a jej ramiona
zrelaksowały się widocznie, wyglądała na spokojniejszą i pewniejszą siebie.
- Nie będzie raczej potrzeby –
westchnęła, opierając się wygodniej w krześle i przewieszając jedno ramię przez
jego oparcie. Jej wzrok znalazł Yamanakę. – Pożyczymy kilka procedur od
Korzenia. Wypuścimy młodego z pewnymi… udogodnieniami… - Blondyn w kucyku
przytaknął z tajemniczym uśmieszkiem. – A zajmiemy się nim dokładniej, gdy
skończy się ta cała szopka z Danzo. Jakieś obiekcje?
Ja miałam obiekcje. O jakie
udogodnienia chodziło?
Czemu Itachi nic nie mówił?
Wypuszczenie brata było mu nie na rękę, przecież w ten sposób mogłam się z nim
skontaktować, a w dodatku Sasuke mógł nas namierzyć i…
…oh. No tak.
Gdyby Sasuke był zamknięty w bazie,
nie mógłby dokonać zemsty. Plan Itachi’ego wziąłby w łeb. Poza tym – kto wie,
czy Ibiki nie dorwałby się do niego, nie przeczesał mu dokładniej wspomnień i
nie wymaltretował go dla zasady.
A mimo to na rozkaz Hokage byłby gotów
zmienić plan i pozbawić brata pamięci. Czy może jednak wiedział od razu, że
Tsunade się na to nie zdecyduje i udawał posłuszeństwo? A gdyby się pomylił –
gdyby dostał jednak taki rozkaz – wykonałby go, czy znowu postąpił po swojemu?
Spojrzałam z ukosa na bruneta, który
przymknął oczy z pozornym spokojem.
Następna godzina była poświęcona na
wdrażanie Itachi’ego w plany Shinzobu, dokładną analizę wydarzeń sprzed dwóch
dni i planowanie kolejnych. Mówiono o dziwacznych eksperymentach genetycznych
odkrytych w laboratoriach Orochimaru na terenie kraju oraz kontaktach Danzo z pomniejszymi
daimyo, którzy mogli brać w przewrocie udział. Odzywałam się tylko, gdy
bezpośrednio mnie o to proszono. Ze zdumieniem stwierdziłam, że ogólną
tendencją było chwalenie mojego zachowania z Bazy Korzenia.
Nie to, że coś ono zmieniło. Ryoushi
zginął. Sasuke dowiedział się i chciał zabić Itachi’ego i mnie. Ba, pewnie
gdyby przyprowadzono go do tej sali w tym właśnie momencie i posadzono
naprzeciwko nas w tym samym fotelu, w którym kiedyś siedział jego brat,
rzuciłby się na nas jak dzikie zwierzę, próbując powyrywać nam z ciał ważne
organy.
Bałam się naszego kolejnego spotkania.
Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej pomysł wypuszczenia Sasuke przestawał mi
się podobać. Musieliśmy być bardzo ostrożni.
Właściwie to nawet chyba… miałam
pomysł.
- Dobrze. Jeśli to wszystko, możecie
się rozejść. Następne spotkanie w piątek o zachodzie słońca. – Potrząsnęłam
głową. Już było po wszystkim. Wstałam, przeciągając się i szukając wzrokiem
Hokage. Miałam zamiar spytać, kiedy wypuszczą Sasuke i co z nim zrobią. Kobieta
wyszeptała Shizune coś na ucho i odwróciła się w naszą stronę. – Ah, i Niko? –
spytała, zanim zdążyłam się odezwać. – Lepiej opowiedz dokładnie Itachi’emu o
twojej walce z Sasuke. Myślę, że to będzie dla niego interesujące.
I nie czekając na moją zgodę –
odeszła, znikając ze swoją pomocnicą za tylnymi drzwiami. Westchnęłam ciężko,
obracając się na pięcie. Miałam dość tego miejsca. Potrzebowałam złapać oddech.
Czerwone tęczówki zagrodziły mi drogę
do wyjścia. Poczułam się mikroskopijnym robakiem patrzącym na wkurzonego
słonia. Przełknęłam z trudem.
Uchiha zmierzył mnie chłodnym
spojrzeniem i odwrócił się do mnie plecami, maszerując w stronę drzwi. Nie było
to najcieplejsze zaproszenie, ale wiedziałam, że nie mam innego wyboru jak iść
za nim.
Nie zdziwiło mnie, gdy skręcił w
prawo, w korytarz prowadzący do laboratoriów, a nie w lewo – do wyjścia. Szedł
równym, szybkim krokiem, idealnie bezgłośnym i wyważonym. Nic nie było po nim
widać, ale to właśnie najbardziej mnie przerażało. Nie pamiętałam swoich
rodziców, ale tak musiały czuć się dzieci po wywiadówce w Akademii, czekające
na porządny ochrzan.
Omal nie podskoczyłam, gdy zatrzymał
się raptownie i obrócił w moją stronę. Jego nieugięta maska była na miejscu,
ale coś przez nią prześwitywało.
I nie były to pozytywne emocje.
Uchiha spojrzał na mnie wymownie,
krzyżując ręce na piersi. Zdawał się na coś czekać, może na przeprosiny, może
na wyjaśnienia. Nie miałam pojęcia. Jego cała sylwetka emanowała jednak spięciem
i irytacją. Brakowało tylko, by zaczął tupać na mnie wyczekująco nogą.
Mimo wszystko wiedziałam, o co
chodziło. Czemu mu nie powiedziałam, że Sasuke znał prawdę?
- Nie pytałeś – uśmiechnęłam się,
wzruszając ramionami. Itachi zacisnął delikatnie brwi. Widać takie
usprawiedliwienie go nie satysfakcjonowało. Nic go w sumie nie
satysfakcjonowało. – Co, pokrzyżowałam ci plany? – spytałam, przykrywając
satysfakcję niewinnością.
- Nie – odparł powoli, nie zdejmując
ze mnie wyważonego, ciemnego spojrzenia. – Poradzę sobie.
- Innymi słowy zginiesz. Cudownie – warknęłam, opierając ręce o biodra.
Czemu ta koncepcja mnie tak burzyła?
Ludzie ginęli codziennie. Niedawno zginął mój przyjaciel. Bardziej mi znany i
lubiany, niż kiedykolwiek Itachi by mi na to pozwolił w stosunku do swojej
osoby.
A mimo to nie chciałam tego.
Przerażało mnie to i czułam, że to nie jest dobre rozwiązanie. Fakt, że często
zdarzało się, że widziałam w nim Sasuke i dopiero po zamruganiu na bardzo
dobrze znanej twarzy pojawiały się niepasujące elementy i wyboczenia tworzące
rysy starszego brata… cóż. Nie pomagał.
Uchiha nagle uznał, że biała, sterylna
ściana niedaleko mojego ramienia jest o wiele bardziej interesująca, niż moja
twarz. Jego głos był płaski.
- To nie twoja sprawa.
Westchnęłam ciężko. Powinnam się była
tego spodziewać.
- Nie, ale twoja. Powinieneś walczyć. O siebie. Życie jest tego warte. – Spojrzał na mnie, lekko unosząc brew. Czułam się
jak idiotka prawiąc mu takie morały, więc przeskoczyłam na inny argument. –
Przydasz się nam. – Zamrugałam. Chodziło mi gównie o Sasuke i mnie, ale głupio
było to teraz przyznać. – Nam w sensie wiosce. Wyrządziłeś tyle szkód w
Akatsuki. Ile byś wskórał pracując dla Konohy…
- Mam żyć, by wyprodukować więcej
trupów, ale po drugiej stronie – mruknął cicho, co bardzo przypominało ledwo
zduszone warknięcie jego młodszego brata. Na te podobieństwo lekko załaskotało
mnie serce. Brakowało mi go.
Ale w sumie nie mogłam zaprzeczyć, że
trochę źle to brzmiało.
- No… tak.
Uchiha ledwo słyszalnie wypuścił
powietrze nosem. Uniósł wzrok nad moją głowę, jakby nie mógł znieść dłużej
widoku tak głupiej osoby. Przez chwilę myślał nad następną rzeczą, którą chciał
powiedzieć.
- Przejdźmy do rzeczy.
Unikanie tematu. Jasne, czemu nie.
- Nie wiem, co ci mam powiedzieć –
oznajmiłam zgodnie z prawdą.
- Hokage nie kazała ci ze mną rozmawiać
dla sportu – zauważył. Jego ton zdradzał powoli zalążki irytacji. Widać
działałam podobnie na obu braci.
- Na pewno? I to i to jest męczące.
Efekt może być podobny – odwarknęłam, naśladując jego pozę i krzyżując ręce na
piersi. Różnica w naszym wzroście była naprawdę spora, przez co automatycznie stanęłam
z wyprostowanymi plecami. Dużo to nie dało, gdy spiorunował mnie z góry
Sharinganem.
Może na innych to działało. Ja byłam
już jednak przyzwyczajona do widoku Kekkei Genkai Uchihów. Sasuke miał bardzo
podobny i używał go bardzo często.
Tylko że ostatnio wyglądał on inaczej.
Nagłe zrozumienie musiało pojawić się
na mojej twarzy dość widocznie, bo wywiercający mi w czaszce dziurę wzrok
byłego nukenina znacznie zelżał.
- Sasuke – zaczęłam, mrugając. – Gdy…
chciał mnie zabić, u nas w domu… - Itachi przechylił lekko głowę, gdy myślałam
przez minutę czy dwie, próbując przywołać odpowiedni obraz. Mógł być to efekt
paniki, może przywidzenie spowodowane ilością dymu w pomieszczeniu, może
brakiem tlenu, gdy złapał mnie za gardło…
Natychmiast poczułam chłodny dreszcz
przebiegający po ciele. Powstrzymałam odruch dotknięcia opuszkami palców
miejsca na szyi, gdzie jeszcze kilkadziesiąt godzin temu widniały widoczne
siniaki.
Dobrze, że w ANBU było pod dostatkiem
całkiem uprzejmych lekarzy.
Oczy Itachi’ego mówiły, że nie jest
dziś w szczytowej formie swojej cierpliwości.
- Jego Sharingan – wyjaśniłam, rozplatając
ręce. – Gdy… dusił mnie… wyglądał inaczej.
Itachi musiał włożyć resztki kontroli
i spokoju w ten jeden moment, bo nawet jeśli go to zaciekawiło, to nie drgnął
ani o milimetr. Niemal widziałam zębatki poruszające się w jego głowie, włączający
się alarm, ale on powstrzymał przed jakąkolwiek zmianą nawet spojrzenie swoich
oczu.
Ale to musiało być przecież interesujące. Sharingan był jego konikiem.
- To znaczy? – spytał w końcu, jakby
moje wytłumaczenia nie były oczywiste.
- Był… inny. I jego chakra też była
inna. – Machnęłam ręką, jakby to mogło pomóc w zrozumieniu sprawy. Zacisnęłam
palce w powietrzu. – Była… gęsta. Chłodna. Ciemna. A jego Sharingan był… no,
inny – stwierdziłam po namyśle, nie do końca pamiętając wzór wgapiający się
wtedy we mnie z żądzą mordu.
- To znaczy? – powtórzył Itachi,
robiąc w moją stronę zdecydowany krok. Wyglądał i brzmiał, jakby nie mógł
uwierzyć w to, co słyszy. Jakby sądził, że kłamię lub słyszał coś absolutnie
niedorzecznego, na przykład że ulubionym zajęciem jego brata jest kupowanie
różowych butów w króliczki.
- Nie pamiętam, ok? – jęknęłam,
zaciskając mocno pięści. Nie cofnęłam się. – Czerwonego było mało, tyle ci
powiem. Nie przyjrzałam się. Miałam wtedy ważniejsze rzeczy na głowie, niż
podziwianie jego nowego image’u. Jak na przykład… próbę nie-zginięcia.
Przez chwilę trawił to, co mu
przekazałam, patrząc na mnie nagle z takim dystansem i nieufnością, jakby coś
ohydnego wyrosło mi na czole. Wydawał się ledwo tłumić wściekłość.
On wiedział, co to wszystko znaczyło. Ja
nie. W życiu. Wiadome było jednak, że mi nie powie. Dlatego tym bardziej
chciałam wiedzieć. Zwłaszcza, że z jego zachowania wynikało, że to bardzo
niespodziewany i niepożądany obrót wypadków.
- To informacja niezwykłej wagi –
wysyczał. – Z pewnością…
- Nie. Po prostu nie, ok? Byłam w stresie, nie jestem geniuszem jak wy. Nie mam fotograficznej pamięci. On –
twój brat – prawie mnie wtedy zabił – niemal krzyknęłam. Teraz, gdy
mówiłam to głośno, brzmiało to okropnie. Czułam, jak moje ciało zanosi się na
bezsilny płacz, który nie chce nadejść. Nie chciałam o tym mówić, widzieć tego
przed oczami. Przyznawać się do porażki.
I pamiętać, że to wszystko przez
Itachi’ego, który – gdy chodziło o jego własną skórę – sobie wygodnie zniknął.
I że Sasuke mnie nienawidzi. Że omal
nie zginęłam. Który to już raz w tym roku? Trzeci? Tyle że ten raz był inny.
- Kunoichi powinna być przygotowana na
takie okoliczności. – Ton Itachi’ego wydawał się nieugięty, ale cierpliwy.
Niemal nauczycielski. Był jak maszyna. Irytował mnie coraz bardziej.
- Na śmierć? Tak! Ale nie z ręki własnego
chłopaka! – ryknęłam, powstrzymując chęć, by uderzyć pięściami w tors wysokiego
shinobi. – Może w waszej rodzinie to drobnostka – mordować ukochane osoby. – Wskazałam na niego drżącym palcem. –
Jeśli tak, to ja nie chcę do niej należeć.
- Nikt ci tego nie proponuje – odparł
spokojnie Itachi. Po chwili dodał: – A przynajmniej – już nie.
W wąskim, jasnym korytarzu rozległ się
dźwięk podejrzanie przypominający trzaśnięcie ręki o twarz. Przez ułamek
sekundy byłam zaskoczona, nie wiedziałam, co się stało.
Gdy uniosłam wzrok, blada twarz
Itachi’ego była obrócona nieznacznie w lewo. Wnętrze mojej prawej dłoni piekło
i mrowiło.
Moje serce stanęło nieruchomo w
gardle, powstrzymując oddech.
Głowa Uchihy obróciła się z powrotem
na pierwotną oś. Jego oczy były niewzruszone. Bez emocji. Obojętne. Nigdy nie
widziałam, by ktoś patrzył w ten sposób. Była to zabójcza mieszanka oczywistego
gniewu i widocznej apatii. Przeraziło mnie to bardziej, niż otwarta wrogość.
Nie wiedziałam, co mam robić.
Gdy ręka zwisająca u jego boku
drgnęła, byłam gotowa na ripostę. Moje ciało samoistnie się naprężyło,
przygotowując się na przyjęcie ciosu. Z takiej odległości tylko to mu
pozostawało, o ucieczce nie było mowy.
Blada dłoń uniosła się na wysokość
równie bladej twarzy, a smukłe palce odsunęły z niej kruczoczarny kosmyk
włosów. Dłonie Itachi’ego były tak wąskie i delikatne, że gdybym kilkanaście
godzin temu nie widziała, jak chwytają kolejne bronie i kolejnych wojowników i
dziesiątkują siły wroga, to w życiu nie pomyślałabym, że to ręce zabójcy.
Raczej artysty. Nie powinien był być
nimi w stanie kogokolwiek skrzywdzić. Wydawało się, że nie stała za nimi żadna
siła.
Niepozorna dłoń opadła luźno.
Odprowadziłam ją wzrokiem na dół, zastanawiając się, jaka to kosmiczna moc powstrzymała
ją przed wgnieceniem mnie w ścianę.
Spojrzałam Itachi’emu w oczy. Były nie
do odczytania.
Staliśmy tak przez chwilę, w zupełnej
pustce. Nagle moje ciało samoistnie się uspokoiło, jakby to, co zaszło przed
chwilą, w ogóle nie miało miejsca. Jakby mnie to nie dotyczyło.
Jeszcze minutę temu władające mną
emocje i zamęt w głowie popchnęły mnie do agresywnej reakcji. Moja ręka
przecięła powietrze, jakby gwałtownie szarpnął nią ktoś obcy. Teraz wszystko…
opadło.
Przez absolutny brak reakcji ze strony
Uchihy zaczynałam wątpić, czy to w ogóle się stało. Na wszelki wypadek powiedziałam
jednak, w miarę pewnym głosem, to co należało.
- Przepraszam.
Nie spowodowało to żadnego odzewu. Na
powrót czarne oczy patrzyły na mnie jak na powietrze. Za nimi pewnie szalały
przemyślenia, emocje i pomysły, ale nie byłam w stanie się dopominać u ich
właściciela o dostęp do nich.
Wzięłam głęboki wdech i siląc się na skruszony
uśmiech odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
Usłyszałam ciche echo bliźniaczych
kroków, ale nie odwróciłam się.
Mimo że ścierałam kurze w absolutnej ciszy, nie usłyszałam, gdy wszedł do mieszkania. Po prostu pojawił się niedaleko mnie w salonie. Nie wyczułam też jego chakry, a tylko zauważyłam go kątem oka. Mógł tam stać od dawna.
Brak pracy w jednostce i kontakty z ludźmi jako szpieg mocno przytępiły moje instynkty.
Wiedziałam, że nie ma sensu pytać o
plany Hokage, ale jeden drażniący nasze życia temat był godny poruszenia.
Głównie dlatego, że Sasuke nie stawił
się dziś na trening z Kakashi’m. Miałam przygotowaną wymówkę, ale musiałam
naprawdę mocno się wysilić, by odwieść go od szybkiej wizyty w mieszkaniu jego
i Niko. Hatake uwielbiał ucierać im nosa i pojawiać się w najmniej korzystnych
momentach.
Postawiłam sobie za punkt honoru bycie
jak najbardziej zajmującą przez całe popołudnie. Nie wiedziałam jednak, czy długo
wytrzymam. Bycie szpiegiem to było jedno. Stąpanie po niepewnym gruncie w
sprawie własnych uczniów, rodzinnej wioski i łganie w twarz jednej z
najbliższych osób nie przychodziły już tak łatwo.
Itachi wyszedł się przebrać, mijając
mnie bez słowa. Widziałam go w życiu wiele razy, w rozmaitych sytuacjach.
Wspomnienia z nich wystarczyły mi aż za dobrze, by skategoryzować jego postawę
jako spiętą.
Coś było nie tak.
- Co z Sasuke? – spytałam tonem jak najbardziej
pozbawionym emocji, tych pozytywnych i negatywnych, odchylając książki na
półkach i szybko przejeżdżając po nich wilgotną ściereczką. Przez kilka minut
cisza w pomieszczeniu wypełniona była tylko szmerem materiału po ściśniętych,
nierzadko zżółkłych stronach i stukaniem twardych okładek o półkę. Spojrzałam
na niego przez ramię. Miał opuszczony, odległy wzrok. Planował coś. – Więc
wypuszczą go – stwierdziłam, wracając do swoich czynności. Problem wydawał się
być niedaleki, więc zdecydowano nie trzymać go w bazie. Byłam pewna, że tylko
sprawa jego brata może wpędzić Itachi’ego w ten stan. Jeśli na radzie
dowiedziałby się czegoś niepokojącego o Danzo, nie zareagowałby tak.
Normalna osoba nie zauważyłaby w jego
zachowaniu niczego podejrzanego. Ja byłam jednak wyczulona na nawet
najdrobniejsze sygnały.
Uchiha zacisnął mocniej szczękę,
przymykając oczy. Odmówił udzielenia jakichkolwiek informacji.
Uśmiechnęłam się do siebie, odwracając
się od niego i przechodząc do odkurzania reszty mebli i ozdób.
Minęła godzina, zanim wróciła Niko. Z
początku myślałam, że zrobiła zakupy. Na mój skanujący jej bagaż wzrok
odpowiedziała przepraszającym uśmiechem i wzruszeniem ramion.
- Musiałam zabrać swoje rzeczy –
wytłumaczyła, człapiąc do swojego tymczasowego pokoju z miną, jakby ciężar
wszystkich problemów świata spoczywał nagle na jej drobnych barkach.
Uśmiechnęłam się porozumiewawczo do Uchihy, jednak jego wzrok nie zwrócił się
na mnie, a odprowadził dziewczynę do drzwi.
Coś się stało, ale nie z Sasuke, a
przynajmniej nie tylko z nim. Niko
zirytowała go w jakiś sposób, może nawet zaciekawiła. Itachi rzadko reagował na
nowopoznanych ludzi. Jeśli nie mieli dla niego żadnej funkcji czy wartości
emocjonalnej – zdawał się ich nie dostrzegać.
Niko zdawała się nie należeć do tej
grupy. I bardzo intrygował mnie powód.
W salonie zapadła niewygodna cisza.
Przez chwilę czułam się, jakby największa bitwa toczyła się nie w tajnych
bazach gałęzi ANBU, a w moim salonie.
Na samą myśl o wróceniu do służby
mrowiła mnie skóra. Taki pomysł miał wiele zalet, ale i wad. Miałam ochotę
poprosić Hokage o przemyślenie tej propozycji, ale wertując w myślach
prawdopodobne scenariusze i widząc oczami wyobraźni odmowę na piśmie, czułam
ulgę.
To był jeden z tych moich sławnych
momentów, gdy nie wiedziałam, czego chcę.
Nie byłam taka jak Itachi czy Anko.
Nie potrafiłam widzieć siebie tylko jako ninja. Miałam w sobie stanowczo za
dużo emocji, za dużo myśli, by bezwiednie podążać za rozkazami i ignorować
codzienne życie wioski. Kakashi rozumiał moje podejście, podzielał je. Jednak
gdy wrócił Itachi, powróciła do mnie ta gderająca, namolna koncepcja bycia
częścią czegoś większego. Zdania się na coś. Przeważenia szali w walce.
Niko wyszła z pokoju poruszając się
bezszelestnie. Chodziła boso, jak u siebie w domu. Jej oczy były lekko
podkrążone, jakby nie spała dobrze albo spała bardzo mało. Biorąc pod uwagę, że
sama – albo z Itachi’m – pozbyli się zawartości dwóch butelek nietaniej sake,
to nie było się czemu dziwić.
Kunoichi minęła nas pozornie swobodnie
w drodze do kuchni, wstawiając wodę na herbatę i przeczesując półki na ścianie
w poszukiwaniu czegoś.
Wzrok Itachi’ego był nieugięty.
Zastanawiałam się, co zaszło, gdy mnie nie było i czy gdyby nie było mnie teraz, nastąpiłaby jakaś ciekawa
konfrontacja.
Odwróciłam się z powrotem do
czyszczonej szafy, a brak mojego czujnego spojrzenia wystarczył, by Uchiha
wstał powoli ze swojego miejsca i przeszedł do kuchni. Zerknęłam kątem oka, jak
stanął przed nagle znieruchomiałą dziewczyną, stawiając przed nią chwycony w
wolnym marszu, zdobiony imbryk, który niedawno odkurzyłam.
Należał do mojej siostry. Jak przez
mgłę pamiętałam, jak parzyła w nim herbatę dla mnie i Kakashi’ego kilka dni po tym,
jak się poznaliśmy.
- Dzięki – westchnęła Niko. Odwróciłam
wzrok z powrotem w kierunku juki, której jeden z liści przetarłam już w
zamyśleniu kilkanaście razy. W oddali usłyszałam odgłos czajnika przesuwanego
pospiesznie po ladzie. W miejscu, gdzie Niko sypała herbatę, z dala od
niebezpiecznego zasięgu Itachi’ego.
Gdy tylko brunet wrócił na swoje
miejsce na kanapie, Niko zdołała się odezwać.
- Mam jakąś drogą mieszankę z Kraju
Herbaty – oznajmiła lekko zachrypniętym tonem. Poczułam muśnięcie chakry, gdy
wspomogła czajnik małym Katonem. Zakończyła go, zanim woda zaczęła się gotować
i po jakimś czasie wlała wodę do imbryka. – Mam nadzieję, że wam zasmakuje, bo
Sasuke jej nienawidzi – dodała nieco ciszej, robiąc ledwo słyszalną pauzę przed
imieniem młodszego Uchihy.
Itachi przymknął oczy, oczywiście nie
podejmując tematu. Ciekawe, czy Niko wiedziała, że picie herbaty było jego… niemal
hobby. Kiedyś wolne chwile spędzał samotnie w najgłębszych zakamarkach kawiarni,
wprawiając kelnerki w osłupienie. Nikt nie ważył mu się przeszkadzać, rzadko
też było wiadomo, gdzie dokładnie jest danego dnia. Shisui’ego i Anko mocno ta kwestia
irytowała.
Niko spojrzała na zegarek i przeszła
do czyszczenia wilgotną szmatką pasujących do imbryka filiżanek. Rozłożyła mały
obrus, który dawno zapomniałam, że posiadam, na nim ustawiła trzy filiżanki i
półmisek z chrupkimi ciastkami z marcepanem. Po kilku minutach odcedziła
herbatę i podeszła z imbrykiem ostrożnie do stołu.
Nalała najpierw Itachi’emu,
spoglądając na jego twarz ukradkowymi, speszonymi spojrzeniami. Mogło się
wydawać, że się boi. Jednak ja w tym widziałam próbę udobruchania.
Wznowiłam czyszczenie moich kwiatów,
wiedząc, że herbata nie ucieknie.
- Twoja juka ma trochę zwiotczałe
liście – zauważyła Niko. Odwróciłam się delikatnie w jej stronę, widząc jak
siedzi po turecku na fotelu, trzymając parującą filiżankę w dłoni. – Powinnaś
przestawić ją w bardziej nasłonecznione miejsce. Poza tym można ją czyścić na
mokro. – Upiła ostrożny łyk herbaty, oblizując następnie w zamyśleniu usta. Nie
wiedziałam, czy naprawdę tak się za na roślinach doniczkowych, chce mi dopiec,
czy nie może dalej znieść ciszy, do której ja i Uchiha się już
przyzwyczailiśmy. – Mogłabyś użyć Suitona.
- Jutsu do sprzątania? – zaśmiałam
się, odkładając szmatkę na parapet i przechodząc do kuchni, by umyć ręce.
- Tak, nie robisz tego? – spytała
zdziwiona. Przełożyła naczynie do jednej ręki, przywołując w drugiej dłoni
odrobinę chakry i manipulując białą parą unoszącą się z niego, by stworzył
podobną do smoka spiralę. – Ja na okrągło pomagam sobie Fuutonami przy
sprzątaniu. A Suiton pomógłby ci też zmywać.
- Dzięki, przemyślę to – westchnęłam,
siadając na kanapie pomiędzy nią a Itachi’m. Sięgnęliśmy po nasze filiżanki
niemal równocześnie.
Upiłam kilka łyków, kiwając głową. Nie
byłam znawczynią herbat, zwłaszcza zielonych. Ale nie była zła.
- To shincha.
Niemal skręciłam sobie kark odwracając
głowę w stronę Itachi’ego. Siedział całkiem rozluźniony, opierając się łokciem
o kolano i patrząc uparcie w słomkowo-seledynowy napój.
- A-aah. – Niko zdawała się być równie
zaskoczona, co ja. Wyglądała też na bardzo zadowoloną. Na moje zdezorientowane
spojrzenie zareagowała uśmiechem. Wskazała na trzymaną przeze mnie czarkę. –
Shincha to herbata z pierwszych zbiorów. Jest uznawana za najlepszą –
wytłumaczyła. Wzruszyłam ramieniem, upijając trochę napoju. Miał delikatny, rześki
smak, to prawda, ale nie zachwycał jakoś specjalnie.
- Bardzo dobra - mruknął Itachi. Z
zafascynowaniem patrzyłam, jak w skupieniu unosi brzeg porcelany do swoich ust
i delektuje się zwykłą herbatą. Nie wiem, czy bardziej zaskoczyła mnie pochwała
z jego ust, czy to, że naprawdę się zrelaksował i oddał piciu. – To Kirisakura?
- Tak! – żachnęła się Niko, lekko
podskakując na fotelu. W jej oczach tliły się zafascynowane iskierki.
Spojrzałam raz na nią, raz na bruneta, czując się zupełnie poza tematem. Co tak
naprawdę się między nimi wydarzyło? – Skąd wiedziałeś?
- Jest gładka, świeża i ma słodowo-migdałowy
posmak… - mruknął tonem, który zdradzał zirytowanie na potrzebę przypominania
rzeczy oczywistych, ale widocznie zorientował się, że za dużo mówi, bo przerwał,
wdychając głęboko powietrze znad filiżanki.
- I ten zapach, nie? – westchnęła Niko
rozmarzonym głosem. – Nie do pomylenia.
Nastała chwila ciszy. Itachi odstawił
pustą po „kwiecie wiśni ukrytej we mgle” filiżankę i ponownie spojrzał na nas
pustym wzrokiem. Ukradkowo uniosłam własną porcję do nosa i powąchałam. Nie
czułam nic dziwnego, tylko zwykły zapach senchy.
Przerwę w pomieszczeniu przerwał
kaszel Itachi’ego. Brunet zasłonił usta dłonią, pochylając się lekko. Brzmiało
to niezbyt ciekawie, ale nie wyglądał, jakby cierpiał. Szybko się uspokoił i
wyprostował, choć przełknął z wyraźnym trudem.
Niko odstawiła własną, niedopitą do
końca herbatę i usiadła prosto, bawiąc się włosami przerzuconymi przez ramię.
Wydawała się bardzo nerwowa, nie wiedziała, gdzie podziać wzrok. Zamyśliła się
mocno, przygryzając wargę i robiąc na włosach warkoczyk. Po chwili ocknęła się
widocznie, wstała z fotela i nalała Itachi’emu i sobie więcej herbaty. Gdy
usiadła na swoim miejscu, obserwując, jak brunet sięga po parującą filiżankę,
dłonie na jej kolanach widocznie drżały.
- Powstrzymam cię – powiedziała ostro
i zdecydowanie. Porcelana zatrzymała się kilka centymetrów od wąskich ust
Uchihy. Shinobi spojrzał na nią gorzko. – Powiesz mi, że nic nie wiem, że
jestem słaba i nie mam prawa, ale o nic nie zmieni. – Przełknęła wyraźnie. Jej wzrok
przeszedł na mnie. – A ty mi pomożesz. Tylko ty możesz przemówić mu do rozumu.
To zadziwiające, ale mogła mieć rację.
Tyle że ja nie miałam zamiaru nic robić.
Domyślałam się, co zamierza Itachi.
Części jego planu odczytałam już gdy odchodził z wioski. Teraz, widząc jego
zachowanie i rozmawiając z nim, gdy wrócił, wiedziałam na pewno.
On jednak nigdy nie wtrącał się w moje
sprawy. Nie kwestionował moich decyzji. Znałam go, ale nie byliśmy blisko. Z
nikim nie był blisko. Naleganie i wymaganie od niego czegokolwiek - zwłaszcza
brania pod uwagę cudzych uczuć – mogło mu tylko sprawić ból.
Wiedziałam już, co spowodowało spięcie
między nimi. Musiałam jednak zostać obiektywna.
Nie, nie chciałam, by Itachi ginął.
Nie chciałam, by Sasuke i Niko cierpieli. Po tym jednak, co wydarzyło się z Rin
i Obito, wiedziałam doskonale, że życie rzadko toczyło się tak, jak bym
chciała.
- Niko… - zaczęłam, ale przerwał mi
gładki, aczkolwiek stanowczy głos.
- Nozomi. – Oczy Uchihy utkwione były
w młodej kunoichi.
- Nie. – Dziewczyna wstała, zahaczając
kolanem o stolik. Zobaczyła chyba w mojej twarzy rezygnację i smutek, bo
zwróciła się teraz całkowicie do niego, ignorując mnie zupełnie. Wolała być
wściekła. – Powiesz mi, że to nie moja sprawa. Jesteś hipokrytą. Mam takie samo
prawo decydować o cudzym życiu, jak ty. A ty, z tego co pamiętam, w moim dość
mocno maczałeś palce.
Zaraz… co?
Nazwał ją Nozomi.
Nie ruszyłam się z miejsca, delikatnie
tylko kładąc dłoń na wciąż chyboczącym się lekko stoliku do kawy.
Itachi zmarszczył delikatnie brwi,
uparcie wpatrując się w górującą nad nim dziewczynę. Bez odwracania wzroku
odłożył ze stuknięciem wciąż pełną filiżankę na pasujący porcelanowy spodek.
Poczułam ukłucie stonowanej, równej chakry.
Otworzył usta, ale ponownie mu
przerwano.
Zaciekle próbowałam odnaleźć w swoim
umyśle podobną sytuację – gdy ktoś obrażał Itachi’ego, przerywając mu bez krzty
strachu czy rozsądku. Mój umysł zaprotestował, katalogując obraz tłamszonego w
dyskusji Itachi’ego dyskusję jako coś zupełnie nowego. I na pewno
krótkotrwałego.
- Uratowałeś mi życie i jestem ci za
to wdzięczna. Wiesz o tym. – Jej ton chwilowo zelżał, jakby próbowała go
ułaskawić i przekonać. – Dlatego ci się odwdzięczę. Nie-…
- Odwdzięcz mi się nie wtrącając się.
Tyle wystarczy – odparł metodycznie.
Fragmenty układanki powoli tworzyły
całość. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to obserwować ich. Z lekko
otworzonymi ustami.
Niko zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy.
Gdyby była kotem, najeżyłaby sierść. Wyglądała, jakby chciała go udusić. Z
tego, jak zacisnęła dłonie, wnioskowałam, że ledwo co się powstrzymywała.
Pochyliła się trochę, nadal górując
nad brunetem.
Przez myśl mi przeszło, że chyba
zwariowała. Nigdy nikt nie przeciwstawił się tak Itachi’emu, więc nie mogłam
być pewna, co się stanie. Ale wyprowadzanie z równowagi i kwestionowanie
decyzji osoby, która w ułamku sekundy mogła zabić, a samym wzrokiem potrafiła
miesiącami torturować ludzi… nie wydawało się rozsądne.
- Ja
zdecyduję. I nie zrobię tego tylko dla obietnicy – warknęła. Przez moment
wydawała się starsza i groźniejsza, niż była w rzeczywistości. Jej oczy płonęły
stłumioną od dawna wściekłością, którą – jak się wydawało – nareszcie miała
gdzie upuścić. Łaskotała mnie po skórze jej chłodna chakra. - W przeciwieństwie
do ciebie nie mam wszystkiego w dupie.
Życia. Wioski. I tego, co będzie czuć Sasuke. Jeśli-…
Itachi wstał.
Kolejne słowa kunoichi ugrzęzły jej w
gardle.
Automatycznie też wstałam, próbując go
złapać za ramię i uspokoić, ale nie zdążyłam.
Jego prawa ręka uniosła się w mgnieniu
oka. Gdy mój wzrok przeskoczył na twarz Niko, miała lekko rozwarte usta i
szeroko otwarte oczy. Itachi oparł dwa palce na jej czole idealnie w tym
momencie, w którym poczułam nagłe, silne, kontrolowane pociągnięcie chakry.
Oderwał opuszki palców od jej skóry
niemal natychmiast, jakby nie mógł ścierpieć dotykania jej dłużej, niż
potrzeba.
Gdy tylko odsunął rękę od jej głowy,
dziewczyna runęła na ziemię. Jej upadek przypominał ruch kukiełki, której
przecięto sznurki. Zahaczyła głową o fotel, na którym wcześniej siedziała, co
paradoksalnie zamortyzowało jej upadek.
Itachi doskonale wiedział, co się
stanie. Odprowadził jej sylwetkę na ziemię stoickim wzrokiem. Ani drgnął, by ją
złapać, choć nie było to bardzo możliwe z dzielącym ich stolikiem.
Ja też nie zdążyłam nic zrobić, przez
co miałam w salonie nieprzytomną – miałam nadzieję, że jeszcze żyjącą
dziewczynę – i na powrót spokojnego Itachi’ego.
Nie wiem, czy bardziej zaskoczyło mnie
to, że użył na niej jakiegoś bolesnego jutsu, czy to, że ten fakt wkrótce
skomentował.
- Nie pozwól jej żyć marzeniami –
mruknął, sięgając po swoją stygnącą filiżankę. – Nadzieja jest solą w jej
ranie, której prędzej czy później będzie musiała się pozbyć.
Patrzyłam z tłukącym w opadającej
panice sercem, jak dopija drogą herbatę i ociera niedbale usta, po czym bez
wyjaśnienia wychodzi przez okno.
Paradoksalnie wyglądało to jak
ucieczka.
W powietrzu wyraźnie wyczuwałem wilgoć i zapach ulicy - błota, ludzi i oparów z restauracji. Moje całe ciało było odrętwiałe i spięte. Chłodny powiew muskał mnie po twarzy, do której przylepiły się włosy.
W powietrzu wyraźnie wyczuwałem wilgoć i zapach ulicy - błota, ludzi i oparów z restauracji. Moje całe ciało było odrętwiałe i spięte. Chłodny powiew muskał mnie po twarzy, do której przylepiły się włosy.
Ze stęknięciem bólu uniosłem rękę i
odgarnąłem je, powoli otwierając oczy.
Nade mną rozpościerało się szaro-bure,
pochmurne niebo. Gdzieś w oddali przeleciał klucz ptaków. Do moich uszu
zaczynały powoli dobiegać odgłosy życia wioski.
Przynajmniej mogłem być pewien, że nie
wywieźli mnie za granicę.
Z trudem oparłem się o lodowate
dachówki i wstałem do siadu. W głowie mi huczało, w ustach miałem metaliczny
posmak. Zamrugałem kilkakrotnie i przetarłem piekące oczy, ale nadal widziałem
jak przez mgłę.
Dranie dali mi jakiś narkotyk.
Poprzedni dzień – noc? – w celi nagle się urwał. Wynieśli mnie ze swojej katowni
i porzucili na losowym dachu. Wcześniej musieli mnie uśpić, bym nie wiedział,
gdzie mieści się ich kryjówka.
To nie miało znaczenia. Widziałem
dokładnie wzory na maskach ANBU. Słyszałem głosy. Pamiętałem ich chakry, między
innymi tych z nich, którzy podtrzymywali barierę chroniącą ich przed moimi
jutsu. Najbardziej zakodowałem sobie w pamięci sylwetkę łysego shinobi, który
mnie przesłuchiwał, nie stroniąc od gróźb. Był wtedy na placu z Itachi’m i
Niko. Pamiętałem też faceta, który szperał mi siłą w umyśle.
Byłem w stanie poczekać. Miałem masę
czasu. Po zajęciu się Itachi’m mogłem ich spokojnie namierzyć. I załatwić.
Itachi. Sama myśl o nim sprawiała, że
mój puls przyspieszał. Moje ciało całe rwało się do walki, a jednocześnie
wstrząsały nim konwulsje obrzydzenia i wściekłości.
Głupi,
mały bracie –
zabrzmiało mi w myślach jak echo.
Zacisnąłem zęby. Zapiekły mnie usta.
Ich medyk nie był skrupulatny. Nadal czułem na sobie rany. Te zadane przez
łysego śledczego, ale także te po walce z Niko.
Mój wzrok powoli odzyskiwał ostrość.
Rozmasowałem sobie odrętwiałe, mrowiące dłonie. Przerwałem jednak, widząc po
wewnętrznej stornie nadgarstka mały, czarny znak. Wyglądał jak tatuaż lub pieczęć,
ale nie był mi znany. Nie było jednak wątpliwości, kto go wykonał.
Rozejrzałem się dookoła. Mniej-więcej orientowałem
się, gdzie jestem.
Nie wiedziałem, jak Itachi tego
dokonał – jak dostał się do wioski, jak przekabacił sporą grupę ANBU, a potem
Niko. Ale nie miało to znaczenia. Popełnił poważny błąd - nie docenił mnie.
Znowu byłem wolny. I tym razem nie miałem zamiaru dopuścić, aby znaleźli mnie,
zanim ja znajdę jego.
Teraz, gdy wiedziałem, jak blisko jest
mój cel, nie mogłem stracić ani chwili. Tamtej nocy obudziło się we mnie coś
nowego. Silnego. Mrocznego. Nieważne, czy miało to związek z Orochimaru – nie
mogło się ukazać w lepszym momencie. Teraz, gdy nie było Niko, nie było rzeczy
na świecie, która by mnie obciążała.
Nie mogłem się powstrzymać od myślenia
o niej. Zastanawiałem się, co sobie myślała, zdradzając mnie. Z jednej strony
miałem wrażenie, że sama została okłamana, że musiała wierzyć, że postępuje
dobrze, by zrobić mi coś takiego. Z drugiej wiedziałem doskonale, że pokładanie
w niej nadziei to słabość. Udowodniła mi, że nie można jej ufać. A to, czy
zrobiła to z premedytacją i zwodziła mnie od początku, czy została uwikłana w
coś, co ją przerosło i wybrała tych szaleńców zamiast mnie… nie miało
znaczenia.
Powinienem był czuć satysfakcję.
Przecież okazało się, że miałem rację. Że muszę być sam, a sztuczne szukanie
kogoś do swego boku okazało się strzałem w płot. Więzi oznaczały słabość i bez
nich – przynajmniej na razie – czułem się silny. Wolny. Nie potrzebowałem
nikogo.
Mamy
tylko siebie. Zawsze będę twoim bratem, nawet, jeśli tylko jako przeszkoda,
którą będziesz musiał przezwyciężyć.
Nie zmieniało to jednak faktu, że
zostałem sam. Że osoba, która od tak dawna mówiła, że uczucia są w porządku,
która nauczyła mnie nie być samemu, próbować i widzieć w ludziach więcej, niż
było to dla mnie wygodne… przez którą przez jakiś czas czułem się szczęśliwy,
myślałem, że warto jest czuć…
Zaprzepaściła wszystko. Zadała cios,
który wszystkie jej fałszywe nauki przekreślił. Otworzyło mi to oczy. Czułem
się jak obudzony ze snu. Miłego, ale otępiającego snu. Teraz widziałem
rzeczywistość. Okrutną, lodowatą, samotną rzeczywistość.
Mój ból, Itachi, chłodne dachówki,
zemsta – to było rzeczywiste.
Rozpamiętywanie tego, co mi zabrał - po tylu latach, był w stanie mi zabrać jeszcze jedną osobę - nie miało sensu.
Oznaczało jego wygraną. Nie mogłem być słaby.
Musisz mnie nie cierpieć. Nic nie
szkodzi. Szczerze mówiąc wszyscy shinobi są nienawidzeni w ciągu swojego życia.
Zacząłem rozmasowywać sobie bark,
mocno uciskając go palcami. Bolał jakby zrzucili mnie na ten dach z kilkunastu
metrów. Nie mogłem jednak tak tu siedzieć. Powinienem był zejść z widoku. Mogli
być wszędzie. A ja musiałem gdzieś przeczekać. Z tym, że moje mieszkanie było
zrujnowane i było pierwszym miejscem, gdzie by mnie szukali. Byłem zmuszony wymyślić
coś innego.
Moje ciało nie chciało się ruszyć.
Nadal czułem to wkurzające odrętwienie.
- Oi, Teme!
Przymknąłem oczy. Tylko tego jeszcze
brakowało. Znajomy głos nieuchronnie zbliżający się w moim kierunku z
pobliskiego dachu. Gdy otworzyłem oczy, powitał mnie irytujący pomarańcz.
Spojrzałem z dołu na zaciekawione
spojrzenie mojego byłego kompana. Blondyn zdawał się przyglądać mi się uważnie od
stóp do głów, usilnie próbując zrozumieć, co się stało. Cóż. Byłem poturbowany,
a moje poszarpane ubranie było całe we krwi. I trochę podpalone.
- Co ci się stało? - spytał nerwowo, krzyżując
ręce. Westchnąłem. Opowiadanie mu tego wszystkiego sprawiłoby tylko problem. Nie
mógł mi pomóc. Właściwie to nikt nie
mógł mi pomóc. To była moja zemsta i moje zadanie. Itachi był mój.
Z tym, że on nie działał sam. Miał
swoich skorumpowanych wspólników, w samym sercu wioski. Z nim mogłem sobie
poradzić, ale z bandą ANBU już nie. Lecz jeśli miałbym szukać wspólnika, na
pewno nie byłby to debil stojący nade mną z idiotycznym grymasem na twarzy.
Musiałem znaleźć Kakashi’ego. Tylko on
ze znanych mi osób był w stanie mi pomóc. Do tej pory jego treningi dawały
efekty. Nie miałem już na nie czasu, ale mógłby-…
- Słuchasz ty mnie, czy zupełnie ci
już na mózg padło? – Warknąłem, czując but blondyna szturchający mnie w bok. Zmarszczyłem
brwi, piorunując go wzrokiem. Bolały mnie oczy, mimo że nie było jasno. –
Pytałem, co się stało. Wyglądasz paskudnie, nawet jak na ciebie!
Co się stało? Ależ to było banalne
pytanie.
Mój brat, winien masakry mojej rodziny,
był znowu w wiosce, tuż pod nosem władz, szykując bandę wyszkolonych zabójców
by… właściwie to nie byłem jeszcze pewien, po co.
Ale z pewnością nie chodziło mu o
mnie. Zwiał, gdy go zaatakowałem, mimo że wokół było pełno jego ludzi. Miał
szansę zakończyć to, co zaczął, ale nie skorzystał z niej. I teraz wypuścił
mnie, metaforycznie po raz kolejny dając mi pstryczka w czoło. Bo miał
ważniejsze sprawy. Jak zniszczenie wioski.
Wybacz,
Sasuke. Może następnym razem.
Dopiero teraz do mnie dotarło, że ta
sprawa była znacznie większa niż ja, Itachi czy Niko. Mój brat szykował coś
większego, zastałem go przecież podczas walki z ludźmi, którzy również
wyglądali na ANBU. Jego poplecznicy zabrali mnie do kwatery, która była
przygotowana na przetrzymywanie więźniów. Nie był sam. Nie było to nic
niezaplanowanego, spontanicznego. Stała za nim organizacja, pewnie Akatsuki, a
teraz i spora rzesza mieszkańców wioski.
Więc dlaczego powiedzenie o tym Naruto
było złym pomysłem? Właściwie to powinienem był iść z tym od razu do Hokage.
Ale musiałem opatrzyć sobie rany i zaszyć się gdzieś daleko, a Naruto o wiele
lepiej niż ja nadawał się do roznoszenia informacji i zawodów we wrzeszczeniu z
Hokage.
Krótka wersja, by zrozumiał.
Mój brat był w wiosce. Szykował coś
dużego z częścią ANBU i Niko.
- Mó-… ngh. Ah.
Otworzyłem usta, formując wargami
wyrazy, ale nic z nich się nie wydostało.
- Ne, teraz to już przesadzasz, teme.
To nie chodziło o usta. Moje płuca,
gardło, krtań, struny głosowe… wszystko odmawiało współpracy, jakby na moment,
gdy chciałem wspomnieć o Itachi’m, przestawały należeć do mnie. Zamknąłem usta
i otworzyłem je, próbując jeszcze raz, ale dało to ten sam efekt.
Poczułem rękę na ramieniu, ale odtrąciłem
ją natychmiastowo.
- Etto… nie wiem, co ci jest, ale mogę
wezwać pomoc. – Uzumaki kucnął obok mnie. Jego mina była dla odmiany poważna. Westchnąłem
głęboko. - Sakura-chan powinna być gdzieś tu niedaleko – stwierdził, ignorując
moje podirytowane kręcenie głową. – Chyba, że wolisz Niko-chan, ją też mogę
znaleźć, ‘ttebayo. Ona jest chyba jedyną osobą, która potrafi przemówić ci do
rozsądku…
Niko była ostatnią osobą, która chciałem widzieć. Niko była oszustką i
zdrajczynią. Niko była słaba i głupia. Omal jej nie zabiłem z tych powodów.
- Ni-… nh.
- Nie? No dobra, no to nie wiem, co
mam zrobić. Pomóc ci wstać?
- Nie jestem dzieckiem – warknąłem i
na potwierdzenie moich słów wstałem, zaciskając zęby. Mięśnie i stawy
protestowały od tego ruchu, ale nie mogłem siedzieć tu wiecznie. Na twarzy
blondyna pojawiła się ulga. Otarł niewidoczny pot z czoła.
- Uf, teme, wystraszyłeś mnie. – Gdy
nie odpowiedziałem, rozmasowując sobie szyję i ruszając głową na boki, obejrzał
mnie jeszcze raz od góry do dołu. – Nieudany trening? – zgadł.
Trening w unikaniu celu. Udawaniu
kogoś, kim nigdy się nie będzie. Trening w byciu szczęśliwym. I oto efekty.
- Można tak powiedzieć – westchnąłem,
po raz kolejny patrząc na pieczęć na swojej ręce. Musiała powstrzymywać mnie
przed mówieniem na temat rzeczy, których się dowiedziałem. Nie miałem jak
przekazać informacji nie tylko Naruto, ale i Kakashi’emu czy Hokage. Siła tego
jutsu była – musiałem to przyznać – duża. Obejmowała znacznie więcej niż aparat
mowy, wyglądało to tak, jakby odcinała mi mózg od reszty ciała, gdy chciałem
coś przekazać. Byłem niemal pewien, że gdy spróbuję napisać coś o Itachi’m,
będzie tak samo.
Więc jednak byłem sam. Musiałem być
przez to o wiele ostrożniejszy. I silniejszy. A do tego i tak Kakashi i Naruto
mogli się przydać. Mogłem się też zobaczyć z Akane.
- Dojdziesz sam do domu? – spytał
Uzumaki, unosząc z powątpiewaniem brew. Miałem ochotę mu przywalić, ale na jego
szczęście nie miałem na to siły.
- Aah. Jutro spiorę ci tyłek.
- Ha ha… chyba śnisz – zaśmiał się
shinobi, odchodząc do krawędzi dachu. Nagle w jego oczach tliły się
podekscytowane iskierki. Prawdziwe szczęście. Nie rozumiałem go zupełnie. – To
co, wpadnę do ciebie koło dwunastej?
Do mojego zrujnowanego mieszkania, na
myśl o którym od razu robiło mi się niedobrze, a przed oczami stawała mi Niko?
Nie sądzę.
- Nie. Przyjdź od razu na pole drugie
– warknąłem. Blondyn przytaknął z szerokim uśmiechem, zasalutował mi prześmiewczo
i zeskoczył z dachu.
Zostałem sam. Dopiero teraz zauważyłem
dość silny wiatr wiejący z zachodu. Zbliżała się zima. Przymknąłem oczy,
oddychając głęboko. Czułem się paskudnie.
Byłeś
o mnie zazdrosny i gniewałeś się na mnie. Miałeś nadzieje na prześcignięcie
mnie. Dlatego pozwalam ci żyć.
Zebrałem się w sobie i zeskoczyłem na
ulicę, używając do zamortyzowania upadku znacznie więcej chakry, niż było to
potrzebne. Ruszyłem wolnym krokiem do miejsca, które jeszcze kilka dni temu
śmiało mógłbym nazwać domem.
Nie było nim już. Były w nim teraz
tylko potrzebne mi do normalnego życia graty, które musiałem zabrać ze sobą w
nowe miejsce. Wynajmowanie czegoś legalnie, pod swoim imieniem i nazwiskiem,
byłoby idiotyzmem. Niewątpliwie ludzie Itachi’ego mieli dojścia w urzędach
wioski. Nie miałem dobrych – kompetentnych – znajomych, którzy nie zadawaliby
niewygodnych pytań. Może Naruto wiedziałby, co się stanie, gdy je zada i nie
zadałby ich czysto zapobiegawczo, ale na samą myśl o mieszkaniu w jego chlewie
robiło mi się słabo.
W takich momentach bycie właścicielem
sporej ziemi i masy opustoszałych domów na obrzeżu Konohy miało swoje plusy.
Nikt się tam nie wałęsał, było cicho. Mogłem rozłożyć wszędzie pułapki i
zapieczętować połowę posiadłości, na wszelki wypadek, gdyby zechcieli mnie
szukać.
Jeśli jakiś dachowiec lub zagubione
dziecko wpadłoby na jedną czy dwie notki wybuchowe…. Cóż. Dzielnica nie była
zamknięta bez powodu.
Nim się zorientowałem, doszedłem do
odpowiedniego budynku. Sprawdziłem kieszenie. Wyszedłem ostatnio przez okno,
biegnąc za Niko, więc były w środku. Zabrano mi i tak wszystko, od zwojów po
broń.
Bez większych problemów wszedłem po
ścianie na balkon. Połowa szyb była stłuczona, choć ramy były zamknięte. Wślizgnąłem
się do środka, uważając na ostre krawędzie. Wszędzie na podłodze walało się
szkło. W bladym świetle dnia widać było wyraźne ślady krwi i okazyjny gruz ze
ścian. Kilka mebli było spalonych. Ściany osmolone.
Przeszedłem na środek salonu, przez
moment wpatrując się w krwiste ślady palców rozmazanych po panelach. W głowie
słyszałem wrzask Niko. Tak wyraźnie i głośno, jakby darła mi się wprost do
ucha.
Zaszczypały mnie oczy. Nie ze
wzruszenia czy smutku. Coś się z nimi działo. Moja chakra płynąca do nich była
jak iskra. Wstrząsała całym moim ciałem tak, że włosy na moich rękach stanęły
dęba. Czułem, jak coś zbiera się we mnie na samo wspomnienie tamtej mocy.
Co dziwne - zbierało się w oczach, nie
na karku.
Jeśli
chcesz mnie zabić, być wściekłym, nienawidzić mnie i przeżyć w mroku… uciekaj. Wciąż uciekaj, chwytaj się życia. A
pewnego dnia stań przede mną z takimi oczami, które posiadam i ja.
Przeszedłem przez w połowie zwęgloną
bibliotekę do mojego pokoju. Uszkodzone były drzwi, szafa i dwie półki. Na
ścianie z drzwiami prowadzącymi na korytarz było słabe wgniecenie i krwawy
ślad. Pewnie od głowy Niko.
Nie wiedziałem, co z nią zrobić.
Wtedy zabicie jej wydawało się dobrym pomysłem. Teraz, w bladym świetle dnia,
wszystko wyglądało o wiele bardziej drastycznie. Krwawe ślady za bardzo
kolidowały z jasnymi meblami. Z dotychczasową rzeczywistością. Tamtej nocy
wszystko wyglądało inaczej.
Ale ona zrobiła to, co zrobiła. I ja
tez nie zamierzałem cofać swoich działań. Przepraszać.
To był znak od losu. Cokolwiek się
stało – nie bez powodu stało się teraz. Byłem silniejszy niż kiedykolwiek,
wiedziałem to doskonale. Pozornie czułem się jak zwykle, ale jednak zaszło
wiele zmian. Mówiło mi to całe ciało.
Ta moc mnie zmieniła. Czułem, że
mogę zrobić wszystko. Kanashibari uleciało jak para wodna, chakra wróciła jak
na zawołanie, ciało odżyło. Gdyby nie ta moc, nie zaszedłbym tak daleko. Nie miałbym
szansy z nią walczyć. Nie zobaczyłbym, jak drapie moje przedramię, walcząc o
życie.
Jej życie… nie było nic warte.
Czymże było w porównaniu z ilością osób, które zabił Itachi? Nikt by jej nie
żałował. Nikt by jej nie pamiętał. Miała tylko mnie. Była moja. I to ja mogłem
zdecydować. Mogłem zakończyć tę farsę. I miałem zamiar. Powinienem był.
A mimo to zawahałem się. Teraz
wahałem się jeszcze bardziej.
Twoja śmierć – jak twoje życie – nie
ma teraz wartości.
Ona nie potrafiła. Nie atakowała.
Płakała cały czas, broniła się i pieprzyła bzdury. Jej też nie chodziło o moją
śmierć. Więc o co?
Wypuściłem powietrze z płuc,
opadając na łóżko.
O co, do cholery, chodziło?
Po jakiejś godzinie zdołałem doprowadzić
się do porządku. Rzuciłem zniszczone ubrania na podłogę i wszedłem pod
prysznic, szorując się zapalczywie. Krew – głównie cudza – i sadza dostały się
we wszystkie zakamarki mojego obolałego ciała. Opatrzyłem w lustrze swoje rany.
Jedną miałem z tyłu głowy, co trochę tłumaczyło ból, który dokuczał mi przez
pobyt w celi. Rozcięciem zajęli się medycy, ale opuchlizna nadal była widoczna
nad karkiem.
Musiałem być w szczytowej formie.
Zakodowałem sobie w myślach, by udać się do szpitala i zażądać pomocy od Sakury
lub Megumi.
Na chwilę zaprzestałem rozsmarowywanie
maści kojących na barku i spojrzałem w lustro. Moja skóra wydawała się jeszcze
bledsza niż zazwyczaj. Pod oczami widniały słabe cienie. One same wydawały się
puste. Przez moment miałem wrażenie, że lustro jest popsute. Osoba, którą w nim
widziałem, wydawała się zmęczona i słaba. Ja czułem się zmotywowany i silny.
Włączyłem Sharingan. Od razu poczułem
przypływ mocy. Pomieszczenie wydawało się jaśniejsze i ostrzejsze. Dostrzegłem
zadrapania na moim torsie i przedramionach, których wcześniej nie widziałem.
Ślady paznokci Niko.
Staniesz
się rywalem, z którym będę mógł zmierzyć swoje zdolności. Masz ten ukryty
potencjał.
Przymknąłem oczy, nabierając powietrza
w płuca i wypuszczając je powoli. Przywołałem w pamięci ten obraz. Moją
wściekłość. Furię, gdy zobaczyłem ją stojącą przy Itachi’m. Niedowierzanie. Nienawiść.
Odrazę do samego siebie, wstyd, że dałem się nabrać. Poczułem iskrę tuż pod
swoją skórą. Zobaczyłem Niko stojącą nade mną i używającą Kanashibari.
Odwracającą ode mnie wzrok, jakbym był nic nie wartym śmieciem.
Otworzyłem oczy.
W lustrze powitał mnie nowy Sharingan.
Wzór, którego nigdy wcześniej nie widziałem, a jednocześnie był oczywisty. To
były te oczy. Ta sama moc, ta sama
iskra, którą posiadł Itachi. Oczy, które pokazał mi tej nocy, których użył
przeciwko mnie. Tak samo jak użyłem ich na Niko.
Mangekyo Sharingan.
Musisz
zabić… swojego najbliższego przyjaciela.
Nie maiło to sensu. Mówił, że zabił
Shisui’ego, by je zdobyć. Czemu miałem te oczy, skoro jeszcze tego nie
zrobiłem?
Przechyliłem głowę, wpatrując się
przez moment w czerwone punkty.
Dotarło do mnie, że nie mogłem być
pewien. Że może Niko umarła po naszej walce.
Poczułem ukłucie w piersi. Było
zupełnie inne niż to, które czułem siedząc obok jej łóżka, gdy leżała otruta w
szpitalu. Wtedy przepełniony byłem żalem i desperacją, byłem gotów zrobić
wszystko, by ją uratować.
Teraz? Teraz była niepewność.
Zdecydowane rozdrażnienie na myśl, że jest gdzieś daleko, w obojętnie jakim
stanie. Że nikt mi nic nie powiedział, że nie widziałem tego. Że straciłem
kontrolę nad sytuacją.
Nadal trudno było mi zdecydować.
Potrząsnąłem głową, chwytając świeżą
koszulkę. Potrzebowałem ubrań, broni i pieniędzy. Musiałem też wybrać się do
świątyni Nakano, by jeszcze raz obejrzeć wspomnianą przez Itachi’ego tablicę.
Pamiętałem, że po rozwinięciu w pełni Sharingana odczytałem z niej znacznie
więcej, niż gdy byłem małym chłopcem.
Spakowałem się bardzo szybko.
Przeszedłem jeszcze raz po mieszkaniu, przyglądając się zniszczeniom. Na
podłodze leżała torba, z której Niko wyciągnęła strzykawkę. Przeszukałem ją, licząc,
że trafię na jakieś przydatne informacje, ale nic nie znalazłem. Nawet tego
wkurzającego środka, który mi podała.
Wszedłem też do jej pokoju, który poza
łazienkami był w całym mieszkaniu jedynym nietkniętym pomieszczeniem. Widziałem
gołym okiem, że była tu zabrać swoje rzeczy. To oznaczało, że żyła.
Choć mogła też się spakować, gdy
zostawiła mnie leżącego na podłodze, a rzeczy zabrało potem ANBU.
Na pstryczku od światła w łazience
były ślady krwi. Szafa kunoichi wyglądała, jakby eksplodowała. Większość rzeczy
Niko zostawiła, w tym swoje książki, ale wątpiłem, żebym znalazł wśród nich przydatne
dokumenty czy broń.
Wszystkie te meble kupiłem sam,
dbając, by było jej dobrze. Ratowałem jej tyłek tyle razy… nie wydałem jej, gdy
spieprzyła sprawę w Akazuno. Zajmowałem się nią, gdy była chora, gdy miała
amnezję, gdy umierała. Kupowałem jej pieprzone słodycze i kwiaty, a ona
odpieprzyła takie świństwo.
Podniosłem z ziemi jej białą bluzkę,
którą założyła do Kareki dnia, kiedy się spiliśmy. Natychmiast przypomniał mi
się jej zapach i uśmiech. I dotyk.
Zacisnąłem zęby.
Chakra przeskoczyła jak iskra. Bluzka
zajęła się ogniem. Przez chwilę patrzyłem, jak płomienie trawią leniwie
materiał, potem rzuciłem ją obok innych ciuchów. Skupiłem chakrę i posłałem w
kierunku zasłon i pościeli małe kule ognia. Minęło kilka minut, a cały pokój
wypełnił się dymem i gorącem.
Niko nie zasługiwała na te rzeczy. Nie
chciałem, by istniały pamiątki po tym miejscu i tym czasie. Mogły tylko na mnie
ciążyć i przypominać mi o tym, co wtedy czułem. A to było niebezpieczne.
Wyszedłem, nie oglądając się za siebie.
Cały komentarz mi się usunął, więc jestem lekko podirytowana, przez co moja opinia nie wyjdzie tak ckliwa jak ta pierwsza. Do tego będzie krótka, gdyż jest późno a ja piszę z telefonu.
OdpowiedzUsuńRozdział jest piękny i smutny. Końcówka wywołała u mnie największe emocje, a dokładniej moment spalenia pokoju Niko i ten brak świadomości o prawdzie Sasuke. Nienawidzę niewiedzy...
Itachi jest tak bardzo specyficzny, że ciężko jest mi to sobie wyobrazić. Ale to dobrze, tak sądzę. Odbiega od standardowego Uchihy izalicza się u ciebie do postaci unikalnych.
Notka jest cudowna, a ja zbyt zmęczona, żeby swój zachwyt opisywać. Wybacz :/
Chcę napisać bardzo wiele, ale ty i tak wiesz, że jestem świetna ;)
Pozdrawiam z nadzieją, że niebawem pojawi się kontynuacja jednej z moich ulubionych opowieści ;)
Kuso... nienawidzę, jak kasują się komentarze.
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał. Ale nie wiem, co w nim widzisz pięknego :) Raczej spodziewam się negatywnych opinii w komentarzach... jest to część w sumie przegadana i bardzo "organizacyjna". Musiałam pokazać stan psychiczny, postanowienia każdej postaci, która będzie "maczać palce" w finale. To taki rozbieg przed poważniejszą akcją.
I owszem, Itachi jest specyficzny. To dobre określenie. Chyba trochę się zmienia, rozkręca... ale nie umiem inaczej go opisywać.
Wiem, że jesteś świetna :P
Pozdrawiam i dobranoc
Kurde, epic fail xd
Usuń'jesteś świetna' xd
'i zalicza'
Weszłam zobaczyć, czy jest może nowa notka i zobaczyłam twoją odpowiedź dopiero teraz. Wybacz. Pisałam to na telefonie...
Jest szansa, że będę 7/8 grudnia w Warszawie. Jak coś to się odezwę ;D
Kurcze, trudne to wszystko. Autentycznie, z rozdziału na rozdział coraz trudniej mi komentować. Czuję się, jakbym siedziała u psychologa, opowiadała jakąś dziwną historię, która strasznie wpływa na drugą osobę, ale nie jest ona w stanie pomóc. Albo przyspieszyć rozwój wydarzeń, jak kto woli.
OdpowiedzUsuńŚniło mi się wczoraj, że dodałaś rozdział i proszę. Ta telepatia. ;) Z jednej strony to dobrze, z drugiej źle, bo teraz dłuższy czas do następnej, z której i tak wyjaśni się 1/3 może. Marudzenie mi się włączyło, oho!
Co do rozdziału, wiadomym było, że musi być "część informacyjna", no i jest. Przeraża mnie Sasuke. Bardzo, a w zasadzie równie mocno jak niewiedza. I oto do czego prowadzi. A to... Palenie rzeczy w pokoju, kurde, aż ma się ochotę zapłakać, że tak się dzieje i że (idąc tym torem) nic nie wyjdzie. Nie będzie Ich. Ale mimo wszystko, miejmy nadzieję, że jednak będą, a to tylko przejściowe. ;) Choć kto wie, nigdzie nie jest napisane, że czytamy love story z happy endem, czyż nie?
Oby do szybkiego poczytania. :)
No jest to trudna historia, może nie powalająca, ale na pewno skomplikowana. Staram się nadać każdej biorącej w niej udział postaci własną motywację, uczucia i rozum, a przez to dodać im autentyczności.
UsuńNastępna część - własnie to wymyśliłam - będzie miała nieco inną formę. Będzie mniej informacji,a więcej akcji i odczuć.
Gdzieś zdaje się, że napisałam, że będzie swoisty "happy end", ale zapewne każdy to inaczej rozumie i moja wersja zakończenia tej sytuacji może się wydać komuś smutna. :)
Oby do szybkiego.
Pozdrawiam.
Ojjj, po pierwsze wlasnie przed chwila wybila 2;00, a ja musze wstac o 6 do szkoly. Dzieki. po drugie, moze wydam sie dziwna (znowu), ale dla mnie ten rozdzial byl taki... spokojny. I sie posmialam (glownie z Niko i Itackiego) I posmucilam (koncowa scena), ale to wszytko bylo takie.. Ee nie moge znalesc slowa. ogolem poczulam czil :D Ojj Sasuke, to musi naprawde kochac Niko. myslalam, ze dalaj bedzie sie rzucal, a on zachowywal sie nawet po ludzku! :o poruszylas Temat odbudowy klanu, wiec sie ciesze (tak, ciagle zyje ta nadzieje xD. jak sie troche oga rne to pewnie sklece jakis lepszy komentarz. a jak na razie to dobranoc I Dziekuje za mily rozdzial :3
OdpowiedzUsuńps. Itachi dalej jest uroczy. I lubi herbate!!!
Nie ma sprawy :) Ja mam do jutra jeszcze wolne, więc mogę sobie siedzieć po nocach, huehue.
UsuńNie jesteś dziwna. Wiem, że nota była chillowa. Jest ciszą przed burzą, często daję przed rozdziałem z "pierdolnięciem" (np. 86-tym) rozdział informacyjno-spokojny (85-ty). Wysnuj wnioski :P
Sasuke - owszem - przestał się zachowywać jak zwierz, sądzę że kilka dni w celi go trochę przymuliło. Miał czas wszystko przemyśleć, już nie miał siły się bardziej wkurzać (poza tym nie wyobrażałam go sobie miotającego się po wiosce jak Diabeł Tasmański bez widocznego celu).
Itacz jest uroczy, nie? :} Na swój dziwnie antagonistyczny sposób. Polubiłam go pisać. Mam nadzieję, że go nie zepsułam.
Herbata górą! :D
Pozdrawiam.
Dziękuję za rozdział. Jak zwykle świetny, boski itepe itede *--*
OdpowiedzUsuńtak po prostu go wypuścili - znaczy nie po prostu bo z pieczęcią, ale nie bali się że odejdzie z wioski czy coś...
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na cd :)
Hm, a co mieli zrobić? Trzymać go w więzieniu... i to bezpodstawnie? Kilka miesięcy.. lat?
UsuńMyślę, że odejście z wioski nie przyszło im do głowy (nie oglądali Naruto, haha...). Sasuke odrzucił na blogu propozycję Orochimaru, którego ruchy i tak Shinzobu nadzoruje, a w dodatku ucieczka z Konohy utrudniłaby mu POWRÓT do Konohy, w której musi prędzej czy później się zjawić, bo przecież w niej jest Itachi :)
Nie, Sasuke raczej nie utrudni sobie życia (a przynajmniej nie w ten sposób). :P
Pozdrawiam!
Ale się wczoraj ucieszyłam jak zobaczyłam nowy rozdział:-) Jak zwykle wszystko jest świetnie napisane i pełne emocji. Bardzo podobała mi się rozmowa Itachiego z Niko przy kielichu ich kłótnia w bazie, policzek oraz wspólne popijanie herbaty. W ogóle sceny z tą dwójką są ciekawe, lubię je czytać nigdy nie wiadomo co sie moze wydarzyć :-). Podoba mi się jak przedstawiasz Itachiego, choć chciałbym przeczytać fragment z jego punktu widzenia to jak on widzi wioskę, Niko i jej związek z Sasuke. Nie za bardzo rozumiem czy Sasuke sam uciekł z więzienia czy go podstępnie wypuszczono?
OdpowiedzUsuńRaczej nie będzie fragmentów z punktu widzenia Itachi'ego... pisanie O NIM jest dość dużym wyzwaniem, a pisanie o tym, co siedzi mu w głowie... nie, raczej nie. :O *dreszcz*
UsuńEh... moooże kiedyś, ewentualnie po zakończeniu bloga napiszę jakiś one-shot z nim w roli głównej.
Co do wypuszczenia Sasuke - było przecież powiedziane na zebraniu, że go wypuszczą, ale z "udogodnieniami". Mogliby go trzymać w więzieniu do końca życia, ale sprawiałoby to za dużo problemów. Nie tylko nie zrobił nic złego (no, poza zabiciem Ryoushi'ego... ale to się zdarza...) ale ciężko byłoby wytłumaczyć jego zniknięcie np. takiemu Naruto. Hokage zdecydowanie wolała pozbyć się go na chwilę z widoku, "postraszyć" go celą i wypuścić z upewnieniem się, że nie pokrzyżuje jej szyków.
Czy dobrze zrobiła - to się okaże :P Sasuke łatwo nie odpuszcza. A na pewno nie zapomina.
No i jest jeszcze Itachi, haha.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
Moje czytanie notki skladalo sie z trzech czesci:
OdpowiedzUsuń1 przeczytanie kilku zdan zaraz po obudzeniu sie w wczoraj(mialam taki dziwny sen, o tym ze pojawila sie nowa notka i po raz pierwszy weszlam i KURWA BYL O.O az do teraz nie wierze, ze mi sie przysnil)
2 czytanie w szkole pod lawka, w porniku itp
3 oraz trzecia i moja ulubiona. Wraz z przyjaciolka stwierdzilysmy, ze jako, ze jest poniedzialek trzeba sie najebac i tak tez zrobilysmy. W drodze do domu czytalam koncowke. Tak sie skupilam, ze musial jeszcze raz przeczytac.
Kocham Itachiego a ty mi go pewno zabijesz...
Tak jak zabili Broma w Eragonie
Syriusza w Harrym Potterze
Itachiego w Naruto... I Asume I Jiraye I prawie Kakashiego(w sumie zabili ale ozywili)
Ja w takich momentach mam powazne zalamania nerwowe. Brak checi do dalszego czytania...
Mimo moich przemyslen co do Itachiego rozdzial mi sie podobal. Najbardziej rozsmieszyl mnie "zajebisty reproduktor" smialam sie i smialam. Nawet probowalam wytlumaczyc przyjaciolce co w tym smiesznego ale nie zrozumiala (jak to ona ma w zwyczaju). A no i jeszcze jak Niko dala z plaskacza Itachiemu nie wiem czemu ale skojarzylo mi sie to z tym hy ha hu co robil Johny Brawo kurwa jak sobie wyobrazilam Niko robiaca cos w tym stylu to az sie oplulam.
Jesli juz musisz zabic tego Itacha to chociaz spraw zeby Niko I Sas byli znowu razem i on sie jednak dowiedzial
PLISS
No nie mogę z takich negatywnych emocji przed snem, wszystko sie strasznie pokomplikowało, serce me krwawi :C. Nie wyobrażam sobie, aby Niko i Sasuke mogli kiedykolwiek powrócić do poprzedniej, normalnej (w miarę ;p) relacji.
OdpowiedzUsuńHikki
Uchh. sama nie wiem od czego zacząć. Niech będzie od końca xd
OdpowiedzUsuńTa narracja Sasuke.. ostatnie linijki rozdziału były takie.. no cholera przez ciebie nie umiem się wysłowić xD tak dziwnie się czuję teraz, strasznie na mnie ten tekst podziałał. Chyba będę zdołowana do końca dnia, dzięki xd
Oprócz tego fragment Sasuke mnie też zirytował. Jak zwykle uważa, że wie wszystko najlepiej, 'poplecznicy Itachiego' i jego 'ludzie' to już wgl mnie rozwalili ;__; ale najbardziej gdy mówił o Niko. Znowu ta jego.. przedmiotowość. Może decydować o jej życiu bo jest jego, ta? Spoko Sasuke.
Świetnego klimatu dodawały te zdania napisane kursywą.
No a teraz zgrabnie przejdźmy do początku. Niko.. ech podziwiam ją, że po tym wszystkim jakoś się trzyma. Uwielbiam jej reakcje na Itachiego, niby się go boi, ale jeszcze bardziej ją denerwuje i te próby konwersacji z nim.. boskie ;D
'Zdawał się trzymać swoją kolację jako zakładnika, jakby miał zamiar mi sprawić przyjemność i zacząć jeść dopiero, gdy spełnię jego warunki i odpowiem mu na pytanie.' - to mnie dosłownie zabiło. Podobało mi się, że pomimo raczej ponurego nastroju w rozdziale, pojawiały się takie zabawne kawałki.
W ogóle ogół tego jak kreujesz Itachiego.. no rozpływam się. jest taki nierealny, a jednocześnie.. no nawet nie wiem jak go opisać. Niesamowity, bardzo nieludzki. A jednak ta świetna rozmowa o herbacie na moment go 'znormalniała'. Ale tylko na momencik.
Anko mnie zastanawia. Jest zazdrosna o Akane.. Leci na Itacza, co? A on jest niezadowolony dowiadując się, że Akane wychodzi z Kakashim.. hm hm hm :D Nie pokuszę się nazwaniem tego.. czworokątem miłosnym, bo biorąc pod uwagę te 'kąty', ich charaktery i relacje.. to byłoby przegięcie xD
Bardzo dobrym pomysłem była narracja Akane, przez to, że lepiej zna Uchihe od Niko, mogła interpretować jego zachowania i nawet kiedy dla innych przypominał robota, ona zdawała sobie sprawę z tego, co mniej więcej czuje.
Uch.. i ten legendarny plaskacz.. No nie powiem, odważne. Ale mnie jakoś nie zdziwiło, że Itachi jej nie oddał. Nie pasowałoby to do niego moim zdaniem. Niby taka maszyna do zabijania, mord we krwi, odpowiedź na każdy atak.. Ale nie, nie widzę go oddającego kobiecie. Głupie xD
Pewnie zapomniałam o tryliardzie rzeczy, które miałam zamiar opisać podczas czytania, ale przerywałam chyba z pięć razy, a teraz mama mnie pogania bo muszę zanieść jabłko tacie, który wędkuje nad wodą, więc.. ;__:
Czekam mega niecierpliwie na rozdział!
Pozdrawiam, buziaki ;3
Wędkuje? Przecież jest tak zimno D: jak można dobrowolnie siedzieć na dworze teraz?!
UsuńDziękuję za bardzo miły komentarz. W sumie zauważyłaś i skomplementowałaś wszystkie aspekty rozdziału, na których najbardziej mi zależało...
*schyla głowę w podzięce*
Nigdy nie jestem pewna opisując uczucia Sasuke, czy nie przesadzam. Ze wszystkich postaci on najbardziej przypomina mi mnie samą, więc często boję się, że będzie w nim za dużo moich frustracji i przemyśleń. Jest pewna cienka granica, której nie chcę przekraczać.
Ostatnie fragmenty rozdziału wyszły same. Wydarzenia z punktu widzenia Sasuke miały być dopiero w kolejnym rozdziale, ale gdy wymyśliłam scenę z Naruto - musiałam to napisać (głównie że nota była bardzo krótka w tym momencie). Cieszę się, że dobrze wyszło (czyt. niepokojąco i dołująco).
"Spoko, Sasuke." <- myślę, że 90% bohaterów ma mu ochotę tak powiedzieć. Wystawiając płasko doń w stronę jego twarzy xD
Niko teraz robi za komika. Jej sceny pisze się łatwo i przyjemnie, bo są to sceny z Itachi'm i lubię go denerwować ( i bić...?)... jednak nie będzie taka pewna siebie i przekorna, gdy fabuła bloga znowu kopnie ją w tyłek... eh.
ozdrawiam i jeszcze raz dzięki! :D
No.. mówią, że ta pasja jest uzależniająca xD
UsuńOczywiście, że granica jest, ale zawsze dobrze przelać w przemyślenia bohatera trochę siebie - wychodzą wtedy autentyczniej.
No nie, jesteś okrutna dla tej biednej dziewczyny ;<
;3
Wow... Jeszcze raz wow... Ech... Tak jakoś nie umiem się pozbierać... jejciu ta narracja Sasuke... Ajć bo jakoś tak dziwnie pisze... Ale możesz być pewna, że to było cudowne! Bardzo lubię twój styl pisania-jest świetny! Podobała mi się też rozmowa z Akane. Wprawdzie nie umiem jej opisać, ale zastanawiam się skąd ty takie mądrości czerpiesz, przy tobie czuje się głupia >.< A tak serio to chodzi mi o to wszystko co piszesz! To wszystko takie... Takie... No Takie o!
OdpowiedzUsuńItachi nie został oficjalnie ogłoszony jako „ten dobry-hehe fajne „ten dobry” podoba mi się;)
Pozdrawiam gorącooooo i weny życzę;D
Watashi
PS zgadzam się z Anayanną-jesteś dla niej okrutna! Ale szczerze to mi się podoba;)))
Jakie mądrości? Ja? To wszystko Akane. Która w dodatku okazała się bardzo niepomocna. :P
UsuńLubię, gdy to, co piszę jest "takie o". Wtedy wiem, że jest tak, jak powinno być, że zostaje w pamięci.
Hoho mamy tu kolejną sadystkę :P Witaj w klubie.
Pozdrawiam i dziękuję.
Część Sasuke do tego stopnia wyprowadziła mnie z równowagi, że rozwaliłam szklankę i pokaleczyłam sobie palce. Idiota! Krótkowzroczny, zacofany, palant! Emocjonalny pokurcz! Nawet nie rozważa możliwości błędnej oceny sytuacji! Na rany koguta, on jest pod tym względem tak ograniczony, że aż mnie krew zalewa! Poprzewracało mu się do reszty w tej maciupeńkiej główce! Jestem tak zła, że mam ochotę wleźć do twojego opowiadania i zadziabać jego jajca widelcem! Jak mięsne klopsiki! Maleńkie mięsne klopsiki!
OdpowiedzUsuńHAHAHAHA xD
UsuńA tak poza faktem, że młody Uchiha doprowadza mnie do białej gorączki, doskonale napisany rozdział. Nie mogę się nadziwić jak Niko funkcjonuje po tym wszystkim, skoro ja miałam z tym problem. (Po poprzednim rozdziale przez dwie godziny krążyłam po mieszkaniu, odbijając się od ścian i powtarzając sobie "Tylko oddychaj, nie zapomnij oddychać. No dalej, wdech i wydech".) I kiedy wspominam o trudnościach egzystencjalnych nie chodzi mi tu bynajmniej o leżenie na podłodze, zalewanie się łzami i konsumowania zatrważającej ilości jedzenia. Przeszła przez coś naprawdę traumatycznego i nadal jest w stanie cieszyć się tak małymi rzeczami jak pyszna herbata, choć od tych wydarzeń minęła znikoma ilość czasu. I nigdy nie będzie już tak samo... Nigdy... Wszystko się posypało... Masz ci los. Teraz sama siebie zdołowałam. Idę znaleźć sobie jakiś ciemnym kącik i trochę w nim popłakać...
OdpowiedzUsuńTo prawda, Sasuke jest emocjonalnym pokurczem. Jest tak święcie przekonany o krążącym spisku przeciw niemu, o tym, że los zawsze jest mu naprzeciw i że wie wszystko najlepiej, że tylko sobie utrudnia i tak niełatwe już życie.
UsuńRacja, Niko dostała od życia kopa w dupę. Ale ciężko powiedzieć, że jest to nagłe i nie była na to przygotowana. Jak się weźmie pod uwagę, że jest sierotą, niedawno dowiedziała się o tym, jak brutalnie (i czemu) zginęła jej rodzina... no i dodajmy do tego jej życie kunoichi, które automatycznie wypełnia jej codzienność krwią i śmiercią... cóż. Wiedziała, że prędzej czy później tajemnica wyjdzie na jaw, że nie będzie mogła ukrywać Itachi'ego przez wieczność. I cierpiała utrzymując to wszystko w tajemnicy przed Sasuke. Zahartowała się.
Działa też na nią logika typu "Ogarnij się kobieto, zobacz, co przeszedł Itachi i nie zwariował.. no, tak jakby." Ludziom dzieją się gorsze rzeczy.
Poza tym to naprawdę dobra herbata, wierz mi :D Każdego postawiłaby na nogi, haha.
Nie płacz :( Oni nie są tego warci. *podaje chusteczkę*
Wszystko się ułoży.
Ps. Albo nie.
Ciekawe co Itachi zrobił Niko-przywrócił jej pamięć?To się wydaje najbardziej prawdopodobne ale do tego chyba potrzebny jest sharingan,nie wyglądało mi to też na jej usunięcie.Bosh jakie głupoty pieprzył Sasuke,przeżył ogromny szok ale mógłby zastanowić się choć przez chwilę o czym mówiła mu Niko.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony wątek z Akane,uważa ją za potencjalnego sojusznika-to dobrze,będą mogli mieć na niego wpływ,pokierować nim aby się nie stało nic szczególnie złego.Jeżeli jednak wlezie do jej mieszkania w niewłaściwym czasie i w niewłaściwej chwili to będzie się działo .
Relacja między Akane a Anko jest prosta-ta druga leci na Itachiego,jednak jemu się podoba Akane i to z nią spędzał więcej czasu(pewnie dlatego że była dojrzalsza od Anko i brała go za przyjaciela a nie potencjalnego partnera).Anko czuje do niej urazę,Akane teraz umawia się na randki z Kakashim co dla niego nie jest dziwne ale mimo wszysko go denerwuje-jeśli Sasuke dowie się że ona o nim wie ,nie zachowa opanowania i spróbuje jej zrobić krzywdę-to z pewnością będzie miał wymazaną pamięć bez żadnego polecenia ze strony Hokage.
Może Itachi ją wytorturował za podniesienie na niego ręki i mądrzenie się na temat jego losu :P
UsuńO to właśnie chodzi z wątkiem Akane. Kobieta stąpa po wąskiej linie.
Relacje Anko-Itachi-Akane-Kakashi są ogólnie ciekawe, jednak nie powiedziałabym, że Akane się "podoba" Itachi'emu. To jest dziwna relacja, dobrze się znają, ale żadne z nich nie czuje do drugiego niczego romantycznego. Ich znajomość jest czysto funkcjonalna. Niirochi znała jego sekret i jej miezkanie jest świetną kryjówką, to wszystko.
Raczej irytacja Itachi'ego na jej wyjście z Hatake spowodowane jest jego stosunkiem do Kakahsi'ego. Myślę, że ktoś taki jak on - niezwykle utalentowany, z "kradzionym" Sharinganem, wyluzowany, irytujący, trochę wścibski - jest naturalnym "rywalem" (jeśli da się to tak określić) dla starszego Uchihy.
Co do wymazania pamięci Sasuke w obronie Akane - nie byłabym tego taka pewna. Dla Itachi'ego Sasuke i jego los są sto razy ważniejsze niż ktokolwiek w wiosce. Myślę, że jeśli zabił cały swój klan, łącznie z rodzicami, by uratować brata, to nie zrobiłby mu nagle teraz krzywdy za to, że podniósł rękę na Akane. Ona jest tylko dobrą znajomą, której - bądź co bądź - nie widział masę czasu. Raczej zabiłby ją bez mrugnięcia okiem, gdyby jego kochany braciszek go o to poprosił ;).
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
I jak - jak, na litość! - mam wykazać się zdrowym rozsądkiem i nie próbować nakłaniać Cię prośbą, groźbą, szantażem emocjonalnym (i resztą niewysublimowanych wariacji tychże), by kolejna część pojawiła się jak najszybciej (a najlepiej teraz, natychmiast)? Zawsze podziwiałam Cię - jako autorkę - za tę delikatność w dawkowaniu czytelnikowi informacji oraz zgrabne budowanie napięcia (czy to aby dobre słowo? Ostrożność? Celowe-znęcanie-się-nad-biednym-czytelnikiem?). Teraz jednak doprowadza mnie to do szewskiej pasji. Mimo, że rozdziały są bardzo długie (z silnym naciskiem na bardzo - za to jak zawsze kapelusz z łba), rozbudowane, pełne różnych wątków. Swoją drogą... Seriously. Jak Ty, droga Leitho, radzisz sobie, omotana gęstą siateczką tego-i-owego, wątków i wąteczków - tego, wraz ze swym skromnym, literackim stażem pojąć nie mogę. Znów zrywałam z głowy przysłowiowy kapelutek. Co się zaś tyczy samego rozdziału, Echa (bo mój komentarz nieubłaganie zbliża się do cienkiej granicy pomiędzy pochlebstwem, a nieznośną cukrzycą) - akcji w nim było mało; co oczywiście nie znaczy, że przestał być rozdziałem wartościowym fabularnie. Ot, głęboki wdech przed nurem w głęboką wodę - odnoszę wrażenie, że właśnie tak powinnam go odbierać. Jako przerwę, by pokazać, co bohaterom siedzi we łbach - które to rozmyślania staną się potem Spiritus Movens dalszych wydarzeń. A co by nie wyszło zbyt górnolotnie... Uwielbiam Itachi'ego! Oh my, wprost przepadam za tym Czystym Mrokiem, za tym dupkiem zlodowaciałym od koniuszków uszu po palce u stóp, za tym niepoprawnym milczkiem z martwotą mimiki twarzy. Kreujesz go fantastycznie. Drugi z Dumnych Braci Uchiha natomiast denerwował mnie w rozdziale niezmiernie, aczkolwiek nie mam serca, by go zwymyślać. Jego głupie zacietrzewienie jest - paradoksalnie - zrozumiałe. Mimo, że parę razy smacznie zazgrzytałam zębami - jego fanatyczne, zapiekłe trzymanie się tego, co uważa za prawdę, w przypadku jego osoby, nie jest niczym zaskakującym. Gdyby miał uwierzyć w to, co "pieprzyła" Niko... Cóż, chyba nie będzie przesadą uznać, że straciłby sens i cel, dla którego żył, trenował, rozwijał się. S. King napisał kiedyś, że "duma - ta niewidzialna kość, która usztywnia kark". Kark Sasuke musi być sztywny do granic absurdu. Ale to część jego "czarującej" osobowości - bez tego nie byłby sobą.
OdpowiedzUsuńMiałam wielką ochotę napisać coś więcej, ale niestety - wisi nade mną kilka nieprzyjemnych obowiązków. Zamiatam więc ostatni raz kapeluszem, proszę gorąco, by kontynuacja pojawiła się jak najszybciej i ślę pokłady ciepła w ten zimny, październikowy dzień.
(/saiyan-pride.blogspot.com/)
Ah, już nie tak zimny. W Warszawie jest na tyle ciepło, że nawet ja wyszłam pobiegać...
UsuńNie wiem, czy nazwałabym to "ostrożnością". Bardziej chyba cechuje mnie dokładność. Lubię postawić sprawę jasno, przygotować grunt pod przyszłą fabułę we - jak to ujęłaś - łbach bohaterów. Nie wiem, jak to robię. Chyba to przychodzi samo z czasem, bo mój staż literacko-czytelniczy jest z pewnością skromniejszy, niż myślisz.
Doskonale opisałaś Sasuke - oh tak, trzyma się swojej wizji prawdy bardzo mocno. Ale jak to Itachi wielokrotnie powtarzał przy kilku okazjach - prawda każdego człowieka jest iluzją. Wierzymy w to, w co wygodnie nam wierzyć. Gdyby młodszy Uchiha dopuścił do siebie choć echo pomysłu, że Niko miała rację, jego świat runąłby. A to ostatnie, co człowiek lubi robić - burzyć swój świat. Tacy jesteśmy wygodniccy.
Postaram się jak najszybciej dodać nowy rozdział. Zaczął się rok akademicki i jak zwykle mam większą wenę mając masę roboty, niż obijając się w wakacje... no i nie oszukujmy się - następny rozdział będzie bardziej ekscytujący niż ten. Chyba. Zależy, jak długi wyjdzie mój plan.
Dziękuję za cudowny komentarz i pozdrawiam ciepło!
Złamałaś mi serce tym rozdziałem. Jak na razie nic niemalże nie wskazuje na to że będzie lepiej. No i miałam ochotę udusić Sasuke, chociaż właściwie nie zrobił nic poza byciem sobą- Mrocznym Bucem który jest tak zapatrzony w swoja wizję świata, że nie zauważy prawdy, nawet jeśli ta uderzy go w twarz.
OdpowiedzUsuńZaczęłam od końca, więc teraz czas na pierwszą cześć rozdziału. Przede wszystkim DZIĘKUJĘ ♥, serio, nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę że Twój Itachi jednak jest zdolny do ludzkich odruchów. Naprawdę, pod poprzednimi notkami uparcie narzekałam na jego zachowanie, ale teraz jest wręcz idealny. Te momenty ich rozmów przy sake i herbatce były bezbłędne, chętnie poobserwowałabym relacje Niko, Itacza i senseiów dłużej. Chociaż z drugiej strony nie mogę się doczekać konfrontacji głównych antagonistów, jestem szalenie ciekawa jakie będą ich reakcje i cóż będzie działo w ich głowach.
W międzyczasie naszło mnie też takie przemyślenie- czemu nie ogarną tego upośledzonego emocjonalnie buca i nie zrobią z niego sojusznika? Przecież to rozwiązanie wydaje się być idealne. No, poza tym że Itachi ma inne zdanie.
Tak reasumując sytuacja nie jest tak zła, jak mi się wydawało pod koniec rozdziału.. No Ale Sasuke palący rzeczy Niko.. To serio łamie mi serce.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny :)
Tak jak napisałaś - Sasuke nie uwierzy w to, co mu mówią inni - zwłaszcza tacy, którzy współpracują z jego batem. On to wszystko widzi jako spisek i jedno wielkie kłamstwo.
UsuńBuc poza tym nie jest w ANBU, a całe swoje życie nienawidził Itachi'ego. Hokage ciężko uwierzyć, że teraz po prostu się pogodzą. Nie mogą mu zaufać. Chciał zabić Niko, a nie będzie chciał zabić brata?
No i właśnie poza tym Itachi uważa, że o jego "prawdzie" powinno wiedzieć jak najmniej osób. ANBU i Akane zabiorą historię Uchihów do grobu, a Sasuke go zabije i będzie "cacy". Pogodzenie i współpraca zaprzepaściłyby jego wizję przyszłości.
Sytuacja jest zła, ale nie tragiczna. Grunt, że po jednej stronie jest dużo ludzi inteligentnych i zdolnych do poświęceń, a po drugiej jeden samotny, zagubiony, arogancki kretyn. Wynik takiego starcia jest oczywisty ;)
Pozdrawiam serdecznie
Musisz mi wybaczyć, ale jestem dosyć słaba w pisaniu wyczerpujących komentarzy. :P Odnalazłam twojego bloga w piątek, gdzieś około godziny 18. Muszę przyznać, że jego treść wciągnęła mnie od razu. Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Fabuła również należy do jednych z ciekawszych. Jak dla mnie, jest oryginalna i wyjątkowa. Uważam tak, bo rzadko widzę coś innego niż "SasuSaku", lecz to tylko moje spostrzeżenia. Mogę się mylić. :P
OdpowiedzUsuńTak więc, zaczęłam czytać twojego bloga w piątek, a skończyłam o 4 nad ranem dnia następnego. Jesteś mi winna dwa kubki kawy. :p
Obecna sytuacja jest bardzo smutna. :c Oczywiście Sasuke nie uwirzył Niko, co było raczej do przewidzenia, w końcu taki jest Sasuke. Czekam na dalsze rozdziały, mam nadzieję, że nasi główni bohaterowie w końcu dojdą do porozumienia. :>
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny twórczej :)
Miał nie być długi komentarz, a jednak wyszedł. :P
Nie wiem, jak zdołałaś przeczytać wszystkie rozdziały, ale cieszę się z każdego nowego czytelnika. Witam Cię w tym gronie i z góry przepraszam za długie okresy czekania na rozdziały :P
UsuńJeśli to Cię pocieszy, to kiedyś miał być to blog SasuSaku, ale w mojej głowie charakter Sakury za bardzo od niej odbiegał, więc stworzyłam nową bohaterkę.
Przyjedź do Warszawy, to oddam Ci tę kawę :P
Pozdrawiam serdecznie
jezu, to mialo byc sasusaku!? zniszczylas mnie tym, zawsze zylam z ta cudowną świadomością, ze jej nie lubisz :/ nie wyobrażam sobie, żebyś zmarnowała swój talent na ten paring... dobrze, ze stworzylas Niko ;)
OdpowiedzUsuńOstatnie dwa rozdziały są ciężkie. W sensie, świetnie się czyta, ale moją reakcją pod koniec jest 'ugh' jakbym wykonała 100 przysiadów. Przyznam, że zastanawiam się czy to jest tylko epizod, punkt kulminacyjny całego bloga, czy może początek nowego nurtu? Dziękuję za kolejną część Twojej historii.
OdpowiedzUsuńJak zwykle życzę weny,
eM
Powinnaś się zgłosić do wywiady-z-autorami-blogow-mangiianime. Chętnie przeczytałabym z tobą wywiad
OdpowiedzUsuńO ile się dobrze zorientowałam, to autorzy mają się dopraszać o przeprowadzenie wywiadu... Wyobrażasz sobie Angelinę Jolie proszącą dziennikarza, by z nią pogadał? Coś tu chyba nie gra.
UsuńNie potrzebuję takiej reklamy. Jeśli chcesz mnie o coś zapytać, to w zakładce "Autorka" jest mój mail.
Pozdrawiam,
Co stało się ze stroną ? Jest cała czarna, nie ma Sasuke i Niko. Wprowadzasz jakieś zmiany ?
OdpowiedzUsuńZmieniam szablon. Musisz poczekać aż załaduje się tło.
UsuńNie podoba mi się :<
OdpowiedzUsuń:[
Usuńa co z moją opowieścią o rocku lee powinna dostać chociaż wyróżnienie
OdpowiedzUsuńNiestety nie posłuchałaś się regulaminu - jakbyś mi to anonimowo wysłała w ramach konkursu, na pewno byś wygrała :P
Usuńhmm.. jeśli mam być szczera, to uważam, że poprzednie szablony były lepsze :[ ale i tak przydała się zmiana (y)
OdpowiedzUsuńale ten szablon odzwierciedla teraźniejszą akcję i melancholie,
OdpowiedzUsuńjedyne zastrzeżenie to to że szablon powinien być bardziej z lewej strony
Odnoszę wrażenie, że twój blog traci na popularności, jakoś niespecjalnie ludzie są chętni do komentowania. A powinno być odwrotnie, w końcu historia nabiera rumieńców, rozpędu, to już nie pojedyncze epizody, a zwarta całość. Może to zwykłe lenistwo, mamy w końcu szkołę, obowiązki, i tak dalej. Trochę szkoda.
OdpowiedzUsuńNie strasz czekaniem na notkę, przyzwyczajeni jesteśmy do oczekiwania jej miesiącami. Ale to ma swoje minusy, bo ja najzwyczajniej w świecie zapominam na czym historia się zakończyła, i chcąc nie chcąc nowy rozdział jest dla mnie oderwany. Aż muszę sobie przypominać poprzedni. ;/
No i na koniec, weź zmień ten szablon. To chyba najgorszy i najbrzydszy ze wszystkich jakie kiedykolwiek miałaś. Z całym szacunkiem dla jego wykonawcy. Tu rzuca mi się w oczy jakieś "kiui1230" i za chol.erę nie wiem o co chodzi. Podobał mi się ten na starym adresie, ze ślicznym japońskim tłem ( o ile to było japońskie tło ).
Pozdrowienia
Fran
Po prostu przyzwyczailiście się do szablonów mojego autorstwa. :) Czułam, że potrzebna jest zmiana i oto efekt. Mi się ta kompozycja bardzo podoba - znacznie bardziej pasuje do aktualnego nastroju bloga. Kivi1230 to autorka obu rysunków zawartych w nagłówku. Polecam ją sobie obczaić.
UsuńDużo osób mi mówi, że szablon na Onecie był ładny. Niestety nie mam aktualnie czasu zrobić podobnego.
Co do zmniejszenia popularności - zauważyłam to samo. Sama nie oglądam i nie czytam żadnych polskich blogów, to co innym będę wytykać brak zainteresowania moim? Widzę jednak po statystykach, że dużo ludzi wchodzi, czyta nawet stare rozdziały, które regularnie dodaję do Archiwum, ale przecież do wyrażania swojej opinii ich nie zmuszę.
Sądzę, że era blogów i opowiadań powoli przemija. I nie powiem, by mi to jakoś specjalnie przeszkadzało czy ubliżało.
Hn, jeśli z powodu opóźnienia z notką musisz przeczytać poprzednią, to mało mnie przekonujesz, bo dla mnie to plus :P A dla ciebie powinna to być saaaama przyjemność - ponownie czytać moje wypociny. ^^
A poza tym, książki czasem wychodzą co kilka lat. A ludzie fabułę poprzednich części pamiętają.
Pozdrawiam
Co z tą jednopartówką która wygrała? Jest mozliwość jej przeczytania?
OdpowiedzUsuńNa razie nie. Przy takiej ilości prac nie ma sensu tworzyć bloga do czytania i dyskusji. Jeśli zwyciężczyni opublikuje gdzieś swoją pracę (bo to ona ma prawa autorskie do niej) to może nas poinformuje.
UsuńJuż się nie mogę doczekać następnego wpisu :)
OdpowiedzUsuńChcę ci podziękować za to , że masz ochotę prowadzić tego bloga , ponieważ dla mnie , jak też wierzę dla wielu innych jest to czysta przyjemność czytania i zagłębiania się w tą całą historię sasuke i niko ;)
Doceniam twoją ciężką pracę i uważam , że na serio świetnie piszesz ! Masz ogromny talent . Twoją historię czyta się bardzo lekko i przyjemnie , chętnie bym kupiła książkę twojego autorstwa ;) masz świetny dryg do pisania i bardzo mi się podoba cała historia , twoja wyobraźna i twórczość :)
Hej !
OdpowiedzUsuńZnalazłam twojego bloga przez przypadek na komórce . . .
Zastanawiam się, czy mogłabym dostać się do pierwszego rozdziału ?
Bo ostatnio nie mam co czytać, a chętnie zagłębiłabym się w tą historię.
Odpowiedziałabyś mi na moim blogu ?
http://xiaolin-czern-i-biel-nowa-historia.blogspot.com/
Hej!
OdpowiedzUsuńZaczęłam dopiero czytać. Raczej od tygodnia i nie mogę nie zostawać po sobie śladu. Historia jest świetna. Dokładnie nie potrafię wyszukać na to słowa, gdyż "CUDO *.*" - to za mało. Niko i Sasuke, jest to historia, która porywała mnie całą. Nie potrafię napisać więcej, gdyż, wszyscy powiedzieli to co ja bym chciała. Czekam na następny rozdział.
~Pozdrawiam i życzę weny!
Coś nowego może jakoś, co?:P
OdpowiedzUsuńlol nope
OdpowiedzUsuń-saske
Leitha jak tam idzie pisanie nowego rozdziału ? pod choinkę będzie czy raczej w przyszłym roku ?
OdpowiedzUsuńMam masę pracy. Raczej nie wstrzymujcie oddechu.
UsuńCzy email leitha@op.pl nadal aktualny? chciałabym przesłać coś mam nadzieję ciekawego :)
OdpowiedzUsuńTak, nadal aktualny. Dziękuję za maila. Zaraz odpowiem.
Usuńzawiesiłaś bloga?
OdpowiedzUsuńA można liczyć że nowy rozdział pojawi się gdzieś w styczniu czy raczej później? Dużo tak % masz już napisane?
OdpowiedzUsuńP.S Życzę Ci szczęśliwego nowego roku ! Oraz dużo weny i czasu wolnego gdzie będziesz chciał i przede wszystkim mogła pisać.
Pozdrawiam
Dziękuję bardzo ;).
UsuńRozdział dopiero co zaczęłam. Mam na niego plan, po prostu zbliża się koniec semestru i mam tyle oddań i zaliczeń, że nie wiem, kiedy miałabym myśleć o blogu. Postaram się opublikować coś pod koniec stycznia. Jeśli nic się nie pojawi, to mam na początku lutego 3 tygodnie ferii i wtedy na pewno będzie rozdział.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie rezygnuj z tej historii.
OdpowiedzUsuńNo skoro TY prosisz...
UsuńJa też, BARDZO. Codziennie zaglądam czy nie ma nowej notki.
UsuńHikki, zawsze wierna :3
Haha :) Witaj Leitha. Informuję, że masz jeszcze jednego czytelnika ubóstwiającego Twoją twórczość, który wcześniej nigdy się nie ujawnił. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńWitam. To była ironia ;)
UsuńNie rezygnuję. Napisałam ciut wyżej, kiedy będzie notka. Chill.
Wiem, że ironia, dlatego na początku było "Haha". Czytam po prostu Twoje opowiadanie już dłuuugi czas, jeszcze przed przeniesieniem historii na tego bloga i trochę głupio mi się zrobiło, że właściwie nigdy nie zostawiłam po sobie żadnego śladu, a wiem, że dla autorów to jakiegoś rodzaju przyjemność. :)
UsuńI dobrze, że Ci głupio, haha. Stosunek komentujących do odwiedzających jest zatrważający ;_;
UsuńNie mam jednak do nikogo żalu i nie karzę Was za brak komentarzy - wiem, jak to czasem jest ciężko napisać parę konstruktywnych słów, zwłaszcza gdy musiałoby się skomentować aż 80 rozdziałów.
Owszem, jest to przyjemność. Można czasem miło porozmawiać ;)
Witam.
OdpowiedzUsuńJak tam humor i chęć do pisania??Pracę idą do przodu czy raczej kiepsko?
Idzie do przodu, mam już większość. I humor. I dużo roboty. I trudna notka.
UsuńCierpliwości ;)
tak się zastanawiam, czy hisotria raczej zmierza ku końcowi, czy jednak przed nami jeszcze spooro rozdziałów? :D
OdpowiedzUsuńRaczej będzie ze 100 notek. Jesteśmy bliżej końca, mimo że się wydłużają.
Usuń69 komentarzy nie licząc tego. Trzeba to jakoś uczcić i opić. ^.^
OdpowiedzUsuń"Jakoś"? Chyba liczba wskazuje, jak :D
UsuńLol, a tak serio - niedługo będzie nota. Tak uczcimy.
Huuura!
OdpowiedzUsuńWięc zostało jakieś 13 rozdziałów... Spędzimy ze sobą jeszcze dwa lata! :D A tak na serio to przyzwyczaiłam się do czekania na nowy rozdział, czytam to opowiadanie od dziewiątego więc rozumiesz. ;) Brakuje mi starych szablonów, pamiętam biały z motylkami i brzoskwiniowy. Były prześliczne :)
OdpowiedzUsuńBrzoskwiniowy był okropny... :c
Usuń