Nakłaniam do zapoznania się z dość ważnym postem na podstronie
AKRYLOVE
Długość oczekiwania na notkę powinna rosnąć wprost-proporcjonalnie do jej jakości, nie? Zgadzam się, tak powinno być. Szkoda, że u mnie to nie działa. Rozdział powstawał na przestrzeni 3 miesięcy, na kartkach, kolanach, laptopach i za granicą, także nie tylko jest nieprzemyślany i kiepski, ale też mogą się w nim zdarzać błędy.
A, i jest krótki, by oszczędzić wam katorgi. Wycięłam kilka fragmentów, które pisałam godzinami, bo gdy przeczytałam je następnego dnia, miałam wielkie "WTF" na twarzy. Nie bijcie mnie za tytuł. Rozdział jest tak beznadziejny, że omal nie nazwałam go "Miłość", by dopełnić obrazu. Jeśli Was to pocieszy, to na Akrylov...ach (?) pojawiła się druga część historii Aggi. A, i biorę udział w konkursie, może coś z tego wyjdzie! Jakby ktoś pytał, czemu notka teraz, czemu nagle wystrzeliłam i ją zredagowałam w kilka dni, gdy czekacie pół roku... Ten pan jest powodem.
Są takie chwile w życiu
człowieka, gdy cały zgromadzony w środku stres, złość i zmęczenie nagle
uchodzą. W jednej chwili jest się w centrum huraganu, a w następnej – ma się
wszystko gdzieś. Zupełnie, jakby jakaś obca siła wyjęła naszego ducha z
obleganego problemami ciała i postawiła go obok, nienaruszonego.
Tak się teraz czuję. Przez
moment wydaje mi się, że widzę wszystko z boku, nic mnie nie dotyczy. Nie
martwię się o to, jak sobie poradzę ani co powiem. Jedyna myśl, jaka kołacze mi
się po głowie, brzmi:
„Jak do tego, cholera, doszło?”
Jeszcze miesiąc temu byłam
zwykłą, szeregową kunoichi Konohy. Żyłam sobie spokojnie w cieniu mojego
cudownego partnera i jeszcze cudowniejszego mentora. Wykonywałam swoje zadania,
żyłam dostatnio z pensji shinobi. Widywałam się ze znajomymi, trenowałam,
chodziłam na zakupy, dokarmiałam koty.
Nagle jestem tu, po środku sali
obrad Shinzobu, gromady najsilniejszych shinobi w wiosce. Nie chcę tu być.
Wszyscy patrzą na mnie wyczekująco, jakbym niosła ze sobą wiadomość decydującą
o ich życiu czy śmierci.
W całym tym amoku zauważam, że
krzesło Ryoushi’ego – a ostatnio Itachi’ego - stoi puste. Nie dziwi mnie to –
jeszcze godzinę temu na własne oczy widziałam go w łóżku. Co dziwniejsze
jednak, to to, że przy stole o kształcie podkowy nie ma również Anko.
Zastanawiam się, czy zaspała i
bardzo jej tej możliwości zazdroszczę.
- I co? – pyta Hokage, zupełnie
jakbyśmy dyskutowały o czymś zawzięcie przez godzinę, kontynuowały wątek. Tak
naprawdę nie widziałyśmy się dwa dni, a ja właśnie wparowałam na salę obrad,
spóźniona. Trochę.
- Erm… - Zajmuje mi chwilę, by
zrozumieć, że pyta o Itachi’ego. W sumie to dziwne, bo sama go leczy, kilka
pięter niżej. Nawet idiota by się domyślił, że trzymanie go w zwykłym szpitalu
spowodowałoby panikę i rozruchy. Uchihowie mają ten swój specyficzny urok. –
Jego stan jest… stabilny. Chyba. – Drapię się po głowie. Nie wiem, czy mam
usiąść, czy stać. Nic nie wiem.
- Pytam o jego chęć do
współpracy – warczy blondynka. Jej cera jest bledsza niż zwykle.
To już jest trudniejsze pytanie.
Powiedziałabym, że celem Itachi’ego nigdy nie była pomoc ANBU w powstrzymaniu
Danzo, a heroiczna śmierć cierpiętnika z rąk własnego brata, ale sądzę, że nie
wywołałoby to pozytywnego efektu. Zwłaszcza, że nie podzieliłam się tą
informacją nieco wcześniej.
Jej pytanie jednak sugeruje, że
pokłada we mnie nadzieje. Że wszyscy sądzą, że brunet powiedział mi coś, czego
im nie chciał. Możliwe, że nie odezwał się słowem do Hokage, która uratowała mu
życie, a Ibiki’ego – specjalistę od przesłuchań i tortur, nie tylko fizycznych
– zwyczajnie olał. To by do niego w sumie pasowało. A mi sprawiło radochę.
Stoję jak wryta, szukając w
umyśle czegoś, co może być przydatne, ale jednocześnie nie zrujnować komuś
życia. Na przykład mi.
Itachi trafił do izby szpitalnej
w fatalnym stanie. Mimo że nie odniósł szczególnych ran, jego organizm był na
skraju wytrzymałości. Pluł krwią, a jego ciało wiło się spazmatycznie w bólu,
jakby walczył z niewidocznym dla oka, duszącym go przeciwnikiem. Natychmiast
cofnęłam się w czasie do chwili, gdy byłam dzieckiem, a on leżał na kozetce w
świątyni. Mama opatrywała mu rany, gdy tata kłócił się z wujkiem za ścianą.
Ten widok ściskał mi żołądek aż
do uczucia fizycznego bólu. Widziałam w swoim życiu wiele cierpienia. Po raz
pierwszy jednak zastanawiałam się, czy śmierć nie byłaby lepsza.
Byłam wykończona, ale błąkałam
się po bazie, czekając na relacje lekarzy. Wolałam to niż pójście do Akane i
stanięcie oko w oko z tym, co się stało. U Itachi’ego obstawiałam gruźlicę lub
zapalenie płuc. Szybko wystawiono jednak inną, ponoć oczywistą diagnozę –
mikroskopowe zapalenie naczyń. Uchiha musiał na to chorować od lat, a na pewno
w momencie, gdy pomogłam sprowadzić go do wioski.
Jak przez mgłę pamiętałam nasze
pierwsze spotkanie. To, jak wstrzyknęłam mu Haisuchi myśląc, że to lekarstwo, a
on jest miłym, starszym panem. Potem byłam pewna, że to trucizna, a on jest
znienawidzonym nukeninem. Prawda była taka, że trucizna nie działała, a on był
bohaterem.
Świat był popieprzony.
Nie wróciłam do domu. Miałam
wrażenie, że jestem zbyt zmęczona, by spać. Poszłam do biblioteki i poczytałam
więcej o jego schorzeniu, walcząc z własnym bólem głowy.
Zapalenie to było zaburzeniem
układu immunologicznego. Obejmowało naczynia krwionośne i powodowało ich
obumieranie. W stanach zaawansowanych krwawiły płuca, a organizm, by się tą
krwią nie udławić – wywoływał krwawy kaszel. Choroba oddziaływała też na nerki
i inne dobrze ukrwione miejsca, na przykład twarz. W tym oczywiście oczy.
Jego organizm walczył z chorobą.
Nic dziwnego, że był tak blady i chudy.
Zasmucił mnie fakt, że do tej
pory nie znano przyczyny choroby, a tym samym lekarstwa. Życie pacjentów
podtrzymywało się sztucznie – sterydami, immunosupresantami i antybiotykami.
Gdy po południu wróciłam do
bazy, wokół sali, na której leżał Itachi, kręciło się znacznie mniej personelu.
Postanowiłam wykorzystać tę okazję na rozmowę. Po raz pierwszy w życiu – w
miarę bezpieczną.
A na pewno bezpieczniejszą, niż
rozmowa z jego bratem.
Byłam w sumie zawiedziona, gdy
zastałam go nieprzytomnego. Szybko sprawdziłam, czy oddycha i odetchnęłam z
ulgą, gdy dostrzegłam powolne unoszenie się i opadanie jego klatki piersiowej.
Jak to w szpitalu – podłączyli do niego masę kabelków i urządzeń. Mimo to
wyglądał blado. Nawet na tle śnieżnobiałej pościeli.
Był wrakiem człowieka. Zupełnie
nie przypominał maszyny do zabijania i żądnego potęgi wariata, którego grał na
polu walki. Nie byłam w stanie uwierzyć, że to szczupłe ciało produkowało tyle
energii, by jednym machnięciem palca jego dziwna technika zmiotła mnie z dachu
na kilkadziesiąt metrów w głąb lasu.
No dobra, może byłam. Już dawno
wiedziałam, że nie można ufać pozorom. I jeśli były na tym świecie osoby, do
których podstawowe prawa logiki i fizyki się nie odnosiły, to byli to na pewno
Uchihowie.
Nie miałam pojęcia, skąd wzięło
się to dziwaczne kościane jutsu. Wiedziałam jednak, że ma ono związek z nowymi
umiejętnościami Sasuke, o których poinformowała mnie Megumi. Jej mina musiała
być niesamowita, gdy nie dostaliśmy misji, nie było nas na treningu, a gdy
przyszła po nas do domu, zastała tylko spaleniznę.
I to też mnie martwiło. Używanie
takich silnych technik musiało mieć swój koszt i oddziaływać na ciało. Itachi
był silnym shinobi, ale podczas walki, którą miał zamiar przegrać, połączonej z
chorobą, której nie próbował leczyć…
Nie wiem, kiedy zaczęłam tak się
przejmować. Już dawno pogodziłam się z faktem, że nie chcę, aby umarł. Teraz
nagle coś zaczęło zagrażać zaledwie jego zdrowiu i ponownie nie byłam obojętna.
Mało powiedziane – bałam się.
Tak, świat był na pewno
popieprzony.
Tym razem wróciłam do Akane.
Zastałam puste mieszkanie, więc wzięłam prysznic i zjadłam coś na szybko.
Wiedziałam, że Itachi przez jakiś czas nie będzie mógł jeść nic z zewnątrz,
powstrzymałam się też przed wzięciem ze sobą herbaty.
Gdy wróciłam, jego powieki były
lekko uchylone. I albo miał w sobie stanowczo za dużo siły i nadal ukrywał
wszelkie emocje, albo miał moją wizytę w absolutnie głębokim poważaniu. Po jego
pustych, apatycznych oczach nie było widać żadnej zmiany z powodu mojej
obecności.
Usiadłam na krześle pod ścianą.
Nie wiedziałam, gdzie posiać wzrok. W podziemnej sali nie było okien.
Całą sobą czułam, że coś jest
nie tak. Nie byłam sensorem, nie posiadałam kekkei genkai, ale nie byłam też
ślepa na energie. Gdy byłam w pobliżu zrelaksowanego ninja, mogłam porównać
jego chakrę do… jajka. Miała swój zwarty, stały kształt oraz coś na wzór
centrum, w którym się kumulowała. Energia Itachi’ego, której zwykle nie czułam,
bo była zbyt dobrze ukryta, teraz wirowała po całej sali. Był widocznie zbyt
osłabiony lub zbyt otumaniony, by ją kontrolować. Przypominała roztrzepaną jajecznicę,
którą ktoś bez celu przerzucał po rozgrzanej patelni.
Gdy jego słaba chakra szalała,
on w kontraście się nie ruszał. I nic nie mówił.
Mogłam w sumie spodziewać się
ciszy. Itachi nie korzystał z daru mowy nawet, gdy władał nią bez bólu.
Mimo to potrzebowałam się
wytłumaczyć. Nikogo nie obchodziła moja motywacja ani uczucia, cały dzień
dostawałam jedynie ochrzan. Nie wymagałam, by był po mojej stronie. Wystarczyło,
że słuchał.
- Nie żałuję tego, co zrobiłam –
powiedziałam trochę za głośno. Przygryzłam wargę, nie podnosząc wzroku. Może
wzięłam się za przepraszanie od złej strony. No cóż. Cała ja. – Wiem, że
pokrzyżowałam twoje plany. Wiedz jednak, że nie zrobiłam tego z egoistycznych
pobudek. Jesteś… potrzebny Sasuke. Po poznaniu prawdy świadomość, że cię zabił…
zniszczyłaby go. – Uniosłam niepewnie wzrok. Czarne punkciki wpatrywały się we
mnie z iskrzącą irytacją. Ciemna brew lekko drgnęła. Miałam nadzieję, że
brzmiałam przekonująco. Nie kłamałam, a mimo to ciężko było mi wyrazić, co mam
na myśli. – Wiem, że chciałeś, by się nie dowiedział, ale to też nie byłoby
fair. W stosunku do niego jak i do mnie. Szczęście oparte na kłamstwie nie jest
szczęściem. – Mogła to być straszna hipokryzja, biorąc pod uwagę, że sama przez
dłuższy czas zatajałam prawdę przed młodszym Uchihą. Jednak miałam teraz okazję
wszystko naprawić. I czułam, że odpowiedź… że sposób, jak to zrobić, jest tuż
tuż. – Nawet, jeśli jesteś wściekły – nic już z tym nie zrobisz. Sasuke
uwierzył mi i darował ci życie. Wykorzystaj je i pomóż Shiznobu odeprzeć atak
Danzo, a obiecuję, że nie wetknę więcej nosa w twoje sprawy.
Cisza, która mnie objęła, nie
była wcale przytłaczająca. Wypełniona była myślami, owszem. Dyskusją, na którą
było już za późno i która dotyczyła tego, co już było. Przeprosinami. Bo o to
chodziło, prawda? O to w tym wszystkim chodziło. O stare błędy, nie tylko moje.
Miałam wrażenie, że wiem, co robię. Wystarczyło, by Itachi też to zrozumiał i
zaakceptował.
Ale nawet leżąc nieruchomo w
białej pościeli, z której wystawał jedynie jego blady, wychudzony tors i
chorowicie biała twarz, wyglądał przytłaczająco i ponuro. Purpurowe sińce pod
oczami nie gasiły dziwnego blasku w oczach, który dodawał barwy stoickiemu
tonowi.
- Jesteś… dzieckiem.
Obelga, nawet wyszeptana z trudnością
z ust konającego człowieka, była jak siarczysty policzek. Jak ostatnie
pchnięcie. Cios, który zburzył tamę, o której istnieniu nie miałam pojęcia.
Kolejna osoba, która wiedziała
najlepiej. Która podstawiła się pod nóż, bo miała dość życia. Która nie
wierzyła w kompetencje innych, więc wszystko zrobiła sama. Zupełnie jak brat.
Miałam dość.
- Tak, może i jestem dzieckiem –
syknęłam, wstając powoli z krzesła. Podeszłam bliżej łóżka. Tak blisko, by nie
unosić głosu, ale nie na tyle, by sądził, że próbuję nad nim górować. – Ale to
dziecko cię przechytrzyło, Itachi. Sam podałeś mi prawdę i swoje zamiary jak na
tacy. I nie zabiłeś mnie, mając tyle okazji. Nawet przy Sasuke. Dlaczego? –
Dopiero teraz zorientowałam się, że nie wiem. A chciałam wiedzieć. Tak bardzo, bardzo,
chciałam wiedzieć. – Sprawiłeś, że uwierzył, że zginęłam. – Mogłam sobie
wyobrazić, jak Sasuke zareagował. Widziałam przecież rozpacz w jego spiętych
mięśniach. Furię i rezygnację w jego oczach. Był zdruzgotany. Po co? Tylko
dlatego, by jeszcze bardziej zmotywować go do walki? - Mogłeś mnie zabić i
dokończyć swój plan bez przeszkód, ale jednak dopuściłeś… wolałeś, by
dowiedział się, że jednak mnie nie zabił. Czemu?
Tym razem odpowiedział od razu.
Jakby wiedział, że o to zapytam.
Paradoksalnie dopiero przez jego
doświadczenie i refleks, nie przez jego słowa, poczułam się jak dziecko.
- By łatwiej… ci wybaczył.
Oh. A więc to tak?
Parsknęłam śmiechem.
- Gry psychologiczne, serio?
Śmierć i życie, strata i powrót, wina i odkupienie? – Uniosłam brwi. Czułam,
jakby wyleciało ze mnie powietrze. Powinnam była nadal zachować czujność,
okazać należyty szacunek. Zmęczenie jednak odbijało się na mnie. Zbyt wiele
razy rozmawialiśmy sam na sam. Miałam wrażenie, że się znamy, że mogę sobie
pozwolić na więcej. - Jeszcze kilka dni temu sugerowałeś, bym uciekała gdzie
pieprz rośnie. Teraz nagle stwierdziłeś, że Sasuke ma mi wybaczyć. Bo co? –
Rozłożyłam ręce. Słowa wydostawały się ze mnie bez opamiętania. Wiedziałam, że
bezwstydnie wykorzystuję jego niedyspozycję na wylanie swoich żali, ale nie
obchodziło mnie to. - Bo to będzie dla niego lepsze? Bycie ze mną? –
Odpowiedział mi tylko skupiony, zawzięty wzrok. – No to jesteśmy tacy sami,
Itachi. Bo ja uznałam, że Sasuke będzie lepiej z bratem, z rodziną. I dlatego
musisz żyć. Ty ocaliłeś mnie, ja ciebie. Jak za starych dobrych czasów. Jesteśmy
kwita.
W nagrodę za cytat jego własnych
słów dostałam jedynie drgnięcie powieki.
Uspokoiłam się. Wdech po wdechu.
Przez chwilę wpatrywałam się w pracującą kroplówkę.
Plum, plum, plum.
Za bardzo to wszystko
przeżywałam. Byłam w centrum wydarzeń, a każdy traktował mnie jak popychadło i
pionka w realizacji własnych celów. Mimo że na koniec i tak najważniejsze było
dla mnie dobro Sasuke i raz za razem nawalałam, to ilość oczekiwań, zobowiązań
i obietnic na mnie nakładanych jedynie rosła. Zupełnie, jakby ludzie dookoła
nie mogli się nauczyć, że nie jestem odpowiednią do tego osobą.
Byłam zmęczona.
Fizycznie i psychicznie.
Opadłam powoli na
opuszczone wcześniej krzesło. Zerknęłam na swoje niedoszorowane dłonie i brudne
buty. Głowa pulsowała mi od stłuczonej rany, a serce kołatało od rozmowy z
pół-przytomnym byłym przestępcą. Typowe.
- Wiem, że twój brat zasługuje
na kogoś lepszego – westchnęłam. Nie wiedziałam już, czy mnie słuchał. Nie miałam
nerwów na niego patrzeć bez wyrzutów sumienia, a nie mogłam powiedzieć tych
rzeczy nikomu innemu bez ryzyka bycia wyśmianą. – Zanim go poznałam… byłam bardzo
samotna. Bez niego nie mam gdzie pójść. Ty potrafiłeś go zostawić, ale ja… masz
rację - ja nie byłabym w stanie. Jest mi bardzo, bardzo przykro. – Siedzieliśmy
w ciszy, gdy po raz pierwszy nieponaglana mogłam zebrać myśli. Bawiłam się
palcami, wydłubując brud zza paznokci. Cisza wydłużyła się z sekund do minut. –
Wiem, co ci jest – mruknęłam w końcu, nie siląc się na współczucie. Wylądowałam
w swoim życiu wystarczająco wiele razy w szpitalu, by wiedzieć, jak bardzo
empatia się nie przydaje. Czułam też, że Itachi jest twardy i wyjdzie z tego
cało. Prędzej czy później. – Jasne, że twój powrót do zdrowia nie potrwa dzień
czy dwa. Ale nie możesz się poddać – warknęłam uparcie, patrząc na swoje
splecione ręce. – Musisz walczyć w obronie wioski. ANBU na ciebie liczy.
- Nie.
Już nawet nie byłam zaskoczona.
Westchnęłam głęboko, odchylając się w krześle i uderzając tyłem głowy o ścianę.
Przez chwilę szukałam oparcia i siły w widoku bladego, niedawno malowanego
sufitu.
Nic.
- A to czemu?
- Jest… inny sposób.
Na samą myśl cała sztywnieję. W
sali panuje idealna cisza. Osiem par oczu drąży we mnie niecierpliwą dziurę.
- Itachi stwierdził, że nie
dożyje do walki z Danzo – oświadczam, siląc się na spokojny ton. W sumie już
dawno powinnam była przewidzieć, że ktoś pokroju starszego Uchihy będzie miał
plan „b”. Natychmiast po pomieszczeniu unoszą się szepty niedowierzania i
ponaglenia o wyjaśnienie. Nie jestem zdziwiona ich szokiem – sama w to na
początku nie uwierzyłam. I nadal nie wierzę, ale to nie o moje zdanie Hokage
pyta, a o relację spotkania z Itachi’m. – Zasugerował też, że w naszym
najlepszym interesie będzie, abym znalazła Sasuke, bo tylko on poza nim może
użyć… Oka Shisui’ego. Cokolwiek to jest. – Wzruszam ramionami. Kilkoro członków
rady patrzy po sobie. Brwi na czole Hokage spotykają się za to w jednym
punkcie, a jej ciało nieruchomieje. To wyraźny znak, że ona wie, o co chodzi.
Nabieram powietrza, przekazując ostatnią wiadomość i modląc się w duchu, by nie
oznaczała tego, co chodzi mi po głowie. – Dodał też, że jeśli przekonamy go w
miarę szybko, będzie mógł mu… oddać…. własne. – Nikt się nie rusza. Zero szoku.
– Oczy – dodaję z naciskiem. Nikt z zebranych nadal nie okazuje obrzydzenia i
zdziwienia, więc jasnym wnioskiem jest… - To jakaś metafora, prawda?
Ibiki ignoruje moją niepewność,
dosłownie machając na mnie ręką i zabierając głos.
- Nie zgadzam się. Potrzebujemy
Itachi’ego za wszelką cenę. Hokage-sama, jak stoją jego szanse?
Marszczę brwi. Nie powiedziałam,
że ja Itachi’ego nie potrzebuję. Powiedziałam tylko, że Itachi uważa, że umrze.
I jeśli tak ma być, to zdanie Ibiki’ego na ten temat niewiele zmieni. Mógł
torturować w swoim życiu wielu kryminalistów, ale chciałabym zobaczyć, jak by
wyładował swoją irytację na śmierci.
- Do tej pory nie oceniałam ich
na mniej niż czterdzieści procent. – Blondynka drapie się po brodzie,
odchylając się w krześle. – Ale skoro on sam mówi, że tak to widzi, to może coś
jest na rzeczy.
- Tak czy inaczej, nie możemy
uniezależnić sukcesu misji od Sasuke Uchihy – mruczy w kącie Nara. Wiem, że nie
jest wrogi chłopakowi, ma na uwadze jedynie dobro wioski. Jednak nie mogę
pozwolić, by Ibiki dostał go w swoje ręce.
- Ale jeśli stan Itachi’ego
naprawdę się pogorszy, zostaniemy na lodzie. Znam Sasuke i wiem, że nie powinniśmy
czekać z decyzją. – Robię krok do przodu, skupiając na sobie uwagę wszystkich
zgromadzonych. Czuję na sobie palący wzrok kapitana Surotaiki, nawet jeśli nie
zabrał głosu. – Każda godzina, w której ta sprawa nie jest wyjaśniona, sprawia
niebezpieczeństwo.
- Nie musisz nam o tym mówić,
dziecko. Uchiha Sasuke już dawno powinien zostać okrzyknięty nuke-nin’em. Nie
tylko zabił kilkoro naszych, chciał zabić ciebie, ale teraz dosłownie uciekł z
wioski – wzdycha Akimichi. Siedzący obok Shikaku przytakuje mu posępnie.
Znowu zaczynam się stresować.
Nic nie idzie po mojej myśli. Ci ludzie nie są moimi wrogami. Chcą dobrze.
Jednak przez zachowawcze postępowanie nie idą mi na rękę. A tym bardziej na
rękę braciom Uchiha.
- Uciekł – i ja też… – naciskam,
choć na warknięcie Ibiki’ego zaczynam zastanawiać się, czy to dobry pomysł. –
…ponieważ Itachi nas do tego sprowokował.
- A mimo to go bronisz – syczy
Ibiki niskim głosem. Zaciskam zęby. – Gdy on teraz odmawia współpracy.
Muszę uważać na słowa. Dyskutuję
z osobą, której płacą za torturowanie ludzi. Która lubi torturować ludzi.
Zapewne ma dużą wprawę w rozpracowywaniu ludzkiej psychiki i słabości.
Zabawne, ale mam wrażenie, że moje
czułe punkty wszyscy znają i bez tego. Może dlatego czuję się, jakbym nie miała
nic do stracenia.
- Itachi nie chciał ryzykować
walki w wiosce. Sasuke sprawiał dla niej jednak zagrożenie. Nie bylibyśmy w
stanie go upilnować, wiec Itachi wziął całą odpowiedzialność na siebie. Nie
widzisz tego? – warczę, zapominając o formach grzecznościowych. Mam wrażenie,
że tłumaczę podstawy dzieciom. Widzę jednak, jak pokiereszowana, silna dłoń
ułożona na stole zaciska się w pięść. – Stałam między walczącymi na śmierć i
życie Uchihami i żyję. Wierzę, że jestem w stanie sprawić, by obaj byli po naszej
stronie, a to maksymalnie zwiększy nasze szanse w walce z Danzo.
- Serio sądzisz, że osiągniesz
coś takiego? – wzdycha powątpiewająco Hokage, krzyżując ręce na piersi. – Z
tego, co się orientuję, to nie przepadają za sobą.
Ledwo powstrzymuję sardoniczny
uśmieszek. Każde jej słowo ocieka sarkazmem i jest definicją niedopowiedzenia.
Ma prawo być sceptyczna. Też bym
kiedyś była. Znam jednak Sasuke lepiej niż ktokolwiek i spędziłam ostatnio z
Itachi’m więcej czasu, niż ktokolwiek. Jeśli nie podołam zadaniu sama, mam
jeszcze Akane, Kakashi’ego i Anko. Muszę wierzyć, że się uda, bo jeśli nie
spróbuję, to nie uda się na pewno.
Uspokajam głos i prostuję plecy,
starając się brzmieć profesjonalnie.
- Itachi powiedział, że nawet
jeśli nie zginie, to straci wzrok przy kolejnej walce. Nie wiem, skąd to wie,
ale to stawia nas w jednoznacznej sytuacji. Sasuke darował mu życie, więc
zaczął rozumieć prawdę. Proszę o pozwolenie, alby go znaleźć i wyjaśnić tę
sytuację do końca.
- Protestuję. – Tym razem
krzesło Ibiki’ego odsuwa się z piskiem. Głos mężczyzny jest gromki i
zdecydowany. Jest prawdziwym przywódcą. – Młody Uchiha nie jest jednym z nas.
Nie był szkolony, jest raptowny i nastawiony jedynie na własny cel. Wnioskuję o
schwytanie go i postawienie przed sądem za utrudnianie pracy ANBU i Shinzobu.
Sasuke? W więzieniu?
Moje kroki ku zajmowanej przez
Morino części stołu odbijają się echem po sali. Kątem oka widzę, że Shizune
próbuje coś powiedzieć – zapewne nas uspokoić – ale nic sobie z tego nie robię.
Morino jest wysokim, postawnym mężczyzną. Przełykam jednak ślinę i patrzę na
niego wytrwale. Wiem, że to jego muszę przekonać. Którekolwiek z nas wygra – za
nim będzie stała reszta.
Wskazuję na odkryty tatuaż na
moim nadgarstku. Wiem, że gdzieś w wiosce jest chłopak z takim samym. Nie
pozwolę mu uciec drugi raz.
- Tylko ja mogę znaleźć Sasuke i
tylko ja mogę dogadać się z Itachi’m. – Kątep oka widzę, jak Tsunade na te
słowa unosi brwi z zaskoczeniem. Bingo, nie chciał z nią rozmawiać. Sprawa jest
więc dla mnie oczywista. Sasuke, nawet Itachi – jak każda bliska mi osoba – są
dla mnie ważniejsi niż wioska. Nie mam zamiaru stać po stronie, której działań
nie popieram. Mam swój rozum. – Albo pozwolicie mi z nim pogadać, albo
stracicie też mnie. A gniew Sasuke na władze wioski za śmierć jego rodziny i
powstrzymanie go od zemsty będzie na waszych barkach.
Ibiki uśmiecha się kpiąco.
- Skoro twój kochaś jest o krok
od ataku na wioskę, to pewnie - sprowadź go, by uratował nas wszystkich,
nieokiełznany i arogancki, zaledwie swoim talentem.
- Nie mówię, że nie będzie
sprawiał problemów. Jest jednak nadal shinobi Konohy i nie macie prawa karać go
za walkę z missing-ninem i próbę powstrzymania domniemanego zamachu stanu.
Akimichi i Nara przytakują mi w
ciszy. Oni też to rozumieją. Bo jak inaczej Sasuke mógł odebrać to, co zastał w
bazie Korzenia? Zobaczył masę zamaskowanych ludzi współpracujących z jego
bratem.
- Więc idź. – Ibiki macha ręką w
stronę drzwi. – My w tym czasie pozbędziemy się drugiego Uchihy, którego
pozyskanie kosztowało nas równie wiele zachodu, a okazał się być równie
nieprzewidywalny i bezużyteczny. W dodatku wie zdecydowanie za dużo i okłamał
nas wielokrotnie przy przesłuchaniach.
Nie wierzę w to, co słyszę.
Zabić Itachi’ego, w takim stanie? Wykorzystać jego słabość, po tym wszystkim,
co zrobił dla wioski? Po latach szpiegowania, zabiciu swoich najbliższych,
opuszczeniu Sasuke, szpiegowaniu Akatsuki… koniec? I to z powodu durnej
polityki?
Krew w moich żyłach zaczyna
bulgotać. Przez chwilę widzę na czerwono.
Mam wrażenie, że unoszę się nad
przepaścią. Już dawno nie mam gruntu pod nogami. Każdy ciągnie mnie w innym
kierunku i jeśli zdecyduję się na jedną stronę, to stracę coś innego i sama
spadnę w dół.
Nie mogę iść na kompromis. Nie
walczę o pozycję, kasę czy honor, tylko o przyszłość.
- Nikt się nikogo nie pozbędzie
– warczy Hokage, zanim którekolwiek z nas jest w stanie powiedzieć kolejne
słowo. – Itachi jest cenny nie tylko ze względu na Oko. Zrobię co w mojej mocy,
by znowu stanął do walki. Wszelkie zamiany i kombinacje z oczami będą
ostatecznością, na którą obie strony będą musiały się zgodzić – dodaje,
gestykulując w powietrzu niewyraźnie, zupełnie jakby ta myśl mierziła i ją.
Chirurga. – W tym czasie rolą Niko będzie zażegnanie naszego kryzysu w postaci
nastoletniej rozczochranej burzy hormonalnej. Uchiha Sasuke nie przystąpi do
ANBU ani nie będzie miał tu wstępu. Nie będzie jednak ścigany i będzie mógł
wyjaśnić wszelkie kwestie dotyczące historii ze mną. Jakieś obiekcje?
Niedokładnie ogolona szczęka
Morino pracuje mocno. Z jego gardła nie wydostaje się jednak nawet pisk protestu.
Z trudem powstrzymuję uśmieszek satysfakcji.
- Wie pani o nowych
umiejętnościach Sasuke, prawda? – pytam, zanim dyskusje rozgorzeją na nowo.
Blondynka przytakuje od razu. Wolę mieć jasno postawioną sprawę.
- Zgłoszono mi o incydencie z
Ashikagą. Podobno robił coś podobnego, gdy ANBU wtargnęli do waszego
mieszkania?
- Nie. – Potrząsam głową.
Zawartość mojego żołądka przewraca się na wspomnienie tego cierpienia, ale
staram się nie dać tego po sobie poznać. – To było… coś innego. Megumi nie
czuła bólu. Dopiero po niecałej dobie przypomniało jej się, co robiła, mówiła i
widziała.
- To musi być nowe jutsu
związane z Sahringanem – przytakuje Shizune. – Itachi-san też takie posiada.
Pytanie tylko, czy technika przestała działać przez upływ czasu, czy zużycie
energii w ciele Sasuke-kuna. I czy użył go świadomie.
Wzruszam ramionami na znak, że
nie jestem tego w stanie stwierdzić. Niewymówione pytanie pozostaje jednak
pomiędzy nami, wiszące w powietrzu. Czy jeśli Sasuke nauczył się kontrolować
umysły ludzi, na których spojrzy, aby na pewno bezpiecznym rozwiązaniem jest
wysyłanie mnie bez obstawy?
I czy na pewno mogę stanąć z nim
twarzą w twarz, po tym wszystkim? Na samą myśl boli mnie serce. Dopiero gdy stoję
przed Shinzobu ze świadomością, że zaraz go zobaczę, nadchodzi ból. I strach.
Nie mogę sobie pozwolić na płacz. Nie zasługuję na niego. Nie teraz.
Łzy są zarezerwowane
dla osób, które są bezbronne. Które zostały wykorzystane i oszukane. Nie dla
tych, którzy ranią.
To ja zagrywam karty. Nic do tej
pory nie poszło po mojej myśli, ale to nie znaczy, że się poddam.
Pewne rzeczy są nieuniknione.
Nie słyszałem kroków przez
ulewę. Poczułem jej energię dopiero, gdy była dziesięć metrów ode mnie, gdzieś
na posesji.
Nie ruszyłem się, czekając na
jej ruch. Przystawiłem papierosa do ust i wziąłem głęboki wdech, patrząc na tysiące
rosnących i zanikających okręgów, jakie deszcz tworzył na kałużach za oknem.
Miałem wystarczająco czasu do
namysłu, a mimo to nie byłem pewien, co zrobić czy powiedzieć. Po raz pierwszy
miałem wrażenie, że życie wymyka mi się spod kontroli i to na moje własne
życzenie. Nie mogłem dłużej postępować pochopnie. Musiałem kontrolować emocje,
zamiast dać się im ponieść. Jeśli nawet tego nie potrafiłem, co ze mnie był za
shinobi?
Jedna z desek w holu
zaskrzypiała. Wypuściłem dym nosem.
Jak mnie znalazła? Dlaczego
przyszła sama? Zgłupiała zupełnie? Skoro nawet ja nie byłem w stanie
stwierdzić, co zrobię, ona też nie mogła mieć pewności. A mimo to lekkomyślnie
robiła, co tylko przyszło jej na myśl. Jak zawsze.
Jej kroki ustały, a chakra
zatrzymała się. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wiedziała, że wiem. Dzieliło nas
kilka metrów i cienka drewniana ściana. Mogłem zaatakować i zakończyć to, ona
mogła zrobić to samo.
Chyba jednak żadne z nas nie
miało takiego zamiaru.
Nawet nie próbowałem
zrozumieć całej tej sytuacji z masakrą i historią klanu. Nie miała sensu i
jeśli nawet była prawdziwa, to to wszystko działo się w przeszłości, nie miałem
na to wpływu. Liczyło się to, co tu i teraz, moja zemsta. I jeśli nie było ku
niej powodu, po prostu jej nie dokonałem. Wiedziałem, że prędzej czy później
poznam wszystkie szczegóły.
Potem mogłem podjąć
decyzję, kto jest winny i co zrobić z Itachi’m. Na razie musiałem załatwić
sprawy z Niko.
To, co zrobiła, było
niedopuszczalne. Przez tak długi czas traktowała mnie jak dziecko niegodne
prawdy, za moimi plecami spiskowała i spotykała się z osobą, której
nienawidziłem najbardziej na świecie. Pozwoliła, bym wierzył, że mnie zdradziła
i była zbyt słaba, by powstrzymać mnie przed zrobieniem jej krzywdy. Gdyby nie
Anko i reszta, dawno by nie żyła.
Nie ukrywałem, że miałem jej to
za złe. Miała być zawsze bezpieczna pod moją opieką, a pierwsze co zrobiła, gdy
jej zaufałem i puściłem wolno, to znalezienie osoby, która mogła zranić ją
najbardziej i przed którą nie mogłem jej obronić.
Mnie.
Kolejny krok.
Miałem życie Itachi’ego w garści
i sam ten moment był najważniejszy. Miałem siłę, aby dokonać tego jeszcze raz.
I kolejny, jeśli było trzeba. W tej chwili czułem się silniejszy, niż
kiedykolwiek. I to ja decydowałem, po raz pierwszy zupełnie samodzielnie, co z
tą mocą zrobić.
Z pomocą Niko
przejrzałem trochę na oczy, ale komu tak naprawdę służyła? Mi, wiosce czy
Itachi’emu? Została tu wysłana, czy przyszła na własne życzenie? I od kiedy
była dla mnie wieczną zagadką?
Przechyliłem głowę,
wsłuchując się w pierwszy krok kunoichi w opustoszałym pokoju. Szyba zaparowała
od mojego oddechu. W szkle przez moment widziałem fragment swojej twarzy i jej
zaciśniętą pięść.
Nadal, mimo tych oczu, nie
widziałem wszystkiego. Zaraz mogło się to zmienić. Mogłem zmienić też sposób
myślenia Niko. Nie mogłem być pewien, że nie nakarmiono jej kłamstwami, by
zwrócić ją przeciwko mnie.
Tak, jak mówił Itachi - by przeżyć,
trzymaliśmy się tego, w co wierzyliśmy i rozumieliśmy. Ale nasza
„rzeczywistość” mogła być iluzją. Zwłaszcza jej rzeczywistość.
- Musimy porozmawiać –
usłyszałem za swoimi plecami. Westchnąłem, strzepując popiół z papierosa.
Czułem na sobie jej badający, zaniepokojony wzrok. Nie widziałem jej od
długiego czasu. A przynajmniej w tak codziennej sytuacji, jaką była
cywilizowana rozmowa. Poza polem bitwy, w którą się wtrącała.
Co ciekawe – zawahałem się
przed odwróceniem. Ostatni raz, gdy byliśmy sami, omal jej nie zabiłem.
Wielokrotnie potem przed oczami miałem jej przerażoną twarz. Wściekłość już
ostygła, zwłaszcza po szoku, jaki zafundował mi Itachi swoim kłamstwem na temat
jej śmierci. Nadal jednak wiedziałem, że nie mogę jej ufać. Od dawna nie była tą
Niko, którą znałem.
Zastanawiałem się, czy odbiło
się to na jej twarzy. Czy moja nienawiść zniekształciła ją już w coś obcego i
dziwnego, a wraz z ostatnimi wydarzeniami „moja” Niko zniknęła na zawsze.
- Owszem – westchnąłem,
zwracając się w jej stronę. Stała prosto w ciemnym pokoju, z rękoma ułożonymi
wzdłuż tułowia. Nie wydawała się ranna czy przestraszona. Nie drżała i nie
zaciskała pieści, a mimo to nie patrzyła na moją twarz. Jej wzrok był utkwiony
w podłodze obok moich butów, skupiony i czujny. Nie była to skrucha czy brak
zainteresowania – mogła w ten sposób zobaczyć mój ruch, gdybym chciał ją
zaatakować.
Jej nierówna, zapuszczona
grzywka opadała jej na oczy. Wyglądała przez nią jak znudzony kuc. Jedynie
sekundę zastanawiałem się, jaki ma w tym cel. Nie chciała mnie zobaczyć?
Hn. No tak. Megumi musiała
obudzić się z transu i wygadać się na temat moich umiejętności. Nie
zastanawiałem się nad nimi, nie rozumiałem ich i nie opanowałem, przez co nawet
nie użyłem ich w walce z Itachi’m, a mimo to słowo o nich już otoczyło wioskę.
Cisza rozciągała się między
nami, a ja miałem czas, by zaciągnąć się po raz kolejny i obejrzeć ją
dokładniej mimo półmroku. Nie zmieniła się wiele. Jej włosy były bardziej
potargane niż zazwyczaj i splecione w mocny warkocz wiszący za jej plecami. Miała
na sobie sweter, którego wcześniej nie widziałem, zdecydowanie stary i
znoszony, o nieokreślonej barwie i chyba za duży. Jej twarz nie była zabrudzona
krwią i spięta zmęczeniem jak ostatnio. Było w niej jednak coś, co zatrzymało
potok moich myśli i dym w moich płucach.
Wydawała się... silniejsza. Jej
rysy miały stanowczy wyraz, jakby w ciągu dwóch tygodni nagle przybyło jej lat.
W jej postawie było widać wszystkie trudności i brzemiona, które nosiła.
Dopiero teraz zacząłem
zdawać sobie sprawę z tego, co znaczyła jej obecność tu. I nie tylko tu – również
na polu bitwy i u boku dowódców ANBU. Jej rola była większa, niż się
spodziewałem. Miała nowe obowiązki. Kłamała i kluczyła, by sobie z nimi
poradzić, nie mając pomocy. Była młoda, pewnie młodsza niż ja, a stała po
środku chaosu, który pomogła stworzyć.
Gdzieś głęboko we mnie pojawiło
się coś nowego. Zapytany znienacka powiedziałbym już dawno, że to tam było. Może
nawet bym nie skłamał. Może jednak dopiero teraz zdałem sobie sprawę ze
znaczenia tego słowa.
Szacunek. Rozrósł się w mojej
piersi zaskakująco naturalnie, wraz z poczuciem, że stoi przede mną osoba trochę
obca, nieprzewidywalna. Nie była już ode mnie zależna, wiedziałem tez, że nie
mogę jej poskromić. Teraz była enigmą – nie wiedziałem już, co siedzi w jej
głowie, co przeszła i co zaraz zrobi. Po raz kolejny byliśmy osobno, i ze
zdziwieniem musiałem stwierdzić, że nie byłem tym rozwścieczony.
Byłem podekscytowany. Po raz
kolejny nadszedł czas sporu między nami, testowania sił. Moją Niko po raz
kolejny trzeba było oswoić i przeciągnąć na swoją stronę.
Ogień w moich żyłach był w tym
momencie w połowie pasją, w połowie podenerwowaniem. Wiedziałem, że następne
słowa i czyny mogą być decydujące, a Niko – okiełznana czy nie – jest słabsza,
niż sądzi. Chaos mógł ja pochłonąć w każdej chwili. Los uwielbiał kozły
ofiarne, a ona zawsze miała pecha – jeden fałszywy krok i mogła zapłacić cenę
za błędy moje i jej zwierzchników.
Niedawno byłem pewien,
że to zrobiła i nie mogłem pozwolić, bym czul się tak ponownie. Musiałem mieć
ją na oku. Rozłąka nie była opcją.
- Przyszłaś tu sama? - spytałem,
nie spuszczając z niej wzroku. Nie wiedziałem, ile takich chwil będzie nam
jeszcze danych i mimo niesprzyjających okoliczności zapalczywie chłonąłem jej
obecność całym sobą. Była jak powiew świeżego, ostrego powietrza na mojej
twarzy, gdy reszta świata od dawna wydawała mi się zastała i zatruta.
- Nie. Na zewnątrz są dwie
jednostki ANBU.
Wyciszyłem swoja chakrę do
maksimum, wyczulając się na energie dookoła. Nic.
- Jakoś nie czuję tych twoich
jednostek – zadrwiłem, dopalając papierosa z lekkim uśmiechem. Zielone oczy
Niko powiodły za ruchem mojej reki, nie unosząc się wyżej niż poziom moich
warg. Przez moment wydawała się mnie nie słyszeć. Dopiero po chwili westchnęła,
wzruszając jednym ramieniem.
- Nie musisz ich czuć, by tu
byli.
To była prawda. Wątpiłem
szczerze, by Niko była na tyle głupia, by przyjść tu bez obstawy. Nie z powodu
lęku – ani w jej glosie, ani postawie nie było po nim śladu, mimo tego
wszystkiego, co jej kiedyś zrobiłem. A jednak byli tu inni ludzie, a ona nie
patrzyła w moje oczy. Wiec nie tyle bała się, że zrobię coś złego, co spodziewała
się tego po mnie.
Zmrużyłem oczy. W jakiś sposób nie
podobało mi się to.
- Po co tu przyszłaś? -
mruknąłem, podchodząc bliżej parapetu i gasząc na nim papierosa.
Odpowiedź nie była
natychmiastowa. Co było dziwne, bo powinna była spodziewać się takiego pytania.
Musiała mieć jakiś cel, nie przyszła tu, by rzucić mi się z ramiona.
- Dać ci szansę. - Uniosłem
brew. Stała nadal nieruchomo, ponownie pilnując moich butów. - Mam propozycje z
siedziby Shinzobu, prosto od Hokage – dodała, zanim zdążyłem otworzyć usta.
Nie wiedziałem, czym jest to
cale Shinzobu, ale domyślałem się, że to jakaś odnoga ANBU, w której teraz
służyła. Hokage była odpowiednią osobą do negocjacji. Żadnemu z jej ciapowatych
podwładnych nie uwierzyłbym na słowo nawet w najtrudniejszym przypadku.
Nie musiałem się na nic godzić.
Nawet byłem ciekawy, co by zrobili, gdybym odmówił współpracy. Już sam fakt, że
nie gniłem wiezieniu, a miałem zacząć pertraktacje, pokazywał, że nie mieli z
góry złych zamiarów. Lub bali się stracić więcej ludzi.
Jedno z niewielu pytań, jakie
pozostawały, to...
- Jak mnie znalazłaś? -
Doskonale ukrywałem swoją chakrę. W okolicy była masa budynków i nigdzie w
wiosce nie zostawiłem śladu swojej obecności. Wszędzie były porozstawiane
pułapki na ludzi zapuszczających się zbyt głęboko w rejon należący do klanu. Żadna
z nich nie została uruchomiona, a Niko wyglądała, jakby nie szukała mnie długo.
Zaskoczyła mnie, krótkimi,
energicznymi ruchami podwijając luźny rękaw swetra. Na jej lewym przedramieniu,
po wewnętrznej stronie, widniał bliźniaczy do mojego, czarny symbol.
Zmarszczyłem brwi, gdy skupiła w sobie niewielką ilość chary, a mój zasłonięty
kurtką tatuaż zaczął lekko mrowić.
- Pieczęć lokalizująca –
wyjaśniła sucho. Zacisnąłem zęby. To wiele wyjaśniało. Nie tylko jej wizytę
dzisiaj, ale to, że przeszkodziła mi i Itachi’emu poza wioską. Przypuszczałem
też, że miała ją jako jedyna. Inaczej nie wysłano by jej, a kogoś bardziej...
bezstronnego. Silniejszego. - Jeśli zgodzisz się na nasze warunki, usunę ją. Tę
na twoim języku też.
A właśnie. Od długiego czasu nie
miałem styczności z ludźmi. Zapomniałem, że dziwne jutsu uniemożliwiało mi
rozmowę o bracie i wszystkim, czego się dowiedziałem. Widocznie nie działała w
obecności Itachi’ego, ale mogła znacznie utrudniać zadawanie pytań Niko.
- Słucham – westchnąłem, krzyżując
ręce na piersi. Czujny wzrok Niko ponownie uniósł się ponad podłogę, tym razem
spoczywając na moim torsie i pilnując moich dłoni. Kunoichi przełknęła, przez
chwilę szukając słów, po czym przymknęła oczy. Jej ręka w zamyśleniu przemknęła
do jej szyi.
- Po pierwsze musisz obiecać, że nikomu nie
powiesz o tym, co zaszło. Prawda o Itach’m musi pozostać tajemnicą dopóki
Hokage nie zdecyduje inaczej – zaczęła, kopiując moja postawę. - Ponadto musisz
poddać się władzy ANBU i nie szukać Itachi’ego na własną rękę. Spotkacie się w
swoim czasie. O ile udzielisz nam pomocy w walce z poważnym wrogiem wioski.
Nie brzmiało to najgorzej. Zauważyłem jednak
widoczne pominiecie kwestii naszych relacji. I jakichkolwiek zysków dla mnie.
- Co z tego będę miał?
- Odpowiemy na wszystkie twoje pytania... -
zaczęła od razu, widocznie spodziewając się tego problemu. - Prędzej czy
później zobaczysz Itachi’ego – dodała po chwili już z mniejszą pewnością w
glosie. Zmarszczyłem brwi. To znaczyło, że nad nim też mieli kontrolę. Inaczej
nie byłoby pewności, że nie skontaktujemy się bez ich zgody, jak ostatnio. Na
jej twarz wpłynął drwiący uśmieszek. - No i nie zgnijesz w lochu za podpalenie
budynku, atak i zabicie ANBU oraz ucieczkę z wioski.
Hn. Były to sensowne warunki. Szczerze to nie
spodziewałem się niczego więcej. Wiedziałem jednak, że z mojej strony na tym
się to nie skończy, miałem pewne obiekcje co do sposobu, w jaki Hokage i jej
ludzie - zwłaszcza ten typ od tortur - załatwiali pewne sprawy... ale nie było
sensu o tym teraz wspominać.
- Zgadzam się. Zdejmij pieczęcie.
Głowa Niko podskoczyła do góry, a jej oczy
zdradzały dezorientację. Nie spodziewała się, że zgodzę się tak szybko. Jaki
jednak miałem wybór? Mogłem gnić w tej zapuszczonej chacie do końca swoich dni,
bez szans na zarobek i bez Niko, albo choć przez moment robić dobrą minę do
zlej gry i dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.
Gdy nasze spojrzenia spotkały się, kunoichi
zrozumiała swój błąd i opuściła wzrok z powrotem do moich butów. Nadal mi nie
ufała. Raczej nie szybko miało się to zmienić.
- Nie potrafię. Zajmą się tym w bazie –
przyznała niechętnie, zerkając też na własny tatuaż.
- To mnie do niej zabierz – warknąłem,
przewracając oczami. Nie mogłem tak dalej funkcjonować. Niko miała mnie jak na uwięzi,
a ja nawet nie mogłem otworzyć ust z zamiarem zapytania o cokolwiek związanego
z Itachi’m. Byłem ograniczony do niezaznaczających odpowiedzi i przytaknięć.
Nawet jeśli chciałbym negocjować, nie miałem ku temu środków.
Nawet nie zacząłem się
zastanawiać o co spytać. Te informacje były dla mnie tak abstrakcyjną
kategorią, że automatycznie się od nich odcinałem.
- Później. - Dziewczyna mruknęła z nowym
zdecydowaniem w glosie. - Najpierw musisz spełnić jeden najważniejszy warunek. Mój.
Nie spodobał mi się jej ton. Był zbyt chłodny.
Obcy. Kim ona była, że stawiała mi warunki? Mógłbym ją zabić w każdym momencie.
Zmrużyłem oczy, oglądając jej sylwetkę od góry
do dołu. Była o wiele bardziej realna i namacalna niż wymądrzająca się Niko z
moich snów. Nie miałem już też wątpliwości, że nie jest projekcją mojego brata.
Mimo to nie mogłem powstrzymać chęci, aby
się... upewnić.
Ale nie teraz.
- Nie miałem negocjować z tobą, a z Hokage.
Zabierz mnie do niej.
Jej brwi drgnęły, a jej twarz przybrała wyraz
zawodu. Nie ukrywała wściekłości i niechęci do mnie. Kiedy walczyliśmy w naszym
mieszkaniu, wyglądała zupełnie inaczej. Próbowała mnie ubłagać, uspokoić. Bała
się o swoje życie i ufała, że może do mnie trafić.
Tym razem wyglądała, jakby o ona była górą. I
debatowała sama ze sobą, czy wyciągnąć rękę w moim kierunku, mimo że jestem
skazany na jej potępienie.
- Nie zaprowadzę cię do najtajniejszej
kryjówki władz Konohy na piękne oczy – prychnęła jak do małego dziecka.
Zacisnąłem zęby. Nie to mi przypadkiem przed chwilą obiecała? Zgodziłem się na
jej durne warunki. Czego jeszcze ode mnie chciała? - Muszę mieć pewność, że
mogę ci zaufać. - Uniosła wzrok w geście odwagi i buntu, ale tylko na wysokość
moich warg. Poczułem w nich lekkie mrowienie. Natychmiast otworzyłem usta, by
zaprotestować, ale dziewczyna uniosła rękę, uciszając mnie. Co dziwne –
zadziałało. W jej ruchach była nieznana mi dotąd pewność i chłód, jakby
przejęła talent do dowodzenia od samego przebywania z władzami. - Bez mojej
zgody nie postawisz tam nogi. Nie jesteś na pozycji, w której możesz
czegokolwiek ode mnie żądać. To ja wyciągam ku tobie dłoń. Gdyby nie moja
inicjatywa, nikt w Shinzobu nie chciałby mieć z tobą nic wspólnego.
Tak właśnie myślałem. Jeśli jej poprzednie
słowa były prawdą, to właśnie starszyzna wioski skazała mój klan na zagładę z rąk
Itachi’ego. Mieli moją rodzinę za zdrajców, a na pewno za przeklęty,
niebezpieczny klan. Nikt przez tyle czasu nawet nie próbował wytłumaczyć mi tej
sytuacji, a gdy sam – przypadkowo - odkryłem, co się dzieje, mieli do mnie
jedynie pretensje.
Mówiła o nich, jakby naprawdę bała się o ich
bezpieczeństwo. Kto był dla niej aż tak ważny, że musiała ich przede mną bronić?
Brała mnie tam na własną prośbę i rachunek, ale nie zachowywała się, jakby to
było zgodne z jej chęciami. Miałem wrażenie, że nie stawia na szali ich czy
swojego życia, a honor. To było do niej niepodobne. Stara Niko nie przejmowała
się zasadami i łamała prawo, gdy było jej wygodnie. Była gotowa złamać je dla
mnie z jeszcze większą chęcią. Zawsze reagowała nerwowo, gdy ktoś dawał jej
odpowiedzialną rolę.
To, co teraz robiła, było
chyba najbardziej niebezpieczną i ważną rolą w jej życiu.
- To po co mnie tam ciągniesz?
- Bo zginiesz bez tego. Nie rozumiesz? -
westchnęła, rozkładając ręce. Jej głos przez moment zaskrzeczał wysoko, jakby
jego właścicielka nie miała już siły rozmawiać o rzeczach idiotycznie
oczywistych. - W oczach wioski jesteś skończony, jednocześnie będąc wrogiem
ludzi, o których istnieniu nie masz pojęcia. Masz szansę się odkupić. Lub
stoczyć, jeśli wolisz. - Machnęła ręką, udając, że jej to nie obchodzi. Ja
jednak wiedziałem, że to nieprawda. Jej głos drżał, jakby stąpała nim po
cienkiej linii i każde złe słowo znaczyłoby, że spadnie w przepaść.
Albo zrzuci w nią mnie.
Westchnąłem, opierając się o spróchniałą
ścianę.
- Słucham.
Widziałem dokładnie, jak przełyka. Jej pięści
zacisnęły się i rozluźniły. Nieśmiało spojrzała mi w oczy, jakby na
potwierdzenie, że ten jeden ostatni raz mi ufa i chce dla mnie dobrze.
Nie było to mądre posuniecie, rzecz jasna, ale
mogłem usprawiedliwić ją tym, że nawet mój podstawowy Sharingan nie był
aktywny.
- Biorę za ciebie pełną odpowiedzialność –
powiedziała powoli, ważąc każde słowo jakby mówiła je z pamięci. Uniosłem brew.
Tak, brała. I co z tego? - Muszę mieć pewność, że nie zrobisz niczego głupiego.
Że nie wyjdę na idiotkę próbując ci pomoc. - Chciała nałożyć kolejną pieczęć?
Taką, która sprawiałaby, że będę jej posłuszny? Nawet nie zdawałem sobie
sprawy, że one istnieją. Nie mogłem się na to zgodzić. - Jesteś wolnym
człowiekiem i zrobisz, co chcesz. Zawsze tak robisz. Ale ja już nie mogę, Sasuke.
- Jej głos był napięty i mimowolnie sam zacisnąłem palce na rękawie kurtki. Jeśli
nie chodziło o pieczęć, to o co? Rozumiałem, że wiąże swoje życie ze służbą, a
ja mam jej w tym nie przeszkadzać. Po co były te podchody? - Musisz mi
udowodnić, że mogę ci zaufać, ten ostatni raz. Że mnie znowu nie skrzywdzisz –
ostatnie słowo było niemal wyjąkane. Jej obraz w moich oczach zmieniał się z każdym
słowem. W jednej chwili była wymagającym dyplomatą, w innej – karcącą mnie
partnerką, teraz wyglądała jak zawstydzone dziecko. O co bała się poprosić? Co
takiego sobie postanowiła, że po jej postawie widać było, że nawet ona nie
wierzy, że to dostanie? Karę dla mnie? Obietnicę? Może chciała, bym ją
uroczyście przeprosił? Chyba nie mogło być nic gorszego.
- Czego chcesz? - warknąłem, unosząc wzrok na
sufit. Natychmiast go opuściłem, gdy usłyszałem kroki w swoim kierunku. Wstrzymałem
oddech. Niko zbliżyła się powoli, stając około dwóch metrów przede mną. Jej
zielone oczy błysnęły w słabym świetle padającym przez okno, nieustawienie
wywiercając dziurę w moich własnych - analizując, pilnując.
- Masz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że
mnie kochasz.
Przez moment miałem wrażenie, że się
przesłyszałem.
- Co?
Jej wzrok był nieustępliwy. Mówiła poważnie.
Rozumiałem jej tok myślenia. Te słowa, to...
wyznanie.... zawierało wszystko to, czego się balem i jeszcze więcej. Nie
miałem zamiaru ich wypowiedzieć, a mimo to zaschło mi w gardle.
A jakbym powiedział? Byłoby to kłamstwo? Gdy
byłem o krok od zabicia jej w mieszkaniu w istocie powiedziałem… to. Jednak
byłem wściekły, nie panowałem nad sobą. Byłem gotów powiedzieć największa
bzdurę, byleby ją zranić. I nawet wtedy było to w czasie przeszłym. Byłem
pewien, że cokolwiek między nami było, już nigdy nie wróci. Nie chciało mi się
zastanawiać nad tym, co czuję, bo właśnie przestawałem.
Teraz jednak nie byłem tego taki pewien.
Gdy tak stała, odważnie, patrząc prosto w moje
oczy, które w ułamku sekundy były gotowe zadać jej ogromny ból i nerwowo
przygryzała wargę, zacząłem się zastanawiać.
Nie wiedziałem, czym była miłość. Kochałem
garść ludzi w swoim życiu, bardzo dawno, i jedna z nich zamordowała resztę. Nie
szukałem tego uczucia, nie czekałem na nie. Nie chciałem go. Nie rozumiałem.
Miłość oznaczała cierpienie, prędzej czy
później. Niko była tego doskonałym przykładem. Cierpiałem przez nią, nawet
jeśli nie chciałem tego przyznać. Zdradziła mnie i zostawiła, i bolało to jak
cholera, nawet zanim przyznałem przed samym sobą, że ją kocham. Tak wielką
władze miała nad moim życiem.
Nie wiem, czy to, co czułem, to było właśnie
to. A nawet jeśli – nie miałem zamiaru zniżyć się do jej poziomu i powiedzieć
tego na głos. Taka wiedza dałaby jej zbyt dużą siłę. Jeszcze większą władzę.
- Skąd pewność, że nie skłamię? - spytałem,
starając się brzmieć powściągliwie. Jednak coś ciężkiego wisiało w powietrzu.
Czułem, że brakuje mi tlenu, a od upartego zielonego wzroku serce przyspiesza.
- Nie pamiętam, byś kiedyś skłamał – odparła
twardo. Z takiej odległości czułem jej delikatną, chłodną chakrę tlącą się pod
jej skórą. Czułem namiastkę kojącego zapachu i widziałem puls na odkrytym
fragmencie jej szyi. - Naprawdę splamiłbyś się podstępem tego stopnia? -
Przechyliła głowę na bok, testując mnie. Doskonale wiedziała, że tego nie
powiem. - Za dobrze cię znam, Sasuke.
- Chyba nie, skoro oczekujesz takich rzeczy – prychnąłem,
ignorując dziwne ciepło rozchodzące się po moim ciele, kiedy po raz kolejny
usłyszałem moje imię wypowiedziane tak znajomym, delikatnym głosem.
- Nie wybuchnąłeś śmiechem na moja prośbę –
zauważyła, nie wycofując się. - Nie powiedziałeś „nie”. Jak mam to odebrać?
Że teraz dopiero rozumiałem, że każdy kolejny
dzień bez niej miał być torturą. Że potrzebowałem jej uśmiechu, jej dotyku, jej
durnych słów. Jej obecności u mojego boku. Durnych, dziecinnych żartów. Że
kiedy się śmiała, ja też czułem jej radość, a gdy cierpiała, zaciskał mi się
żołądek, a serce stawało. Zupełnie jakby żyło ono poza moim ciałem – widziałem
jej zdecydowany chód i był to jego marsz, a w jej rękach było moje życie. Byłem
gotów zrobić dla niej wszystko. Byłem aż tak żałosny.
Jej zdecydowane spojrzenie
powoli rozbierało mnie z dumy i wstydu. Czułem, jak mięknę. Chciałem przyznać
jej rację, a jednocześnie odejść i nie czuć się tak słabym. Wiedziałem jednak,
że nie ma sensu odmawiać. Gdybym uciekł, kolejną myślą byłoby, jak do niej
wrócić.
Nie po raz pierwszy mój umysł i
serce miały inne zdanie na jej temat.
Czy to była miłość?
Czym była miłość?
Nie zdążyłem zauważyć, gdy jej
kąciki ust opadły nieznacznie, a jej postura zwiotczała. Zielony wzrok mnie
opuścił, zastąpiony chłodem.
- Rozumiem. Nie musisz. – Wzięła
głęboki wdech. – Nic się nie stanie. Odejdę i nie będę sprawiała ci więcej
problemów. Nie musisz mnie nawet więcej widzieć.
Jej oczy mignęły mi pod jej
grzywką. Nie płakała, ale ich spojrzenie było gorsze. Zrezygnowanie, ból,
zawód. Błysk gniewu.
Ona wiedziała od dawna, co do
niej czuję. Myślę, że rozumiała emocje lepiej niż ja. A mimo to testowała mnie,
sprawdzała, czy potrafię odrzucić dumę dla jej dobra.
Czy gdybym to powiedział –
uwierzyłaby mi? Nie wszystko mogło być załatwione w ten sposób. Byłaby głupia i
naiwna, gdyby pozwoliła, aby zmazało to, jak ją potraktowałem. I oznaczało, że
ja zapomnę, co ona zrobiła mi.
A mimo to stała tu, bez strachu,
wymagając ode mnie. Nie – prosząc. Błagała mnie, bym zrobił ten jeden,
najtrudniejszy krok w jej stronę, bo nie radziła już sobie sama.
Idiotka.
Zrobiła krok do tyłu, znikając
bardziej w ciemności. Jej warkocz zakołysał się za jej plecami, a ja miałem
ochotę chwycić go w garść i przytargać ją do siebie, by nie ważyła się
odchodzić.
- Zaczekaj. – Usłyszałem własny
głos, bardziej ochrypły niż zazwyczaj. Zielone oczy ponownie skupiły się na
mnie, z ufnością i ciekawością. Nagle jej twarz była otwartą książką, jak u
dziecka czekającego na zakończenie opowieści. Była uosobieniem przeciwieństw –
delikatną twarzą niewinnej, zakochanej dziewczyny przy wyprostowanych
dumnie plecach i spiętych ramionach wojowniczki. Oblizałem usta, czując jak
spierzchnięta skóra na moich wargach zaczyna mnie szczypać. Pełen nadziei wzrok
powędrował za ruchem języka, jakby spodziewał się, że właśnie w tej okolicy
pojawi się pierwszy sygnał, jaką decyzję podjąłem. – Zgoda – westchnąłem,
zaciskając zęby i patrząc w kąt pokoju. Słyszałem pisk w uszach, a serce
próbowało wyskoczyć mi z piersi. – Niech ci będzie.
Przez moment w pomieszczeniu
panowała idealna cisza. Oboje wstrzymaliśmy oddechy. Za oknem słychać było szum
deszczu. Nic więcej.
- Ty…
- Tak – przerwałem jej, zanim
zdążyła wypowiedzieć te okropne słowa jeszcze raz. Mój wzrok powędrował do jej
twarzy jak magnes. Wydawała się zszokowana. Oboje wiedzieliśmy, że nie powiem
tego teraz, na zawołanie. Ani może w najbliższym czasie. Ale przyznałem jej
rację. Nie miałem wyboru.
Mimo że dzieliły nas ponad dwa
metry, wyraźnie słyszałem, jak kunoichi przełyka i bierze łamany oddech.
- Łał. No to… dobrze – mruknęła
z uśmiechem, widocznie nadal oszołomiona. Przewróciłem oczami. Odzwyczaiłem się
od ilości bezsensownego bełkotu, jaki się z niej czasami wydobywał.
Przez moment staliśmy
nieruchomo, patrząc się na siebie. Zaczynało to być dziwne, i albo mi się
wydawało, albo w pomieszczeniu nagle zrobiło się cieplej.
Zaczynałem wątpić, czy to aby na
pewno dobra decyzja i zastanawiać się, w co ja najlepszego się wpakowałem.
Niko uśmiechnęła się znikąd,
nadal nie ruszając się z miejsca. Widok ten był tak szokujący, że omal się nie
przewróciłem.
- Co? – warknąłem, wciskając
drżące z zimna dłonie w kieszenie spodni.
- Nic – odparła enigmatycznie z
nieukrywaną satysfakcją. Nagle nie była bezbronną dziewczynką. Bardziej
przypominała Anko. Nie mogłem oderwać wzroku od jej ust. – Zajmie jednak trochę
czasu, aż mi to udowodnisz.
Mała manipulantka. Nie
wiedziała, kiedy powiedzieć „dość”. Nie byłem jednak nagle jej pieskiem. Mogła
sobie wiedzieć, co do niej czuję, proszę bardzo. Nie miałem zamiaru dać sobą
pomiatać z tego powodu.
Nadal jej nie ufałem. Nadal mnie
okłamała. Nadal była po stronie Itachi’ego. Nie mogłem o tym zapominać.
- Mogę ci to udowodnić już teraz
– zagroziłem, robiąc dwa zdecydowane kroki w jej stronę. Dziewczyna odsunęła
się jak oparzona, uderzając plecami o drewnianą, brudną ścianę. – Może to zająć
tyle czasu, ile chcesz – dodałem z uśmieszkiem, widząc, jak jej źrenice
rozszerzają się w zdumieniu na nagłą zmianę mojego tonu.
Mogła być złodziejką, oszustką i
morderczynią. Nadal była moją Niko i doskonale wiedziałem, co zrobić, by
odpowiednio zareagowała. Jeśli nie miałem przewagi taktycznej i wsparcia i
byłem pod dwoma pieczęciami – trudno. Nadal byłem silniejszy fizycznie. Nie
mogła o tym zapominać.
- N-nie. Nie teraz – zastrzegła.
Po chwili zrozumiała, co powiedziała i spłonęła rumieńcem. Mój uśmieszek
poszerzył się. – T-to znaczy… w ogóle nie. Nie o to mi chodziło. – Uniosła
wzrok, widząc moją usatysfakcjonowaną minę i skrzyżowane ręce mówiące dobitnie,
że jej nie wierzę. – Oh, przestań. Chodźmy już stąd.
Przez moment miałem wrażenie, że
kręci mi się w głowie.
Wyszedłem pierwszy,
odprowadzony jej czujnym spojrzeniem.
Przypominało ono to, które
zapamiętałem tak dobrze sprzed tego całego zamieszania. Było przepełnione
czujnością i sympatią oraz doprawione odrobiną lęku. Niko patrzyła tak na mnie
za każdym razem, gdy pakowaliśmy się w tarapaty lub sama coś przeskrobała.
Szukała we mnie oparcia, próbując potwierdzić, czy aby na pewno to, co zaraz zrobi,
jest słuszne.
Hn. Może to właśnie była dla
niej miłość. Może tak rozumieli ją też inni ludzie, w tym shinobi. Nie tylko
jako intymność, uśmiechy i towarzystwo. Może była dla nich lękiem, przez które
stawało serce. Obawą, że drugiej osoby zabraknie, że ktoś lub coś ją odbierze.
Czymś paraliżującym, onieśmielającym.
Zupełnie jak moment, gdy Niko
była otruta lub gdy wyobraziłem sobie jej śmierć.
Może miłość była też wspólnym
lękiem. Martwieniem się o cudzy byt bardziej, niż swój własny. Robieniem
idiotycznych rzeczy dla drugiej osoby, tak jak Niko dla mnie teraz, wbrew radom
swoich przełożonych i własnego rozumu.
Jednak ten dziwny lęk nie
paraliżował. Niko nigdy nie wycofywała się z walki tylko dlatego, że kładła
moje życie na szali. Nie poddawaliśmy się nigdy, wręcz przeciwnie – wspólna
obecność nas mobilizowała. Dawała nam odwagę.
- A, Sasuke. – Zatrzymałem się,
słysząc jej spięty głos. Był dziwnie alarmujący, przez co mimo że jeszcze nie
wyszliśmy na otwartą przestrzeń, w ułamku sekundy zacząłem rozglądać się za
wrogami. Zanim mój wzrok skupił się na pobliskim drzewie, został zbity z kursu.
Dopiero stan nieważkości - nie ból czy błysk chakry – spowodował, że dotarło do
mnie, że zostałem uderzony. Nie upadłem na drewniany ganek, w ostatnim momencie
odzyskując równowagę. W głowie mi brzęczało i od silnego ciosu w ustach zebrała
mi się krew. Nie czułem innych chakr poza tą powoli gasnącą w zaciśniętej dłoni
kunoichi. – To za Ryoushi’ego – wysyczała, odwracając się na pięcie i ruszając
zdecydowanym krokiem w kierunku wyjścia z ogrodu, z włosami uciekającymi z
warkocza łopoczącymi na nagłym wietrze. Byłem zbyt zszokowany, by coś
powiedzieć, więc w niemym szoku obserwowałem, jak jej sylwetka oddala się w
strugach deszczu. Moja dłoń uniosła się automatycznie do obolałej szczęki. Jej
chłód był pomocnie kojący.
Hn. Miłość była strachem, to
prawda. Strachem, który dawał jej dziwaczną odwagę.
Idiotyczne.
Nie otrząsnąłem się dobrze ze wstrząsu
i szumu w głowie, gdy dogoniłem niegrzeczną kunoichi tuż przy wyjściu z
posesji. Naciągnąłem kaptur kurtki mocniej na głowę, nadal słysząc w uszach
dziwny pisk. Krew pulsowała mi w żyłach szybciej, niż powinna, ale zrzuciłem to
na wściekłość.
Deszcz lał
nieubłaganie. Dookoła leżały pozostałości po moich pułapkach, a tuż pod
największym w okolicy drzewem stał nie kto inny, jak Kakashi i Akane.
Wiedzieli o wszystkim, czy Niko wrobiła
ich w pomoc mówiąc tylko o poróżnieniu między nami? Trudno mi było stwierdzić.
- To są te twoje dwie jednostki?
– spytałem oschle, rozmasowując sobie brodę. Ciągle czułem w ustach metaliczny
smak krwi. Niko miała szczęście, że była kobietą, z którą miałem nadzieję być w
najbliższym czasie w dobrych stosunkach, bo przeszło mi przez myśl, by jej
oddać. No i że zadała cios poza widokiem gapiów.
- A i owszem – prychnęła,
wystawiając przed siebie dwa palce i zginając je kolejno. – Raz i dwa, moi
zaufani ludzie, coś nie tak? – Uniosła brew, choć przy świetle docierającym do
nas z nieopuszczonych części wioski było to ledwo widoczne.
Westchnąłem głęboko. Mała
kłamczucha grała twardą, a tak naprawdę nadmiernie zawyżyła swoje wsparcie w
obawie, że ją zaatakuję.
Nawet mając w planie sama mnie
zaatakować.
Gdzie. Tu. Był. Sens?
- No i jak poszło, robaczki?
Pogodzeni? – spytał z mroku Kakashi, natychmiast otrzymując w nagrodę mój
gniewny wzrok. Jeśli wiedział, co zaszło, to traktował tę sytuację stanowczo
zbyt lekko.
Czy on też mnie zdradził? Może
nie tylko ja powinienem był dostać w zęby.
- Można tak powiedzieć –
westchnęła Niko, spoglądając porozumiewawczo na Akane. Blondynka uśmiechnęła
się tajemniczo, zerkając na mnie ukradkiem. Zupełnie jakby sprawdzała, czy coś się
we mnie zmieniło.
Byłem zmęczony i brudny, od
trzech dni nie zmieniałem ubrań. W dodatku dziwnie się czułem i nie mogłem
spać. Ona jednak szukała czegoś innego.
- Coś mi się chyba należy –
zauważyła, z zadowoleniem wyciągając dłoń w stronę Kakashi’ego. Jounin jęknął
za maską, szperając w kieszeni spodni i w końcu podając jej kilka monet.
Niko przewróciła oczami, po czym
zwróciła się ponownie w kierunku wyjścia, omal nie uderzając mnie przy tym warkoczem.
Niirochi ze spokojem schowała pieniądze i ruszyła za nią przez rosnące kałuże,
a Kakashi spojrzał na mnie pochmurnie, chowając książkę.
- Przez twoją ustępliwość
przegrałem zakład – oświadczył, ruszając za kobietami powłóczystym, wolnym
krokiem.
Zacisnąłem zęby, czując, jak się
we mnie gotuje. Cudownie. Niko podzieliła się z tą dwójką swoim genialnym
planem na warunek. Było kwestią czasu, zanim cała wioska będzie trąbiła o tym,
jak to zmiękłem z miłości do durnej kunoichi.
Z jednej strony miałem ochotę ją
wytargać za włosy i doprowadzić do porządku. Z drugiej - nie czułem jednak
takiej wściekłości, jakiej się spodziewałem.
Nie pomógł też fakt, że gdy
długo nie ruszałem się z miejsca, dziewczyna zwolniła, patrząc na mnie
przeciągle znad swojego ramienia. Po obu jej stronach wznosiły się ogromne
cienie opuszczonych domów klanu, przypominając o swej historii, a jednocześnie
strasząc na temat przyszłości.
Miłość, z której właśnie się
śmiano, była wyrażana na wiele sposobów. Nie tylko pocałunkami i uśmiechami,
ale wściekłym spojrzeniem czy sarkazmem. Teraz to widziałem, mimo bólu
rozdzierającego moje skronie. Była w rozgorączkowanym wrzasku w twarz z powodu
czegoś, co się zrobiło. W ciosach i w groźbach.
Miłość nie była tym, czego się spodziewałem.
Zmieniała wszystko. To, jak postrzegało się świat i ludzi. Nagle zacząłem
zauważać kolejne znaczenia gestów i słów Niko. Albo zostałem oślepiony na te
pierwsze, ważniejsze.
Miłość sprawiała, że ludzie
zachowywali się jak kretyni. Ale też stawali się mądrzejsi.
Osobliwe.
Starałem się nie zwracać uwagi
na mijane przez nas boleśnie znane mi budynki. Wiązałem z nimi wspomnienia o
odgłosach i kolorach, które nigdy miały nie wrócić, a także ambicje i uczucia,
które teraz podważono i które musiałem zdusić. Herby klanu mimo mroku
wywiercały mi dziurę w czaszce, namalowane na każdym murze, każdym parawanie,
każdym bzdurnym lampionie.
Ledwo słyszałem szum wody spływającej rynnami
i obijającej się o parapety. Ulice były absolutnie puste. Powoli z mojego
krwiobiegu uciekała adrenalina i stres, a w głowie zaczynało się kręcić.
Zagłębiony w myślach nawet nie
zorientowałem się, gdy znaleźliśmy się w mało mi znanej dzielnicy Konohy. Akane
i Kakashi szli z przodu, ramię w ramię, w czymś, co wydawało się komfortową
ciszą. Niko natomiast była spięta, obserwowała mnie kątem oka udając, że tego
nie robi. Miałem wrażenie, że nie do końca wierzy w nasz chwilowy kompromis.
Nie dziwiłem jej się. Ja sam w
niego nie wierzyłem.
Doszliśmy do starego bloku,
którego drzwi z zauważalną pewnością otworzył Kakashi. Nie był to jego dom, to
wiedziałem dobrze. Nie sądziłem też, by Niko tak szybko znalazła sobie nowe
lokum. Byłem więc zabierany do mieszkania Akane. Wchodząc po schodach
zastanawiałem się, czy przez ten cały czas tu byli. Mijałem ten budynek wiele
razy, nie zdając sobie sprawy, że ktokolwiek z moich znajomych może tu przebywać.
Niko, na przykład. Lub Itachi.
Zza otworzonych drzwi wyłoniło
się przytłumione światło i szczupła brunetka z włosami za brodę.
- Oh, Kami. Dobrze, że
jesteście. Czy udało się-… - Ciemne oczy asystentki Hokage spoczęły w tym
momencie na mojej twarzy. Natychmiast wypełniły się ulgą. Zostałem wepchnięty
przez Kakashi’ego do środka, chwiejąc się trochę na nogach. Coś było naprawdę
nie tak. – Udało się. Doskonale. - Ignorując sekretarkę, zacząłem rozglądać się
po niedużym salonie. Nie czułem obecności Itachi’ego ani nikogo innego. Ktoś
zaczął zdejmować ze mnie kurtkę. – Mam przygotowane opatrunki i zestaw do
badań. Trzeba tylko zagotować wodę…
- Zajmę się tym – mruknęła
niemrawo Niko, znikając za ladą w kuchni. Kiedyś przy takich badaniach nie
odstąpiłaby mnie na krok, wykorzystując każdą okazję, by pośmiać się z mojego
stanu zdrowia i jednocześnie napatrzeć się na moje nagie ciało. Teraz zdawała
się szukać rozbieganym spojrzeniem czegoś, czym mogłaby się zająć, byle być
dalej ode mnie.
- Jak się czujesz, Sasuke-kun? –
spytała brunetka, wskazując miejsce na kanapie, przy którym rozłożyła
przyrządy. Gdy usiadłem, w jej ręku znikąd pojawiła się strzykawka, którą bez
pytania pobrała mi krew. Zanim jeszcze zdążyłem odpowiedzieć.
- Doskonale – odparłem z
sarkazmem, patrząc, jak kobieta odkłada pobraną krew do białego pojemnika.
Obserwowałem uważnie każdy jej krok. Strzykawki kojarzyły mi się z Haisuchi,
które ostatnio zaserwowała mi Niko. Przeniosłem wzrok w jej stronę, starając
się nie odwracać głowy. Spoglądała na mnie nieufnie z kuchni, a gdy nasze
spojrzenia się spotkały, nie speszyła się.
Pilnowała mnie z bezpiecznej
odległości, przypominając, że jestem na okresie próbnym. Jeden fałszywy ruch
czy słowo i mogłem stracić jej kruche zaufanie.
- Zdejmij bluzę – rozkazała rzeczowo
brunetka. Ściągnąłem ubranie przez głowę, czując w mięśniach dziwne kłucie.
Kobieta zaczęła mocować ciśnieniomierz do mojego ramienia. Kakashi i Akane
zniknęli mi z oczu. - Czy wiesz, czemu nie mogę cię zbadać w szpitalu,
Sasuke-kun? – spytała delikatnie, choć w jej głosie tliła się krytyka.
Wiedziałem, że spokojne usposobienie było fasadą. Hokage nigdy nie
współpracowałaby z kimś tak nudnym i tak słabym.
- Bo powszechnie wiadomo, że to
ja go okradłem? – zgadłem z cierpkim uśmieszkiem, widząc oczami wyobraźni
zabawne listy gończe. Hokage musiała być wkurzona. - Czy może Ashikaga posikałaby
się na mój widok?
Ciemne tęczówki błysnęły, a
chłodne, szczupłe palce zacisnęły się na miejscu, które medic-nin niedawno mi
przekuła. Odmówiłem okazania bólu, odpowiadając na wyzywające spojrzenie
kobiety swoim własnym, czerwonym.
- Ta dziewczyna jest przerażona
i nie ma w tym nic śmiesznego – oświadczyła stanowczo. Po chwili miała czelność
odwrócić wzrok i wrócić do swojej pracy jak gdyby nigdy nic. – Nikt nie wie, co
zrobiłeś, za co powinieneś być jej wdzięczny. - Prychnąłem. – Ale byłoby to
jasne, gdyby personel przeprowadził badania twojej krwi.
Uniosłem brew na brak formy grzecznościowej.
Shizune traktowała swoich podopiecznych wrażliwiej niż sądziłem. Była jak
rozsierdzona za igranie z jej młodymi kocica. Zastanawiałem się, czy Niko też
będzie taka, gdy dorośnie.
Szczupła dłoń zafalowała,
owinięta kojącą chakrą, po czym omiotła powietrze nad moim torsem, zaczynając
powolną wędrówkę przez wszystkie moje kończyny. Chłodne spojrzenie spoczęło na
moim wciąż pulsującym, gorącym policzku i rozciętej wardze.
- A to kto?
- Ryoushi – odpowiedziała
błyskawicznie Niko, nie wychylając się z kuchni. Asystentka Hokage uśmiechnęła
się enigmatycznie, wznawiając pracę, ale specjalnie omijając okolice mojej szczęki
i dając mi do zrozumienia, że sam się pomęczę z jej sinieniem.
Pseudonim chłopaka brzmiał echem
w mojej głowie i wisiał w pustce nad naszymi głowami, wypełniając pomieszczenie
ponurą niczym ciemna płachta ciszą. Niko ponownie mówiła je z dziwną
znajomością i żalem. Czułością.
Zacisnąłem zęby, unosząc na nią
wzrok. Jej zielone oczy czekały już na mnie, zmrużone i gardzące mną znad
kubka, zupełnie jakby słyszała moje myśli i potępiała je. Nie wiedziałem, co
się działo podczas jej misji w ANBU, nie miałem prawa znać jej
współpracowników. Nigdy bym jednak nie przypuszczał, że rozwinie się między
nimi więź godna opłakiwania i wypominania mi na każdym kroku, zupełnie jakbyśmy
nie żyli w świecie, w którym ludzie giną jak muchy.
Czułem coraz większy paraliż
swojego ciała. Nie trenowałem od dawna i ogarnięty wściekłymi myślami
ignorowałem różne symptomy, mobilizując ciało jedynie do gotowości i
przetrwania.
Było coraz gorzej, choć teraz
mogłem zwalić to na buzującą we mnie zazdrość na myśl o innym mężczyźnie obok
Niko. Ledwo pamiętałem twarz osoby, o którą pewnie jej chodziło. Zabiłem tego
dnia wielu ludzi i szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to.
To był mój typ miłości. To było
posiadanie, choć inne niż w przypadku rzeczy. To była irytująca świadomość, że
życie bez Niko byłoby sto razy trudniejsze, jeśli nie niemożliwe. I że widok
kogoś zabierającego mi ją lub utrudniającego mi dostęp do niej byłby tak
wylanie całej krwi z moich żył.
Byłem gotowy zabić dla jej
bezpieczeństwa. Byłem gotowy poświęcić za nią życie, zabić na jej zachciankę.
Moje uczucia były tak silne, że nawet wolałem ją zabić niż ją stracić.
Byłem wkurzony na samą myśl. Na
myśl, jak blisko było, aby zniknęła na zawsze. I że w takiej chwili nie myślała
o mnie, a o nim. Miłość widać mogła być pełna furii, gdy ktoś ją lekceważył.
Nie wiem, jak Niko udawało się
to wszystko zignorować. Nasza rozłąka nie spłynęła po niej jak po kaczce, a
mimo to nie wydawała się też cieszyć z mojej obecności. Siedziała jak na
szpilkach, czekając na któż wie co.
Mimo to chciałem, by była
szczęśliwa. Ostatnie, co chciałem widzieć, to jej smutek. By go nie widzieć,
mogłem nawet poświęcić samego siebie. O naszych relacjach nie wspominając.
Wiedziałem, co czuję. Nie byłem jednak w stanie się z tym pogodzić ani tego
zrozumieć. A co dopiero zaakceptować.
Podświadomie toczyłem ze sobą
walkę, wiedząc z góry, że przegram.
Absolutnie wkurwiające.
Syknąłem, czując dotyk na tyle
głowy.
- Odpłynąłeś, Uchiha-kun. Jak
się czujesz? Szczerze.
Oblizałem usta. Pokój trochę się
kręcił.
- Nienormalnie.
Biorąc pod uwagę myśli, jakie
ostatnio miałem, nie było to dalekie od prawdy.
Parsknąłem z rozbawieniem.
- Przynieście wodę i ręczniki.
Zatruł się tym, co zabrał ze szpitala. Za późno na płukanie żołądka, dawajcie
mu dużo płynów i nie pozwólcie mu się ruszać. Niedługo będę z powrotem.
Zatrucie? Niedorzeczność.
- Nie potrzebuję pomocy –
odparłem zdecydowanie w kierunku kobiety, która wyraźnie szykowała się do
wyjścia.
- Jeśli chcesz mieć arytmię,
nadciśnienie i niewydolność nerek i wątroby, to mogę tu zostać i patrzeć, jak
się pocisz – odszczeknęła brunetka. Znikąd usłyszałem głos Niirochi.
- Idź, nie przejmuj się nim. My
się tym zajmiemy.
Było mi duszno.
- Otwórzcie okno – wymruczałem.
Było mi ciepło, moje ciało mrowiło, to prawda, ale oni wyraźnie przesadzali.
Znikąd zrobiło się zielono.
- Jesteś rozpalony – zauważyła
karcąco Niko. Jej dłoń na moim czole była chłodna. Jej słowa też były chłodne. Odpędziłem
ją ręką. – Wstań. Musisz się umyć i wyspać.
- Oczywiście, pani kapitan –
odparłem drwiąco, wstając w miarę bez problemu. O co było tyle krzyku?
Doszedłem tu sam, mogłem też sam trafić do łazienki.
Poczułem na plecach
stabilizującą opiekuńczo rękę, przez co z mojego gardła wydobył się
ostrzegawczy, niski pomruk.
Natychmiast zniknęła.
- A wiesz co? Utop się tam –
warknęła kunoichi, wyraźnie oburzona. Nie miałem siły zebrać myśli, a co
dopiero się z nią kłócić. Biorąc pod uwagę mój stan, lepiej było już zupełnie
nic nie mówić. Mogłem nad sobą w porę nie zapanować.
Gdy wyszedłem spod prysznica, do
którego Kakashi wrzucił mi jakieś świeże ubrania, na stole w salonie leżały
kanapki i picie. Zasiadłem niemrawo do posiłku, zupełnie nie mając na niego
ochoty.
W sumie to nie pamiętałem, bym
coś ostatnio jadł.
Jak długo byłem w takim stanie?
Nie czułem chakr Shizune i
Kakashi’ego. Akane była w pokoju bliżej łazienki, Niko natomiast ponownie osądzała
mnie niemo z kuchni.
Wgryzłem się w podaną kanapkę.
Od razu byłem w stanie powiedzieć, że to ona ją przygotowała. Nikt inny na tym
przeklętym świecie nie rzucał na wierzch tyle zielonego paskudztwa.
Z powodu obitej szczęki żucie
zajmowało mi irytująco dużo czasu. Wykorzystałem go na strzepnięcie
niepotrzebnej zieleniny na talerz. Nie musiałem wytężać słuchu, by słyszeć, jak
Niko fuka pod nosem.
- Będziesz tak tam stała jak
kołek, czy przełamiesz strach i usiądziesz tu jak cywilizowany człowiek?
- Nie boję się ciebie – warknęła
od razu.
- Nie? – westchnąłem, taksując
kromkę krytycznym wzrokiem. – To udowodnij.
Przyszła potulnie, i mimo że
chodziła w samych skarpetkach, słyszałem dokładnie każdy jej krok. Zajęła
miejsce na fotelu niemal całkowicie naprzeciwko mnie. I jak najdalej.
Przez chwilę ogarnęła nas drażniąca
cisza, przerwana tylko moim przeżuwaniem i piszczeniem w moich uszach. Ile
mogło zająć pozbycie się tego wszystkiego z organizmu?
Dopiero teraz zorientowałem się,
że boli mnie mruganie. Każdy ruch w obrębie głowy czułem jako igły wbijające
się od tyłu w moje gałki oczne.
- Coś ty robił przez te trzy
dni? – spytała Niko, oglądając mnie od góry do dołu z osłupieniem. Cóż. Nie
było to dalekie od tego, nad czym sam się zastanawiałem.
- Miałem dysputy wewnętrzne na
temat istoty miłości – odparłem pół-serio. Niko nie zaśmiała się, ale
pozwoliła, by jej brwi i lewy kącik ust wystrzeliły do góry. Napiła się ze
swojego kubka.
- I co takiego odkryłeś? – Byłem
w stanie z łatwością stwierdzić, że nie ma ochoty rozmawiać. Albo próbowała być
grzeczna i zajmowała czymś mój umysł, by łatwiej mi się jadło, albo chciała
wykorzystać moment mojej niedyspozycji na wyciągnięcie ze mnie informacji.
- Że jesteś kretynką. –
Wiedziała dobrze, o co mi chodzi, a mimo to zmarszczyła brwi. Niko nie
tolerowała obelg, nawet jeśli nie były one poważne. Była zbyt dumna, by
zostawić to bez odpowiedzi. Już myślała, jak odeprzeć moją zaczepkę.
Zrzuciłem szczypiorek
i pietruszkę z poza tym całkiem smacznie wyglądającej kanapki. Po co było psuć
smak pomidora?
Lada chwila z jej ust miał paść
głupi kontratak.
Trzy… dwa… jeden…
- Chory czy nie, nadal jesteś
dupkiem, Sasuke.
Nawet nie uniosłem wzroku,
uznając jej marne próby za nieważne ujadanie. Rozjuszyło ją to jeszcze
bardziej. Wiedziałem, że jej wściekłość na mnie ma wielorakie podłoże. Całą
sobą powstrzymywała się, by nie wybuchnąć. Miała wiele do powiedzenia, jeszcze
więcej pytań i widziałem to w całej jej sylwetce.
Mimo wszystko znałem ją dobrze.
To nie był jednak dobry moment.
Deszcz nadal bez opamiętania
uderzał o okna, gdy w salonie zgasło światło, a ja zasnąłem na tej samej
kanapie, na której siedziałem.
Obudziłem się na oko dwanaście
godzin później, zupełnie otępiały. Moje oczy były sklejone, mięśnie obolałe, a
głowa ciężka od chemii i koszmarów.
Nawet bez wyglądania na zewnątrz
wiedziałem, że gdy byłem nieprzytomny spadł śnieg. Wioska kreowała sobą tą
charakterystyczną, jasną łunę. Pogoda była dziwna, a mieszkanie wyglądało,
jakby wszystkie chmury z okolicy wtłoczyły się do niego przez okna. Wszystko
miało ten sam przygnębiający, szary kolor. Źródło minionej burzy było w kuchni,
w której za pierwszym moim uchem na kanapie poczułem skok chakry.
Nasze oczy spotkały się mimo
odległości. Wyglądała jakby obserwowała mnie od dawna i świadomość tego sprawiła,
że po moim ciele zaczęły chodzić nieprzyjemne mrówki. Jej tęczówki były jedynym
żywym kolorem w pokoju, pełne niewypowiedzianych słów - pretensji i pytań,
które męczyły nas oboje.
- Gdzie Kakashi i Akane? –
spytałem, przecierając twarz ręką. Moja skóra była mokra, a na moim czole
leżała jakaś wilgotna szmata.
- Mają swoje sprawy. Pilnowanie
cię nie jest zbyt wdzięcznym hobby.
Ponownie wrogość. Miała w głowie
zapewne setki takich tekstów. Pewnie w jej wyobrażeniu zachodziły mi za skórę, kąsały
i bolały, hn, może nawet dzięki nim miałem zrozumieć swoje błędy i paść przed
nią na kolana.
Bardzo wątpliwe.
Podniosłem się na
przedramionach, a Niko natychmiast zjawiła się obok, wyrywając mi kompres z
rąk.
- Nie podnoś się. Możesz co
najwyżej iść się wykąpać, wypociłeś z siebie przez noc te paskudztwa –
rozkazała, marszcząc nos. Na chwilę zniknęła w kuchni, skąd dosłyszałem wodę z
kranu. Albo mi się wydawało, albo ruszała się zbyt szybko.
Ponownie pojawiła się w zasięgu
mojego wzroku, a jej zdecydowana dłoń na moim torsie posłała mnie bezwiednie z
powrotem na poduszki. Na moim czole ponownie pojawił się mokry materiał, tym
razem lodowato zimny.
Jeśli opiekowała się mną z taką
werwą, to wolałem nie wiedzieć, jak wyglądam.
Ironia tego, że do takiego stanu
doprowadziły mnie specyfiki ze szpitala wcale mi nie umknęła.
- Shizune załatwiła z bazy zwoje
do usunięcia pieczęci – westchnęła kunoichi przerywając ciszę i z wahaniem sięgnęła
po koc, zarzucając go na mnie ze wszelką uwagą, by mnie nie dotknąć.
- Zajmij się tym. - Stęknąłem
zaraz na suchość w ustach. Przejechałem językiem po zębach i opuchniętym
policzku. Nienawidziłem tego uczucia.
- Oczywiście, panie – warknęła z
sarkazmem, dobywając potrzebnych rzeczy z okolic fotela. Przymknąłem oczy ze
zmęczeniem. Po kilku minutach poczułem chłodne, silne palce na swoim
nadgarstku. Niko obróciła go znakiem do góry i położyła na powierzchni zwoju,
potem przykrywając go swoją ręką tak, by znaki się stykały.
Uchyliłem powieki, zaskoczony
tak długim kontaktem między nami, nawet tak mało interesujących miejsc, jak
przeguby dłoni. Kunoichi nie uraczyła mnie wzrokiem, szepcząc pod nosem jakieś
formułki i wolną ręką formując proste znaki.
Gdy tylko skończyła, zabrała
rękę i wyszarpnęła zwój spod mojej bezwładnej kończyny.
- Jeszcze ten na języku –
westchnęła.
Przytaknąłem, nie ruszając się.
Piekło mnie w gardle. Bardzo potrzebowałem szklanki wody, ale nie miałem siły
po nią wstać, a na pewno nie miałem zamiaru o nią prosić.
Przez dłuższy czas nic się nie
działo, niemal zapadłem z powrotem w sen.
- Uchiha.
- Czego? – warknąłem, uchylając
oko. Jej wzburzona mina nie była warta zachodu, więc zamknąłem je z powrotem.
- Wystaw język – wyszczekała,
chwytając mnie mocno za podbródek, by zaakcentować swój rozkaz. Warknąłem,
czując kłujący ból w miejscu, gdzie jej palec zahaczył o siniaka po uderzeniu.
Byłem traktowany stanowczo zbyt brutalnie.
Zmierzyłem ją zirytowanym
wzrokiem. Nie byłem pewien, czy włączyłem Sharingan, ale nawet jeśli mi się
udało, to Niko nie dała po sobie poznać, by wywarło to na niej jakiekolwiek
wrażenie. Patrzyła na mnie z góry nieugiętym wzrokiem z wyraźną chęcią
zrobienia mi czegoś okropnego.
Oblizałem spierzchnięte usta,
wystawiając język. Z zadowoleniem zauważyłem w jej oczach iskierkę zaskoczenia
na ten pierwszy, niezaplanowany gest.
Dziewczyna tym razem przysiadła
na brzegu kanapy, rozwijając inny, mniejszy zwój. Mrucząc coś pod nosem i
zbierając chakrę w jednym palcu, dotknęła kilku widniejących na nim symboli. Przełknęła
głośno ślinę, ponownie wolną ręką wykonując odpowiednie znaki i zbliżyła palec
do mojej twarzy.
Uniosłem brew, czując na swoim
języku opuszek jej palca. Trwało to może dwie sekundy, podczas których poczułem
cierpnące, kurczące uczucie, które nagle się urwało. Niko nie uciekła tym razem
- jej oczy podążyły za końcówką mojego języka chowającą się w moich ustach, a
następnie zawisły w zamyśleniu na obitej i zapewne purpurowej już części mojej
szczęki.
- Możesz teraz pytać, o co
chcesz – oznajmiła, zwijając pospiesznie zwój. – Minie kilka dni, zanim zabiorę
cię do Hokage, więc jestem jedyną osobą, która może rozwiać twoje najpilniejsze
wątpliwości.
- Wolałbym kogoś bardziej
bezstronnego – warknąłem, widząc spięcie w całym jej ciele. Nawet jej nie
dotknąłem, sama moje obecność działała jej na nerwy. – Bo nadal nie wiem, o co
ci chodzi.
- Wiesz, o co mi chodzi –
warknęła od razu, wstając z kanapy. Instynktownie sięgnąłem po jej rękę, by ją
powstrzymać, ale nie zdążyłem. Niko zmierzyła mnie z góry krytycznym wzrokiem,
potępiając próbę zatrzymania jej.
- Domyślam się. To jednak nie
tłumaczy tego, jak się panoszysz. – Dziewczyna prychnęła, ignorując moją
prowokację i odchodząc do kuchni. Słyszałem, jak szykuje herbatę. – To ja mam
prawo być wściekły. To o mnie i mojego brata cała ta szopka – warknąłem, podnosząc się ponownie na rękach. Ciepła już chusta
stoczyła się na mój brzuch. - To moja rodzina została bezsensownie zamordowana
i to przede mną była ukrywana prawda. Czemu jeszcze muszę wytrzymywać twoje
fochy? Gdybym ja-…
Dziewczyna uderzyła czymś
szklanym o ladę.
- Ja, ja i ja! – wrzasnęła, natychmiast
pojawiając się przy kanapie wraz z kocio-zielonymi oczami i buzującą chakrą. –
Czy ty siebie słyszysz? Jesteś pieprzonym egoistą! Świata nie widzisz poza
swoim kufrem i czubkiem swojego nosa! Pomyślałeś może przez chwilę o innych? O
wiosce, o Itachi’m, o mnie?!
Jej niezrównoważona energia
rozpłynęła się po całym otoczeniu. Podniosłem się do siadu, by nie górowała
nade mną całkowicie. Byłem chory, ale nie bezbronny.
- Pomyślałem. Na okrągło myślę.
Myślę, dlaczego mi nie powiedziałaś, skoro miałaś tyle okazji.
Starałem się zachować spokój i w
przeciwieństwie do niej nie podnosić głosu. Moje trudy nie zostały jednak
zauważone. Niko widocznie preferowała dzisiaj decybele, a nie jasność
argumentów.
- Bo nie mogłam, nie rozumiesz
tego?! – Rozłożyła ręce w bezsilności. – Ile razy mam ci to tłumaczyć? Byłam
związana przysięgą i prawem! Nawet nie byłam pewna, co zamierza Hokage i czy mogę
ufać Itachi’emu. A zanim cokolwiek wymyśliłam w twojej sprawie, wszystko się
wydało-…
- Jakoś gdy sprawy dotyczyły ciebie,
nie miałaś problemów z łamaniem prawa i traceniem zaufania Hokage – przerwałem
jej. - Tylko nagle teraz zrobiłaś się odpowiedzialna i dobra i wybrałaś ten moment,
by stać się jebanym pionkiem.
To sprawiło, że na chwilę
zamilkła. Widziałem, jak przez kilka sekund zbiera myśli i przygryza w irytacji
dolną wargę.
- Nawet jeśli chciałam to dla
ciebie zrobić, to bałam się, jak zareagujesz. I słusznie! Potem się okazało, że
ty nie potrafisz słuchać – wybuchła ponownie. Zaczęła chodzić w tę i z
powrotem, machając rękami. Powinienem był wstać, ale pewnie bym za to oberwał
niekontrolowaną gestykulacją. Jej głos był coraz bardziej wysoki, coraz
bardziej pilny. - Tłumaczyłam ci, a ty mnie atakowałeś! Byłeś tak owładnięty
szałem, tak bardzo nie obchodziła cię prawda, na której tak ci niby zależało,
że zabiłeś mojego przyjaciela!
- Może gdybyś jego też przede
mną nie ukrywała, to bym chociaż wiedział, jak wygląda! – krzyknąłem, podnosząc
się z kanapy. Nie ważny był ból głowy, ważny był kontakt. - Może bym go
oszczędził, gdybyś nie bawiła się w tajną agentkę i nie zostawiła mnie w
cieniu. Dzięki tobie-… nie. Przez ciebie był dla mnie w tamtym momencie jednym
z wielu wrogów stojących mi na drodze. I zapłacił cenę. Miałaś w tym równie
duży udział, co ja.
Jej oczy otworzyły się szerzej.
Patrzyłem na nią teraz z góry. W jej sylwetce coś się zmieniło. Nie była już
tylko wyciekła, teraz także się broniła. Jej chakra wirowała wokół i w momencie
na wydech czułem swoją własną mieszającą się z nią.
- Nie bądź bezczelny. – Zmrużyła
oczy. - Wiedziałeś dobrze, że jestem w ANBU i mam swoje tajemnice. Nigdy nie
powiedziałam, że będę ci o wszystkim mówiła. To ty. – Wskazała na mnie
oskarżycielsko drżącym palcem. - Twój gniew, twoje zaślepienie i twoja
arogancja go zabiły, i nikt inny. Nie waż się podważać tego, że zrobiłabym wszystko,
by go uratować. – Jej głos stał się głęboki i poważny. Wszystkie argumenty,
które formowały mi się w głowie zostały zastąpione pustką i zaskoczeniem na żal
i ciepło, z jakim znowu o nim mówiła. Z pasją i szacunkiem. „Zrobiłabym
wszystko”, powiedziała. Nigdy nie słyszałem od niej takiego wyznania. Czemu dla
mnie nie robiła wszystkiego? Czemu jak zwykle całe zło na świecie było moją
winą? - Nie znałeś go. Nie wiesz, co razem przeszliśmy. Nie wiesz, co dla mnie
zrobił. – W mojej krwi zaczęła zbierać się zazdrość i furia. Nie wiedziałem,
kim on był, nie pamiętałem nawet, jak wyglądał. Ale niczego by to nie zmieniło.
Wiedziałem już w dodatku, że go więcej nie zobaczy, a on już jej nigdy nie
dotknie… a mimo to byłem wściekły. Znowu byłem wściekły, mimo że to miał być
już koniec. Mina Niko była przeciwieństwem mojej – była pełna rezygnacji i
smutku. Fizycznego cierpienia. - On… on był ważniejszy niż to wszystko. Ten
cały chaos nie był wart jego poświęcenia.
- Więc nie żałuję, że to
zrobiłem.
Następna sekunda była w pełni
ruchem. Najpierw coś jasnego spłynęło po jej policzku, jej brwi spotkały się na
środku czoła. Następnie skoczyła w moim kierunku, uderzając z impetem w ramię,
które zdołałem unieść w ostatnim momencie.
Siła uderzenia odesłała mnie z
powrotem na kanapę, która odsunęła się o kilka centymetrów. Kolejne ciosy nie nadeszły,
jakby zaledwie w sekundę po ataku zorientowała się, co robi. Gdy uniosłem
wzrok, jej oczy były skierowane z dala ode mnie, otwarte z niedowierzaniem.
- Kami, Sasuke… „nie żałujesz”?
Ze wszystkich rzeczy-… - Urwała, zasłaniając usta ręką. Wstałem chwiejnie z
kanapy, mimo swojego stanu i kołatania w głowie trzymając się prosto. Odwróciła
się raptownie, nie byłem pewny, czy niezdolna na mnie patrzeć, czy wstydząca
się łez, których mogła nie powstrzymać. – „Zdzira”. – Jej głos był zaskakująco
dobitny i dźwięczny. Natychmiast znieruchomiałem, zaskoczony. – „Szmata”.
„Zdradziecka suka”. Myślałam, że nie usłyszę nic gorszego. Brawo, udało ci się.
Jej ramiona zadrżały w niemym,
ironicznym śmiechu, a głowa opadła. Miałem wrażenie, że najgorsze dopiero
nadejdzie. Że zaraz wybuchnie.
Nie maiłem pojęcia o ogromie
emocji, które dusiła w sobie. Stanowczo żałowałem teraz, że jesteśmy sami.
Gdyby był tu ktoś inny, nawet ten idiota Kakashi, może byłby w stanie ją
uspokoić. Ja tego nie potrafiłem.
Wyciągnąłem ku niej
rękę. Wyczuła ten ruch, bo widocznie odeszła do przodu.
- Nawet jeśli próbowałam ci
pomóc, robiłam to wszystko dla ciebie, twojego bezpieczeństwa i szczęścia… a
potem próbowałam ci wytłumaczyć, bo byłam pewna, że popełniłam błąd, że to moja
wina… A ty… - Odwróciła głowę, a jej oczy były czerwone i zaszklone. Jej dłoń
zdaje się automatycznie podeszła do jej gardła, jakby skojarzyła ten gest z
moim atakiem na nią. – Mam nadzieję, że nigdy nie dowiesz się, jakie to
uczucie. Gdy ktoś, kogo kochasz najbardziej na świecie tak cię nienawidzi.
Poczułem gulę w gardle. Moje
nogi były wypchane powietrzem. Gdyby tylko pozwoliła mi się dotknąć…
Jej wargi zaczęły drżeć.
Wycofała się dalej w głąb pokoju, zasłaniając się rękami.
Nie wiedziałem, co robić. Za
późno było na żal za słowa, nawet nie miałem czasu, by się zastanowić, czy
jestem do niego zdolny. Jej sylwetka była zgięta w bólu i wewnętrznym
rozdarciu, jakby sama nie panowała nad swoimi gestami i słowami. Nigdy, nawet w
najtrudniejszych sytuacjach, nie widziałem jej w takim stanie.
- Ostrzegam, zaraz się poryczę –
uśmiechnęła się z bólem, nabierając łapczywie powietrza, by się uspokoić.
Chciałem powiedzieć „no co ty nie powiesz?”, ale się powstrzymałem. – I jeśli
mi nie pozwolisz, to cię zabiję.
Zrobiłem krok w jej kierunku.
Nie zareagowała.
- Pozwolę – mruknąłem,
wykorzystując chwilę kontaktu z jej racjonalną stroną, by pokonać dystans
między nami i otoczyć ją ramionami. Praktycznie zmiażdżyłem ją w objęciu, nagle
czując całym sobą, jak bardzo jej ciało drżało. Pierwsza konwulsja jej ramion i
odgłos łkania poczułem w sobie jako lodowaty uścisk na sercu, próbujący
wycisnąć z niego słowa. Nic nie przychodziło mi do głowy. – Próbuję tylko
zrozumieć czemu. - Odpowiedział mi tylko jej szloch i gorący
oddech na mojej szyi. Przesunąłem ręką po jej rozgrzanych plecach w czymś, co
miałem nadzieję było kojącym gestem. – Czemu zawsze musisz wszystko robić po
swojemu, sama?
- Zamknij się! – Nim się
zorientowałem, wystrzeliła do tyłu, a jej dłonie uformowały pięści, którymi uderzyła
w mój tors. – Pieprzony gnoju! Chciałeś mnie zabić, chory palancie!
Z powodu płaczu za jej ciosami
nie stała żadna poważna siła, więc z łatwością utrzymałem ją w swoich
ramionach, próbując ograniczyć jej ruchy. To była resztka jej wściekłości. Cała
rozpacz, złość i cierpienie, których próbowała się pozbyć. Nie miałem innego
wyboru, jak przyjąć je na siebie.
- Trzymam cię – mruknąłem jej do
ucha, unieruchamiając jej prawą rękę. – Wypłacz się.
- Nie mów mi, co mam robić,
dupku! – jęknęła, a jej lewa ręka opadła bezwładnie u jej boku. Wystarczył
jednak wstrząs szlochu, aby uderzyła mnie z powrotem w nerkę. – Zostaw mnie!
- Nigdy – westchnąłem ze zmęczeniem w jej
skroń, powoli rozumiejąc, co właśnie powiedziałem. Wytrzymałem ból, jaki
zadawała mi raz za razem, próbując się wydostać, by ukryć swoje łzy. Nie
pozwalałem jej. W porównaniu z tym, jak czułem się wcześniej, nie robiło mi to
żadnej różnicy.
Mój wzrok utknął w ścianie i
nieregularnym cieniu, jaki tworzyły na niej nasze szarpiące się ze sobą ciała.
Miłość, jak się okazywało, nie
była delikatnym, ciepłym uczuciem z legend i powieści. Była okrutna, niemal
brutalna. Oznaczała cierpienie, gdy cierpiała ukochana osoba. Była spotęgowanym
bólem w obliczu zranienia kogoś wbrew swoim zamiarom.
Była bezwzględna, nie tolerowała
rywali. Jeśli w sercu była furia, wypychała ją. Jeśli nie działały słowa i
uśmiech, radziła sobie z nią daremnymi, słabymi ciosami, wstrząsającym szlochem
i miesiącami cierpienia wydostającymi się z ciała falami. Czy to samo mogła
zrobić z nienawiścią?
Trzymałem Niko, gdy cała jej
złość, żal i ból wsiąkły w moją koszulkę i zmoczyły mi skórę. Dziewczyna trzęsła
się, jakby ktoś smagał ją biczem, próbując wyrzucić je z niej siłą.
Tak wyczerpujące… ale też
przydatne.
Jej ciało zaczęło mi poważnie
ciążyć, więc powoli zniżyłem nas na podłogę, opierając się o tył fotela i usadawiając
ją na sobie, przyspawaną jakby na stałe.
Jej łzy nadal płynęły z
policzków, a ciałem wstrząsały sporadyczne dreszcze.
- Uspokój się – poprosiłem,
nieświadomie przeczesując jej włosy palcami. Połowa mojej koszulki była mokra.
Dopiero teraz, na spokojnie, mogłem odróżnić prawdę od tego, co powiedziałem w
złości. – Żałuję, zgoda?
Odpowiedziała mi cisza. Niko
trzymała się mocno mojego T-shirtu, nie odrywając się ode mnie na centymetr.
Ani razu nie spojrzała mi w twarz.
Przejechałem spojrzeniem po jej
sylwetce, dostrzegając ciemne siniaki formujące się na jej ramionach w miejscu,
gdzie ją trzymałem. Przymknąłem oczy, nie powstrzymując grymasu irytacji.
- Czemu nigdy nie przydarza mi
się nic dobrego? – spytała cichym, ochrypłym głosem, ignorując moje wyznanie.
Siąknęła nosem. – Wszystko straciłam. Najpierw drużynę, potem rodzinę, kota,
dom… nawet ciebie.
- Nie straciłaś mnie, Niko –
westchnąłem. Od pół godziny byłem przy niej, wytrzymując jej humorki mimo
własnej wściekłości. Czy to nie wystarczało?
- Nie straciłam cię, masz rację.
– Poczułem na skórze swojej szyi, jak się uśmiecha. Przez moment w mojej klatce
piersiowej była lekkość, jakby ktoś delikatnie mnie połaskotał. – Nigdy cię nie
miałam, prawda?
Nie miałem na to odpowiedzi.
Po jakimś czasie Niko uniosła
się ociężale, ocierając twarz drżącymi dłońmi, po czym wyprostowała się,
nareszcie patrząc na mnie. Jej oczy były opuchnięte i bez blasku. Wydawała się
zupełnie nie zdawać sobie sprawy z naszej bliskości. Mimo tego, że na mnie
siedziała, nie było między nami ciepła.
Padło na nią teraz więcej
światła, przez co siniaki stały się bardziej widoczne. Podążyła za moim
wzrokiem, uśmiechając się ironicznie, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Chyba jednak się jej to należało.
- Zraniłem cię. Wybacz.
To chyba nie były słowa, których
oczekiwała, a może zrozumiała je opacznie, po parsknęła lekko, zwracając na
mnie z powrotem swój rozdygotany wzrok.
Jej chłodne palce znikąd
znalazły mój lewy policzek.
Nie wiedziałem, jak zareagować
na jej dotyk. Po tak długim czasie wydawał mi się czymś nowym.
- Też cię zraniłam – mruknęła
bez emocji. Wydawało się, że w jej rękach nie ma już siły, bo jej palce
bezwładnie ześlizgnęły się z mojej twarzy na szyję. – Nie dotykaj mnie więcej –
powiedziała z wyraźnym postanowieniem i iskrą w oku, ponownie naciskając
kciukiem na ranę. - …póki to nie zniknie.
Około dwa tygodnie. Byłem w
stanie wytrzymać.
Zacisnąłem zęby, wytrzymując jej
gorące spojrzenie, nadal niosące ze sobą ślady wściekłości. Wiedziała
doskonale, że dalszy krzyk na mnie nie naprawi naszej sytuacji. Wiedziała też,
że żadnymi słowami nie zmienię jej zdania. Wstała więc, opuszczając wzrok, i
wyszła do kuchni zrobić nam zapomnianą wcześniej herbatę.
Kilka godzin spędziliśmy na tym
fotelu i tej kanapie, wypłukując z siebie wściekłość i toksyny zielonym
naparem. Niko opowiedziała mi, zaskakująco spokojnie i bez pretensji, krok po
kroku, jak znalazła się w takiej sytuacji i co przeżyła z Shinzobu.
Cofnąłem się myślami do dnia,
kiedy wróciła z misji z głową w chmurach, widocznie zszokowana i zmęczona, po
krótkiej rozmowie dając mi do zrozumienia, że miała zatargi z Akatsuki. To
wtedy wszystko się zaczęło – jej pierwszy instynkt był jeszcze prawidłowy, zaatakowała
Itachi’ego na miejscu. Dopiero później sprawy obrały inny obrót, a wszyscy jej
przełożeni zdawali się być już dawno wtajemniczeni co do roli, jaką miał
odegrać mój brat. Opowiedziała też, jak Itachi został zamknięty w izolatce i
dokładnie przesłuchany, w odpowiednim momencie potwierdzając informacje, jakie
Hokage odkryła w tajnych dokumentach Trzeciego, a których autentyczność
zatwierdził drugi Sannin.
Wszyscy byli w to zamieszani –
Shizune, jej dowódca z ANBU, ten cały Ryoushi, nawet Anko. Trudno było jej
protestować, gdy niemal wszystkich swoich dowódców znała wcześniej i szanowała.
Tak naprawdę była pośrodku czegoś, na co nie miała wpływu. Nie zależało im na
jej sile - została w to wepchnięta tylko dlatego, że jako córka rodziny z
Akazuno mogła przeciwstawić się Haisekai i zaatakować Itachi’ego, gdyby ten
mimo Haisuchi we krwi próbował się zbuntować. Zupełnie zignorowano jej relacje
ze mną, ufając – i widocznie słusznie – że poczucie obowiązku będzie dla
kunoichi ważniejsze, niż lojalność wobec chłopaka.
W tym momencie Niko wyraźnie
zamilkła, obracając w zamyśleniu kubek w rękach. Jej oczy miały obcy, daleki
wyraz, jakby wspominała coś arcyciekawego i wyraźnego.
- Pamiętasz naszą ucieczkę do
Akazuno…? – spytała cicho, nie patrząc na mnie. Przytaknąłem. Trudno było nie
pamiętać. Niko po raz pierwszy wtedy załamała się, najpierw z powodu utraty
wszelkich nadziei na spotkanie rodziców, a niedługo potem z powodu pochopnej
decyzji, jaką podjęła. Tego dnia zabiła więcej ludzi, niż w całym swoim dotychczasowym
życiu. – Myślałam, że to zamknięty temat. Nie uzyskałam odpowiedzi, nadal ich
nie pamiętałam i nie znalazłam winnych… ale wiedziałam, że kolejna szansa na
szukanie ich na własną rękę może się już nie powtórzyć. Pogodziłam się z tym –
przyznała ze smutnym uśmiechem, wgapiając się w falująca herbatę w kubku. Nie
miałem pojęcia, że się poddała. Nie rozmawialiśmy o dalszych próbach po
powrocie z Akazuno. Byłem pewien, że będzie szukać, a jeśli coś znowu
wykombinuje, to zaciągnie mnie w to bez mojej zgody, znienacka. Nie miałbym
nawet nic przeciwko. Teraz to brzmiało jakby się bała. Jeden jedyny raz
przeciwstawiła się rozkazom, myśląc, że będzie w ten sposób bliżej prawdy i od
razu dostała za to po głowie. Nie czekały na nią odpowiedzi, tylko pustka i ból.
Może to przeważyło szalę? Czy Hokage nadal miała jej to za złe, dlatego zmusiła
ją do pomocy? Może to całe Shinzobu miało jakieś informacje na temat jej
przeszłości i wymusili na niej pomoc w zamian za udostępnienie ich jej? – Dowiedziałam
się, że tuż przed śmiercią wujek wpuścił do świątyni starego znajomego, a
niedługo potem w mieście pojawili się zamaskowani obcy, wyszkoleni mordercy.
Zapadła cisza. Zupełnie jakbym
miał się sam domyślić, o co jej chodzi, mimo że nawet wspólnie nie wpadliśmy na
to przez tyle miesięcy.
- I? – mruknąłem, ponaglając ją.
– Wiesz już, kto to?
- Tak – przytaknęła niemrawo, zatapiając
dłoń we włosach. – Wiem też, że było to dzień po masakrze twojego klanu. –
Uniosła wzrok, a ja otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Czy to znaczyło… że…
- Tymi ludźmi byli wojownicy z Korzenia. Mój wuj i rodzice ukryli wtedy
Itachi’ego.
Gdybym miał siłę, zerwałbym się
z fotela.
- To znaczy, że to przez niego
zginęli! – warknąłem, ściskając kubek miedzy rękami. Jak mogła go bronić, jak
mogło to pomóc w czymkolwiek?
Teraz uśmiechała się,
jakby spodziewała się po mnie takiej reakcji, ale jakim cudem było jej do
śmiechu?
- Też tak na początku myślałam.
Jednak to był ich wybór. To był… dług honoru za uratowanie mojego wuja i mojej
matki. Itachi pomógł im na jednej z misji ANBU.
- To chyba bez znaczenia, skoro
i tak potem zginęli – syknąłem. – Oni i masa innych ludzi. Zobacz, co potem
stało się z wioską. A ten… - Przygryzłem wargę. Nawet, jeśli sprawa mojej
rodziny była niemal wyjaśniona, mojemu bratu udawało się sięgać w przeszłość i
niszczyć kolejne istnienia. - …uszedł cały.
- Nie tylko on. – Dziewczyna tym
razem naprawdę uśmiechała się z satysfakcją. Zamrugałem.
To prawda. Niko też wydostała
się z pożaru, jakimś cudem, i została porzucona w lesie przez… nieznajomego.
- Uratował ci życie – warknąłem
bez przekonania. Według mnie nie zmazywało to jego win. Oczywiście, gdyby
wyrwać tę zasługę z kontekstu, to byłem całkiem wdzięczny, że Niko żyje, a
jednak…
Nie mogłem się pozbyć tej
nienawiści. Rozdzierała mnie od środka na samo wspomnienie jego imienia, którym
Niko szastała na lewo i prawo z taką łatwością. Myślałem, że to jej przyjaciel
będzie tym, o którym nie będę w stanie myśleć, a teraz zrzucała na mnie ciężar
tak wielu szczegółów i historii, że zaczynałem poważnie wątpić, czy to, co
teraz się dzieje, co słyszę, jest prawdziwe.
- Tak. Mi i masie ludzi, bo
szukaliby go dalej, mordując kolejnych, gdyby mimo swojego ciężkiego stanu nie
zabrał mnie stamtąd i nie zwiał do lasu. Uratował też chyba moją psychikę,
usuwając mi pamięć.
Brakowało mi już słów, więc
tylko uniosłem brew. To zaczynało brzmieć, jakby była mu naprawdę wdzięczna.
Winna przysługi.
Jak daleko sięgały ich relacje?
- Od tego czasu szpiegował
Akatsuki dla Konohy. I gdy zaatakował nas Kisame, ten rekino-podobny wariat,
bez wahania stanął po naszej stronie – dodała, bawiąc się bezstresowo kosmykiem
włosów. - I, o ile pamiętam, ponownie uratował mi tyłek.
- Ja uratowałem ci tyłek tysiące
razy – zauważyłem.
- Wiem – westchnęła z grymasem.
Przez moment poczułem się, jakby nic się miedzy nami nie zmieniło. Poznawałem
tę minę.
- Wiem, że wiesz. Tylko ci
przypominam, na wypadek gdybyś zapomniała, komu powinnaś być lojalna. –
Dziewczyna przewróciła oczami. – O ile pamiętam, obiecałaś mi odejść z ANBU.
- Tak, ale po misji z Itachi’m.
Jak pewnie zauważyłeś - nie skończyła się ona i nie skończy, głównie dzięki twoim
interwencjom.
Jej opowieść przeskoczyła do
nalotu na bazę Korzenia, podczas której ją śledziłem. Niko wytłumaczyła mi, że
głównym przeciwnikiem Shinzobu był niejaki Danzo, jeden z radnych Konohy,
współpracownik Trzeciego. Był on przywódcą Korzenia i to on zmusił Itachi’ego
do przedwczesnego podjęcia drastycznych kroków wobec klanu. Tylko on zdawał
sobie sprawę, co zamierza mój brat i to on wysłał za nim morderczą pogoń, by
pozbyć się Itachi’ego raz na zawsze.
Właściwie to nie był jedynie
wrogiem Shinzobu i Niko, ale i moim.
Nie byłem pewien, czy mogę jej
ufać. Miałem przeczucie, że mówi prawdę. Wierzyłem, że wierzy w to, co mówi. Bez
sensu byłoby kłamać mi w żywe oczy po tym, jak się wypłakała. Jej słowa
wysypywały się z jej ust z ulgą, jakby nareszcie mogła je z siebie wyrzucić i
tym samym zmniejszyć trochę ten ciężar informacji.
W najgorszym przypadku zawsze
mogłem sprawdzić jej prawdomówność nowym jutsu, o którym wyraźnie zapominała,
co jakiś czas zerkając na mnie, gdy myślała, że nie patrzę. Trzeba było ją też
wypytać o dziwaczne techniki Itachi’ego.
Mimo wszystko nadal mi ufała.
Jeśli jej wcześniejsze słowa były prawdą, to miała nawet nadzieję, że pomogę im
w walce. Z moją pomocą próbowała pomóc sobie, odejść od odpowiedzialności. Ze
mną na horyzoncie jej rola była mniejsza. Czuła się w niej nieswojo.
Jednak czy znała całą prawdę,
czy ją tez do pewnego stopnia oszukano – nie mogłem być pewien.
Nie mówiła dużo o Itachi’m,
właściwie tylko wspomniała, że dawała mu zastrzyki z Haisuchi – które i tak
okazały się wobec niego bezużyteczne. Wcześniej musiała być obecna przy
przesłuchaniach, dlatego tyle razy znikała wieczorami i wracała bardziej
znudzona niż zmęczona. Wyjawiła mi jednak, że spotkał się z Anko, Akane i
Kakashi’m, którzy znali już prawdę i tuż przed walką ze mną zwrócił jej pamięć.
Jej mina była w końcu spokojna.
Rozanielona wręcz, jakby ktoś znikąd ją czymś naćpał. Sama wizja domu,
możliwość sięgnięcia pamięcią do obrazów – nawet nieprawdziwych, już dawno
nieaktualnych i nie do odzyskania – była dla niej cenna.
Naprawdę stała mi się obca.
Wieczorami i nocami stwarzała sobie inny świat. Za dnia, gdy jeszcze byliśmy
szczęśliwi, wytrzymywała moje ponaglenia i kąśliwe uwagi co do jej drastycznie
spadającej formy. Gdy zostawiała mnie w domu z książką, pełniła zupełnie inną
rolę – poznała nowych ludzi, wciągnęła się w odpowiedzialność i politykę.
Przestała być Niko, a była jedną z nich. Nowa tożsamość przesiąkała powoli do
każdego jej słowa. Zmienił się sposób jej myślenia i priorytety.
Po raz pierwszy brzmiała jak prawdziwa,
dojrzała kunoichi. W przeciwieństwie do mnie niemal w ogóle nie myślała o
sobie.
Trochę mnie to niepokoiło.
Przez chwilę patrzyliśmy na
siebie w ciszy. Jej widok w świetle dziennym, z twarzą ledwo oświetloną przez
poświatę wpadającą przez okno był czymś, za czym nawet nie zorientowałem się,
że tęskniłem. Wyglądała, jakby przed chwilą się obudziła, przeczesując palcami
włosy i sącząc leniwie herbatę. Ja też czułem się, jakbym się obudził, i
szczerze wolałbym, by wszystko to, co niedawno się wydarzyło, było tylko
durnym, irytującym snem.
Jej delikatny, nieśmiały uśmiech
powodował dziwne uczucie w moich trzewiach – pulsujące, rosnące. Był kpiną z
tego, że udało nam się dojść tak daleko oraz obietnicą kolejnych kłopotów. Było
w nim też coś finalnego – wiedziałem, że nasze relacje nigdy nie będą już takie
same.
- Mój tata, o ile dobrze
pamiętam – zaczęła, odchrząkując po chwili, gdy coś utknęło jej w gardle. -
…zapytany przeze mnie, kim są shinobi, odpowiedział, że są narzędziami.
Mieczami, dokładniej. – Uniosłem brew. Nie było to miłe porównanie, dziwiłem
się, że Niko je teraz przywołuje. – Mówił, że shinobi to osoby, które „pokonują
trudności”. Że wszystko, co ich nie złamie, sprawi, że będą silniejsi. Że gdy
kowal kuje miecz, uderza, rozgrzewa go do czerwoności, miecz staje się
twardszy. Właściwie dopiero po tym bezdusznym zabiegu jest przydatny. – Jej
twarz miała znowu ten dziwny wyraz. To widziała w tych zdarzeniach? Próbę? -
Powiedział mi wtedy, że nawet jeśli będę miała kiedyś wrażenie, że moje życie
jest bezlitosnym kowalem, to powinnam się cieszyć, bo wyjdę z tego silniejsza i
twardsza.
- Jak się nazywał? – spytałem.
To był kolejny temat do nadrobienia. Niko żyła teraz także światem przeszłości,
który znała tylko ona i mój brat. Ja zostałem pozostawiony na etapie tego, co
przypomniała sobie po wyleczeniu z amnezji.
-
Katashi – odparła niepewnie. Nic dziwnego. Pewnie nie miała wielu okazji, by
wypowiedzieć to imię.
- Musiał być mądrym człowiekiem
– stwierdziłem prosto, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć w tej sytuacji. Na
myśl przyszedł mi mój własny ojciec, ale nie byłem teraz w nastroju, by ich
porównywać.
- Miał dziwną brodę –
uśmiechnęła się nagle. Odkryłem, że nie mogę powstrzymać własnego, małego
uśmieszku.
Było przed nami dużo pracy.
Musieliśmy odbudować nasze zaufanie i wspomnienia, a także mieszkanie –
wszystko, co w gniewie zniszczyliśmy.
Musiałem
wyciszyć się i w końcu na spokojnie wysłuchać historii mojego klanu i mojej
wioski. Miałem moc Sharingana i wiedzę z tablicy w krypcie, by poprzeć swoje
domysły i pytania.
Musiałem
nadrobić wszystkie zaległości i wejść do świata, w którym byli aktualni gracze.
Pochopna Hokage i naiwna Niko nie mogły dalej dyktować warunków. Nie w mojej
kwestii.
Musiałem
opanować swoją moc i dowiedzieć się jak najwięcej o nowych technikach
Kalejdoskopu, gdyż tablica nic o nich nie mówiła. Potrenować na kimś
neutralnym.
Musiałem
zdecydować, co zrobić z Danzo.
I z
Itachi’m.
Wszelkie pytania, komentarze i propozycje mile widziane. Jeśli chcecie więcej jakiegoś wątku, to krzyczcie, bo blog zmierza ku końcowi. Teraz albo nigdy!
Konstruktywna (czyt. wyjaśniona) krytyka widziana milej niż kiedykolwiek. Ostrzegam tylko, że nie będę bronić tego rozdziału tak zaciekle, jak innych. Może być nudno.
Hahahaha, czyli mówisz, że można teraz spokojnie krytykować, bez strachu, że dostanie się wpierdziel? ;P
OdpowiedzUsuńWięc chętnie się wypowiem. Moim zdaniem można popatrzeć na tą notkę pod dwoma, różnymi kątami. Z jednej strony napisałaś coś tak genialnego, że aż trudno w to uwierzyć, można czytać bez końca, analizować każdy najmniejszy fragment, najdrobniejszy gest bohaterów i w kółko się zachwycać. Z drugiej strony, cóż, spieprzyłaś.
Ogólnie rzecz biorąc, rozdział dość spokojny, czyli dobry kontrast do poprzedniej notki, nie można oczekiwać, że każda będzie ociekała akcją. Mile zaskoczyło mnie zachowanie Niko. Jej sposób wypowiadania się, co prawda nie do końca utrzymany konsekwentnie, zawiera już więcej epitetów niż w poprzednich rozdziałach, z czego się cieszę. Ciężko mi się czytało jej beznamiętne wypowiedzi. Stworzyłaś od podstaw mocny i trudny charakter, który wraz z kolejnymi zdarzeniami zmienia się, nabiera nowych doświadczeń, zmienia poglądy na świat. Jej opanowanie i „dorosłość”, z jaką odnosi się do zaistniałej sytuacji jest bardzo wyraźnie przedstawiona i… nie wiem, wręcz idealna. Wszystko wydaje się być dokładnie przemyślane, Niko powoli, konsekwentnie (oprócz malutkiej kwestii jej wypowiedzi) ewoluuje. I tego mogę tylko pogratulować!
Dalej odnoszę się głównie do tego, co działo się w mieszkaniu. A działo się coś, co od ludzi wymaga moim zdaniem „miłości idealnej, najszczerszej i najprawdziwszej” – nie mam pojęcia jak to nazwać. Właściwie tego się nie da nazwać, tylko opisać, a Ty zrobiłaś to po mistrzowsku! Kolejny raz udowadniasz swoją genialność! Najpierw wściekłość i wypowiadanie najobrzydliwszych słów, które mamy świadomość, że zabolą najbardziej ze wszystkich. Potem emocje opadają, jest płacz, szloch, próba przytulenia i klasyczne „Zostaw mnie” i „Nigdy”. Co czuła wtedy Niko, wiem z własnego doświadczenia. Może nie poszło o próbę morderstwa czy zabicie przyjaciela, ale wiem jak wyglądał jej ból, który jest wręcz fizyczny. Nigdy jednak nie myślałam, co dzieje się w głowie faceta w takich chwilach, więc bardzo przyjemnie mi się czytało patrząc na taką sytuację właśnie z tej drugiej perspektywy. Mężczyzna, którego opisałaś jest niemal idealny i każda kobieta z pewnością by takiego chciała.
I tu się pojawia pytanie! Czy aby na pewno to Sasuke? Czy te leki, aż tak mu popaprały w głowie, żeby aż tak się zachowywał po takich wydarzeniach? Spodziewałam się wszystkiego! Wszystkiego, ale nie tego. Nie sądziłam, że tak szybko się pogodzą i w tak łagodny sposób. Jest to wynik tego, że blog zmierza ku końcowi i gdybyś wybrała inny sposób pogodzenia ich, trwało by to wszystko o wiele dłużej? Czy jest to jednak świadomość obojga, że Itachi umiera (czy też chęć rozmowy z bratem, bo brunet przecież nic nie wie), Danzou nadal żyje, Sasuke ma świadomość, że sam na wolności długo by nie pożył, że ma całe ANBU i hokage na głowie? Bardziej spodziewałam się, że pogodzą się przy okazji jakiejś walki, że podczas niej chłopak zda sobie sprawę, że jednak musi koniecznie odzyskać Niko, że będzie dużo akcji, krwi i w ogóle. A tu z dobrze znanego Sasuke, który zawsze był twardzielem zrobił się potulny szczeniaczek Niko, tracąc całą godność mimo, że nie tylko on zawinił. Oszczędziłabym mu nieco godności ograniczając jego wypowiedzi typu: „ - Trzymam cię – mruknąłem jej do ucha, unieruchamiając jej prawą rękę. – Wypłacz się.” Nie wiem, po prostu nie mogę uwierzyć, że tak nagle stał się zupełnie posłuszny. Już wcześniej zdał sobie sprawę, że czy kocha Niko, czy nienawidzi, ona i tak musi być przy nim i zrobi wszystko żeby tak było, ale nie zrobił tego w swoim stylu.
Mimo, że Sasuke zjechał do poziomu skruszonego kochasia, cieszę się, że się pogodzili i chcą odbudować zaufanie. Mam tylko nadzieję, że koniec tej historii nie będzie jakimś skrajnym Happy Endem z dwojgiem zakochanych na tle zachodzącego słońca, to by było zbezczeszczeniem tak cudownej, niebanalnej i skomplikowanej historii dwojga trudnych charakterów.
No, nagadałam się.
pozdrawiam, Aga
Ze wszystkimi uwagami się - niestety - zgadzam.
UsuńNie wiedziałam, że wypowiedzi Niko mają mało epitetów. Będę musiała głębiej przestudiować tę kwestię, skoro zwróciłaś na nią uwagę. Ja nie zauważyłam różnicy, chyba że chodzi o nieprzyjemne epitety, jakimi uraczyła teraz Uchihę.
Nie wiem, jak się odnieść do komentarza na temat konfliktu. Trochę się zawstydziłam, gdy przeczytałam, że widzisz to jako miłość idealną. Wiele osób by się z Tobą bardzo chętnie o to pewnie pokłóciło. Nie wiem też, co sobie myślałam, pisząc ten fragment, bo powstał bardzo szybko i bardzo "wczułam się" w ten dialog. Co ciekawe - ja piszę z pozycji Sasuke z doświadczenia (jestem idealnym mężczyzną?), chciałabym być kiedyś po stronie Niko.
No i właśnie do Sasuke dochodzimy. Nieświadomie zwróciłaś mi uwagę na poważny błąd, jaki popełniam przy każdym rozdziale, szkoda że tak późno: nie rozliczam treści pod kątem bohaterów. Widzę każde zdarzenie osobno, każdy bohater odgrywa w nim swoją rolę, jaką dla niego założyłam. Nigdy nie podliczałam notek pod względem tego, jak w nich wyszła jedna czy druga postać - a ten zabieg dla Was - dostających rozdział nagle, nie pracując nad nim od miesięcy - jest naturalny.
I owszem, zgodzę się, Sasuke wyszedł źle. Bardzo. Część rzeczy specjalnie zrzuciłam na jego niedyspozycję spowodowaną zatruciem sterydami. Jednak masz rację, że nie tylko jego myśli się liczą, nie tylko działania, ale to, jak reaguje na niego otoczenie i jak widzi go postronna osoba lub czytelnik.
W tym rozdziale za bardzo skupiłam się na tym, co ma się stać dla historii, zapominając o wizerunku bohatera. Bo cóż kojarzycie z Sasuke po tej notce - bezczelne wymagania Niko, na które się zgodził, potem oberwanie w twarz, na które nie zareagował, następnie chorobę i bezsilność, wobec których się nie bronił i na koniec praktyczną "przegraną" w kłótni z Niko, która wykorzystała do walki środki jemu niedostępne, a które wydają mi się dla niego fatalne - łzy.
Ubzdurało mi się otóż w głowie, może niesłusznie, że jak dużym Uchiha twardzielem i brutalem by nie był, widok ryczącej z jego powodu ukochanej będzie powodem do przynajmniej chwilowego zawieszenia broni.
I tu znowu ciekawa kwestia, bo przeczytałam wszystkie poniższe komentarze - wszyscy uważacie, że to koniec. Że konflikt został zażegnany, bo blog się kończy, więc są już razem i się kochają. Nic bardziej mylnego!
Przemyśleniami Sasuke na koniec chciałam zasygnalizować, że problem nie został rozwiązany. Żadne z nich nie przekonało drugiego do swoich racji, oboje nadal są wściekli, jednak w zawieszeniu broni widzą - jak napisałaś - pewien obowiązek, ale i szansę. Sasuke zasugerował wyraźnie, że nie ufa Niko, ma zamiar podporządkować sobie Shinzobu, by działało tak, jak on im zagra, a los Itachi'ego jest w jego rękach. W dodatku obiecuje sobie opanować moc, która kontroluje ludzkie umysły, i bynajmniej nie po to, by być efektowniejszym na polu walki.
Nie psując Wam więc zabawy podpowiem, że w tym rozdziale byliście świadkami Katharsis, nie Completum. Niko nadal ma Sasuke wiele za złe, nawet jeśli załamała się psychicznie i fizycznie na jego ramieniu. Nadal jest jednak sobą i będzie broniła tego, w co wierzy, a ma ostatnio modę na wierzenie, że wie, jak rozwiązać każdy spór.
Sasuke nadal jest (będzie?) Sasuke, który nie pozwoli Niko prowadzać się na smyczy. W tym rozdziale wysłuchał jej zarzutów, pozwolił jej na obnażenie się, pokazanie słabości. Swojej - nie pokazał, bo się do niej nie przyznał. Niko zaślepiona misją "wypłacz się" nawet nie próbowała go zrozumieć czy wysłuchać. Nie obnażył przez to swoich myśli ani zamiarów. Czy na pewno jest to więc jego przegrana? Które z nich straciło godność?
Ich nagłe spotkanie spowodowało wybuch emocji, owszem, ale to regularna współpraca na porządku dziennym i próba sprostania nowym wyzwaniom sprawi, że będą musieli znaleźć wspólny język. O pogodzeniu nie ma na razie mowy, bo to dla każdego oznaczałoby pogodzenie się, ale z porażką.
Bardzo dziękuję za komentarz.
Mam nadzieję, że mój nie zostanie uznany za "wpierdziel" :)
Jesteś zdecydowanie zbyt samokrytyczna;). Moim zdaniem nic nie zepsułaś. W dobrym opowiadaniu jak i dobrej książce powinno być wszystkiego po trochu: akcji, romansu, zagadek, zdrad, walki, momentów pełnych emocji (takich skrajnych) żeby czytelnikowi zrobić siano z mózgu :], a to wszystko po to, żeby te wydarzenia lub słowa chodziły za nim cały dzień (albo tydzień). Ty właśnie dawkujesz rozsądnie wszystkiego po trochu.
UsuńAkurat w tym rozdziale był czas na ckliwość ( w dobrym guście oczywiście) i wzajemne pretensje. Takie skakanie sobie do oczu i pokazywanie pazurów (chociaż tego było trochę mało).
Piszesz, że niby Sasuke dał sie prowadzić na smyczy. Moim zdaniem nic takiego nie zrobił. Chyba nie powinien tupnąć nogą i powiedzieć "nie", gdy Niko i wszyscy inni wyciągają do niego rękę? Uchiha postępuje logicznie i rozsądnie (prawie zawsze) więc tak właśnie zrobił. Po za tym, co mu to szkodziło się zgodzić, nic nie traci a może wręcz zyskać.
Niko miała prawo być wściekła i odreagowywać sobie na Sasuke, który notabene zasłużył. Każdy ją z każdej strony poszturchuje patykiem, ma wobec niej oczekiwania i wymagania. nikt sie z nią nie liczy, nie pyta o zdanie i czy ma ochote znajdować się w tym całym bajzlu. W końcu musiała wybuchnąć i ten płacz był właśnie tym. Przyznajmy uczciwie ze wytrzymała i tak bardzo długo. Przez to że tak sie zalamała wydaje mi sie bardziej ludzka i bliższa czytelnikowi. Jest shinobi, ale jest też człowiekiem, kobietą.
Co do Sasuke pana ponurego, zimnego itd… dobrze że tutaj wykazał się jakimś… ekhem uczuciem. Przynajmniej nie jest płytki jak kałuża i prócz tej zimnej skorupy ( która uwielbiam) jest pod nią kimś kim mógłby być gdyby jego dzieciństwo nie zostało spieprzone ( chyba przesadzam). To było jak najbardziej w jego stylu, że zamiast powiedzieć „kocham cię” powiedział „tak”- twardy i uparty. Zachować jego charakter przy wyznawaniu miłości jest trudne a Tobie ciągle się to udaje.
Uchiha był dla mnie zawsze takim typowym facetem „śfinią” i u Ciebie jak najbardziej taki jest . Ma poprostu gdzieś w głębi świadomości, mrocznej i niezbadanej wewnętrzny głos, który mówi
„moja". Głos bardzo pierwotny i prymitywny, sama jego obecność dożywotnio wykreśla Sasuke z klubu
wrażliwych mężczyzn ( nie żeby starał się o członkostwo). Takiego właśnie Sasuke lubię i podoba mi się jak opisujesz jego zazdrość i zaborczość. Dla takich ludzi skrzywdzonych przez życie i ze skrzywiona psychiką :P jest to pewna forma miłości. A to że objął w chwili załamania własną kobietę nie czyni z niego ciamajdy i pantoflarza. Każdy facet nienawidzi gdy jego kobieta płacze.
Troche było to bez ładu i składu. Wybacz.
Pisz zgodnie z własną intuicją i własnymi odczuciami to, że masz tyle wielbiących Cię czytelników jest dowodem na to, że śmiało możesz polegać na własnej intuicji :)
Myślę, że tu trochę właśnie taki mało "frajerski" typ miłości został przedstawiony...
UsuńOd zawsze mówiło się przecież: "mógłbym zginąć, byś była szczęśliwa", lub nawet: "kocham ją tak bardzo, że oddam ją innemu, by była szczęśliwa" itd. To podejście miłości altruistycznej. Myślę, że Niko mogłaby być nawet do tego zdolna.
Sasuke ma raczej podejście od dupy strony, egoistyczne - "wolałbym ją zabić, niż widzieć ją z innym, tak ją kocham". Uważam to za całkiem fascynujące. I chyba nie nam decydować, która z tych miłości jest "idealna".
Ale oczywiście rozbrajające jest, ile "wizji" na temat miłości ma Sasuke po "nanarkotyzowaniu" się. To przyszło tak... nagle dla niego, jakby dopiero teraz poznał słowo "miłość/kocham". Nigdy to słowo nie pojawiło się tyle razy w jego myślach i w notkach w ogóle. Ale oczywiście dla niego wizje to jedno, a myśli i zachowanie to drugie. Jest zupełnym przeciwieństwem tego, jak według niego zachowują się zakochani ludzie. Używał przecież słów takich jak "idiotyczne" czy "kretyńskie", "osobliwe". Sam się za takiego nie uważa, ale jest gotów przypiąć sobie "roboczo" tę łatkę, by jakoś sobie wyjaśnić ogrom uczuć, które nim miotają.
Czyli albo sam się okłamuje, albo widzi podświadomie, że kocha inaczej, niż inni ludzie.
Jak zwykle kawał dobrej roboty, jeśli nie w treści i fabule, to w okazaniu czystego szaleństwa i masy sprzeczności, do jakich zdolni są tylko nieperfekcyjni, realistyczni ludzie. A tacy wychodzą spod Twojego pióra (palców).
Pozdrawiam!
Ojć, Twój komentarz Leitha z pewnością nie jest wpierdzielem :P Wracając szybko do Sasuke - może nie powinnam wypowiadać się jako znawczyni jego charakteru, ale przez ostatni rok dość dokładnie go przestudiowałam. Nie zmieniłabym jego myśli, są okej, nagięłabym tylko jego wypowiedzi, reszty się nie czepiam.
UsuńUczepię się tylko, że też chcę te wycięte fragmenty!!! :D moj mail znasz, więc oczekuję ich z niecierpliwością ;)
pozdrawiam, Aga
Wysłane do Was obu.
UsuńChyba to przełomowy moment (łał, dopiero) na blogu. Nie pamiętam, bym kiedyś zredagowała dialogi, by zadowolić czytelników. No ale proszę - trochę zmieniłam kwestie Sasuke w drugiej kłótni. W sumie to kilka rzeczy też wycięłam. Będę się temu jeszcze przyglądać, jak wszystko przemyślę.
1... 2... 3... próba komentarza.
OdpowiedzUsuńNie chcę pisać, że "pierwsza", bo to dziecinne... ale owszem, zauważam fakt iż chyba jestem pierwsza :D !
Najpierw pozwolisz odniosę się do twojego komentarza:
Długość czekania na rozdział rzadko w moim odczuciu łączy się z jego jakośćią. Sądzę iż im większą ma się przerwę od pisania, tym trudniej "wrócić". No i zobacz - trochę to potwierdziłaś.
A tak serio, to jeśli to jest krótki rozdział, to ja jestem Maria Antonina.
Tytuł moim skromnym zdaniem nawet-nawet pasuje do treści... Bo rozumiem, że to taki przełomowy etap ich relacji i od następnej notki wszystko powinno być już ok.? Jedyne, co mi w nim nie pasi to łacińskie korzenie, które na tym blogu, sorry, pasują jak pięść do nosa.
Nie wiem, co napisać o reszcie rozdziału, bo według mnie był po prostu n-i-j-a-k-i. Akcja (była tam jakaś akcja?) lała się jak krew z nosa (co ja mam dziś z tym nosem?). Były jakieś większe, ciekawsze wybuchy tej krwi, eksplozje wręcz, i to te fragmenty cię ratują - mówię tu głównie o dwóch rozmowach Sasuke z Niko, bo były naprawdę dobrze napisane i przejmujące.
Trochę przypominały mi moje kłótnie z moim chłopakiem.
Widać, że starałaś się, by wszystko do siebie pasowało i by Uchiha (z którego perspektywy widzieliśmy obie sytuacje) był ciągle sobą. Czasami trochę chyba jednak naginałaś granice jego charakteru (jak wyciągał ku niej rękę, jęcząc jej imię... ble....) a czasami tak bardzo zostawiałaś go w jego ryzach, że aż wyglądało to sztywno, jak romans z robotem.
Cieszę się jednak, że były krew i łzy, a żadnych wielkich uścisków, przeprosin i pocałunków na zgodę, to nie byłoby do nich podobne. Czekam na kolejną czesc, na której temat będę mogła się nieco bardziej rozpisać.
PS:
- Na mojej liście czytelniczej bloggera nie pojawiło mi się nic na temat tego rozdziału.
- Odbieraj moje maile. Próbuje cię nimi szczuć.
- A, i wyślij mi te niby usunięte fragmenty.
- O, i jak idzie dieta :P ? Osiągnęłaś już swoją wymarzoną jednocyfrową wagę?
- Hehehe
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak się cieszę, że Aga Cię wyprzedziła o te 8 minut! xD Dobrze Ci tak.
UsuńRozdział jest krótszy niż poprzednie, ale domyślam się, że dla czytelników innych blogów taka ilość słów i tak może być powalająca.
Nie będę się ponownie rozpisywać na temat tego, że to nie jest koniec, że nic nie będzie nagle dobrze i że się nie "pogodzili", bo wiem, że z wielką chęcią przeczytasz moją odpowiedź do pierwszego komentarza, w którym moje szczegółowe zdanie na ten temat jest soczyście i jędrnie ujęte.
Mam o rozdziale podobne zdanie. Myślę na przykład, że dialog z Itachi'm należy do najgorszych w mojej karierze, nawet nie zaliczyłabym go do "akcji" per se. Wierz mi, gdy mówię, że w następnej notce akcji będzie więcej. O wiele.
Powiem Ci, a propos Twojego chłopaka (pozdrów), że posiadanie na boku osoby, na którą można - za przeproszeniem - wydrzeć mordę, jest całkiem inspirujące.
Co do charakteru Sasuke - nie da się Ciebie zadowolić. I tak źle, i tak niedobrze.
To znaczy wiem, że jest źle, ale musiałam kazać mu COŚ mówić. Gdyby stał z boku i jedynie patrzył na Niko pochmurnym wzrokiem, nie byłoby dialogu. Niko mówiłaby to, co miałam Wam do przekazania sama do siebie i wyszłaby na jeszcze większą wariatkę, niż teraz. Ba, nie byłoby w ogóle bloga, gdyby Sasuke był Sasuke, bo żaden romans od wściekłych/ignorujących spojrzeń by się nie wywiązał.
PS:
- i co ja mam na to niby poradzić?
- mail trafił do skrzynki na spam, Onet uznał twoją nędzną korespondencję za niegodną, a potem jak go odkopałam, to nie miałam czasu odpisać, zajęta masakrowaniem klawiatury, byś łaskawie mogła przeczytać rozdział
- wyślę jak je zredaguję, dzięki za dodatkową robotę...
- nie idzie, dzięki za (pseudo)troskę, nie chodzi o kilogramy, bo gdyby na nich mi zależało, to wystarczyłoby odciąć sobie nogę.
Również nie pozdrawiam. :P
Notka! Święto dla mnie dziś ^^ nie było tak źle, w końcu to Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńMożesz uznać to za wytarty temat, ale na pewno chciałabym dowiedzieć co się z nimi stało po latach, i jak się zakończyła ich historia
Dziękuję, cieszę się :)
UsuńTwoje życzenie zostanie spełnione, planuję w ostatnim rozdziale lub epilogu zrobić skok w przyszłość, by pokazać, jak wątki zaczęte na blogu się rozwinęły i jak "pokończyli" różni bohaterowie.
Pozdrawiam serdecznie!
Podobało mi się. Nie za bardzo lubię romase i mimo, że prawie cały rozdział skupiłaś głównie na ich uczuciach, to wyjątkowo przypadł mi do gustu. Czytało się lekko, emocje bohaterów ukazałaś w niesamowity sposób. Czytałam i nie mogłam przestać. Niby banalny, słodki rozdział a ja jednak z przyjemnością czytałam każe słowo... raz z bijącym szybko sercem, raz z uśmiechem satysfacji innym razem z lekkim zażenowaniem.
OdpowiedzUsuńPiękne opisy. Niesamowicie plastyczne.
Pozdrawiam.
Mogłabym użyć wielu słów do tego, jaki był ten rozdział, ale nie spodziewałam się, że będzie się go czytać "lekko". Musisz być bardzo wytrzymała. ;)
UsuńBanalny i słodki... no, też nie... :( ale obiecałam się nie kłócić.
"Plastyczne opisy"? Nie było ich po prostu za dużo? :D
Boże, mam dzień samo-krytyki...
Cieszę się jednak, że wywołałam taki wachlarz emocji. To poniekąd mój cel.
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Witam, jako że jestem osobą baardzoo przywiązującą się do wszystkiego i bardzo emocjonalną zawsze przeżywam wszystko co piszesz na tym blogu. Jest mi niesamowicie bliski czytałam go całego 3 razy i pewnie jeszcze nie raz sobie poczytam od początku. Czytałam mnóstwo blogów o tematyce Naruto ale z czystym sercem powiem że twój jest stu procentowym faworytem. Czytam bloga odkąd dodałaś notke "Pożegnania" i zawsze przeżywam te miesiące zanim nadejdzie kolejny rozdział. Oczywiście jak na mnie przystało popłakałam się na tym rozdziale heh.. no ale co poradzić skoro blog jest tak cudowny ? :D . gdy tylko ktoś tu napisze lub ty coś typu "blog zbliża się ku końcowi" to momentalnie oczy mi się szklą, wiem głupie ale co zrobić nie wiem jak przeżyje koniec.. :'( . Wiem że to bardzo egoistyczne ale dla mnie blog by mógł się nie kończyć przez następne 5 lat a ja bym wchodziła na niego i z zapałem czytała każdą notkę xD . Jednak wiem że to niemożliwe :( . na bloga wchodze co jakieś 3-4 dni patrząc czy aby nie ma nowej notki, wczoraj weszłam i patrzę "Katharsis" rozdział oczywiście genialny mimo że krótszy niż ostatnie , no i przez Ciebie nie spałam pół nocy przeżywając "co to sie może dalej zdarzyć" :D . Eh wiem że większość tego co napisałam jest zbędne i przepraszam za to po prostu chce żebyś wiedziała że jestem ogromnym fanem twoim jak i bloga, naprawdę szacunek. Pozdrawiam jak najserdeczniej . Nikola :)))))))))))
OdpowiedzUsuńNo to nie jesteś z nami długo, skoro od "Pożegnań" (albo w sumie jesteś, biorąc pod uwagę rozstaw między notkami...).
UsuńMam nadzieję, że z tymi 5 latami to nie wykrakałaś, bo jeśli dalej będę tak wolno pisała (a ludzie nie będą komentować) to tyle się zejdzie. :P I marzenia się spełnią.
Żaden komentarz nie jest zbędny, wszystkie głosy się liczą.
Dziękuję bardzo, że czytasz i dajesz o sobie znać
pozdrawiam serdecznie
Szczerze powiedziawszy, trudno jest mi się ustosunkować do tego rozdziału. Serio, nie wiedziałam co z nim począć, po przeczytaniu wyszłam pobiegać.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony naprawdę jest w porządku. Podobają mi się Twoje rozważania na temat miłości, można powiedzieć, że dałaś mi lekką wskazówkę. (którą i tak oleję, bo to ja)
Nie podoba mi się to, że Sasuke nie był Sasuke, ale to tak jak wyżej pisałaś można zgonić na jego zatrucie etc. Liczę, że w następnym rozdziale role się trochę wyrównają.
Ale główną rzecz, którą chciałam powiedzieć, to to, że widać, kiedy pisze Ci się lekko, a kiedy starasz się niemal na siłę nadgonić czas i zadowolić nas rozdziałem. I w sumie chciałabym, żebyś pisała wtedy, kiedy wiesz, że naprawdę będziesz zadowolona z rozdziału. Bo to nie jest przykry obowiązek, nie musisz wywiązywać się z terminów, ale bardzo dobra historia, z której chciałabym być dumna i chciałabym, abyś Ty też była. Szkoda byłoby "osłabić" to wszystko brakiem czasu itd. Nie wiem, czy zrozumiesz xD Oczywiście muszę drugi raz pisać komentarz, czemu nie, jakie to beznadziejne -.-
I nie wiem, która z nas nie odpisała na mejla. *cały wywód o posiadaniu czasu traci sens*
No wiem... mówiłam, że schrzaniłam. Z jednej strony to brak czasu, z drugiej - dziwna świadomość, że nie mam pomysłu JAK napisać to lepiej. Napisałam jak czułam. Potem dużo poprawiałam, ale nie tyle, by wyszło sztucznie (rozumiesz? To jak powiedzieć coś, a potem "sorry, nie miałam tego na myśli, powiem to jeszcze raz". Trochę po czymś takim masz niesmak i to już nie to samo. Może pierwsze słowa wydają się najszczersze).
UsuńDużo sobie obiecuję z następnym rozdziałem. Szkoda, że nie wiem, kiedy powstanie i że nie mam motywacji, by pisać dalej.
Błagam, nie bierz ode mnie żadnych wskazówek dot. miłości, powinnam w tej kwestii dostać anty-nobla...
Przepraszam, że odpisuję tak późno, ale Twój komentarz trafił do skrzynki na spam. Dopiero teraz byłam na tyle znudzona, by do niej zajrzeć.
To ja nie odpisałam na maila, właściwie urwał nam się kontakt po koncercie. Przepraszam Cię za to. Nie mam nic ciekawego do powiedzenia w tym momencie, ale jeśli będziesz chciała ze mną porozmawiać o czymkolwiek - wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Po długim czasie oto jest! Przeczytałam 3 razy zanim zabrałam się do tego komentarza. Rozdział z jednej strony dziwny, z drugiej zaś dający odpowiedzi na moje pytania co wydarzy się z głównymi bohaterami, ale zacznijmy od początku.
OdpowiedzUsuńTo co niestety bardzo nie przypadło mi do gustu to... wizerunek Sasuke z papierosem! Niby nieistotny banał, ale w mojej wyobraźni wyglądało to bardzo komicznie, jakby koniecznie chciałaś go przedstawić w jak najbardziej "badassowej wersji" :P Wg mnie Sasuke nie potrzebuje takich rekwizytów aby wyglądać jak Mroczny Pan Ciemności, a cały opis palenia tego nieszczęsnego papierosa wypadł groteskowo. Po całym zamieszaniu jakie narobił w Wiosce znalazł jeszcze czas żeby skoczyć do kiosku po fajki ^^.
Druga sprawa, która nie przypadła mi do gustu to zbyt krótki czas pogodzenia głównych bohaterów, chociaż wiem że blog zmierza ku końcowi i akcja musi teraz ciągle przyspieszać. Wiem, że oboje nie odzyskali do siebie jeszcze zaufania i zgoda nie jest nadal całkowita to deklaracja miłości po tym całym rozpierdolu jaki sobie nawzajem narobili bardzo mnie zdziwiła.
To co mi się natomiast podobało to pokazanie sytuacji spotkania obu bohaterów oczami Sasuke, a nie Niko. Byłam bardzo ciekawa uczuć jakie nim targały oraz reakcji na widok swojej najbliższej osoby. Dobrze, że pokazałaś zmianę sposobu postrzegania Niko przez Sasuke i zaznaczenie, że zmieniła się w bardziej silniejszą i dojrzałą kunoichi, a jednocześnie mniej zależną od Sasuke.
Ogółem, mam podobne zdanie co Kamm. Widać, że rozdział pisany trochę od niechcenie, ale ogólne wrażenie nie jest tak złe jak myślałam po Twoim dramatycznym wstępie do Rozdziału ^^. Nadal jesteś bardzo utalentowaną pisarką i z niecierpliwością czekam na finał tej historii. Jednocześnie smutno mi będzie rozstawać się z bohaterami, którzy towarzyszą mi aż od gimnazjum (obecnie jestem na studiach). Mam nadzieję, że nawet po zakończeniu historii raz na jakiś czas skrobniesz jakieś dodatkowe rozdziały.
Pozdrawiam gorąco :3
Twoja wierna fanka,
Hikki
Wiem, że wierna :3 Ostatnio przeglądałam starego bloga i widziałam Twoje i Kamm. komentarze z 2010 roku :)
UsuńNo mówiłam, że nie wyszło. Nie będę pisała wszystkich obron n-ty raz, po prostu się zgodzę.
Co do papierosa - nie pojawił się znikąd, to miał być w sumie taki ukłon w stronę Shikamaru, który automatycznie był widziany z fajkami w najtrudniejszych chwilach swojego życia - po stracie Asumy. Nie zastanawiałam się, skąd Uchiha wziął fajki (ani skąd brał je fizycznie Nara), po prostu uznałam to za jego sposób na spędzenie nudy. Sasuke był zamknięty przez kilka dni w pustych pomieszczeniach w złą pogodę. Normalnie facet po takich przejściach sięgnąłby po alkohol, ale on znacznie obniża koncentrację i... zdolności motoryczne. Dlatego postanowiłam pokazać jakiekolwiek odreagowanie (i uczłowieczenie) tego wszystkiego. Padło na fajki.
Nie wiem, czy z nich nie zrezygnuję. Jeśli będą się dalej pojawiać - to wiedz, że postaram się, by nie były "groteskowe", a tym bardziej że nie miały podkreślać bad-assowości. Ani ja ani Niko nie widzimy Sasuke jako groźniejszego z ich powodów.
Oczywiście będę pisała różne rzeczy. Powoli dociera do mnie, że mój czas w blogosferze się kończy, a z nim czas na poznawanie ludzi, dlatego czytam cudze blogi i dużo mailuję. A nuż będę pisała na zamówienie (o cudzych bohaterach), brała udział w konkursach lub prowadziła dalej osobistego bloga. Nie wiem. Zobaczymy.
Pozdrawiam ciepło
Czyli na razie nie ma nawet co pytać o to kiedy będzie następny rozdział ? xD
OdpowiedzUsuńTo smutne że piszesz że nie masz motywacji .. jakbyśmy MY fani którzy czekają pół roku na 1 notkę i płacząc niemal ze szczęścia gdy ją widzą nie byli wystarczającą motywacją :(
Płacz fanów to popędzenie, nie motywacja. Motywację się ma po poczuciu dobrze wykonanej pracy lub po nagrodzie. A sam/a przyznasz, że popędzających było więcej, niż komentujących moją ostatnią pracę. Są komentarze i komentarze, niestety.
UsuńPiszę tutaj do Ciebie, droga Leitho, bo na akrylove chyba nie można komentować, albo ślepnę, nieważne. Bardzo poruszyło mnie, to co Ci się przydarzyło. Moim zdaniem powinnaś skontaktować się z gazetą i radiem, żeby opisali Twoją historię. Jeśli to nagłośnisz, albo rodzice tej dziewczyny albo wydawnictwo będzie chciało Cię uciszyć, i być może coś od nich uzyskasz. To, że nie chciałaś tych pieniędzy pokazuje jaką osobą jesteś. To jest Twoja historia i nawet jeśli ci ludzie zarobili na tym nawet 1 zł, w co nie wierzę, bo która książka tyle kosztuje?, to powinno iść na Twoje konto. Co do pomocy, to jeśli jesteś zainteresowana, to mój tata i dwie ciotki są prawnikami, więc mogałbym się ich w tej sprawie poradzić. Nie wiem, czy znają się na tej części prawa, o którą Ci chodzi, ale moga Ci coś doradzić albo mają jakiś znajomych, który mogą to zrobić.
OdpowiedzUsuńWątpię, czy nagłaśnianie sprawy bloga z opowiadaniem i kiepskiej powieści coś da. Znając życie to dostarczy tej felernej autorce sławy i kolejnych zysków, a ja nic nie ugram.
UsuńTo nie media przyznałyby mi pieniądze i zarządziły sprawiedliwość, a sąd. A sąd, jak widać, nie działa. Stąd moja prośba o pomoc prawną.
Dziękuję za wsparcie.
Super opowiadanie. Pięknie piszesz :-)
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że narzekasz. Rozdział nie jest nudny, a wręcz przeciwnie - obfity w dość mądre stwierdzenia, zachęcające czytelnika do dalszego czytania i odkrywania tekstu kawałek po kawałku. Gdyby nie znane ci czynniki, nie oderwałabym się od tekstu (Y). "Mądrościami jak z rękawa" rzeczywiście sypiesz, co ma w sobie jedynak tylko zalety. Nigdy nie znalazłam satysfakcjonującej mnie definicji miłości, choć ty zdajesz się być najbliżej osiągnięcia celu w tej kwestii. Nie wiem, jak ty, ale ja zawsze bardziej utożsamiam się z Sasuke niż z Sakurą, więc na pewno przez to wywarł na mnie ten rozdział tak pozytywne wrażenie. Dla Saska część rzeczy się wyjaśniło, przez co trochę mi ulżyło. W sumie to przecież on żył w największej nieświadomości.
OdpowiedzUsuńTrzeba będzie sporo popracować nad twoim podejściem do motywacji. Ty jeszcze zobaczysz, ja je zmienię B|
Zastanawia mnie to, jakim cudem Uchiha podobnież chory, zmęczony, głodny i opuszczony wytrzasnął papierosa w tej ruderze xD
Scena Niko&Sasuke nie była zła. Jak na ciebie była trochę krótka - pewnie miała tyle stron co cały rozdział na poniektórych blogach - choć potrafisz to rozwinąć na zdecydowanie większą ilość literek. Nie zmienia to faktu, że mi się podobała. Z jednej strony lepiej, że była krótsza a lepsza, niż miałaby być dłuższa i sztuczna. Takie jest moje zdanie (Y)
Rozwaliłaś mnie totalnie tym rozkazem Niko, aby Sasuke wyznał jej miłość.
To tak, jakbyś szła sobie po płaskiej łączce i nagle spadła w przepaść, czy coś w tym guście. Jest to jak najbardziej pozytywna uwaga. Serio, zarobiłaś sobie tym wielkiego plusa (jakbyś nie miała ich wystarczająco dużo... -.-)
Ten temat o przeobrażeniu się Niko na przestrzeni minionego czasu też mi podpasował. Jedną z lepszych decyzji twojego życia, było napisanie tej sceny w narracji Sasuke, serio. Mimo ogromnej sympatii do Niko, to on rozdawał tu karty, jeśli chodzi o ich relację i wyszło ci to świetnie.
Z początku się zgubiłam. Średnio dałaś nam do zrozumienia, że Niko jedynie przeskakuje we własne wspomnienia przy rozmowie z Itachim. Okazało się, że toczyła się ona tylko w jej głowie, bo ciało wciąż przebywało w siedzibie.
Tak czy siak moim głównym celem stało się teraz naprawienie twojej kwilącej motywacji. Wiedz, że coś cię czeka :>
" - To musi być nowe jutsu związane z Sahringanem" - zawsze chciałam mieć Sahringana :P
Bajooos!
Tia, JA narzekam. Ja mam Sahringana, Ty masz "jedynaka co ma zalety" :P. I czep się.
UsuńOjej Sheeeeeee jak się cieszę, że w końcu przylazłaś i przeczytałaś. Co Cię do tego nakłoniło nagle? Hm? Hmmmm? Może moje gderanie?
Też utożsamiam się z Sasuke, to mój ziom. Zwłaszcza w najgorszych momentach swojego życia <3. I wtedy, gdy na głodnego szuka papierosów. A tak serio - sądzę, że miał je wcześniej ze sobą, tzn. krył się w tym domku jeszcze przed walką z Itachi'm, po spaleniu mieszkania. No i mu zostały.
Wiem, że rozmowa wyszła krótko. Jakoś tak... się napisało. Ale ja słynę ze strasznie długich opisów i przedłużaniu wszystkiego jak w Modzie na Sukces, gdzie przez cały odcinek tylko się na siebie patrzą i wspominają (trochę jak w takim jednym anime...). Chciałam coś zmienić. Albo mi się nie chciało lać wody.
Sasuke będzie teraz rozdawał karty dłuższy czas. Ba, ogra wszystkich w pokera! xD
Boże, jakie metafory mi wychodzą. To przez Ciebie.
Nie lubię robić przerywników w narracji typu "ranek", "pół godziny później", "oczami Sasuke", "tymczasem w ZOO". Niko mówi od jakiegoś czasu w czasie teraźniejszym, starałam się zasygnalizować zmianę ucieczką w czas przeszły. Nie wyszło? Trudno :P
Co mnie czeka? :< *chlip, chlip* Znajdę motywację, przysięgam!
Ps. Ja nadal podświadomie widzę w tych "okejkach" (Y) Twój biust, Imai. Nie masz tam siniaków, może?
Nie spodziewałaś się mnie tak wcześnie? Och, jak miło </3
UsuńJa rozumiem samokrytykę - bo sama mam jej ogrom - ale porównywanie własnej twórczości do Mody na Sukces to już przesada, kochana ._.
Czuję, że Sasek tu jeszcze coś odwali i nie wiem, czy mam się cieszyć, czy płakać. A może dwa w jednym?
Wiem, metafory górą XD
Czujesz ten zapach? Roznosi się po całym pokoju, wnika w w meble i boazerie. Czai się za łóżkiem i za biurkiem, wszędzie czyha... aż w końcu nadchodzi!
To zapach wpierdolu, jeśli nie znajdziesz motywacji.
Zresztą o czym ja mówię! Jej inicjały to S.I.!
Imai Company - świadczymy usługi różnorakie, czasem w gratisie podrzucamy wenę.
W sumie, to mam. Chcesz zobaczyć?
Jestem perfekcjonistko-krytyko-masochistką. Deal with it.
UsuńAle też leniem, bo gdybym była pracowita, to przepisałabym jakieś 70% tego bloga ;_;. Nie podoba mi się.
Oczywiście, że Sasek coś odwali. To Sasek. Jest nieprzewidywalny. I uparty. I wredny. I egoistyczny. I w ogóle super.
Czuję, czuję. Skończę czytać A. i biorę się do roboty, słowo harcerza :3.
Chcę.
W końcu dotarłam i tu do końca xD Trochę to zajęło, no bo ja taka zalatana xD
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to przemęczenie czy serio albo mi się zdawało ale w pewnym momencie narracja była dziwna. Znaczy em... była jakby teraz? Może ten zabieg był specjalnie, nie wiem przez to Niko wydawała mi się tak hm trochę zimna na to co opowiada albo jakby stała obok.
O literówkach i błędach ci nie będę mówiła bo sama napisałaś że mogą tu być, ale fajnie że masz Sahringana :D
Nie wiem co mam jeszcze napisać czytając te trzy rozdziały miałam pełno w głowie do powiedzenia Tobie, ale zapomniałam. Przy Tobie jako blogerka czuję się taka mała, to opowiadanie czyta mi się z taką łatwością podziwiam cię za tą hm, może nie perfekcje to przesada ale jakby łatwość opisywania uczuć miejsc sytuacji. Moje opowiadanie przy twoim się chowa. No cóż. Pozostaje mi tylko chyba czekać na rozwój historii i mieć cichą nadzieje, że będzie szybciej niż za pół roku. : ) Życzę dużo weny!
Ps. Tak mi się przypomniało gdy Sasuke wspominał przesłuchania brata, że kiedyś było chyba coś takiego, iż przy szperaniu Itasiowi we łbie była tam jakaś dziewczyna. Ciekawi mnie to czy to wymysł złożoności umysłu Uchihy czy jakiś wątek xD Kurcze, ale teraz to już zwątpiłam czy to było na pewno w twoim opowiadaniu ... Jeśli nie to przepraszam i pytania nie było.
Niko od kilku notek zaczęła mówić o tym, co "tu i teraz". Jakoś mi zaczęła ta narracja sama "wskakiwać" i postanowiłam w ramach eksperymentu z nią nie walczyć.
UsuńTrochę to może rzeczywiście sprawiać wrażenie "oderwania" od rzeczywistości. Może stała się bardziej rozważna i bierna, może to jej efekt obronny, może mój kaprys. Kto wie :P.
Dzięki temu jej narracja znacznie bardziej różni się od tej Sasuke.
Tak, ten wątek był w moim opowiadaniu. Niko widziała ciemnowłosą dziewczynę pałętającą się obok starszego Uchihy, ale nie widziała momentu jej śmierci. Potem było powiedziane, że na Itachi'ego nie działo Haisuchi, więc mógł manipulować tym, co Yamanaka czytał w jego myślach.
Miał być to wątek poruszony w epilogu, ale chyba do tego nie dojdzie.
Czy to omamy Niko, czy spryt Itachi'ego, czy może jakaś trochę-ci-znana-z-innego-bloga bohaterka - pozostawiam Twojej opinii. Me usta milczą i nie ma o czym gadać :)
Witam!
OdpowiedzUsuńZostałaś zgłoszona przez jednego ze swoich czytelników do wywiadu na blogu Wywiady z autorami blogów mangi i anime. Nie mogę dodać Cię do kolejki bez Twojej zgody, dlatego też chciałabym prosić, abyś dała nam znać na czacie bądź pod zgłoszeniem (Anonimowy 26 października 2014 20:58) czy jesteś takowym wywiadem zainteresowana :)
Pozdrawiam,
Vanai
Co czujesz wiedząc, że Naruto kończy się w ten czwartek. Ja osobiście na początku czułam zagubienie. Teraz zmieniło się ono, w akceptacje. W sumie ciężko by było dalej to ciągnąć. Chyba zupełnym przypadkiem całkiem niedługo skończy się również twoja historia.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko w bólu,
Kasia
Szczerze mówiąc czuję ulgę, bo też sobie nie wyobrażam, ile to można wlec. Ta historia jest naciągana, ma tyle luk i niedorzecznych rozwiązań (słynne friend-no-jutsu) że to się aż w głowie nie mieści :D
UsuńJeśli chcesz zobaczyć, co myślę na temat końcówki tej mangi, to zapraszam na mój profil na facebooku (link na górze).
Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny rozdział na blogu i potem jakoś z górki dobiegnę do końca, bo już naprawdę nie mam siły...
Wiesz, zanim powiem o odczuciach dotyczących tego rozdziału, muszę Ci powiedzieć, że dla porównania przeczytałam też rozdział pierwszy. Dopiero teraz uderzyło mnie, jak bardzo się rozwinęłaś, jak zmienili się Sasuke i Niko. Kurczę, świetnie rozwinęłaś i wyprowadziłaś ich charaktery, dojrzewali, podejmowali decyzje, zmieniali poglądy. Pierwszy rozdział oczami Sasuke - matko jak on się zmienił, z nadętego, wiecznie niezadowolonego chłopczyka w takiego zajebistego Sasa-wojownika, którego uwielbiam zwlaszcza w ostatnich rozdziałach :3
OdpowiedzUsuńto, jak kreujesz otoczenie też uległo zmianie, wcześniej, jak zamykałam oczy to widziałam randomową Konohę z mnóstwem zieleni, słońca, piasku - ogółem taki trochę leniwy, letni dzień. Teraz atmosfera jest ciężka, ponura i niemal dusząca, widzę wszystko w cieniu i burych kolorach, no mistrzostwo po prostu, ukłony dla Ciebie.
Co do rozdziału - ja wcale nie odbieram Sasa jako wielkiego przegranego, bo w sumie on sam spojrzał jasno na sytuację i wybrał najlepsze dla niego wyjście, a nie boczył i obrażał się bezsensownie na cały świat. To też moim zdaniem jest dojrzałość i rozwój jego charakteru, przecież w nim też zaszły zmiany, trochę dziwnie by było, jakbyś po X rozdziałach wróciła do jego starego charakteru, także na plus :D
I Niko, no bosko po prostu - sama siła charakteru.
Wcale nie uważam też, ze rozdział jest nudny, bo małe zwolnienie tempa było potrzebne- jeśli cały czas akcja goni akcję, to po kilku rozdziałach nie ogarniasz i po prostu sie męczysz.
Ciekawa jestem, jak to się skończy :)
Dziękuję Ci bardzo. Miło jest czasami przeczytać komentarz, który zaznacza, że osiągnęłam to, co zamierzałam i przekaz trafił do czytelnika.
UsuńWiem, że każdy ma swoje poglądy i widzi niektóre postaci inaczej (często objawia się to u osób, które same prowadzą blogi - wtedy ich wizja przyszłości dla danego bohatera jest jeszcze mocnej zakorzeniona i trudniej się im od tego ukierunkowania oderwać). Ważne jest chyba jednak, by mieć "otwarty umysł" i wczuć się w postać "tu i teraz" i ocenić trafność w jej kreowaniu w kontekście całej historii.
U mnie Sasuke będzie mocno inny niż ten z mangi, jest aroganckim mścicielem, tak, ale nie jest samotny. Wpływ innych ludzi i poczucie odpowiedzialności/przynależności zmieni jego los.
Trudno jednak zapomnieć o tym, co mu się przytrafiło na koniec mangi. Muszę się po tym pozbierać. :<
Postaram się nie zawieść.
Pozdrawiam serdecznie
Ps.: Dawno nie widziałam, by ktoś poza mną używał przymiotnika "randomowy", od razu poczułam dziwną bliskość :P
Hahaha, wśród moich znajomych jestem jedyna :P
UsuńWiesz co, wydajesz się mega fajną osobą.
I jeszcze...
co zdarzyło się na koniec mangi? Sałata Uchiha? Tylko nie mów, że z Sakurą. Nie czytałam, bo podobno złe bardzo, ale spojleruj do woli, nic mi nie straszne.
Chyba
Tak, Sasuke ma dziecko z Sakurą. Nazwali ją Sałata, a wygląda jak mini-Karin. Masa wątków i postaci została zignorowana. Konoha stała się idealnym miastem, marzenia wszystkich się spełniły, każdy MUSI mieć dziecko (po wojnie bohaterowie zaczęli mnożyć się jak króliki) a Naruto został Hokage.
UsuńNie wiem czemu, ale do ostatniej chwili miałam nadzieję na bardziej górnolotne i nieprzewidywalne zakończenie. Ale nie. Kishimoto pojechał po bandzie.
Bo ja JESTEM mega fajną osobą! :3
Już nawet nie pamiętam, kiedy znalazłam Twojego bloga i zostałam fanką…
OdpowiedzUsuńTym bardziej wizja zakończenia, które (jaka sama pisałaś) zbliża się coraz szybciej , zasmuca i przeraża. Dlatego błagam- jeżeli planujesz coś w stylu 700.rozdziału mangi, wstaw jakieś…ostrzeżenie? Cokolwiek.
Niektórzy ( w tym zdecydowanie ja) mogą źle znieść kolejne spotkanie z szczęśliwą Konohą, w której wszyscy mają małe klony i popełnić seppuku.
Pozdrawiam
Hahaha cieszę się, że się ze mną zgadzasz :). Trzy ostatnie rozdziały mangi komentowałam obrazkowo na moim facebooku, zapraszam.
UsuńCo do idealnej, rozbudowanej high-tech Konohy z nudnym, poważnym Naruto, kobietami-maszynkami do rodzenia klonów (przypominających nieudolnie narysowane OC-ki) oraz grubą Anko... nie, u mnie będzie z pewnością inaczej. Możliwe, że zrobię time-skip w epilogu i dam Wam znać, co się stanie z bohaterami za kilkanaście lat, ale... no, bez przesady. Utopią "moja" Konoha nigdy nie będzie, a postaci, które mają się gdzieś przez tyle czasu nie zaczną nagle się migdalić.
To zakończenie dało mi raka. Seriously. Moje koleżanki mają bekę z Sałaty Uchiha, a ja mam żałobę.
Wiecie, jak mi teraz ciężko pisać? :(
jak zrobiłaś taki układ strony i wstawiłaś to tło żeby idealnie pasowało?
OdpowiedzUsuńSzablon wykonała Bleachowa z Panda Graphics, jej zapytaj.
UsuńSkoro historia idzie ku końcowi to może tak jakaś scenka miłosna w łóżku? ;)
OdpowiedzUsuńMoże.
UsuńNie jesteś szczęśliwa z tego, że Sasek ma dziecko z Sakurą? Czy podoba Ci się takie zakończenie dla niego?
OdpowiedzUsuńNie jestem szczęśliwa w ogóle. Zakończenie Naruto ssie.
Usuń"Czarownica Leitha miała włosy jasne, świetliste i białą skórę, niemal w kolorze tak cenionego przez rzeźbiarzy marmuru. Była wysoka i smukła, z jej dużych oczu o barwie najgłębszego błękitu wyzierała mądrość."
OdpowiedzUsuńSerio? Poza tym, nie jesteś aż tak mądralińska i aż tak irytująca. Nie, wcale jej nie przypominasz. Dużo bardziej Emmę.
No właśnie! Geez, już nawet w książkach nie potrafią mnie opisać :/
UsuńNie, to raczej Ty niewłaściwie siebie określasz. Sama ją wybrałaś.
UsuńJak sie czujesz z okazji swojego coming-out-u? Jakieś nieprzyjemności z nim związane? Pytam z ciekawości
OdpowiedzUsuńMój "coming-out" nie był zbyt przyjemny :(
UsuńAaa chodzi Ci o tożsamość :P W sensie nazwisko i facjata? Zero incydentów. Tylko nieznajomi piszą do mnie na fejsie i muszę sprawdzać obie skrzynki :/ #życie_takie_trudne
Witam, witam :D
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą nadrobiłam całego bloga i w sumie to nie będę się wypowiadać na temat twojego mini-geniuszu, bo mam wrażenie, że moja opinia tak na prawdę obrazi (bądź nie wyrazi tego co chcę przekazać) to co wyszło spod twojej ręki :D
Po przeczytaniu to w mojej głowie jest jedno wielkie 'wow'. Serio. Co w tym opowiadaniu mnie zachwyciło, urzekło i powaliło? Takie fragmenty bardziej filozoficzne. Nie tylko definicja miłości, ale też inne przemyślenia bohaterów. Wyszły one tak naturalnie... W nich w ogóle nie było takiej sztuczności. Przy czytaniu ich miałam wrażenie, że wyszły one Ci tak lekko. Bez żadnych trdności!
A wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Że to wszystko miało taki sens i było takie głębokie, że czytelnik od razu zaczyna sobie coś układać w głowie. Przemyślać. No, bynajmniej ja tak miałam :D To są takie seny dopracowane i przemyślane. Normalnie level Kishimoto :D I za to mam do Ciebie ogromny szacunek :)
Kobieto! Opisy walk, ruchów, reakcji. Uczuć. Mnie zabijają. Sceny słabości, czy okazywane uczuć, czy nawet zwykła, prosta codzienność jest tutaj jak arcydzieło. Mogłabyś napisać instrukcję smarowania chleba masłem,, a to i tak by zaparło dech w piersiach! To co niektórym sprawia niemały problem w opisaniu, wydaje się, że Ty robisz to jakby z palcem w nosie :D
Chyba Ci muszę podziękować za zabranie mnie ww tak niesamowitą podróż jaką był ten ff ;O Dziękuję Ci, że wypełniłaś mi czas i sprawiłaś, że nie mogłam się oderwać od lektury :)
Ten rozdział nie był nudny. Był naprawdę ciekawy, choć w pewnym momencie miałam ochotę rzygać tęczą :D Ten rozdział, był chyba jednym z ważniejszych w o becnych wydarzeniach (tak mi się wydaje :)). Bo to właśnie w nim Niko i Sasuke dochodzą do jako takiego porozumienia. Stawiają małe kroczki ku przyszłości. Ku wydarzeniom, które zadecydują o ich zaufaniu do siebie. Jak równiż o ich miłości. Bo według mnie w pewnym stopniu to właśnie zaufanie jest wyznacznikiem naszej miłości, ponieważ jak mamy kogoś kochać jeśli nie jesteśmy w ogóle pewni, czy z premedytacją nie puści nas w tak zwanym 'teście na zaufanie'.
Jeeez, mam wrażenie, że wyszedł z tego komentarza zwykły kogel mogel hahah :)
Wiary, weny, z pozdrowieniami i szacunkiem
Kyotamashi
Ps.: Od pojawienia się Itasia w opowiadaniu czekam na narracje z jego perspektywy i chyba się nie doczekam XD
Kiedy nowy rozdział ? :))
OdpowiedzUsuńLeitho! Czyżbyś zapomniała o swoich fanach ? :'(
OdpowiedzUsuńCiężko tak wytrzymać bez twoich notek.. :(
Na Akrylove też dawno nic nie było..Oczywiście, jasne jest że masz swoje prywatne życie i ja ani nikt nie ma prawa Cię pośpieszać z pisaniem czy coś.. Po prostu smutno jest gdy wchodzi się codziennie na twojego bloga, a tam nic :c Czasami aż się boję że porzuciłaś pisanie :( .
Ehh, nieważne co by się stało dla mnie i tak będziesz najlepsza :') . Pozdrawiam i mam nadzieję że nie uznasz tego za spam.. xd . Nira
Nie zapomniała o fanach i nie porzuciła bloga ;))
OdpowiedzUsuńPo prostu rozdziały są bardzo długie więc się trzeba napracować , żeby skończyć :))
Troche to musi potrfać zanim coś wstawi więc spokojnie bez nerwów ;D
Tsuki
Pliss.. daj nam jakiś znak życia
OdpowiedzUsuńŻyję. Napisałam dzisiaj ostatni egzamin w sesji i mogę brać się za notkę. Wybaczcie opóźnienie. Pamiętam o Was.
Usuń<3!
UsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Codziennie sprawdzam czy czegoś nie dodałaś :)
OdpowiedzUsuńHaha ja tak samo :D codzienne sprawdzanie <33
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać :33
jestem tak spragniona Księcia Ciemności Jeden i Księcia Ciemności Dwa, że aż pochłonęłam cała historię od ponownej wycieczki do Yutatoshi
OdpowiedzUsuńCzemu to zostało uznane za spam? Głupi blogger.
UsuńItachi to KRÓL Ciemności, bejb.
polecam inspirowanie dalszych notek książką fifty shades of grey
OdpowiedzUsuńDługo myślałam, co odpowiedzieć...
UsuńPowiem po prostu "nie".
Hej, ktoś pamięta w której notce po raz pierwszy się pocałowali (wtedy w namiocie po tym jak ją ogrzał swoim gorącym ciałem)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam, ja! Mnie zapytaj!
UsuńPłomień, rozdz. 64
http://nikosasuke.blogspot.com/2010/08/rozdzia-lxiv-pomien.html
:3
Droga Leitho!
OdpowiedzUsuńCzytasz nasze komentarze. To dobry znak. Znaczy, że nie porzuciłaś jeszcze swoich czytelników :D. Pewnie dostajesz dużo takich pytań, ale wybacz muszę. Jestem tak spragniona moich ulubionych mhrocznych bohaterów. Nowego rozdziału możemy spodziewać się jeszcze w tym miesiącu?
Kiedy next? :(
OdpowiedzUsuńJak prace nad nową notką?
OdpowiedzUsuńCzekamy już tyle miesięcy kiedy będzie jakaś informacja na jakim etapie jesteś z pisaniem nowego rozdziału ?
Przestałaś pisać o tym nawet na facebooku.
Proszę napisz mi odp.
elex
Kończę rozdział, choć trochę się wydłużył. Nie wiem, kiedy będzie. Mam nadzieję, że niedługo.
UsuńDzięki za odp.
UsuńTeraz przynajmniej wiem ze żyjesz i nie zapomniałaś o swoich fanach. Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
elex
Przez to że wstawiasz rozdziały w takim dużym odstępie cięzko pamiętać co się działo w opowiadaniu..
OdpowiedzUsuńWiem.
UsuńZawsze możesz przeczytać wszystko jeszcze raz :) Ja już przeczytałam ze 3 razy :D
UsuńPo za tym. Leitha nie podpisywała z nikim umowy że notka ma być raz na określony czas. Działa to trochę inaczej. Ona piszę z przyjemnością a my to czytamy z jeszcze większą przyjemnością ;) Ja czekam z niecierpliwością :)