Dotarłem
do kwatery Hokage w mgnieniu oka. Na korytarzu minąłem Ino, coś do mnie mówiła,
ale udało mi się ją zignorować. Bez pukania wszedłem do gabinetu. Przez duże
okno wpadały do niego promienie zachodzącego słońca, ukazując unoszące się w
powietrzu drobinki kurzu. Na ścianach wisiały mapy i zwoje, a szafki wokół
biurka jak zwykle zawalone były dokumentami. Źródło kurzu było oczywiste.
– Cześć, Sasuke – uśmiechnęła się
chytrze blondynka, pokazując mi, abym do niej podszedł. Posłuchałem ze
znudzonym wyrazem twarzy. – Widzę, że humor dopisuje?
– Nie bardzo – mruknąłem pod nosem. –
Do rzeczy.
– Tak, tak – zaśmiała się. – Mam dwie
sprawy… do wykonania jest misja rangi C. Nic trudnego. Czy miałbyś-...
– Trzeba było zawołać też tą kunoichi… –
przerwałem jej, wciskając ręce w kieszenie i odbiegając wzrokiem za okno. Na
niebie widniało kilka chmur, a tuż obok budynku przeleciał klucz ptaków.
– Ona ma imię – zauważyła Hokage, nie
ukrywając nagłego oburzenia. Nie wiedziałem, o co jej chodzi, toteż nie
poprawiłem się. Kobiecie kilkakrotnie podskoczyła brew. Dawno temu zauważyłem,
że jestem jednym z shinobi, z którymi nie lubiła rozmawiać w cztery oczy. Z
pewnością myślała, że jest ze mną coś nie tak, i mimo że jest moją przełożoną,
nie może tego zbytnio zmienić. – A zawołałam po ciebie, bo pomyślałam, że może
osoba z takimi ambicjami jak ty chciałaby się zająć czymś bardziej… eee... ambitnym…?
Przewróciłem oczami, po chwili
koncentrując ponownie wzrok na niej. Moje spojrzenie mówiło samo za siebie. A
przynajmniej miałem taką nadzieję.
– No właśnie – uśmiechnęła się Tsunade.
– Czyli nie. Rozumiem... – Jedną ręką otworzyła szufladę, a drugą zgarnęła do
niej papiery z biurka. Bałaganiara. – Zajmie się tym inna para. W takim razie
jeszcze jedna sprawa... – odchrząknęła, przeskakując na ton poważny i powolny.
Przygotowałem się na ważne pytanie. Hokage oparła się łokciami o biurko splotła
palce dłoni przez umalowanymi ustami. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. –
Jak tam nowa partnerka?
Omal się nie przewróciłem. Co za
głupota. Przywódca wioski powinien był zajmować się ważniejszymi sprawami niż głupie
plotki i marnowanie mojego cennego czasu. Złożyłem niechlujnie ręce na piersi.
– Czemu wszyscy o to pytają? –
odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
– Ah, tak po prostu, z ciekawości –
zachichotała irytująco.
– Szczerze mówiąc… – westchnąłem
widząc, że niczego się od niej nie dowiem. Z resztą – jeśli chciałem coś
zmienić, musiałem sam złożyć taki wniosek. Nie mogłem liczyć na cud. – Nie miałbym
nic przeciwko, gdybym mógł zmienić drużynę. – Tsunade zmierzyła mnie wyraźnie
zdziwionym wzrokiem. Hn, nie tego się spodziewała.
– Niko ci nie odpowiada?
– Nie konkretnie ona – warknąłem. Co to było, Dzień Obrony Włamywaczek w
Szlafrokach? – Wolałbym kogoś... innego w roli mojego partnera. Ona jest… – Tu
się zaciąłem. Czemu się tak zacinałem? To już drugi raz!
– … dziewczyną? – podpowiedziała Hokage,
unosząc brew. Wciągnąłem powietrze nosem i przewróciłem oczami. Tak, to było jakieś wytłumaczenie. Nie chciałem wyjść
na seksistę, ale skoro wszyscy widzieli w tym coś normalnego, to chyba nie
musiałem się powstrzymywać. – No i co z tego? Jest silna. Nie tylko jak na
kunoichi, ale też shinobi w waszym wieku. Niepotrzebnie się uprzedziłeś. Twoim
Hokage, jak widzisz, też jest kobieta. I trochę czasu taki stan rzeczy
pozostanie.
– Ona Hokage nie jest – zauważyłem.
– Ale mogłaby być. – Przez chwilę
dalsze riposty wisiały w powietrzu, a blondynka i ja mierzyliśmy się niemal wrogimi
spojrzeniami. O ile było to możliwe między starą jędzą i jej niby-podwładnym. Nagle
kobieta ocknęła się i wybuchła teatralnym śmiechem, udając, że próbuje go
powstrzymać zasłaniając usta wierzchem dłoni. – Już się o nią kłócimy!
Odwróciłem wzrok. Nie miałem ochoty na
głupie gierki. Chciałem już sobie pójść, teraz, gdy okazało się, że to całe
wezwanie nie jest niczym ważnym. W dodatku moja rozmówczyni, podobno poważna
osobistość, robiła sobie jaja.
– Uchiha. – Tsunade znowu przemówiła
poważnym głosem. – Po prostu nie znasz możliwości mojej uczennicy.
– Twojej…?
– Dokładnie. Nie tylko mojej –
westchnęła, otwierając sake, które pojawiło się w jej rękach nie wiadomo skąd. Może
dzięki temu zignorowała zupełnie moje niskie poważanie do formalnych zaimków. –
Wielu świetnych shinobi. Powinieneś obejrzeć kilka jej treningów, a zobaczysz,
że nie chcesz jej zamienić…
– … a jednak. Chcę – powiedziałem z
naciskiem. Kobieta przewróciła oczami. Przez chwilę nie mówiła nic,
przeklinając pewnie w duchu moją nieprzystępność. Wiedziałem, że nie potrwa to
długo. O wiele wygodniej było jej wysłuchać moich żądań, niż wciąż bawić się ze
mną w kotka i myszkę. Otworzyła szerzej oczy, co przykuło moją uwagę.
– Zgoda, zobaczmy… Znaj moją łaskę... –
uśmiechnęła się chytrze, otwierając jakiś zeszyt i kartkując go z przejęciem.
Wyglądał na nowy. Hokage przesunęła palcem po jednej ze stron. – Tak, mogę
pójść ci na rękę i od razu zmienić ci grupę...
Odetchnąłem. Wiedziałem, że się uda. To
niemożliwe, bym wytrzymał ze Szlafroczką na dłuższą metę. Gdyby zmieniła
drużynę, mogłaby się nawet wyprowadzić...
– …na kogoś, kto też chce się zamienić.
Jedna para już złożyła taki wniosek. To jedyna taka szansa. – Tu uniosła iskrzący
się wzrok.
– Kto? – Tak naprawdę nie było to
ważne. Już byłem usatysfakcjonowany. Oczywiście jeśli nie były to...
– Yamanaka Ino i Haruno Sakura.
Poczekasz chwilę, czy mam je-…?
– Hn. Wystarczy – warknąłem, odwracając
się i ruszając w stronę drzwi. Hokage z zadowoleniem chwyciła ponownie sake,
wykonując ręką szybki toast. – Idę sprawdzić tę kunoichi. – Wyszedłem,
trzaskając drzwiami i klnąc pod nosem. Nie miałem siły. Może później.
Skierowałem swoje kroki prosto do mieszkania.
Wszedłem do niego przez okno i zdjąłem z siebie przepoconą bluzkę. Rozejrzałem
się uważnie. Dom wyglądał tak, jak go zostawiłem, co oznaczało, że kunoichi
poszła od razu na ramen, tak jak jej kazałem.
Też
musiałem się zbierać. Nie wiedziałem, jak długo będą na mnie czekać, a byłem
porządnie głodny. U Hokage zeszło mi się dłużej, niż przypuszczałem. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w
świeże ubrania. Gdy już miałem wychodzić, przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Podszedłem ukradkiem do drzwi sypialni mojej współlokatorki i ostrożnie wszedłem do środka.
Doskonale wiedziałem, że nie ma jej w
domu, ale mimo to starałem się zachować absolutną czujność. Nie spodziewałem
się jakichś pułapek czy tego rodzaju rzeczy, ale wolałem nie zrobić niczego głupiego
lub czegokolwiek przeoczyć.
Jej pokój wyglądał podobnie do mojego, z
tym, że jej meble ustawione były w lustrzanym odbiciu. Jedna szafka i fotel
były w innych miejscach, ale nie byłem w stanie powiedzieć, czy było już tak,
gdy się wprowadziłem, czy była to zachcianka mojej współlokatorki.
Podszedłem do biurka, na którym panował
idealny porządek. Teraz zauważyłem, że było tak w całym pokoju. Przynajmniej
nie była bałaganiarą. Marna pociecha. Otworzyłem jedną z szuflad i zacząłem
przerzucać luźne kartki, głównie szkice raportów i jakieś bazgroły. Na dnie spostrzegłem
teczkę, która mnie zainteresowała. Nie miała naklejki czy tytułu. Bez wahania ją
otworzyłem.
Bingo. Pospiesznie zacząłem czytać cały
dokument. Powiedziałem Hokage, że ją sprawdzę – no i sprawdzałem.
Kunoichi mówiła, że ma papier
potwierdzający jej tożsamość, która, hn – „nie powinna mnie obchodzić”. Też coś.
O tym, co mnie obchodziło, a co nie, decydowałem tylko ja.
Zacząłem przebierać kartki, szukając
strony z informacjami o mojej współlokatorce. Uniosłem brwi, gdy dopatrzyłem
się tego, czego szukałem. Na górze dokumentu widniały podejrzanie niepełne
informacje, zaś na dole podpisy Trzeciego i Piątego Hokage oraz mało czytelne,
wyblakłe pieczątki.
Imię:?Niko
Klan: ?Wioska: Konoha-gakurePłeć: KWiek: ?Data urodzenia: ?Adres zamieszkania: -Wzrost: 165 cmWaga: 47.6 kgGrupa krwi: BKekkei genkai: -Numer Rejestracyjny: 012709Aktualna ranga:GeninChuuninUkończenie Akademii Ninja: 11 latUkończenie Egzaminu Selekcji Chuunin: 14 latDrużyna I:Kiro Utezuki;Megumi AshikagaDowodzący:Satoshi MehojoDrużyna II: -Dowodzący: -Stały opiekun: -Szczegółowe informacje: -
Wsunąłem kartkę w odpowiednie miejsce w
teczce, teczkę zapiąłem ją tak, jak była, a potem ułożyłem ją w szufladzie na
poprzednim miejscu. Upewniłem się, że nie pozostawiłem po sobie żadnych śladów,
po czym wyszedłem z pokoju.
Więc to chciała przede mną ukryć. To
było dziwne, musiałem przyznać. Nie byłem pewien, co miały znaczyć te wszystkie
puste miejsca albo wykreślona drużyna. Jednak widziałem już kiedyś parę podobnych dokumentów na jednej
z misji.
Była to misja rangi D, która była – prościej
mówiąc – pretekstem, aby zrobić porządek w papierach Hokage. Była tam masa
zagubionych kart i innych dokumentów. Gdy znalazłem kartę informacyjną o jakimś
poszukiwanym shinobi, na której, podobnie jak na karcie mojej nowej partnerki – nie było
szczegółowych informacji, Kakashi wytłumaczył mi, że tak to wygląda, gdy przeszłość
shinobi jest tajna lub nieznana. Co jak co, ale w ewidencji shinobi w Kwaterze
Hokage nie było miejsca na przemilczenia niewygodnych kwestii.
Jednak ta dziewczyna nie wyglądała mi
na taką. Pomijając już to, że „tajne fakty” powinny były być zarezerwowane dla
klanu Uchiha, to trudno było mi przypuszczać, aby informacje o tej kunoichi
były aż tak ciekawe. Westchnąłem, po czym poprawiłem pasek u spodni. Poczułem,
jak burczy mi w brzuchu. Spojrzałem na zegarek.
Wspaniale, w dodatku się przez nią
spóźniłem.
Wyszedłem tak, jak wszedłem – przez
okno. Wyskoczyłem na ulicę i ruszyłem szybkim krokiem w stronę Ichiraku. Gdy
usłyszałem głośne krzyki Naruto zwolniłem, już spokojny, że mi nie uciekną. W
restauracji byli wszyscy – Sakura, obok niej Uzumaki, a miejsce dalej – również
zielonooka kunoichi. Podszedłem do trójki i usiadłem między blondynem a zielonooką.
– Witaj, Sasuke-kun! – pisnęła Sakura,
opierając się o głowę Naruto i machając wesoło w moją stronę. Nie zareagowałem.
– No i skończyła się zabawa… – szepnęła
do siebie szatynka, mrużąc oczy i mieszając pałeczkami zupę. Chyba myślała, że jej
nie usłyszę, ale mocno się przeliczyła.
No cóż, moja mała gra nie mogła trwać
wiecznie. Z drugiej strony – nie pamiętam już, co mnie podkusiło, by chociaż ją
zaczynać. W tej chwili nie było to jednak ważne.
– Co podać? – zapytała po chwili Ayame,
córka sprzedawcy. Oczywiście Uchihy, nie mnie.
– To, co zwykle… – odburknął Sasuke.
Nie myliłam się. On zawsze był uroczy.
– Już się robi – uśmiechnęła się
dziewczyna, z widoczną wprawą absolutnie ignorując ponury nastrój klienta.
W powietrzu unosił się smakowity zapach
mięsa i warzyw. Słońce zachodziło, malując niebo na róże i pomarańcze. Między
domami skupił się przyjemny, ciepły wiatr poruszający płachtami zwisającymi u
dachu Ichiraku.
– Dzisiaj staruszka nie ma… – przemówił
Naruto, wciągając kluski jak odkurzacz. Chciało mi się śmiać, ale nie wiedziałam,
jak to zostanie odebrane, więc starałam się jakoś powstrzymać. – …ale
Ayame-neechan była tak miła, że przyrządziła nam trochę jedzenia. – Uśmiechnął
się szeroko.
On był po prostu uroczy. Dawno nie
spotkałam osoby, która tak cieszyłaby się z prostych, codziennych rzeczy takich
jak ramen.
Sasuke westchnął.
– A właśnie, głąbie – zaczął ponownie
blondyn. Wskazał na mnie pałeczkami, z których zwisała samotna kluska. – ...to
jest Niko… mówiła, że… – Kurczę. Miałam nadzieję, że na chwilę o mnie zapomną.
Nie prowokowałam do rozmowy, tylko jadłam po cichutku swoją zupę. Uchiha nawet z
pomocą pałeczek nie pokwapił się, by na mnie spojrzeć. Wyglądał na trochę
zirytowanego. A nie, przepraszam, to jego normalny wyraz twarzy.
– Wiem, kto to jest, kretynie – warknął Uchiha. – Jestem z nią w
drużynie – dodał niesmakiem, patrząc, jak Ayame kładzie przed nim gorąca miskę.
Sięgnął do pojemniczka z pałeczkami i rozerwał drewno na dwie części.
Sakura zaczęła się krztusić. Brunet zerknął w bok, nie tykając swojej
porcji. Uniósł ciemną brew, choć reszta jego twarzy wciąż plastycznością
przypominała cement. Pozostawało mi brać przykład z Naruto i cieszyć się
chociaż z tak małej rzeczy, jak wymowna brew.
Różowowłosa kaszlała niemiłosiernie, bijąc
się pięścią w klatkę piersiową. Naruto miał oczy wielkości monet. Jego ręka
wskazująca na mnie zamarła ze zdziwieniem w powietrzu. O co tyle krzyku?
– Nie wiedzieliście? – zapytał Uchiha bez
emocji w głosie.
– Khe n… khe khe n-nie… khe khe –
Sakura dusiła się. Dosłownie. Zamiast mówić „smacznego” w Ichiraku powinni
uprzedzać, że jedzącym grozi astma lub padaczka. Zamieszałam swoją porcję.
Dziwne, ja jakoś byłam odporna...
Naruto otrząsnął się z szoku i poklepał
kunoichi po plecach. W zamieszaniu, które stworzyli, odezwałam się cicho do Uchihy.
– Chyba zapomniałam im o tym małym szczególe
wspomnieć… – szepnęłam. Ku mojemu zadowoleniu, wyszło to całkiem tajemniczo. Chwyciłam
w pałeczki sporą, idealnie przyciętą kostkę tofu. – Popsułeś mi zabawę – dodałam
z udawanym wyrzutem, nie zaprzestając jedzenia. Uchiha nadal zdawał się nie
rozumieć, więc łaskawie się wytłumaczyłam, rzucając kontrolne spojrzenie na
shinobi obok mnie. – Miło było posłuchać, co powiedzą o tobie lub o „tej nowej”
w twojej drużynie.
Brunet zdążył tylko unieść brwi.
Sekundę później zostałam werbalnie obrzucona potokiem słów przeszłego Hokage. Oj
tak, nasłuchałam się o tym pięknym acz trochę przesadzonym marzeniu. Kilka
razy. Podczas jednego posiłku.
– Czemu nam nie powiedziałaś?! My tu
tak… po prostu... eee... no, wiesz! – piszczał Uzumaki, mocno przy tym machając
rękoma i zaciskając oczy, przez co pewnie nie widział ani znudzonej miny
Sasuke, ani mojej uśmiechniętej twarzy.
– Spokojnie, chłopie – westchnęłam, gdy
przełknęłam zupę. – Nic się nie stało, serio… – Tu spojrzałam ukradkiem na
zdezorientowaną Haruno. Wydawała się rumienić ze wstydu. – Posiedziałam, pojadłam,
pogadałam… o samej sobie…
– Oh… więc… wszystko okej? – Naruto zamrugał
z niedowierzaniem.
– Jasne.
– Niko-chan… – wyszeptała Sakura, a
wszyscy wbili w nią wzrok. Siedziała pochylona nad swoją pustą już miską. – Przepraszam,
ja… dużo mówię. Oceniłam cię nie wiedząc, kim jesteś.
– Jak już mówiłam… – dopiłam zupę i
otarłam usta wierzchem dłoni. Ramen był tu pyszny, trzeba było to przyznać. –
To nie wasza wina… czasami zachodzę za daleko. Poza tym… – Zeskoczyłam z
krzesła, lądując przed blondynem stojącym na ulicy. – …możemy zacząć od
początku, ne? Niko. – Podałam rękę Uzumaki’emu, a ten natychmiast uścisnął ją mocno,
drapiąc się wolną ręką w tył głowy.
Zakłopotany, energiczny, szczery i uroczy.
– Uzumaki! Uzumaki Naruto! – zaśmiał
się chłopak. Odwzajemniłam uśmiech jak najpiękniej potrafiłam i podeszłam do
barku, siadając na wolnym krześle miedzy różowowłosą a Sasuke. Oparłam się
plecami o blat i podałam prawą rękę Sakurze.
– Niko.
– Haruno… Sakura. – Dziewczyna podała mi
rękę. Była zdecydowanie mniejsza i chłodniejsza.
Usłyszałam, jak Uchiha dramatycznie wzdycha
sam do siebie jedząc swój ramen. Zaczynałam wierzyć, ze nic innego nie potrafił
robić. Zaczynałam zachodzić w głowę, jak drużyna złożona z tak niedobranych
charakterów mogła w jakikolwiek sposób funkcjonować.
Chociaż z drugiej strony... w swojej
sytuacji, nie powinnam była nikogo wytykać palcem.
– Ayame! – krzyknął blondyn,
przysiadając się do Sasuke na moim byłym miejscu. – Jeszcze jedna porcja! Dla
wszystkich. – Uśmiechnęłam się, zwracając ponownie do Sakury.
– Fan ramenu, ne?
– Tak – przyznała z rozbawieniem
różowowłosa. – Nie wiem, czy zdołam, chyba że to ty płacisz! – zaanonsowała,
wskazując na niego. Była całkiem ładna i raczej sympatyczna. Prawda, mogłaby
nie ubierać się na czerwono i zadbać o postawę, ale i tak trudno było mi uwierzyć,
że ktoś taki jak ona tak bardzo lubił Sasuke.
Blondyn nachmurzył się na chwilę, ale po inspekcji swojej portmonetki w
kształcie żaby na jego twarzy zagościła ulga. Wysypał monety na blat i zapłacił
za następne porcje, choć na jego twarzy widać było nutkę wahania. Ayame
przyjęła pieniądze i zajęła się przygotowywaniem posiłku.
– Więc… – zaczęłam, ciągle oparta
łokciami o blat. Z tej pozycji doskonale mi się obserwowało mijających nas na
ulicy przechodniów, ale i to powoli zaczynało być nudne. Założyłam nogę na nogę
i pochyliłam się w stronę Sakury. – Ty i Naruto jesteście parą?
Kunoichi zrobiła się czerwona i
uderzyła pięścią w blat tak, że ten o mało się nie rozpadł. Miała dziewczyna
siłę. Naruto skulił się na krześle i próbował schować się za brunetem. Nie
miałam złych intencji. Po prostu rzadko spotykałam się z ludźmi, a ci dobrze
się znali i... wyglądali razem tak słodko. Trudno było nie wyłapać tych
spojrzeń blondyna na Haruno.
Może była to pewna nadinterpretacja z mojej strony, ale drużyna Kakashi’ego
tworzyła osobliwy trójkąt uczuciowy. Oczywiście Sasuke – drań – wszystko psuł.
– No co ty! Ch-chyba… chyba żartujesz!
– jęknęła Sakura jakby sama do siebie. – Ja! I ten leń! Ha ha! Też mi coś!
– Rozumiem – wyszeptałam. Pochyliłam
się ponownie nad dziewczyną, patrząc jednocześnie kątem oka na Sasuke obok mnie
– Zapomniałam o twojej małej… „obsesji”.
Sakura ponownie spiekła buraka, ale tym
razem zamilkła na dobre. Zerknęła z rozmarzonym uśmiechem w stronę Sasuke
kończącego pierwszy ramen. Brunet odstawił miskę, po czym posłał mi zirytowane
spojrzenie. Nie miałam pojęcia, co on sobie myślał. Chciał mnie „zapatrzeć” na
śmierć? Sam mi tu kazał przyjść!
Nic mnie już jednak nie dziwiło,
wcześniej próbował mnie upolować i zatłuc w naszym wspólnym mieszkaniu.
– Oho! Koniec zabawy… – zaśmiałam się i
zamaszystym ruchem obróciłam się na krześle lądując przodem do barku. Pochyliłam
się, przykładając do ust rękę w geście konspiracyjnego szeptu, który i tak był
dość słyszalny. – …‘Mroczny Komandos’ patrzy!
Cała nasza trójka wybuchła śmiechem w reakcji
na moją nową ksywkę dla bruneta, który nadal uparcie siedział z kamienną
twarzą. Dusza towarzystwa, bez kitu. Blondyn zaczął się uspokajać, ale zaraz
potem dostał ataku kaszlu. Sasuke nie uraczył go spojrzeniem, na ślepo
uderzając go w plecy tak, że – oczywiście – kaszel ustąpił, ale cios o mało nie
złamał Uzumaki’emu kręgosłupa. Chłopak w wyniku siły uderzenia walnął czołem w
blat, na którym – całe szczęście – nie było jeszcze podanego ramenu.
Blondyn podniósł się, potrząsnął głową
z widoczną złością, ale cudem powstrzymał się od komentarza, bo oto właśnie
przed jego nosem wylądowała gorąca, pełna pyszności miska o znakomitym zapachu.
Shinobi błyskawicznie dorwał pałeczki z pojemnika i z prędkością światła zaczął
wciągać kluski do ust. Sakura sięgnęła po pałeczki zaraz po nim, rozdzieliła je
i zaczęła spokojnie jeść. Dziwne, bo twierdziła wcześniej, że nie jest wcale
głodna.
Ayame spojrzała z wyraźnym zadowoleniem
na zachwyt klientów i zabrała brudne miski i pałeczki z lady.
Sasuke powolnym ruchem sięgnął po
drewno, ale pałeczki, które wyciągnął z pudełka, były skrzyżowane z innymi.
Mimo to wyjął je i umieścił między nami. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Rozdzieliłam pałeczki i wzięłam dwie dla siebie. Przystąpiłam do jedzenia, z
rozbawieniem obserwując pośpiech Naruto.
Zauważyłam, że przez jeszcze jeden,
ledwo zauważalny moment Sasuke patrzył z czujnością na moją dłoń. Po namyśle
zabrał się jednak za swoją porcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz