25 lipca 2007

Rozdział IV - "Ramen"


       Dotarłem do kwatery Hokage w mgnieniu oka. Na korytarzu minąłem Ino, coś do mnie mówiła, ale udało mi się ją zignorować. Bez pukania wszedłem do gabinetu. Przez duże okno wpadały do niego promienie zachodzącego słońca, ukazując unoszące się w powietrzu drobinki kurzu. Na ścianach wisiały mapy i zwoje, a szafki wokół biurka jak zwykle zawalone były dokumentami. Źródło kurzu było oczywiste.
        – Cześć, Sasuke – uśmiechnęła się chytrze blondynka, pokazując mi, abym do niej podszedł. Posłuchałem ze znudzonym wyrazem twarzy. – Widzę, że humor dopisuje?
        – Nie bardzo – mruknąłem pod nosem. – Do rzeczy.
        – Tak, tak – zaśmiała się. – Mam dwie sprawy… do wykonania jest misja rangi C. Nic trudnego. Czy miałbyś-...
        – Trzeba było zawołać też tą kunoichi… – przerwałem jej, wciskając ręce w kieszenie i odbiegając wzrokiem za okno. Na niebie widniało kilka chmur, a tuż obok budynku przeleciał klucz ptaków.
        – Ona ma imię – zauważyła Hokage, nie ukrywając nagłego oburzenia. Nie wiedziałem, o co jej chodzi, toteż nie poprawiłem się. Kobiecie kilkakrotnie podskoczyła brew. Dawno temu zauważyłem, że jestem jednym z shinobi, z którymi nie lubiła rozmawiać w cztery oczy. Z pewnością myślała, że jest ze mną coś nie tak, i mimo że jest moją przełożoną, nie może tego zbytnio zmienić. – A zawołałam po ciebie, bo pomyślałam, że może osoba z takimi ambicjami jak ty chciałaby się zająć czymś bardziej… eee... ambitnym…?
        Przewróciłem oczami, po chwili koncentrując ponownie wzrok na niej. Moje spojrzenie mówiło samo za siebie. A przynajmniej miałem taką nadzieję.
        – No właśnie – uśmiechnęła się Tsunade. – Czyli nie. Rozumiem... – Jedną ręką otworzyła szufladę, a drugą zgarnęła do niej papiery z biurka. Bałaganiara. – Zajmie się tym inna para. W takim razie jeszcze jedna sprawa... – odchrząknęła, przeskakując na ton poważny i powolny. Przygotowałem się na ważne pytanie. Hokage oparła się łokciami o biurko splotła palce dłoni przez umalowanymi ustami. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. – Jak tam nowa partnerka?  
        Omal się nie przewróciłem. Co za głupota. Przywódca wioski powinien był zajmować się ważniejszymi sprawami niż głupie plotki i marnowanie mojego cennego czasu. Złożyłem niechlujnie ręce na piersi.
        – Czemu wszyscy o to pytają? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
        – Ah, tak po prostu, z ciekawości – zachichotała irytująco.
        – Szczerze mówiąc… – westchnąłem widząc, że niczego się od niej nie dowiem. Z resztą – jeśli chciałem coś zmienić, musiałem sam złożyć taki wniosek. Nie mogłem liczyć na cud. – Nie miałbym nic przeciwko, gdybym mógł zmienić drużynę. – Tsunade zmierzyła mnie wyraźnie zdziwionym wzrokiem. Hn, nie tego się spodziewała.
        – Niko ci nie odpowiada?
        – Nie konkretnie ona – warknąłem. Co to było, Dzień Obrony Włamywaczek w Szlafrokach? – Wolałbym kogoś... innego w roli mojego partnera. Ona jest… – Tu się zaciąłem. Czemu się tak zacinałem? To już drugi raz!
        – … dziewczyną? – podpowiedziała Hokage, unosząc brew. Wciągnąłem powietrze nosem i przewróciłem oczami. Tak, to było jakieś wytłumaczenie. Nie chciałem wyjść na seksistę, ale skoro wszyscy widzieli w tym coś normalnego, to chyba nie musiałem się powstrzymywać. – No i co z tego? Jest silna. Nie tylko jak na kunoichi, ale też shinobi w waszym wieku. Niepotrzebnie się uprzedziłeś. Twoim Hokage, jak widzisz, też jest kobieta. I trochę czasu taki stan rzeczy pozostanie.
        – Ona Hokage nie jest – zauważyłem.
        – Ale mogłaby być. – Przez chwilę dalsze riposty wisiały w powietrzu, a blondynka i ja mierzyliśmy się niemal wrogimi spojrzeniami. O ile było to możliwe między starą jędzą i jej niby-podwładnym. Nagle kobieta ocknęła się i wybuchła teatralnym śmiechem, udając, że próbuje go powstrzymać zasłaniając usta wierzchem dłoni. – Już się o nią kłócimy!
        Odwróciłem wzrok. Nie miałem ochoty na głupie gierki. Chciałem już sobie pójść, teraz, gdy okazało się, że to całe wezwanie nie jest niczym ważnym. W dodatku moja rozmówczyni, podobno poważna osobistość, robiła sobie jaja.
        – Uchiha. – Tsunade znowu przemówiła poważnym głosem. – Po prostu nie znasz możliwości mojej uczennicy.
        – Twojej…?
        – Dokładnie. Nie tylko mojej – westchnęła, otwierając sake, które pojawiło się w jej rękach nie wiadomo skąd. Może dzięki temu zignorowała zupełnie moje niskie poważanie do formalnych zaimków. – Wielu świetnych shinobi. Powinieneś obejrzeć kilka jej treningów, a zobaczysz, że nie chcesz jej zamienić…
        – … a jednak. Chcę – powiedziałem z naciskiem. Kobieta przewróciła oczami. Przez chwilę nie mówiła nic, przeklinając pewnie w duchu moją nieprzystępność. Wiedziałem, że nie potrwa to długo. O wiele wygodniej było jej wysłuchać moich żądań, niż wciąż bawić się ze mną w kotka i myszkę. Otworzyła szerzej oczy, co przykuło moją uwagę.
        – Zgoda, zobaczmy… Znaj moją łaskę... – uśmiechnęła się chytrze, otwierając jakiś zeszyt i kartkując go z przejęciem. Wyglądał na nowy. Hokage przesunęła palcem po jednej ze stron. – Tak, mogę pójść ci na rękę i od razu zmienić ci grupę...
        Odetchnąłem. Wiedziałem, że się uda. To niemożliwe, bym wytrzymał ze Szlafroczką na dłuższą metę. Gdyby zmieniła drużynę, mogłaby się nawet wyprowadzić...
        – …na kogoś, kto też chce się zamienić. Jedna para już złożyła taki wniosek. To jedyna taka szansa. – Tu uniosła iskrzący się wzrok.
        – Kto? – Tak naprawdę nie było to ważne. Już byłem usatysfakcjonowany. Oczywiście jeśli nie były to...
        – Yamanaka Ino i Haruno Sakura. Poczekasz chwilę, czy mam je-…?
        – Hn. Wystarczy – warknąłem, odwracając się i ruszając w stronę drzwi. Hokage z zadowoleniem chwyciła ponownie sake, wykonując ręką szybki toast. – Idę sprawdzić tę kunoichi. – Wyszedłem, trzaskając drzwiami i klnąc pod nosem. Nie miałem siły. Może później.
        Skierowałem swoje kroki prosto do mieszkania. Wszedłem do niego przez okno i zdjąłem z siebie przepoconą bluzkę. Rozejrzałem się uważnie. Dom wyglądał tak, jak go zostawiłem, co oznaczało, że kunoichi poszła od razu na ramen, tak jak jej kazałem.
        Też musiałem się zbierać. Nie wiedziałem, jak długo będą na mnie czekać, a byłem porządnie głodny. U Hokage zeszło mi się dłużej, niż przypuszczałem. Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w świeże ubrania. Gdy już miałem wychodzić, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Podszedłem ukradkiem do drzwi sypialni mojej współlokatorki i ostrożnie wszedłem do środka.
        Doskonale wiedziałem, że nie ma jej w domu, ale mimo to starałem się zachować absolutną czujność. Nie spodziewałem się jakichś pułapek czy tego rodzaju rzeczy, ale wolałem nie zrobić niczego głupiego lub czegokolwiek przeoczyć.
        Jej pokój wyglądał podobnie do mojego, z tym, że jej meble ustawione były w lustrzanym odbiciu. Jedna szafka i fotel były w innych miejscach, ale nie byłem w stanie powiedzieć, czy było już tak, gdy się wprowadziłem, czy była to zachcianka mojej współlokatorki.
        Podszedłem do biurka, na którym panował idealny porządek. Teraz zauważyłem, że było tak w całym pokoju. Przynajmniej nie była bałaganiarą. Marna pociecha. Otworzyłem jedną z szuflad i zacząłem przerzucać luźne kartki, głównie szkice raportów i jakieś bazgroły. Na dnie spostrzegłem teczkę, która mnie zainteresowała. Nie miała naklejki czy tytułu. Bez wahania ją otworzyłem.
        Bingo. Pospiesznie zacząłem czytać cały dokument. Powiedziałem Hokage, że ją sprawdzę – no i sprawdzałem.
        Kunoichi mówiła, że ma papier potwierdzający jej tożsamość, która, hn – „nie powinna mnie obchodzić”. Też coś. O tym, co mnie obchodziło, a co nie, decydowałem tylko ja.
        Zacząłem przebierać kartki, szukając strony z informacjami o mojej współlokatorce. Uniosłem brwi, gdy dopatrzyłem się tego, czego szukałem. Na górze dokumentu widniały podejrzanie niepełne informacje, zaś na dole podpisy Trzeciego i Piątego Hokage oraz mało czytelne, wyblakłe pieczątki.
       
        Imię: ? Niko

        Klan: ?
        Wioska: Konoha-gakure
        Płeć: K
        Wiek: ?
        Data urodzenia: ?
        Adres zamieszkania: -
        Wzrost: 165 cm
        Waga: 47.6 kg
        Grupa krwi: B
        Kekkei genkai: -
        Numer Rejestracyjny: 012709
        Aktualna ranga: Genin Chuunin
        Ukończenie Akademii Ninja: 11 lat
        Ukończenie Egzaminu Selekcji Chuunin: 14 lat
        Drużyna I: Kiro Utezuki; Megumi Ashikaga
        Dowodzący: Satoshi Mehojo
        Drużyna II: -
        Dowodzący: -
        Stały opiekun: -
        Szczegółowe informacje: -
         
        Wsunąłem kartkę w odpowiednie miejsce w teczce, teczkę zapiąłem ją tak, jak była, a potem ułożyłem ją w szufladzie na poprzednim miejscu. Upewniłem się, że nie pozostawiłem po sobie żadnych śladów, po czym wyszedłem z pokoju.  
        Więc to chciała przede mną ukryć. To było dziwne, musiałem przyznać. Nie byłem pewien, co miały znaczyć te wszystkie puste miejsca albo wykreślona drużyna. Jednak widziałem już kiedyś parę podobnych dokumentów na jednej z misji.
        Była to misja rangi D, która była – prościej mówiąc – pretekstem, aby zrobić porządek w papierach Hokage. Była tam masa zagubionych kart i innych dokumentów. Gdy znalazłem kartę informacyjną o jakimś poszukiwanym shinobi, na której, podobnie jak na karcie mojej nowej partnerki – nie było szczegółowych informacji, Kakashi wytłumaczył mi, że tak to wygląda, gdy przeszłość shinobi jest tajna lub nieznana. Co jak co, ale w ewidencji shinobi w Kwaterze Hokage nie było miejsca na przemilczenia niewygodnych kwestii.
        Jednak ta dziewczyna nie wyglądała mi na taką. Pomijając już to, że „tajne fakty” powinny były być zarezerwowane dla klanu Uchiha, to trudno było mi przypuszczać, aby informacje o tej kunoichi były aż tak ciekawe. Westchnąłem, po czym poprawiłem pasek u spodni. Poczułem, jak burczy mi w brzuchu. Spojrzałem na zegarek.
        Wspaniale, w dodatku się przez nią spóźniłem.
        Wyszedłem tak, jak wszedłem – przez okno. Wyskoczyłem na ulicę i ruszyłem szybkim krokiem w stronę Ichiraku. Gdy usłyszałem głośne krzyki Naruto zwolniłem, już spokojny, że mi nie uciekną. W restauracji byli wszyscy – Sakura, obok niej Uzumaki, a miejsce dalej – również zielonooka kunoichi. Podszedłem do trójki i usiadłem między blondynem a zielonooką.
        – Witaj, Sasuke-kun! – pisnęła Sakura, opierając się o głowę Naruto i machając wesoło w moją stronę. Nie zareagowałem.
        – No i skończyła się zabawa… – szepnęła do siebie szatynka, mrużąc oczy i mieszając pałeczkami zupę. Chyba myślała, że jej nie usłyszę, ale mocno się przeliczyła.
         
        No cóż, moja mała gra nie mogła trwać wiecznie. Z drugiej strony – nie pamiętam już, co mnie podkusiło, by chociaż ją zaczynać. W tej chwili nie było to jednak ważne.
        – Co podać? – zapytała po chwili Ayame, córka sprzedawcy. Oczywiście Uchihy, nie mnie.
        – To, co zwykle… – odburknął Sasuke. Nie myliłam się. On zawsze był uroczy.
        – Już się robi – uśmiechnęła się dziewczyna, z widoczną wprawą absolutnie ignorując ponury nastrój klienta.  
        W powietrzu unosił się smakowity zapach mięsa i warzyw. Słońce zachodziło, malując niebo na róże i pomarańcze. Między domami skupił się przyjemny, ciepły wiatr poruszający płachtami zwisającymi u dachu Ichiraku.
        – Dzisiaj staruszka nie ma… – przemówił Naruto, wciągając kluski jak odkurzacz. Chciało mi się śmiać, ale nie wiedziałam, jak to zostanie odebrane, więc starałam się jakoś powstrzymać. – …ale Ayame-neechan była tak miła, że przyrządziła nam trochę jedzenia. – Uśmiechnął się szeroko.
        On był po prostu uroczy. Dawno nie spotkałam osoby, która tak cieszyłaby się z prostych, codziennych rzeczy takich jak ramen.
        Sasuke westchnął.
        – A właśnie, głąbie – zaczął ponownie blondyn. Wskazał na mnie pałeczkami, z których zwisała samotna kluska. – ...to jest Niko… mówiła, że… – Kurczę. Miałam nadzieję, że na chwilę o mnie zapomną. Nie prowokowałam do rozmowy, tylko jadłam po cichutku swoją zupę. Uchiha nawet z pomocą pałeczek nie pokwapił się, by na mnie spojrzeć. Wyglądał na trochę zirytowanego. A nie, przepraszam, to jego normalny wyraz twarzy.           
        – Wiem, kto to jest, kretynie – warknął Uchiha. – Jestem z nią w drużynie – dodał niesmakiem, patrząc, jak Ayame kładzie przed nim gorąca miskę. Sięgnął do pojemniczka z pałeczkami i rozerwał drewno na dwie części.
        Sakura zaczęła się krztusić. Brunet zerknął w bok, nie tykając swojej porcji. Uniósł ciemną brew, choć reszta jego twarzy wciąż plastycznością przypominała cement. Pozostawało mi brać przykład z Naruto i cieszyć się chociaż z tak małej rzeczy, jak wymowna brew.
        Różowowłosa kaszlała niemiłosiernie, bijąc się pięścią w klatkę piersiową. Naruto miał oczy wielkości monet. Jego ręka wskazująca na mnie zamarła ze zdziwieniem w powietrzu. O co tyle krzyku?
        – Nie wiedzieliście? – zapytał Uchiha bez emocji w głosie.
        – Khe n… khe khe n-nie… khe khe – Sakura dusiła się. Dosłownie. Zamiast mówić „smacznego” w Ichiraku powinni uprzedzać, że jedzącym grozi astma lub padaczka. Zamieszałam swoją porcję. Dziwne, ja jakoś byłam odporna...
        Naruto otrząsnął się z szoku i poklepał kunoichi po plecach. W zamieszaniu, które stworzyli, odezwałam się cicho do Uchihy.
        – Chyba zapomniałam im o tym małym szczególe wspomnieć… – szepnęłam. Ku mojemu zadowoleniu, wyszło to całkiem tajemniczo. Chwyciłam w pałeczki sporą, idealnie przyciętą kostkę tofu. – Popsułeś mi zabawę – dodałam z udawanym wyrzutem, nie zaprzestając jedzenia. Uchiha nadal zdawał się nie rozumieć, więc łaskawie się wytłumaczyłam, rzucając kontrolne spojrzenie na shinobi obok mnie. – Miło było posłuchać, co powiedzą o tobie lub o „tej nowej” w twojej drużynie.
        Brunet zdążył tylko unieść brwi. Sekundę później zostałam werbalnie obrzucona potokiem słów przeszłego Hokage. Oj tak, nasłuchałam się o tym pięknym acz trochę przesadzonym marzeniu. Kilka razy. Podczas jednego posiłku.
        – Czemu nam nie powiedziałaś?! My tu tak… po prostu... eee... no, wiesz! – piszczał Uzumaki, mocno przy tym machając rękoma i zaciskając oczy, przez co pewnie nie widział ani znudzonej miny Sasuke, ani mojej uśmiechniętej twarzy.
        – Spokojnie, chłopie – westchnęłam, gdy przełknęłam zupę. – Nic się nie stało, serio… – Tu spojrzałam ukradkiem na zdezorientowaną Haruno. Wydawała się rumienić ze wstydu. – Posiedziałam, pojadłam, pogadałam… o samej sobie…
        – Oh… więc… wszystko okej? – Naruto zamrugał z niedowierzaniem.
        – Jasne.
        – Niko-chan… – wyszeptała Sakura, a wszyscy wbili w nią wzrok. Siedziała pochylona nad swoją pustą już miską. – Przepraszam, ja… dużo mówię. Oceniłam cię nie wiedząc, kim jesteś.  
        – Jak już mówiłam… – dopiłam zupę i otarłam usta wierzchem dłoni. Ramen był tu pyszny, trzeba było to przyznać. – To nie wasza wina… czasami zachodzę za daleko. Poza tym… – Zeskoczyłam z krzesła, lądując przed blondynem stojącym na ulicy. – …możemy zacząć od początku, ne? Niko. – Podałam rękę Uzumaki’emu, a ten natychmiast uścisnął ją mocno, drapiąc się wolną ręką w tył głowy.
        Zakłopotany, energiczny, szczery i uroczy.
        – Uzumaki! Uzumaki Naruto! – zaśmiał się chłopak. Odwzajemniłam uśmiech jak najpiękniej potrafiłam i podeszłam do barku, siadając na wolnym krześle miedzy różowowłosą a Sasuke. Oparłam się plecami o blat i podałam prawą rękę Sakurze.
        – Niko.
        – Haruno… Sakura. – Dziewczyna podała mi rękę. Była zdecydowanie mniejsza i chłodniejsza.
        Usłyszałam, jak Uchiha dramatycznie wzdycha sam do siebie jedząc swój ramen. Zaczynałam wierzyć, ze nic innego nie potrafił robić. Zaczynałam zachodzić w głowę, jak drużyna złożona z tak niedobranych charakterów mogła w jakikolwiek sposób funkcjonować.
        Chociaż z drugiej strony... w swojej sytuacji, nie powinnam była nikogo wytykać palcem.
        – Ayame! – krzyknął blondyn, przysiadając się do Sasuke na moim byłym miejscu. – Jeszcze jedna porcja! Dla wszystkich. – Uśmiechnęłam się, zwracając ponownie do Sakury.
        – Fan ramenu, ne?
        – Tak – przyznała z rozbawieniem różowowłosa. – Nie wiem, czy zdołam, chyba że to ty płacisz! – zaanonsowała, wskazując na niego. Była całkiem ładna i raczej sympatyczna. Prawda, mogłaby nie ubierać się na czerwono i zadbać o postawę, ale i tak trudno było mi uwierzyć, że ktoś taki jak ona tak bardzo lubił Sasuke.
        Blondyn nachmurzył się na chwilę, ale po inspekcji swojej portmonetki w kształcie żaby na jego twarzy zagościła ulga. Wysypał monety na blat i zapłacił za następne porcje, choć na jego twarzy widać było nutkę wahania. Ayame przyjęła pieniądze i zajęła się przygotowywaniem posiłku.
        – Więc… – zaczęłam, ciągle oparta łokciami o blat. Z tej pozycji doskonale mi się obserwowało mijających nas na ulicy przechodniów, ale i to powoli zaczynało być nudne. Założyłam nogę na nogę i pochyliłam się w stronę Sakury. – Ty i Naruto jesteście parą?
        Kunoichi zrobiła się czerwona i uderzyła pięścią w blat tak, że ten o mało się nie rozpadł. Miała dziewczyna siłę. Naruto skulił się na krześle i próbował schować się za brunetem. Nie miałam złych intencji. Po prostu rzadko spotykałam się z ludźmi, a ci dobrze się znali i... wyglądali razem tak słodko. Trudno było nie wyłapać tych spojrzeń blondyna na Haruno.
        Może była to pewna nadinterpretacja z mojej strony, ale drużyna Kakashi’ego tworzyła osobliwy trójkąt uczuciowy. Oczywiście Sasuke – drań – wszystko psuł.
        – No co ty! Ch-chyba… chyba żartujesz! – jęknęła Sakura jakby sama do siebie. – Ja! I ten leń! Ha ha! Też mi coś!
        – Rozumiem – wyszeptałam. Pochyliłam się ponownie nad dziewczyną, patrząc jednocześnie kątem oka na Sasuke obok mnie – Zapomniałam o twojej małej… „obsesji”.
        Sakura ponownie spiekła buraka, ale tym razem zamilkła na dobre. Zerknęła z rozmarzonym uśmiechem w stronę Sasuke kończącego pierwszy ramen. Brunet odstawił miskę, po czym posłał mi zirytowane spojrzenie. Nie miałam pojęcia, co on sobie myślał. Chciał mnie „zapatrzeć” na śmierć? Sam mi tu kazał przyjść!
        Nic mnie już jednak nie dziwiło, wcześniej próbował mnie upolować i zatłuc w naszym wspólnym mieszkaniu.
        – Oho! Koniec zabawy… – zaśmiałam się i zamaszystym ruchem obróciłam się na krześle lądując przodem do barku. Pochyliłam się, przykładając do ust rękę w geście konspiracyjnego szeptu, który i tak był dość słyszalny. – …‘Mroczny Komandos’ patrzy!
        Cała nasza trójka wybuchła śmiechem w reakcji na moją nową ksywkę dla bruneta, który nadal uparcie siedział z kamienną twarzą. Dusza towarzystwa, bez kitu. Blondyn zaczął się uspokajać, ale zaraz potem dostał ataku kaszlu. Sasuke nie uraczył go spojrzeniem, na ślepo uderzając go w plecy tak, że – oczywiście – kaszel ustąpił, ale cios o mało nie złamał Uzumaki’emu kręgosłupa. Chłopak w wyniku siły uderzenia walnął czołem w blat, na którym – całe szczęście – nie było jeszcze podanego ramenu.
        Blondyn podniósł się, potrząsnął głową z widoczną złością, ale cudem powstrzymał się od komentarza, bo oto właśnie przed jego nosem wylądowała gorąca, pełna pyszności miska o znakomitym zapachu. Shinobi błyskawicznie dorwał pałeczki z pojemnika i z prędkością światła zaczął wciągać kluski do ust. Sakura sięgnęła po pałeczki zaraz po nim, rozdzieliła je i zaczęła spokojnie jeść. Dziwne, bo twierdziła wcześniej, że nie jest wcale głodna.
        Ayame spojrzała z wyraźnym zadowoleniem na zachwyt klientów i zabrała brudne miski i pałeczki z lady.
        Sasuke powolnym ruchem sięgnął po drewno, ale pałeczki, które wyciągnął z pudełka, były skrzyżowane z innymi. Mimo to wyjął je i umieścił między nami. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Rozdzieliłam pałeczki i wzięłam dwie dla siebie. Przystąpiłam do jedzenia, z rozbawieniem obserwując pośpiech Naruto.  
        Zauważyłam, że przez jeszcze jeden, ledwo zauważalny moment Sasuke patrzył z czujnością na moją dłoń. Po namyśle zabrał się jednak za swoją porcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy