Zaczęły mi
mięknąć nogi. Byłem zmęczony, obolały i znudzony. Mimo to skupiłem się.
Odparłem kolejny szybki atak kierowany na moją klatkę piersiową, ale zrobiłem
to z trudem. Byłem na nogach od czwartej rano, walczyłem wręcz już ponad
godzinę. Mój przeciwnik zrobił skok w tył, poprawiając rękawiczki na
zaciśniętych rękach, którymi zręcznie atakował, czasem pozbawiając mnie
równowagi. Ja miałem za zadanie bronić się jak najdłużej, osłaniając cel, który
tym razem okazał się… dużym głazem.
To było idiotyczne. Rozumiem – trening
taijutsu. Rozumiem – bez Sharingana. Ale kamień był przesadą.
– No i graliśmy w tą durną grę… – mimo
przeciwności kontynuowałem zdanie, które zacząłem chwilę temu.
Zauważyłem, że shinobi biegnie znów w
moją stronę, więc zrobiłem krok w tył, blokując przedramieniem kop kierowany wprost
na moją twarz nieukazującą jeszcze żadnych emocji.
– …ale to ostatnie pytanie było
niespodziewane…
Złapałem zatrzymaną nogę drugą ręką i
obróciłem się, by z całą siłą rzucić przeciwnikiem o drzewo. Po głośnym okrzyku
bólu dosłyszałem charakterystyczny wybuch dymu, a przede mną – zamiast jounina
w zielonej kamizelce – leżała tylko nieduża kłoda. Obróciłem się o sto
osiemdziesiąt stopni, patrząc jak shinobi wychodzi obolały zza drzewa.
Zauważyłem, że nie ma zamiaru walczyć,
co najwyżej położyć się na trawie, więc wyprostowałem się z pozycji oczekującej
na atak i ciężko opadłem na ziemię.
– …i wtedy ona to swoje „czego szukałeś
w moim pokoju?” – Usłyszałem lekko zasapany głos. Otarłem pot z czoła, do którego
kleiły mi się włosy.
– Ta… – westchnąłem, podnosząc się. Bez
sensu było leżeć cały dzień, a zadyszka powoli mijała. – Skąd wiedziała?
–
Szczerze? Nie mam pojęcia. – Kakashi podrapał się po głowie. – Zresztą… – zmierzył
mnie czujnym wzrokiem. – To nie ważne. Ważne jest to, co jej powiedziałeś.
Spojrzałem w stronę głazu, którego
miałem chronić. Był nietknięty. Gdyby była to osoba, którą miałbym chronić
podczas misji, nie miałaby powodów do narzekań.
– Prawdę. – Wzruszyłem ramionami i
otrzepałem moje spodnie, które niedawno stały się moim najnormalniejszym
ubraniem. Moje stare ciuchy szybko się brudziły, poza tym wyrosłem zarówno z
ich rozmiaru jak i kolorów. Nigdy nie rozstałem się jednak z emblematem klanu
Uchiha – dużym, biało-czerwonym wachlarzem służącym kiedyś do podsycania ognia.
Naszą siłą były jutsu Katon.
Przypomniała mi się ta przeklęta kunoichi.
Obróciłem się, gdy usłyszałem szybkie
tupanie – ktoś biegł w naszą stronę.
Spomiędzy drzew wparowała między nas
Niko, ubrana w swój zwykły strój shinobi, w dziwny sposób przypominający mi
ANBU.
Zignorowałem przybyłą, zrobiłem kilka
kroków i wygodnie usiadłem na trawie, opierając się o pień drzewa.
Wyprostowałem nogi i założyłem ręce na kark. Trenowaliśmy na polanie, na którą
prowadziła żwirowa ścieżka. Drzewa rosły tu gęsto, ograniczając wiatr i wszelki
hałas z centrum wioski.
– On się tak będzie gapić? – zapytała
Niko zirytowanym głosem, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę i wskazując
na mnie palcem.
– Przeszkadza ci to? – uśmiechnął się
Kakashi. Chyba. Wnioskowałem z jego głosu.
– Skąd. – Wzruszyła ramionami. – Co
dzisiaj ćwiczymy?
– Zwykłą walkę wręcz.
– Super. – Niko odwróciła się plecami
do jounina, zrobiła kilka kroków, obróciła się płynnie i stanęła w odpowiedniej
pozycji. Trochę się zdziwiłem, bo jej postawa była… podobna do Rocka Lee, a
jednak inna. Niko stała prościej, jej ręce bardziej ochraniały jej ciało, niż
szykowały się do ataku. Poza tym wyglądała o wiele... poważniej niż Lee.
Przymknąłem oczy widząc, że zerka w
moją stronę. Niech nie myśli, że interesuje mnie jej trening. Potrzebowałem
chwili relaksu i rozrywki, to wszystko.
Kakashi również się przygotował.
– Ty pierwsza – zawołał.
– Nie, ty chodź do mnie! –
kunoichi uśmiechnęła się ironicznie.
– Będziecie tak gadać, czy może
zaczniecie? – westchnąłem z zamkniętymi oczami, usadawiając się wygodniej.
Jounin odwrócił się do mnie i podparł się pod boki, lekko pochylając. Widziałem
go przez zmrużone oczy.
–
Wiesz, czym to grozi, gdy ja z nią zacznę? – zaśmiał się.
Miałem go ostrzec, serio, ale... nie
zdążyłem. Trudno.
Podbiegłam, gdy zauważyłam, że się
zdekoncentrował. Kakashi obrócił się w stronę odgłosu kroków i gdy był już
przodem do mnie, moja pięść była już wbita pod jego klatkę piersiową. Mężczyzna
otworzył szeroko oczy i od siły uderzenia poleciał do tyłu, ryjąc butami w
ziemi i chwiejnie zatrzymując się.
– Tym! – zaśmiałam się, poprawiając
rękawiczkę na użytej ręce, a potem zaraz przystając w gotowej pozycji. Wiadomo
było, że była to podpucha, by mnie sprawdzić. Nawet, gdy zbierał się do kupy,
obserwowałam go kątem oka. Jasne, mogła być to pułapka, ale kimże ja bym była,
nie dając mu szansy na zabawę?
Trzeba było się przygotować.
Rozejrzałam się i znalazłam dogodne miejsce. Jeden symbol i po sprawie.
Kakashi westchnął i podniósł opaskę.
Moje oczy spotkały się z tak zwanym Sharinganem. Cholera, co to miało znaczyć?
Nagle wszyscy mieli magiczne, czerwone oczy, a ja nic o tym nie wiem? I co to
za Kekkei Genkai, skoro ma je osoba spoza klanu? I to w jednym oku, dziwacznie.
Spojrzałam na Sasuke w poszukiwaniu
odpowiedzi, ale on leżał spokojnie z przymkniętymi oczami, udając, że śpi.
Chciałam coś powiedzieć, gdy na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek. Cholera.
Kakashi wykorzystał szansę. Wykonał
kilka pieczęci, a za moimi plecami pojawiły się jego dwa Kage Bunshiny, które natychmiast
pochwyciły mnie za ręce, przytrzymując mnie w miejscu. Na chwilę nastała cisza,
jeden z klonów wyciągnął z torby kunai i przeszył nim mój brzuch, a ja, a
raczej moja postać, zaraz wyparowała z głośnym wybuchem dymu.
Z przyjemnością stwierdzam, że Sasuke
aż otworzył oczy ze zdziwienia.
– Miała to być walka taijutsu! –
zawołałam z drzewa, pod którym siedział. Starszy shinobi odwrócił się w moją
stronę, gdy zeskoczyłam na dół, lądując niedaleko Sasuke. – Więc co to miało
znaczyć z tym ninjutsu? – prychnęłam.
– Ha. Cóż – uśmiechnął się Kakashi. –
Myślałem, że pokażę ci, co się dzieje, gdy się zdezorientujesz przy
przeciwniku… – tu jego głos spoważniał. – …ale jak widzę to była podpucha.
Brawo.
– Nie podlizuj się… – warknęłam, stając
ponownie naprzeciwko jounina. Chodziło o trening, nie popisy. – Walczymy
normalnie, czy znowu masz zamiar oszukiwać?
– Pierwsza opcja.
– Eh... – westchnęłam i ruszyłam na
Kakashi’ego, który z łatwością blokował moje ciosy i kopnięcia.
Miałem problemy z nadążaniem, więc
włączyłem Sharingana. Teraz widziałem to, co Kakashi. To było niesamowite.
Dziewczyna ruszała się dokładnie i szybko. Dawno nikt poza Gaarą czy Lee nie
zmusił mnie do aktywowania mojego Kekkei Genkai w celu zwykłych obserwacji.
Kunoichi nie poddawała się. Uderzała
celnie, nawet gdy jej ruchy były blokowane. Cios prawą ręką, blok lewą,
kopnięcie lewą nogą, Kakashi odskoczył. Hatake tylko się bronił, ale dzięki
Sharinganowi nie sprawiało mu to większych trudności. Poza tym większość jej
ciosów było słabych – bądź co bądź nie była poważnej postury. Uśmiechnąłem się
w lot rozumiejąc jej słabość.
Dziewczyna atakowała zaciekle, prawą
ręką w brzuch, potem szybko obróciła się w prawo, a jounin dostał jej
uniesionym łokciem w szczękę. Odsunął się trochę, ale ciągle był przygotowany.
Prawdopodobnie nie byłoby mu łatwo, gdyby nie miał swego cennego oka.
Inna sprawa, że nie walczył teraz ze
mną, a z tą pseudo-ninja. Możliwe, że nie dawał z siebie wszystkiego w
obawie, że ją zrani. Przyjrzałem się dwójce, marszcząc brwi. Denerwowało mnie,
że jounin walczył wciąż tak sprawnie, nawet po treningu ze mną. Musiałem
poćwiczyć.
Kunoichi otarła pot z czoła i ruszyła
znowu. Zaczęła dla zmyłki lewą ręką, ale i przed tym szarowłosy się uchylił,
potem zrobiła znów obrót, a gdy Kakashi przygotował wysoki blok…
Byłem pewien, że używa drugi raz tej
samej sztuczki.
Niko schyliła się i podcięła Kakashi’ego,
który upadł ciężko na plecy i przekoziołkował w tył, zatrzymując się na
kolanach.
– Nieźle! – przyznał, jakby nie
zauważył swojego upadku.
– Dzięki – odrzuciła dziewczyna. Ich
trening wydawał się inny niż mój. Usiadłem, gdy zorientowałem się, że nic
ciekawego się nie dzieje. Można było powiedzieć, że dobrze się znali. W czasie
walki gratulowali sobie i uśmiechali się do siebie, co tworzyło irytującą
atmosferę. Mimo to Niko nie wiedziała, czym jest Sharingan. To było bez sensu.
Swoją drogą – też nie wiedziałem, skąd Hatake
go ma. Nie byłem w stanie powiedzieć, czemu po prostu nie zapytałem.
Dziewczyna znowu ruszyła, kopiąc, bijąc
i prowadząc shinobi w przód.
– Teraz… zacznę… – zasapał Kakashi. – …już
cię… atakować…
– Czekam! – krzyknęła dziewczyna, kopiąc
go w bok, bo rozmowa go trochę spowolniła. On znów „przejechał” po ziemi i
uderzył plecami o drzewo. Teraz to on ruszył na nią, ona robiła kroki w tył.
Widocznie miał już dość wycierania wszystkiego dookoła swoimi ciuchami, które
zaczęły już zmieniać kolor.
Pomijam fakt, jak beznadziejnie
wyglądał znany jounin obrywający od pyskatej małolaty. Nawet, jeśli dał się jej
powalić dla zabawy.
Niko było coraz ciężej, to było widać.
Nie dość, że była zmęczona, to do atakowania dochodziły jeszcze bloki, a jounin
nie uderzał wcale lekko. Zatrzymała jego cios z prawego sierpowego i odwróciła
wzrok szukając, skąd padnie następny. Nagle cios powtórzył się i Niko dosłownie
odleciała w tył od mocnego uderzenia w brzuch ciężką pięścią Kakashi’ego.
Ten uśmiechnął się i wyprostował, po czym otrzepał ręce mierząc ją czujnym
wzrokiem.
Spojrzałem ukradkiem w jej stronę,
zdziwiony obrotem spraw.
Szatynka leżała brudna i posiniaczona
na ziemi, jej nogi lekko drżały. Nagle zaczęła kaszleć krwią i mimowolnie
wstała na jedno kolano, lewą ręką trzymając obolały brzuch, a drugą
przystawiając do ust.
Wydawało mi się, że walka nie była na
serio, a ona przebiegała ze skrajności w skrajność. Nie była wyrównana, ale nie
miała też zwycięzcy. W co oni grali?
– Świetnie… – warknęła Niko jakby sama
do siebie, po czym wytarła brudną rękę o spodnie, zostawiając na nich kolorowy
ślad.
– Chcesz kontynuować? – zapytał jounin,
udając troskliwy głos. Przypomniało mi to mój pierwszy test z drużyną siódmą.
Kakashi mówił podobnym głosem do Naruto. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Bawił się
z nią. Chciał mi zaprezentować, że kunoichi nie jest całkiem do niczego, a
potem pokazać jej, że musi się jeszcze wiele nauczyć, jeśli ma kiedyś dojść do
jego poziomu.
– Heh… nie jest taka dobra… – nagle
zorientowałem się, że wyszeptałem to na głos i nie tylko Kakashi usłyszał tę
uwagę. Niko już stała w pozycji do walki, jounin też przyjął podobną. Dziewczyna
ponownie poprawiła rękawiczkę i podbiegła do szarowłosego. Ten już miał znów ją
uderzyć, gdy Niko zrobiła krok w tył, totalnie go dezorientując.
Oglądałem to z boku, więc widziałem
każdy jej ruch. Jednak cofnięcie się o krok prosto z szybkiego biegu i dla mnie
było czymś trudnym.
Kakashi zachwiał się, gdy jego prawa
ręka uderzyła w powietrze. Niko szybko go za nią złapała i korzystając z okazji
kopnęła go z dużym rozmachem. Nie było to uderzenie trafne, bo jounin zdążył
się obrócić i zablokować to, jednak dziewczyna zyskała trochę czasu. Zrobiła
kilka ruchów naprzód podążając za przeciwnikiem i boksowała się z nim przez
chwilę, gdy mój Sharingan spostrzegł, że kunoichi znów próbuje zaatakować z
obrotu. Hatake odsunął się i przygotował, aby złapać lecącą w jego kierunku
nogę, lecz ta uderzyła w ziemię. Szarowłosy otworzył szeroko oczy i zrobił
kolejny krok w tył, gdy obaj zrozumieliśmy, co robi jego podopieczna.
Kunoichi nie atakowała prawą nogą,
tylko okręcała się, aby wykonać uderzenie lewą. Jej prawa stopa uderzyła o
ziemię zaraz przed jouninem, a lewa noga poszybowała w górę i odrzuciła Kakashi’ego
daleko w tył, na stare drzewo. Wyglądał, jakby go zamroczyło, ale mimo to
odsunął się od drzewa i ciężko wstał. Zrobił krok naprzód, ale Niko już była
przy nim. Jego plecy znowu spotkały się z korą, w ręce Niko zabłyszczał nóż,
który przystawiła mu do osłoniętego maską gardła. Wolną ręką zasłoniła mu
Sharingana opaską.
To był koniec. Przez chwilę wahałem
się, czy mu pomóc. Niko mogłaby go spokojnie teraz zabić, mężczyzna wydawał się
bezbronny, a ja o niej nic nie wiedziałem. Mogła być szpiegiem, skrytobójczynią
czy coś...
– Nie marnujesz czasu. Dobrze –
pochwalił ją. – Nigdy nie dawaj przeciwnikowi chwili na obmyślenie planu lub
otrząśniecie się z szoku – wyrecytował dumnie, machając palcem, ale nikt go już
nie słuchał. Niko odeszła zadowolona, nadal ciężko oddychając, zakręciła kunai’em
na palcu i schowała go do kabury przy prawym udzie. – Nieźle ci poszło –
westchnął szarowłosy, masując sobie pod kamizelką obolałe miejsce – bez
wątpienia, Niko nosiła dość ciężkie buty. To miało za zadanie nadrobić jej brak
siły, jak sądzę.
– Nieźle… – powtórzyła
beznamiętnie kunoichi. – …jak na dziewczynę, tak?
– Nie – uśmiechnął się Kakashi, kładąc
jej rękę na ramieniu. – Jak na chuunina.
Niko wzruszyła ramieniem zrzucając jego
rękę i przeczesała sobie włosy palcami. Mężczyzna lekko się zachmurzył.
– Przegrałeś – powiedziałem, a zmęczona
dwójka jakby dopiero wtedy mnie spostrzegła. Niko odwróciła ode mnie wzrok, co
oczywiście zauważyłem, ale się tym nie przejąłem.
– Ech. To nie ważne czy się przegra,
czy wygra! Ważne jest to, czego się nauczysz! – Jounin zaśmiał się tak, jak
tylko on potrafi. – Z porażek trzeba wyciągać nauki, a ja nie przegrałem,
tylko… ten, no… testowałem cię, Niko. – Spojrzał na zirytowaną kunoichi. Jej
zielone oczy błyszczały niebezpiecznie. – No to ja… spadam!
Mężczyzna zniknął w kłębie dymu. Wymieniłem
się z Niko pobłażliwym spojrzeniem.Byliśmy tak brudni, że wstyd było nam iść
przez Konohę, ale tak zmęczeni, że nie chciało nam się biec po dachach.
Odpoczęliśmy trochę – głównie Niko, która wzięła ze sobą butelkę czystej wody,
którą się podzieliliśmy. Siedzieliśmy w lesie sami, nie było słychać nic oprócz
szumu liści i śpiewu ptaków.
Od wczorajszej „gry” nie rozmawialiśmy
ze sobą. Można było powiedzieć, że dowiedzieliśmy się o sobie aż za dużo. Mało
tego – unikaliśmy nawet swojego wzroku. Po kilku minutach szatynka wstała,
wyrwała mi pustą butelkę z dłoni i ruszyła w stronę domu.
Również się podniosłem, dogoniłem ją
(szła wolno, nadal zmęczona) i szliśmy tak do apartamentu: w milczeniu.
W takiej atmosferze tam też dotarliśmy.
Zdziwiło mnie trochę, że dziewczyna milczała. Nie kłóciła się ze mną, nie
paplała głupot i nie chwaliła się wynikiem treningu. Poszła prosto do swojego
pokoju. Co dalej robiła – nie słyszałem, więc poszedłem do siebie, wziąłem
potrzebne rzeczy i wszedłem do łazienki.
Zamrugałem kilkakrotnie. I jeszcze raz.
Spotkałem wściekłe zielone oczy, a dziewczyna w samej bieliźnie skoczyła na
mnie i krzyknęła:
– Wyjdź!
Zrobiłem krok w tył, a drzwi
zatrzasnęły się przed moim nosem.
Westchnąłem głęboko, czując zbliżającą
się migrenę.
Położyłem ubrania na łóżku i rozłożyłem
się obok nich. Zamknąłem oczy przysłaniając twarz ręką. Łazienka łącząca
pokoje. Beznadziejny pomysł.
Westchnąłem ponownie. Przyłapałem się
na tym, że został mi w głowie obrazek, który widziałem przed chwilą. Długie,
brązowe włosy, zgrabne nogi, opalona skóra…
Fotograficzna pamięć była
przekleństwem, ale... jakoś teraz mi ona nie przeszkadzała.
Hn, co mnie opętało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz