30 lipca 2007

Rozdział VII - "Pytania"


Czemu byłam dla niego taka miła? Cały czas się nad tym zastanawiałam. Przy nim coraz częściej gryzłam się w język, starałam się zachowywać poważniej i go nie urazić. Dlaczego? Może dlatego, że dotąd byłam samotna. Nie byłam do końca pewna, co powinnam robić i jak się zachowywać w stosunku do rówieśników, więc wszystko robiłam instynktownie. Mimo że moja intuicja kazała mi umocować się w pewnej hierarchii shinobi w wiosce, radziła mi też zachować czujność co do obcych. Uchiha, jakby nie patrzeć, był właśnie obcym.  
             Z natury byłam nieufna. Byłam jak dziki kot. Podchodziłam ofiarę, zachowywałam się naturalnie, aby wiedzieć, z kim mam do czynienia. Potem oceniałam poziom wyzwania sobie stawianego oraz stosunek, jaki obiorę do danego człowieka. Z Sasuke nie było inaczej. Zrobiłam pierwszy ruch i przy naszym pierwszym spotkaniu zachowałam się zuchwale, aby przetestować go, zobaczyć, na jak wiele mogę sobie pozwolić. Ale coś mi przeszkodziło w wystawieniu „diagnozy”. Jego oczy. Jego czerwone oczy patrzące na mnie z wysoka, niczym bestia przyczajona w krzakach i gotowa do ataku. Obrałam pozycję obronną i postanowiłam go obserwować, co jakiś czas stwarzając okazję do konfrontacji.  
             Pierwszą była kartka i śniadanie. Nie oczekiwałam, że mi podziękuje. Ale on o tym nawet nie wspomniał. Potem ramen. Zero komentarzy. Przyznał, że mnie zna, ale do dalszych wniosków Sakura i Naruto dochodzili sami. Z różnymi efektami. Teraz była trzecia okazja, być może ostatnia, aby zweryfikować, jakie nastawienie będę miała do niego i jakie będą nasze kontakty. By nie były niewygodne, nie paraliżowały mnie. To dobre słowo.  
       Nie chciałam się przyznać, że się bałam, bo strach był oznaką słabości. Nie byłam słaba i dobrze o tym wiedziałam, jednak każdą przeszkodę i mały „lęk” na swojej drodze usiłowałam zwalczyć, póki nie stał się czymś gorszym. Fobią.  
             Musiałam postąpić szybko, ale ostrożnie. To miał być ostatni krok. Szansa na postanowienia o naszych relacjach, zdobycie wiadomości o nim i jego zaufania.  
             Nie chciałam spędzać więcej czasu w samotności zastanawiając się, na czym stoję, czy moje otoczenie jest bezpieczne. Czy warto się ustatkować tu i teraz, czy lepiej poczekać z decyzją i potem nie żałować. Uśmiechnęłam się lekko, gdy prosty i skuteczny pomysł wpadł mi do głowy.  
             – Na co masz ochotę? – zapytałam wesoło chłopaka idącego za mną do kuchni.  
             – Hn… wszystko jedno. Co potrafisz przyrządzić? – zapytał, rozsiadając się na kanapie.  
             – Wszystko – zaśmiałam się. – No to zrobię to, co ja lubię.  
             – Hn…  
             – Dobra. – Zakasałam rękawy i zaczęłam wyjmować z lodówki potrzebne rzeczy. Sasuke wstał jednak, gdy na ladzie wylądowała świeża pierś z kurczaka. Wyczułam po jego chakrze, że nadchodzi, beznamiętnie patrząc na składniki. – Jeśli chcesz, możesz pomóc.  
             – Nie umiem gotować – odwarknął. Chyba trudno było mu przyznać, że czegoś nie potrafi. I bardzo dobrze, był to spory wstyd. To jak on do tej pory funkcjonował?
             Ja umiem. Podwiń rękawy, nie chcemy przecież zniszczyć twojej wspaniałej koszuli. – Sasuke tak zrobił. – Robimy kurczaka z warzywami? – upewnił się. Uśmiechnęłam się pod nosem, przeszukując szafki. Nie wiedziałam, gdzie co było, bo nie było to moje mieszkanie, jednak w każdej kuchni mogłam wywnioskować, gdzie co się znajduje. Tu wszystko było praktycznie ułożone i pod ręką, w idealnym porządku. Normalnie pomyślałabym, że Sasuke jest pedantem, którego warto trzymać u boku do sprzątania po moich kuchennych ekscesach. Niestety wychodziło na to, że porządek spowodowany był jego sporadycznym używaniem kuchni. Mięso ułożyłam na desce, którą postawiłam przed brunetem, podając mu nóż. Jego sprawa, czy był ostry. – Pokrój kurczaka w paski – rzuciłam i zajęłam się obieraniem pieczarek. Uchiha robił, co mu kazałam i kątem oka obserwował, jak posługuję się nożami. Nie było to moje hobby, jak Tenten, ale miałam z nimi wiele do czynienia. Na przykład na polu walki.
            Sprawiało mi to niemałą przyjemność. Kiedy próbowałam gotować z Anko, zadawała mi mnóstwo pytań i wpychała nos do garnka. Sasuke na pewno nie czuł się dobrze w roli podwładnego, ale nic nie mogłam na to poradzić.  
             – Dobrze – pochwaliłam go. – Umyj i pokrój kalafior. – Rzuciłam mu główkę warzywa. On ją na szczęście złapał, ale przed wypełnieniem rozkazu uniósł brew patrząc się na mnie przez chwilę, oczywiście na końcu przemyśleń dodając „hn”.  
             Gdy on zajmował się kalafiorem, ja wstawiłam na gaz duży garnek osolonej wody, kolejno podsuwając pod nos Uchihy kolejne warzywa do pokrojenia, które następnie lądowały w garnku. Sama zajęłam się najtrudniejszym, czyli obieraniem krewetek. Po parunastu minutach wszystko było gotowe, a dookoła nas unosił się już znajomy zapach smakowitego wywaru.
             – Nieźle – przyznałam, a Sasuke tylko kiwnął głową. – Przygotuj cztery miseczki średniej wielkości, jedną dużą miskę i dwa talerze.  
             – Hn… – mruknął Uchiha. Gdy wywar się zagotował, zmniejszyłam gaz i wrzucałam do niego na jakiś czas kolejno: krewetki, różyczki kalafiora, pieczarki i mięso. Sasuke w tym czasie pilnował gotującego się ryżu. Wyjmowałam składniki, Uchiha podawał mi miseczkę, a napełnioną kładł na zastawionym stole.  
             Po całym zamieszaniu z dumą popatrzyliśmy na klasycznie nakryty stół z dużą miską parującego ryż, czterema miskami dodatków oraz sosjerki z wykorzystanym bulionem. Wszystko razem tak cudownie pachniało, że nawet Sasuke nie mógł się powstrzymać, tylko wciągnął powietrze nosem. Zanim się obejrzałam, już siedzieliśmy przy stole.  
             – No to smacznego! – westchnęłam wesoło, składając ręce z pałeczkami. Zaczęliśmy jeść. Jedzenie było pyszne, musiałam przyznać bez przesadnej skromności. – Najlepiej smakuje, gdy się samemu przyrządza, nie? – zapytałam, popijając kurczaka zimną wodą. Musiałam sobie zapisać, by przy następnych zakupach kupić herbatę.  
             Zastanawiałam się, czy w innych domach też to tak wyglądało. Odkąd się tu wprowadziłam, to ja zajmowałam się gotowaniem i zakupami, ale pewnie w większości rodzin robiła to pani domu. Mogłam się za taką uważać? Spojrzałam na Sasuke. Zastanawiało mnie, gdzie jest jego rodzina. Byli na jakiejś ultra-długiej misji? Do mojej przeprowadzki na pewno radził sobie gorzej, co wnioskowałam z nikłej zawartości lodówki, którą zastałam w apartamencie. Cóż, przynajmniej w przeciwieństwie do Anko sam prał sobie ubrania i sprzątał.  
       – Nie samemu. – Uchiha podniósł wzrok z nad talerza. Nasze spojrzenia się spotkały. Znowu.              Patrzyliśmy tak na siebie, każde z nas zatopione w swoich własnych myślach, aż nagle oboje, mimowolnie, razem westchnęliśmy, zrezygnowani.  
             Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. I znowu nastała cisza. Odwróciłam wzrok, wyglądając za okno. Nadal nie nadchodziła noc, a deszcz nie ustępował. Póki nie była to burza, całkiem lubiłam deszcz, choć zawsze w taką pogodę chciało mi się spać. Jednak nie dzisiaj. Uchiha poszedł za moim wzrokiem i westchnął. Głośno odłożył pałeczki na talerz, co nas oboje sprowadziło na ziemię. 
             – Mam pomysł – powiedziałam głośno, wstając od stołu i chwytając swój talerz.  
             – Hm?  
             – Opowiem ci przy zmywaniu.  
             Pomysł był prosty, ale praktyczny. Pogoda była nieciekawa, oboje nie mieliśmy co robić, a na dodatek – robiło się zimno. Według kalendarza nadchodziło lato, ale wiosenna pogoda zaskakiwała. Przy zmywaniu i parzeniu herbaty – niezbyt dobrej – wytłumaczyłam Sasuke, w co bawiłam się ze swoją stara grupą, co... nie do końca było prawdą, bo tylko z jedną osobą. Zasady wyglądały prosto. Ustalało się liczbę pytań, np. pięć. Pierwsza osoba zadawała dowolne pytanie dowolnej osobie. Jeśli grały tylko dwie osoby – wiadomo, której. Na pytanie musiała być udzielona konkretna i szczera odpowiedź, która zawierała się w jednym zdaniu, ale nie jednym słowie. Ostatnia reguła, jak sądzę, została wymyślona, aby uniknąć zdawkowych odpowiedzi lub długich opowiadań.  
             
             Zgoda? – zapytała mnie w końcu, łapiąc gorący kubek i biorąc małego łyka. Namyślałem się przez chwilę, ale… szczerze mówiąc nie miałem przed swoją nową partnerką żadnych tajemnic do ukrycia. Hn, to znaczy ciekawych spraw. Nie byliśmy tak blisko, by wiedziała o mnie wszystko.  
             – Jasne, może być. Czego się nie robi, aby zabić czas… – mruknąłem pod nosem, na co Niko zareagowała tak jak zwykle. Swoją drogą, był to świetny pretekst, by się czegoś o niej dowiedzieć. I to ona sama zaproponowała taką zabawę, co wszystko uproszczało. 
             – Panie mają pierwszeństwo, więc zacznę – powiedziała kunoichi, usadawiając się na jednym końcu kanapy z kubkiem w ręku i z nogami podkulonymi pod siebie. Usiadłem jak najdalej się dało, a kubek postawiłem na ziemi, by się poparzyć. Kunoichi gorąco zdawało się nie przeszkadzać. – Zero komentarzy na temat pytań, wyjść z gry, przekleństw i śmiechów, choć o to ostatnie cię nie podejrzewam. – Zmierzyła mnie rozbawionym wzrokiem. Ja odpowiedziałem uśmieszkiem, rozsiadając się wygodniej.
             – Zaczynaj, kobieto – ponagliłem ją. – Na ile pytań „gramy”?  
             – A ile potrzebujesz?  
             – Trzy wystarczą – odpowiedziałem szybko.
             – Ooo… widzę, że nie masz nic do ukrycia – mruknęła pod nosem. – Zaczynam.  
             Wzięła głęboki wdech, ja sięgnąłem po herbatę i spokojnie czekałem na pytanie. O co mogła spytać? To nie było ważne. Raczej nie miała szans zwalić mnie z nóg swoją wścibskością. W końcu byłem do tej pory w grupie z dwoma najbardziej gadatliwymi shinobi w wiosce.  
             – Czemu czasami masz takie dziwne, czerwone oczy? – zapytała prosto z mostu.
             Omal się nie roześmiałem, serio. To ją tak bardzo interesowało? Mogła wymyślić coś ciekawszego. Nie sądziłem, że zaczyna grę bez powodu, bez przygotowanych zagadnień, o które chce się spytać. Cóż, chyba ją przeceniłem. Pomijając fakt, że mogła sprawdzić informacje o moim Kekkei Genkai w każdej bibliotece.  
             – Jest to Sharingan, czyli Kekkei Genkai klanu Uchiha, dzięki któremu podczas walki o wiele lepiej widzę i wyłapuję ruchy przeciwnika. – Na twarzy Niko przez chwilę malowało się zaskoczenie, a jednocześnie ulga. Dziwna dziewczyna.
             – O. Rozumiem… Trochę długa ta odpowiedź, ale póki jest jedno-zdaniowa, to się nie czepiam. Twoja kolej.
             – Dlaczego Kakashi pokazuje ci Katony? – zapytałem, odwracając głowę w stronę ściany i starając się, by wymawiane przeze mnie pytanie zdawało się wcale mnie nie obchodzić. Niko uniosła brew i odpowiedziała szybko.  
             – Katon to moje ulubione ninjutsu, znam około kilkunastu technik – uśmiechnęła się z wyższością. Zanotowałem w głowie uzyskaną informację i wykonałem nieokreślony ruch głową w górę, nakazujący jej kontynuować.  
             – Mhm… – westchnęła, rozumiejąc gest. – Skoro mieszkasz sam, to gdzie jest twoja rodzina, twój „wspaniały” klan?  
             W pokoju zapanowała cisza, która niemal kłuła w uszy. Zmarszczyłem brwi, zaciskając rękę na ciepłym kubku. Moim pierwszym odruchem była wściekłość na ton, w jakim powiedziała słowo „wspaniały”. Czy ona się ze mnie śmiała? Czy nie wiedziała, co się stało z moją rodziną?
             To było nie do pomyślenia. Żyłem pod jednym dachem z kimś, kto nie wiedział o tragedii mojego klanu. Mało tego – nawet nie wysilił się, by zapytać dowolnej osoby, bo i tak wszyscy wiedzą, co stało się prawie dziewięć lat temu.
             Szatynka zmrużyła oczy i wzięła łyk herbaty, nie spuszczając ze mnie wzroku. Już chciała mnie w swoim energicznym stylu popędzić, gdy ja sam się odezwałem.  
             – Nie mogłaś zapytać kogoś innego, tylko czekać taki czas i pytać mnie samego? – zapytałem cicho, nie spuszczając oczu ze ściany. Tak na prawdę obserwowałem ją kątem oka. Shinobi już tak mieli.  
             – Chciałam dowiedzieć się u źródła zamiast cię szpiegować lub obgadywać. Nie sądzisz, że to miłe pytać się głównego zainteresowanego? – zapytała ironicznie, przechylając głowę w bok, ale ja nadal na nią nie spojrzałem. Zachmurzyła się. – Poza tym nie usłyszałam odpowiedzi, a zasady przedstawiłam ci chyba jasno.  
             – Gdy miałem osiem lat, cały klan Uchiha za wyjątkiem mnie samego został brutalnie wymordowany przez mojego starszego brata – wyrecytowałem beznamiętnie, w końcu przenosząc wzrok na kunoichi, która otworzyła szeroko oczy. Zgasiłem ją ni to smutnym, ni to wściekłym wzrokiem. Teraz to ona ścisnęła filiżankę, aż sama popatrzyła na swoje ręce, analizując to, co usłyszała. – Zadowolona? – uniosłem brew z przekąsem i wziąłem kolejny łyk herbaty. Dawno o tym nie mówiłem. Rozmawianie o tym nie miało sensu. Wolałem działać.  
             – To jest twoje drugie pytanie? – Niko znowu podniosła twarz, która magicznie doszła do siebie po szoku. Jej głos był gładki i wyważony. Potrząsnąłem głową. – Więc nie odpowiem – uśmiechnęła się, choć ja doskonale wiedziałem, że trochę się zdenerwowała. Wzięła kolejny łyk napoju.  
             – Kto do tej pory uczył cię w Konoha? – wypowiedziałem „prawdziwe” drugie pytanie.  
             – Mehojo Satoshi, Mitarashi Anko, Shizune, Tsunade, Hatake Kakashi. – Wypowiadając ostatnie nazwisko lekko uśmiechnęła się, nie wiedziałem, czemu. Pierwszego jounina nie znałem i jakoś nie paliłem się, by sprawdzać, kim on był. Brzmiał normalnie. Nie znałem tego klanu.
             – Mhm… – mruknąłem. – Teraz ty – powiedziałem szorstko, a potem uniosłem brwi, gdy zobaczyłem, że kunoichi pochyla się i odstawia kubek herbaty na ziemi.  
             Niko nie unosząc głowy sparaliżowała mnie wzrokiem, który widziałem u niej przy naszym pierwszym spotkaniu. Z pozycji klęczącej przeniosła się na podpartą na rękach, a jej twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mnie, rozpartego na kanapie. Jej zielone oczy wgapiały się na mnie, jej brwi były zmarszczone, a niesforne kosmyki wymykały się z kucyka, przysłaniając część jej twarzy. Przełknąłem ślinę i otworzyłem lekko usta, gdy usłyszałem wyszeptane trzecie pytanie kunoichi:  
             – Czego do jasnej cholery szukałeś w moim pokoju...? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy