- - - - - 31.12.2017 01:01@każdy czekający: - - - - -
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU!
Notka jest napisana w około 90%, został finał i epilog (jeszcze się zastanawiam w jakiej formie go opublikować).
Byście już nie musiały/li pytać - kończę semestr 25.01. Do 18.02 mam ferie. W tym czasie ukaże się ostatni rozdział.
Przepraszam że tak się wlokę, strasznie źle mi się pisze i nie chcę opublikować byle czego. Mam nadzieję, że mimo skandalicznego tempa będziecie zadowoleni.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze!
Leitha
Ps. Jeśli ktoś ma bloga na Onecie i się nie skapnął - blogi znikają z końcem stycznia 2018. W związku z tym po publikacji epilogu wszystkie notki, poprawione czy nie, znajdą się w archiwum na Blogspocie.
- - - - - 12-12-2016 01:48 @każdy czekający: - - - - -
- Nastały wakacje, rozleniwiłam się, a mój wypasiony komputer został przez mojego brata podkręcony do jeszcze większej wydajności i... się spalił. Naprawiano go na gwarancji aż do września. Projekt dyplomowy robiłam w sierpniu (chorując... już nie będę opowiadać), zestresowana najbardziej w życiu, na komputerze pożyczonym od koleżanki.
Brzmi to jak hiszpańska żałosna telenowela, ale wierzcie mi - chciałabym, by choć część z tego było nieprawdą. Niestety moje sławne szczęście się skończyło i jestem chodzącym wrakiem :)
#koniecsmutnychhistorii
Powoli tracę nadzieję. Przez głowę przelatuje mi masa myśli - zgubiliśmy się? Pomyliłam kierunki? Karin przeciwstawiła się jakoś jutsu Sasuke i dała nam fałszywe wskazówki?
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU!
Notka jest napisana w około 90%, został finał i epilog (jeszcze się zastanawiam w jakiej formie go opublikować).
Byście już nie musiały/li pytać - kończę semestr 25.01. Do 18.02 mam ferie. W tym czasie ukaże się ostatni rozdział.
Przepraszam że tak się wlokę, strasznie źle mi się pisze i nie chcę opublikować byle czego. Mam nadzieję, że mimo skandalicznego tempa będziecie zadowoleni.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze!
Leitha
Ps. Jeśli ktoś ma bloga na Onecie i się nie skapnął - blogi znikają z końcem stycznia 2018. W związku z tym po publikacji epilogu wszystkie notki, poprawione czy nie, znajdą się w archiwum na Blogspocie.
- - - - - 12-12-2016 01:48 @każdy czekający: - - - - -
Przepraszam, że ponownie Was zawodzę, a moje obietnice brzmią tak pusto. Już tłumaczę sytuację (pustkę na obu blogach):
- W czerwcu miałam bronić dyplom, niestety mój komputer został zainfekowany wirusem typu Ransomware (Cerber), który szyfruje pliki, a hakerzy kontaktują się i żądają zapłaty za ich odblokowanie. Nie zapłaciłam ruskom, antywirusy też pozostały bezradne, więc straciłam początek notki, notatki, dokumenty, pliki, zdjęcia, pamiątki, rysunki, aż po zapisy gier. Każdy pisarz wie jakie to świetne uczucie pisać scenę która wydawała się OK (choć nie pamięta się jej dokładnie słowo w słowo) jeszcze raz... i gdy nie brzmi ona już tak jak trzeba. Masakra. Motywacja spada łeb na szyję.
- Brak plików zniszczył moje marzenia o obronie w czerwcu, spowolnił moją pracę, ale póki promotorka była w Warszawie, dziubałam projekt z zamiarem pisania notki dopiero w prawdziwe wakacje.
- Wrzesień przepłakałam na różne tematy, od niesprawiedliwej oceny dyplomu, problemów zdrowotnych, po rodzinne, i zanim się spostrzegłam - nie dostałam się na studia stacjonarne, więc by kontynuować swą edukację w niezmienionej formie podpisałam pakt z diabłem i zobowiązałam się do płacenia kosmicznego - jak dla mnie - czesnego.
- Niezależna i dumna jak zwykle, odtrąciłam wszelkie oferty pomocy, przyjmując na plecy 100% obowiązującego na studiach curriculum (z czego spora część to projekty zespołowe, za które czuję się 200x bardziej odpowiedzialna) oraz dodatkowo masę płatnych korepetycji, na które dojeżdżam w mrozie komunikacją miejską (zakorkowana Warszawka) i haruję jak wół, wracając czasem do domu wycieńczona po 11 godzinach i nie mając czasu nic zjeść w ciągu dnia, a co dopiero pisać.
Brzmi to jak hiszpańska żałosna telenowela, ale wierzcie mi - chciałabym, by choć część z tego było nieprawdą. Niestety moje sławne szczęście się skończyło i jestem chodzącym wrakiem :)
Proszę Was więc o wyrozumiałość, obiecuję że końcowy rozdział pojawi się. Będzie długi i epicki. Będziecie zadowoleni. Dajcie mi jednak trochę czasu, bo to już nie jest kwestia "nie pospieszać bo wyjdzie śmieć" a już naprawdę "99% czasu nie pamiętam że mam bloga i czym w ogóle jest Naruto ani jak mam na imię".
Nie wiem, kiedy będę pisać - czy w święta (krótkie, chujowe?), czy ferie (ugh, sesja?) czy na emeryturze. Trzymajcie za mnie kciuki i nie dopytujcie o daty bo będę musiała strzelać (kłamać). A tego nie chcemy!
Całuję,
Leitha
Powoli tracę nadzieję. Przez głowę przelatuje mi masa myśli - zgubiliśmy się? Pomyliłam kierunki? Karin przeciwstawiła się jakoś jutsu Sasuke i dała nam fałszywe wskazówki?
Przedzieramy się
przez las od kilku godzin. Minęliśmy już wszystkie znane nam znaki i punkty
charakterystyczne. Mimo to na horyzoncie nie widać kryjówki Orochimaru.
Zgubiliśmy się. To oficjalne. We wrogim kraju. Bez mapy. Nie to, że
spodziewałabym się jakiekolwiek zaznaczenia tajnej bazy.Ale jednak: przesrane.
Dopiero gdy
przystaję, opierając się posępnie biodrem o drzewo, a Sasuke zatrzymuje się
obok mnie, posyłając mi - zza cudzej twarzy - zirytowane spojrzenie, jestem w
stanie dosłyszeć wysoki dźwięk. Unoszę rękę bez słowa, wsłuchując się w odległy
świst. Towarzyszy mu dziwny rytm, niczym kapiąca woda.
Rozglądamy się
uważnie. Uchiha przestępuje kilka kroków w obcej postaci, w którą zmienił się
kilka kilometrów temu, spoglądając z czujnością w dal. Po chwili wskazuje
palcem kierunek. Tuż przy ziemi, przy rozrzedzonej grupie drzew, gdzie mech
miesza się z trawą i błotem po topniejącym śniegu… ruch. Podmuchy powietrza.
Podczas gdy igły na drzewach dookoła nasłuchują jak my - nieruchomo.
Jaskinia. Z
niewidocznym wejściem w dziurze. Typowa kryjówka dla ohydnego węża.
Zeskakujemy
zgodnie w uformowaną ludzką ręką przepaść, dostrzegając bez problemu
zardzewiałe drzwi z zasuwą. Usuwam z twarzy ostatnie ślady znużenia i
zmęczenia, gotowa udawać, że trafiliśmy do bazy bez większego problemu.
Nie mam pojęcia,
co mamy powiedzieć. Karin twierdziła, że nie posługują się hasłem. Co jednak,
jeśli witają się w pewien konkretny sposób? Jeśli przed wejściem trzeba coś
zrobić?
Na szczęście -
albo nie - zanim jestem w stanie przekazać moje wątpliwości stąpającemu obok
mnie partnerowi, zasuwa w drzwiach ujawnia parę ciemnych, wrogich oczu.
- Spóźniliście
się - warczy strażnik. Uśmiecham się szeroko, a Uchiha obok mnie podpiera się
nonszalancko pod bok.
- Mieliśmy małe
problemy. Ale to nie twoja sprawa. Z drogi - warczy shinobi obcym głosem.
Wygląda na absolutnie pewnego siebie. W tym momencie wszelkie wątpliwości, czy
miałam dobry pomysł, odchodzą w niepamięć. Nawet, jeśli musiałam go bronić cały
ranek, a Sasuke nie chciał na niego przystać do ostatniego momentu. Dumny
dupek.
Jestem jednak o
wiele lepsza w czytaniu i rozumieniu ludzi. Znam też swoje i jego limity w grze
aktorskiej.
Zasuwa wraca na
swoje miejsce, a zza drzwi dobiega nas wielokrotny metaliczny dźwięk nieznanych
mi mechanizmów. Po chwili kryjówka stoi przed nami otworem, a strażnik w
drzwiach ma minę, jakby ktoś kazał mu zjeść karalucha.
Uchiha wchodzi
pierwszy, nie godząc wartownika nawet jednym spojrzeniem. Zdejmuję kaptur i
powstrzymuję chęć poprawienia włosów wchodzących mi w oczy. Uśmiecham się
zuchwale do strażnika, rozglądając się otwarcie. Po kilkunastu krokach
znajdujemy się sami w słabo oświetlonym korytarzu. W reakcji na ciemność Uchiha
poprawia okulary na nosie. Wyrównuję z nim kroku w samą porę, by usłyszeć, co
szepcze z rozbawieniem pod nosem.
- Idioci.
W chwili
wytchnienia odgarniam białe kołtuny spadające mi na czoło. Rozmasowuję też
sobie kark. Przez większą część drogi to Sasuke niósł dla mnie ogromny miecz
Suigetsu, ale przez ostatnią godzinę jego ciężar spoczywał - dosłownie - na
moich barkach.
- Najgorsze
przed nami - oświadczam cicho, dopatrując się pierwszych rozwidleń w tunelu. -
Będziesz musiał mnie czasami uderzyć, gdy palnę coś durnego. By wyglądać
wiarygodnie.
Sasuke unosi
kobiecą brew. Jego kroki stukają równomiernie, niosąc się echem. Całe
szczęście, że nie wczuł się w rolę na tyle, by kołysać biodrami, bo umarłabym
chyba ze śmiechu.
- Nie będę miał
z tym problemu.
- Ani z
udawaniem Karin, zdaje się - prycham. Przejeżdżam językiem po ostrych zębach. -
Sui wspominał, że jest przemądrzałą suką.
Odpowiedź
zamiera na jego ustach przez nagłe światło, choć nawet za szkłami okularów
widzę w jego oczach iskrę irytacji. Ale i zaciekawienia.
Dziwne uczucie.
Twarz kobiety, ale wnętrze nadal to samo.
Zatrzymujemy się
na chwilę, niezdecydowani. Baza zdaje się pusta. Musimy zdecydować, czy iść na
lewo, czy na prawo. I jak nie wyjść na podejrzanych.
Zbyt długie
zastanawianie się też nie zda egzaminu. Mimo że jesteśmy sami, czuję na sobie
wzrok kamiennych ścian. Ciągnę mojego partnera delikatnie za ramię, kierując
swoje kroki w lewy korytarz.
Dopiero teraz
dociera do mnie, jak słabo przesłuchałam Karin. Nie wiemy nic na temat tego,
czego mamy się spodziewać. Gdzie co jest. Gdzie mamy iść. Możemy wpaść na
samego Orochimaru i nie mieć mu nic do powiedzenia.
Każdy kamień
udekorowany jest prostym, monotonnym wzorem. Mimo temperatury na zewnątrz, w
bazie jest ciepło i duszno. Mijamy szereg jednakowych drzwi, prowadzących,
prawdopodobnie, do niewielkich pomieszczeń. Sypialni? Laboratoriów? Nie mogę
być pewna. A ostentacyjne wejście bez zaproszenia do złej komnaty będzie jak
wielka neonowa strzałka wskazująca, że jesteśmy szpiegami.
Wzdycham
wewnętrznie z ulgą, gdy zanim korytarz kończy się nam przed nosem, przedostatnie
drzwi na lewo otwierają się, a naprzeciw nam wychodzi dość młody, białowłosy
mężczyzna. Na nasz widok unosi brew.
- Po co wy
tutaj?
Zamieram,
przełykając ślinę. To tyle jeśli chodzi o ulgę. Na takie pytanie nie ma dobrej
odpowiedzi. Nie wiemy nawet, jak się do niego zwrócić. Jak wysoko jest w
hierarchii. Jego strój niczego nie wskazuje. Możemy przyznać się do niewiedzy
albo go zaatakować. Nie mam pojęcia, co robić.
Mam nadzieję, że
moja głupia mina wpisuje się w kanon wyglądu Suigetsu.
Nagle Uchiha
robi krok do przodu, machając na mnie pogardliwie ręką, by odciągnąć wzrok
faceta od mojej twarzy.
- Kabuto - wita
się oschle. - Wykonaliśmy zlecenie. Mamy dla Orochimaru-sama dokumenty, o które
prosił. - Powstrzymuję chęć, by wrzeszczeć z frustracji. Skąd Uchiha wie, jak
ten facet się nazywa?!
- Więc czemu
paradowaliście do prywatnych kwater, zamiast od razu do niego iść? - prycha
niejaki Kabuto, mijając nas w pośpiechu. Podążamy za nim, cofając się do
głównego korytarza. Za jego plecami unoszę wysoko brwi w niedowierzaniu, ale
Sasuke nawet na mnie nie patrzy, skupiony na odgrywaniu roli superbohatera.
Albo superbohaterki.
- Suigetsu
marudził, że boli go ręka – odpowiada bez zawahania Uchiha. Jego głos ocieka
jadem. Nie sądziłam, że tak wczuje się w rolę! Kłamie jak z nut! – Wpadliśmy po
drodze na psy z Konohy.
Mężczyzna nie
zwalnia kroku. Zerka jednak na czerwonowłosą iluzję za swoimi plecami z
nieukrywanym zaskoczeniem. Nie zadaje jednak pytań.
Może to dobra
strategia. Przestraszyć ich. Im bardziej nasi wrogowie skupią się na trzymaniu
nas poza swoją kryjówką, tym mniej czasu poświęcą martwieniu się i
podejrzewaniu, czy aby nas już w niej nie ma.
- Opowiecie
wszystko Orochimaru-sama.
Serce chce mi
wyskoczyć z piersi. Im dłużej jesteśmy w towarzystwie tego Kabuto, im głębiej w
kryjówkę się zapuszczamy, tym więcej chakry wyczuwam dookoła. Nigdy nie
widziałam czegoś podobnego – mury przesiąknięte są energią, która wije się jak
żywa razem z płomieniami świec umieszczonych we wnękach pod sufitem. Albo jest
to efekt jakiegoś jutsu ochronnego, albo Orochimaru trzyma pod ziemią małą
armię.
Prawy korytarz
jest zupełnie inny niż lewy. Zamiast prostej drogi z salami po bokach, skręca i
odgałęzia się. Mam nadzieję, że Sasuke jest bardziej skupiony i spokojny niż
ja, bo wątpię, bym znalazła drogę powrotną do sal noclegowych. Wstyd przyznać,
jak długo uczyłam się planu bazy Shinzobu.
Wchodzimy w
krótki korytarz przez zawężający przejście portal, stając oko w oko z ogromnymi
metalowymi wrotami strzeżonymi przez starannie wyrzeźbione w kamieniu węże.
Jeśli potrzebowałam jasnej informacji, prosto w twarz, w jakim bagnie się
znaleźliśmy, to te węże nią są. Razem z Sasuke wmaszerowaliśmy bez większych
problemów do siedziby jednego z najniebezpieczniejszych ludzi na świecie, a
zaraz urządzimy sobie z nim pogawędkę.
Zanim ta myśl na
dobre osadzą się w mojej świadomości, wrota otwierają się – same! – a my
wchodzimy do środka.
Sala jest
wielka. Panuje w niej – jak w reszcie bazy – półmrok rozproszony jedynie
kilkoma świecami. Jednak przez jej gabaryty światło nie dociera do niektórych
jej partii i jej elementy – ważne elementy, jak sufit – nikną w mroku, zdając
się w ogóle nie istnieć. Przytłaczające.
Tam, gdzie można
było się spodziewać – na przeciwko wejścia – ustawiony jest kamienny, zdobiony
podest, a na nim – a jakże – tron. Nie rozpoznaję siedzącego na nim, a
właściwie znużenie rozwalonego, mężczyzny. Wiem, jak wygląda Orochimaru, znam
swoją książeczkę Bingo na pamięć. Może trafiliśmy pod zły adres?
W sali są
jeszcze dwie osoby – po dwóch stronach podestu, ubrane na czarno, stojące na
baczność.
Mężczyzna po
prawej nie wydaje mi się znajomy. Połowę jego twarzy zasłania dziwna, czarna
maska, a od jego małych okularków odbija się światło świec, tworząc wrażenie,
że zza czarnego materiału wyziera ogień. Ma na sobie długi płaszcz z wysokim
kołnierzem. Przez moment można pomyśleć, że to członek Akatsuki. Jego opaska
oraz jego towarzysz po lewej jednak wykluczają tę teorię.
Ponieważ po
lewej stronie stoi ubrany identycznie, choć bez maski, a za to z taką samą,
piekielnie znaną opaską, nie kto inny jak Sai.
Ludzie Danzo. On
sam też musi gdzieś tu być. Anko miała rację.
- Karin,
Suigetsu. Jest jakiś ważny powód, dla którego kazaliście mi czekać? – mruczy z
tronu obcy mężczyzna. Musi być to Orochimaru, innej opcji nie ma. Jednak jego
szare, rozwichrzone włosy i zabandażowane ciało trochę mnie zbijają z tropu.
- Natknęliśmy
się na shinobi z Konohy w Esagashi – oświadcza Sasuke suchym, profesjonalnym
tonem. Zupełnie jakby tego wszystkiego się spodziewał. Absolutnie bez strachu.
W duchu piszczę ze szczęścia, że to nie ja muszę mówić. Wystarczy, że się
durnowato szczerzę. – Jednego zabiliśmy-...
- Ja
zabiłem – przerywam mu z zadowolonym uśmieszkiem, sięgając nad ramię, by
poklepać czule rękojeść ciężkiego jak cholera miecza. Karin posyła mi wkurzone
spojrzenie. Równie satysfakcjonujące, co w wykonaniu twarzy Uchihy.
- ...ale
musieliśmy uciekać. Wyczułam ich zbyt wielu. Stracili nasz trop, choć trochę to
zajęło.
Mężczyzna w
bandażach i kimonie słucha jej uważnie, przymykając na koniec jedyne widoczne
oko. Wzdycha.
- Dobrze się
spisaliście. Powinniśmy się byli spodziewać, że Tsunade-hime wyśle najlepszych,
by znaleźć Danzo. - Czyli on tu jest? Jak długo? Co zamierzają? Czemu zabrał ze
sobą Sai’a i innych z Korzenia? Co w ten sposób ugrają? Co ma z tego
Orochimaru? Po co polował na Sasuke? Wiedzą o Itachi’m? – Mam nadzieję, że
macie przesyłkę. – Mężczyzna wyciąga przed siebie trupiobladą rękę. Sasuke
znikąd dobiera zwój od Karin i uderza mnie nim w głowę, w odpowiedzi na
wcześniejsze przechwałki.
- Ej! –
Rozmasowuję sobie obolałe miejsce, chwytając jednak dokument w rękę i na
chwiejnych nogach pokonując dystans między mną a podestem.
Czy Suigetsu
ukłoniłby się Orochimaru? Nie wiem, jakie są ich relacje. Wyglądał mi na
olewusa, ale w różnych ludziach strach może wywołać najróżniejsze reakcje. Czy
powinnam zauważyć agentów Korzenia? Coś powiedzieć?
Podaję dokument
wyciągniętemu ku mnie łapsku, w ostatniej chwili schylając lekko głowę, by
uniknąć spojrzenia Sannina. Nie mam oporów, by rozstać się z przesyłką, którą
miała dostarczyć Karin. Bądź co bądź dokładnie się z nią zapoznaliśmy, a jej
streszczenie wysłaliśmy jednym z summonów Sasuke do wioski.
Oddalam się jak
najszybciej od tronu, stając jak kołek obok Sasuke. Jego mina wygląda na
absolutnie znudzoną.
- Możemy już
odejść? – Wyjął mi te słowa z ust.
- Znikajcie. –
Odpowiada nam równie znudzony głos i machnięcie ręki. Pan i władca. – Muszę
pilnować naszego kłopotliwego gościa. Z rana oczekuję ciebie, Karin, w
laboratorium. Suigetsu – na arenie.
Na jakiej
arenie?!
- Za mną –
słyszę cichy rozkaz Kabuto, a wrota zamykają się za nami.
Korytarz wydaje
się jeszcze ciemniejszy niż dotychczas.
Całe moje ciało,
każdy nerw, jest w gotowości. To niebezpieczne miejsce, gdzie jeden fałszywy
ruch może oznaczać śmierć. Poza tym ponownie mam wrażenie, że Sasuke panuje nad
wszystkim, a ja zaraz zrobię coś głupiego.
Dochodzimy do
połowy korytarza, w którym mieszczą się kwatery. Nie zadajemy żadnych pytań.
Panuje idealna cisza.
- Suigetsu, co z
twoją ręką? Może ją obejrzę? – pyta niejaki Kabuto, obracając się ku nam. Cała
drętwieję. Tak bliski kontakt, przeskanowanie mojego ciała w poszukiwaniu
urazów od razu odkryje moją tożsamość. Potrząsam głową energicznie. – Na pewno?
Jutro przed tobą normalny trening, bez żadnych ulg. Nie możemy odpuszczać,
zwłaszcza gdy trwają negocjacje z Danzo.
- To tylko
nadwyrężony mięsień – zapewniam z uśmiechem, na pokaz rozmasowując sobie ramię,
na którym spoczywa większa część ciężaru kolosalnego miecza. Przeklęty Uchiha i
jego długi jęzor. Przez niego nasza przykrywka jest zagrożona. Serio, jeśli
zaraz czegoś nie wymyśli-...
- Zajmę się tym,
szkoda twojego czasu – mruczy z irytacją Karin, popychając mnie – mocno – w
kierunku drzwi. Zaskoczona mina Kabuto nie umyka ani mojej, ani Sasuke uwadze.
– Jeszcze tego brakuje, bym przez jego głupie kontuzje miała problemy.
Podłapuję jego
grę i bawię się dalej. W stylu Suigetsu.
- Karin, jakaś
ty urocza. Nikt nie może się dowiedzieć, że pod twoim okiem kolega został
ranny. – Czuję mocniejsze popchnięcie, klamka ustępuje pod dłonią Karin, ale zapieram
się o framugę, przyjmując dramatyczną pozę. – Kabuto, nie zostawiaj mnie z nią
samego. Ona mnie zabije... – Czuję cios w tył głowy, za lekki, by coś podołał.
Może Uchiha nie jest naprawdę zirytowany?
- Nie mam czasu na wasze gierki – wzdycha
białowłosy, poprawiając okulary na nosie. – Karin, ty będziesz spała obok. –
Wskazuje drzwi tak naprawdę dwa pokoje dalej. – O siódmej macie być gotowi do
pełnienia obowiązków.
Z tymi słowami
oddala się. Sasuke w kobiecej postaci naciska na mnie mocniej, przez co wpadamy
do pokoju. Zanim zdążam się rozejrzeć po niezbyt dużej przestrzeni, drzwi
zatrzaskują się za nami. Jedynymi źródłami światła są dwie świece zawieszone w
kinkietach na ścianie.
- Uwolnij Henge
– głos, do którego powoli się przyzwyczajam, jest spięty i stanowczy.
Czuję jak pod
wpływem stresu i emocji moje jutsu ustępuje. Natychmiast robię się głowę
niższa. Nie czekając, co zrobi Uchiha, zdejmuję ogromny miecz z ramion.
- No. Dobrze nam
poszło – uśmiecham się. Postać Karin stoi jeszcze przez sekundę przy drzwiach,
jakby delektując się moim widokiem, a potem w dwóch sztywnych krokach jest tuż
przede mną. Silne ręce chwytają mnie po obu stronach głowy. Od intensywności
spojrzenia moje serce się zatrzymuje.
Czuję na twarzy
przyspieszony oddech i wszystko byłoby super gdyby nie fakt, że to nadal Karin,
nie Sasuke.
Jemu to chyba
nie przeszkadza – nie wierzę, że zapomniał, patrzy na mnie przecież zza
okularów – tak czy inaczej cham całuje mnie jeszcze zanim jego jutsu dobiega
końca. Odpycham go lekko, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Nagle ruda
kobieta zmienia się w zadowolonego bruneta, a jego kolejny pocałunek cofa mnie
o kilka chwiejnych kroków w tył. Czuję zęby na swojej dolnej wardze, nalegające,
by go wpuścić. Wspinam się na palce u stóp, wbijając paznokcie w jego kark.
- Musiałem kazać tobie przynieść mu zwój, mógł wyczuć
moje Henge - tłumaczy chrapliwie Uchiha, gdy jego usta schodzą na moją szyję.
Siłujemy się jak przed chwilą na framudze.
No tak,
moja kontrola chakry nadal jest nieco bardziej zdyscyplinowana, trudniej
zauważalna… już nie mówiąc o Przeklętej Pieczęci, którą Orochimaru mógłby
wyłapać.
Moje biodro
uderza o niewielkie biurko. Natychmiast jest złapane i unieruchomione przez
dużą, ciepłą dłoń.
Drzwi na korytarz otwierają się.
- Jeszcze jedno, Karin. Czy w tych dokumentach było coś
o-...
Wszystko
zamiera. Czuję nasze nierównomierne oddechy i przyspieszony puls pod moimi
palcami. W następnej sekundzie Sasuke nie ma już przy mnie. Chwyta Kabuto i
ciska nim o kamienną ścianę, ścinając go jednocześnie z nóg. Powietrze jeszcze
przed chwilą było geste, jakby w całym pomieszczeniu zbierała się burza. Jakby
wszystko wstrzymało oddech. I nagle pęka.
- Nie ruszaj się i milcz. - Bardziej czuję niż widzę
wydobycie chakry. Kamiumi po raz kolejny ratuje nam tyłek. Oddycham z ulgą,
pospiesznie przechodząc przez pokój i zamykając drzwi. Było tak blisko! Co nam
odbiło, by się tak zachowywać tuż pod nosem wroga?! - Odpowiadaj zgodnie z
prawdą, tylko gdy pytam, szeptem. - Sparaliżowane ciało Kabuto nie daje po
sobie znać, że przyjęło komendę do wiadomości. Uchiha przez chwilę dyskutuje
sam ze sobą, o co spytać naszego tymczasowego więźnia. Wykorzystuję moment, by
zwrócić na siebie jego uwagę, dotykając lekko jego ramienia.
- Skąd wiedziałeś, jak się nazywa?
- Zdawaliśmy razem pierwszy egzamin na chuunina. Już wtedy
był agentem Orochimaru.
Atak na
wioskę. Pamiętam. Dzień, gdy wyszło na jaw, że Kazekage został zamordowany i
podmieniony przez Sannina, a całe Suna-gakure zmanipulowane w wojnę z Konohą.
Krótką wojnę.
Zabójstwo i
podmiana. O ironio.
- Czy w bazie jest Danzo? - pyta niskim głosem Sasuke.
Nie trzyma już białowłosego za kark, ale nadal dla bezpieczeństwa stoi tuż
przed nim. Zasłaniając mu i drzwi, i mnie. Zastanawiam się, jak bardzo Kabuto
jest potężny. Nie wygląda na typ wojownika. Co jeśli Kamiumi nie wytrzyma?
Jeśli da się je złamać?
- T-tak - słyszę po chwili. Słowa przychodzą mu z trudem.
Okulary na nosie mężczyzny trzęsą się. Nie ze strachu, a wysiłku. Próbuje
złamać jutsu, ale nie wygląda na to, by mu się miało udać. Jego oczy zdradzają
jednak niezwykłe zaskoczenie i wściekłość.
Sasuke jednak nie marnuje czasu.
- Na czym polega ich układ? Dlaczego ze sobą
współpracują? – warczy ponownie. Jego głos jest jeszcze bardziej szorstki niż
zazwyczaj, jakby samo wspominanie o Danzo wyprowadzało go z równowagi. W sumie
– biorąc pod uwagę, co przez niego przeszedł – nie dziwię mu się. Mam podobnie.
- Chcą zniszczyć Konohę. Współpracują przy eksperymentach
genetycznych. Danzo dostarcza ludzi, Orochimaru-sama - wyniki. – Kabuto
przełyka ślinę. – Danzo obiecał Orochimaru-sama... twoje ciało. Do transferu.
Co?
Porywanie mieszkańców wioski i robienie z nich królików
doświadczalnych mi nie umyka, nie. Mimo wszystko gdzieś w głębi duszy
spodziewałam się takich okropieństw. Jednak słowo „transfer” w połączeniu z
Uchihą jest dla mnie absolutnie nowe.
Moja ręka ponownie ściska biceps tuż nad jego łokciem,
jednak zaraz całe ramię wyrywa mi się spomiędzy palców.
Czy to dlatego Orochimaru wygląda inaczej? Czy przejął
już ciało jakiegoś nieszczęśnika? Jakim cudem jest to możliwe? I co
najważniejsze – po co to robi?
- Ilu ludzi korzenia jest w bazie?
- Około dziesięciu.
- Mało. Gdzie reszta?
- Nadal w Konoha. Ukrywają się i czekają na sygnał.
Coś przychodzi mi do głowy. Tym razem nie czekam na
pozwolenie ani nie dotykam Uchihy. Po prostu omijam go, pytając Kabuto
osobiście. Rozmowa w cztery oczy w prawą ręką naszego wroga nie jest okazją,
której bym się spodziewała. Ale tym bardziej nie mogę jej przegapić. Zwłaszcza,
gdy czasem moi przełożeni lubią zatajać przede mną pewne informacje.
- Czy Danzo
ma Sharingana Shisui’ego?
Kabuto
wstrzymuje oddech. Wygląda, jakby próbował zdusić w sobie następne słowa, ukryć
je, nawet jeśli zadławi się nimi. Czuję szarpnięcie chakry, ale desperacka
próba wyswobodzenia nie przynosi skutku.
- Tak –
wydusza z siebie w końcu, z nieukrywanym niesmakiem.
Na pewno
chodzi o coś więcej. Danzo nie robi tego wszystkiego dla wioski. Chce władzy, a
ją nie wystarczy zdobyć. Trzeba ją utrzymać. Do tego potrzeba mocy. A
najszybciej można ją otrzymać oszukując. Manipulując naturą. No bo kto w
wieku Danzo pozwoliłby sobie na naukę i trening starymi sposobami?
- I co
jeszcze? Co takiego zaoferował mu Orochimaru?
- …komórki
Hashiramy Senju. Więcej chakry…
- Po co?
- ...by mógł wytrzymać więcej Sharinganów.
Więcej niż
jednego? Czy więcej niż dwa? Gdzie?!
- Hashiramy
Senju? – pytam zamiast tego.
- Pierwszy
Hokage – odpowiada za niego Sasuke, marszcząc brwi. Jego mięśnie spinają się
raptownie, jakby powstrzymywał się przed wyładowaniem złości na Kabuto. Wie
jednak doskonale, że to fatalny pomysł. Gdyby z głowy spadł mu choćby włos, nie
dałoby się tego w żaden sposób ukryć czy wytłumaczyć.
Jedno jest
pewne. Danzo pozwolił na eksperymentowanie na własnym ciele. Zbratał się z
wrogiem wioski, spisał ją na straty, byleby przejąć jej zgliszcza. A do tego
potrzebował więcej mocy, niż miał. I widać nie ufał nikomu na tyle, by
powierzyć ją komuś innemu.
Nie mam
pojęcia, skąd Orochimaru ma tkanki Pierwszego Hokage ani co dokładnie to
oznacza. Jednak skutki walki przeciwko wielu Sharinganom potrafię sobie
wyobrazić. A tym bardziej źródło ich pozyskania. I czas. Uchiha chyba też.
- Nie
powiesz nikomu o tym, co zaszło w tym pokoju - rozkazuje Sasuke, chwytając Kabuto
za kark i upewniając się, że białowłosy patrzy mu w oczy. - Będziesz wykonywał
polecenia moje i Niko - wskazuje na mnie. - Oraz Suigetsu i Karin, gdy
przyjmiemy z powrotem ich wygląd. Będziesz zachowywał się normalnie i wykonywał
swoje obowiązki jakby wszystko było w normie. Zrozumiano?
- T-tak.
- Wynoś
się.
Drzwi zatrzaskują się za
Kabuto z takim zamachem, że ich ruch gasi jedną z palących się przy ścianie
świec. Ramiona Uchihy po kilku sekundach widocznie relaksują się, a jego
sylwetka obraca się ku mnie.
- Mało
brakowało - żartuję, mimo że wcale mi nie jest do śmiechu. Sasuke jest blady.
Pod jego nosem pojawiła się kropla krwi. Podchodzę bliżej, by ją zetrzeć. Gdy
dotykam kciukiem jego twarzy, jego dłoń zaciska się na moim przegubie.
Spodziewam się, że odtrąci moją rękę. Zamiast tego nachyla się bliżej niej,
przyciskając nos do mojego nadgarstka i wdychając głęboko powietrze. To dziwny
gest. Nie do końca ludzki, bardzo instynktowny. Jego popękane, suche usta
muskają moją skórę tuż zanim moja dłoń opada bezwładnie w dół. Rozcieram
resztkę krwi między palcami. - Dobrze się czujesz?
Kamiumi ma swoje granice. Wymaga ogromnego zużycia
energii, jest stopień wyżej niż wszystkie genjutsu, jakie widziałam do tej
pory. W dodatku Sasuke nie ma w nim wprawy. Kto by się spodziewał, że nie można
nim szastać od tak, kilka razy dziennie!
- Tak. - W jego głosie rzeczywiście nie słychać
zmęczenia. Postanawiam na razie odpuścić. Przecież nie straci wzroku po kilku
jutsu. - Przez tego idiotę mamy mało czasu. Najwyżej dobę.
- Musimy znaleźć wszystkie dowody i się stąd wynieść zanim
będziesz musiał zahipnotyzować pół bazy...
- Jeśli to w ogóle możliwe - prycha brunet. Jego wzrok
odwędrowuje w miejsce, w którym przed chwilą jeszcze stał Kabuto. Jego twarz
wypacza dziki grymas. - Słyszałaś. Mają Sharingany.
- Możliwe, że Jiraiya-san i Hokage-sama przewidzieli to.
Dlatego sprowadzili Itachi’ego. Bez niego byśmy sobie nie poradzili - wzdycham,
rozmasowując sobie ramię. Obolałe miejsce zaraz obrzuca spojrzeniem też Sasuke.
Może mógłby je wyleczyć? - Jutro to ty powinieneś grać rolę Suigetsu. Ja nie
potrafiłabym wymachiwać tym żelastwem, a on ma mieć jakiś cholerny trening.
Nie jestem nawet pewna, czy Sasuke potrafiłby
walczyć czymś takim. Białowłosy używał do tego chakry, w dodatku napompował
sobie mięśnie jakąś dziwną wodną techniką. Wizja bruneta robiącego to samo może
i jest zabawna, ale oczywistym jest, że jedna iskierka jego chakry w bazie
pełnej ludzi Orochimaru to proszenie się o śmierć.
- Jeśli rozkażą mi używać Suitonów, wszystko się wyda -
zauważa Uchiha. Nasze spojrzenia spotykają się w półmroku.
- Jeśli zapytają mnie o coś związanego z medycyną, tak
samo. A mam być jutro w… laboratorium? - Łapię się za podstawę nosa. Moje tętno
dopiero zaczyna się wyrównywać, ale od braku tlenu pod ziemią dostaję migreny.
Może jednak się nie zamieniać? Uchiha przynajmniej potrafi nieco leczyć.
Poudawałby dalej Karin, a ja mogłabym odstawić w imieniu Suigetsu jakiś cyrk i
odmówić robienia absolutnie czegokolwiek... ale to by tylko wzbudziło
podejrzenia… nie, to głupi pomysł. - Co my tu robimy? Jesteśmy w totalnej
dupie, Uchiha. Nawet nie wiem, gdzie jest to laboratorium - jęczę.
Shinobi przytakuje, marszcząc brwi. Jego dłoń ściska moje ramię. Nie używa
jednak jutsu leczącego. Nadal musimy uważać z chakrą. - Co jeśli nie będzie tam
słuchającego mnie Kabuto? Co jeśli wydam się przed dziesiątką innych shinobi?
Bez ciebie nie wytłumaczę, skąd te wszystkie błędy. Co jeśli Karin pracuje
bezpośrednio z Orochimaru? Albo sprowadzili tu ją i Suigetsu, by na nich
eksperymentować?
Czuję się fatalnie. Ten pokój jest klaustrofobiczny.
Migoczące płomienie rzucają na ściany łypiące na nas cienie. Mury nabuzowane są
ruszającą się chakrą, a gdzieś w pobliżu kryją się najniebezpieczniejsi
przestępcy świata i zdrajcy naszego kraju, z którym mam umieć rozmawiać nie wykorkowując
ze strachu.
Uchiha macha ręką, a z jego gardła wydobywa się
zdegustowany pomruk.
- Więc nie ryzykujmy. I nie marnujmy czasu. Poczekajmy aż
wszyscy zasną, przemknijmy się wgłąb bazy, weźmy to, po co tu przyszliśmy, i
spadajmy jak najszybciej.
Mrugam raptownie. Wydostać się z tej dziury już dziś?
Kuszące.
- Co jeśli wpadniemy w kłopoty?
A raczej gdy
wpadniemy, bo jest to nieuniknione.
- Zabijemy
ich wszystkich - wzrusza ramieniem Sasuke. Na jego twarzy powoli rośnie
zaraźliwy uśmiech. Nie kryję, że też mam ochotę skopać parę tyłków. No dobra.
Więcej niż parę.
- Nie
wypuszczą nas stąd tak łatwo po takiej rozróbie.
- Nie będą
mieli wyboru.
Jest taki pewny siebie. Nie czuję teraz jego chakry, jest
dobrze ukryta, a mimo to wiem całą sobą, jaki jest silny. Że jestem bezpieczna.
Uchiha pokonał szwadron ANBU, mnie, Itachi’ego i Kami wie kogo jeszcze. Może
przenosić góry. Ufam, że nic nam się nie stanie. Ale po raz pierwszy zrobimy
coś po swojemu, idąc jego pomysłem. Chrzaniąc zasady. Ignorując oryginalny
plan. Nie będziemy trudzić się i kombinować, gdy sprawa jest prosta.
Biorę głęboki wdech, zaciskając trzęsące się z ekscytacji
pięści.
- Zgoda.
Siedzieliśmy w pokoju
Wodnego Świra sporo ponad godzinę, wsłuchując się w sporadyczne kroki na
korytarzu i planując nasz atak. Niko skądś wytrzasnęła nieco węgla, którym
nieporadnie rozrysowała na podłodze znany nam do tej pory zakres bazy. Jasnym
było, że laboratoria i archiwa powinny znajdować się w bezpośrednim sąsiedztwie
wielkiej sali, w której przebywał Orochimaru - by przechodząc do nich nie
musiał widzieć się z zatrudnianą przez siebie hołotą. Chodząc za Kabuto po
bazie mijaliśmy wiele dziwnych drzwi, z których jakieś musiały tam
prowadzić.
Przybraliśmy formy Karin i
Suigetsu i przygotowaliśmy zwoje z potrzebnymi broniami - nie gigantycznym
mieczem, by przejść jak największą cześć trasy nie wzbudzając niczyich
podejrzeń. Wiadomo było, że na pewno kogoś spotkamy.
Znając nasze szczęście -
absolutnie wierne Orochimaru mordercze eksperymenty genetyczne.
Przeszliśmy w absolutnej
ciszy przez ciemny korytarz, napotykając rozwidlenie do wyjścia. Na końcu
tunelu widać było światło i kilku strażników. Byli jednak bardziej skupieni
rozmową ze sobą i pilnowaniem wejścia niż środka bazy. Zapewne trafiła do nich informacja,
że gdzieś w okolicy czają się shinobi z Konohy.
Przemknęliśmy do prawego
korytarza, przystając przy każdych drzwiach i wytężając słuch przed zajrzeniem
do z sal. Wiele z nich było pustych, z niczym ciekawym w środku - magazyny,
sale treningowe, kuchnia. Im bardziej zbliżaliśmy się jednak do sali tronowej,
tym skupienie chakry dookoła zwiększało się. Tak samo jak moje przekonanie, że
za następnymi drzwiami będzie coś i ktoś ważny.
Nie myliłem się.
Przystanęliśmy po obu stronach większych drzwi z ozdobną, ale widocznie często
używaną klamką. Ze środka słychać było przyciszone rozmowy. Dałem sygnał Niko,
by była gotowa i sekundę później wpadliśmy do środka.
Ludzie Orochimaru niczego
się nie spodziewali. Trzech z nich siedziało przy stole tyłem do nas. Fakt, iż
przywdziałem twarz Suigetsu, a Niko wyglądała jak Karin, dawał nam dodatkową
przewagę - my wykonaliśmy pierwszy krok. Doskoczyłem do grupy mężczyzn i jednym
ruchem katany poderżnąłem dwóm gardła. Trzeci - ogromny, ponad dwumetrowy -
zdążył wstać z krzesła, ale Niko bezszelestnie wskoczyła mu na plecy i złamała
mu kark.
Facet naprzeciwko nas, ze
zdeformowaną twarzą, otworzył usta do krzyku, ale kunoichi natychmiast cisnęła
kunai’em wprost w jego krtań. Zanim facet zdążył zrobić hałas przewracając się
na stół pełen kufli i talerzy, złapałem go w pasie i odłożyłem na krzesło.
Czterech ludzi z głowy i
ani grama użytej chakry. W głębi bazy nie słychać było żadnego poruszenia, więc
raczej nie zaalarmowaliśmy nikogo o naszej eskapadzie. Jeszcze.
Wytarłem ostrze o ubrania
wykrwawiającego się żołnierza i schowałem je do saya’i. Trochę nim jeszcze
telepało. Niko westchnęła wymownie cudzym głosem.
- Nic tu
nie ma.
- Nie na
pierwszy rzut oka - przyznałem. Pomieszczenie było spore. Prawdopodobnie
służyło jako miejsce do odpoczynku dla wojowników. Mieli tu szafy z jedzeniem i
napojami, koce, wieszaki na ubrania, obdartą, starą kanapę… w głębi sali było
przejście. Do sypialni? - To baraki. Reszta może spać tam - wskazałem na drzwi,
zza których w każdej chwili mógł na nas ktoś wyskoczyć. Lepiej było nie
zostawiać im takiej możliwości.
Zrobiłem krok do przodu,
wyjmując ponownie katanę.
Poczułem rękę na swoim
torsie, a zaraz potem zamiast zatęchłej kamiennej sali miałem przed sobą
lśniące w półmroku okulary Karin.
- Nie ma
sensu mordować tych ludzi. Nie kiedy nie stoją nam na drodze - stwierdziła
uparcie.
- Ciężko
ich nazwać niewinnymi - prychnąłem, poprawiając chwyt na Serimochi. - Pracują
dla tego zjeba, i jeśli nie pozbędziemy się ich teraz, staną nam
na drodze innego dnia. Albo dzisiaj, gdy będziemy stąd uciekać.
- Sam
słyszałeś, że Danzo dostarczał Orochimaru ludzi. Z naszej wioski. Co jeśli to
są ci niewinni? - Dziewczyna przechyliła wyzywająco głowę. Znacznie bardziej
wolałem ją w jej normalnej postaci. I to nie z powodu okularów. Choć strój
Karin miał swoje plusy. - Co jeśli zostali porwani i będą mięsem armatnim? Albo
eksperymentami? Dajmy im szansę.
Jej oczy zdawały się
krzyczeć “nie bądźmy takimi potworami, jakim jest Orochimaru”. Chyba nie
zdawała sobie sprawy z faktu, że każdy inny shinobi na moim miejscu zrobiłby to
samo - i jej kochani współpracownicy z ANBU, i Kakashi, i Anko… zwłaszcza
Anko. O Itachi’m nie wspominając. Tsunade zamordowałaby ich gołymi rękami,
byleby Konoha byłą bezpieczna. Ale nie Niko. O, nie. To by było za proste.
Wiedziałem, że to nie był
dobry czas na takie dyskusje, ale naprawdę nie docierało do mnie, jak można być
aż tak dobrodusznym i naiwnym. Aż miałem ochotę ją uderzyć.
Zamiast tego odsunąłem ją
- delikatnie - na bok.
- I co,
poprosisz ich ładnie by nam nie przeszkadzali? Albo wypuścisz ich, ufając, że
to “ci dobrzy”, a nie zmutowane świry, które ugryzą nas w tyłek przy pierwszej
okazji? - Dziewczyna przełknęła ślinę. Może coś jednak docierało do tej tępej -
chwilowo rudej - główki. - Mogliby też - korzystając z twojego kredytu zaufania
- wymordować na wolności kilka wiosek. Co ty na to?
Niko zmarszczyła brwi, zamykając głośno usta. Nawet w
postaci Karin potrafiła być uroczo zakłopotana.
- No właśnie - podsumowałem z satysfakcją. Jak by tu ich
bezgłośnie zaszlachtować przez sen? Można było im podciąć gardła, ale wiele
ludzi zabijanych w ten sposób wydawało jeszcze przerażające dźwięki. Można było
dać im w łeb ciężkim narzędziem… ale to też powodowało hałas. Hm. Może
duszenie? Skąd wziąć linę? Nie chciałem ich dotykać własnymi… to znaczy
Suigetsu - rękoma.
- Nie. - Niko podparła się pod boki, patrząc na mnie
ostro z dołu. Nawet w postaci wrogiej kunoichi nie równała się ze mną wzrostem.
- Zabarykadujemy ich w pokojach, by wyszli z nich dopiero za kilka godzin, gdy
będzie już po wszystkim. I sami zdecydują, czy zostać i być… świrami, czy
skorzystać z zamieszania i uciec.
Dziewczyna zignorowała
obnażony miecz, minęła go i nie czekając na moją zgodę podeszła do stołu i
zaczęła przesuwać go do najbliższych drzwi.
Zacisnąłem zęby. Nie
mieliśmy czasu na te bzdury.
- Łatwiej
byłoby się ich pozbyć - westchnąłem, pomagając jej z meblami.
- Nie
wszystko musi być w życiu łatwe, Sasuke.
Zanim zastawiliśmy pokoje
stołami, ławami i szafami, Niko wykonała na zamkach małe jutsu podobne do tego
pieczętującego broń. Nikt za drzwiami nie czuwał, więc nie usłyszeliśmy, by
ktokolwiek zareagował na małą ilość chakry.
Dosunęliśmy do tego
wszystkiego obrzydliwą kanapę i ruszyliśmy z powrotem na korytarz, szukając prawdziwego
celu. Kilka pokoi i tuzin efektywnie unieszkodliwionych wrogów dalej,
trafiliśmy do drzwi niewiele różniących się od wszystkich innych.
Poza tym, że były
zamknięte.
I w momencie, gdy
nacisnąłem klamkę, gdzieś z boku, z głębi tunelu, usłyszeliśmy kroki.
Niko zesztywniała u mojego
boku. Szybko jednak wyprostowała się, przyjmując pewną siebie pozę i
podpierając się nonszalancko pod bok. Zdążyła tuż przed wyjściem żołnierza zza
rogu.
- K-Karin?
Co ty tu robisz o tej porze?
Gość nie wyglądał na
zmutowanego dziwaka, raczej na podrzędnego wojownika przydzielonego do
najnudniejszego możliwego patrolu w środku śpiącej bazy. Nie był groźny. Mogłem
go unieszkodliwić w mgnieniu oka. Lub… mrugnięciem oka.
- Nie
mogłam spać - skłamała gładko Niko, poprawiając okulary na nosie. Wysiliłem się
na fałszywy uśmiech i posłałem go strażnikowi zza jej ramienia.
- I
spacerujesz z tego powodu po bazie z… Suigetsu? - Był może pięć lat starszy ode
mnie. Dziesięć centymetrów wyższy. Krótko ostrzyżony. Brak widocznej broni ani
ciężkiego pancerza.
- Erm… -
Zacisnąłem pięści. Niko miała rację. Nie nadawała się do grania tej wrednej
suki. Jeśli facet znał jej imię, to znaczyło, że raczej kojarzył, że jąkanie
się i urocze pół-słówka nie są w jej stylu. Niko chyba zrozumiała to w tym
samym momencie, bo odchrząknęła, zmieniając zaraz ton głosu. - Tak, a co, nie
wolno?
- Nie, po
prostu… - Facet podrapał się po szyi. - To… dziwne.
- Nie
pamiętam, bym prosiła cię o zdanie - prychnęła Niko, zrzucając z ramienia falę
czerwonych włosów. Strażnik powędrował wzrokiem za tym ruchem jak
zahipnotyzowany. No proszę. - Natchnął mnie pomysł, a zostawiłam coś w
laboratorium. Masz do niego klucze?
-
O-oczywiście… mam ci…? - Facet niezdecydowanie wskazał gdzieś za siebie, prawdopodobnie
na drzwi które naprawdę prowadziły do laboratorium.
- Nie,
ośle, po prostu tu stój! - Dziewczyna wyminęła go z udawaną odrazą, stąpając
znacznie głośniej i bardziej zdecydowanie niż dotychczas. Ruszyłem jej śladem,
przewracając oczami. Facet nie zwracał na mnie uwagi.
- Jeśli
chciałaś się dostać do laboratorium, czemu stałaś przed archiwum? - spytał, gdy
wyrównał z nią kroku. Spiąłem wszystkie mięśnie, gotów do ataku. Może był
bystrzejszy niż się wydawał.
- Bo miałam
nadzieję, że ktoś w nim będzie i da mi klucze…? Ugh, po co ja ci się w ogóle
tłumaczę?!
Co ona wyprawiała? Odstawiała całą szopkę, gdy
wystarczyło jedno Kamiumi, a facet by nas lizał po nogach.
Sztuczna Karin specjalnie szła pół kroku za żołnierzem,
pozwalając mu pierwszemu przystanąć przy odpowiednich drzwiach. Gdy - już
naprawdę zestresowany - zaczął szukać odpowiedniego klucza w torbie, odwróciła
się na moment i pokręciła głową, dotykając palcem tej samej dziurki od nosa, z
której wcześniej pociekła mi krew.
Bezczelność.
Drzwi otworzyły się. Facet zapalił światło i przepuścił
ją w progu. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, na którego widok
chciało mi się rzygać.
- Czy…
- Poradzę sobie. Pewnie nawet nie wiedziałbyś, czego
szukać. Zostaw nas samych. - Rozkazała spod zmarszczonych brwi. Gdy facet nie
ruszył się, w jej okularach błysnęło niebezpieczne światło. - Zjeżdżaj.
Nie minęły trzy sekundy, a strażnik wygramolił się z
laboratorium, a w korytarzu rozniosły się jego oddalające się w pośpiechu
kroki. Wszedłem do pomieszczenia i posłałem jej zirytowane spojrzenie.
- Nie możesz nadużywać swoich patologicznych
umiejętności, Panie Róbcie Co Mówię. Krew się ciężko spiera, a nawet w
laboratorium może nie być amoniaku.
- Zamknij się i zacznij szukać czegoś przydatnego -
warknąłem, ignorując potrzebę zmienienia się z powrotem we własne ciało.
- Tak, proszę pana - zaśmiała się, ruszając do kolejnych
drzwi w kamiennej ścianie. Reszta z nich była zastawiona regałami z
odczynnikami i słoikami. Mimo zapalonego światła panowała tu nienaturalna i
niepokojąca atmosfera. - Papiery. - Ruszyłem pomiędzy stołami, wytężając wzrok
w poszukiwaniu czegokolwiek istotnego dla Konohy. Niko otworzyła kolejne drzwi.
- Ugh. Lodówki. Krew. Strzykawki. - To samo, a nawet kilka ekranów, było w
głównej sali. - Zamknięte drzwi.
- Idź dalej - westchnąłem, chwytając słoik z jakimś
zielonym paskudztwem. Zadziwiające, że Orochimaru nadal żywił nadzieje, że uda
mu się mnie zamknąć w którymś z jego śmiesznych pokoików do zabawy w doktora. I
że w ten chory plan zaangażował nawet Danzo.
Niko uchyliła ostatnie
drzwi. Usłyszałem pstryczek od światła, a następnie długą, ciężką ciszę.
Odstawiłem słoik na miejsce.
- Um…
Sasuke? Cho no na chwilunię.
Ruszyłem do drzwi, których
progu kunoichi nie ważyła się przekroczyć. Usunąłem z drogi jej wiszącą na
klamce rękę i wszedłem do środka.
Czegoś takiego jeszcze nie
widziałem.
- Co do
kur-...
- Czy to
są… ludzie? - jęknęła dziewczyna, stojąc niedaleko za mną, zachowując dystans
od wielkich szklanych tub z falującym, świecącym płynem.
Sala była zdecydowanie
większa od tej z biurkami. Na jej środku mieścił się wielki, metalowy cylinder
od którego odchodziły rury z zaworami i dziwne kable. W pomieszczeniu czuć było
chakrę, wibracje i ciche buczenie. Aż dziw, że nie zauważyłem ich wcześniej.
Chyba taka była kara za trzymanie na wodzy własnej energii. Przeszedłem dalej,
starając się nie patrzeć na śpiące twarze nieszczęśników zamkniętych za szkłem.
Pod prawą ścianą stały w rzędzie kamienne łóżka z najróżniejszymi pasami i
kneblami oraz półki wypchane chemikaliami i narkotykami. Nie nazwałbym ich
lekami. Nie byłem aż tak cyniczny.
Tak powstali nasi wrogowie
z Dźwięku. Ci, którzy próbowali mnie porwać, a u Niko spowodowali utratę
pamięci. Tak wyglądała codzienność świra bratającego się z mężczyzną
odpowiedzialnym za śmierć naszych rodzin.
Tak wyglądała żałosna
desperacja słabych ludzi, którzy nie potrafili pogodzić się z myślą, że są
nikim na tym świecie. Nikim.
Nie zauważyłem bulgoczącej
we mnie wściekłości, zanim ból od paznokci w zaciśniętej pięści nie ocucił mnie
trochę.
- Uchiha.
Przystanąłem obok Niko,
czytając tabliczkę, którą wskazała. Klonowanie.
W płynie unosił się
zdeformowany biały facet o idiotycznych, zielonych włosach.
Następna tabliczka:
przeszczepy DNA. Następna: Kekkei genkai. Transfery krwi. Testy na pigułki
uruchamiające genjutsu. Przeklęta Pieczęć.
Uniosłem głowę, stając oko
w oko z młodą dziewczyną trzymającą się kurczowo za ramiona. Jej twarz była
unieruchomiona w agonii. Jej nagie ciało pokryte było boleśnie znanymi mi
czarnymi symbolami przypominającymi płatki kwiatów.
- Zabiję
gnoja - wysyczała Niko, idąc dalej. Stwierdziła chyba jednak, że ma dość, bo
zwróciła swoją uwagę w kierunku kartotek i zwojów leżących w nieładzie na
szerokim biurku. Zaczęliśmy przeszukiwać je razem, po kilkunastu minutach
natykając się na pierwsze ciekawostki. Raczej ciężko by nam było zabrać do
Konohy całą taką świecącą tubę. Kartki było znacznie łatwiej przetransportować.
- Edo Tensei - wymruczała pod nosem czerwonowłosa, już nie ze złością czy
obrzydzeniem, a zainteresowaniem. Może trochę rozbawionym podziwem? - Technika
wskrzeszająca. W dupie się komuś poprzewracało.
- Nie mów
hop. Jeszcze będziemy walczyć z truposzami - skarciłem ją, zanim zaczęła
zbytnio wczytywać się w zwój z kinjutsu. Rozgryzłem palec i zapieczętowałem
zwój w swoim ekwipunku, używając oczywiście jak najmniejszej ilości energii.
Znalazłem kartoteki “pacjentów” Sannina. - Gen’yumaru. To chyba ten, w którym
aktualnie siedzi Orochimaru. - Niko zrobiła zdegustowaną minę. Wskazałem na
nią. - Jest Karin, jest Suigetsu… jakiś Kimimaro. I… Juugo. Pieczęci i…
senjutsu.
- Tym jest
Przeklęta Pieczęć? Jakimś senjutsu? - zainteresowała się Niko. Zapieczętowałem
zwój tuż przed jej nosem.
- Nie ma
czasu się doczytywać. Łap co popadnie.
- Próbuję -
westchnęła, chwytając garściami całe foldery. - Jestem po prostu… ciekawa.
Wiesz... fajnie by było… miło…. gdyby można by było taką pieczęć usunąć.
- Mi ona
nie przeszkadza - mruknąłem, chwytając pliki na temat chakry. I Akatsuki.
- Nie
mówiłam o tobie, raczej o Anko - zaśmiała się dziewczyna, wysuwając z szaf
losowe szuflady. Butelki i narzędzia chirurgiczne klekotały, odbijając się od
ruszających się mebli. - Ty noś sobie co chcesz. Dobrze ci w czarnym.
- Twoja
troska o moje zdrowie mnie rozczula.
Wiadomo było, że w
mniejszym pokoju obok Orochimaru trzyma środki do eksperymentów wymagające
chłodu. Mimo bałaganu na biurkach i w szafach, w lodówkach panował pedantyczny
porządek. Każdy słoik i fiolka były dokładnie opisane. Świr miał również niezłą
kolekcję roślin, zamarynowanych zwierząt, krwi swoich wrogów, analiz DNA i
pływających części ciała. Bo czemu, kurwa, nie.
W pierwszym pokoju,
absolutnie zapełnionym papierami, znaleźliśmy jeszcze więcej zapisów
eksperymentów nad niebezpiecznymi i porąbanymi technikami, notatki Orochimaru
na temat poszukiwanych przez niego artefaktów oraz różne rozprawy filozoficzne,
teoretyczne i polityczne.
Chwytaliśmy co się dało,
nawet ten bełkot, ale gdzieś z tyłu głowy miałem wrażenie, że nasz czas się
kończy.
Niko zahamowała swój amok,
otwierając większy folder i zatrzymując się na jakimś konkretnym zdjęciu.
Wyprostowałem się, sprawdzając, co ją tak zaciekawiło.
Ze starych, zżółkłych kart
prywatnego archiwum śmiertelnie niebezpiecznego, legendarnego Sannina w
podziemnej, tajnej bazie na zadupiu w Kraju Dźwięku przywitał mnie… najbardziej
denerwujący uśmiech we wszechświecie.
- Tu pisze,
że Naruto ma w sobie Dziewięcioogoniastą bestię - mruknęła z niedowierzaniem
kunoichi, wertując karty wprzód i wstecz.
-
Jest napisane, to raz. Dwa,
nie obchodzi nas w tej chwili Kyuubi. - Nie miałem czasu się teraz nad tym
zastanawiać. Odłożyłem to w swojej głowie na później. Niko posłusznie wznowiła
pieczętowanie. Kończyły jej się przygotowane symbole, a jej cała dłoń -
podobnie jak moja - umazana była krwią. - Czemu mieliby zamykać demona w ciele
syna Czwartego?
- Naruto
jest synem Czwartego? - Tym razem to ja przerwałem pracę.
- Nie
wiedziałeś?
Dziewięć legendarnych
bestii. Demonów. Niemal nieograniczonych pokładów chakry. Hn. Nie bałem się
jednej z nich walcząc z Gaarą, nie miałem problemu z jeszcze inną zamkniętą w
tym Młotku. Jednak dziwiłem się, jak łatwo można było ukryć przed ludźmi tak
ważną informację… jak można było umieścić taką broń w ciele niezrównoważonego
idioty, w wiosce pełnej kobiet i dzieci…
Gaara był synem byłego
Kazekage. To zagnało ich wszystkich w bezsensowną wojnę z Konoha.
Jinchuuriki z Kraju Burzy również - z tego co wiedziałem - spokrewniony był z
ich własnym Kage.
Poświęcali życie i komfort
swoich rodzin, by zapewnić kontrolę nad bestiami. Nie powierzali takiej
odpowiedzialności byle komu. Bezpośrednie więzy krwi z Kage dawały przynajmniej
powierzchowną gwarancję lojalności. Kontroli. Jinchuuriki nie wykonywali
poleceń Kage, tylko swoich rodziców. Braci i sióstr, może małżonków. Przeklęci
egoiści.
Ale żeby… Usuratonkachi…
Jak to wszystko się miało
do ataku Kyuubi’ego na Konohę? Przez to jedno wydarzenie cały mój klan był pod
ostrzałem wątpliwości. Czy Orochimaru coś o tym wiedział? Może gdzieś tu ukryte
były dowody...
- Słyszałeś
to? - Poczułem rękę na ramieniu. Wstrzymałem oddech, wsłuchując się w ruch za
drzwiami. Cichy, nierównomierny, ale jednak.
Ocknąłem się.
- Bądź cicho i nie ruszaj się - rozkazałem, wyprowadzając
ją z pokoju i zatrzaskując za nami drzwi, by jakiemukolwiek intruzowi nie
pokazywać bałaganu, jaki narobiliśmy. Przeszliśmy na drugi koniec pierwszej
sali, rozglądając się po mikroskopach, fiolkach i słojach, czy aby na pewno
czegoś nie przegapiliśmy. Jeśli mieliśmy podążać za głupią historyjką Niko,
mogliśmy udawać, że naprawdę czegoś tu szukamy. W normalniejszy sposób, niż w
rzeczywistości.
Czekaliśmy w
ciszy, aż po minucie drzwi do laboratorium otworzyły się ponownie.
Do pomieszczenia, zziajany
i poruszony, wbiegł znany nam już strażnik.
Jego spojrzenie napotkało
mnie i Karin. Zrobiłem krok do przodu, by powstrzymać go przed… czymkolwiek, co
miał zamiar zrobić, ale dziewczyna natychmiast zasłoniła mi oczy ręką i
odepchnęła mnie w tył.
Złapałem się lady, ale
mimo to jakaś fiolka za mną stoczyła się ze śliskiej powierzchni i runęła z
hukiem na ziemię.
-
Przepraszam, Karin, ale musiałem kogoś zawołać. To co robisz jest naprawdę
podejrzane i -...
Uniosłem wzrok akurat gdy
do pomieszczenia wszedł Kabuto.
Chyba mieliśmy dzisiaj
szczęście.
- Nic nie
szkodzi - zaśmiała się czerwonowłosa, patrząc na sługę Orochimaru. - Kabuto,
zamknij drzwi. - Facet zawahał się, ale w końcu odwrócił się i wykonał
polecenie. Strażnik wyglądał na naprawdę zdezorientowanego. - Zatkaj mu usta.
Kabuto nie miał wyboru. Zgodnie z Kamiumi, bez żadnego
wkładu chakry od nas, natychmiast przylgnął do wojownika, zatykając mu usta i
ściskając jego szyję drugą ręką.
- Zabij go - rozkazałem, zanim Niko zdążyła z litości
zmarnować taką okazję.
Pomieszczenie wypełniło się błękitnym światłem. Dłoń
zaciśnięta na wierzgającym mężczyźnie wydłużyła się o stworzone z chakry
ostrze, które natychmiast rozcięło jego gardło.
Strażnik upadł na ziemię. Kabuto stanął nieruchomo,
patrząc na rosnącą na podłodze kałużę krwi z nieukrywaną wściekłością. Już miał
otworzyć usta, by coś powiedzieć, ale przerwałem mu w porę.
- Zamknij się i słuchaj. - Nie zmieniając formy,
podszedłem do niego. Za mną Niko - widocznie decydując, że sam wszystko
załatwię, a jej uwag nie posłucham - wróciła do oglądania odczynników i
sprawdzania, czy coś się nie przyda. - Obudziliście jeszcze kogoś? - Kabuto
pokiwał niechętnie głową. Otworzyłem natychmiast drzwi, mimo że nie słyszałem
żadnych ruchów na korytarzu. - Idź tam i uspokój ich. Skłam, że nic się nie
stało. Jeśli ci się nie uda - powstrzymaj ich. Walcz do śmierci, jeśli będzie
potrzeba. - Ciało białowłosego drgnęło. Rzucił okiem na leżącego na ziemi
mężczyznę, a potem na szperającą w jego eksperymentach Karin. - Idź.
Zostałem przy drzwiach, nasłuchując. Gdzieś w oddali
usłyszałem rozmowy.
- Musimy się stąd wynosić. - Niko przytaknęła i podeszła
do mnie, gotowa wyjść z laboratorium. Złapałem ją za łokieć. - Nie możemy tego
tak zostawić. - Zauważyłem, wskazując na zawartość sali. Karin zamrugała, a po
chwili z niechęcią przytaknęła, cofając się do środka.
- Będą wiedzieli, które informacje dokładnie zabraliśmy…
i wszystko po prostu odtworzą - stwierdziła z niechęcią, rozglądając się po
pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na drzwiach do małego archiwum.
- Powinniśmy zniszczyć wszystko, co się da i spalić
dokumenty. W ten sposób choć trochę opóźnimy ich plany.
Których, w większej
części, nadal nie znaliśmy.
Okulary na jej nosie ponownie błysnęły w zielonkawym
świetle. Pomiędzy jej brwiami pojawiła się pokaźna zmarszczka.
- Jeśli wzniecimy pożar, ludzie w tamtej sali nie wyjdą -
wskazała na pomieszczenie ze szklanymi tubami. - Odetniesz im drogę ucieczki.
Uduszą się.
W korytarzu rozległ się brzęk, a następnie krzyki
poruszenia. I walki.
Pokonałem odległość między nami i chwyciłem ją za
ramiona.
- Jeśli są źli, uratujemy skórę ludziom, którzy musieliby
z nimi walczyć. - Niko otworzyła usta, by ponownie zaprotestować, ale
potrząsnąłem nią. - Wiem. Mogą być dobrzy. Ale jeśli są, to woleli by zginąć w
ten sposób niż do końca życia być dziwadłem i niewolnikiem Orochimaru. To dla
nich łaska.
Niko nabrała powietrza, patrząc mi w oczy, po czym
westchnęła, zdejmując z siebie moje dłonie.
- Ty wyłącz ich aparaturę. Ja rozwalę wszystko
tutaj. Potem podpalmy archiwum i wiejmy, zanim zaroi się od ludzi czujących
nasze jutsu.
Przytaknąłem i zabrałem się
do wykonywania zadania. Nie było czasu na czytanie opisów przycisków i
wszystkiego, co było w menu na ekranach, więc po prostu zniszczyłem maszyny
Raitonem, dla pewności rozcinając większość rur i kabli. Sala powoli zaczęła
wypełniać się zaskakująco gęstą, zielonkawą mazią. Rzuciłem w kierunku biurka
kilka małych kul z Katona, patrząc z satysfakcją, jak całe foldery w mgnieniu
oka zajmują się ogniem.
Wbiegłem do głównej sali,
gdzie Niko powywracała wszelkie stoły, tłukąc szklany sprzęt i właśnie kończyła
dzieła, niszcząc większe urządzenia i trudno dostępne słoje na potężnych
szafach ostrymi jak brzytwa Fuutonami.
Dobiegł nas stłumiony
dźwięk. Dudnienie i zdesperowane krzyki. Nie z głębi bazy, a z baraków.
Spojrzałem wymownie na
kunoichi, dzięki której mogliśmy mieć teraz na drodze nieznaną ilość żołnierzy.
Machnęła na mnie ręką, pospiesznie otwierając małe pomieszczenie z zapiskami
Sannina i paląc je niemal na wiór jednym potężnym jutsu ognia.
Chwyciłem ją za rękę,
wyciągając ją z laboratorium, i pomknęliśmy korytarzem do wyjścia.
Drzwi do baraków były
wciąż zamknięte, a aż do rozwidlenia jakimś cudem nikt nam nie stanął na
drodze. Odgłosy rozchodzące się za grubymi, kamiennymi ścianami nie były jednak
dobrą wróżbą. Chakra wibrowała dookoła. Nawet świece rozstawione wzdłuż murów,
dające nikłe, ciepłe światło, falowały z niecierpliwością.
Zatrzymaliśmy się przed
skrętem w korytarz wyjściowy, słysząc szybkie kroki strażników mknących w naszą
stronę, zapewne zaalarmowanych całym tym chaosem. Przywarliśmy do chłodnego
kamienia, łapiąc oddech.
- Jeśli
zajmą nas za długo, ludzie z bazy nas dogonią - wyszeptała Niko, wciąż w obcej
postaci. Spojrzała na moje wciąż wyciągnięte Serimochi, po czym rzuciła okiem
na wąski korytarz, który przebiegliśmy. - Ja zajmę się ludźmi przy wejściu, ty
spróbuj rozwalić przejście. Zablokujesz ich w środku.
Przytaknąłem, zadowolony, że choć raz - gdy było to ważne
- nie miała zbędnych skrupułów. Właśnie kazała mi zablokować jedyne wyjście na
powierzchnię dla setek ludzi. Nie było może to pochowanie żywcem, ale równie
zabawne.
Zebrałem w sobie chakrę,
do tej pory dobrze ukrywaną, i uwolniłem ją w Chidori połączonym z kataną.
Światło z Raitona wyparło mdłe światło świec, wszystko na moment stało się
białe. Kamień zadrżał, przestrzelony ćwierkającą błyskawicą.
Nie przejmując się oporem,
rozprułem sufit w kierunku drugiej części bazy, a kolejnym ciosem i
przeciągnięciem przeciąłem ten nad prawym korytarzem. Z nowych szpar poleciał
piach. Od strony wyjścia usłyszałem krzyki i uderzenia stali, a po chwili
poczułem eksplodującą chakrę Niko i swąd spalenizny.
Wykonałem kilka ciosów,
wydłużając ostrze jeszcze dalej, idąc powoli tyłem do wyjścia. Osunęły się
pierwsze kamienie, a powietrze wypełniło się kurzem. Ktoś z głębi nory domyślił
się chyba, co zamierzamy, bo krzyki i kroki nasiliły się.
Nie potrzebując już
rezerwy energii, wyrzuciłem z siebie jej nadmiar, rozdzielając Chidori w wijące
się jak węże serpentyny światła w technice przekazanej mi przez Akane. Wstęgi
rozpruły sufit w wielu kierunkach. Dookoła rozległo się tąpnięcie.
I cisza.
A potem łomot spadających
kamieni i piachu, niekontrolowanie lecących w dół.
Upadek sufitu spowodował
reakcję łańcuchową. Kamień popękał w wielu kierunkach, w lewo, do naruszonego
przeze mnie korytarza. Wypełnił się żwirem i mułem, a moje kroki w tył
przyspieszyły. Powietrze było wypełnione drobnym piaskiem, który przypominały
dym.
Pomogłem naturze jeszcze
kilkoma cięciami, przyspieszając proces zasypywania przejścia, po czym
schowałem wciąż buzujące od mocy Serimochi i rzuciłem się do wyjścia.
Przebiegłem obok
upuszczonych narzędzi i plam krwi na ścianach, widząc pusty korytarz i światło
poranka na końcu tunelu.
Im bliżej wyjścia, tym
odgłosy walki i chakra Niko stawały się wyraźniejsze. Tuż przy drzwiach leżał
zwęglony ochroniarz, którego odór ugryzł mnie w oczy i zapchał gardło.
Wybiegłem z bazy prosto w krater zbroczony krwią. Uderzył
we mnie podmuch lodowatego wiatru, który starł się z goniącą mnie na zewnątrz
falą pyłu niosącą ze sobą zapach stęchlizny.
Dwóch mężczyzn w tlących
się ubraniach leżało nieruchomo, twarzą w żwirze.
Moje pojawienie się
zwróciło uwagę trzeciego, trzymającego się za bok. Niko skoczyła na niego,
przyciskając go do kamiennego podłoża i siadając na jego klatce piersiowej z
wyciągniętym - nieznajomym mi, pewnie zabranym komuś - nożem.
W amoku walki wróciła do
własnej postaci.
Jej włosy były sklejone
potem, a cała twarz umorusana krwią. Mimo to szczerzyła się z widocznym
zadowoleniem z takiego obrotu sytuacji. Wyglądała jak mściwa bogini wojny.
- Ja nic
nie wiem! Puśćcie mnie, błagam! - zawył strażnik, nie ruszając się ani o
milimetr.
- Poza tym
jak wyglądam - stwierdziła sceptycznie kunoichi, patrząc na swoje ubrania,
jakby dopiero teraz zauważyła uwolnienie swojego henge. Zbliżyła nóż go szyi
wojownika.
- Nikomu
nic nie powiem, przysięgam!
Pewne było, że facet tylko
udaje niewiniątko. Orochimaru nie postawiłby na straży totalnych ciamajd.
Puszczenie go wolno byłoby idiotycznym krokiem z naszej strony.
- Wybacz -
westchnęła kunoichi, rozcinając mu - szybko, sprawnie - gardło. Facet zamilkł.
Dziewczyna wstała z niego
ociężale, zostawiając na nim brudny nóż. Otrzepała się z pyłu, rozglądając
dookoła. Jej wzrok spoczął na mnie. Również zakończyłem jutsu.
- No -
zaczęła, podchodząc do mnie skocznym krokiem. Wytarła zakrwawione dłonie o
spodnie, po czym włożyła je sobie pod pachy. Rzeczywiście, było dość zimno. -
Szkoda, że żadne z nas nie zna Dotona, bo moglibyśmy zasypać to wszystko. -
Wskazała na nierówną dziurę w ziemi i skały wystające z niej we wszystkich
kierunkach.
Krew na jej twarzy nie
należała do tych facetów. Dziewczyna miała rozciętą brew i podbite oko.
Przyłożyłem chłodne palce
do rany, na co dziewczyna syknęła.
- Nie było
cię trochę - wytłumaczyła się, zniżając wzrok. Zauważyłem, że tęskniłem za jej
głosem. Lepiej by już nie zmieniała się w nikogo. Chciałem go słyszeć cały
czas. - A ja byłam sama na czterech.
- Wiem -
uciszyłem ją, koncentrując w dłoni niewielką ilość zupełnie innej chakry, niż
do walki. Poczułem wypływające ze mnie kojącą, gęstą, niemal wilgotną chakrę.
Dziewczyna rozluźniła ramiona i przechyliła głowę, dając się wyleczyć.
Nie pamiętałem wszystkich wskazówek jej wielkiego kocura,
byłem też trochę zasapany po wszystkich Raitonach, a przede wszystkim nie
chciałem tego schrzanić, więc nawet tak mała rana zajęła kilka minut.
Dziewczyna wyprostowała ręce, wytarła je dokładniej i
włożyła mi je pod kołnierz, splatając na szyi, tuż pod kapturem. Były przydanie
rzeźwiące.
Gdy skończyłem, rękawem wytarłem z jej skóry resztki
krwi, trochę siłując się z tą już zaschniętą. Niko zmarszczyła brwi niczym
zirytowany zabiegiem kociak. Gdy jednak otworzyła oczy, posłała mi naprawdę
ciekawe spojrzenie.
Lubiłem to spojrzenie.
Stanęła na palcach, muskając moje wargi swoimi, suchymi i
popękanymi. Przez chwilę staliśmy nieruchomo - nos obok nosa, nasze ciepłe
oddechy mieszające się ze sobą. Chwilę potem dziewczyna odstąpiła ode mnie o
krok.
Zapięła swoją kurtkę, rzucając ostatnie - upewniające się
- spojrzenie na wejście do tajnej bazy. Nie dochodził z niej żaden odgłos.
Ruszyliśmy zgodnie do domu.
Konoha była naszym ogólnym celem, ale ciężko było odmówić
sobie jednego czy dwóch przystanków - bądź co bądź wykonaliśmy misję
zaskakująco szybko. Zamiast spędzić pod przykrywką kilka dni, zwialiśmy po
kilku godzinach.
Niko podczas pierwszego postoju nabazgrała na mapie
kropkę oznaczającą mniej-więcej pozycję bazy w lesie. Na wszelki wypadek gdyby
Tsunade uznała, że wyśle tam wojsko by dokończyć dzięła destrukcji.
Rześki, ostry ranek przerodził się w popołudnie. Nie
zaznawszy snu w nocy - zajęci mordowaniem, kradzeniem i niszczeniem -
przystanęliśmy w gąszczu. Niko wdrapała się na potężne drzewo i zarządziła
dwu-godzinną przerwę na drzemkę. Nie kłóciłem się, usadawiając się nieopodal i
pilnując znad skradzionych zwojów, czy wariatka nie spada z konaru wiercąc się
przez sen.
Żadne z nas nie zastanawiało się na głos, czy Danzo żyje.
Żadne z nas nie miało na to odpowiedzi.
Naszym priorytetem było bezpieczne dotarcie do granicy,
co udało nam się bez przeszkód, nawet z manewrami i ciągłym sprawdzaniem, czy
nikt nas aby nie śledzi. Zastanawiałem się, czy Kabuto przeżył starcie z ludźmi
Orochimaru. Jeśli tak - a było to mało prawdopodobne - szpiedzy mogli wiedzieć,
kim jesteśmy i w którym kierunku podążamy. Nie to, że mieli jak wykopać się z
zatkanego tunelu w tak krótkim czasie.
Gdy Niko obudziła się, czując na sobie mocniejszy podmuch
lodowatego wiatru, jej pierwsze spojrzenie było skierowane na głębię lasu, z
którego uciekaliśmy. Zrozumiałem wtedy, że mogliśmy zostawić za sobą nie tylko
Orochimaru, Kabuto i Danzo, ale i Sai’a.
Na nocleg wybraliśmy hotel w o wiele czystszym mieście
niż Esagashi, tuż za granicą Kraju Ognia, gdzie doprowadziliśmy się do
porządku. Za moją namową robiliśmy to jednocześnie i w tej samej wannie, przez
co Niko piszczała tak głośno, że omal nie sprowadziła na nas całej obsługi.
Ponownie przybraliśmy absolutnie cywilny wygląd i przejrzeliśmy część
skradzionych dokumentów. Było ich jednak za wiele na nasza dwójkę, więc
poddaliśmy się dość szybko, wypoczywając do pełni sił i zwiedzając miasteczko.
W trakcie naszej misji stopniał cały śnieg. U bram Konohy
witało nas nieśmiałe słońce. Uśmiech Niko, gdy zdejmowała szalik i wymachiwała
nim triumfalnie, witając się ze strażnikami murów, dał mi cień nadziei, że od
teraz wszystko będzie szło gładko.
Zupełnie jakbyśmy byli na rutynowym zadaniu - udaliśmy
się do siedziby Hokage, gdzie Tsunade przyjęła nas z niedowierzaniem.
Złożyliśmy jej ustny raport, którego wysłuchała z podziwem. Po jej minie widać
było, że podobnie jak ja - nie wierzy, że to koniec Sannina i kłopotów wioski.
Rozpieczętowaliśmy wszystkie zwoje, dokumenty i próbki,
jakie zabraliśmy i oddaliśmy je asystentce blondynki. Hokage patrzyła na nie
chciwym i ciekawskim wzrokiem, jakby były dla niej teraz najlepszym prezentem
pod słońcem.
Wyrzuciła nas szybko z gabinetu, zajmując się jakimiś
geninami, a Shizune poinformowała, że zostaniemy wezwani do bazy Shinzobu gdy
tylko będzie coś wiadomo.
Nie wspomniała, by w wiosce pod naszą nieobecność stało
się coś wyjątkowego. I mimo wyczekującego wzroku Niko, nie pisnęła nic na temat
postępów w leczeniu Itachi’ego.
Następnego dnia udałem się na pole treningowe numer
siedem - nie z sentymentu do głupiej cyfry, a po prostu myśląc praktycznie:
było ono najbliżej zamieszkiwanego przeze mnie osiedla pozostawionego na
obrzeżach wioski po klanie Uchiha. Zrozumiałem, że Niko wstała trochę wcześniej
niż ja i zdążyła pochwalić się udanym powrotem z tajnej misji, gdy zastałem ją
tam u boku Kiro.
Było też dla mnie oczywiste, że przyszli tu specjalnie.
- Ohayo, Sasuke-san. Gotowy na trening? - spytał z
nieśmiałym uśmiechem blondyn, bawiąc się - poprawiając? - cięciwę w swoim łuku.
Niko wyprostowała plecy, przyszpilając mnie zaskoczonym spojrzeniem. Jej twarz
była różowa i pokryta potem, ale raczej nie z mojego powodu. Pewnie właśnie
miała przerwę w treningu. - Mówiłem, że przyjdzie - dodał w jej kierunku
shinobi, i choć uwaga nie była przeznaczona dla moich uszu, to usłyszałem ją
doskonale.
Niko rzuciła mu pogardliwe spojrzenie, na co chłopak
wybuchnął śmiechem. Podszedłem do kunoichi i objąłem ją ramieniem, znajdując
miejsce, w którym nie była zlana potem i w końcu całując ją w skroń. Po chwili
zrelaksowała się, a jej morderczy wzrok w kierunku jej przyjaciela zelżał.
- Gotowy - przytaknąłem, odstępując od nich na krok i
rozgrzewając szybko mięśnie. Miałem ochotę na jakąś lżejszą potyczkę po tym
wszystkim, co wyrabialiśmy na misji. Kiro nie wyglądał na groźnego przeciwnika.
Za to dawno nie walczyłem przeciwko łucznikowi, co mogło być ciekawe.
- Dobrze! - Chłopak klasnął w ręce, po czym założył na
plecy swój dziwny kołczan. - Twoją dziewczynę już wymęczyłem, teraz czas na
ciebie.
Kątem oka zauważyłem, jak
Niko ponownie marszczy brwi. Mimo to bez komentarza wstała, zabrała ze sobą
butelkę z wodą, i odeszła z pola walki.
- Co mam
robić?
- Stań tam
i staraj się przeżyć. - Uśmiech Kiro z grzecznego stał się wyzywający. Po
sekundzie odskoczył w tył, lądując na gałęzi. Dał mi trochę czasu na odejście o
parę metrów i włączenie Sharingana.
Jego postawa była
elegancka, wyprostowana, a postura bardzo licha. Wydawał się pewny siebie i
zupełnie niegotowy do szybkiego reagowania. Nie pasował mi do tej scenerii.
Mimo to obserwował mnie
bacznie, idealnie ukrywając swoją chakrę.
- Gotowy -
powtórzyłem, czując na skórze pierwsze iskierki ekscytacji. Mogłem pobawić się
chwilę z kolegą Niko, pewnie. Dać mu satysfakcję oddania kilku strzałów w
kierunku Uchihy. Potem wystarczyło zmniejszyć dystans między nami i
wgnieść go w ziemię.
Delikatnie, oczywiście.
Błękitne, czujne oczy
zmierzyły mnie spokojnym spojrzeniem od stóp do głów. Zanim się zorientowałem,
długie, blade palce chwytały i wypuszczały już pierwszą strzałę.
Odskoczyłem w bok,
wyjmując Serimochi. Dopiero gdy kolejny bełt świsnął mi koło policzka,
zorientowałem się, że jeśli mój zestaw jutsu miał jakąś słabość, to była nią
obrona. Nie znałem technik ukrywających, parujących ataki czy pomagających ich
unikać. Zawsze preferowałem walkę w zwarciu i pełną inicjatywę. Nigdy nie
musiałem się bronić, do cholery.
Grot wbił się w pień
drzewa za moimi plecami, a swój unik zarejestrowałem dopiero po tym, jak
samoistnie nastąpił. Przy takiej szybkości strzał nie było mowy o obmyśleniu
taktyki, każdy mój ruch był wyłącznie instynktowny.
Na pewno używał do
strzałów chakry. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Jeśli Sharingan ledwo
rejestrował pociski w locie, jak wyglądały dla Kiro normalne walki?
Bardziej musiały
przypominać polowania.
Jak Niko tego uniknęła?
Za dużo pytań. Musiałem
się skupić.
Kolejna strzała nie
wystrzeliła, za to zamarła na napiętej cięciwie. Blondyn obserwował mnie z
przymkniętym okiem, kucając w idealnie zbalansowanej i zrelaksowanej pozie.
Czułem na klatce
piersiowej łaskotanie, jakby sama jego myśl o przestrzeleniu mnie na wylot
miała fizyczną manifestację. Ciekawe.
Chwila wytchnienia pomogła Sharinganowi.
- To Fuuton, tak? - zgadłem, zasłaniając się - na ile to
było możliwe - Serimochi. Czułem spięcie w mięśniach, nerwy. Nie mogłem się
wydurnić przed Niko, skacząc we wszystkie strony jak kot z pęcherzem, ale z
drugiej strony bycie postrzelonym też nie było dobrą opcją. - Tworzysz wąski
tunel rzadkiego powietrza pomiędzy strzałą a celem, by ta leciała szybciej.
Sprytne.
- Cieszę się, że tak uważasz - odparł bez zająknięcia
Kiro, przypieczętowując to szczerym - jeśli nie kokieteryjnym - uśmiechem. -
Wiedziałem, że zauważysz.
Jak to powstrzymać -
chciałem zapytać, ale było za późno - chakra na mojej piersi zafalowała, a ja
już tarzałem się po ziemi, unikając strzały o kilkanaście centymetrów.
Nie tylko rozrzedzał
powietrze, zmniejszając jego opór, ale wiatrem przyspieszał strzałę i chyba
nawet lekko nią skręcał. Miał poza tym idealnego cela.
Kiro zatrzymał się na
chwilę, jakby nie dowierzając, że nie trafił, i wtedy dopiero do mnie dotarło,
że serio był gotowy mnie zranić. Nie miał nic do mnie, po prostu dawał z siebie
wszystko, pokazywał całą gamę swoich umiejętności, bez głupich forów.
I bardzo dobrze.
Kolejny świst. Tym razem Sharingan wypatrzył coś dziwnego
w locie, więc na wszelki wypadek odturlałem się inaczej, kryjąc się za drzewem.
Usłyszałem trzy bardzo bliskie sobie uderzenia, gdy trzy różne strzały wbiły
się w korę dookoła z niesamowitą siłą. Jedno z trafionych drzew zaskrzypiało
żałośnie.
Niedobitki
liści zaszeleściły mi nad głową.
Trzy strzały. Może jednak wcześniej się bawił.
- Już zmęczony, Sasuke? - zawołał Kiro z nowej gałęzi.
Gdzieś w prawo. - Trzy pociski to za dużo?
- Tak, to trochę przesada - odkrzyknąłem, wychylając się
zza drzewa i rozglądając się po polu treningowym. Niko obserwowała nas z
bezpiecznej odległości, skulona na drzewie. - Dlatego myślę, jak się do ciebie
zbliżyć.
Pole treningowe wypełnił
chłopięcy, perlisty śmiech.
- Obiecanki
cacanki!
Poczułem mrowienie nawet
za drzewem, muskające mnie w okolicach krtani. Nie czekając na ruch Kiro, nie
mogąc go wykryć bez kontaktu wzrokowego, wyskoczyłem zza drzewa, które
natychmiast runęło za moimi plecami. Puściłem się biegiem w kierunku drugiej
strony lasu, uskakując na boki, gdy groziło mi trafienie. Jedną strzałę
sparowałem - w ostatnim momencie - kataną. Jej siła omal nie wyrwała mi broni z
ręki.
Kiro wycofywał się tyłem,
nie ustępując w strzelaniu. Poruszał się zwinnie między gałęziami, niczym nieuchwytny,
tańczący duch. Strzelał precyzyjnie, w coraz to nowy sposób, z nowym pomysłem,
nową strategią, niezmęczony. Zaczynało się to robić irytujące.
Stworzyłem klona, który
posłużył za dywersję. Usłyszałem znajomy świst po drugiej stronie drzewa. Wziąłem
głęboki wdech, pieczęci zajęły sekundę, a zaraz przestrzeń między nami
wypełniła się kulą ognia, zasłaniając Kiro widok.
Ryzyko się opłaciło -
uskoczył dokładnie na tę gałąź, na którą chciałem, broniąc się przed pionowym
cięciem katany w jedyny sposób, jaki mógł - swoim łukiem.
Drewniana broń zawibrowała
i pękła na pół, przeszyta dodatkowo Raitonem. Przez moment widziałem błyskawice
odbijające się w niebieskich, zdezorientowanych oczach, a zaraz potem zakryły
je niemal białe włosy. Ułamek sekundy później chłopaka obok mnie nie było, a
łuk wisiał na samej cięciwie na gałęzi.
Pod moimi stopami, nisko w
gąszczu, dostrzegłem ruch. Jasną kurtkę.
Skoczyłem za nim w dół,
nie czując ponownie ani żadnego odgłosu, ani chakry. Jednak jeśli chciałem
wyjść z tego zwycięsko, musiałem go dorwać.
Jego pole manewru było
ograniczone, a jego ciało nie było na tyle wytrenowane, by zapewnić mu równą
mojej szybkość. Po minucie czy dwóch zorientował się, że ucieczka przede mną
nie ma sensu, bo przystanął przy drzewie, trzymając się za szybko unoszącą się
pierś. Jego włosy były rozwiane po biegu, uśmiech szeroki, a łuk i kołczan
zapomniane gdzieś w lesie.
- To był
drogi sprzęt - zauważył wesoło, nie zdejmując ze mnie czujnego wzroku. Coś
kombinował.
- Odkupię
ci - odparłem, badając jego chakrę Sharinganem. Ledwo widoczna. I to po biegu,
nie jutsu. Czemu?
Wyczułem czakrę Kalejdoskopu wydostającą się ze mnie z
ciekawością. Pozwoliłem jej, nawet lepiej było ją w końcu wytrenować.
Przyzwyczaić się. Nawet, jeśli Niko mi wcześniej zabroniła jej “marnować”.
Jednak Niko tu nie było.
Wyciągnąłem przed siebie miecz, a nasze oczy - jego
zwykłe, moje z Mangekyo - spotkały się tuż nad nim. Źrenice blondyna
rozszerzyły się w zaskoczeniu. Ruszyłem do niego powoli, na wszelki wypadek,
gdyby chciał wywinąć jakiś numer.
Spojrzenie Kiro przemknęło od liści chrupiących pod moimi
stopami do mojej twarzy i z powrotem.
- Kami, mógłbym się na ciebie gapić godzinami… -
westchnął nagle, a moje kroki ku niemu zachwiały się.
Co?
Chłopak przede mną rozpłynął się jak we mgle. Genjutsu?!
Kiedy?! Cały pościg?
- Niko wspominała, że przeszkadzasz jej przy treningu
flirtując - mruknął Kiro zza moich pleców. - Odpłacam pięknym za nadobne. - Tym
razem muśnięcie trwało milisekundę. Rzuciłem się wprzód, tam gdzie jeszcze
chwilę temu stał… on? Jego klon? Mokre liście w miejscu, gdzie przed chwilą stałem,
zostały przeszyte błyszczącą, białą energią.
Odturlałem się na bok, ignorując świst dookoła i wreszcie
mierząc go wzrokiem.
Nie miał na sobie kołczanu, ale za to trzymał w ręce łuk.
Łuk z czystej, białej chakry, podobnej konsystencją to tej, której używali
marionetkarze. Na czubkach jego palców z czystego powietrza zbierała się
kolejna jej porcja, formując świetlistą, buzującą jak burza strzałę.
Niko kiedyś wspominała, że sensei jej byłej grupy był
mistrzem Fuutona.
Czy to nie z nim Kiro spędził ostatnie kilka lat?
Chłopak oblizał usta i
uśmiechnął się szeroko, widocznie zadowolony z mojej reakcji. Chyba czas było
chrzanić obawy Niko i naprawdę pokazać mu, gdzie raki zimują.
- Pokażę ci
chyba moją nową technikę - zagaiłem z dołu, formując już nowy plan.
Kiro machnął na mnie ręką, wzdychając ciężko. Przysiadł
na gałęzi, bez żadnego wysiłku naciągając cięciwę w niematerialnym łuku. Razem
z jej odgięciem się w tył, unosił się też kącik ust pewnego siebie shinobi.
- Większość facetów kupuje mi kolację, zanim to usłyszę.
Strzały padły natychmiast,
jeden po drugim. Omal nie pogubiłem nóg uciekając - nie, unikając - w
bok.
Nie miałem pojęcia jak do
niego podejść nie zabijając go jednym, wielkim jutsu. A musiałem to zrobić,
jeśli chciałem spojrzeć mu w oczy. Hn. Nigdy bym nie przypuszczał, że Kamiumi
utrudni mi walkę samą pokusą używania go.
Tym razem nie było nawet
nadziei, że skończą mu się strzały.
Pomknąłem w górę po
wielkim drzewie, licząc na to, że tak starego, grubego okazu jego zwariowane strzały
nie przebiją. Kilkoma susami pokonałem dystans, jaki zdołał nadrobić, jednak
szybko przeszedłem do defensywy, nie mając już zupełnie jak sparować jego
pocisków.
Chłopak nie wydawał się
być fizycznie zmęczony, jednak z samego pośpiechu jego strzały były mniej
wykalkulowane. Strzelał w moim ogólnym kierunku, by trzymać mnie na dystans,
nie po to, by mnie zranić.
Stworzyłem kilka klonów,
by ponownie odwrócić jego uwagę. Nie miał szans pozbyć się ich wszystkich, nie
gdy każda strzała musiała być formowana osobno. Zaczął więc uciekać, ponownie
tańcząc między gałęziami, i oglądając się za siebie tylko po to, by posłać
strzałę prosto między moje oczy.
Był świadomy tego, gdzie
się znajduję w każdym momencie. Nikt poza Niko nie wyczuwał mnie do tej pory
tak dobrze. Byłem pod wrażeniem, nawet jeśli miałem ochotę go pobić za
idiotyzmy, jakie wydostawały się z jego ust.
Klony zniknęły. Uniknął
dwóch Katonów i Raitona. Nie stał i nie podziwiał, próbując przyjąć wszystko
heroicznie na klatę, jak Niko. Nie testował sił. Nie popisywał się. Nie starał
się odpowiedzieć, po prostu uciekał. On też nie miał jak się bronić.
Musiałem utrudnić mu
ucieczkę.
Wyciągnąłem dawno
nieużywane, proste żyłki z torby przy pasie i zrobiłem kilka klonów. Tym razem
wyskoczyłem zza drzewa razem z nimi - wiedząc, że Kiro uzna mnie za jednego z
nich.
Chłopak nie zaczął się
wycofywać od razu, chciał wyłapać, co zrobi zza drzewa prawdziwy ja.
Wykorzystałem ten moment.
-
Katon: Housenka no Jutsu! - Płonące shurikeny powędrowały w jego kierunku, mniej
lub bardziej celnie. Blondyn uniknął ich sprawnie, przemieszczając się
swobodnie w tył lasu. Wtedy wirujące ostrza skręciły i otoczyły go. Jedno
machnięcie rękoma i drygnięcie palcami, a płomienie zniknęły, zostawiając
wirującą broń, która powbijała się w okoliczne drzewa, napinając błyszczące
nici i unieruchamiając chłopaka między nimi.
Łuk i przygotowywana w dłoni strzała rozpłynęły się, gdy
Kiro stracił koncentrację. Przez chwilę zamarł, nie rozumiejąc, co się
stało.
- Łał - burknął z niedowierzaniem, testując
napięcie żyłek. Mimo długiego nieużytkowania były ostre. Nie miał tyle siły ani
zaparcia, by je rozerwać. Wyglądało na to, że trening dobiegł końca. - Czemu mi
o tym nie wspominałaś? - spytał, gdy chowałem czystą katanę.
Tuż obok mnie
zmaterializowała się uśmiechnięta Niko.
- Bo byś
dopowiedział sobie teorię, dokąd takie wiązanie prowadzi? - Uniosła brew,
omiatając rozbawionym wzrokiem jego aktualne położenie. Chłopakowi było chyba
wygodnie, bo wcale się nie szamotał. Przytaknął tylko z usatysfakcjonowanym
uśmiechem, przyznając jej rację. - Dłużej się nie dało? Okrążyliście pole
treningowe osiem razy, skacząc jak zające. Mogłam wam po prostu wynająć pokój -
stwierdziła, po czym zaśmiała się z własnego żartu.
- Nie
trzeba - mruknął związany shinobi. - Jedno spotkanie z Sharinganem, jak
pasjonujące by nie było, w zupełności mi wystarczy.
A więc o to mu chodziło. O
sprawdzenie swoich umiejętności przeciwko kekkei genkai. Ciekawe, jak by mu
poszło z klanem Hyuuga…
Nadal nie wyłączyłem
Sharingana w najbardziej rozwiniętej formie. Tęczówki chłopaka były przyspawane
do moich z ogromnym zaciekawieniem, ekscytacją i… zazdrością? Może marzyły mu
się więzy krwi przydatne przy celowaniu.
- Jak
chcesz. Jakby co - wiesz, gdzie mnie znaleźć - odparłem, obejmując ramieniem
trzęsącą się na zimnie Niko. Przez sekundę razem podziwialiśmy moje dzieło.
- To ja
jestem do twoich usług, Sasuke - Kiro uśmiechnął się frywolnie, musząc mieć -
oczywiście - ostatnie słowo. Uniosłem brew. Niko też. - Ah, czego ja bym nie
zrobił dla takich oczu...
Moje ciało chyba
zesztywniało na chwilę, zaskoczone tak bezpośrednią deklaracją, bo las
natychmiast wypełnił się parskającym śmiechem kunoichi obok.
Chyba była zadowolona z
jej przyjaciela pokonującego mnie moją własną bronią. Niedoczekanie.
- Skoro tak
mówisz… - zacząłem, przecinając dwie przeszkadzające linki i pociągając na
kolejne dwie, by przyciągnąć obezwładnionego shinobi na naszą gałąź.
Przestałem, gdy nasze oczy były na tym samym poziomie. Jego twarz natychmiast
pokryła się rumieńcem, a przebojowość i cwaniactwo zniknęły. Zabawne. - W
ramach kary za przegraną, będziesz wykonywał moje polecenia. Cały dzień.
Śmiech Niko zamarł.
Zakrztusiła się. Potem przystąpiła do machania rękami.
Kamiumi nastąpiło mimo
braku jej zgody.
Wyłączyłem Sharingan.
Twarz Kiro przeciął
szeroki, dumny uśmiech.
- Ha,
lepszej kary nie mógłbym sobie wyobrazić! - zachichotał, czekając, aż przetnę
resztę więzów. Rumieniec zniknął natychmiast. Dziwny człowiek.
- Kiro,
naprawdę.. nie musisz… przepraszam za niego, ten dupek…
Blondyn poklepał ją po ramieniu, po chwili całkowicie
zmieniając zdanie i przytulając ją od tyłu. Stłumiłem w sobie warknięcie.
- No coś ty, to będzie super zabawa. Chętnie spędzę z
wami trochę czasu. Mamy dużo do nadrobienia - wyjaśnił, pociągając ją, by razem
z nim zeskoczyła z drzewa. Nagle z wykalkulowanego, chłodnego mordercy zrobił
się z niego podekscytowany szczeniak. Albo nieśmiały homo-romantyk. Trudno było
stwierdzić. - Poza tym znasz mnie. Zrobię wszystko, by Pan Uchiha zaraz tego
pożałował!
Nie pożałowałem.
Spędziliśmy czas na chodzeniu po Konoha i pokazywaniu Kiro naszych ulubionych
miejsc (Niko specjalnie omijała nasze byłe mieszkanie, chyba wspomnienie o nim
i o naszym…. konflikcie było dla niej jeszcze za świeże). Blondyna nie było w
mieście kilka lat i trochę się pozmieniało. Dopiero gdy zaczął wskazywać
wyremontowane budynki i zmienione sklepy dotarło do mnie, jak szybko mijał
czas.
Odkąd poznałem Niko nie
minął nawet rok, a mimo to wszystko było inne. Dwa mieszkania - porzucone,
multum misji, nowych znajomych. Nowych wrogów. I historii mojego własnego
klanu. Aż trudno mi było sobie wyobrazić, gdzie będziemy za rok. Czy dwa.
Czy w ogóle - będziemy.
Był moment, że myślałem,
że nie żyje. Jeszcze wcześniej - że z nami koniec, że zdradziła moje zaufanie,
a ja wywęszyłem spisek i zagrożenie dla wioski, którego była częścią. Obie te
myśli wydawały mi się teraz idiotyczne.
Spojrzałem na nią spode
łba, gdy szła pod rękę z Kiro, oboje zajadając się dango.
Moim pierwszym rozkazem
było niedotykanie jej, co obojgu się nie spodobało.
Ale spowodowało, że Niko
zawisła na moim ramieniu, szukając ciepła. Jej chłodna dłoń znalazła
moją w kieszeni kurtki.
Zjedliśmy obiad i
wznowiliśmy trening na polu numer dwa, gdzie trenowali już Neji i Tenten. Kiro
uzupełnił swoją kolekcję przeciwników z legendarnymi oczami, podczas gdy Niko i
Tenten połączyły siły w sparringu taijutsu przeciwko mnie.
Oczywiście poległy, ale
przynajmniej dobrze się bawiły.
Wieczorem trafiliśmy do
Kareki, gdzie Kiro - bez rozkazu, powołując się na znajomości z barmanem
- przynosił nam coraz to nowe napoje. Lokal był wypełniony śmiechem, ludźmi i
muzyką. Na środku stali ustawiono stół bilardowy, więc mieliśmy zapewnioną
rozrywkę do północy. Nawet, jeśli humor próbowali nam popsuć Lee i Naruto oraz
Kiba i Megumi migdalący się gdzieś w kącie.
Wraz z Kiro ograłem Naruto
i Niko. Co ciekawe, przy trudniejszych manewrach czułem na palcach chwytających
kij znajome muskanie chakry znacznie pomagające białej bili dotrzeć tam, gdzie
powinna.
Niko patrzyła na mnie z
rozdrażnieniem, chyba coś podejrzewając. Jednak była zbyt wstawiona, by
zaczynać burdę, więc wskoczyła mi na plecy, by utrudnić mi celowanie. Nic to
nie dało.
Następnego popołudnia, gdy
obudziłem się z suchym gardłem i piekącymi oczami, za oknem zamiast pięknej
pogody przywitała mnie śnieżna zawierucha oraz biała maska w czarnym płaszczu
zapraszająca mnie na obrady Shiznobu.
Dotarłem do bazy
oczywiście przed Niko, która dowlokła swój pół-żywy, skacowany kufer na miejsce
prawie pół godziny po mnie. Oczywiście nikt jej nie zwrócił uwagi. No bo po co.
Weszliśmy na tę samą salę,
co przed misją, zastając ją względnie pustą. Na końcu stołu siedziała Hokage,
obok niej, na miejscu Shizune - uśmiechnięta od ucha do ucha Anko, a po lewej -
ojciec Ino. Zwykle czysty, gładki stół zarzucony był znajomymi mi papierami.
Gdy drzwi zamknęły się z
hukiem za nami, zauważyłem nowy element wystroju - dwóch ANBU stojących obok
wejścia. Prawdopodobnie zabezpieczenie z powodu małej ilości shinobi na sali.
Zignorowaliśmy ich.
- Powrócili
nasi tajni agenci - obwieściła blondynka, rozkładając teatralnie ręce.
Mimo jej pozornego dobrego humoru w jej postawie widziałem napięcie. -
Siadajcie. Gdziekolwiek.
Niko opadła na krzesło, w którym kiedyś ją widziałem, a
ja zasiadłem zaraz obok. Spojrzała na mnie dziwnie, jakby lekko… wystraszona,
ale nic nie powiedziała.
- Po pierwsze... - zaczął Yamanaka poważnie. - ...ludzie,
których widzieliście w bazie to na pewno agenci Korzenia. Sai, którego Tsuyu
zna, oraz Torune Aburame są jednymi z najbliższych współpracowników Danzo.
Jeśli oni tam byli, to on też.
- Wiemy. Kabuto to przyznał. Co nas to obchodzi? -
Wzruszyłem ramionami.
Czemu nagle jego położenie
było ważne? Trzeba było zająć się faktem, że ma w sobie obce komórki i kto wie
ile skradzionych Sharinganów. Ale tchórze bali się podjąć temat, zapewne nie
mając jeszcze pojęcia, jak go pokonać.
- Chcemy
założyć, kogo mogliście niechcący… - Uniosłem brew. Serio? - … wyeliminować. By
lepiej rozplanować nasze kolejne ruchy.
Anko zerwała się z krzesła i obeszła stół, stając za
naszymi plecami i rzucając nam pod nos kilka zdjęć. Pochyliła się, obejmując
nas ramionami.
- Ten tutaj to Hyo. Paskudny gość. Ci dwaj to Dajimu i
Tera. Ten przystojniaczek to o Terai. A ten smutny to Fuu Yamanaka. - Blondyn
po drugiej stronie stołu odchrząknął. - Widzieliście ich u Orochimaru? Czy
jednak będę miała szansę samodzielnie uciąć im-...
- Nie widziałam żadnego z nich - przerwała jej Niko, z
grzeczności jeszcze unosząc do twarzy poszczególne zdjęcia i widocznie
zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Co z Itachi’m? - spytałem w międzyczasie. Wiadomo było,
że prawdopodobnie dostanę w odpowiedzi kłamstwo, ale warto było zobaczyć, co
sądzą o moim stosunku do niego.
- Poczuł się lepiej gdy was nie było - odpowiedziała od
razu Tsunade. Spodziewała się tego pytania, to pewne. Niko oddała zdjęcia Anko,
słuchając z przejęciem. - Zaczął chodzić. Wypuściliśmy go.
Rzuciłem wzrokiem na Niko. Póki co spała nadal u Akane, a
tej mieszkanie - z tego, co zrozumiałem - było swego rodzaju bazą wypadową dla
mojego brata. Specjalnie mi nie mówiła, że go widziała?
Niko zrozumiała pytanie w moich oczach i pokręciła smutno
głową.
Albo Itachi jej unikał. To miało sens. Niko miała talent
do psucia jego planów.
Gdzie on się podziewał? W takim stanie?
Czy ja się… martwiłem? Nie. Po prostu szukałem sensu w
zachowaniu psychopatycznego gnojka, który uwziął się na swoją wizję samobójczej
acz heroicznej śmierci, a wszystkie osoby dookoła podkładały mu kłody pod nogi,
ratując mu dupę.
Nie zdziwiłbym się, gdyby z żałości sam skrócił swoją
mękę.
Nie, zdziwiłbym się. Czemu próbowałem się oszukać?
Musiałem się jeszcze z nim zobaczyć. Nie zamieniliśmy ani jednego normalnego
słowa.
Nie docierało to do mnie, że dostał praktycznie drugą
szansę. Gdyby nie Hokage, już by go nie było.
- Mniejsza o chłopa. - Tupnęła nogą Anko, siadając po
drugiej stronie Niko. - Ważne jest, co odkryliśmy z zapisków naszego drogiego
Orochimaru.
- Jego ludzie planują ponowny atak na naszą wioskę -
oświadczyła Tsunade. - Dokładnie za dwa tygodnie.
- Egzamin na chuunina - zgadłem. - Mało oryginalne.
Chyba mój spokój nie spodobał się blondynce, bo
zmarszczyła brwi i spięła wargi, po chwili namysłu również wstając od stołu i
rozpoczynając marsz wokół sali z rękoma splecionymi pod biustem. Gdy zbliżyła
się do nas, znacznie łatwiej było zauważyć szarawy ton jej karnacji i
niedokładnie przykryte makijażem niebieskawe plamy pod oczami.
- To jedyne wydarzenie, na którym można znaleźć
wszystkich wyżej postawionych ludzi w wiosce - stwierdziła oczywistą
oczywistość. - Oraz delegatów innych państw, jeśli Danzo będzie szczodry i poza
zamachem stanu rozpocznie też wojnę.
- Pewnie nie spodziewają się, że my się spodziewamy, że
oni zaatakują drugi raz w tym samym miejscu - zaśmiała się Anko, zarzucając nogi
okryte ciężkimi buciorami na stół.
- Co jeśli odwołają atak? - spytała Niko z nutą nadziei w
głosie. - Może skapną się, że zabraliśmy dokumenty i zaatakują gdzie indziej?
- Drugiej takiej okazji nie będzie - westchnęła Anko,
wchodząc w słowo Hokage. Blondynka na chwilę przystanęła, przyglądając się
wachlarzom zawieszonym na ścianie. - Poza tym to nie tak, kotku, że było to
napisane wielkimi literami na okładce ich księgi “Jak zniszczyć Konohę”. Ich
atak nie jest oczywisty. Wywnioskowaliśmy go po godzinach rzetelnego czytania
wszystkich notatek i zwojów, które nam przynieśliście. Nie wiem jak Danzo, ale
Oro jest chorobliwie dumny. Nie pozwoli, by mała szansa, że nie jesteśmy absolutnymi
idiotami i umiemy czytać, zniszczyła jego misterny plan.
- To ty umiesz czytać? - spytałem.
Tajna baza organizacji wojskowej najsilniejszego kraju na
świecie. Przybrana matka mojej dziewczyny, bujając się na krześle, pokazała mi
tu właśnie zdecydowany, majestatyczny, środkowy palec.
- Nawet jeśli przełożą lub odwołają atak… - Hokage
odwróciła się ku nam, chyba w podobnym stopniu jak ja zmęczona zachowaniem
Mitarashi. - ...lepiej dmuchać na zimne. Potrajamy straż i mobilizujemy naszych
ludzi, a zatem i was.
Mój lekki kac zmienił się w tym momencie w ogromny ból
głowy.
- Bierzecie pod uwagę, że mają swoich agentów od
wewnątrz? - spytała Niko. Całkiem sensownie. - Że ich ludzie mogą być
uczestnikami egzaminu? Na trybunach? W straży? - wyliczyła. - Ba, nie
zdziwiłabym się, gdyby zinfiltrowali samo Shinzobu!
- To akurat nie, bo z Inoichi’m czytającym w głowach i
Haisekai we krwi mamy ciągły dozór nad lojalnością naszych ludzi - pochwaliła
się brunetka z taką łatwością, jakby ruszyła choć małym palcem w tym kierunku.
Yamanaka natychmiast posłał jej zirytowane spojrzenie.
- Jak powiedziałam - westchnęła ponownie Tsunade. -
potrzebujemy nowych ludzi. Zwerbowałam już sporą grupkę zaufanych osób, ale wam
zostawię wtajemniczanie Kakashi’ego i Akane i namówienie ich do współpracy. -
Niko przytaknęła. Ja zmarszczyłem brwi.
- A co ze mną? Nie jestem członkiem Shinzobu. Ani ANBU,
że zauważę.
- Znajdziemy ci mundur - machnęła ręką blondynka,
oddalając się na własne miejsce, jakby cała sprawa mogła być tak załatwiona. A
ja - zbyty.
- To nie takie proste - warknąłem.
- Ależ tak. Przyjęlibyśmy cię już dawno, gdyby nie nasze
plany co do Itachi’ego, które mógłbyś popsuć - zapewniła mnie Hokage. - No,
właściwie i tak popsułeś. - Jej wzrok na chwilę odwrócił się od nas i zatrzymał
się na stojących przy drzwiach strażnikach. Skinęła na nich ręką. - Sasuke oraz
Uchite i Suzaku zastąpią niedysponowanego Itachi’ego oraz Gashi’ego i
Ryoushi’ego. Jakoś to będzie.
- Nikt nie zastąpi Ryoushi’ego - szepnęła pod nosem Niko,
schylając głowę w ostatnim momencie, jakby miało mi to przeszkodzić w
usłyszeniu jej słów. Widać nie tylko dla mnie “jakoś” było wystarczająco dobrym
zapewnieniem.
Drzwi na salę otworzyły się. Do środka zajrzała jakaś
młoda kobieta, bez maski.
Hokage-sama, przybył Jiraiya-sama. Czeka na panią w pani
biurze.
Kobieta przytaknęła asystentce i obróciła się w stronę
naburmuszonej Niko.
- Wiadomo, mała, ale czas na rozczulanie minął. Mamy
wojnę - stwierdziła ostro. Z przeciągłym westchnięciem zdjęła jedną gumkę i
zawiązała kucyk ponownie, łapiąc wszystkie włosy, które się z niego wydostały.
Na sali zapanowała cisza. Blondynka wstała z krzesła i przeszła przez nią,
poprawiając swoje zielone haori. Zniknęła za drzwiami bez pożegnania.
Anko odchrząknęła wymownie, po czym zsunęła nogi ze
stołu.
- Też będę zmykać. Chłopcy zabiorą was do magazynu.
Uzbroicie szkraba w maskę i kryptonim i będziecie grzecznie czekać na
instrukcje.
Co za idiotyzm. Głupie
protokoły i przebieranki.
- A co
jeśli nie chcę maski i pseudonimu? - skrzyżowałem ręce na piersi.
Anko pochyliła się po
drugiej stronie stołu, podpierając się pod boki. Jej oczy iskrzyły się na moje
wyzwanie. Tylko na nie czekała.
- Jasne,
Panie Oryginalny. Wystawimy do walki przeciwko napalonemu na ciebie Orochimaru
setkę jednakowo umundurowanych żołnierzy oraz ciebie! - Zamachała mi
ręką przed twarzą, obejmując moją sylwetkę w powietrzu, jakby z niezdecydowanym
obrzydzeniem. - Będziemy też do ciebie krzyczeć “Hej, Uchiha!”, by trudniej
było cię znaleźć. Wtedy będziesz absolutnie nie do wykrycia i zawsze w
idealnej pozycji, by wyprowadzić atak z zaskoczenia. Co ty na to? - Pochyliła
się jeszcze bardziej, przechylając lekko głowę. Nie było wątpliwości, skąd Niko
nabrała irytujących, wyzywających nawyków.
-
Zrozumiałem - warknąłem, byleby tylko się ode mnie odsunęła. Niko nie ruszyła
się o centymetr, zatopiona we własnych myślach.
Mitarashi zniknęła, trzaskając za sobą drzwiami. Dwóch
ANBU, z którymi mieliśmy chyba od teraz współpracować, otworzyło nadal
wibrujące drzwi na oścież, zapraszając nas do wyjścia. Yamanaka wyszedł
natychmiast z lekkim skinięciem w naszą stronę. Co do wojowników - nietrudno
było zgadnąć, który z nich był zwany Uchite (jap. strzelec) - chłopak z
lewej poza podstawowym wyposażeniem kabur, tanto i zwojów miał na sobie dość…
znajomy kołczan.
Posłałem mu mały
uśmieszek, mijając go. Przez maskę trudno było ocenić, jak zareagował, ale Niko
przez nagłe idiotyczne odurzenie zupełnie nie zauważyła swojego przyjaciela
stąpającego u naszego boku.
Szary korytarz wypełnił
się monotonnym stukaniem naszych butów. Gdy za zakrętem pozwoliłem się
wyprzedzić drugiemu z nich, Suzaku, jego włosy wskazały mi natychmiast, kto był
pod maską przedstawiającą ptaka.
Niko miała nikomu nie mówić. Z tego co wiem, nie
powiedziała ani Megumi, ani Kiro, a tym bardziej innym chuuninom. A jednak
Hokage sprowadziła ich do sali, w której dyskutowaliśmy nad wszystkim -
nad Danzo, nad Itachi’m. Jasne, mogła wybrać o wiele gorzej w kwestii ich
umiejętności, jednak trudno było mi uwierzyć, by w całej wiosce nie było
żadnych bardziej… doświadczonych shinobi.
A może właśnie na świeżości jej zależało. Nowi shinobi,
nie znani za granicą, byli kartą atutową, gdy sami nie wiedzieliśmy, z czym i
kim się zmierzymy. Nie wspominając już o tym, że bardziej zasłużeni wojownicy
mieli swoje upodobania i przynależności polityczne. Na pewno mieli już
styczność z Danzo i całkiem możliwe było, że nie byliby tak otwarci na brutalne
pozbawianie wioski radnych, jak nasze pokolenie.
- Od jak dawna tu jesteście? - spytałem, nie czekając, aż
dotrzemy do składu broni. Niko ocknęła się obok mnie, wyłączając autopilota. W
jej oczach wdać było szok - w końcu to ja zacząłem rozmowę.
- Jakieś cztery miesiące - odparł Neji, mijając dwóch
zamaskowanych typków i skręcając za nimi w lewo, w węższy i niższy biały korytarz.
Kunoichi otworzyła szerzej oczy.
- Odkąd wróciłem do domu - dodał od siebie Kiro,
odwracając się na pięcie i idąc przez chwilę tyłem. Tym razem kunoichi
uśmiechnęła się szeroko. Była tak prosta w rozczytywaniu, że naprawdę
potrzebowała maski. - I jak wyglądam? Biel i czerń są w modzie, nie?
- Kiro! - pisnęła szeptem Niko, doskakując do niego i
obejmując go w pasie. - Skąd…
- Shhh, nie tutaj…
- Wszystko jedno - mruknął Hyuuga, wpuszczając nas do
składu pełnego broni i ubrań. - I tak nikogo tu nie ma.
Blondyn zdjął maskę, natychmiast potrząsając głową jak
pies, by włosy ułożyły mu się tak, jak natura tego chciała. Neji poszedł w jego
ślady, nie bawiąc się jednak w zbędne uprzejmości i od razu szukając dla mnie
identycznego munduru.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?! Wiesz, jak trudno
było mi nic nie mówić? - jęknęła Niko, ignorując zupełnie mnie i Hyuugę.
Automatycznie złapała blondyna za rękę, którą zaraz potrząsnęła, widocznie
korzystając z faktu, że Kamiumi skończyło się i nie dotyczył ich już zakaz
dotykania.
- I bardzo dobrze, że wytrzymałaś. Tsunade-sama o tym
przy was nie wspomniała, ale spytała mnie, czy się nie wypaplałaś. Dzięki tobie
nie musiałem kłamać.
Uśmiechnąłem się lekko. I tak by ją chronił. Dobrze.
- Mam ci tyle do powiedzenia… oh, Kami… - Kunoichi
złapała się za głowę, opierając się o ścianę. - Nawet nie wiesz, jak się
cieszę… cały czas byłam z tym sama i -...
- Nie rób tu scen, Niko.
- Dzięki, że o nas pamiętasz - warknęliśmy jednocześnie z
Neji’m. Zielonooka zamknęła się, może w końcu łaskawie zostawiając plotki i
dziewczęce rozterki na później.
- Ten będzie dobry - zdecydował Neji, podając mi pełen
ekwipunek. - Reszta… to znaczy kabury, zwoje i saya mogą być twoje. Nie mamy
czasu wyrabiać identycznych. Którą maskę wybierzesz? - Wskazał na półkę z
kilkoma. Wziąłem pierwszą z brzegu, która - o ironio - przypominała kota.
Położyłem ją na stercie
czarnych ubrań i białych ochraniaczy.
- Teraz
jeszcze tylko ksywka, pod którą cię zarejestrujemy - wtrącił się Kiro. - To
musi być coś… majestatycznego. Ale pasującego - rozmarzył się,
podpierając podbródek ręką. Potrząsnąłem głową. Powracała niedorzeczność.
-
Onibi. Demoniczny
ogień - zaproponował od razu Hyuuga. - Posługujesz się przecież Katonami.
- Za
mroczne - stwierdziła Niko, papugując pozę Kiro i krytycznie przyglądając się
mojej sylwetce, zupełnie jakbym już był przebrany i gotowy, na polu walki.
Posłałem jej moje piorunujące spojrzenie, ale nic ono nie dało. Możliwe, że
nawet pogorszyło sprawę. Jej oczy spoczęły na moich. Klasnęła w ręce. - Basan.
Zionący ogniem kurczak.
- Dobre...
ale nie. Itsumade? Po prostu zionący ptak?
-
Okami. Demon wilk.
Albo Onryo. Demon tragedii i smutku - rzucił Hyuuga, zupełnie jakby - w
przeciwieństwie do mnie - nie spieszyło mu się wcale, by stąd w końcu wyjść.
Paradoksalnie - chyba nawet nie żartował.
-
Tragedii? Co z tobą
jest nie tak? - skrzywił się Kiro. - Tengu. Jak ten latający… pies?
Ptak? Anioł? Onmoraki? Za długie. Kechibi? Nie. Lepiej coś z
oczami…
- Lub…
-
Zamknijcie się wreszcie - warknąłem, nie nadążając już za mitologicznymi
wzmiankami. Tak jakby imię miało jakiekolwiek znaczenie. I tak nie miałem zamiaru
używać pseudonimu. Ciężko było mi wyobrazić sobie siebie samego jako anonimowa
maska w szeregu, wykonująca rozkazy tępych dowódców, którzy własnoręcznie
doprowadzili do sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Od Niko wiedziałem, jak
durne i meczące zadania wykonywali ANBU. Nie miałem zamiaru się w tym babrać.
Nie na dłuższą metę.
Wiedziałem, że gdy przyjdzie co do czego, i tak zrobię
to, co trzeba, a nie to, co rozkaże przełożony. Nawet Hokage. Bycie ANBU
to nie był to dla mnie zaszczyt. Nie był to mój cel. Nie byłem ślepym sługą.
Doskonale wiedziałem, że prędzej czy później każda organizacja - nawet Shiznobu
- będzie próbowała użyć nas jako pionków, pozbyć się nas lub poświęcić nas w
swoim własnym celu. Tak jak Itachi’ego.
- Shirime - przerwała ciszę Niko, patrząc na mnie uparcie,
zupełnie nieświadoma myśli kotłujących się w mojej bolącej głowie. - Potwór z
jednym okiem w odbycie. Lśniącym jak błyskawica - zacytowała, nie mogąc
powstrzymać drgającego kącika ust. Objęła mnie ramieniem. Może jednak czegoś była
świadoma. - Co ty na to? - zerknęła na mnie z dołu.
- Zostanę przy Tengu - oznajmiłem, wypuszczając powietrze
nosem.
Chociażby jako przypomnienie. To ich płaskorzeźby
dekorowały piwnicę pod salą narad klanu. Historia Itachi’ego i mnie nie jeszcze
się nie skończyła. A jego porachunki z polityką wioski nie były rozstrzygnięte.
Jej ręka z moich pleców powędrowała na mój kark, gdzie
połaskotała moją szyję paznokciami.
Ciąg moich myśli urwał się raptownie.
Kiro uśmiechnął się przekornie.
- Powiadomię Tsunade-sama o twoim wyborze. Następny
kapitan będzie się już tak do ciebie zwracał - oświadczył Neji, po czym
postukał palcem porcelanową maskę na stosie w moich rękach. - Radziłbym od
teraz pojawiać się tu w stroju. Zmniejszy to zamieszanie.
- Oby kapitanem nie był Ibiki - jęknęła Niko, powoli idąc
do wyjścia. - Ani Anko - dodała. - Przecież nie dałaby nam spokoju.
- Jeśli Hokage zależy na Sharinganach, to Kakashi byłby
dobrym dowódcą. - Otworzyłem jej drzwi i przytrzymałem je też dla chłopaków,
notując w myślach - na wszelki wypadek - położenie zbrojowni w bazie. - Musisz
go tylko przekonać.
- Z nim nie będzie problemu. Bardziej martwię się o
Akane.
Kiro spojrzał na nią z uniesioną brwią, zamierając przy
zakładaniu maski.
- Moja nowa nauczycielka. I przyjaciółka.
- Znam ją - przyznał, wiążąc supeł z tyłu głowy. - Była
szpiegiem w Kraju Wody. Nasze drogi skrzyżowały się kilka razy. Fajna babka.
Niko zaczęła dopytywać o szczegóły jego zadania i o ich
byłego sensei’a, a ja wyłączyłem słuch.
Nie docierało do mnie, jak dziwacznie się to wszystko
potoczyło. Wszystko było połączone. Cała siatka ludzi, historii i kontaktów
była potrzebna, byśmy wylądowali w tym miejscu. Itachi znał Akane, Anko i
Kakashi’ego. Kakashi uczył mnie i Niko. Akane też. Anko ją adoptowała. Nawet
jej przyjaciel był teraz w to zamieszany.
Nigdzie w bazie nie czułem chakry Itachi’ego. Na razie
wyglądało na to, że mówili prawdę.
Czemu trudno było mi uwierzyć, że zupełnie się wycofał?
Jeśli wiedziałby, że Danzo i Orochimaru ponownie zagrażają jego ukochanej
wiosce, byłby tu, planował wraz z nimi, po raz kolejny stojąc w pierwszym
rzędzie do oddania życia w walce. To właśnie robił, gdy nakryłem go podczas
ataku ANBU na bazę Korzenia - ryzykował. Zupełnie bezsensownie. Tak długo był w
Akatsuki, że natychmiast włączył się w bójki wewnętrzne Konohy, byleby zmienić
coś na lepsze, ograniczyć liczbę ofiar.
Czemu nie robił tego teraz? Jak osłabiony był po naszej
walce?
- Zobaczymy się jutro, nie? - spytał Kiro, czochrając
włosy Niko. Zorientowałem się, że już zostaliśmy odprowadzeni do wyjścia.
Przeszedłem z nią kawałek
lasu, zmierzając w kierunku spokojniejszego brzegu wioski. Dziewczyna nie
mówiła nic, widocznie równie zaniepokojona i ciekawa, co ja. Jej ręce wbite
były w kieszenie ciemnej kurtki, której wcześniej na niej nie widziałem, a oczy
nieobecne. Zarzuciłem na głowę kaptur i zawinąłem maskę w ubrania, robiąc z
nich rulon, który włożyłem sobie pod pachę.
Byliśmy niedaleko domu Akane, gdy Niko w końcu przerwała
ciszę.
- Dam znać, jeśli będę wiedziała coś więcej. Gdzie cię
znajdę?
- Tam, gdzie zwykle - westchnąłem, kiwając brodą w
kierunku do niedawna opuszczonej dzielnicy. Dopiero teraz zorientowałem się, że
gdy pierwszy raz mnie tam namierzyła, było to nasze swego rodzaju pogodzenie.
Rozmawialiśmy o naprawdę… trudnych tematach. Potem zapraszała mnie na misję,
ale byłem już w innym budynku.
Musiałem pamiętać, że nie
jestem już odludkiem. Niko jakoś udało się prześlizgnąć przed rozstawione
pułapki - zapewne z pomocą Kakashi’ego lub Akane. Agent ANBU też nie wydawał
się poturbowany. Jednak informacja o moim tymczasowym domu mogła się roznieść i
wkrótce mogłem sprawić problem - Kiro, Neji’emu, Naruto, mniej uważnemu
agentowi… lub osłabionemu Itachi’emu.
Cóż, trzeba było dezaktywować
zabezpieczenia.
Następny dzień minął bez
rewelacji. Ponownie przełożyłem swoje najbardziej osobiste rzeczy do nowego
domu, wędrując pomiędzy niewygodnymi, obcymi łóżkami i walcząc z bezsennością.
W lesie na obrzeżach wioski huczały sowy i wyły wilki, do czego od wyprowadzki
z centrum nie mogłem się przyzwyczaić.
Czasem kilka godzin przed
snem maszerowałem po dzielnicy, pławiąc się w gwarantowanej samotności i paląc
w spokoju. Tego wieczora po raz pierwszy od długich, mroźnych tygodni niebo
było bezchmurne, a zapuszczone ogrody sąsiadów i kuzynostwa wydawały się jaśniejsze.
Pomagał też zalegający wszędzie śnieg.
Przysiadłem na
rozpadającej się ławce.
Księżyc odbijał się w
małym stawie, jeszcze nie do końca porośniętym glonami. Gdzieś nieopodal
stukało rytmicznie sozu. Panował absolutny, niezachwiany spokój.
Podobałoby się tu Niko.
Zawsze walczyła ze mną o więcej roślin w każdym pokoju i chciała spędzać każdą
wolną chwilę na zewnątrz. Nigdy nie mogła wytrzymać bez balkonu. Do tej pory
pamiętałem nasze eskapady na dach.
Hn. O wilku mowa.
Dziewczyna wyłoniła się spomiędzy
domów, rozglądając się uważnie. Chyba jeszcze nie zauważyła mojej obecności, bo
nie zwolniła kroku, mknąc uliczką wzdłuż opuszczonych budynków. Zgasiłem
papierosa i przeskoczyłem bezgłośnie na altanę, zaraz potem wspinając się na
dach sklepu, gdzie kiedyś kupowałem owoce. Wyciszyłem maksymalnie chakrę.
Niko była ciepło ubrana, a
przez jej ramię przewieszona była wypchana torba. Ciekawe.
Nie palił się żaden
lampion, a na śniegu przed nią nie było śladów moich butów. Nie spodobało jej
się chyba, że nie może mnie znaleźć, po przystanęła w końcu z widoczną
irytacją. Jej standardowo odwędrowujące w górę oczy zawiesiły się na
gwieździstym niebie. Jej ramiona zrelaksowały się.
Zsunąłem się po rynnie,
bezszelestnie wychodząc z zaułka. Uniknąłem żwirowej drogi, idąc wzdłuż sklepu,
po gładkim betonie. Byłem już metr od niej, gdy jej cierpki głos przeszył
spokojny wieczór:
- Nawet o
tym nie myśl, Uchiha.
Westchnąłem, obracając ją
ku mnie. Mimo poważnego tonu wydawała się być całkiem z siebie zadowolona.
- To
niebezpieczne dla młodej damy, tak samotnie błąkać się nocą... i to w takich
okolicach - skarciłem ją, przystępując bliżej. Kunoichi przechyliła głowę na
bok, patrząc na mnie niewinnie. Jej oczy spoczęły na chwilę na moich
ustach.
- Jeśli ja
jestem damą, to kim ty jesteś? - prychnęła, kładąc swoją dłoń na moim
mostku. - Rycerzem?
- Smokiem -
palnąłem, przyciągając ją do siebie. Jej uśmiech był już nie do powstrzymania.
- Zionącym ogniem ptakiem. Psem ze skrzydłami. Albo jakimś tandetnym zbirem,
skoro tu mieszkam.
Niko spięła usta, jakby
zastanawiając się na pokaz. Wysunęła dłoń spomiędzy naszych kurtek i objęła
moją szyję z dwóch stron, przejeżdżając po niej palcami.
- W takim
razie chyba też zostanę zbirem. Bo mam zamiar z tobą zamieszkać. Znowu.
Nie dała mi szansy na odpowiedź. Pocałowała mnie krótko,
stając na palcach, ale nie stała za jej gestem żadna siła ani pasja. Ot, mały
buziak. Przywitanie. Przyzwyczajenie.
Odsunąłem ją od siebie, unosząc brew. Jej torba
zakołysała się za jej plecami.
- Akane w końcu cię wyrzuciła? - spytałem, doskonale
wiedząc, że to mało prawdopodobne.
- Nie. Ale czułam, że nadużywam jej gościnności.
Zwłaszcza, gdy praktycznie zmusiłam ją do wrócenia do ANBU - westchnęła
dziewczyna. Wydawała się niepewna. Jakby nadal wierzyła, że będę w stanie ją
wyrzucić. Co było nieodrzeczne. Choć gdy ostatnio staliśmy w tym miejscu,
dostałem od niej w twarz. A teraz? - Cóż… masz tu dużo miejsca. Na pewno znajdę
dla siebie jakiś kąt, nie?
Puściłem jej ramiona, kładąc rękę na jej karku, jak ona
mi w bazie. Zachęciłem ją lekkim gestem, by szła za mną. Uśmiechnęła się.
- Z centrum nie widać tak dobrze gwiazd - westchnęła,
łapiąc ze mną wspólny, równy krok. Minęliśmy mój rodzinny dom. Starałem się nie
poświęcać mu większej uwagi, by Niko nie podłapała jego lokalizacji. Wolałem
się do niego nie zbliżać. Ani o nim nie rozmawiać. - A wasze ogrody są śliczne.
- Zapuszczone - warknąłem. - I wszędzie stąd daleko.
Rada wioski wypchnęła cały
mój klan na obrzeża w ramach kary za atak Kyuubi’ego. Nie tylko jako pstryczek
w nos, pokazanie, kto tu rządzi, ale chęć kontroli - trudniej nam było
patrolować wioskę, łatwiej nas było zamknąć w dzielnicy czy zaatakować. Byliśmy
też pierwszą linią obrony od zachodu - najłatwiejszego kierunku dla większości
wrogów..
- Taaak,
ale przynajmniej jest cicho. I tak… nie wiem. Domowo.
- Nie przyzwyczajaj
się. Nie zdecydowałem, że tu zostanę.
- Ho, jaki
pewny, że wszędzie za nim pójdę! - żachnęła się ze śmiechem. Tak jakbym nie
miał racji. - Możesz sobie kupić kolejny apartament do spalenia, jeśli cię to
kręci. A ja tu mogę zostać. Koty chadzają własnymi ścieżkami, Shirime. -
Uniosła zadziornie nos.
- Nie
nazywaj mnie tak. - Zmrużyłem oczy, ściskając palcami jej kark. Pisnęła ze
śmiechem, ale dała dalej prowadzić się w ten sposób. Wsunęła mi rękę do
kieszeni, szukając ciepła, a znajdując zamiast tego paczkę fajek. Wyciągnęła ją
ze zdziwieniem.
- Po kiego
wy palicie to paskudztwo - westchnęła, obracając błyszczące opakowanie w
palcach. - Nigdy tego nie zrozumiem.
- Lubię ten
zapach - wytłumaczyłem, skręcając w odpowiednią uliczkę i ciągnąc ją za sobą,
gdy jej kroki zwolniły przez ledwo widoczne w świetle księżyca litery. - Jest
co zrobić z rękami. I jest pretekst, by iść na spacer.
- Myślałam,
że masz po prostu fioła na punkcie ognia i dymu. - Wyciągnęła jednego papierosa
z paczki, szybko patrząc, który koniec jest który i wtykając go sobie do ust. -
Tada! Juf? Jeftem fajna?
- Musisz
jeszcze go zapalić. - Przystanąłem, tworząc w powietrzu małą kulkę ognia. Kunoichi
podeszła bliżej, odpalając od niej papierosa. Przez moment jej twarz była
pięknie oświetlona. Niestety - szybko zniknęła w mroku.
Musiałem zainwestować w
świece. Brak wody i prądu mi do tej pory nie przeszkadzał, ale niewidzenie się
z Niko podczas jej… nocnego pobytu miało masę wad.
Dziewczyna zaciągnęła się,
wznawiając wolny chód w odpowiednim kierunku. Zdziwiłem się, gdy nie zaczęła
wykasływać swoich płuc. I jak wdzięczny bym nie był za niepsucie nastroju - coś
mi nie pasowało.
Wyrównałem z nią kroku,
wyrywając jej paczkę z ręki i chowając z powrotem do kurtki.
Dziewczyna rozumiała mnie
bez słów. I całkiem dobrze wyglądała z papierosem.
Trzęsąc się z zimna bez
kontaktu ze mną.
- Jeśli
myślisz, że Anko zabraniała mi eksperymentować i bawić się ogniem w ten sposób,
to się grubo mylisz. - Wypuściła w moim kierunku gęsty obłok dymu, w ostatnim
momencie unikając mojego chwytu. Zrobiła piruet w zaśnieżonym żwirze,
zostawiając w nim wyciśnięte kółko. Strzepnęła w moim kierunku popiół. - Gdy odkryłam
w sobie Katona, długo nie potrafiłam stworzyć ognia, wiesz? Tylko go
kontrolować. Wypaliłam z tysiąc paczek fajek i zapałek, próbując dojść do
poziomu, na którym jestem teraz.
- Nigdy nie
słyszałem, by ktoś miał taki problem - przyznałem otwarcie.
- Ja też
nie! Ale poradziłam sobie. Kiro podwędzał dla mnie papierosy gdzie tylko mógł,
nawet swojemu ojcu. Raz sensei’owi. Ukarali nas, oczywiście. - Spojrzała na
mnie dziwnie, jakby czując, że nie o tym powinna była mówić. - Nie wiem. -
Wzruszyła ramionami, zaciągając się znowu. - Może tkwiły we mnie wspomnienia ze
świątyni. Wiesz. Wszędzie ogień, świece, dym, świece, Amaterasu, ogień, świece,
ogień… bum. Pożar. - Machnęła ręką, robiąc w ciemności mały, ognisty
luk. Przystanęła spokojnie, pozwalając mi dogonić ją i objąć ją ramieniem.
Byliśmy już w sumie niedaleko.
- Nie
odpowiedziałem na twoje pytanie - zauważyłem, widząc jej ponownie melancholijny
wzrok. Nie lubiłem jej takiej.
- Hm?
- Jesteś.
Jesteś "fajna" - zażartowałem, dostając od razu łokciem w bok.
- Palant. -
Próbowałem ponownie ją chwycić, przyciągnąć do siebie, nie przyspieszając
kroku, ale znowu mi się wymsknęła. - Nie musisz mnie ugłaskiwać, i tak już
ustaliliśmy, że dzisiaj z tobą śpię.
- Oh. Hn. -
Schowałem ponownie wyciągniętą ku niej rękę do kieszeni, zaprzestając
jakichkolwiek starań. - No to dobrze. Za mną - rozkazałem suchym tonem,
przyspieszając kroku.
- Eeeej!
Gdy tylko zasunąłem za
nami drzwi do aktualnie okupowanego przeze mnie budynku, jej torba uderzyła o
podłogę, a moje plecy o ścianę.
Jej intensywne spojrzenie
na moment zatrzymało mi serce.
Pokonała odległość między
nami jednym krokiem. Jej ręce chwyciły mocno moją twarz, a chwilę później jej
usta były na moich. Jej język domagał się wpuszczenia do środka, na co jej
pozwoliłem. Wspięła się na palce, obejmując mnie ramionami, przyciskając nasze
ciała do siebie.
Oderwaliśmy się od siebie
dopiero gdy zabrakło nam powietrza. Nawet przez nasze kurtki czułem wyraźnie,
jak mocno bije jej serce. Było to cholernie urocze.
Chyba mój uśmieszek
zdradził moje zadowolenie z siebie, nawet w sytuacji, gdy nie ja inicjowałem
takie gesty, bo Niko zmarszczyła brwi. Była prawie groźna.
- Bez
takich min.
- Tak, o
pani - zakpiłem. Ręce zielonookiej w mgnieniu oka zniknęły z mojego ciała.
Zrobiła kilka kroków do tyłu, schylając się od razu po swoją torbę. Nie
otworzyła jednak drzwi na zewnątrz. Kucnęła, zdjęła buty i ruszyła wgłąb domu,
szukając sypialni.
Poprawiłem zmierzwione przez nią włosy i odepchnąłem się
od ściany, idąc powoli za nią i już spokojnie mierząc ją wzrokiem. Zwłaszcza
jej biodra.
- My tu gadu gadu, a ja muszę się wyspać - warknęła,
znikając w korytarzu. Podążyłem za nią po schodach na górę, w końcu zatrzymując
się w obszernej sypialni z doskonałym widokiem na las. Dziewczyna westchnęła z
widocznym zadowoleniem, podchodząc do nieposłanego łóżka i rzucając obok niego
torbę. - Zgaduję, że z kąpieli nici? - Spytała przez ramię.
- Na razie tak.
- Trudno. Pójdziemy jutro do łaźni - stwierdziła,
zrzucając kurtkę i sięgając po swój sweter. Sam nie wiem kiedy pojawiłem się za
jej plecami, pomagając jej ze stanowczo zbyt grubym ciuchem.
Moje nozdrza zaatakował
jej zapach - nie perfum, tylko obcego, pożyczonego szamponu, jej potu i iglaków
z lasu, który musiała przejść, by się tu dostać. Zanim zdołałem pocałować ją w
szyję, dziewczyna obróciła się w moich ramionach, rozpinając moją własną
kurtkę. Zrzuciłem z ramion bluzę, potem koszulkę. Niko przerwała mi, chwytając
mnie za twarz. Jej kciuk przejechał po moich ustach, zjechał do jabłka Adama, w
końcu sunąc pomiędzy obojczykami i spoczywając na piersi.
Spojrzała na mnie
zadziornie i pchnęła mnie na łóżko.
Przez chwilę patrzyłem na
nią z dołu. Oświetlał ją jedynie blask księżyca.
Pościel była czysta i
gładka. Przeciągnąłem się, unosząc ramiona nad swoją głową, by poczuć lepiej
materiał na swojej skórze. Źrenice Niko poszerzyły się na ten widok, a jej
twarz udekorował drapieżny, zadowolony, piękny uśmiech.
Chwilę potem zostałem
raptownie wciśnięty w materac całym jej ciężarem. Od jej skoku i ruchu pościeli
kurz uniósł się dookoła, a Niko kichnęła i zachichotała z własnej głupoty.
Zdjąłem z niej bluzkę
zanim zdążyła się uspokoić.
Po raz pierwszy od dłuższego
czasu wszystko było jasne. Itachi żył. Od konfrontacji z Danzo, od momentu, gdy
spojrzę w jego umierające oczy, dzieliły mnie nie całe dwa tygodnie. Bylem
otoczony ludźmi, którzy mieli mi w tym pomóc. Znowu byłem częścią wioski. Niko
była bezpieczna, tuż u mojego boku.
Tej nocy, zatapiając nos w
jej włosach, z jej plecami wciśniętymi w mój tors, nie miałem problemu z
zaśnięciem.
Budzi mnie hałas i
szarpnięcie. Ból rozdziera całą moją głowę. Cios w skroń. Uderzenie w całe moje
ciało.
Jestem na podłodze,
przewrócona na plecy. Coś pcha mnie w dół. Gdzieś w tle słyszę szarpaninę i
prąd Raitona, krzyki i ciosy. Osoba na mnie ma czarny płaszcz. W świetle
księżyca widzę tylko strzykawkę.
Odpycham ją od siebie na
ślepo. W głowie słyszę ostry pisk, swój przyspieszony puls, wszystko jest za
mgłą. Coś ściska moje nadgarstki.
Rzucam się i krzyczę,
siłując się z czarną postacią. Na próżno.
Czuję kolejny cios w
głowę. Druga skroń. Ktoś kopie mnie w bok. Słyszę obce głosy. Przez moment
widzę podłogę. Wszędzie pełno krwi. Wydaje się czarna.
Nic nie widzę, czuję tylko
chwyt na brodzie. Kopię przed siebie, cudem wyswabadzając swoją nogę spod
napastnika.
Dłoń trzymająca strzykawkę
na chwilę miga mi przed oczami. Chwytam ją obiema rękami, gryząc i drapiąc
wszystko, co na mojej drodze. Szpryca uderza o ziemię obok mojej głowy z
ogłuszającym klekotem. Chwytam ją w garść, szamocząc się z czarnym płaszczem.
Uspokajam się dopiero, gdy
jest wbita głęboko w trzymające mnie za gardło ramię.
Moja głowa uderza o
podłogę. Czarne ciało opada na mnie. Nie mogę oddychać. Słyszę kroki i pomruki.
Chwilę później jest
jaśniej.
Zrywam się, zrzucając z
siebie mężczyznę w płaszczu. Nic nie widzę. Moje oczy sklejone są zaschniętą,
lepką cieczą. Trę je uparcie, odcharkując i spluwając na oślep przez zaciśnięte
w panice gardło.
- Sasuke?
W końcu widzę kawałek
pokoju, ledwo doświetlony przez bardzo wczesny ranek. Wszędzie krew. Moje
drugie oko jest całkowicie spuchnięte. Nie czuję nóg, a adrenalina nadal buzuje
we mnie. Trzęsę się, nie mogąc uspokoić oddechu.
Z boku słyszę sapanie.
Niczym ranne, wściekłe zwierzę.
Huczy mi w głowie.
Nie mogę jej podnieść. Mój
kark odmawia posłuszeństwa.
Opycham się od podłogi.
Odturluję się na bok.
Uchiha klęczy pochylony
przy łóżku, zaciskając w pięści ściągniętą pościel. Jest ubazgrany krwią. Jego
druga ręka zakrywa jego oczy. Jego plecy unoszą się w oddechu tak szybko i
nieregularnie, że mam wrażenie, że zaraz odleci.
Unoszę się na łokciach,
instynktownie czołgając się w jego kierunku.
- Sasuke?
Jego oddech na chwilę
zwalnia, jakby mój głos go uspokoił. Nie odciąga jednak dłoni od swoich oczu,
których i tak nie mogę dostrzec przez skołtunioną, sklejoną krwią grzywkę.
W końcu udaje mi się go
dosięgnąć. Czubki moich palców dotykają jego kolana.
Jego hiperwentylacja
powraca. Widzę jego zaciśnięte zęby i chorobliwie bladą twarz. Wygląda, jakby
chciał szlochać, ale nie mógł.
Moje oczy łzawią bez
mojego udziału. Chce mi się krzyczeć. Wymiotować.
Z kolosalnym trudem
dźwigam się do klęku, opierając się o szafkę nocną, na której rogu widzę ślad
swojej krwi. Przysuwam się do bruneta, kątem oka widząc jeszcze jedno ciało,
rozszarpane, w nogach łóżka.
Nie spodziewam się
zakrwawionej ręki gwałtownie sięgającej po mnie i przyciągającej mnie do niego
jak koło ratunkowe. Jego palce zostawiają na mnie siniaki, gdy praktycznie
wdrapuje mnie siłą na swoje kolana.
Uchiha wciska gorącą,
lepką twarz w moje piersi, chowając ją przed moim wzrokiem.
Jego ciało jest sztywne,
trzęsie się - nie wiem, czy z bólu, czy wściekłości - nie widzę na nim żadnych
ran, jedynie ciemne plamy. Czuję krew przesiąkającą przez moją koszulkę przy
mostku.
Wiem, że mówi coś do mnie,
ale nie słyszę nic przez swoje spanikowane serce i pisk w uszach. Jest mi niedobrze.
Wszystko wiruje.
Trzymamy się siebie
nawzajem jak opętani.
Gdzieś w tle huczy sowa.
- C-co? -
Próbuję go jakoś uspokoić, przeczesuję jego kruczoczarne włosy palcami,
obejmuję go, ignorując ból, który mi sprawia. Nie dociera to do mnie. Nic do
mnie nie dociera.
- ...moje
oczy.
Serce staje mi w piersi.
Oddech się załamuje, a palce na jego plecach zwalniają. Mięśnie moich nóg
dostają spazmów, jakby rwały się do ucieczki. Drżę. Sasuke trzyma mnie mocno, zdesperowany.
Zdruzgotany. Przerażony.
Shinobi bierze głębszy,
łamany oddech, wstrząsający całą jego sylwetką. Unosi głowę, opierając czoło na
mojej szyi.
Pochylam się, odgarniając
włosy z jego twarzy. Ostrożnie.
Całuję kawałek odkrytej
skóry, płacząc.
-
...zniszczyli moje oczy.
Ojej, Kabuto chyba przeżył. ╰( ͡° ͜ʖ ͡° )つ──☆*:・゚
1. Czemu cię tak długo nie było? :(
- Wiele czynników. Ale już wróciłam. Dziękuję wszystkim za komentarze,
wiadomości na fb i maile. Wiem, że w końcu się Wam nie wygadałam, ale... cóż.
Prywatne sprawy na razie pozostaną prywatnymi. W skrócie: było źle, było
fatalnie, znalazłam multum innych zajmujących rzeczy, ale wróciłam.
2. Co ze sprawą z plagiatem? :|
- Sprawa się już zakończyła. Dawno temu. Nie mogę za dużo mówić. Wkrótce
pojawi się krótka notka na drugim blogu.
3. Ile notek zostało do końca? :)
- Na pewno nie starczy mi życia i materiału na dotrwanie do setki (co ja
sobie myślałam? haha). Przewiduję dwie notki lub jedną bardzo
długą. Zobaczymy, jak rozłoży się fabuła.
4. *tu wstaw którekolwiek pytanie zawierające słowa "twoja" i
"książka"* :D
- Mam fabułę, mam świat, mam postaci. Mam już podekscytowaną publikę, która
słysząc scenę, która napisała mi się w głowie, piszczy, szarpiąc mnie za
ramiona o więcej. Jeszcze nie zaczęłam jej pisać. Nie wiem czy napiszę.
Jeśli chcecie trzymać rękę na pulsie i 3 lata po zakończeniu bloga dostać powiadomienie,
jak postępuje praca/że coś wydam, wystarczy zalajkować mój profil na fb.
Nie dodaję nic na nim, więc nie obawiajcie się spamu. Tylko i wyłącznie
interesujące Was powiadomienia. Nawet za 20 lat. Tam wszystko będzie.
5. Co z przeklejaniem notek z Onetu? :o
- Zrobię to po zakończeniu bloga, a także przygotuję zredagowany plik z całym blogiem.
6. Kiedy nowa notka?! (ಠ益ಠ)
- Nie wiem. 凸(¬‿¬)
Powoli zbliżamy się do końca. Jeśli dotrwaliście na tym durnym blogu
tak długo, to gratuluję. Jesteście masochistami.
Jest to też dobry moment, by pozostawić po sobie pierwszy (lub
przedostatni) komentarz. Chcę złapać z Wami troszkę większy kontakt, by jak
najlepiej zakończyć tego bloga. Stąd, jeśli nie macie pomysłu, co napisać
(albo wasz mózg się wyłączył po ostatniej scenie) to mam do Was kilka pytań:
1. Jaki był Wasz ulubiony moment w tej historii?
2. Który wątek/postać chcielibyście zobaczyć bardziej omówioną/rozwiniętą
przed końcem bloga? Co Was zainteresowało? Kto powinien dołączyć do ANBU?
3. Lepsze byłoby otwarte zakończenie, czy epilog, tzn, "co bohaterowie
robią za 10-20 lat"? Jakie informacje miałyby się tam znaleźć?
Oczywiście jestem otwarta na wszelkie pytania nie objęte w FAQ, postaram
się odpowiadać pędziorem. Wskazujcie też śmiało wszystkie błędy! Redagowałam notkę bez słownika, a Blogger postanowił przy wklejaniu zniszczyć formatowanie dialogów i przerobić je na kropki. -_- Mogło mi coś umknąć.
Dzięki za wszystko, buziaki! (≚ᄌ≚)
私は、次のいずれかを書くために始めています!
Jakie szczęście mnie dzisiaj spotkało! <3 Dziękuję Leitho za rozdział i powodzenia. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz piszę, ponieważ nie spojrzałam na pytania od ciebie,a z chęcią na nie odpowiem.
Usuń1) Moim absolutnie ulubionym momentem historii rozdział "Mrok", tutaj przeszłaś samą siebie w opisie, pomijając już fakt znakomitego zwrotu akcji. Choć wiedziałam już to od dawna to właśnie tym rozdziałem utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że ta historia znacznie przekracza świat Naruto i tworzy coś kompletnie odrębnego. Poza tym miałam wiele ulubionych momentów- kiedy pokazywałaś zwykłe życie młodych shinobi, to że też mogą się upić czy zabawić. Dodatkowo, podobał mi się też wątek w wiosce.(wybacz, nie pamiętam nazwy wioski skutej lodem)Można powiedzieć że Sasuke i Niko przełamali tam lody ( ha ha, kocham mój poziom żartu).
2) Zainteresowałoby mnie coś na temat Akane, z tego co pamiętam mało o niej wiemy.
Według mnie do nie ma co wpychać na siłę ludzi do ANBU, oczywiście, twoja historia- twoja wola.
3)Ja chciałabym zobaczyć zamknięte zakończenie. ( zdaję sobie sprawę jak trudne to może być do napisania, o wiele trudniejsze niż zakończenie otwarte) Gdy przedstawiasz czytelników przed faktem dokonanym( czyt. definitywnym zakończeniem), łatwiej będzie im ( i tobie) się pogodzić z końcem historii. Zakończenie otwarte zawsze przynosi nadzieję na nowy kontent,więc jeżeli nie chcesz już do tego opowiadania wracać zakończenie zamknięte wydaje się być bardziej logiczne. POZA TYM BOHATEROWIE NA NIE ZASŁUGUJĄ.
Przepraszam za składnię, tak już mam, że piszę ni to składnie ni to ładnie.
Pozdrawiam i ściskam
J
Mroczność, dramatyzm, przełamywanie lodów, zabawa, codzienność, Akane. Przyjęłam.
UsuńMasz rację z tym zakończeniem 'definitywnym', dobra uwaga. Zobaczymy, co reszta na to. Ja mam, jakby co, epilog w głowie mniej-więcej napisany.
NARESZCIE!!!
OdpowiedzUsuńBiorę sie za czytanie :*
No to jestem masochistą i tyle
OdpowiedzUsuńpolecam
JESTEŚ MISTRZYNIĄ SKŁADAM POKŁON <333333333
OdpowiedzUsuńI od razu dzień, chociaż zimny i deszczowy, staje się lepszy. XD
OdpowiedzUsuń1. Momentów w historii, które uwielbiam jest cała masa. Najlepszym jest chyba pojawienie się Itachi’ego. Mrok, spisek, tajemnica oh i ah. Poza tym sposób w jaki go opisujesz jest naprawdę rewelacyjny. Nie wiem czy to dlatego, ze poświęcasz mu więcej czasu, czy po prostu łatwiej Ci wyobrazić sobie co siedzi w jego głowie… ubóstwiam.
2. Zdecydowanie Akane. W scenach z nią zostało wspomniane tyle różnych rzeczy, które nie zostały wyjaśnione, albo ona sama w rozmowie odmówiła ich ujawnienia. Dlatego tak- właśnie ona.
Co do ANBU. Może nikogo? Jest dobrze tak jak jest.
3. Zakończenie… Hmm, z jednej strony z całego serca nie znoszę otwartych zakończeń. Czasem naprawdę pasują. Fakt. Inna końcówka zepsułaby całe opowiadania. Ok. Do głowy przychodzi miliard pomysłów co może wydarzyć się dalej i człowiek nie śpi po nocach zastanawiając się. Z drugiej jednak – weźmy końcówkę Naruto. Nasuwa się tylko jedno słowo. Ku*wa.
Zdaję sobie sprawę, że już pewnie wyobraziłaś sobie jak to wszystko się skończy i zdania nie zmieniasz, ale jeśli zakończenie ma być pełne szczęśliwej wioski, denerwujących bachorów i całego tego badziewia- jestem całą sobą za otwartym.
AAAA TAK BARDZO CHCĘ KOLEJNĄ CZĘŚĆ TRALALALA <3 <3 <3
Fani Itachi'ego będą mieli pożywkę w następnym rozdziale :3
UsuńAkane będzie w ANBU, więc dwie pieczenie na jednym ogniu.
Naprawdę spodziewacie się po mnie ptaszków i pszczółek? Wesołej, radosnej Konoszki? :> Skąd wiadomo, że nie zabiję ich wszystkich? Tralalala! <3
Ja mam swoje pytania: Czy w zakończeniu mamy spodziewać się postaci z Boruto? I czy bierzesz pod uwagę aktualne fillery (choć nie do końca) w anime?
OdpowiedzUsuńOooo nie. Nie. Żadna z postaci z 'nowego pokolenia', obojętne czy z mangi czy z filmu (ała), nie przeciśnie się na mojego bloga. Na fb pisałam już, jakie mam zdanie o takim 'zakończeniu' tej historii, jestem nim obrzydzona i odcinam się zupełnie od niego, powołując się na klauzulę sumienia. Wszystko w 'mojej' wiosce wygląda inaczej, nie tylko ze względu na Niko (łał, ale ze mnie diva).
UsuńBTW - nowy dizajn Sasuke do mangi Boruto sprawia, że mam ochotę wydłubać sobie oczy *puszcza oczko do wykrwawiającego się na podłodze Sasuke*.
Jeśli chodzi o fillery - niestety wiem o co Ci chodzi. Te ostatnie kilka odcinków rzuciło pewne światło na historię Itachi'ego i cóż... nie wypiorę sobie mózgu. Jako pomoc w rozumieniu jego postaci trochę mi pomogą, stworzą wyraźniejszy obraz. Jednak w mojej głowie serce Itachi'ego już do kogoś należy, a Izumi Uchiha NIE ISTNIEJE. Jeśli chodzi o ten wątek to postaram się rozwiązać go tak subtelnie i niewinnie, by zadowolić wszystkich. Zainteresowanych i nie.
Dziękuję za pytania i pozdrawiam!
Kurwa. Uwielbiam Cie za te odpowiedz.
UsuńWydaje się ona całkiem zwyczajna... za którą część konkretnie?
UsuńJa Was też uwielbiam, anonimy <3
Właśnie zdałam sobie sprawę, że koniec twojej opowieści odbieram jak ponowny koniec Naruto.Była ona swoistym przedłużeniem całej historii. To samolubne ale chciałabym, żebyś nigdy jej nie skończyła. Boże właściwie jestem na bieżąco od chyba 2008, to już 8 lat jestem masochistką...
OdpowiedzUsuńNie będę pierdolić o tym, że dojrzewałam z bohaterami ale trochę tak się czuję. Jesteśmy teraz dorośli i wgl możemy pić legalnie alkohol. Chociaż to kuszące, ja za zabójstwo poszłabym siedzieć ani Niko ani Sasuke nie mają takich problemów...
Moje ulubione momenty:
Dialogi szczególnie te zawierające sarkastyczne odzywki. Definitywnie pierwsze spotkanie, pierwsze przyznanie się do posiadania pozytywnych uczuć wobec siebie i inne pierwsze razy ;) Ohh i scena z zakrwawionym Sasuke w "Puma, Megumi i Stara Szafa". Oczywiście załamany stratą Sasuke gdy Niko jest w szpitalu. Ale mój największy szacunek masz za wszelkie opisy walk, technik czy wszystkiego pochodzącego ze tamtego świata, domyślam się, że musiałaś się dużo naczytać. Ja do dziś do końca nie rozumiem jak działa chakra. Może ty też ale pisałaś o tym w taki sposób jakbyś sama tego doświadczyła, nie mówiąc już o prostym przekazaniu tego nam nieuświadomionym.
Marzy mi się zakończenie w którym przedstawiłabyś jak kończy się cała ta jatka z Itachim, Danzo i taki krótki opis jak Sasuke i Niko widzą swoją przyszłość. I o ile można zgłaszać prośby to epilog po kilku latach byłby ekstra. O i na przykład coś co szczerze wielbię opisy pary ale oczami innych, jak się zmienili, jacy są. To coś czego nie dodałam wcześniej ale na pewno powinno wylądować w ulubionych momentach.
Jeśli kiedykolwiek wydasz książkę kupie 10 albo więcej. Żałuję, że nie mogę kupić papierowej wersji bloga bo moim zdaniem tak się dziękuje ulubionym autorom. A zdecydowanie tym dla mnie jesteś.
Krótko podsumowując wielki, ogromny szacun i podziękowania.
Kasia
Sarkazm, uczucia, przyszłość - gwarantowane. Walki - w epilogu już nie bardzo, walka=fabuła, nie ma na nią czasu.
UsuńAle zakończenie jatki z Itachi'm, w notce - jak najbardziej. Szykuje się piękna bitwa pełna - dla odmiany - strategii.
Dziwnie się czuję czytając Wasze pomysły, bo na razie mówicie wszystko to, co tak sobie luźno, szkicowo, zaplanowałam. Na razie nie muszę wiele zmieniać. Super.
Bloga nie mogę wydrukować i sprzedać, ale będzie wersja do pobrania i wygodnego wydrukowania (i może też osobna wersja w dokumentach google, gdzie czytelnicy będą mogli dolepiać notki z komentarzami? wspomnieniami? żartami?). Nie czekaj z zapartym tchem na książkę, bezdech szkodzi ;)
Dziękuję za super komentarz, pozdrawiam!
Hej ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z utęsknieniem na ostatni(e) rozdział(y). Moje ulubione fragmenty to oczywiście te miłosne :D
Wynika to pewnie z faktu, że Naruto zostało już zakończone. I powiem szczerze, że osadzenie historii w tamtym świecie nie jest już dla mnie tak ciekawe jak kilka, dobrych lat temu.
To nie znaczy, że przestanę czytać Twój blog, bo przecież ciężko przestać czytać daną historię nie znając zakończenia.
Zawszę będę z sentymentem myśleć o Naruto - zarówno o tej prawdziej historii jak i stworzonej przez Ciebie!
Wracając do tematyki miłosnej chciałabym, dowiedzieć się co będzie się działo u Niko i Sasuke za 10/15 lat. Dla mnie byłoby to najlepsze zakończenie (Trochę jak w Harrym Potterze xD).
Pozdrawiam ;)
Zaraz Was zabiję. Właśnie o Harry'm Potterze myślałam xD eraz się wydało.
UsuńKiedy przeczytałam, że planujesz zakończyć historię w maksymalnie 2 rozdziałach, cofnelam się zeby spojrzeć na date pierwszego rozdziału i dopiero wtedy dotarło do mnie ile czasu minęło. (Czuje się taka stara )
OdpowiedzUsuń1. Pierwsza misja dla Yahiro to chyba mój ulubiony moment histori. No i chyba wszystkie sceny z Kakashi'm... no bo to Kakashi.
2. Rozbudowanie wątku Akane mogłoby być chyba całkiem ciekawe, więc może może...
3. Zakończenie według mnie zamknięte. Albo może otwarte. Albo jednak zamknięte... trudna decyzyja. Po cichu liczę na coś nieszczęśliwego jak np. Danzo przejmuje władze nad światem i wybija naszych wszystkich ulubionych shinobi w jakiś wesoły, okrutny sposób. Czy coś w tym stylu...
Pozdrawiam, życzę jak najwięcej weny i czekam na końcówkę.
Mało Ci okrucieństwa? Zwłaszcza po ostatniej scenie? Co jeszcze może pójść nie tak? *wyjmuje magiczną różdżkę*
UsuńZawsze można wydłubać też oczy reszcie wioski. Profilaktycznie.
UsuńTyle rzeczy może pójść nie tak!!! Na przykład wszystko. Szczęśliwe zakończenia są takie dołujące...
I zadam to pytanie, którego pewnie nienawidzisz- kiedy nowy rozdział? Wiem, że pewnie sama do końca nie wiesz, ale chodzi mi raczej czy bardziej za miesiąc, czy bardziej za rok.
Odpowiedziałam na nie chyba w FAQ? :P
UsuńA tak serio: zaraz bronię pracę dyplomową. Więc raczej nie w trakcie.
Lipiec-sierpień jakoś. Miejmy nadzieję.
Ja nadal mam nadzieję!
UsuńJak ci poszła obrona? I na jakim etapie pisania jesteś? Będzie notka w lipcu lub sierpniu?
Plissssssss
Obrona nie 'poszła' w ogóle, bronię się we wrześniu. Ciężko mi się pisze, bo po końcu semestru wyjeżdżałam a teraz pracuję.
UsuńNotka jest zaczęta i mam plan fabuły rozpisany, ale znając życie wszystko się jeszcze pięć razy zmieni.
Będę się starała zdążyć w sierpniu, ale nic nie obiecuję - we wrześniu mam oddanie i egzamin dyplomowy.
Cierpliwości.
Łezka w oku się kręci kiedy pomyślę, że to już koniec. Wszyscy wyrośliśmy już z Naruto, ale z Twojego opowiadania - nigdy. Szalenie się ciesze, że planujesz załączyć plik z blogiem w całości, z pewnością wydrukuję, postawie na półce i nie jeden raz wrócę. Taki mały zamiennik książki, bo nigdy nie traktowałam tej opowieści inaczej. Każdy rozdział był niesamowicie dopracowany, wyszlifowany i oddany w ręce czytelników w swojej najlepszej postaci. Twój styl jest świetny, znakomicie oddałaś uczucia bohaterów i ich rozterki. W ten właśnie sposób wyobrażałam sobie charakter Sasuke, za co ogromny plus, ponieważ na pewno nie było ci pisać łatwo z jego perspektywy. Zbudowanie charakteru Niko też na pewno było nie lada wyzwaniem, nie tylko w kwestii samego opisania postaci, ale także rysunków, którymi nas obdarowałaś. Strona graficzna bloga zawsze była Twojego autorstwa i stanowiła idealne tło dla całej historii.
OdpowiedzUsuńTo tak z ogólnego chwalenia i wspominania, teraz pytania:
1. Ulubiony moment, hm. Chyba cały wątek z Krainą Śniegu. Pomijając pierwszy pocałunek, na który wszyscy czekali i przyprawił mnie niemal o atak serca, cały wątek był świetny. Zagrożenie życia, niebezpieczeństwo, walka, zazdrość - wszystko co sprawiło, że czytałam ten Rozdział z 20 razy i nie przesadzam :D
2. Bardzo bym chciała zobaczyć rozdział z perspektywy Itachiego. O jego przyszłości, uczuciach, hmm no w zasadzie zbudowanie jego postaci Twoim piórem, jednak zdaje sobie z prawy, że na pewno jest to kawał roboty.
3. Zakończenie wg mnie oczywiście zamknięte. Pomogłoby pogodzić się czytelnikom i Tobie z zakończeniem historii i nie pozostawiałoby niedosytu. No i nie oszukujmy się - każdy jest chętny na jak najwięcej Niko i Sasuke w ostatnim rozdziale. Dasz palec to i rękę utną ;)
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz wielkie dziękuję za te wszystkie lata!
Hikki
Problem w tym, że wyszlifowane rozdziały też mają błędy, głupie japońskie naleciałości które tylko komplikują dialogi, a Onet je w dodatku z dupy posklejał. Także trzeba to wszystko poprawić i nie tylko wrzucić do pliku, ale też tu, do archiwum (by przyszłe pokolenia miały mnie jak szantażować tymi bzdurami z 2007 roku).
UsuńWłaściwie Sasuke zawsze było mi łatwiej pisać niż Niko. Tak bardzo skupiłam się na stworzeniu postaci, która nie byłaby mną, że zupełnie mi uciekła. W tej notce, gdy opowiedziała nagle historię swojego treningu, napisałam to i stwierdziłam "aha. nie wiedziałam". Po prostu nie panuję nad nią. Nad jej kłamstwami też (czego jeszcze nikt z czytelników nie wychwycił, haha).
Pisanie Itachi'ego to kawał roboty, a co dopiero pisanie jego piórem. To jest jakaś masakra. Próbowałam trochę i wierz mi - nie chcesz tego czytać.
Kolejny głos za zakończeniem zamkniętym! Bardzo dziękuję za komentarz!
Sorki że tak późno, najpierw przeczytałam notę dwa razy, potem komentarze, potem wpis na akrylove
OdpowiedzUsuńI ja mam w sumie pytanie:
AAAAAAAAAAAAAA CZEMU NIKT NIE KRZYCZY ZE MNĄ AAAAAAAAAAAA CZY WY KURWA WIDZICIE CO SIĘ TU DZIEJE SAS NIE MA OCZU BOŻE CO TO BĘDZIE
nie no żartuję przecież, na pewno Leitha cuś wymyśli ;)
tylko pytanie czy coś dobrego czy potwornego ._.
Dobra a teraz serio
1) Podobają mi się wszelkie malutkie niespodzianko-detale którymi nas uraczasz. Widać że próbujesz nie posługiwać się typowymi chwytami (a przynajmniej nie robisz tego ostatnio). Megumi niby jest zła, potem ma szansę na odkupienie. Nie jest typową lampucyrą i suką do kwadratu. Konflikt Niko/Sasuke nie jest taki jak wszędzie, w komediach romantycznych, że facet zawinił i się kaja. Po raz pierwszy widzę że to główna bohaterka uraziła uczucia swojego ukochanego i musiała to naprawić. Niko ma masę kolegów, ale nie tworzą się zazdrosne trójkąty miłosne ani durne rywalizacje i zdrady, Sasuke jest zawsze na pierwszym miejscu, i nie ma co do tego wątpliwości. Więc moim ulubionym fragmentem jest właśnie to: że nie ma tu rzeczy, których nie-na-wi-dzę.
2) Więcej Itachi'ego, do cholery! Wiem że nie chcesz pisać jako on i to Cię przeraża, ale błagam, chociaż spróbuj. Pokaż go więcej u boku Kakashi'ego, Anko, Akane... Pokaż jego uczucia, choć odrobinę, w rozmowie z Sasuke. Wiem że potrafisz. :3
3) Nie mam zdania. Już wszystko inni czytelnicy powiedzieli, a ja ufam, że ani tego ani tego rozwiązania nie spieprzysz.
Więcej moich gdybań, pytań, próśb i gróźb wysłałam Ci na maila by się tu zbytnio nie rozczulać i nie spamować. Cieszę się bardzo że wróciłaś do siebie (i do nas) i mam nadzieję że ten stan się utrzyma.
Nienawidzę papierosów i jak po przeczytaniu notki zobaczyłam tę reklamę to omal nie padłam:
https://www.youtube.com/watch?v=8RhXA3myrVA
TRZEBA TO KUPIĆ SASOWI ALBO NIECH NIKO SIĘ PRZEROBI NA KAPSUŁKI BO MU NA STAROŚĆ PŁUCA WYSIĄDĄ I CO BĘDZIE
XDDDDDD
Pozdrawiam i ściskam
Amelia
No właśnie jakoś mało krzyczą, nie? Trochę się zawiodłam -_- Miałam nadzieję na choć trochę paniki i strachu, a tu totalny chill i luźne odpowiedzi na pytania. Eh.
UsuńJak napisałam wyżej - początek bloga to zupełny misz-masz pomysłów i głupich historyjek, przy których nawet nie próbowałam pisać dobrze. Potem skapnęłam się, co to jest 'pisanie złe' i na siłę zrobiłam z bloga splot różnych historyjek, bez ładu i składu, ważne by były inne niż to, co sama znam. I nie były 'złe' i 'banalne'. Bardzo ambitnie. Brawo ja. I tak to nie ma sensu, jest za długie, a postaci mi uciekają. Cóż.
...ten filmik... co to kurwa jest? XD
AAaaaaa teraz muszę się powstrzymać przed żartem Kiro a propos "Niko-tyny" aaaaaaa
Właśnie, nikt nie komentuje postaci Kiro ._. *smutek*
Na końcowe rozdziały marzenie mam jedno.. Od cholery Niko i Sasuke bo kocham jak ich przedstawiasz, ich charaktery i gadki :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam rozdział niemal zaraza po opublikowaniu. Prawie przez to zawaliłam ważne kolokwium ^^'. Komentuje dopiero teraz, bo chyba w końcu znalazłam siły.
OdpowiedzUsuńTrochę będzie sentymentalnie. Bloga czytam od rozdziału „Taniec ognia”, wtedy to tutaj trafiłam i… przepadłam. W ciągu jednego dnia pochłonęłam wszystko, co do tej pory opublikowałaś. Jak wiadomo było mi mało. Czekałam niecierpliwie na kolejne rozdziały, nie komentowałam ich, no może czasem- anonimowo, wybacz, było to bardzo rzadkie.
Twoja opowieść w ciągu tych lat wzbudziła we mnie tyle różnych emocji- smutek, gniew, zachwyt (i mnóstwo innych, których to nie będę wymieniać, bo zrobi się za długo i kto to przeczyta;)). Zawsze po przeczytaniu rozdział za mną „chodził”. Analizowałam w głowie to co napisałaś, odtwarzałam dialogi, doszukiwałam się w nich ukrytych podtekstów. Stawiałam się na miejscu bohaterów. Próbowałam wytłumaczyć sobie, co kierowało ich zachowaniem, które w pierwszym momencie uznałam za bezdennie głupie, po czym dochodziłam do wniosku, że nie można tego jednoznacznie uznać za głupie bądź rozsądne. Analizowałam także niekiedy niekonwencjonalne sposoby bohaterów na okazywanie sobie uczuć^^.
Takie wewnętrzne rozkminy towarzyszyły mi przez długie tygodnie po przeczytaniu rozdziału. Czasem gdy miała gorszy dzień, czy też pogoda była do bani odrywałam się od rzeczywistości zatapiając się z kubkiem czegoś ciepłego (bądź zimnego) w twoją historię. Żałuję, że nie mogę tego wszystkiego zapomnieć i zacząć czytać od nowa ( niestety niektóre notki znam niemal na pamięć).
Zakończyłaś rozdział jak zwykle efektownie i może bym się tym przejęła co spotkało Saska gdyby nie informacja pod spodem. Tylko jeden albo dwa rozdziały?! Bloga czytuję od prawie 9 lat i nagle ma być koniec, i to być może w kolejnym rozdziale? Wiem, wiem byłam świadoma, że to kiedyś się zakończy, tylko nie tak szybko:-D!. Mam nadzieje, że nadal będziesz cos publikować, bo nieczytanie twoich wspaniałych wypocin, którymi nas uraczasz jest dla mnie nie do wyobrażenia. Mogę czytać cokolwiek nawet twoje listy zakupów ^u^
Najbardziej podobają mi się rozmowy Niko z Itachim ( oni są tak od siebie rożni, że to dla mnie dzika rozkosz gdy przebywają razem) i ogólnie fragmenty o nim (w przeciągu ostatnich miesięcy kilkakrotnie do nich wracałam). Wiem, że jest to dla Ciebie gehenna opisywanie tego Pana ponurego. Wiedz jednak, że za to jak bardzo się starasz i jak znakomicie Ci to wychodzi- chylę czoła oraz bije brawa. Cichutko też proszę o więcej Itachiego vs Niko.
Mam nadzieję że te dwa rozdziały ewoluują w nieco większą ilość i pozwolisz nam cieszyć się tą historią nieco dłużej, bo zakończenie jakie by nie było dla mnie będzie smutne. Smutne, bo to będzie koniec a ja przyzwyczaiłam się do zaglądania tutaj co jakiś czas i sprawdzania, czy nie dodałaś czegoś nowego. Sądzę, że czekanie też ma swój urok ;) zwłaszcza gdy wiemy że jest na co czekać i że warto ^^
Pozdrawiam Monika
Nie zawalaj kolokwiów z mojego powodu :P
UsuńI nie kwestionuj zachowań moich bohaterów. Oni SĄ czasem 'bezdennie głupi'. Nie ma co tu kryć.
Cieszę się, że jakimś cudem udało mi się stworzyć miejsce do ucieczki od codzienności. Sama mam takie miejsca, fragmenty cudzych opowiadań, nastrój stworzonego świata, dialogi... do których wracam gdy chcę na chwilę zniknąć. Zmieniłabym w blogu bardzo wiele rzeczy, ale gdy czytam takie komentarze, to trochę cieszę się, że wyszło jak wyszło a nie np. gorzej :P
Dziękuję bardzo za komentarz.
Będzie Itachi vs Niko!
Witaj ponownie!
OdpowiedzUsuńProsiłaś o wskazanie ulubionego momentu. I tak wsiąknęłam na przeczytanie całego bloga, a że praca i dom też są ważni to trochę zeszło (mąż marudził że rzadziej gotuje. You know, do knajpy mamy 200 metrów ale mu sie tyłka ruszyć nie chciało... Trochę Saskiem zajechało. Mniejsza.) A moim chyba były rozdziały "Mrok" i "Rzeczywistość" <- Tak kocham Itachiego. Chciałam żebyś rozwinęła wątek starszego Uchihy... JESZCZE bardziej. Bo jego nigdy za wiele ;)
Czekam z niecierpliwością bo chcę wiedzieć, co zrobiłaś z oczami Sasuke (jak mogłaś?!?!) Co do zakończenia - poproszę tak jak u Pottera ;)
Było dużo ulubionych momentów z Sasuke i Niko, szczególnie spodobał mi sie fragment w którym Sasuke mówi Niko że jest najważniejsza.. I to było podczas misji w której Yoichi przepowiedziała śmierć Niko. chciałabym abyś nie pisała tylko jednego rozdziału moge czekać kolejny rok albo półtora dla rozdziału ale jeżeli w jednym zawrzesz Itachiego i naprawisz wzrok Sasuke, oo przypomniało misie że kolejnym moim ulubionym momentem było jak Niko była umierająca a on stał nad nią xD ale wracając, naprawisz wzrok Sasuke i rozwiążesz sprawe z Danzo, bo chyba nie chcesz tego zostawić tak po prostu? Danzo musi zginąć ;p to kolejnym rozdziałem albo epilogiem osobiście chciałabym aby to był rozdział jakis fragment urywek z ich życia dalszego, np za 10 lat. Oooo i uwielbiam fragment znam go na pamięć w którym Sasuke tak sobie myśli że Niko bd nosiła jego nazwisko... Albo właśnie chciałabym żebyś opisała jak Sasuke oświadcza sie Niko, dajmy na to pod koniec jednego rozdziału. A epilog to takie oderwanie. Przepraszam że taki długi wywód, ale uwielbiam Twoją kreatywność,zdecydowanie warto czekać na kolejne rozdziały bo czytałam dużo blogów o tematyce sasusaku i Twoja historia i tak dla mnie bd najlepsza i bd do niej z chęcią wracać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Pamiętasz który to rozdział, gdzie Sasuke myśli że Niko będzie nosiłą jego nazwisko?
UsuńLekarstwo. ;p
UsuńLubię wracać do tego opowiadania. Wszystko na blogu jest fajna odskocznia - lepiej czytać o porąbanym życiu Niko i Sasuke, niż użalać sie nad swoim.
OdpowiedzUsuńJak zwykle - bardzo Cie przepraszam za długa nieobecność.
Gorąco pozdrawiam
Venus/ kuso
Dziwnie się czuję, myśląc o tym, że historia Niko i Sasuke naprawdę się skończy. Żałuję teraz, że tak rzadko komentowałam rozdziały ( zrobiłam to chyba z trzy razy), a zaczęłam czytać dobre sześć lat temu. Zawsze jakoś nie miałam czasu i chęci, żeby sklecić te kilka zdań, a powinnam to robić. W końcu to jedyny sposób, żeby podziękować Ci za wspaniałe oderwanie od rzeczywistości, wciągającą historię, momenty wzruszenia i ekscytacji.
OdpowiedzUsuńSzczerze to w anime nigdy za Sasuke nie przepadałam, jakoś przez przypadek wpadłam na Twojego bloga i pamiętam, że nawet nie zamierzałam czytać. Pomyślałam, że będzie to kolejna z tych historii, gdzie Sasuke od razu zakocha się w głownej bohaterce, a ona będzie nieskazitelnym ideałem otoczonym wianuszkiem adoratorów. Jak bardzo się wtedy myliłam! Cieszę się, że tak powoli popychałaś do przodu ich relacje. Mieli czas się poznać, swoje wady i zalety, kłócić się i irytować sobą nawzajem, aż w końcu zaufać sobie, w pewien sposób zaprzyjaźnić. Dzięki temu wątek miłosny jest bardzo wiarygodny, a czytelnik naprawdę czuje jak wiele dla siebie znaczą i im kibicuje.
Bardzo podoba mi się to, że zmieniasz narratorów. Świetny zabieg. Raz widzimy coś oczami Kakashiego, raz Sasuke i oczywiście Niko. Najbardziej lubię czytać z perspektywy Niko, ale jakoś nie potrafię wyjaśnić dlaczego ;p W każdym razie zmiany narracji dodają głębi wszystkiemu. Mogłam dowiedzieć się, kto co czuje, co myśli o kimś innym. W ogóle kreacja świata wyszła Ci znakomicie ( wiem, wiem, umiem napisać tylko, że wszystko wyszło Ci świetnie xD). Podoba mi się te codzienne życie. Gdy nie są na misjach, a chodzą na zakupy, trenują, gotują obiad i spotykają się ze znajomymi.
Chciałabym, żeby na podstawie tego opowiadania powstało anime, bo prawdziwe Naruto przestało reprezentować jakikolwiek poziom.
Ulubionych momentów nie potrafię zliczyć. Pamiętam, że na początku urzekło mnie, jak Sasuke i Niko grali w pytania, gdy dowiedziała się, co się stało z jego rodziną i powiedziała, że pomoże mi zabić Itachiego czy jakoś tak. Jej reakcja mnie wtedy mile zaskoczyła. Często właśnie w różnych opowiadaniach bohater nagle ni z gruchy ni z pietruchy, ze łzami w oczach, zaczyna opowiadać historię swojego życia, a u Ciebie wyszło to tak naturalnie. Podobał mi się też rozdział, w którym Sasuke znalazł się pod wodą, a Niko "dostarczała" mu tlenu i oczywiście cała misja w tej lodowej wiosce ( nie pamiętam, jak się nazywała).
A teraz to, co kocham najbardziej - Itachi! Jestem jego patologiczną fanką, ale nigdzie, w żadnym innym fanfiction, nie podoba mi się tak ja na Twoim blogu. Wszystkie rozdziały, w których się pojawia ubóstwiam. Reakcje innych ludzi na niego. Złość, strach, niepewność czy jest zimnokrwistym mordercą czy bohaterem. Twój Itachi jest taki rzeczywisty. Tak właśnie wygląda zniszczony życiem człowiek. Czasem przypomina tylko maszynkę do zabijania, ale nie zatracił człowieczeństwa do końca. Uparty geniusz, który nie potrafi zaufać innym i chce wszystko robić po swojemu. Uwielbiam go tak bardzo w Twoim wykonaniu (gdy Niko spytała, czy przynieść mu lakier do paznokci - <3). Chciałabym, żebyś napisała o nim coś więcej przy zakończeniu.
OdpowiedzUsuńInną postacią, którą bardzo lubię jest Anko. Szkoda, że jej tak mało :c Mam nadzieję, że również dostanie trochę linijek tekstu. Jest zabawna, nieobliczalna i barwna. Podoba mi się też te lekkie podobieństwo między nią a Niko ( bo chyba nie tylko ja je dostrzegam, prawda?)
No i nie sposób nie kochać Kakashiego i Akane, bo to Kakashi i Akane :D Kiedy przyszli na kolację do Niko i Sasuke, bardzo się ucieszyłam. Fajnie jakbyś coś jeszcze napisała o nich jako o parze.
Wolałabym zamknięte zakończenie. Nie lubię się męczyć, zastanawiając się " to jak to się dalej w końcu potoczyło?!" Z reguły też nie lubię, gdy wszystko kończy się szczęśliwie, że aż zęby wypadają, a lukier wylewa mi się przez monitor ( bo przecież w życiu tak nie bywa), ale z drugiej strony życzę tego szczęścia większości Twoich bohaterów, więc mam dylemat.
A co do obecnego rozdziału - zakończenie genialne! Zapewne wszystkich tym bardzo zaskoczyłaś. Bo kto by się spodziewał, że główny bohater straci oczy?
Mam nadzieję, że mój komentarz ma jakiś sens. Jest trochę chaotyczny, bo chciałam wiele przekazać i nie wiem,czy się udało.
Dziękuję Ci za tę historię i życzę wszystkiego dobrego.
Jak wszystko będzie dobrze, to wena i chęci do pisania też się znajdą :)
Dessi
PS. Podzieliłam komentarz na części, bo w całości nie chciał wejść :/
AAAA >.< ojej jak mi się miło zrobiło <3 Właśnie tego chyba potrzebowałam w tej chwili - ździebka motywacji by przebrnąć przez aktualne - ostatnie już - nudne sprawy i móc pomarzyć o pisaniu :P o czymkolwiek twórczym, naprawdę. Maluję obrazy ostatnio. Byleby się nie uczyć.
UsuńNie wiem jak skomentować te wszystkie komplementy poza wielkim uściskiem *hug*. Najbardziej mnie raduje gdy ktoś lubi mojego Itachi'ego, bo bardzo bałam się go pisać i nadal uważam to za trudną robociznę (a jak czytam swoje własne notki z jego udziałem to zaskakuje mnie jego zachowanie, bo nie pamiętam jak go napisałam i co mną wtedy kierowało. Jakiś duch może opętał).
Postaram się dać Anko, Akane i Kakashi'emu jak największą rolę w zakończeniu i domknąć wątek tak by nie było zbyt cukierkowo ale by wszyscy byli usatysfakcjonowani.
Masz rację z tymi chęciami do pisania - tylko że właśnie musi być 'dobrze'. I MOŻE już w poniedziałek - będzie! I wtedy nie oderwiecie moich palców od laptopa aż nie powstanie rozdział.
Jeszcze raz dziękuję Ci za komentarz. Nie liczy się ilość ale jakość a ten 'zrobił moją noc'!
Pozdrawiam serdecznie! :3
nie wiem, czy tylko ja mam taki problem ale nie wyświetlają mi się rozdziały w archiwum :(
OdpowiedzUsuńMnie też!
OdpowiedzUsuńMnie też!
UsuńA tak serio: Nie wiem co po 4 latach się popsuło, na razie nie wiem jak to naprawić, dam pod notkami coś do nawigacji pomiędzy rozdziałami.
Miałam napisać komentarz już dawno, ale przez pytanie o ulubiony moment historii, nie wyszło. Pewnie dlatego, że zbliżała się obrona, więc musiałam przeczytać wszystkie rozdziały od początku żeby upewnić się, czy ulubiony moment faktycznie jest ulubionym.
OdpowiedzUsuńOdpowiadając na Twoje pytania :
1. Może coś ze mną nie tak, ale naprawdę lubię rozdział, w którym Niko umierała zatruta w szpitalu. Po prostu.
2. Zdecydowanie chciałabym poznać dokładniej przeszłość Akane. Jest interesującą postacią z tyloma tajemnicami, o których niby jest wspomniane w opowiadaniu słowo, czy dwa, ale nadal czytelnik mało wie, a snucie domysłów zazwyczaj źle się kończy.
3. Jeśli mogłabym wybrać, to zdecydowanie zakończenie zamknięte. Właściwie zazwyczaj oprócz rozdziału lubię przeczytać też komentarze pod nim, bo może wspomnisz kiedy kolejna część, albo po prostu powinnam mieć życie… Rzecz w tym, że pod jednym z rozdziałów przeczytałam komentarz z zaproponowanym zakończeniem, który utknął mi w głowie i nie chce wyjść. Ucieczka Niko z Itachim i uprawa ryżu (?). Coś w tym stylu. BARDZO nieprawdopodobne, o ile nie niemożliwe, jako że Itachi umiera. Pomimo tego łał. XD
Mam tylko nadzieję, ze jakiekolwiek zakończenie masz dla nas przygotowane, nie będzie zbyt przesłodzone. Sasukepodobny dzieciak bawiący się przed oknem, przez które patrzy gotująca mu obiadek Niko jest – przynajmniej dla mnie, a pewnie wielu czytelników o tym marzy- najgorszym z możliwych zakończeń. To już lepiej żeby wszyscy umarli. Koniec sharingana- święty spokój.
Jakkolwiek się nie skończy i tak pewnie będę się zachwycać( Chociaż nie powinnam, bo mam wrażenie, że jestem już za stara na Naruto. Trudno. ).
Co by miało nie być- weny, weny i jeszcze raz weny!
Wchodzę tu i sprawdzam co jakiś czas czy jest już nowy rozdział, rzecz jasna. A potem myślę sobie, że, cholera, to będzie raczej OSTATNI rozdział. Coś się zakończy, mocno. Na zawsze. To trochę przerażające. Pamiętam jeszcze jak musiałam tłumaczyć dziadkowi, że to nie tak, że blogi piszą boty, które wiedzą jak pisać, żeby zabierać biedne dzieci w swoje sidła, żeby nie miały życia, tylko zwykli ludzie z niesamowitym talentem. Przeraża mnie trochę zakończenie. Tj. wierzę, że będzie najlepsze i w ogóle, bo Ty tak robisz po prostu, ale już będę wtedy wiedziała, że taka część mnie, która tu wchodzi z uśmiechem dziecka, nagle będzie musiała dorosnąć. Czy jakoś tak. Lovki.
OdpowiedzUsuńO matko, takie prawdziwe.
UsuńHikki
Pierwsze zdanie rozdziału odzwierciedla moje uczucia co do kontynuacji. Jesteś jeszcze z nami?
OdpowiedzUsuńHikki
Dziękujemy za informację, że pomimo tych wszystkich trudów jesteś z nami! Trzymaj się tam, my zaczekamy ile trzeba i jestem pewna, że na pewno będzie warto. Ślę falę mentalnego wsparcia, mam nadzieję, że już wkrótce wszystko się poukłada i będzie już tylko łatwiej. Doskonale Cię rozumiem, ponieważ też byłam w podobnej sytuacji, gdzie człowiek nawet nie miał chwili odetchnąć co dopiero myśleć o innych rzeczach jak blogi. Obecnie siedzę na stypendium w Japonii, mogę zaoferować kartkę zza Oceanu z wyrazami miłości :*
OdpowiedzUsuńDasz radę!
Hikki
O boże stypendium w Japonii?! Weź mi nie mów takich rzeczy, nie dobijaj ;_; Wizyta w Japonii to moje wielkie marzenie... mam nadzieję, że kiedyś się spełni.
UsuńDziękuję za wsparcie, tak, chcę kartkę! (tylko jak?? :D )
Pozdrawiam! :*
Teraz jest coraz więcej możliwości przyjazdu tutaj i bilety też o wiele tańsze! Mogę odezwać się przez Fejsa to podeślesz adres i wyśle :3
OdpowiedzUsuńHikki
spoko, pisz <3
UsuńLeitho,jestem z Tobą już kilka lat i naprawdę szanuje Cię i każde zdanie napisane na tym blogu. Którego uważam zresztą za najlepszego jakiego mogłabym sobie wymarzyc a notatki przeczytałam po kilka razy. Z Naruto jestem odkąd sie urodziłam w sumie, najpierw oglądał mój kuzyn jak byłam malutka,potem ja po kryjomu gdy rodzice nie patrzeli, bo twierdzili ze jest zbyt brutalne. I teraz gdy jestem juz w sumie "dorosła na papierze". Więc oglądając ostatni odcinek Naruto było dla mnie prawdziwą traumą.. Ale nie o tym chciałam napisać, chciałam Cię prosić o to byś mimo że jesteś juz dorosła, że nie masz czasu, że pewnie nie jarają Cię już "chinskie bajki" to żebyś nie kończyła bloga.. To jest piękna historia i wiem ze kiedyś musi sie skończyć ale szczerze powiem wierz lub nie to łzy same mi lecą jak myślę że i z tą historią muszę się rozstać, że ona też sie kończy. Czytając tą opowieść mogłam oderwać sie od codziennych jak i trudniejszych problemów który każdy z nas ma. Odskocznia o której nie zapomnę i wierze ze masz jeszcze pomysły na dalszą część, nic na siłę, a czas sie nie liczy. Najnormalniej w świecie, boję sie tego momentu jak wejdę tutaj za jakiś czas i zobaczę tą ostatnią notkę, boję się tego cholernie a jeszcze mając świadomość ze to naprawdę koniec to serce sie łamie.. Jeśli naprawdę zdecydowałaś się na koniec historii to jakikolwiek by on nie był, wiem ze będzie najlepszy jaki byłaś w stanie napisać. Pozdrawiam i z łzami już na policzkach całuje
OdpowiedzUsuńDługo nie wiedziałam jak odpisać na ten komentarz.
UsuńWiem, że wiele z Was czytałoby tego bloga jak najdłużej. I zasługujecie na tę odskocznię. Jednak druga część czytelników chce zobaczyć konkretne zakończenie tej historii, wnioski, pointę. I też na to zasługują. A napisanie epilogu jest o wiele realniejszym celem do osiągnięcia niż kontynuowanie bloga bez końca. Zwłaszcza, że z notki na notkę coraz bardziej oddalam się od tej historii. Pisze się ją coraz trudniej. I wolniej.
Nie mam pomysłów na dalszą część, nigdy nie miałam zamiaru pisać tak długo. Naruto skończyło się dla mnie jeszcze dawno przed zakończeniem anime i na blogu zostały z niego tylko szczątki.
Nie ma na to rady. Przepraszam Cię, ale gdy pojawi się ostatnia notka, będziesz musiała zacisnąć zęby i iść dalej, na poszukiwanie lepszych opowieści, dobrych książek, filmów, obrazów, muzyki, seriali, anime. Pokładanie nadziei w jednej osobie nie kończy się dobrze, a wszystko się kończy :(.
Ale poradzisz sobie!
Pozdrawiam i ściskam,
Leitha
Sesja dobija mnie skutecznie. Ale sam fakt, że, jak podejrzewam, Twoje magnum opus, ma się skończyć, dobija mnie to bardziej niż poprawka z wiktymologii i konsultacje z karnego (ten mój drugi kierunek okazał się niewypałem). Kochana, nie znam Cię zbyt dobrze, a tak na serio - nie znam w ogóle, choć przez pryzmat pisanych historii ludzie przywiązują się do kogoś, całkowicie nie zdając sobie z tego sprawy. Zawsze dumnie powtarzam, że jesteś dla mnie literackim autorytetem - taka zresztą informacja widnieje także na podrapanych kartkach mojego opowiadania. Nie chodzi mi tu o stricte o blogowy autorytet - a literacki w pełnej krasie. Zawsze tak do Ciebie wracam i zaglądam z ciekawości, wspominając te pierwsze kroki i pierwsze rozdziały. Smutno mi, bo boję się, że znikniesz gdzieś na zawsze, a z doświadczenia wiem już, że ludzie znikają. I bardzo długo nie wracają. Cieszyłam się ostatnio, że miałyśmy okazję wymienić kilka słów na Facebooku. Podnosi mnie to na duchu, bo będę pamiętać, że nie jest to wymysł mojej wyobraźni. Dziękuję Ci, że przez tyle lat – mimo wszystko – byłaś gdzieś blisko. Mimo że czasami miałaś dłuższe przerwy, każdy wiedział, że wrócisz skończyć to, co zaczęłaś. A przynajmniej ja – czułam, że gdzieś jesteś. Myślę, że cała rozpacz polega na tym, że po publikacji ostatniego rozdziału – przestanę czuć. Obsesyjnie będę codziennie odświeżała strony, mając nadzieję, że jednak jeszcze gdzieś Cię znajdę. Na tym chyba polega przywiązanie. I to smutne jak cholera. Na pytania odpowiem – ale najważniejsze – błagam, proszę o zamknięte zakończenie. Jeżeli później w głowie, w przypadku otwartego zakończenia, pomieszają mi się „dewiacje seksualne!” z psychopatologią i na odwrót, i przez przypadek nie zaliczę roku – zostanę maskotką wszystkich skrzywdzonych wielbicielek klarownych zakończeń. Daj mi pożyć jeszcze chwilę, abym mogła zaprosić Cię kiedyś na wysokokaloryczne słodycze i kawę w Warszawie (o dziwo, tak blisko!), żebyś nie zniknęła i żebym mogła choć trochę dorobić się na te Twoje kawy. Warszawa wykończyć potrafi – wiem. Słyszałam, widziałam i cieszę się, że zdecydowałam się na Białystok. Polecam! Buziaki kochana, dziękuję, że jesteś i stałaś się inspiracją dla mojej historii – i że wiem, że chciałabym ją skończyć tak samo, jak Ty swoją – bo to czyni nas, pisarzy (jakże by inaczej?!), wiarygodnymi i dobrymi – kiedy kończymy swoje dzieła z dumą i pewnością, że ktoś czeka :).
OdpowiedzUsuńAAAAA znowu nie wiem co napisać. ;_;
UsuńOk po pierwsze - jak możesz nazywać JEDYNĄ i PIERWSZĄ rzecz jaką napisałam na poważnie moim "magnum opus"? Przecież to może być dopiero początek! Nie ma co się żegnać...
Nie waż się też mówić, że jestem dla Ciebie autorytetem, kurna no. Ja nie umiem pisać, nie mam wiedzy, warsztatu, talentu i doświadczenia. JEstem NIKIM. Gdyby nie postać Sasuke, gdybym poczekała z wyładowaniem swoich emocji w postaci fanfika z jakiegokolwiek innego fandomu, to nigdy byś na mnie nie trafiła :P To nie mój wątpliwy talent literacki stworzył tego bloga, a łut szczęścia. I trafienie w gust? Z każdym mam 50-50 szanse że mu się spodoba. Jedno napisane "dzieło", łatwy blożek, i już mnie wyzywacie od inspiracji! Phi! Napiszę coś innego i już nie będzie takie dobre i Wam oczy zwiędną... :<
To prawda że ludzie znikają jednak jestem na tyle no-lifem że nawet jak porzucę wszystko i zniknę z ulicy to w internecie zawsze mnie znajdziesz. Nie masz co rozpaczać, zawsze będę blisko, na fb itd. Możesz do mnie pisać, możesz wysyłać mi wszystko co naskrobiesz, nie masz co powątpiewać w moją egzystencję :P
Zaliczysz rok, nie przejmuj się! Dostaniesz też śliczne zamknięte zakończenie które - mam nadzieję - Cię zadowoli i pofruniesz do swoich spraw nawet się nie oglądając.
No może raz, jak wbijesz na kawę. Trzymam za słowo. Znam miejsce z legendarnymi pączkami.
Cieszę się że nadal czekasz,
dobrze jest mieć innych autorów po "swojej stronie".
Nie wiem jak to inaczej określić.
Dziękuję, tak czy inaczej.
Pozdrawiam,
Leitha
Hej Leitha! Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem z Tobą już dziesiąty rok. Matko! A ciągle lubię. Chętnie odświeżę sobie wcześniejsze rozdziały i porównam wrażenia :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie! Trzymaj się (czegokolwiek)!
Alternate (myślę, ze tego "pseudonimu" używałam, kiedy zaczynałam Cię czytać. :D)
Tak tak, to już 10 lat. Przerażające. Tyle się w moim życiu zmieniło... w Waszych pewnie też. Dziękuję wszystkim, którzy tu jeszcze wchodzą >_<
UsuńRozdziały są tak rzadko że nie idzie czytać nowego bez przypomnienia sobie poprzednich, wiem xD ja też je czytam pisząc notkę.
Pozdrawiam serdecznie! <3
a jak tam praca nad rozdziałem ?
OdpowiedzUsuńBardzo trudno mi się go pisze, zarówno przez ilość rzeczy jakie założyłam, że w nim zawrę, jak i treść... i z pewnością Wasze i moje oczekiwania.
UsuńAle piszę, mam już część, wiem co chcę napisać... kwestia czasu.
Pozdrawiam!
a jak wrażenia po zakończeniu Naruto? Bo osobiście nie mogę uwierzyć, że to już koniec... Chociaż jeden plus ,że nie pokazali SauSak bo jej nie trawię...
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie widziałam zakończenia ^^' Byłam pewna, że Naruto skończyło się dawno temu tak samo jak manga i nawet nie wiedziałam że leci do tej pory.
UsuńDopiero wczoraj mi się na tumblerze pokazały gify ze ślubu Naruto i Hinaty i trochę się pośmiałam, że Sas olał wesele swojego chłopaka + swoją żonę zostawił z jakimś ptakiem.
Ale to śmieszne w sumie, że Kishimoto potrafi nas postawić przed faktem "Sasuke zrobił dziecko Sakurze" ale ani on ani żaden z animatorów/rysowników/scenarzystów nie jest w stanie się przemóc i pokazać jakąkolwiek czułość pomiędzy Sasuke i Sakurą. Nie to że ich uwielbiam razem, ale trochę to naiwne i smutne. Tak jakby autorzy sami nie wierzyli w tę parę i wiedzieli, że jest naciągana.
Dlatego myślę, że Twoja Niko wpasowałaby się idealnie :) Mam nadzieję,że Ty zakończysz swoje o niebo lepiej niż orginał- bo osobiście czuję niedosyt.
OdpowiedzUsuńSNK! SNK! SNK! SNKKKKKKKK!!!!!!!!!!!!@%!@$!@YQHRQKFAFAHPQ@$_&(RQ^POYHFGAPFHL~!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA TAKKKKKKKK!!!!!!!!!!!!!!
Usuńbożeee czekałam 3 lata prawie
cudowne jest
Mike </3
czytam mangę więc wiedziałam że tak będzie ale...
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
kocham snk
Właśnie się skapnęłam że w twoim szablonie jest spoiler do tego zakończenia xDDD Jak to czytałam pierwszy raz to omal nie spadłam z krzesła, a teraz weszłam i przyjrzałam się szablonowi i ogarnęłam że krwawiący z oczu Sasuke był tu z nami cały ten czas xDDD
OdpowiedzUsuń:OOOOOOOOOOO
Usuńhaha przysięgam że to nie było planowane. Postanowiłam Saskowi wydłubać oczy dopiero podczas pisania tej notki. W zamierzeniu artysty to były chyba jego emo-łzy tak naprawdę...
Ten blog to jedyne co łączyło mnie z tematyką Naruto przez jakieś ostatnie pięć lat… ale potem zaczęłam pisać magisterkę, więc nadrobiłam i anime i mangę.
OdpowiedzUsuńWiem, że Twoja historia też z następnym rozdziałem się skończy i mam ochotę prosić wszystkich bogów, w których nie wierzę żeby nie było jak w mandze.
Śmierć Niko, bezpłodny Uchiha, przypadkowo rozbita fiolką z fikuśną trucizną niosącą zagładę ludzkości. Nie wiem.
Trochę głupio, że człowiek w moim wieku tak przeżywa losy zmyślonych postaci, ale gówniane sałaty, laptopy, wszystko obrzygane tęczą ….No kurrrr…
Nie pozostaje nic innego jak życzyć krwawej, mrocznej, śmiercionośnej weny. <3
(nie komentowałam tak dawno, że już nie pamiętam jak się podpisywałam :| )
No niestety Sas jest płodny a śmierć kogokolwiek zasmuciłaby Itachi'ego a do tego nie mogę dopuścić.
UsuńRozumiem żądzę krwi... będzie jej trochę. Mam nadzieję że zakończenie nie okaże się dla Ciebie zbyt cukierkowe a dla miłośników romansu i tęczy zbyt brutalne i nudne.
kiedy coś? cokolwiek?.... :(
OdpowiedzUsuńBył koniec trudnego semestru, dopiero mam wakacje, kontynuuję pisać, niedługo będzie. xoxo
UsuńJak miło widzieć jakieś wieści od Ciebie <3
OdpowiedzUsuńHikki
ciągle tu zaglądam a tu ciagle cisza :(
OdpowiedzUsuńJa tak samo ;)
Usuńpiszę, piszę
jak tam pisanie? :)
OdpowiedzUsuńwiadomo kiedy coś nowego się pojawi?
Mam jeszcze 39 dni wakacji, jeśli nie zdążę do końca września to się zabiję :)))
UsuńŻyjesz jeszcze? .-.
UsuńŻyj prosze :<
Wash
Żyjesz jeszcze? :<
Usuń(Żyj!)
Wash <3
Żyjesz jeszcze? :<<<
UsuńWash
Żyję, żyję! Piszę, jak widać we wrześniu nie zdążyłam, ale już niedługo!
UsuńWszystkiego najlepszego w dniu twych urodzin ode mnie i z pewnością od wielu innych czytelnikow!! <33
OdpowiedzUsuńJak Wy to robicie że pamiętacie XD nie wierzę no
UsuńDziękuję bardzo <3
Mój boże, miałam sen, a w tym śnie dodałaś rozdział, Leitho, i ten rozdział miał nie być ostatnim! A potem się obudziłam i zrozumiałam jak czasem niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba xD
OdpowiedzUsuńHAhaha o boże sorry ale jakie to smutne xD
UsuńBędze rozdział a potem epilog btw
Jak tam idzie?
OdpowiedzUsuńMam już tak z 70% ale wychodzi dłuższa niż kiedykolwiek ;_;
UsuńZ jednej strony chcę żebyś dodała tą i następną notkę. Ale z drugiej strony tak kurewsko nie chcę żebyś zakończyła tą historię T^T Przywiązałam sie do Tego bloga przez te lata...
OdpowiedzUsuńJuż 10 lat! To musi się w końcu skończyć! :D
Usuńhalohalo jak idzie? wspieramy Cię WSZYSCY!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Mam już większość ale zaczął się rok akademicki i mam mniej czasu... przepraszam za masakryczne opóźnienie, już kończę!
UsuńO matko, już kończysz. Tak bardzo nie mogę się doczekać, od tylu lat zaglądam tu codziennie, nawet przed włączeniem Facebooka czy nastawieniu wody na kawę. Tyle wspomnień, tyle emocji z każdym rozdziałem. Z Naruto kiedyś się wyrasta, z Leithy - nigdy :*
OdpowiedzUsuńHikki
Awwww >////< Dziękuję
UsuńDroga Leitho
OdpowiedzUsuńJak Ci idzie pisanie? Jako lucky-girl, która ma szczęście uczęszczać na ten sam kierunek(architektura rzeszowska pozdrawia) wiem co znaczy nie mieć życia bo musisz postawić kolejny blokowiec,wiem że życie jest ciężkie, ale chce Ci tylko powiedzieć że trzymam kciuki i czekam na dalszą część~~wierna fanka
。・゚ヾ(థ﹏థ)ノ。゚・。 Jezu no nareszcie ktoś rozumie. Architektura nie daje żyć. Piszę, ale bardzo powoli no, nie mam weny i nie chodzi o ilość a częstość siadania do tego, jest niemal zerowa...
UsuńLeitho?
OdpowiedzUsuńCzy będziesz pisała coś jeszcze po ukończeniu tego bloga? Masz jakąś inną zajawkę? Bo nie wyobrażam sobie że mogło by Cię braknąć w świecie opków T^T
Mam milion innych zajawek, fandomów, oglądam masę rzeczy o wiele lepszych od Naruto. To między innymi powód takiej ślamazarności w pianiu tego do końca, po prostu interesują mnie inne sprawy, inne anime na przykład.
UsuńMyślę, że opublikuję gdzieś listę rzeczy, które znam (seriali, anime, filmów, gier) i będziecie mogli mi zgłaszać swoje pomysły co byście chcieli przeczytać - krótką historię z czegoś innego? Może Niko i Sasuke, ale w innych realiach? Zobaczymy jakie będzie zainteresowanie :)
To może coś na święta T^T Prezencik ;(
OdpowiedzUsuńChciałabym...
UsuńNO TO MOŻE NA DRUGĄ NÓŻKIĘ I NA NOWY ROCZEK??? XD
UsuńMam nadzieję, że udało Ci się odpocząć i zregenerować baterie!
Przesyłam mnóstwo weny i motywacji <3
*zasmarkany i zachrypiały anginowo-gorączkowy śmiech*
UsuńWesołych Świąt :D
OdpowiedzUsuńありがとう! Nawzajem i Szczęśliwego Nowego Roku <3
UsuńAAAAAAAAAAAAA,TY ŻYJESZ <3
OdpowiedzUsuńWątpię że mnie kojarzysz bo jestem z tych leni co tylko czytają i nic po sobie nie pozostawiają ale kurde muszę napisać że się cieszę że wracasz <3
Nie wiem czy to dobre miejsce ale w sumie ten blog to część mojego życia. Niko stała się jakby moim wzorem (tak, ściągnęłam nick i bardzo bardzo za to przepraszam, idę się kajać sałatą w kącie) a jeszcze nigdy się nie odezwałam ani nie podziękowałam, takie ze mnie wstrętne babisko. Więc dziękuję za te wszystkie lata razem (ze trzy co najmniej) i jeszcze raz przepraszam.
Weny i szczęśliwego Nowego Roku Leitho!
To bardzo dobre miejsce na krzyczenie! :D Cieszę się, że moja głupia postać komuś umiliła życie. Nawet bym nie pomyślała, że od niej masz nick, mogłaś mieć przecież na imię Nikola, weroNika.... Ameryki z imionami nie wymyśliłam xD
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za pokazanie się i komentarz, to pocieszające że ktoś tu jeszcze wchodzi :D
<3
Jak to ktoś? A ja?!?!?!
OdpowiedzUsuńDo siego <3
Halo, halo, też się melduję!
OdpowiedzUsuńJuż w nawyk mi weszło zaglądanie tu codziennie. Gdy zobaczyłam info, że ostatni rozdział już za niedługo jednocześnie strasznie się ucieszyłam i zdołowałam, że już koniec rychło się zbliża. Będę jednak uważnie śledzić wszystko inne co wyjdzie spod Twojej klawiatury.
Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku również :*
Jestem i czekam.
Hikki
YEEEEEEEEE :3
OdpowiedzUsuńCzekam ❤️
OdpowiedzUsuńcoś nie pykło...
OdpowiedzUsuńbardzo nie pykło
OdpowiedzUsuńJak tam idzie?
OdpowiedzUsuńJuż wpadłam w obsesje odświerzania ^^
Hikki
Droga Leith
OdpowiedzUsuńi teraz nie wiem co powinnam napisać. z jednej strony jestem ciekawa jak idzie praca. z drugiej nie chce cie poganiać bo to musi być mega upierdliwe
poprostu daj znać jak idzie letni na magisterce w Wawie
pozdrawiam~~student łączący się w bólu
Kończę. Przepraszam T_T
UsuńLetni na magisterce idzie leniwie. Zajmuję się w sumie wszystkim tylko nie dyplomem lol
Dziękuję za cierpliwość...
...czy nawet TUTAJ, na jednym z moich dotychczas ulubionych blogów, muszę patrzeć i czytać o gejach?
OdpowiedzUsuńLOL.
UsuńCzy nawet tutaj, na własnym blogu, muszę czytać heteroseksualne komentarze? xDD
Haha oczywiście, że tak!
"Heteroseksualne komentarze"? A ty niby jaka jesteś?
UsuńNie mam nic do pedałów, ale wątek kiro czy jak-mu-tam jest wg. mnie niepotrzebny.
Identyfikuję się jako osoba LGBT :) Dziękuję za zainteresowanie.
UsuńPowiem tak: wszystko, co pojawia się przed słowem "ale" gdy mówi się: "nie jestem homofobem, ale...", "nie jestem antysemitą, ale..." lub "nie to że czarni są gorsi, ale..." jest zawsze kłamstwem. Trust me.
Dziękuję za twoją nieproszoną opinię. Postaram się przerobić dotychczasowe kwestie Kiro w ostatnim rozdziale tak, by były jeszcze bardziej "pedalskie".
Pozdrawiam serdecznie.
Skoro twierdzisz, że jesteś cześcią lgbt, to czemu piszesz o postaciach hetero?
UsuńYOU GO GIRL!
UsuńMam nadzieję, że nie bierzesz takich komentarzy do siebie. Odpowiedziałaś jemu/jej z klasą, mam nadzieje, że kiedyś poglądy tej osoby się zmienią i będzie respektować fakt że homoseksualistów nie wolno nazywać „pedałami.”
Co za ludzie...
Szanuję i czekam na ostatni rozdział!
J
@anonim2: Nie biorę, bawią mnie i troszkę krępują tylko...
Usuń@anonim1: Eee... pytasz mnie, jak można pisać o osobach, którymi się nie jest czy co?
W sumie to prawidłową odpowiedzią byłoby "gdy zakładałam bloga, miałam 15 lat i nie myślałam o sobie w kategoriach lgbt". Innym prawidłowym podejściem jest: bo tak wyszło. W sumie to nie byłoby różnicy gdyby Niko była facetem (trochę za późno na zmienianie... szkoda).
Tak w ogóle to skąd przeświadczenie, że moje postacie są hetero? :D Nigdzie tego nie napisałam!
Sasuke jest w oryginale hetero. Więc u ciebie w domyśle też. Nie oburzaj się tak.
Usuń"Sasuke jest w oryginalne hetero." XDDDD HAHAHAHAHA boże widzisz i nie grzmisz!
Usuń1) Mój Sas to nie Sas z oryginału. To mój blog. Fanfiction. Fikcja. Fanowska. Odejście od oryginału.
2) Kishimoto nigdy nie podał informacji o orientacjach postaci.
3) Osią życia Sasuke w mandze są Itachi, Naruto i trochę Kakashi. Nigdy nie lubił, nie szanował i nie doceniał żadnej kobiecej postaci. O zakochaniu czy pożądaniu nie wspominając (nigdy nie reagował też na Oiroke-no-jutsu).
4) Zobacz jak on się ubiera, jak ma umalowane usta po transformacji, jak ma klatę na wierzchu, jak Kishimoto uwielbia mu drzeć łachy po każdej walce, jak pokazano jego pobyt u Orochimaru w openingach (Sasuke w kąpieli, nagi Sasuke opleciony wężami...), jak na początku Shippudena próbuje zabić Naruto... przytulając go (???). Ogólnie jest bardzo extra.
5) W oryginale Sasuke próbuje odbudować klan robiąc Sakurze jedno (1) dziecko. Tylko na tyle się zdobył. I nawet rysownikom Kishimoto nie udało się ukazać jakiejkolwiek małżeńskiej czułości między nimi (np. uścisku, pocałunku).
6) Tymczasem Sasuke i Naruto pocałowali się przez przypadek w anime chyba z 3 razy. Jeśli to nie jest przekaz, którego potrzebujesz, to nie wiem, co ci powiedzieć.
7) Zobacz obiektywnym okiem, jak zachowuje się Sasuke w Road to Ninja, gdzie żyje jego rodzina. To może być najbliższe zachowaniu jego wybujałego ego i taki mógłby być, gdyby nie trauma z dzieciństwa.
A tak serio - Sasuke może być jaki chce. Może być gejem, może być hetero (tylko dobrze to ukrywać). Pewnie jest demiseksualny (zgoogluj sobie) lub nawet aseksualny. Myślę, że to kwestia interpretacji i osobistego zdania. Twoje - że na 100% jest hetero i tego wszyscy mają się trzymać - jest gówniane. I tyle.
Nie oburzam się. Śmieję się, bo to chyba w moim długim życiu pierwsza dyskusja w której podważane/dyskryminowane jest coś co robię ze względu na orientację. Nie spotkało mnie to w 2-milionowym mieście przez 26 lat, a dosięgnęło mnie na prywatnym blogu!
Gratuluję! :)
Sugeruje wyłączyć internet i nie wychodzić z domu bo przecież homo mogą być na każdym kroku! I mogą Cię ZMUSIĆ do bycia homo i zapiąć od tyłu!
OdpowiedzUsuńBoże skąd sie tacy ludzi biorą....
Kiedyś bano się kobiet z kotami i leczono na siłę leworęcznych. Teraz to. Tacy ludzie się nie biorą, tak się ich wychowuje, niestety. Najdziwniejsze jest to, że mają tak głębokie przeświadczenie, że mają rację i inni myślą tak samo, że pewnie i otwarcie obwieszczają swoje ograniczenie umysłowe w internecie.
UsuńParanoja.
Moi rodzice też próbowali mnie wychowywać że homo to zło (moi bracia sie ich boją, jakby byli zarazą, albo jakby jakiś człowiek ich skrzywdził), a cholera znam paru homo bądź Bi i jakoś nigdy nikt z nich nie zmuszał mnie do zmiany orientacji, bo on ma inną... Skąd ten strach? Homoseksualni istnieją od zarania dziejów, a akurat TERAZ (chodzi mi o ostanie 100 lat powiedzmy) to wychodzi?
UsuńZ innej beczki. Przez ile ja już blogów przeszłam, że autor/ka zamknął/zamknęła bo właśnie ludzie gnoili ich w komentarzach. Jak mi coś nie pasuje to tam nie wchodzę już więcej. Naprawdę, nie jestem masochistką.
Zachowanie Sasuke w Road to Ninja to te najbardziej odpowiadające jemu gdyby jego dzieciństwo było normalne(bez masakry)?
OdpowiedzUsuńPrzed masakrą najważniejszymi ludźmi dla Sasuke była jego rodzina (dlatego dążył do tego by jak najwięcej czasu spędzać ze swoim starszym bratem i trenował do upadłego byleby ojciec go pochwalił)a inni ludzie nie byli mu potrzebni co wraz z dążeniem do pochwalenia przez ojca sprawiło, że w Akademii tylko się uczył ignorując swoich rówieśników.Gdyby klanu Uchiha nie wymordowano to czemu miał by się zacząć dziewczynami?
W Road to Ninja część postaci był zamieniona charakterami jak Hinata i Ino oraz Shikamaru, Chouji i Neji , którzy byli swoimi przeciwieństwami. Tam Sasuke był swoim przeciwieństwem pod względem stosunku do dziewcząt.
Jak dla mnie w oryginale Sasuke był asekualny i gdyby masakra klanu Uchiha się nie wydarzyła to Sasuke dalej skupiałby się na treningu i przynoszeniu chwale klanowi Uchiha a nie na kontaktach towarzyskich. Naruto był zakochany w Sakurze ale skupiał się na do zostania silniejszym i zawrócenia Sasuke do wioski. Sasuke i Naruto są w oryginale bratnimi duszami i gdyby zakończenie Shippuudena nie było w stylu wymuszonego happy endu a bardziej naturalne to Sasuke nie ożeniłby się z Sakurą a przede wszystkim skupiłby się na swojej przyjaźni z Naruto lub by się okazało, że obaj darzą się nie tylko braterska miłością...
Nie do końca rozumiem ogólny przekaz tego komentarza, ale chyba zgadzamy się, że w oryginale - poza naciąganym zakończeniem - nie ma żadnych przesłanek co do zainteresowania Sasuke płcią przeciwną.
UsuńTo, że Kishimoto zmusił go do "zrobienia" Sarady nie zmienia faktu, że przez 700 odcinków ani razu nie pomyślał on o odbudowywaniu klanu. Więc nie rozumiem jak ktoś to może widzieć jako jego orientację a nie wymuszony obowiązek (pomijam fakt że w filmie Sasuke ponownie bardziej koncentruje się na Naruto i Boruto a dziewczyny olewa).
Też uważam że Sasuke jest aseksualny (lub demiseksualny, ze skłonnością do biseksualizmu). W sensie - że osoba dowolnej płci, ale tylko jedna fantastyczna osoba, wyjątkowa dla niego, bliska (może Naruto, kto wie, u mnie jest to Niko) byłaby w stanie obudzić w nim głębsze uczucia i stworzyć z nim związek iście partnerski, w którym byłby z kimś równy.
Sakura po prostu tą osobą nie jest.
Jest szans, że w najbliższym czasie wrzucisz tutaj rozdziały 34 i wzwyż? Jestem mega ciekawa co dalej, a onet już nie działa :/
OdpowiedzUsuńJest szans. Uzupełnię rozdziały jak opublikuję ostatni.
Usuńhey leith! wiem że pewnie jesteśmy wkurzający dopytujac ciągle o nowy rozdział, ale prosze zrozum nas. Zapowiadasz go od zeszłego roku, miał wyjść w połowie lutego a tu dalej pustki. często jesteś na blogu, bo czytasz i odpowiadasz na komentarze. więc oto moje pytanie: kiedy faktycznie możemy spodziewać się zamknięcia historii? na jakim etapie pisania jesteś i jaki jest przewidywany czas wrzucenia go na bloga?
OdpowiedzUsuńNie wypełniam obietnic a propos daty publikacji, więc chcesz kolejną obietnicę? :D serio? po co
UsuńLEAVE BRITNEY ALONE
Usuń???
Usuńw mojej wypowiedzi bardziej chodziło mi o jakieś konkrety odnośnie na jakim etapie pisania jesteś:"jestem w połowie rozdziału, nie wyrobie się do końca kwietnia" czy coś. myśle że wszyscy na to czekamy.
OdpowiedzUsuńTak z 98% (30.000 słów) notki już mam. Zostało 2% ostatnie, lekkie poprawki w całości + napisanie epilogu. Nie opublikuję rozdziału bez gotowego epilogu, bo wtedy nie ukazałby się on chyba za 5 lat xD
UsuńJestem, pamietam, czuwam ❤️
OdpowiedzUsuń<3
UsuńMoje skomplikowane obliczenia ( 20.04.2015, 19.04.2016 ...) mówią, że następny rozdział pojawi się w środę 18go :PP
OdpowiedzUsuńDobrze liczysz!😻
Usuńomatkoomatkoomatkoomatkoomatko
UsuńHikki