Błądziliśmy
między załadowanymi wagonami. Z powodu późnej pory ludzi na zewnątrz było coraz
mniej – dzieci i starcy pochowali się już w małych namiotach. Sam pomysł
transportu cennego przedmiotu pośród dostarczanego towaru z początku wydawał mi
się dziwny, ale potem zrozumiałem, że dla potencjalnych rabusiów znalezienie
wymarzonego skarbu będzie jak szukanie igły w stogu siana. My sami
dopytywaliśmy się grzecznie woźniców o przedmiot „A”, ale ci zbywali nas
wzruszeniem ramion lub odsyłali nas do kolejnych osób, które nie posiadały
żadnych przydatnych informacji. Wyglądało na to, że Tarakaha podjął się niebezpiecznego
zadania nie informując o tym współpracowników. Uroczo.
Zniechęceni,
wróciliśmy do swojego wagonu.
Nie był
on duży, ale raczej wystarczający. Stabilny, zadbany, z dwoma wejściami i dwoma
sofami. Pod sufitem oraz w niższych częściach powozu – na jego przodzie i tyle –
składowane były skrzynie i pudła. Logiczne było, że przeznaczenie wagonu tylko
na nasz nocleg byłoby marnotrawstwem miejsca i był on jedynie przerobiony tak,
by zawierał prowizoryczne miejsca do spania. Po bliższych oględzinach jasne
było jednak, że nie był wystarczająco szeroki, by na kanapach można było się
zdrzemnąć. A było to nieuniknione przy parodniowej drodze.
Niko
usiadła na jednej z sof i przejechała po niej ręką, zrzucając z niej
niewidoczny kurz. Wszedłem do powozu zaraz za nią i usiadłem po drugiej
stronie, tuż obok swoich rzeczy. Dziewczyna zarzuciła nogi na sofę i spróbowała
się wyciągnąć, ale mimo niskiego wzrostu nie zmieściła się. Zmuszona była oprzeć
głowę o drewnianą ścianę wagonu. Zamruczała i po chwili wiercenia, usiadła
normalnie.
– Tu się
nie da spać – wymamrotała obrażonym tonem. W tym momencie usłyszeliśmy pukanie,
a w drzwiach niewysokiego pomieszczenia pojawił się Kakashi.
– No,
ludzie, mam informacje – obwieścił, schylając się i siadając obok kunoichi. –
Nie chcę się teraz bawić w Shikamaru, ale… mam plan.
Hatake w
czasie rozmowy z Sekito dowiedział się wszystkiego, co potrzebne było do
wykonania misji. Wagonów towarowych było szesnaście, a nasze dwa (Kakashi
ucieszył się, że nie mamy nic przeciwko dzielenia się, bo on dostał klucz do
drugiego) miały jechać pośrodku, czyli jako osmy i dziewiąty z kolei. Jako
wynajęci shinobi mieliśmy obowiązek strzec woźniców i przedmiotu „A” non-stop,
co dla jednego ninja nie było możliwe. Musieliśmy więc rozdzielić między sobą
ośmiogodzinne warty, podczas których jeden ninja patrolowałby otoczenie, drugi
czekał w pogotowiu na konwoju, a trzeci spał.
– Zmiany
warty będziemy przeprowadzać podczas dwóch postojów w ciągu dnia i jednego
nocnego. Kolejno o godzinie ósmej, szesnastej i o północy – zaproponował jounin
poważnym tonem. – Jakieś pytania?
– Mogę
mieć wartę od północy do ranka? – zapytała monotonnym tonem szatynka, wyglądając
przez małe okienko w powozie.
– To
najniebezpieczniejsza warta. Myślę, że…
– Poradzę
sobie – warknęła Niko, odwracając głowę ku mężczyźnie. Jej źrenice zwęziły się
nieznacznie. W wagonie zapadła niezręczna cisza. – Jestem… przyzwyczajona do
pracy w nocy. Nie jestem zmęczona…
– Dobra.
– Szarowłosy uniósł dłoń na znak, by skończyła bałwochwalczy wywód na swój
temat. – Damy ci szansę. Sasuke… która warta?
– Południowa.
„Damy ci szansę”. Zaszczyt mnie kopnął, nie ma co. O co
chodziło z tym „my”? Sasuke nie musiał dawać mi żadnych szans. Nie jego
prosiłam o zgodę i nie z nim ustalałam plan. Byliśmy sobie równi, o czym
widocznie mój nowy dowódca zdawał się zapominać.
Obróciłam
się znów do okna. Spojrzałam w głąb ciemniejącego leśnego krajobrazu. Udawałam,
że dalsza konwersacja mnie nie interesuje, ale pozostawał jeden mały szczegół…
– Czyli
ja od szesnastej do północy. Idealnie – westchnął Hatake i wstał z miejsca
Wszyscy nareszcie mogliśmy się wyspać, jako że nasza prawdziwa misja zaczynała
się jutro, wraz z porannym wyjazdem. To znaczyło, że pierwszą wartę ma Uchiha.
– Jeszcze
jedno – zatrzymałam go przed wyjściem. Kakashi uniósł brew.
– Którego
wagonu mamy chronić? – wtrącił się Uchiha, a ja ledwo ukryłam zaskoczenie. Wyjął
mi to pytanie z ust.
– Aah,
prawda… – Jounin podrapał się po karku z lekkim uśmieszkiem. Kiedyś dziwiłam
się Sasuke, kiedy mówił, że potrafił rozpoznać minę, jaką robił Kakashi pod
maską. Teraz jednak ja też się do niej przyzwyczaiłam. – Za mną – rozkazał, po
czym wyszedł z powozu, a za nim ja i Sasuke. Podprowadził nas do jednego z
wagonów towarowych nie różniących się od całej reszty. Kakashi wręczył nam
obojgu małe, złote kluczyki oraz większe, srebrne.
– Sekito-san
zadbał o wszystko – wyszeptał Kakashi, wyjmując własny klucz i otwierając tylne
drzwi do powozu. – Srebrne klucze służą do otwierania tych drzwi… – mruknął, a
potem wszedł ostrożnie do środka. Nie było tam wiele miejsca, cały wóz był wypełniony
różnymi torbami i paczkami, nawet jedną beczką. Sensei podszedł do małej,
metalowej skrzynki z dziwnym mechanizmem. Przygotował złoty kluczyk, przekręcił
go w zamku, a potem obrócił trzy gałki przy kłódce. – A złote do tego. – W
pudełku coś trzasnęło, a Kakashi otworzył skrzynkę, ukazując nam jej zawartość.
Na
granatowym, puchowym materiale spoczywał ciężki, złoty naszyjnik ozdobiony
wielkim, niebieskim kamieniem oraz kilkunastoma mniejszymi świecidełkami, które
odbijały nawet najmniejsze snopy światła wpadające do dość ciemnego wnętrza.
Sama biżuteria robiła ogromne wrażenie z powodu eleganckiej prostoty wykonania
oraz dbałości o detale. Na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić – nawet nie
będąc znawcą w branży, że błyskotka przed nami jest… cóż, drogocenna.
– To
jest przedmiot „A” – stwierdził – nie zapytał – Uchiha, gdy cisza w wagonie
trwała zbyt długo.
– Tak –
przytaknął Hatake, zatrzaskując wieko, a ja potrząsnęłam głową, budząc się z
transu wywołanego przez klejnot. Lubiłam błyskotki, jak się okazywało. – Tego
cacka chronimy. Schowajcie dobrze klucze i nie przychodźcie tu bez powodu.
Jeśli ktoś zechce skraść ten skarb, z pewnością będzie nas obserwował. Nie
możemy ułatwić mu sprawy – powiedział poważnie jounin, kręcąc po kolei trzema
pokrętłami, potem przekręcając kluczyk i wyjmując go. Ja i Sasuke
przytaknęliśmy, choć jego przemowa była jak dla mnie zbędna. Chyba miał nas za
idiotów sądząc, że naprowadzimy złodziei na ślad skarbu. – Aha – jeszcze jedno.
Zapamiętajcie kod do skrzynki i nikomu go nie podawajcie. Jest on potrzebny, by
otworzyć pudełko. Na złotych pokrętłach są małe cyferki. Musicie ułożyć z nich
liczbę dziewięćset siedemnaście. – Wskazał na skrzynkę, którą odstawił za kilka
większych pudeł.
Wyszliśmy
z powozu, Kakashi zamknął za nami drzwi i wszyscy udaliśmy się do swoich wagonów.
Na dworze robiło się już ciemno i chłodno, wokół karet wałęsało już tylko kilku
mężczyzn, których zignorowaliśmy. Usiadłam, a raczej rzuciłam się na swoją sofę
i westchnęłam ciężko. Podrzuciłam dwoma kluczami na srebrnym kółeczku, które
zabrzęczały wesoło w powietrzu. Po otrzymaniu karcącego spojrzenia od
czarnowłosego partnera, zrozumiałam, że lepiej je schować. Rozpięłam jeden
guzik swojej beżowej koszuli i wsunęłam klucze za top trzymający mój biust.
Zapięłam się, po chwili orientując się, że dziwne uczucie bycia obserwowaną nie
jest wytworem mojej wyobraźni. Wbiłam zirytowany wzrok w Uchihę, który w
zamyśleniu ciągle patrzył na moją dłoń. On tylko przymknął oczy i odwrócił
głowę, po czym, jak gdyby nigdy nic, wyjął śpiwór ze swojego plecaka. Rozłożył
go ostrożnie na miękkiej sofie i położył się na nim z rękami pod głową.
– Już
idziemy lulu? – zapytałam melodyjnie, sięgając po swój bagaż.
– Ja
idę. Ty rób, co uważasz – burknął, przymykając oczy na znak, abym zostawiła go
w spokoju. Był łatwy do odczytania.
Ale nikt
nigdy nie powiedział, że skoro go rozumiem, muszę się go słuchać, prawda?
– No
tak, odpocznij. Masz wartę jako pierwszy, pewnie jesteś-…
– Słuchaj
– warknął Uchiha, zrywając się nagle i siadając prosto na sofie, tuż przede
mną. Wyprostowałam plecy, zaskoczona, omal nie wypuszczając z rąk swojego
posłania. – Nie interesuj się. Co robię i kiedy to moja sprawa. Jesteśmy
w jednej grupie – już trudno. W jednym wagonie – przeżyję. Ale, do
cholery – zamknij się. – Ostatnie zdanie niemal wysyczał. Nie zdjął ze mnie
wkurzonego wzroku, czekając chyba na ciętą ripostę. Przez chwilę patrzyłam na
niego niepewnie, ale po chwili namysłu przywdziałam neutralną maskę i
odwróciłam obrażony wzrok do najbliższego okienka.
A więc
to tak?
Doskonale,
skoro tego chciał. Nie myślałam długo nad swoim zachowaniem, mówiłam i robiłam
wszystko, na co miałam ochotę. Swobodnie. Byłam przy tym szczera. Skoro jemu
się to nie podobało, mogło to jedynie oznaczać, że w najbliższym czasie się nie
dogadamy. Ja nie miałam zamiaru się zmieniać, a i on przecież był niesamowicie
uparty.
Przymknęłam
oczy i wypuściłam z płuc powietrze, po czym wstałam i rozłożyłam swój czarny
śpiwór. Ułożyłam się na sofie plecami do Sasuke, podkulając pod siebie nogi i
wiercąc się chwilę w miejscu, a następnie przymknęłam oczy.
Chłopak
przez cały czas śledził mnie swym morderczym spojrzeniem – które, jak niektórzy
opowiadali – zmuszało najgroźniejsze bestie do jęknięcia, odwrotu i ucieczki.
Jego wzrok był tak intensywny, że czuło się go na swojej skórze jak chakrę czy
ostry nóż, nawet na niego nie patrząc.
Gdy po
minucie brunet nie doczekał się ode mnie żadnego odgłosu, położył się z
powrotem i prawdopodobnie zasnął.
Obudziło mnie
pukanie w drewnianą ścianę nad moją głową. Wyprostowałem się i przetarłem oczy.
Do ciasnego powozu wpadało więcej światła, więc musiał być już ranek. Szybko
zasnąłem, pewnie przez ten cholerny wyścig.
Uświadomiłem
sobie, skąd dobiegało pukanie i mruknąłem, że jest otwarte.
Gościem
okazał się Kakashi, który zaraz po przywitaniu się przeniósł wzrok na pustą
kanapę naprzeciwko mnie. Nie było na niej ani bagażów kunoichi, ani jej samej.
Wreszcie spokój.
– Gdzie
Niko? – zapytał prosto z mostu, wskazując palcem na miejsce, gdzie siedziała
zeszłego wieczoru.
– Musisz
zapytać kogoś, kogo to obchodzi – warknąłem pod nosem. W ciszy złożyłem swój
śpiwór i wyszedłem na zewnątrz, ruszając przed siebie. Nawet nie do końca wiedziałem,
gdzie szedłem.
Gdzieś.
Daleko. Od wszystkiego.
To był
zaskakująco chłodny i wilgotny poranek. Trawa pod naszymi stopami uginała się i
chlupała.
– Pokłóciliście
się? – zapytał cicho jounin, wbijając ręce w kieszenie. Ton jego głosu
wskazywał na zainteresowanie, może i nutę troski. Ta rozmowa już mi się
nie podobała.
– Hn.
– Wiesz…
ja jej nie znam tak dobrze jak ty i widać, że ma trudny charakter, ale
ty też aniołem nie jesteś. – Spojrzał na mnie z góry. Był niestety sporo
wyższy.
– Hn.
– Jeśli
takie głupie sprzeczki mają zniszczyć waszą pracę zespołową, to…
– Jasna
cholera, coście się mnie tak uczepili? – syknąłem, zaciskając pięści i
zatrzymując się na drodze donikąd. – Ja nie lubię jej, a ona mnie. Nie będę się
zmieniał dla „dobra grupy”! W zespole siódmym było tak samo i wszystko było
dobrze! – warknąłem. I to trochę głośniej, niż się spodziewałem.
Nareszcie
jednak wyrzuciłem to z siebie. Powiedziałem na głos to, co leżało mi na wątrobie
od wielu dni. Wszyscy albo mieli pretensje do mnie o to, jaki byłem, albo
oceniali mnie, nie znając mnie wcale. A czemu miałem być inny? Każdy miał
prawo być takim, jakim chce, czemu raz mogłem się z dziewczyną bezkarnie
przekomarzać, a za drugim razem wszyscy mnie nachodzili i kazali mi się
zmieniać? Miałem teraz iść do niej z kwiatami i błagać o przebaczenie? O co
chodziło?
Pomijając
fakt, że ona nie była moją prawowitą partnerką. Kakashi, owszem. Ufałem mu i
znałem go na tyle, że nie wdawałem się z nim w głupie rozmowy i sprzeczki. Niko
wtargnęła w uporządkowany system naszej pracy, wywracając go tak, jak to sobie upodobała
i nic z tym nie można było zrobić.
Dziewczyna
nie była aniołem, to fakt. Ciężko się z nią rozmawiało na poważne tematy,
wszędzie czepiała się szczegółów i dopatrywała innych kontekstów. Miała cięty
język, który nie omieszkał się mówić innym tego, co ona właśnie sobie
pomyślała, a to nie dla wszystkich było miłe. Dla mnie, na przykład, lepiej
było odpowiedzieć ciszą czy spojrzeniem, niż rozkręcać się i gadać głupoty. A
kunoichi gadała na okrągło, nie zawsze na temat i w dodatku strasznie
się wszystkim interesowała. Zwłaszcza tym, co było ze mną związane.
Zamrugałem
powoli. Nie zauważyłem tego wcześniej, ale Niko lubiła o mnie pytać i mi
doradzać. Traktowała mnie ciepło, zaczepnie, ale z dystansem. Zbierała
informacje. Pytała i słuchała uważnie odpowiedzi, nawet krótkich czy „na odwal
się”, a gdy nie mówiłem nic – spuszczała wzrok. Chciała wiedzieć coś o mnie – o
sobie nie mówiąc.
Czy ja
nie byłem taki sam?
Potrząsnąłem
głową, uświadamiając sobie, że Kakashi stoi cały czas obok mnie i chyba obserwuje
moją wewnętrzną bitwę. Skąd się brały takie myśli? Czy nie miałem jej traktować
jak partnerki? Po co doszukiwałem się w naszej drużynie jakichś jasno
określonych relacji, skoro mogłem, jak zwykle, patrzeć biernie na rozwój akcji?
Nie
wiedziałem, po prostu nie wiedziałem. Było w niej coś, co różniło ją od innych
dziewczyn, które miałem niefart poznać. Była tajemnicza, inteligentna, silna. Nie,
nie tylko, bo z tego opisu brzmiała jak żeńska wersja mnie, a przecież wiele
jej do mnie brakowało. Uśmiechnąłem się na tę myśl.
Nie
lubiłem samego siebie, wiedziałem, jakie błędy popełniam i karciłem się za to,
mimo że byłem pewien siebie; znałem swoje słabości, dzięki czemu dobrze je
ukrywałem. To było chyba właśnie to moje wielkie ego, z którego tak się często
nabijała. Skoro do samego siebie miałem taki dystans… jak mogłem polubić
kogoś innego, a jednak trochę podobnego?
Pomijając już fakt, że kunoichi była… w jakiś
dziwaczny sposób… atrakcyjna? Nie chodziło mi oczywiście o jej obraz, który z
łatwością sobie odtworzyłem w pamięci. Nie miała idealnej sylwetki, powalającej
pięknem twarzy, pełnych ust czy modnych ciuchów, ale było w niej to coś,
coś, czego ludzie jeszcze nie nazwali. Ogromne oczy skrywające coś głębszego,
bolesnego. Piękny uśmiech. Wdzięczne ruchy. Cięty język. Wyraźną mimikę i tę
małą zmarszczkę na nosie, gdy wyprowadzałem ją z równowagi.
Dość.
Zacisnąłem
pięści, czując jak paznokcie ranią mi skórę. Powstrzymałem się przed
przywaleniem sobie w głowę, która po raz kolejny od jakiegoś czasu nie działała
tak, jak trzeba. Co się ze mną działo? Nagle moje myśli wędrowały tylko w jej
kierunku, jakby wbrew mojej woli była kimś ważnym.
Musiałem
się opanować. Nie wykonaliśmy jeszcze ani jednej misji, nic o niej nie
wiedziałem, a ona sama wcale nie była taka znowu ładna. Gdybym chciał, miałbym
pęczki dziewczyn na każde skinienie, i każdy by przyznał, że niektóre z nich
przerastały Niko w wielu względach.
Wyprostowałem
się i przyjąłem swoją zwyczajną pozę. Popatrzyłem na zdziwionego Kakashi’ego, rozważając,
czy w teorii możliwe byłoby zrobić sobie pranie mózgu. Potyczki z samym sobą
przyprawiały mnie o ból głowy. Najgorsze było to, że gdy jakaś partia zostawała
nierozstrzygnięta, niedługo do niej wracałem.
– Wszystko...
okej? – zapytał jounin z lekką ironią w głosie. Rozwarłem pięści, a dłonie
wbiłem w kieszenie.
– Nie wszystko,
ale przeżyję – westchnąłem. – Która godzina? – Chciałem uciec od jego wzroku i
kolejnych pytań.
– Hmm…
koło siódmej, za godzinę wyruszamy.
Kiwnąłem
głową i odszedłem, by jeszcze raz obejrzeć wszystkie powozy. Nie to, że coś mi
nie pasowało. Tak dla pewności.
Uczestnicy wyprawy nadal pakowali swoje towary lub
przypinali kolejne konie, kilkoro już na nich siedziało. Ogólnie było gwarno, a
wszyscy zdawali się spieszyć. To nie była atmosfera, jaką lubiłem. Wróciłem do
swojego wagonu, gdzie wyjąłem z plecaka niezbędny ekwipunek. Przymocowałem na
prawym udzie kaburę, zmieniłem wczorajszą bluzkę, dołożyłem do broni kilka
shurikenów i poprawiłem opaskę. Za chwilę miała zacząć się moja warta.
Otworzyłem drzwi z zamiarem wyjścia, lecz na mojej drodze stanęła zielonooka
kunoichi.
– Mam
snuć opowiastki czy mówić wprost? – zapytała poważnie z dołu, a zaraz potem
weszła do środka, odpychając mnie tym samym na bok.
– Wprost.
– Nie
byłeś wczoraj zbyt miły – oznajmiła, odrzucając na bok swój bagaż. Przewróciłem
oczami. Czas na drugie kazanie. – Ale miałeś rację – dodała niechętnie,
siadając i wyjmując ze swojego bagażu posiłek. – Od dziś będę stosować się do
twoich uwag.
– Hn. – To
była moja odpowiedź. Cóż. Nie wiedziałem, o co konkretnie jej chodziło, ale
chyba osiągnąłem swój cel.
Usiadłem naprzeciwko. Patrzyłem, jak odwija kolorowe
pakunki z onigiri z nadzieniem z kandyzowaną śliwką – której zapach był nie do
pomylenia, a potem otwiera siateczkę pełną różnych orzechów i owoców.
Spojrzałem na nią z politowaniem.
Niko
uniosła wzrok, gdy tylko rozłożyła wszystko na kolanach. Robiła to specjalnie.
– Miała
być też porcja dla ciebie, ale przestałam się tobą „interesować”. No cóż – westchnęła,
biorąc kilka kęsów.
Uniosłem
brew i uśmiechnąłem się, wskazując na idealnie przyrządzone dania.
– To miało mnie
przekupić, abym pozwolił ci wtrącać się w moje sprawy, biadolić mi nad uchem i udawać,
że się o mnie martwisz? – wypaliłem nie kryjąc sarkazmu. Tylko ja wiedziałem,
jaką reakcją na moim pustym żołądku wywołał widok i zapach jedzonych przez nią
potraw. Zignorowałem nagłe ssanie w trzewiach, mając nadzieję, że nie wydadzą
zaraz zdradzieckiego odgłosu.
– Nie
wiem, co sobie dopowiedziałeś i co na ten temat sądzisz – mruknęła kunoichi,
skubiąc pojedynczo migdały. – Ale nie interesuje mnie to.
– Hn.
Przez dłuższy czas patrzyła na mnie z paczką słodkości
w ręku, intensywnie nad czymś myśląc.
– Widziałam,
jak Kakashi z tobą rozmawiał – powiedziała po chwili, sięgając po plaster
jabłka i chrupiąc go powoli.
Gdy
otworzyła usta by wypowiedzieć kolejne zdanie, coś potrząsnęło wagonem. Zaraz
potem usłyszałem głośny zatrzask po połączeniu naszego powozu z tym, w którym
siedział prawdopodobnie Hatake. Dookoła rozległy się nawołujące krzyki woźniców
i z mocnym szarpnięciem ruszyliśmy naprzód. Niko siedziała tyłem do kierunku
jazdy. Dobrze, że szybko złapała się oparcia sofy, bo wtedy poleciałaby do
przodu i… kto wie, co by się wtedy działo.
– Idę –
rzuciłem, nie racząc jej już ani jednym spojrzeniem. Otworzyłem drzwi na oścież
i wyskoczyłem z rozpędzającego się dopiero wagonu. Rozchwiane drzwi zamknęły
się za mną z hukiem. Swoim szybkim krokiem niemal doganiałem konwój. Gdy ten
mnie wyprzedził, wskoczyłem na dach ostatniego wagonu i obserwowałem ciągnącą
się przede mną drogę. Przeskoczyłem o jeden w przód. I następny. To był dobry
sposób patrolowania obszaru dookoła. Dostrzegłem znajomy wagon, który jechał
teraz piąty z kolei.
Tam był
przedmiot, którego miałem chronić.
Mieliśmy chronić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz