Spojrzałem w lustro. Miałem
nieciekawy wyraz twarzy. Przemyłem ją zimną wodą, opierając się rękoma o
umywalkę. Bóle może i minęły, ale od tych wszystkich leków stałem się
straszliwie senny i otępiały. Z wielkim trudem zjadłem przyniesione mi
śniadanie. Sałatka dziewczyny z klanu Hyuuga może i nie była zła, ale mimo to
mój organizm buntować się przed przyjmowaniem pokarmu. A to był zły znak.
Musiałem odzyskać siły i nadrobić stracony czas.
Pochyliłem się nad zlewem, wzdychając.
Zamknąłem oczy. Ta cała sytuacja była
beznadziejna. Wyszedłem z łazienki. W domu było pusto i cicho. Tak jak kiedyś. Ubrałem
się trochę cieplej, niż zazwyczaj. Nie miałem zamiaru całego dnia przeleżeć. To
było marnotrawstwo czasu godne mojej współlokatorki.
W tym momencie
na dworze lunął deszcz. Podszedłem do okna, zasłaniając je firanką i usiadłem
zdenerwowany na brzegu łóżka.
I co ja miałem teraz robić?
Westchnąłem, otwierając szufladę i szukając jakichś wskazówek w pożyczonych
książkach. Przesunąłem wzrokiem po tytułach, nie zawsze dla mnie zrozumiałych,
gdy trafiłem w końcu na to, czego szukałem. Wyciągnąłem brązową książkę
owiniętą w płótno, którą wcisnęła mi do rąk ta dziwna bibliotekarka podczas
mojej ostatniej wizyty. Dobrze pamiętam jej słowa:
- Trenuj zarówno umysł, jak i
ciało. Jeśli nic z tego nie jest możliwe – rozwiń swą duszę.
Do tej pory zastanawiałem się, jak
można rozwijać coś takiego jak dusza. Jeśli takowa rzeczywiście istniała. Nie
to, że interesowały mnie takie sprawy. Co to, to nie. Nie miałem na to czasu.
Ale moimi rękami pokierowała młodzieńcza ciekawość, która pchała mnie również
na kolejne strony książki.
Po jakimś czasie wiedziałem już
całkiem wiele. Lektura była o wewnętrznej „sile” każdego shinobi. Nie tej,
którą ukazywał podczas walki, ale tej, którą każdy nosił i ukrywał gdzieś w
sobie. Pierwsze rozdziały mówiły o zaradności i pewności siebie. Przekartkowałem
przez nie szybko, to raczej nie było mi potrzebne. Dalej były dokładne opisy
procesu medytacji, które autor określił jako trening ducha. Od razu na myśl
przyszła mi moja irytująca współlokatorka.
Mimo początkowej niechęci – usiadłem
w wygodnej pozycji.
„Trenowałem” bitą godzinę. Pisarz
dokładnie opisywał sposób myślenia i miejsce, do których należy kierować swoją
chakrę. W pewnym momencie wszystkie wskazane ruchy rękoma i skurcze mięśni
tworzyły harmonijną całość. Czułem, jak koncentruje się we mnie niestabilna
energia, zdolna przenosić góry. Skoncentrowałem się jeszcze bardziej. Moja
jasnoniebieska chakra była coraz łatwiejsza do kontrolowania. Tańczyła wewnątrz
mnie i co jakiś czas wychodziła na zewnątrz przez tenketsu, które wskazał
autor. Nie byłem tego wtedy świadomy, ale siedziałem pośród wielu smug
wirującej wokół mnie energii. Nie ruszając się, otworzyłem oczy i westchnąłem,
lustrując kolejne wskazówki w książce. Przeczytałem dopiero dwa rozdziały, a
już poczyniłem duże postępy.
Zamknąłem książkę i zamiast schować
ją z powrotem do szuflady, położyłem ją na półce. Trzeba było najpierw ją
przeczytać, by wiedzieć, czy sama praktyka ma sens i gdzieś mnie doprowadzi.
Wstałem ociężale z materaca i
ruszyłem do okna. Na zewnątrz było szaro i pochmurno. Deszcz lał i lał,
nieubłaganie. Na ulicach wioski nie było wcale ludzi. Woda hałasowała,
spływając rynnami. Przypomniała mi się ostatnia misja.
Z salonu doszedł do mnie trzask
zamykanych drzwi, a potem szybkie kroki. Uniosłem brew, gdy przemoczona Niko
wtargnęła do mojego pokoju, wpadając dokładnie na mnie. Odrzuciło ją do tyłu,
ale po chwili uspokoiła się, nerwowo dotykając ręką swoich mokrych kosmyków.
Ubrania przylgnęły jej do ciała, a z
długich, prostych włosów kapała woda. Wszystko razem wcale nie dawało nawet
takiego niekorzystnego efektu.
- Ne… rozpadało się na dobre… eh… -
mruknęła, odklejając włosy od
twarzy.
- Hn. – Jakbym nie zauważył.
Usiadłem na łóżku, patrząc na nią uważnie. – Czego chcesz? – Z początku
chciałem zapytać, gdzie była, ale zmieniłem zdanie w ostatniej chwili.
- Sprawdzić jak się czujesz. –
odparła, podchodząc do łóżka i kucając przy nim. Chyba chciała mi coś
powiedzieć. Tylko czemu się schylała? – Byłam w bibliotece. Kakashi mnie
dopadł.
- Hn?
- Jest wkurzony. Bardzo. W
drodze tak zaczęło lać, że wstąpiłam do Tenten. – Zawiesiła głos, przesuwając
dłonią po swoich mokrych spodniach. Spojrzała na mnie z zawadiackim uśmiechem. -
Mam nadzieję, że się nie nudziłeś beze mnie.
Przez chwilę ogarnęło mnie dziwne,
ale miłe uczucie. Gdy dziewczyna wepchnęła się do mojego pokoju, nie chcąc nic
ode mnie, a informując mnie o wydarzeniach i wyraźnie interesując się moim
stanem zdrowia, zauważyłem, że wcale nie ma złych intencji. Nie mówiła z
ironią, nie krzyczała, po prostu próbowała nawiązać ze mną kontakt, jak z
partnerem czy współdomownikiem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się
jak członek czegoś, jakiejś grupy, potrzebny i odpowiedzialny, a
jednocześnie doceniany przez innych. Co było jeszcze dziwniejsze – wcale mi to
uczucie nie przeszkadzało.
- Trochę tak. – Widocznie
zaskoczyłem ją odpowiedzią. Położyłem się na plecach, patrząc w sufit.
Westchnąłem. Nadal byłem chory, a teraz i zmęczony po… medytacjach. Irytował
mnie zatkany nos. No i ból mięśni.
Kuso, to chyba była ta odmiana, o
której mówił Kakashi.
- Ne, to jak się czujesz? – zapytała
szatynka niby od niechcenia. – Jeśli źle, to mogę…
- Od tych lekarstw tylko mnie mdli –
przerwałem jej, przeciągając się. Nie robiłem nic aktywnego od wielu godzin. –
Wolę naturalne sposoby leczenia. – Podniosłem się, widząc, że kunoichi już
siedzi na łóżku obok mnie. Zrobiło mi się nieswojo. Nie wiedziałem, czemu. W
jednej sekundzie patrzyłem w biały sufit, a w drugiej siedziałem obok swojej
partnerki, zapatrując się w jej głęboko zielone oczy i czując od niej zapach
deszczu i czegoś jeszcze. Czegoś… słodkiego, osobistego… kompletnie mi
nieznanego.
- Jak choćby? – Niko uniosła brew,
nie ukrywając zainteresowania. Z początku pewnie chciała pobiec w deszczu po
kolejną dawkę zielonych świństw do nacierania mnie.
- Saa… - odwróciłem wzrok, niezdolny
ruszyć się z miejsca. Ucieczka od rozmowy dziwnie by wyglądała, zwłaszcza we własnym
pokoju. - …wymyśl coś. Mam wolne popołudnie i wieczór.
Ładnie powiedziane. Kto nie miał, w taką
pogodę?
- Hm… - Kunoichi podrapała się po
brodzie, odpływając wzrokiem daleko stąd. Patrzyłem na nią przez dłuższą
chwilę, w końcu pewien, że nie odwróci się zaraz i nie powie czegoś głupiego. Z
jej włosów nadal spływały krople wody, staczały się po jej ciepłych policzkach
i ramionach, a ja, jak zahipnotyzowany, śledziłem ich drogę. Miała długie,
gładkie włosy, które teraz, śliskie, odbijały z gracją najmniejszy promień
światła w pokoju. Nagle poczułem potrzebę, by ich dotknąć. Uniosłem prawą rękę
w jej stronę, wciąż nie do końca pewien, czy chcę dotknąć wody, jej włosów, czy
jej ciała. Po chwili zorientowałem się, co robię, i w samą porę cofnąłem dłoń. –
Możemy zaryzykować i przebiec się na tym zimnie do gorących źródeł.
- Hn? Ale wtedy… - Wciąż nie myślałem
zbyt jasno.
- …dokładnie. Doznasz szoku
termicznego. To może ci pomóc. Gwałtowne zmiany temperatury ciała przyspieszają
krążenie krwi i mobilizują mięśnie do pracy. Poza tym…
- …przecież wiem – warknąłem,
podnosząc się z łóżka. Trudno, może i nie wiedziałem. Co nie znaczy, że nie
mogłem tego spróbować.
Do najbliższej łaźni nie było
daleko. Przebiegliśmy się uliczkami Konohy,
rozchlapując wodę na wszystkie strony. Prowadziłem, bo tylko ja z nas dwojga
wiedziałem, gdzie można znaleźć gorące źródła. Zastanawiałem się tylko, czy
będą otwarte o takiej porze i w taką pogodę.
Niko wyrównała ze mną kroku w biegu.
Poruszała się zwinnie i szybko, w dodatku z szerokim uśmiechem na twarzy. Bieg
w deszczu sprawiał tej dziwaczce niemałą przyjemność. Hn, a podobno nie lubiła
deszczu. Może chodziło o porę dnia lub pioruny? Na razie żadnego nie słyszałem.
Dziewczyna nie miała na sobie kurtki ani bluzy – jak była w mieszkaniu – tak
wyszła. Uśmiechnąłem się nieznacznie na ten uroczy widok.
W końcu wyhamowałem przed drewnianym
domem. Niko stanęła w błocie, cicho sapiąc. Rozsunąłem ciężkie, zdobione drzwi,
byśmy mogli wejść do środka.
- Oh, kogo ja widzę! – krzyknęła
starsza kobieta, wychodząc nam
naprzeciw. Była ubrana w coś na styl piżamy. Raczej nie spodziewała się
klientów. – Goście, u nas! W taką pogodę! – ucieszyła się, składając ręce na powitanie. Przywitaliśmy się grzecznie. To
znaczy Niko się przywitała. – Mieliśmy już osłaniać baseny, by woda się nie
mieszała, ale widzę, że się trochę wstrzymamy – westchnęła, kładąc rękę na głowie nieco niższej od siebie kunoichi nie
widząc, jak dziewczyna prycha pod dotykiem nieznanej osoby. Przypominało to
głaskanie nieoswojonego kota. Zielonooka jakoś dziwnie przyciągała do siebie
ludzi. Kobiecie nie przeszkadzało błoto, które nanieśliśmy, ani wielkie kałuże
wody z naszych ubrań. Jedyne, co ją teraz interesowało, to głowa Niko.
Staruszka odwróciła się gwałtownie. – Shinji, goście! – krzyknęła, po czym
uśmiechnęła się do nas i wyszła do bocznej sali.
W mgnieniu oka ukazał nam się wesoły
staruszek, który zaraz zagonił nas do przebieralni, tłumacząc, że nikogo w taką pogodę nie ma i są bardzo zdziwieni,
przez co przepraszają za bałagan. Napomknął, że o zapłatę upomni się później,
bo teraz jest czas na jego popołudniową drzemkę.
Uśmiechnąłem się z pobłażaniem i
zamknąłem za sobą drzwi. W małym pokoju było dużo szafek i świeże ręczniki.
Ściany dekorowały ornamenty kwiatowe, na których paliło się kilka drogich,
antycznych lampionów. Chyba podświadomie wybrałem najdroższą łaźnię w okolicy.
Szybko rozebrałem się i obwiązałem dokładnie w pasie jednym z ręczników.
Wyszedłem przez rozsuwane drzwi na zewnątrz. Uderzyła we mnie fala zimna, przez
co przymknąłem oczy.
Po środku placyku wyłożonego głazami
była ogromna wanna z gorącą wodą, która parowała, tworząc dookoła białe obłoki.
Cały taras ogrodzony był od sąsiednich domów i przedziału dla kobiet drewnianą
boazerią. Przy samych krawędziach zbiornika stały doniczki z kwiatami o
ogromnych liściach, uginającymi się pod ciężarem osadzonych na nich kropel z
parującej wody. Nieco dalej znajdowały się dwa małe stoliki. Na jednym leżało
więcej ręczników, na drugim kilka kolorowych wachlarzy.
Opłukałem się i wszedłem do basenu,
sycząc pod nosem. Bose stopy zapiekły mnie od gorąca, lecz po chwili dziwne
uczucie ustało. Zanurzyłem się do klatki piersiowej, siadając na występie w
wannie i przyglądając się parującej tafli wody, na którą spadały drobne krople
deszczu.
To było dziwne uczucie. W cały tułów
było mi ciepło, niemal błogo, za to w głowę było mi zimno. Zignorowałem to,
opierając się łokciami o tylną ścianę i odrzucając głowę do tyłu. Przymknąłem
oczy. Oh tak, to było przyjemne.
Wszelkie bóle i wrażenie ospałości
ustało.
Nie byłem pewien, jak długo tak
siedziałem, ale miałem dość czasu i spokoju, by przemyśleć ostatnie wydarzenia.
Moja pierwsza misja w nowym
składzie, zakończona sukcesem. Intrygowały mnie jutsu Niko. Jako członek klanu
Uchiha powinienem być w Katon’ach specjalistą, a tu figa. Czułem się…
okradziony. Pomijając fakt, że chętnie bym je skopiował, ale nie do końca
umiałem posługiwać się Sharingan’em w sprawach ninjutsu. Na razie.
Poproszenie kunoichi o korepetycje
nie było fizycznie możliwe.
Drugą sprawą było nagłe pojawienie
się mego przeklętego brata. Czego on szukał tu, w Konoha? Niedokończone
interesy? Może jakieś niedorzeczne zadanie zlecone przez Akatsuki? Może szukał
właśnie mnie, a gdy dowiedział się, że jestem poza wioską - odszedł? To
było prawdopodobne…
Moje myśli powędrowały do mojej
starej drużyny. Naruto i Sakura. Nie to, że za nimi tęskniłem, o nie. Ale…
Ciekawy byłem, jak sobie radzą.
Nigdy nie grzeszyli inteligencją i zaradnością, to pewne, jednak większość
moich wspomnień z nimi związanych była pozytywna. Trudno się było dziwić, od
początku byli moimi partnerami. Może nawet przyjaciółmi.
Westchnąłem. Nie to się teraz
liczyło. Najważniejsza była teraźniejszość. Musiałem natychmiast wrócić do
treningu. Stać się silniejszym. Z dnia na dzień umieć więcej, wiedzieć więcej.
To był mój cel, moje pragnienie, powód istnienia. Przeznaczenie wydawało się tu
dobrym słowem, nawet, jeśli miałem brzmieć jak zarozumiały Hyuuga.
Usłyszałem ciche skrobanie.
Otworzyłem oczy, szukając źródła podejrzanego dźwięku. Coś drapało w boazerię.
Chciałem już wstać, gdy na górnej krawędzi ścianki zauważyłem drobną dłoń. W
chwilę potem skrobanie przybrało na sile, a po ściance wdrapała się Niko. Zeskoczyła
na kamienny żwir dookoła zbiornika, uśmiechając się do mnie.
Zaniemówiłem. Mój proces rozmyślań,
odpoczynku i jednoczesnego zdrowienia przerwała mi półnaga kunoichi. Świat
zwariował.
- Trochę się nudziłam… bez ciebie…
- westchnęła ironicznie, przypominając mi moją wcześniejszą wypowiedź. Tak to
niestety wyglądało. Dziewczyna łapała mnie za słowa w czasie mojej...
niedyspozycji.
- Hn.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza
ci, że sobie tu trochę z tobą posiedzę – mruknęła jak kot, podchodząc do nieswojej wanny i delikatnie, powoli, zanurzając w
wodzie swoje nogi. Westchnęła.
Nie mogłem się powstrzymać, przed
obserwowaniem jej podejrzliwie. Czego ona tu chciała? Nacieranie mnie kremami
to jedno, ale napastowanie w łaźni to drugie. Miałem nadzieję, że nie chciała
mi robić jakichś smętnych wykładów. Chciałem od niej odpocząć, a dziwnym trafem
spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu.
Nie zorientowałem się, gdy mój
morderczy wzrok skupiony na jej twarzy, zniżył się aż do jej nóg, tonących
powoli w ciepłej wodzie, potem do wystających spod puchatego ręcznika ud, jej
ramion, dłoni kurczowo przytrzymujących ręcznik, dekoltu, szyi, wściekłego
spojrzenia…
- Hn – odwróciłem szybko wzrok,
przeklinając się w duchu, a brew dziewczyny zaczęła niebezpiecznie skakać.
Faceci. Tylko tyle powiem. Nie byłam
pewna, czy powinnam być wściekła na Uchihę za ukazywanie… chłopięcych
zachowań, czy zadowolona, że ukazuje jakiekolwiek ludzkie odruchy.
Usiadłam w wodzie, lekko chlapiąc na
boki i wiercąc się w miejscu.
Jego znów nieobecny wzrok
wrócił na mnie. Popatrzyłam na niego ze skwaszoną miną. Może jednak przyjście
tu nie było zbyt dobrym pomysłem? Po drugiej stronie nudziłam się i myślałam
zdecydowanie za dużo, zresztą panowała tam okropna cisza…
- Nie patrz tak na mnie – wycedziłam
ostro, poprawiając ręcznik wokół swojego biustu. Chyba byłam coraz bardziej
podejrzliwa. I czujna.
- To znaczy jak? – chłopak uniósł
brew, opierając się łokciami o ścianę za nim. Palant nie wiedział, że tym
ruchem eksponuje swoją, już przeze mnie zapomnianą, klatkę piersiową, która
wystawała znad tafli parującej wody. Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco.
Coś było nie tak.
- Tak, jak teraz – rzuciłam krótko,
a gdy nadal nie widziałam na jego twarzy zrozumienia, westchnęłam i ciągnęłam
wątek. Było to lepsze niż bezsłowna wymiana spojrzeń. – Patrzysz na ludzi z
wyższością. Nie wiem, jak można patrzeć
z wyższością… - podrapałam się po głowie. – …ale ty to robisz. Twoje
spojrzenie peszy… albo odwrotnie, podjudza do ataku, zależy od osoby. Jest
beznamiętne, suche, nudne – wyrecytowałam powoli. „Tak, jak ty”, chciałoby się
powiedzieć. Nie zrobiłam tego jednak, wiedząc dobrze, że to nieprawda. Każdemu
mogło się wydawać, że mówiłam, co mi ślina na język przyniesie. A wcale nie.
Przynajmniej nie przy nim.
Siedziałem przez chwilę spokojnie,
pozwalając, aby jej słowa utrwaliły się w mojej głowie. Nigdy nie zdarzyło mi
się spotkać osoby, która tak wiele razy podważała moje zdanie, poruszała
tematy, które - niby przypadkowo - zaprzątały właśnie moje myśli w danej chwili
oraz tak często… wyprowadzała mnie z równowagi. Nie zawsze w tym złym sensie.
Kuso.
Znowu skarciłem się w duchu. Nie
powinienem tak o niej myśleć. Nie byłem zwyczajnym chłopakiem otwartym
na miłostki i bezowocne, głupie i infantylne znajomości. To nie był mój cel.
Mój styl. To nie byłem ja.
Cholera, dość. Nie po to tu
teraz siedziałem.
- Moje spojrzenie cię peszy, czy
mobilizuje do ataku? – spytałem cicho, ale słyszalnie. Wolno i wyraźnie,
przechylając głowę na bok. Nie miałem na myśli zdenerwowania jej, tylko
kontynuację tak dziwnej dla mnie rozmowy.
Niko przybrała na policzkach odcień
głębokiego różu, bynajmniej nie z powodu temperatury. Uśmiechnąłem się lekko,
gdy zacisnęła oczy, myśląc pewnie nad ciętą ripostą.
Starałem się, by na mojej twarzy nie
malowało się nic prócz skupienia.
Dziewczyna westchnęła. Jej oddech
był wzburzony i nierówny, jakby chciała coś powiedzieć, ale właśnie się
rozmyśliła. Bez długiego myślenia zanurkowała, mocząc całą głowę i wynurzając
się metr dalej. Odetchnęła głęboko, nie patrząc na mnie.
Unikała tematu, jak ja wcześniej.
- Różnie bywa… - Wzruszyła ramionami
i mruknęła swoim sposobem. Odpłynęła gdzieś myślami.
Wciąż się jej przyglądałem. Nie z
nachalności czy złośliwości. Po prostu… nie mogłem oderwać od niej wzroku. Z
prostymi, mokrymi włosami wyglądała jeszcze bardziej dziewczęco, delikatnie.
Jej brązowawa skóra kontrastowała z białymi obłokami pary, wciąż uparcie
unoszącymi się do góry. Ręcznik nieco zjechał z jej tułowia, lecz starałem się
nie zwracać na to uwagi. Przeszedłem wzrokiem na jej okrągłą, ciągle
zarumienioną twarz. Jej zielone oczy były zmrużone od błogiego ciepła, które
najwidoczniej ogarnęło całe jej ciało. Skąd wiedziałem? Miałem podobnie.
- A teraz? – zapytałem ją półgłosem.
Wbiłam w niego swoje zamyślone
spojrzenie, które spotkało jego czarne jak smoła tęczówki. Tęczówki. Dziwna
nazwa dla określenia tej bezkresnej, ciemnej toni malującej się pod jego
powiekami. Przez chwilę nie ruszałam się, myśląc, co powiedzieć.
Ta rozmowa była strasznie głupia,
wiem. Nie miała sensu ani celu, nawet nie wiem, od czego się zaczęła. Po
prostu… mówiliśmy, by nie było między nami tej durnej ciszy.
No, a ja lubiłam jego głos. Właśnie
to zauważyłam, genialna jestem, wiem. Nie byłam pewna, czy to przez gorącą wodę
czy przez ból gardła, ale takiego głębokiego, zachrypniętego i niskiego głosu
nie miał każdy shinobi w wiosce.
Oh, Kami, wielka szkoda.
- Zgadnij – rzuciłam kolejną
wymijającą odpowiedź, zmuszając się, by nie uciec od jego wzroku. To było jak
gra. Na jego twarzy pojawił się chłodny uśmiech satysfakcji. Atmosfera znów
zdawała się oczyszczać.
- Nie atakujesz mnie – zauważył z
dumą.
- Właśnie… - westchnęłam ociężale, kierując się na swoje miejsce
naprzeciwko shinobi. Poprawiłam szybko biały ręcznik pod ramionami, który jak
na złość zaczął się zsuwać. Po kilku krokach, i tak utrudnianych przez opór
wody, potknęłam się o coś i wpadłam z pluskiem w wodę.
Była ciepła i biała, pachniała… nie
wiem, czym dokładnie, może kwiatami górskimi. Jednak nie miałam zamiaru
znaleźć się w niej cała, co znacznie zmniejszyło doznania i wzrokowe, i
zapachowe.
Patrz, gdzie leziesz. – przewróciłem
oczami, po czym zabrałem swoją bolącą nogę z jej drogi. Nie dość, że irytująca,
to do tego fajtłapa.
- Pfe! – Kunoichi wypluła wodę,
wynurzając się z kąpieli. Znów poprawiła ręcznik. – To ty patrz, gdzie
kładziesz nogi!
- To nie ja upadłem, sieroto
– westchnąłem, ciągle ze spokojem. Źródła były po to, by się zrelaksować,
mogłem wyciągać nogi, gdzie chcę. W dodatku to była wanna dla mężczyzn. Miałem
do niej całkowite prawo.
Zapadła cisza.
Dziewczyna zamrugała kilka razy, po
czym usiadła. Uniosła brwi, zbierając swoje mokre włosy na jedno ramię.
Odsłoniła tym samym drugie. Wolałem tego nie komentować.
- W naszym skromnym towarzystwie nie
powinieneś poruszać tematu sierot, Sasuke – mruknęła poważnie. Chyba
pierwszy raz. No, i powiedziała moje imię. Nawet w głosie pełnym
irytacji nie mogłem nie zauważyć, jak ładnie brzmiało na jej ustach.
- Hn. – Odwróciłem wzrok. Miałem
ochotę cofnąć swoje słowa. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Ona rzeczywiście
robiła ze mną coś niedobrego. Nie powiedziałem przecież nic złego, tak mówiło
się na nieuważnych lub totalne niezdary, jak Naruto…
Po cholerę ja o tym wciąż myślałem?
Wyciągnąłem nogi przed siebie,
próbując zignorować irytujące towarzystwo i zrelaksować się. Od tego mógł
zależeć mój stan zdrowia.
Moja stopa trafiła na coś miękkiego.
Za bardzo nie przejąłem się tym z początku, czucie w moich gorących nogach
mogło mnie zawieść, zresztą – w porównaniu z moimi wymęczonymi od treningów i
podróży stopami dosłownie wszystko było miękkie. Nie mówiąc o tym, że
jakakolwiek akcja typu „Ups, czego właśnie dotykam?” byłaby strasznie
kłopotliwa.
Zamknąłem oczy, wdychając słodki
zapach stojącej obok basenu palemki. Była późna wiosna, więc idealna pora na rozkwit
kwiatów egzotycznych.
- Eh! – usłyszałem speszony głos
szatynki. Otworzyłem oczy, by zobaczyć, jak z jeszcze większym rumieńcem odsuwa
się na lewo, trzymając swój mokry ręcznik. Rozejrzałem się, co ją tak
rozzłościło, poruszałem nogą w wodzie,
sprawdzając, czy nic tam nie ma. Może jakieś zwierzę…?
- Hn. Co znowu…
- Cholera! – Niko z pluskiem
zanurzyła rękę w wodzie, szukając czegoś, po czym złapała „winowajcę” i szarpnęła
nim w górę.
W ułamku sekundy poczułem miażdżący
uścisk na swojej prawej stopie, a chwilę potem zostałem zrzucony z podestu i
wciągnięty pod gorącą wodę. Uderzyłem pośladkami o spód wanny, widząc tylko
biel i jakieś części własnego ciała.
Wynurzył się po paru chwilach, gorący
ze złości. Jego czarne włosy, zwykle niesfornie sterczące – całkowicie oklapły,
przysłaniając mu oczy. Odsunął je ręką i spojrzał na mnie, siedzącą naprzeciwko
z założonymi rękoma.
- Trzymaj swoje ręce i nogi z
dala ode mnie, Uchiha – warknęłam.
Sasuke widocznie miał zamiar
odeprzeć moją frustrację jakimś własnym przytykiem, ale zdawał się powstrzymać
w ostatniej chwili. Przewrócił tylko oczami i potrząsnął głową, pozbywając się
z twarzy mokrych kosmyków. Nie spodziewałam się od niego tłumaczeń i
przeprosin.
Jego szczęście, że wyglądał teraz
bardzo… atrakcyjnie, bo mogłabym kontynuować sprzeczkę.
Reszta czasu w wodzie minęła nam
podobnie – kłótnia, rozmowa, kłótnia, chwila na refleksje. Żartobliwy
komentarz. Śmiech.
Jej śmiech.
Czysty, szczery, dźwięczny. Brzmiał
mi w uszach cały wieczór. W dodatku jej niesamowita sylwetka, ukryta w białym
ręczniku. Niewinna mina, a zaraz potem wściekłe spojrzenie. Szybka riposta, a
raz zwykły rumieniec. Zaczynałem już wierzyć w to, że się dogadamy. Jeśli już
tego nie zrobiliśmy.
W tamtej chwili nie byłem tego
świadomy, ale moje przeziębienie minęło. Minęło, przeradzając się w inną,
gorszą chorobę. Nie tyle na ciele, co na sercu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz